Tekst czwarty z pięciu. Uważam za coś fantastycznego to, iż podczas korekty czuję w sercu przyjemne ciepło. Cóż, uwielbiam Wu nie tylko jako jego twórca, ale jako człowiek i niezmiernie się cieszę, że mogłam dać mu życie.
Kolejny dzień szykował się w zieleń liści, lekki powiew wiatru i przepiękne promienie słońca. Nie mogło być wątpliwości, iż będzie to uroczy dzień, taki, kiedy to człowiek sam z siebie wie, że warto będzie porzucić część niezbyt przyjemnych obowiązków – w pewnych granicach, oczywiście – i przejść się na choćby krótki spacer, by móc cieszyć się tym pięknem natury. Wu od razu po przebudzeniu wiedział za to, że to będzie idealny poranek, by pójść po zakupy. Jego lodówka i szafki nie świeciły może jeszcze pustkami, ale jak powiedziano wczoraj wieczorem w wiadomościach, które oglądał jak zwykle z zaciekawieniem, mówiono o tym, że właśnie zaczął się sezon na figi, a on nie miał w mieszkaniu ani jednej. Dokładnie im się przyjrzał, kiedy pojawiły się na ekranie telewizora, zapamiętał i wiedział, że nie będzie miał w sklepie problemu, by odróżnić je od innych egzotycznych owoców. Wstał z uśmiechem na twarzy, przyszykował sobie szybkie śniadanie i kubek słodkiej herbaty, założył ulubioną o tej porze roku koszulkę i z płócienną torbą, portmonetką i kluczykami oraz listą zakupów wyruszył znaną sobie ścieżką, by zajść do największego marketu w mieście.
O tej porze, jak można się było tego spodziewać, w środku zastać mógł pracowników wracających z nocnej zmiany, emerytki i emerytów, którzy obudzeni z kurami nie bardzo wiedzieli, co począć z resztą dnia, i te sąsiadki, które jeszcze przed pracą chciały wziąć ze sobą na drugie śniadanie coś, co producent mógł nazwać zdrowym jedzeniem, które tak prawdziwie było bombą nie tyle kaloryczną, co węglowodanową. Wśród tych ludzi Wu mógł przechadzać się spokojnie, toteż przemierzał kolejne alejki niespiesznie, ciesząc się, że przez ostatnie kilka dni, kiedy się tu nie pojawiał, nie nastąpiły zmiany w wystroju i wszystko było tam, gdzie zapamiętał. W innym przypadku mógłby zrobić scenę ze swoim nagłym atakiem paniki.
Ku zadowoleniu Wu spotkał w sklepie osobę, która zawsze była dla niego niezwykle uprzejma i nigdy nie czuł presji pod wpływem jej wzroku, kiedy pakował zakupione produkty do torby. Jako że istniało takie prawdopodobieństwo, widok Rozanne za kasą był niemalże tak przyjemny jak ten poranek.
O tej porze, jak można się było tego spodziewać, w środku zastać mógł pracowników wracających z nocnej zmiany, emerytki i emerytów, którzy obudzeni z kurami nie bardzo wiedzieli, co począć z resztą dnia, i te sąsiadki, które jeszcze przed pracą chciały wziąć ze sobą na drugie śniadanie coś, co producent mógł nazwać zdrowym jedzeniem, które tak prawdziwie było bombą nie tyle kaloryczną, co węglowodanową. Wśród tych ludzi Wu mógł przechadzać się spokojnie, toteż przemierzał kolejne alejki niespiesznie, ciesząc się, że przez ostatnie kilka dni, kiedy się tu nie pojawiał, nie nastąpiły zmiany w wystroju i wszystko było tam, gdzie zapamiętał. W innym przypadku mógłby zrobić scenę ze swoim nagłym atakiem paniki.
Ku zadowoleniu Wu spotkał w sklepie osobę, która zawsze była dla niego niezwykle uprzejma i nigdy nie czuł presji pod wpływem jej wzroku, kiedy pakował zakupione produkty do torby. Jako że istniało takie prawdopodobieństwo, widok Rozanne za kasą był niemalże tak przyjemny jak ten poranek.
– Dzień dobry! – przywitał się głośno i radośnie, po czym począł wykładać towar na taśmę.
Nikt nie byłby zdziwiony, widząc takie powitanie, gdyby tylko znał Wu – ten mężczyzna z każdym od razu zmierzał do tego, by się zaprzyjaźnić, choć druga osoba mogła wykazywać bardzo silnie, że nie jest tym ani trochę zainteresowana.
– Cześć, Wu. – Kobieta uśmiechnęła się do niego serdecznie. – Co u ciebie słychać? Dawno cię nie było. Ponoć byłeś w odwiedzinach u babci?
Oczywiście znała odpowiedź na to ostatnie pytanie, jednak nauczona była zadawać je Wu, byle tylko widzieć u kolegi iskierki w oczach i wdzięczność za to, że może cokolwiek opowiedzieć. Pamiętała doskonale lata wczesnej podstawówki, kiedy to nawet wychowawca wykazywał się brakiem cierpliwości i nie słuchał tego, co mały Wu chce powiedzieć. To doprowadzało go do płaczu, który szybko się nie kończył, za co jeszcze mu się obrywało od dyrektora. Zamiast skupić się na tym, jak Wu wypada na tle reszty klasy, co zrobić, by jego rozwój przebiegał odpowiednim tempem, a nie pod presją, woleli zawsze widzieć w nim sprawcę tego, że są opóźnienia w robieniu założonego z góry programu, że przy jego rysunkach rozlewają się pisaki i łamią ołówki. Z perspektywy czasu Rozanne wiedziała, że gdyby poświęcić Wu więcej uwagi, szybciej zostałby zdiagnozowany i trafiłby do odpowiedniego ośrodka. A tak męczył się pięć długich lat, stając pośmiewiskiem.
Choć nie miała pewności, że gdyby szybciej trafił do specjalnej szkoły, nadal byliby kolegami.
– U mnie wporzo – odparł skrótowcem i począł szukać portmonetki. – Nie było mnie, bo nie musiałem tu być. Tak, byłem u babci.
Zwrócił standardowo uwagę na każdą poruszoną kwestię i dał na nią odpowiedź, nie wychodząc przy tym za bardzo poza ramy, jakie te pytania narzuciły. Można to było wziąć za lakoniczną wypowiedź, ale według Wu to była najlepsza wypowiedź, bo pamiętał o wszystkim.
Rozanne posłała mu uśmiech, zaczynając kasowanie od słoika z dżemem truskawkowym.
– Ktoś mi powiedział, że masz nowego przyjaciela – zagaiła, a Wu skinął głową i uśmiechnął się.
Przyjemnie było widzieć radość na jego twarzy, jednak Rozanne wiedziała, że to, co dla kolegi było przyjemnym zrządzeniem losu – Wu cieszył się za każdym razem, gdy mógł poznać kogoś nowego – dla Eddiego okazało się być męczarnią i to w żaden sposób nie była wina Wu, tylko jego rodziny. Rozanne wciąż nie umiała pojąć, jak ktoś, kto powinien być jednym z najbliższych ludzi na świecie, mógł okazać się kimś pozbawionym uczuć.
– Tak, mam – odpowiedział mężczyzna. – Ma na imię Emma, jest ode mnie młodsza, lubi czekoladę i grać w ping ponga, i…
Nie było to może zbyt kulturalne, ale kiedy Wu rozkręcił się z mówieniem na ten temat, jego koleżanka wróciła myślami do rozmowy, jaką w niedzielę po powrocie odbyła z Eddiem na jego olbrzymią prośbę.
„Błagam, chodź ze mną na piwo, chociaż jedno, bo ja na trzeźwo tego wieczoru nie zdzierżę”! – oznajmił jej podczas krótkiego połączenia telefonicznego. Wydał jej się wyglądać na wytrąconego z równowagi, kiedy mogła go zobaczyć, zajmując miejsce naprzeciwko przy stoliku w jego ulubionym lokalu. I z czasem miała się przekonać, iż sama zostanie z niej wytrącona.
Nikt nie byłby zdziwiony, widząc takie powitanie, gdyby tylko znał Wu – ten mężczyzna z każdym od razu zmierzał do tego, by się zaprzyjaźnić, choć druga osoba mogła wykazywać bardzo silnie, że nie jest tym ani trochę zainteresowana.
– Cześć, Wu. – Kobieta uśmiechnęła się do niego serdecznie. – Co u ciebie słychać? Dawno cię nie było. Ponoć byłeś w odwiedzinach u babci?
Oczywiście znała odpowiedź na to ostatnie pytanie, jednak nauczona była zadawać je Wu, byle tylko widzieć u kolegi iskierki w oczach i wdzięczność za to, że może cokolwiek opowiedzieć. Pamiętała doskonale lata wczesnej podstawówki, kiedy to nawet wychowawca wykazywał się brakiem cierpliwości i nie słuchał tego, co mały Wu chce powiedzieć. To doprowadzało go do płaczu, który szybko się nie kończył, za co jeszcze mu się obrywało od dyrektora. Zamiast skupić się na tym, jak Wu wypada na tle reszty klasy, co zrobić, by jego rozwój przebiegał odpowiednim tempem, a nie pod presją, woleli zawsze widzieć w nim sprawcę tego, że są opóźnienia w robieniu założonego z góry programu, że przy jego rysunkach rozlewają się pisaki i łamią ołówki. Z perspektywy czasu Rozanne wiedziała, że gdyby poświęcić Wu więcej uwagi, szybciej zostałby zdiagnozowany i trafiłby do odpowiedniego ośrodka. A tak męczył się pięć długich lat, stając pośmiewiskiem.
Choć nie miała pewności, że gdyby szybciej trafił do specjalnej szkoły, nadal byliby kolegami.
– U mnie wporzo – odparł skrótowcem i począł szukać portmonetki. – Nie było mnie, bo nie musiałem tu być. Tak, byłem u babci.
Zwrócił standardowo uwagę na każdą poruszoną kwestię i dał na nią odpowiedź, nie wychodząc przy tym za bardzo poza ramy, jakie te pytania narzuciły. Można to było wziąć za lakoniczną wypowiedź, ale według Wu to była najlepsza wypowiedź, bo pamiętał o wszystkim.
Rozanne posłała mu uśmiech, zaczynając kasowanie od słoika z dżemem truskawkowym.
– Ktoś mi powiedział, że masz nowego przyjaciela – zagaiła, a Wu skinął głową i uśmiechnął się.
Przyjemnie było widzieć radość na jego twarzy, jednak Rozanne wiedziała, że to, co dla kolegi było przyjemnym zrządzeniem losu – Wu cieszył się za każdym razem, gdy mógł poznać kogoś nowego – dla Eddiego okazało się być męczarnią i to w żaden sposób nie była wina Wu, tylko jego rodziny. Rozanne wciąż nie umiała pojąć, jak ktoś, kto powinien być jednym z najbliższych ludzi na świecie, mógł okazać się kimś pozbawionym uczuć.
– Tak, mam – odpowiedział mężczyzna. – Ma na imię Emma, jest ode mnie młodsza, lubi czekoladę i grać w ping ponga, i…
Nie było to może zbyt kulturalne, ale kiedy Wu rozkręcił się z mówieniem na ten temat, jego koleżanka wróciła myślami do rozmowy, jaką w niedzielę po powrocie odbyła z Eddiem na jego olbrzymią prośbę.
„Błagam, chodź ze mną na piwo, chociaż jedno, bo ja na trzeźwo tego wieczoru nie zdzierżę”! – oznajmił jej podczas krótkiego połączenia telefonicznego. Wydał jej się wyglądać na wytrąconego z równowagi, kiedy mogła go zobaczyć, zajmując miejsce naprzeciwko przy stoliku w jego ulubionym lokalu. I z czasem miała się przekonać, iż sama zostanie z niej wytrącona.
– Dlaczego tak bardzo chciałeś się spotkać? – zapytała chwilę po tym, jak kolega podsunął jej pod nos kufel wypełniony chmielowym trunkiem. Ujęła kufel w dłonie i uniosła, by wziąć pierwszy łyk. Było dobre, odpowiednio gorzkie i na tyle chłodne, by się rozluźniła.
– Bo muszę z kimś pogadać o tym, co się działo w weekend, inaczej chyba zwariuję – wycharczał i upił sporą część ze swojego piwa.
– To opowiadaj.
– Dasz wiarę, że babcia Wu nie wyszła, by go przywitać? To my musieliśmy sami sobie otworzyć drzwi i przespacerować pół domu do salonu, by zobaczyć ją siedzącą w fotelu z kubkiem herbaty i oglądającą telewizję. I, zanim coś zasugerujesz, od razu mówię: fizycznie babusia nie ma się tak źle, jakby chciała wszystkim wcisnąć. Staruszka ma sporo wigoru i nie widzi problemu z przekopywaniem ogródka, ale jak tylko dostrzega kogoś w pobliżu, udaje, jaka to jest biedna i schorowana, że niewiele czasu pozostało jej na świecie i dobrze, że Wu przyjechał, bo jest niemal pewna, że już się więcej nie zobaczą.
Rozanne uniosła brew.
– Naprawdę tak mu powiedziała?
– Dosłownie tak to powiedziała. Nie jestem pewien, czy dobrze ją zrozumiał. Posmutniał na chwilę, to oczywiste, ale dobrze wiesz, że u niego wszystko jest proste, a śmierć przychodzi wtedy, kiedy jest się bardzo starym i całkowicie siwym. Jego babka nadal farbuje włosy na ten dziwny, seniorski odcień fioletu, który mnie się kojarzy z burdelem, więc w jego oczach nie jest jeszcze umierająca, ale nie to jest najbardziej istotne.
Przerwał, by uporać się z resztą piwa, a po chwili mieć przed sobą kolejny kufel. Chyba ludzie z obsługi czekali w jakimś boksie, byle tylko dostarczyć mu trunek chwilę po tym, jak się z jednym upora. Rozanne miała tylko nadzieję, że Eddie się nie upije, nie uśmiechało jej się bowiem transportować go w pijackim stanie do mieszkania.
Na jej szczęście nie przyssał się od razu do kolejnej porcji alkoholu, a zapatrzył gdzieś obok niej, jakby zbierał słowa, by wyrazić odpowiednio swoje kolejne myśli.
– Jednak to nie jest najgorsze – podjął na nowo. – Chcesz wiedzieć, co mu powiedziała, kiedy zapoznała go z wnuczką swojej sąsiadki, Emmą? Ta Emma to jest chora, ma zespół Downa i jeszcze jakieś inne choroby, biedaczka, ale to bardzo sympatyczna dziewczyna. Otóż, kiedy Wu ją poznał, jego babka wypaliła: „No, teraz to masz za kolegę podobnego do siebie dziwaka, cieszysz się?”.
Takiej sensacji to się Rozanne nie spodziewała. Aż zakrztusiła się tym łykiem piwa, jaki chciał spłynąć w dół jej gardła, ale coś mu w tym przeszkodziło.
– Że co, proszę? – zapytała pewna, że się przesłyszała.
– „Teraz masz za kolegę podobnego do siebie dziwaka, cieszysz się”? – powtórzył Eddie i pokręcił głową. – A potem było tylko gorzej. Chyba wydaje jej się, iż dlatego, że jest głupi z natury, Wu nadaje się tylko do roli niewolnika i jedyne, co robi, to wykonuje czyjeś polecenia. Normalnie myślałem, że zrobię jej krzywdę, jak wynajdowała dla niego, co jeszcze może zrobić. W każdym razie jej domek to teraz lśniąca czystością hacjenda, której każdy może jej zazdrościć. No i to, jak go pożegnała…
Zawiesił głos i westchnął ciężko. Rozanne czekała, aż podejmie i ten wątek, nie skrzywiła się, kiedy dostarczył sobie kolejne łyki alkoholu. Rozumiała już, dlaczego tak bardzo potrzebował znieczulenia w tej postaci, ostatnie dwa dni musiały być dla niego niezrozumiałe i oburzające. Wiedziała, że choć uchodził za łajdaka, to w głębi serca jest dobrym i wrażliwym człowiekiem, czego nie okazuje tylko dlatego, że w tym świecie trzeba twardym być, nie miękkim.
– „Miło mi cię żegnać po raz ostatni, mój wnuku” – zacytował kolejną wypowiedź starszej pani, a Rozanne pomyślała, że przy takim osobniku wszyscy jej najbliżsi krewni to anioły. – Rozumiesz to? – zapytał, a z całej jego postaci emanował czysty, niczym niezmącony gniew. – Dokładnie to powiedziała: „miło mi cię żegnać po raz ostatni, mój wnuku”. No kurwa mać, kto tak mówi do członka swojej rodziny?! – Wściekły uderzył pięścią w blat stołu. – Nie mogłem za długo na to patrzeć, dlatego najszybciej, jak się dało, zapakowałem Wu do samochodu i odjechałem stamtąd.
– To opowiadaj.
– Dasz wiarę, że babcia Wu nie wyszła, by go przywitać? To my musieliśmy sami sobie otworzyć drzwi i przespacerować pół domu do salonu, by zobaczyć ją siedzącą w fotelu z kubkiem herbaty i oglądającą telewizję. I, zanim coś zasugerujesz, od razu mówię: fizycznie babusia nie ma się tak źle, jakby chciała wszystkim wcisnąć. Staruszka ma sporo wigoru i nie widzi problemu z przekopywaniem ogródka, ale jak tylko dostrzega kogoś w pobliżu, udaje, jaka to jest biedna i schorowana, że niewiele czasu pozostało jej na świecie i dobrze, że Wu przyjechał, bo jest niemal pewna, że już się więcej nie zobaczą.
Rozanne uniosła brew.
– Naprawdę tak mu powiedziała?
– Dosłownie tak to powiedziała. Nie jestem pewien, czy dobrze ją zrozumiał. Posmutniał na chwilę, to oczywiste, ale dobrze wiesz, że u niego wszystko jest proste, a śmierć przychodzi wtedy, kiedy jest się bardzo starym i całkowicie siwym. Jego babka nadal farbuje włosy na ten dziwny, seniorski odcień fioletu, który mnie się kojarzy z burdelem, więc w jego oczach nie jest jeszcze umierająca, ale nie to jest najbardziej istotne.
Przerwał, by uporać się z resztą piwa, a po chwili mieć przed sobą kolejny kufel. Chyba ludzie z obsługi czekali w jakimś boksie, byle tylko dostarczyć mu trunek chwilę po tym, jak się z jednym upora. Rozanne miała tylko nadzieję, że Eddie się nie upije, nie uśmiechało jej się bowiem transportować go w pijackim stanie do mieszkania.
Na jej szczęście nie przyssał się od razu do kolejnej porcji alkoholu, a zapatrzył gdzieś obok niej, jakby zbierał słowa, by wyrazić odpowiednio swoje kolejne myśli.
– Jednak to nie jest najgorsze – podjął na nowo. – Chcesz wiedzieć, co mu powiedziała, kiedy zapoznała go z wnuczką swojej sąsiadki, Emmą? Ta Emma to jest chora, ma zespół Downa i jeszcze jakieś inne choroby, biedaczka, ale to bardzo sympatyczna dziewczyna. Otóż, kiedy Wu ją poznał, jego babka wypaliła: „No, teraz to masz za kolegę podobnego do siebie dziwaka, cieszysz się?”.
Takiej sensacji to się Rozanne nie spodziewała. Aż zakrztusiła się tym łykiem piwa, jaki chciał spłynąć w dół jej gardła, ale coś mu w tym przeszkodziło.
– Że co, proszę? – zapytała pewna, że się przesłyszała.
– „Teraz masz za kolegę podobnego do siebie dziwaka, cieszysz się”? – powtórzył Eddie i pokręcił głową. – A potem było tylko gorzej. Chyba wydaje jej się, iż dlatego, że jest głupi z natury, Wu nadaje się tylko do roli niewolnika i jedyne, co robi, to wykonuje czyjeś polecenia. Normalnie myślałem, że zrobię jej krzywdę, jak wynajdowała dla niego, co jeszcze może zrobić. W każdym razie jej domek to teraz lśniąca czystością hacjenda, której każdy może jej zazdrościć. No i to, jak go pożegnała…
Zawiesił głos i westchnął ciężko. Rozanne czekała, aż podejmie i ten wątek, nie skrzywiła się, kiedy dostarczył sobie kolejne łyki alkoholu. Rozumiała już, dlaczego tak bardzo potrzebował znieczulenia w tej postaci, ostatnie dwa dni musiały być dla niego niezrozumiałe i oburzające. Wiedziała, że choć uchodził za łajdaka, to w głębi serca jest dobrym i wrażliwym człowiekiem, czego nie okazuje tylko dlatego, że w tym świecie trzeba twardym być, nie miękkim.
– „Miło mi cię żegnać po raz ostatni, mój wnuku” – zacytował kolejną wypowiedź starszej pani, a Rozanne pomyślała, że przy takim osobniku wszyscy jej najbliżsi krewni to anioły. – Rozumiesz to? – zapytał, a z całej jego postaci emanował czysty, niczym niezmącony gniew. – Dokładnie to powiedziała: „miło mi cię żegnać po raz ostatni, mój wnuku”. No kurwa mać, kto tak mówi do członka swojej rodziny?! – Wściekły uderzył pięścią w blat stołu. – Nie mogłem za długo na to patrzeć, dlatego najszybciej, jak się dało, zapakowałem Wu do samochodu i odjechałem stamtąd.
– Rozumiem – powiedziała, bo to wydawało jej się najwłaściwsze. – Każdy człowiek posiadający uczucia by się na takie coś oburzył. A jak Wu na to zareagował?
– A jak mógł? Dobrze wiesz, że nie wyczuwa sarkazmu, ironii czy też innych uczuć, jakie można wyrazić za pomocą słów. Pożegnał się z nią serdecznie, uścisnął na pożegnanie i machał jej tak długo, aż nie zniknęła nam z oczu. Rozumiałbym tę wylewność, gdyby dała nam coś dobrego na drogę, ale nie dostaliśmy od niej zupełnie nic. Null. Nada. Jakby właśnie nie wyjeżdżał od niej wnuk. Dobrze, że mijaliśmy stację benzynową, inaczej wracalibyśmy głodni i o suchych pyskach. – Teraz jego usta nie mogły być suche, bo miał pod dostatkiem piwa, ale i tak zaczął sączyć je inaczej, niespiesznie, z pewną rezygnacją. – Dlatego też, przechodząc do tego, po co do ciebie zadzwoniłem, powziąłem pewną decyzję. Nie wiem, czy się z nią zgodzisz, czy może wyśmiejesz mnie lub też się przestraszysz, ale to już pewne z mojej strony, a wszelkie wsparcie będzie mile widziane.
– O co chodzi? – zapytała ostrożnie Rozanne, szykując się na jeszcze większe rewelacje.
Eddie spojrzał na nią, a w jego oczach widziała determinację.
– Chcę zostać opiekunem prawnym Wu i z nim zamieszkać.
Potrzebowała naprawdę sporo minut ciszy, by przyswoić tę informację. Najpierw myślała, że się przesłyszała – znowu – ale powaga malująca się na twarzy Eddiego nie pozostawała wątpliwości: mówił całkowicie serio i nie było niczego, co mogłoby go od tego odwieść.
Musiała podejść do tego spokojnie i delikatnie, by nie urazić kolegi.
– Nie wydaje ci się, że działasz zbyt impulsywnie? – zapytała, przekrzywiając głowę na prawą stronę.
– Ani trochę – odparł Eddie i upił łyk piwa. – Zrobię to, tak postanowiłem. Możesz mnie wyśmiać i zerwać ze mną kontakt albo okazać wsparcie lub przynajmniej dać mi święty spokój.
Po takiej deklaracji pozostawało jej tylko uwierzyć i trzymać za niego kciuki. Wyciągnęła ręką i położyła ją na dłoni kolegi, by uścisnąć.
– To szlachetne i piękne, co chcesz dla niego zrobić. Jak mogę ci pomóc?
Przez resztę spotkania, kiedy zamiast piwa na stole pojawiła się woda mineralna z bąbelkami, szukali w internecie informacji o tym, co zrobić, by stać się opiekunem osoby częściowo ubezwłasnowolnionej, i czytali historie osób, które też tego dokonały, w poszukiwaniu rad, jak powiedzieć o tym nie tylko Wu, ale i jego rodzicom. Jakby nie patrzeć, to ich zdanie będzie miało największe znaczenie.
– A jak mógł? Dobrze wiesz, że nie wyczuwa sarkazmu, ironii czy też innych uczuć, jakie można wyrazić za pomocą słów. Pożegnał się z nią serdecznie, uścisnął na pożegnanie i machał jej tak długo, aż nie zniknęła nam z oczu. Rozumiałbym tę wylewność, gdyby dała nam coś dobrego na drogę, ale nie dostaliśmy od niej zupełnie nic. Null. Nada. Jakby właśnie nie wyjeżdżał od niej wnuk. Dobrze, że mijaliśmy stację benzynową, inaczej wracalibyśmy głodni i o suchych pyskach. – Teraz jego usta nie mogły być suche, bo miał pod dostatkiem piwa, ale i tak zaczął sączyć je inaczej, niespiesznie, z pewną rezygnacją. – Dlatego też, przechodząc do tego, po co do ciebie zadzwoniłem, powziąłem pewną decyzję. Nie wiem, czy się z nią zgodzisz, czy może wyśmiejesz mnie lub też się przestraszysz, ale to już pewne z mojej strony, a wszelkie wsparcie będzie mile widziane.
– O co chodzi? – zapytała ostrożnie Rozanne, szykując się na jeszcze większe rewelacje.
Eddie spojrzał na nią, a w jego oczach widziała determinację.
– Chcę zostać opiekunem prawnym Wu i z nim zamieszkać.
Potrzebowała naprawdę sporo minut ciszy, by przyswoić tę informację. Najpierw myślała, że się przesłyszała – znowu – ale powaga malująca się na twarzy Eddiego nie pozostawała wątpliwości: mówił całkowicie serio i nie było niczego, co mogłoby go od tego odwieść.
Musiała podejść do tego spokojnie i delikatnie, by nie urazić kolegi.
– Nie wydaje ci się, że działasz zbyt impulsywnie? – zapytała, przekrzywiając głowę na prawą stronę.
– Ani trochę – odparł Eddie i upił łyk piwa. – Zrobię to, tak postanowiłem. Możesz mnie wyśmiać i zerwać ze mną kontakt albo okazać wsparcie lub przynajmniej dać mi święty spokój.
Po takiej deklaracji pozostawało jej tylko uwierzyć i trzymać za niego kciuki. Wyciągnęła ręką i położyła ją na dłoni kolegi, by uścisnąć.
– To szlachetne i piękne, co chcesz dla niego zrobić. Jak mogę ci pomóc?
Przez resztę spotkania, kiedy zamiast piwa na stole pojawiła się woda mineralna z bąbelkami, szukali w internecie informacji o tym, co zrobić, by stać się opiekunem osoby częściowo ubezwłasnowolnionej, i czytali historie osób, które też tego dokonały, w poszukiwaniu rad, jak powiedzieć o tym nie tylko Wu, ale i jego rodzicom. Jakby nie patrzeć, to ich zdanie będzie miało największe znaczenie.
Widząc teraz Wu, który wyrażał właśnie nadzieję na kolejne spotkanie z Emmą w przyszłości, czekając z torbą, by zacząć pakować do niej zakupy, kiedy tylko zapłaci, Rozanne poczuła w swoim sercu, że tak będzie najlepiej dla niego – mieszkać z kimś, komu na nim zależy, kto o niego dba i kto nie patrzy na niego jak na głupka, ale jak na człowieka i kto wie, że każdy człowiek zasługuje na to, co w życiu najpiękniejsze.
Podała mu kwotę, którą uiścił co do centa, nurkując palcami w swojej portmonetce, pomogła mu spakować zakupione produkty i uśmiechnęła się do niego serdecznie.
– Wszystkiego dobrego, Wu. Miłego dnia i do zobaczenia niedługo.
Kolega odwzajemnił się tym dziecięcym uśmiechem, który najczęściej gościł na jego twarzy.
– Pa, pra, Roze-annae! – odparł, po swojemu zniekształcając jej imię, pomachał jej i odszedł.
Patrzyła za nim, jak wychodzi ze sklepu, skorzystała też z tej chwili, kiedy nie było przy kasie żadnego innego klienta, wyciągnęła telefon z kieszeni pracowniczego uniformu i szybko wystukała wiadomość.
Podała mu kwotę, którą uiścił co do centa, nurkując palcami w swojej portmonetce, pomogła mu spakować zakupione produkty i uśmiechnęła się do niego serdecznie.
– Wszystkiego dobrego, Wu. Miłego dnia i do zobaczenia niedługo.
Kolega odwzajemnił się tym dziecięcym uśmiechem, który najczęściej gościł na jego twarzy.
– Pa, pra, Roze-annae! – odparł, po swojemu zniekształcając jej imię, pomachał jej i odszedł.
Patrzyła za nim, jak wychodzi ze sklepu, skorzystała też z tej chwili, kiedy nie było przy kasie żadnego innego klienta, wyciągnęła telefon z kieszeni pracowniczego uniformu i szybko wystukała wiadomość.
„A może zamieszkamy razem całą trójkę”?
Bardzo polubilam Wu od pierwszego tekstu, ktory przrczytalam. Budzi we mnie silne emocje, ale nie współczucie. Raczej miłość. No i oburzenie, ze sa ludzie, którzy nie dostrzegaja w nim niczego poza choroba i traktują tak okropnie. Dzizys! Nie pamietam kiedy jakas postac tak mnie wkurwila jak ta stara raszpla. Juz ja jej bym ten fiolet podmienila na jakas soczysta zielen. Aaaargh. Opis jej osoby szalenie do mnie przemówil, bo gatunek tego babdziostwa jest mi znany z autopsji. Musze bliżej zapoznać sie z seria, by dowiedziec sie kim dokładnie jest Eddie. Chlopak mnie przekonuje i kupuje go calego. Zamawia i pije piwo tak samo jak ja! :D i choc postrzefam go jako nie do konca milutkiego gościa, ma serce po właściwej stronie. Lubie ten typ. Wgl lubie te serie. Jest taka prawdziwa.
OdpowiedzUsuńCiekawą ma osobowość ten Wu. Pamiętam poprzednie teksty i jego zachowania są o ile zaskakujące , o tyle dość pocieszne w odbiorze. Oj te babcine teksty o umieraniu :) kto sie tego nie nasłuchał odwiedzając babcię.
OdpowiedzUsuńSeniorski odcień fioletu, który kojarzy się z burdelem - haha dobre:)
„No, teraz to masz za kolegę podobnego do siebie dziwaka, cieszysz się?”. - też bym się zakrztusiłą gdybym coś takiego usłyszała. No bezczelana.
Chcę zostać opiekunem prawnym Wu i z nim zamieszkać.- odważna decyzja.
Nie spodziewałam się takie obrotu spraw.
Bardzo przyjemny tekst.