Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 29 listopada 2020

[81] Nic już nie trzyma go tu! ~Miachar

 

  Już wstukując kod do domofonu, czułam, że coś się dzieje. Niepokój ulokował się na karku tak samo, jak czyniło w moim przypadku przeziębienie, i wspinał po nim, by spróbować objąć głowę i przyprawić ją o nieprzyjemny ból. Wchodząc na drugie piętro, coraz wyraźniej słyszałam grający zbyt głośno telewizor. Dziwne było to, że dźwięki dochodziły z naszego mieszkania. My nie miałyśmy telewizora, tylko własne laptopy. Z duszą na ramieniu otworzyłam drzwi, od progu zawołałam:

    – Cześć, już jestem!
    Nie było odpowiedzi innej niż chór śpiewających głosów, który wzrósł, jakby z moim pojawieniem się nastąpiło zwiększenie głośności na urządzeniu. Poziom niepokoju także podniósł się o kilka stopni.
    Nic już nie trzyma go tu! – zagrzmiało, prawie zwalając mnie z nóg na podłogę.
    Nie pozwoliłam sobie na utratę równowagi. Przeszłam korytarzem, porzucając po drodze ubrania, i skierowałam się do pokoju z uchylonymi drzwiami, skąd dobiegał hałas. Wsadziłam przez nie głowę i prawie od razu skierowałam wzrok na osobę, która zajmowała miejsce na sofie i chyba właśnie przeżywała kolejny ze swoich zawodów miłosnych.
    Dziewczyna siedziała po turecku przykryta kocem, w jej ręce spoczywał kubek, który niebezpiecznie chybotał się, kiedy kołysała się do rytmu lecącej piosenki.

    We krwi ma zło i gniew, tulił do snu zdrady śpiew…! – włączyła się w dalszy śpiew, a ja mogłam jedynie liczyć na to, że żaden z sąsiadów nie przygna zaraz do nas, by urządzić nam karczemną awanturę.
    To dlatego postanowiłam wkroczyć, zanim współlokatorka nie wpadnie na pomysł, by jeszcze bardziej uprzykrzyć innym życie.

    To nie był pierwszy raz, kiedy zastałam ją w takim stanie. Właściwie działo się tak zawsze, kiedy tylko próbowała podarować swoje serce nieodpowiedniemu facetowi, a że ci wchodzili na jej radar z zaskakującą regularnością, mogłam jedynie dorzucać do zamrażalnika kolejne litry lodów i pilnować, by mi się czasem nie odwodniła. Współlokatorka miała tendencję, by nagminnie  zakochiwać się w każdym, kto choć trochę wygląda jak jej ideał. I nagminnie cierpiała, kiedy kolejny drań nie dawał jej szansy lub też odrzucał po tym, jak się zabawił. Nie znałyśmy się całe życie, nie byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, ale chyba byłam jedyną osobą, która usłyszała o każdym z jej licznych zauroczeń i która ratowała ją przed nią samą, zanim wypłakała wszystkie łzy czy też upiła się w trupa.

    – Matylda – odezwałam się głośno, by mnie usłyszała, przystając w progu do jej pokoju. – Jak bardzo jest źle i czy mogę temu jakoś zaradzić?
    Spojrzała na mnie, przerywając swój śpiew, zupełnie zaskoczona tym, że już jestem, jakby w ogóle nie słyszała mojego wcześniejszego okrzyku. Cóż, chyba nie umiałam konkurować z głośnością laptopa.
    – O, Ala, cześć! – Wyciągnęła rękę i pomachała mi, jakby chciała odwrócić moją uwagę od swojej twarzy z dwiema smugami tuszu pod oczami. Wyglądała jak niewyspany upiór. – Co tam?
    – Ty mi lepiej powiedz „co tam?” – rzekłam, przysiadając na skraju jej sofy i dostrzegając, że poza kubkiem ma też obok siebie puste opakowanie po ukochanych lodach. – Jest źle?
    Z nią to nigdy nie było wiadomo; czasami bardzo cierpiała i przestawała jeść, piła zaś tylko wodę z cytryną, by się nie odwodnić, a czasami zajadała całe emocje nie tylko lodami, ale i żelkami, batonami i całą dużą tabliczką mlecznej czekolady Milka. Po jednym opakowaniu nie mogłam mieć pewności, czy to wszystko, jeśli chodzi o poprawianie humoru cukrem, czy może za chwilę wyciągnie z szafy kolejne porcje węglowodanów.
    Dziewczyna pociągnęła nosem i uśmiechnęła się. Nie zareagowała, kiedy pochyliłam się nad stolikiem i zmniejszyłam głośność w jej laptopie. Na ekranie Kovu uciekał wygnany i łamał serce nie tylko Kiarze, ale i wielu widzom.
    – Nie, nie ma aż tak źle.
    – Bardzo cię poniżył?
    Musiałam o to zapytać. Zdarzyło się bowiem w przeszłości, że chłopak wyśmiał ją na oczach kilkunastu obcych ludzi, którzy mieli z niej potem niezłą bekę. Nie chciałam, by znowu przechodziła przez załamanie podobne do tamtego, kiedy czuwałam przy niej trzy dni i noce, pilnując, by nic sobie nie zrobiła i by dzwonienie na pogotowie nie było konieczne.
    – Nie, tym razem trafiłam na drania, który znał słowo „prywatność” i odrzucił mnie, kiedy byliśmy sami.
    – Przykro mi.
    Wiedząc, że to niewiele da, ale może odrobinę poprawi jej humor, przytuliłam ją do siebie i pokołysałam w ramionach.
    – Będzie dobrze, zobaczysz – rzuciłam wysłużonym frazesem, który tylko mydlił oczy, a działającej mocy nie miał nigdy. – A teraz… Może chcesz kawę lub herbatę?
    Nie mogłabym proponować czegoś mocniejszego, bo wbrew zwyczajom osiedlowych panów meneli dla mnie godzina dziesiąta rano w sobotę to wciąż za wcześnie, by zacząć pić. Nie umiałabym się zmusić, by wlać w siebie choćby kropelkę piwa czy wina. Na alkohol pora była wieczorami, każda inna wydawała mi się po prostu nieodpowiednie.
    – Wiesz, zieloną to bym wypiła. Poproszę.
    – Już idę robić.
    Przejęłam od niej pusty kubek, by nie spotkał go żaden przykry koniec. Nim wyszłam z pokoju, spojrzałam jeszcze na dziewczynę, by upewnić się, że nie robi sobie nic złego, a tylko wróciła do oglądania animacji.
    Idąc do kuchni, pozbierałam swoje wcześniej porzucone rzeczy i odwiesiłam lub ustawiłam tam, gdzie ich miejsce. Postawiłam wodę w czajniku, przyszykowałam dwa kubki, w których to umieściłam torebki z ekspresową magią i, czekając na zagotowanie się ha-dwa-o, wyjrzałam przez okno na parking przed blokiem. Opustoszały, bo mało który ze starszych sąsiadów posiadał jeszcze samochód, stał się miejscem spotkań pań, które wracając z zakupów, lubiły uciąć sobie pogawędkę. Zastanawiałam się, dlaczego nie przystały na pomysł wydzielenia dla nich miejsca z ławeczkami, by miały przyjemne okoliczności przyrody dla swoich spotkań, ale może brakowało mi pewnej wiedzy, by zrozumieć, dlaczego odmówiły. W każdym razie trzy z nich właśnie stworzyły sobie kółeczko i dzieliły najświeższymi ploteczkami. Ciekawe, czy któraś z nich mówiła o problemach miłosnych wnuczki podobnych do tych, z jakimi mierzyła się Matylda? Gdyby tak było, mogłabym zapytać o jakąś poradę dla swojej współlokatorki, może wtedy nie wysłuchiwałabym jej śpiewów wespół z animowanymi zwierzętami z sawanny.
    Czajnik zaczął gwizdać, pospieszyłam więc z zalaniem napoi. Mieszałam łyżeczką w naczyniu współlokatorki, by wspomóc proces rozpuszczania cukru, kiedy zastygłam nagle w swojej czynności. Z pokoju bowiem rozległ się złowieszczy śmiech i nie pochodził on od żadnej postaci z filmu, o czym doskonale wiedziałam, bo znałam go na pamięć. To kazało mi postawić na czujność i zerknąć tam, porzucając herbaty, byle tylko zobaczyć, czy współlokatorka nie zaczęła czasem zdychać z tęsknoty za dupkiem, który od jej intelektu wolał czyjeś widoczne walory estetyczne.
    Przeszłam więc do jej pokoju, by zobaczyć, jak Kovu zamarł na ekranie, a Matylda pokłada się na swojej sofie, śmiejąc się w głos i zerkając co chwilę na ekran telefonu. Nie bardzo wiedziałam, czy powinnam dzwonić po jakieś służby z donosem, że mam kogoś niespełna rozumu pod dachem, czy może wystarczy jedynie rozmowa i drastyczne kroki nie będą potrzebne.
    – Wszystko okej? – zapytałam, na nowo przysiadając na sofie koleżanki.
    – Spójrz na to. – Matylda podetknęła mi pod nos swój smrartfon. – Wiem, że karma to straszne suka, ale cieszę się, że dopadła go tak szybko – powiedziała i zaśmiała się jeszcze raz.
    Dość szybko zrozumiałam, jaki jest powód takiej szybkiej zmiany nastroju u dziewczyny. Patrzyłam właśnie na post jej niedoszłego chłopaka na Instagramie, w którym to wrzucił zdjęcie kamienia z malunkiem złamanego serca i podpisał je: „Jesteś aniołem, którego nie zdołałem dogonić przez jego skrzydła”. Chciałam upewnić się w myśli, która pojawiła mi się w głowie, dlatego zapytałam:
    – On dał ci kosza, a jakaś inna dziewczyna odrzuciła jego, tak?
    Głowa Matyldy poczęła się ruszać góra-dół z taką intensywnością, iż zaczęłam się bać, że jeszcze chwila, sekunda więcej takiego ruchu, a jej odpadnie.
    – Dokładnie! Hahaha! – Popatrzyła na mnie roziskrzonym spojrzeniem. – To znaczy, że skoro nie chciał mnie, a ona nie chciała jego i może nawet zrobiła mu siarę na dzielni, to teraz nic już go tu nie trzyma i może iść na żer gdzie indziej! – Nie byłam pewna, czy dobrze rozumiem, ale o to już nie dopytywałam. Liczyło się, że Matylda znowu się śmiała, choć robiła to w dość straszny sposób. – Czy mamy może do herbaty coś słodkiego?
    – Przecież zjadłaś lody.
    – Ale mam ochotę jakoś to uczcić!
    – Mamy czekoladę.
    – Dawaj ją tu!
    Co mogłam zrobić? Zawróciłam do kuchni, skąd przyniosłam nie tylko kubki z ciepłymi napojami, ale też i tabliczkę Milki, po czym wraz ze współlokatorką dokończyłam oglądanie filmu, licząc na to, że kolejny mężczyzna, ku któremu skieruje się jej serce, nie będzie aż takim dupkiem, by potrzebna była podobna terapia.
    Cóż, nadzieja matką głupich, ale choć na kilka dni szybko wracająca karma zapewniła mi mniej stresu i za to niech będzie jej chwała.

1 komentarz:

  1. Ojjjejj, już ten początek mnie zaczarawał, że musiałam przerwać czytanie i napisać: pięknie, super pięknie umiejscowiłaś emocje w ciele! WOW! Lubię bardzo takie teksty. Lekkie, przyjemne, ale mające w sobie sporo ciepła. Bardzo sympatyczna ta "przyjaźń"? Znajomość? Miło, że dziewczyny mają taki ciepły, bezpieczny kąt i umiałaś to przekazać. Żal mi trochę głównej bohaterki, że musi być taką dzielną, ale psychologicznie to jak najbardziej da się uzasadnić, a nawet ladnie splata się to w całość. Bardzo mnie ten tekst rozbawił - w paru miejscach śmiałam się na głos. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń