Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 13 września 2020

[72] You're gonna be the lonely one ~Miachar




     Każdemu złodziejowi wydaje się, że jest chytry, jeśli przy popełnieniu wielu kolejnych przestępstw nie zostaje złapany na gorącym uczynku. Niektórzy są tak zapatrzeni w swoją niezwykłość, która sprawia, że nadal są wolnymi ludźmi, że nim się obejrzą, a stają się ofiarami własnej pewności siebie. Żaden złodziej nie chce, by złapano go za rękę – ci, którzy twierdzą inaczej, zwyczajnie kłamią – chce za to stać się czyimś mistrzem, dawać wskazówki i kierować na ścieżce zbrodni w tym ciemnym światku, który wbrew temu, co w wieczornych wiadomościach przekazują media, rozrasta się i pochłania kolejne obszary i kolejne dusze, które za słabe są, by powstrzymać się przed skosztowaniem zakazanego owocu.
    Tylko tak niewielu złodziei, którzy stają się mistrzami dla coraz to młodszych ludzi, bierze pod uwagę to, że wielu uczniów może ich przerosnąć, a nawet wbić nóż w plecy czy w serce, zagrabiając to, nad czym tak ciężko pracował. Właśnie to go spotkało  – uczeń może wciąż miał wiele do nauki, jednak przez swą bystrość, determinację i arogancję zdołał zbudować coś, co stało się jednym z najważniejszych tematów ostatnich dni, a co zdawało się mieć dopiero początek. 
    Nie umiał się z tym pogodzić. Chłopiec, którego w wyniku nieszczęśliwych wypadków zmuszony był przygarnąć pod swój dach, którego też wprowadził w ten świat i w którym pokład wielkie – jak się okazało, zbyt wielkie – nadzieje, stał się właśnie wrogiem publicznym numer jeden nie tylko przedstawicieli ciemnego półświatka, ale całego miasta, które gotowe było na publiczny lincz, jeśli tylko mężczyzna trafi w ich ręce.
    Nie rozumiał, jak mogło do tego dojść. Przecież robił wszystko, by jednak zaszczepić w nim odrobinę przyzwoitości. Starał się cenzurować wszelkie treści, które mogły wzbudzić w dziecku liczne pytania, właściwie to chował plakaty szerzące mowę nienawiści czy nakłaniające do nietolerancji, a nawet nakłaniające do rozpoczęcia nowej wojny do szuflady lub kartonu po butach, który wrzucał na górę szafy, gdzie mimo wejścia na drabinę chłopiec nie był w stanie sięgnąć. Robił wszystko, by pojęcie zła nie wychodziło poza to, co sam mu mówił, by nie nauczył się, iż ludzie są gorsi od największych potworów i demonów, jakie można by tylko stworzyć w wyobraźni, zanim nie będzie na to gotowy.
    Powinien jednak wziąć pod uwagę, jaki przewrotny bywa los, jak bardzo lubi on śmiać się z ludzi i mieć zupełnie gdzieś to, czego oni by chcieli. Przecież czasami dostrzegał w spojrzeniu tego dzieciaka błysk, który mógł świadczyć o tym, iż knuje coś niedobrego. Może nie był łobuzem, który regularnie wędrował na dywanik do dyrektora w podstawówce, jednak sygnały ostrzegawcze zaczęły pojawiać się, nim wszedł w okres dojrzewania. Przecież tak często pytał o taki czy inny szczegół, bardzo chciał pomagać przy drobniejszych kradzieżach, nawet na czatach robił wszystko, by po wykonanej pracy zostać pochwalony. To powinno zaniepokoić opiekuna, on jednak czuł wtedy małą dumę. Teraz mógł jedynie pluć sobie w brodę, iż przyłożył rękę do ukształtowania tego potwora. 
    Kiedy zaczęła się publiczna nagonka na złodzieja, który sam siebie nazywał królem tego fachu i nie miał żadnych oporów, by nie tylko włamywać się do domów czy małych firm, co nawet zagrać w kotka i myszkę z ochroniarzami najpoważniejszego banku w mieście i zrobić z nich idiotów, zaczął go szukać. Im prędzej to zrobi, tym szybciej zdoła go przygotować na wrzucenie prosto w paszczę lwa, jak nazywał publiczność, która we wszelkich mediach społecznościowych dawała wyraz temu, jak bardzo nie popiera takiego zachowania. Oczywiście, pojawiło się kilka głosów podziwu względem uzdolnionego złodzieja, jednak szybko były usuwane czy też banowane. Nie zmieniało to jednak faktu, że mężczyzna zyskał sławę, a jak można to było stwierdzić, choć trochę go znając, właśnie na tym mu zależało.
    Dawny opiekun swoje poszukiwania zaczął od miejsc, w których dawniej, wiele lat temu, obaj bywali. Wzięło go przy tym na niemałe wspominki czasów, kiedy sam starał się być nie tylko kryminalistą, ale też i rodzicem dla chłopca porzuconego przez tych biologicznych przy śmietniku w najgorszej dzielnicy, do jakiej człowiek mógł w tym mieście dotrzeć. Pamiętał, jak walczył ze sobą, by w końcu zdecydować się go przygarnąć. Nie miał zielonego pojęcia o wychowaniu dzieci, sam niedawno przestał nim być, wiedząc jednak, jak bardzo bycie sierotą bywa chujowe, postanowił nie rujnować życia tego dzieciaka. Miał wtedy kontakt ze swoją opiekunką, to ona pomagała mu przez pierwsze dwa lata życia młodego, póki nie oberwała kulki, wtrącając się w kłótnię na parkingu przed największym sklepem. Media nazwały to najgorszą tragedią dekady – poza nią zginęło wtedy dwóch policjantów i czworo innych cywili – a on najgorszym dniem swojego życia, którego nigdy nie chciał powtarzać. Dlatego musiał powstrzymać wychowanka, by nie strzeliło mu do głowy nic podobnego.
    Przemieszczał się z jednego punktu do kolejnego, odhaczając miejsca na liście, którą przygotował sobie w notesie. Fakt, jak reszta świata posiadał dobrej jakości smartfon, na którym mógłby stworzyć odpowiednie zapiski, jednak pod pewnymi względami był tradycjonalistą. No i taki notes trudniej było ukraść z kieszeni niż telefon, co wiedział z doświadczenia.
    Skreślił kolejną z możliwości i ruszył w stronę zejścia do metra – z pomocą tego środka transportu mógł najszybciej dotrzeć do kolejnego celu. Czekając na peronie, rozglądał się wokół, lekko chwiejąc na stopach, co zwróciło na niego uwagę kilku innych podróżnych. 
    – Zobacz. – Jakaś starsza pani, która właśnie go mijała, przechodząc wzdłuż peronu, wskazała na niego palcem i wyjaśniła młodej dziewczynie, która stała przy jej boku, podtrzymując ją pod łokieć: – To ten szachraj, co mu źle z oczu patrzy. Widać, że to kryminalista. Wystrzegaj się takich jak on, tacy to potrafią samym spojrzeniem człowieka zabić, tak ludzie mówią!
    Idąc za tym tokiem, podążając w ślad za plotką, gdyby naprawdę w nią wierzyć, to staruszka byłaby właśnie na etapie zmierzania do lepszego świata. Z tego, co widział, nie robiła się mniej żywa, choć zatrzymał się i począł wpatrywać w nią uciążliwie niczym sroka w gnat. Do diaska z takimi przesądami, w ogóle nie działają, a jedynie stracił przez nie cenną minutę, za którą nikt mu nie zapłaci.  A tak miałby jakieś drobne na kolejny bilet.
    Odprowadził staruszkę i jej towarzyszkę wzrokiem, te zaś wciąż wywlekały na tapetę, jakie to podejrzane typki kręcą się po okolicy – i to w biały dzień, na litość boską! – po czym zbliżył nieznacznie do krawędzi, chcąc sprawdzić, czy może coś nie nadjeżdża. W czyichś oczach odebrane zostało to jako potencjalna próba samobójcza, ponieważ niespodziewanie został chwycony za łokieć i pociągnięty do tyłu.
    – Co pan wyprawia? – zagrzmiała mu do ucha jakaś kobieta. – Dlaczego chce pan to zrobić?!
    Spojrzał na nią przez ramię i skrzywił się. Że też to jakaś ładna kobieta w płaszczu musiała bawić się w bohaterkę. Gdyby to była jakaś babuszka, pewnie uciekłby od razu, nie czekając na zdzielenie drewnianą laskę, jednak w takim przypadku musiał poświęcić chwilę na wyjaśnienie sytuacji. I kolejne minuty bez zapłaty mu zlecą, nie mówiąc o tym, że to opóźni odnalezienie tego parszywca, który ze wszystkimi się bawi, bo wydaje mu się, że jest panem świata.
    – Z całym szacunkiem, proszę pani, ale wcale nie chciałem się zabić. – Zrobił wszystko, by jego stalowe spojrzenie zdawało się rzucać gromy. Chyba zadziałało, bo kobieta puściła jego rękę i zarumieniła się zawstydzona. – Sprawdzałem tylko, czy coś nie jedzie, wie pani, jak to czasami bywa z metrem, jakieś opóźnienia czy coś, a mnie się dość śpieszy.
    – Ach tak? – Nie wyglądała na przekonaną, ale o nic nie dopytywała, zażenowana swoją reakcją. – Rozumiem. Przepraszam, to po prostu wyglądało tak, jakby…
    Naprawdę była ładna w swojej naturalnej odsłonie, co go zaskoczyło, bo rzadko widywał kobiety bez makijażu. Do tego jej oczy miały taki jasny, błękitny kolor.
    – Da się pani zaprosić na kawę? – wypalił nagle, jeszcze bardziej ją tym zaskakując.
    – Słucham? Znaczy się, ja…
    Powinien czekać na odpowiedź, ale nie mógł tego zrobić. Nie w chwili, kiedy wydawało mu się, że właśnie widzi swojego dawnego wychowanka na sąsiednim peronie, jak spokojnie sobie po nim kroczy, wyglądając na podróżnego, którego nuży oczekiwanie, czuł jednak, że jest tam tylko dlatego, bo zorientował się, że ktoś go szuka. A – jak wiadomo – żaden szanujący się przestępca nie pozwoli nikomu wejść do swojej kryjówki.
    Nic nie mówiąc, całkowicie ignorując kobietę, z którą rozmowa zapowiadała się na zupełnie przyjemną, ruszył prawie że biegiem w stronę schodów, by z ich pomocą przedostać się na kolejną platformę. Wiedział, że musi się spieszyć, bo jeśli nie, może stracić go zupełnie z oczu, a to będzie oznaczało powrót do punktu wyjścia. Nie zwracał uwagi na potrącanych przez siebie ludzi, co inne było teraz ważniejsze.
    Poruszał się najszybciej, jak mógł, a i tak przez chwilę sądził, że przegrał wyścig z czasem i wychowanek zdołał się już ulotnić. Sekundę po tej myśli zdołał wypatrzeć go wśród wciąż oczekujących, zbliżył się więc do niego i wyciągnął rękę, by położyć ją na jego ramieniu.
    – Mam cię.
    Och, powinien wiedzieć, że złapanie wykwalifikowanego złodzieja znającego sztuki walki nie będzie takie proste, tym bardziej, że sam go szkolił i znał jego możliwości, jednak przez emocje, jakie właśnie odczuwał, dał mu się zaskoczyć. Nawet nie wiedział, kiedy wylądował na kolanach z wykręconą ręką i został kopnięty w zadek, musiał się jednak szybko pozbierać i ruszyć w dalszy pościg, bowiem przybrany syn ani myślał zostać tuż obok.
    Wydostanie się spod ziemi zajęło więcej czasu, bo właśnie fala ludzi w garniturach i z tekami w rękach wylała się na dół, spiesząc na popołudniowe kursy pojazdów. Przedzieranie się zajęło kolejne cenne minuty, nic więc dziwnego, że zaklął siarczyście, wykwitając na powierzchni i rozglądając się wokół. Jednak chłopak nie uciekł, a stał kilkanaście metrów od niego i machał mu z szerokim uśmiechem na ustach. Jakby doskonale się bawił.
    Mężczyzna ruszył w jego stronę, ale wychowanek jeszcze nie skończył tej gry. Także się poruszył, wbiegł na pasy i zniknął między dwoma wysokimi budynkami. Opiekun ruszył w tę samą stronę, zwalniając jednak przed wniknięciem w zaułek. Wiedział, że w nich nigdy nie jest bezpiecznie, musi mieć się na baczności, jeśli nie chce oberwać jeszcze raz. Ewentualnie przygotować się na mały pojedynek. Dobrze, że nadal w wolnym czasie trenował w dojo zaprzyjaźnionego karateki, inaczej mimo wciąż dość młodego wieku byłby łatwy do złamania niczym jakiś staruszek.
    – Hej, nie uciekaj przede mną! – krzyknął, wchodząc między smród niewywożonych śmieci, kałuż, które stały tu zdecydowane za długo, i szczurów, które kryły się, gdzie tylko mogły, pozostawiając po sobie odchody i nadgryzione jedzenie, do którego udało im się dostać.
    – Ale czy ja uciekam? – Wychowanek opierał się o jedną ze ścian między dwoma czarnymi kontenerami z nieopuszczonymi klapami i spoglądał w jego stronę z wyraźną niechęcią. – Choć muszę przyznać, że chyba powinienem brać nogi za pas, inaczej wszyscy mnie dopadną. – Roześmiał się przy ostatnich słowach. – Co słychać, ojcze?
    Rzadko kiedy tak się do niego zwracał, głównie dlatego, że opiekun sobie tego nie życzył. Nie było między nimi żadnego pokrewieństwa, to przypadek sprawił, że stali się rodziną. Może i go adoptował i zrobił to zgodnie z prawem, ale nie chciał być tak nazywany. Wystarczyło wujku lub też używanie imienia. Dlatego teraz przeszedł go dreszcz, kiedy usłyszał tytuł, którym nie powinien być zwany. To sprawiło też, że krew w nim zawrzała. Nie chciał, by ktoś ich łączył w czasie, gdy młodszy stał się najbardziej poszukiwaną osobą w całym mieście.
    Spojrzał na niego nie z wyrzutem, który by tutaj pasował, ale z olbrzymim zawodem. Jakby naprawdę załamało go to, iż dawny uczeń poszedł tak złą drogą.
    Nauczyłem cię, jak otwierać zamki i tak to wykorzystujesz? Myślisz, że jesteś kimś wielkim,  jedynie psujesz naszą reputację! – zagrzmiał.
    Chłopak uśmiechnął się do niego szeroko, a w tym geście nie było zupełnie nic przyjemnego. Uśmiech ten można by porównać do uśmiechu, jaki oprawca posyła ofierze na sekundy przed tym, jak ją zaatakuje.
    Nie tak to miało wyglądać, przynajmniej nie tak to sobie wyobrażał.
    – A jak myślisz, dlaczego w ogóle chciałem się tego nauczyć? Co, sądziłeś, iż dlatego, że widzę w tobie jakiegoś mentora, guru, od którego chcę się uczyć i w którego ślady chcę pójść? – Zaśmiał się, a to także nie był przyjemny dźwięk. Kiedyś może by tak zabrzmiał, ale minęło sporo czasu, od kiedy mógł śmiać się beztrosko, a nie jak ktoś złamany już przez życie. – Może początkowo tak było, ale widzisz, im dłużej ci się przyglądałem, tym mocniej czułem, iż moja droga jest trochę inna niż twoja. Bo wiesz, ja nigdy nie chciałem być święty. – Przechylił lekko głowę na prawą stronę, przez co część jego twarzy zniknęła w półmroku zaułka. – Zawsze przestrzegałeś mnie, bym nie grał nieczysto i pewnie posłuchałbym cię, gdyby to nie kłóciło się z moją własną zasadą: nie zdradzaj nigdy, co takiego planujesz. Więc nie będę jednym z tych czarnych charakterów, które wygłaszają na wielki finał przydługą mowę, jakby wreszcie mieli tę jedyną w życiu okazję, by wydać z siebie głos.
    – I tak już długo mówisz – zauważył starszy mężczyzna. – Nigdzie też z tą gadką nie dochodzisz.
    Chciał go w ten sposób rozzłościć, jednak niewiele wyszło z tego improwizowanego planu. Wychowanek zbliżył się do niego tak, że finalnie dzieliło ich zaledwie kilka kroków. Był od niego wyższy i tak bardzo niepodobny, że przypadkowy świadek nigdy nie nazwałby ich rodziną.
    – Myślisz, że zdołasz mnie powstrzymać?
    – Mogę przynajmniej spróbować. Zdajesz sobie sprawę, że wszyscy na ciebie polują? Nie tylko nasi ziomkowie i policja, ale i zwykli cywile chcą cię ująć i postawić przed sąd, by dopadła cię sprawiedliwość! Nie doszło do tego tylko dlatego, że nie pozwoliłeś dać się złapać żadnej kamerze, ale to kwestia czasu, kiedy któryś z naszego grona cię wsypie. Co wtedy zrobisz? Aż tak ci zależy, by być najlepszym złodziejem ostatnich lat?
    Nigdy nie widział takiego życia dla siebie. Uważał, że lepiej pozostać w ukryciu i być na scenie półświatka najdłużej, jak się da. Z drobnych zleceń też się dało wyżyć, a jeśli akurat chciał się bardziej wzbogacić na czyjeś stracie, wyjeżdżał zagranicę. Nie przyszło mu na myśl, by igrać sobie z najbogatszymi, bo żaden był z niego Robin Hood. Wychowanek też ani trochę go nie przypominał.
    Chłopak zaśmiał się, po czym uderzył opiekuna pięścią prosto w przeponę. Starszemu złodziejowi aż zaparło dech, kiedy zgiął się w pół i zaczął gwałtownie łapać powietrze. To jednak nie było wszystko. Skoro zaskoczenie atakiem zaczęło znikać, należało przejść do kolejnych kroków.
    Pierwszy z kopniaków wydarł z gardła głośny jęk bólu, kolejny jedynie kazał zacisnąć zęby. To nie spodobało się agresorowi, który przykucnął przed swoim przybranym rodzicem i chwycił go za włosy, by spojrzeć mu prosto w oczy.
    – Ty też przyszedłeś na mnie zapolować.
    – Nie. Chciałem cię tylko ostrzec i powiedzieć, byś uciekał.
    – Niby dlaczego? Chcesz mnie w ten sposób ochronić?
    Nie zastanawiał się nad tym, po prostu uważał, że musi tak zrobić.
    – Tak. Bo byliśmy rodziną, a rodzina się o siebie troszczy.
    Chłopak zaśmiał się z głębi siebie, po czym uderzył złodzieja pięścią w twarz. Chrupnęła łamana kość, z nosa pociekła krew, a warga zaczęła pulsować bólem.
    – Nie masz prawa mówić mi, co mam robić. – W jego głosie zabrzmiała wrogość, której żaden rodzic nie chciał słyszeć w głosie swojego dziecka. Nawet tego adoptowanego. – To ja decyduję o swoim życiu i o tym, kiedy zejdę ze sceny. A zrobię to tylko w blasku chwały, kiedy ty będziesz dalej wiódł swoje nędzne jestestwo w jakieś zapyziałej duże. Nie masz żadnego prawa mówić mi cokolwiek.
    Ten gniew, który się pojawił, dawał złudzenie, że w młodym człowieku wciąż są jakieś uczucia, że nie stał się robotem obojętnym na cały świat. Należało to jeszcze wykorzystać, dlatego opiekun nie pozwolił okazji przepaść.
    – Mogę za to przepowiedzieć twoją przyszłość – wycharczał, wypluwając odrobinę krwi. – Zmierzasz do tego, że w swoim otoczeniu będziesz jedynym samotnym ze wszystkich ludzi. Nikt nie będzie ci ufał, nikt nie będzie ci pomagał, wszyscy będą chcieli cię zniszczyć, bo tak to wygląda w tym świecie. Na końcu nie masz wyjścia i zostaniesz sam. Tak bardzo mi przykro.
    W oczach chłopaka zajaśniał gniew niczym płomienie ognia. Kolejny cios wylądował na twarzy, która zaczęła robić się coraz bardziej czerwona.
    – Powinienem cię zabić – wycharczał. – To ty mnie takim uczyniłeś, więc teraz nie praw mi kazań. Powstałem na twoje podobieństwo. Jak więc śmiesz się ode mnie odwracać?!
    Następny kopniak stałby się faktem, gdyby nie rozległ się czyjś głos.
    – Przepraszam, co pan robi?
    Opiekun zdołał go rozpoznać. To ona! Ta kobieta, która uratowała go na peronie, bo wydawało jej się, że on chce się zabić. Przyszła tu o odpowiednim czasie, by uratować go przed prawdziwym zagrożeniem.
    Chłopak spojrzał w jej stronę i zaklął. Obrócił się na pięcie i, zarzucając kaptur płaszcza na głowę, począł oddalać się szybkim krokiem.
    – Proszę zaczekać! Hej!
    Kobieta chciała pobiec za nim, ale widząc, jakie spustoszenie zdołał dokonać na twarzy tego mężczyzny, z którym niedawno rozmawiała, zrozumiała, że najważniejszym teraz jest uratowanie pobitego człowieka. Przyklękła przy nim, ułożyła sobie jego głowę na kolanach, kiedy sprawdziła, czy nie krztusi się krwią.
    – Słyszy mnie pan? Proszę nie odpływać, już wzywam pomoc!
    Opiekun otworzył na chwilę oczy, choć kosztowało go to wiele wysiłku, i spojrzał na nią, a z jego ust wypłynęło jedno słowo, zanim objęła go ciemność.
    – Piękna.

   
   

2 komentarze:

  1. Niewielu nauczycieli bierze pod uwagę, że uczeń może przerosnąć mistrza.
    Złodziej, który nie chce nauczyć zła i ciemnej strony mocy...hmmm. Chyba nie do końca rozumiem ten tekst.
    Pomagał mu w kradzieżach i uczył go fachu, jakby na to nie patrzeć, ale nie chciał jednocześnie żeby stał się kryminalistą.

    "Wystrzegaj się takich jak on, tacy to potrafią samym spojrzeniem człowieka zabić, tak ludzie mówią!" - hahah, takie właśnie tekstu spodziewałabym się od starszej pani.

    jestem ciekawa czy ten jego przybrany syn go nie poznał gdy tak wygiął mu ramię i ciekł, czy też celowo unikał z nim kontaktu.

    Co za gnojek, takiego to tylko patelnia przez łeb, a jak nie pomoże to siekierką między oczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Duuuuzo opisów, bardzo szczegolowo. Smrod dworca dotarl i do mnie, fajnie to odzialywalo na zmysly, zbyt długo stojace kaluze, szczury, resztki. Caly czas czekalam na konfronatcje, starcie miwdzy zlodziejami i jakis motyw co kieruje mlodszym. I... Straszny z niego wyszedl dzieciak. Takie bede zlu, bo bede, o. Nie lubie go! Zapewnia, ze nie wtglosi mowy, ale to robi! I kto mowi "iż" zamiast "że", serio. Xd nie zaufalabym mu ani odrobine i slusznie, bo to zlodziej :D z calej tej potyczki zdaje sie ze wyniknie cos dobrego dla starszego zlodzieja. Spodziewalam sie, ze babeczka okaże się policjantka :D

    OdpowiedzUsuń