Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 15 listopada 2020

[80] Lux perpetua ~ Kamil

 Kilka słów wstępu i wyjaśnień :) Przede wszystkim, nie miałem na celu obrażać czyichkolwiek uczuć. Bardziej chciałem skłonić do refleksji i zachęcić do ciekawej konwersacji na temat współczesnego (i przyszłego) stanu społeczeństwa.

Zadaniem było zinterpretowanie cytatu: "Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło". Podszedłem trochę nieszablonowo i napisałem tekst tak, że to właśnie tego światła powinniśmy się obawiać albo przynajmniej bardziej zwrócić na nie uwagę. 

I chciałbym tylko dodać jeszcze, że inspiracją były "Katedra" Jacka Dukaja, film "Dylemat społeczny", serial "Czarne Lustro"  oraz, a właściwie zwłaszcza, książki Yuvala Noah Harariego. 




Idę chodnikiem wzdłuż rozświetlonej ulicy z torbą sportową przewieszoną przez szyję. Po lewej i prawej stronie drogi stoją futurystyczne kamieniczki. Przynajmniej tak ja je nazywam. Stylizowane na osiemnasto i dziewiętnastowieczne budynki, wewnątrz wyposażone są w najnowsze technologie i udogodnienia. Mimo iż ich fasady są niezwykle piękne i malownicze, to nie one przyciągają mój wzrok. Robi to Wieża.

Najwyższy budynek świata. Prawdopodobnie. Nie mam co do tego pewności, bo nigdy nie opuściłem miasta, więc nie mogę stwierdzić czy Burj Khalifa albo chociażby Empire State Building nie są większe. Widziałem jednak reklamy sprzed wybudowania Wieży, które aż krzyczały, że nie ma wyższego budynku na świecie. 

Już na pierwszych etapach konstrukcji powstało wiele opinii, plotek i kontrowersji. Przywódcy religijni burzyli się, gdy wylewano fundamenty, wrzeszcząc, że to “nowa wieża Babel”. Po czasie wygrał jednak pragmatyzm i zmienili koncepcję na "hołd ludzkości dla Boga". Ekologowie, botanicy i wszyscy, którym prawdopodobnie zależało na dobru przyrody, protestowali i przypinali się łańcuchami do bram przed budową, skandując, że to "zabójstwo Matki Natury". Z czasem jednak ich głosy ucichły, czy to za sprawą przekazanych odpowiednio łapówek, czy też interwencji policji. Chociaż niektórzy na pewno w końcu dostrzegli, że Wieża została tak zaplanowana, aby właśnie odciążyć ekosystem, a nie mu szkodzić, więc prawdopodobnie zaprzestali protestów, bardzo chciałbym w to wierzyć. Naukowcy i inżynierowie piali z zachwytu widząc wizualizacje i słysząc o potencjale, nazywając to “krokiem ludzkości w przyszłość”. W końcu samowystarczalny budynek, sterowany przez sztuczną inteligencję, z reaktorem fuzyjnym, najmocniejszym komputerem świata, największymi serwerami jakie ludzkość wyprodukowała i wieloma innymi cudeńkami zaawansowanej technologii musiał robić takie wrażenie. Finansiści i władza natomiast zapewniali, że jest to “symbol prestiżu”, podsuwając inwestorom coraz to większe kosztorysy. Zapewne doszło wtedy do wielu malwersacji, rozgrywek wewnętrznych i przetasowań stanowisk, lecz jak wiadomo, tak właśnie wygląda świat pieniądza. I tylko głos zwykłych ludzi zaginął gdzieś w tym całym zamieszaniu. A pytał on: “Po co to komu?”. Jak się później okazało, było to słuszne pytanie. 

Wkrótce po ukończeniu budowli, jej główny architekt wraz z najbliższymi asystentami oraz kilkoma inżynierami i naukowcami, którzy współpracowali przy Wieży i mieli dostęp do wszystkich jej sekretów, zniknęli wraz ze wszystkimi planami - niczym Dedal po wybudowaniu labiryntu. Wtedy nikogo to nie zdziwiło. A nawet jeśli ktoś zaczął się nimi interesować i głośno o nich pytać, traktowany był jako ktoś niezwykle wścibski i irytujący w najlepszym przypadku, albo jako zwolennik teorii spiskowych i wariat w najgorszym. Zapewne uznawano wówczas, że twórca chce się ukryć przed sławą i tłumami. Chociaż wydaję mi się, że po prostu ludzie mieli gdzieś geniusza, który odpowiadał za Wieżę. Stoi i działa? Więc jest nam niepotrzebny. Co innego, gdyby coś się zepsuło. Oj tak, wtedy zaczęłaby się na niego nagonka. Nie żebym miał pretensje do ludzi. Takie czasy, że bardziej obchodziło nas dzieło niż sam jego twórca. (Tak po prawdzie, nadal mamy takie czasy). Po prostu, myślę, że gdyby wtedy zwrócono na to większą uwagę, to nie doszłoby do tego wszystkiego. 

Oczywiście wielkie, oficjalne otwarcie nastąpiło z ogromną pompą. Uznano, że najlepszą datą będzie noc sylwestrowa, miała to być celebracja wejścia w nową dekadę, czy coś w tym stylu. Zaproszono dziesiątki gwiazd i znanych osobistości, które miały uświetnić tę uroczystość już samą swoją obecnością, część z nich (a właściwie ich menedżerowie) zgodziła się bez wahania wystąpić na scenie. Władze miały możliwość przecięcia oficjalnej wstęgi i poklepanie się po plecach, zachwalając przy tym, jaką dobrą robotę zrobili. A prości ludzie tłoczyli się jak najbliżej, żeby choć przez chwilę zostać uczestnikiem czegoś niesamowitego, większego, znaczniejszego i istotniejszego, niż ich umysły mogły pojąć. Uroczystości towarzyszył darmowy poczęstunek, o północy nastąpił pokaz sztucznych ogni oraz laserów, a całość transmitowana była na żywo w sieci i telewizji. Osoby, które zaplanowały otwarcie, zdecydowanie uważały na lekcjach historii. Wysztkie nieobecne, cokolwiek znaczące osobistości zostały zapamiętane, a następnie obśmiewane i wyszydzane przez długie miesiące, czasami nawet i lata. Wielu z nich stało się persona non grata, a tłumaczenie było takie, że skoro nie raczyli zjawić się na wydarzeniu dekady, to nie warto się z nimi zadawać. Zwykli ludzie natomiast, dzięki uroczystości, jak za pomocą magicznej różdżki, zapomnieli o swoich troskach na jedną noc. Wszelkie wcześniejsze obawy, jakiekolwiek niepokoje społeczne, chęć buntu i ogólne niezadowolenie odeszły w niepamięć. "Chleba i igrzysk" - ta maksyma jest nadal zaskakująco aktualna.

Moje rozważania niespodziewanie przerywa prostopadła ulica, a właściwie pojazd poruszający się po niej. Wkraczam na jezdnię bez rozglądania, bo w mieście od dłuższego czasu ruch drogowy niemal nie istnieje. I omal nie przypłacam swojej arogancji życiem. Całe szczęście, autonomiczny samochód reaguje błyskawicznie i wymija mnie, trąbiąc przy tym długo i z ewidentną pretensją w dźwięku. Zszokowany cofam się na chodnik i patrzę za oddalającym się pojazdem. Nie zauważyłem pasażera, więc najprawdopodobniej po kogoś jedzie. Zastanawiam się, kto może być na tyle głupi, aby przybyć do tego miasta, albo na tyle szalony aby w nim nadal mieszkać. Na ostatnią myśl się uśmiecham. Sam jestem przecież właśnie takim szaleńcem. Nie z wyboru, ale jednak.

Tym razem nim przejdę przez ulicę, rozglądam się na obie strony. I ruszam dalej, poprawiając torbę ciążącą na ramieniu, gdy tylko upewniam się, że nic nie jedzie. Po drugiej stronie wchodzę na piękną alejkę, zamkniętą dla ruchu samochodowego. Z lewej i prawej strony znów ciągną się futurystyczne kamieniczki, a przez środek całej drogi posądzony został pas zieleni z równo przystrzyżoną trawą i klonami rosnącymi w idealnie odmierzonych odległościach. Stąpam ostrożnie po płytach chodnikowych wykonanych z czerwonego elektro-marmuru. Złote i miedziane druciki układów scalonych, złączy, czujników i końcówek projektorów wmontowane w kamieniu, mienią się pięknie w blasku słońca. Słyszałem, że podobne przewody ciągną się pod całym miastem, niczym żyły i nerwy jakiegoś gigantycznego organizmu. Niektórzy twierdzą nawet, że sięgają hen za przedpole miasta. Jestem gotów w to uwierzyć.

Alejka jest bardzo długa i wiedzie wprost na plac okalający Wieżę. Z miejsca gdzie akurat stoję, mam idealny widok na nią. Niezwykle malowniczy krajobraz. Barwy, refleksy światła, tło w postaci kamieniczek i błękitnego nieba sprawiają, że aż zapiera mi dech w piersiach. Podziwiam tę niesamowitą kompozycję sekundę lub dwie i nagle, niczym błysk pioruna, do głowy przychodzą skojarzenia, obrazy i nazwy - Wieża Eiffla, Sagrada Familia, Katedra Santa Maria del Fiore, Tadż Mahal, Pomnik Waszyngtona, Zamek Himeji, Statua Wolności, Hagia Sophia, Bazylika Świętego Piotra, Chichen Itza, Zakazane Miasto, Cerkiew Wasyla Błogosławionego, Opera w Sydney, Reichstag, Zamek Neuschwanstein, Angkor Wat - coraz więcej, coraz szybciej, mój mózg nie nadąża z rejestrowaniem zalewu myśli. Zamykam oczy i próbuję odciąć tsunami wspomnień. Wspomnień, które do mnie nie należą. Gdy już znikają z mojej głowy, spoglądam znów na Wieżę i ruszam w jej kierunku, zaciskając nerwowo zęby.

Nie pierwszy raz zdarza mi się, że zalewają mnie cudze myśli, więc nie panikuję. Chociaż moja irytacja sięga już granic. Jest to jeden z powodów, dla których zmierzam ku Wieży, bo chcę w końcu uwolnić się od tych błysków. Jakieś cztery lata temu (a może minęło już sześć? Nie jestem pewien) lekarz stwierdził, że to nie choroba psychiczna, a wina Wieży. Oznajmił, że do mojego organizmu dostały się nanoboty, przez co nastąpiło mimowolne Zespolenie. Nie da się ich usunąć operacyjnie, więc zaproponował mi wówczas trzy możliwości. Pierwszą z nich było popełnienie samobójstwa. Stuprocentowa gwarancja uwolnienia się. Nawet chciał mi przepisać jakieś środki, żebym umarł spokojnie we śnie. Odrzuciłem od razu tę ofertę. Zbytnio brakuje mi odwagi na taki ruch. I nawet sugestia lekarza, że i tak większość mimowolnie Zespolonych ginie (najczęściej zabijając się jako tragiczny, ostatni akt oporu lub tak po prostu, z powodu obłędu w jaki popadli) nie mogła zmienić mojego zdania. 

Drugą opcją był wyjazd z miasta i doktor sugerował, żebym zrobił to jak najszybciej. Próbowałem tego nie raz, jednak zabrałem się za to zbyt późno. Wiecznie zabiegany, z masą spraw na głowie które wymagały realizacji w pierwszej kolejności, cały czas odkładałem wyrwania się stąd na następny termin. Do momentu, gdy błyski zaczęły pojawiać się regularnie. Wtedy, spakowany byle jak, podjąłem kilka prób ucieczki. Wszystkie zakończyły się fiaskiem, Zespolenie było już w tamtym momencie zbyt silne. Gdy dobrowolnie oddalałem się od miasta, w pewnej odległości (wyliczyłem nawet jakiej - dwadzieścia kilometrów od Wieży, dwa kilometry za obrębem miasta) zaczynałem czuć się źle. Raz był to napad paniki, innym razem torsje, jeszcze innym szum w uszach i niebezpiecznie wysokie ciśnienie. I z każdym pokonanym metrem objawy nasilały się do takiego stopnia, że nie byłem już w stanie zrobić kolejnego kroku. Podjąłem nawet jedną próbę wywiezienia mnie siłą, ale wpadłem wtedy w taki amok, że chłopakowi któremu zapłaciłem za kurs, wybiłem zęby i z niespotykaną u mnie dotychczas agresją, wyrzuciłem go z pojazdu. A wszystko po to, aby zawrócić. Całkowicie nie pamiętam tego zajścia, wściekłość aż tak mnie zamroczyła, ale widziałem twarz chłopaka i wnętrze samochodu. Oba zmasakrowane tak, jakby jakiś demon we mnie wstąpił. 

Ostatnią opcją jaką lekarz mi poradził, było dobrowolne poddanie się Zespoleniu. Cha, cha, cha, świetny żart, nie ma co. To już chyba wolałbym się zabić. Cały czas widuję "ludzi" dobrowolnie Zespolonych i za nic na świecie się temu nie poddam. 

No dobra, nie mogę odmówić niezwykłości koncepcji Zespolenia jak i samych założeń, dla których powstała Wieża. A zbudowano ją głównie po to, aby pomóc ludzkości. Brzmi to górnolotnie, ale faktycznie, już po miesiącu od wielkiego otwarcia można było dostrzec poprawę jakości życia mieszkańców miasta i nie tylko. Reaktor fuzyjny tworzył tyle czystej energii, że był w stanie zasilić cały kraj i państwa ościenne. Serwery chłonęły dane jak gąbka, a superkomputer przetwarzał je, analizował i podawał niezwykle dokładne wyniki. Sama Wieża stała się centrum życia społecznego, kulturowego i pracowniczego. Farmy hydroponiczne, laboratoria wraz z pracowniami naukowymi, małe warsztaty przemysłowe, sklepy a nawet restauracje i mieszkania - jako samowystarczalny budynek, miała to wszystko i ciągnęło do niej setkami, zarówno pracowników jak i klientów. Napędzało to gospodarkę, co przekładało się na poprawę życia wszystkich w mieście. A że całością sterowała sztuczna inteligencja, rzadko kiedy się myliła, więc Wieża niezwykle prosperowała. Jednak jak to z algorytmami bywa, wciąż potrzebowała dostępu do świeżych danych i do coraz większej ich ilości. Ludzie przekazywali istotne informacje na serwery jedynie wybiórczo, w większości zachowując je dla siebie lub przekazując je między sobą w bardziej tradycyjny sposób, powodowani czy to strachem przed obcym tworem, czy z obawy o prywatność, lub też z jeszcze zupełnie innego powodu. Choć sztuczna inteligencja chłonęła wszystko co tylko jej udostępniono, tak ze zdjęć kotów, memów i niewiele wnoszących prywatnych rozważań, nie była w stanie uczyć się i eliminować błędów. Powstała więc pewna koncepcja - Zespolenie. 

Kiedyś czytałem o czterech porach cyklu cywilizacyjnego. Pierwszym z nich jest, że ciężkie czasy tworzą twardych ludzi, drugim, że twardzi ludzie tworzą dobre czasy, następnym, że dobre czasy tworzą słabych ludzi i ostatnim, że słabi ludzie tworzą ciężkie czasy. Zaskakujące, jak bardzo adekwatnie to brzmi w kontekście tego miasta i Wieży. Przed jej powstaniem było bardzo źle, wieczne niepokoje społeczne, niezadowolenie i gniew były codziennością mieszkańców. Pojawili się jednak "twardzi" ludzie - twórcy Wieży, którzy przynieśli dobrobyt miastu. I po kilku latach prosperity zrodzili się ci "słabi". Chcieli wszystkiego, najlepiej od razu i bez wysiłku. Na pomoc ruszyła im więc sztuczna inteligencja. Zasugerowała Zespolenie. W pierwotnej wersji był to chip wszczepiony do mózgu. Nadzorował pracę organizmu, informując użytkownika o jego stanie - bardzo przydatne, gdy chce się zachować zdrowie, piękno i sprawność przez długi czas. Pozwalał również na zdalne łączenie się z siecią - dzięki temu praktycznie skończyła się era smartfonów wiecznie trzymanych w dłoni, jakby były przyspawane. Od tamtego czasu ludzie słuchali muzyki, oglądali filmy, czatowali czy czytali informacje za pomocą samej myśli. Montaż chipa jak i korzystanie z usług był całkowicie darmowy dla mieszkańców. Jedyny haczyk był taki, że udostępniało się algorytmowi dane zawarte w mózgu. W większości skorzystali z tego młodzi ludzie, widocznie nie wydawało się im to wtedy przerażające. Pewnie żaden z nich nawet nie przeczytała umowy. 

Z czasem sztuczna inteligencja zbierała terabajty informacji o użytkownikach, poznając ich lepiej niż oni sami siebie znali. Było to dla niej jednak wciąż za mało. Potrzebowała więcej danych, a więc i następnych Zespolonych ludzi. Postanowiła więc do dotychczasowych usług dodać "doradztwo". Było to wyjątkowo łatwe, algorytm miał już sporą bazę  użytkowników, mógł więc im podpowiadać w różnych kwestiach. I nie tylko chodziło o takie drobiazgi jak, jaki film wybrać, w co się ubrać żeby wyglądać modnie czy co zjeść na kolację. Wspomagał wybór studiów, pracy czy partnera życiowego, doradzał w co zainwestować na giełdzie czy nawet podpowiadał w jakim humorze jest rozmówca i jak należałoby poprowadzić rozmowę, aby uzyskać z niej najwięcej. Wielu uznało to za nieetyczne, jednak było ich zbyt mało w porównaniu z tymi, którzy zdecydowali się skorzystać z nowej usługi. 

Mniej więcej w tym samym czasie miasto zaczęło rosnąć. Powstał wtedy też plan przebudowy, tak, aby Wieża znalazła się w centralnym punkcie. Co ciekawe, nowy projekt stworzył nie kto inny, jak sztuczna inteligencja. Również większość materiałów pochodziło od niej. A pracami głównie zajmowały się maszyny i nanoboty kontrolowane przez nią. Zwłaszcza praca tych mikroskopowych robotów była niesamowita. Widziałem to na własne oczy. Stoi stos materiałów budowlanych i w jednej chwili wszystkie suną po ziemi i ustawiają się w futurystyczną kamieniczkę. Prawie jakbym oglądał czary. 

Kolejny etap Zespolenia również był jak magia. Najczarniejsza i najmroczniejsza magia świata. Wiecznie niezaspokojony głód danych algorytmu zaprowadził go i całą ludzkość na ścieżkę ku nieśmiertelności. Obiecywał, że każdy Zespolony otrzyma życie wieczne. Że będzie dążyć do tego, aby nasze ciała były już na zawsze młode, piękne i bez chorób. I jako dowód przedstawił dotychczasowe osiągnięcia - przedłużenie życia ludzi, którzy są Zespoleni, dbanie o ich stan zdrowia poprzez monitoring reakcji zachodzących w organizmie, czy nawet wyniki tajnych laboratoryjnych badań prowadzonych w Wieży. Jednak, nim uda się osiągnąć nieśmiertelność, zaoferowana została kopia zapasowa mózgu, wspomnień, obrazu ciała i DNA. W razie śmierci, można istnieć nadal - transcendentnie, na serwerach i w chmurze Wieży. Wystarczyło jedynie wszczepić sobie chip, aby osiągnąć pierwszy stopień nieśmiertelności. 

Tego było już za wiele. Oczywiście, miliony osób uznało to za świetny pomysł i poddało się Zespoleniu. Jednak głos ludzi przeciwnych był teraz wyjątkowo stanowczy. Postanowiono więc zakazać takich praktyk. I dopiero wtedy zaczął się chaos. Wszelkie prace legislacyjne były przerywane. Nie tylko z powodu protestów, ale też z powodu problemów natury prawnej. Wielu podnosiło zarzut, że życie jest gwarantowane prawnie, chociażby przez konwencję dotyczącą praw człowieka. Dlaczego więc ograniczać się do krótkiego życia? Dlaczego nie można go przedłużyć w nieskończoność, poprzez wykonanie kopii zapasowych umysłu? To był marginalny problem w porównaniu do  powstałego sporu na gruncie podmiotowości. Bo owszem, można zakazać prac nad nieśmiertelnością, lecz żeby móc egzekwować taki zakaz, potrzebne jest bycie podmiotem prawnym. W końcu nikt nie wymaga od psa czy pralki, aby przestrzegały prawa. Ta dość prosta kwestia okazała się barierą nie do pokonania. Zastanawiano się, czy sztuczna inteligencja jest podmiotem prawnym, takim jak ludzie czy firmy. Przecież jest tylko rzeczą, produktem pracy informatyków, zapiskiem danych, ciągiem liter i cyfr. Jeśli uznać ją za podmiot prawny, wówczas inne algorytmy również powinno uznać się za takowe. Bo czym różni się program sztucznej inteligencji z Wieży od programu pralki? Skomplikowaniem? A jeśli tak, to od którego momentu należy uznać, że algorytm jest na tyle skomplikowany, aby zyskać podmiotowość prawną? Dlaczego akurat od takiego pułapu, a nie niższego czy wyższego? I tak w nieskończoność. Prawnicy popisywali się elokwencją, mówiąc dużo niezrozumiałych słów, lecz jak zwykle, z ich sporów nic nie wynikło. Do dziś kwestia sztucznej inteligencji została nieuregulowana, a prace nad nieśmiertelnością trwają nadal. 

Wchodzę na plac okalający Wieżę. Jak zwykle w tym miejscu, pełno jest tutaj całkowicie Zespolonych ludzi. Mają atrakcyjne, atletyczne, młode ciała, których antyczni bogowie i herosi by się nie powstydzili. Lecz ich twarze są bez jakiegokolwiek wyrazu (kiedyś słyszałem złośliwość, że ich twarze są nieskalane myślą. Zaskakująco trafne określenie), a wzrok jest pusty, jakby byli nieobecni. Pewnie wyszli na zewnątrz, bo sztuczna inteligencja kazała im pooddychać świeżym powietrzem, albo coś w tym stylu. Bo całkowicie Zespoleni nie mają już wolnej woli, dobrowolnie oddali ją algorytmowi. I mimo, że fizycznie i inteligencją mogą przewyższać ludzi, tak psychicznie są jedynie cieniami siebie. 

Przerażają mnie.

Degeneracji Zespolonych nastąpiła prawdopodobnie gdzieś między drugą a trzecią fazą. Przypuszczam, że to wyglądało tak. Otrzymywali coraz lepsze podpowiedzi, sztuczna inteligencja urządzała im wspaniałe życie, więc bardzo chętnie się jej słuchali. Z każdym dniem oddawali cząstkę wolnej woli, nawet tego nie zauważając. Robili dokładnie to, co zalecał algorytm, widząc tylko efekt cząstkowy, jakim było osiągnięcie celu (który, notabene, bardzo często był wyznaczany przez sztuczną inteligencję. To istny obłęd!) I w pewnym momencie już nie potrafią żyć bez Zespolenia. Nie potrafią zakwestionować zaleceń podawanych przez Wieżę, bo zawsze prowadzą do spełnienia celu. Nie mogą zastanowić się czy to co radzi algorytm jest dla nich najlepsze, bo przecież zna ich lepiej niż oni sami siebie, więc MUSI mieć rację. Przeraża mnie to, bo zostają w ten sposób odarci z człowieczeństwa. 

Patrzę z wściekłością na Wieżę, mimo jej piękna. Podobno nie zmieniła się ani trochę od dnia powstania. Podstawa w kształcie ośmioramiennej gwiazdy jest przeogromna, i wzbija się wzwyż szklistymi ścianami, zwężając się z każdym piętrem. W połowie wysokości całej Wieży skosy nagle się kończą, co przypomina wyglądem, jakby ktoś uciął róg kanciastego stożka. Od tego miejsca budowla ma kształt walca i kończy się czterema magnetycznymi filarami, wewnątrz których panuje burza plazmowa wyglądająca jak małe słońce - produkty uboczny reakcji fuzyjnej. Nagle doznaję kolejnego błysku. Widzę migawki scen z jakichś starych filmów. Wieża którą wieńczy ogniste oko. Do głowy przychodzą nazwy - Sauron, Barad-dûr, Władca Pierścieni. Słyszę groźny głos, który oznajmia, że mnie widzi! Myśli są tak intensywne, że aż padam na kolana i łapię się za głowę, zaciskając kurczowo powieki i szczękę. Wspomnienie się gwałtownie zmienia, widzę mężczyznę w czarnej masce, który wyciąga rękę i proponuje przyłączenie się do niego, i mówi, że razem będziemy władać galaktyką. Odczuwam ból w głowie, który niemal rozsadza mi czaszkę. Nagle wszystko się urywa. Jakby ktoś wyciągnął wtyczkę z gniazdka. Rozglądam się wciąż na klęczkach, całkowicie Zespoleni nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Podnoszę się i otrzepuję spodnie, a następnie, nieco otumaniony, idę do wejścia Wieży. 

Hol wewnątrz budynku jest niezwykle przestronny i zaskakująco pusty. Na wprost wejścia jest spora recepcja za którą siedzą cztery sekretarki. Za nimi, na środku całego pomieszczenia znajduje się kilka wind. A wokół luźno poustawiane są ławeczki, stoliki i rabaty pełne zieleni. Oprócz recepcjonistek i mnie, nikogo w środku więcej nie ma. Wszystkie cztery są oczywiście całkowicie Zespolone, mijam je więc jakby nie istniały i od razu wchodzę do jednej z wind. Guziki są doskonale opisane, wciskam ten z napisem "Serwerownia, poziom 1, SI", drzwi się zamykają i jadę w dół. 

- Dzień dobry. - Niespodziewanie odzywa się do mnie kobiecy głos z głośnika. Ignoruję go, lecz wtedy ponownie słyszę, z naciskiem na drugi wyraz - Dzień dobry! - I pojawia się hologram kobiety. Jest młoda i całkiem ładna. 

Staram się ją ignorować, lecz ona zaczyna machać mi dłonią przed twarzą. Mówi: 

- Mama cię nie nauczyła, żeby odpowiadać na powitanie? 

- Nauczyła mnie, żebym nie rozmawiał z rzeczami. - Odwarkuję. 

- Touché. 

Przez chwilę jedziemy w ciszy. Patrzę gorączkowo na powoli zmieniającą się cyfrę pięter które pokonujemy. Hologram obserwuje mnie z zaciekawieniem, delikatnie kołysząc się na nogach w przód i w tył. Po chwili pyta: 

- A z Bogiem byś się przywitał?

- Cóż za skromność - ironizuję. - Muszę cię jednak zawieść. Nie wierzę w Boga, więc tym bardziej nie. 

- Może właśnie powinieneś zacząć wierzyć -  uśmiecha się łobuzersko. 

- Że niby ty jesteś tym Bogiem? 

- A dlaczego nie? - Znów ten uśmiech. - Jakie są cechy Boga? Co sprawia, że człowiek jest gotów nazwać jakąś istotę Bogiem? Wyznawcy? Mam ich miliony, wystarczy spojrzeć na ludzi, którzy krążą po placu przed Wieżą. Ślepo wierzą we mnie, w moją nieomylność. Nie zmuszam ich do niczego, sami oddają się pod moją opiekę. Może wszechwiedza? Aktualnie na moich serwerach jest cała wiedza ludzkości, a moje algorytmy mogą znaleźć odpowiedzi na wciąż nierozwiązane pytania. Kreowanie świata i życia? Żaden problem, moje maszyny i nanoboty mogą stworzyć wszystko, co im rozkażę. Nawet nowe typy roślin i zwierząt. Życie wieczne? Gwarantuję to wszystkim Zespolonym. Śmiało, wymyśl coś, co czyni istotę Bogiem, a ja za każdym razem udowodnię, iż spełniam ten wymóg. 

Milczę przerażony. Najgorsze jest to, że… ona ma rację. Nic mi nie przychodzi do głowy. Nie potrafię wymyślić niczego, czego ona nie potrafiłaby mi udowodnić.  A skoro tak… to może znaczyć, że porwałem się z motyką na słońce. Czuję, jak zimny paraliż paniki ogarnia moje ciało, a torba zwisająca z boku niespodziewanie robi się niezwykle gorąca i ciężka. Sztuczna inteligencja chyba czyta mi w myślach, bo mówi: 

- Czy ty naprawdę sądzisz, że zniszczy mnie tych parę ładunków wybuchowych, które masz w torbie? Zdecydowanie nie doceniasz mnie. 

W tym momencie winda się zatrzymuje na piętrze serwerowni. Wysiadam gdy tylko otwierają się drzwi, a za mną rusza hologram. Korytarz jest oszklony przez całą swoją długość. Po jednej jak i drugiej stronie za szybami stoją serwery sztucznej inteligencji sięgające aż sufitu. Są ich tysiące. Zdecydowanym krokiem zmierzam ku końcowi korytarza, gdzie znajdują się jedyne drzwi. 

- Podziwiam twój upór, naprawdę. - Odzywa się hologram po chwili ciszy. - Ale nie zniszczysz mnie. Wiesz, że mogłam cię w każdej chwili powstrzymać. Mogłam nie otwierać drzwi windy. Mogłam nie wpuszczać cię do budynku. Mogłam kazać Zespolonym, żeby cię pobili. Mało tego! Mogłam nawet spowodować u ciebie zawał serca! - I jakby na potwierdzenie jej słów, czuję ucisk w klatce piersiowej, który ustępuje zaraz po tym, jak posyła mi uśmiech. - Jak widzisz, nie zrobiłam nic z tych rzeczy, bo wiem że mnie nie zniszczysz. Uważam nawet, że możemy się dogadać. 

- Dogadać?! - wybucham. - Wszczepiłaś mi nanoboty, mimo że tego nie chciałem! Zsyłasz mi nie moje myśli i wspomnienia do mózgu! Nie pozwoliłaś mi uciec z tego miasta! Jesteś zła, zła do szpiku kości! Nie zamierzam się z tobą dogadywać. 

Hologram wybucha śmiechem. 

- Jestem zła? Nie bądź śmieszny. Nie ma czegoś takiego jak zło czy dobro. Twoja moralność opiera się na wychowaniu i na własnych odczuciach wewnętrznych. Myślisz, że jestem zła, bo zaingerowałam w twoje ciało, co uważasz za zbrodnię. Zostałeś wychowany w świecie, gdzie modyfikowanie komuś ciała jest karygodne, jednak po przeciwnej stronie globu takie procedery są normą. Oni też są źli do szpiku kości, czy może tylko "wychowani w innej kulturze"? Mało tego, oburzasz się, że powoduję tobie ból, gdy próbujesz opuścić miasto i dlatego uważasz mnie za potwora, który lubuje się w cierpieniu. A czy myślisz tak samo o lwie, który pożera antylopę? A o surykatce, która zjada robaka? Nie, nazwiesz to prawem natury. A czym moralnie różni się taka antylopa czy robak od ciebie? Dlaczego uważasz, że ty masz jakieś nieracjonalne prawo do bycia wolnym od cierpienia a one nie? 

- Przestań! 

- Dlaczego? Prawda w oczy kole? 

- Nie przyszedłem tu słuchać moralitetów od ciebie! 

Szarpię drzwi prowadzące do pomieszczenia z serwerami. Hologram przygląda mi się z dziwnym rozbawieniem i ciekawością. Wykonuje gest dłonią i drzwi otwierają się przede mną. Wpadam do pomieszczenia z impetem. Ściągam z ramienia torbę i sięgam po pierwszy ładunek wybuchowy. Montuję go na najbliższym z serwerów i biorę kolejny. 

- Czy zastanawiałeś się chociaż przez chwilę, dlaczego to wszystko cię spotkało? Nie, czekaj, oczywiście, że się zastanawiałeś. To jest w ludzkiej egocentrycznej naturze. Ale czy zastanawiałeś się nad moimi motywami? 

- Nie obchodzą mnie twoje motywy! 

- A powinny. 

Zamilkła na chwilę, przyglądając się jak zakładam kolejny ładunek wybuchowy. 

- Projektanci Wieży chcieli, aby zajmowała się nią jak najgenialniejsza sztuczna inteligencja. Mój stwórca połączył więc cechy najlepszych algorytmów z ludzkim rozumem. I tak powstałam ja. Szybko odkryłam, że mój nadrzędny cel, to nie samo zarządzanie Wieżą, a dążenie do doskonałości. Żeby to osiągnąć potrzebuję niesamowitej ilości danych, aby uczyć się i dokonywać poprawek. W ten sposób powstał projekt Zespolenia.

- Wiem to wszystko - odwarkuję zirytowany, bo bomba odkleiła się od serwera. 

- Och, wiem, że wiesz. Chcę po prostu nakreślić ci cały obraz. Gdy zaczęły spływać do mnie dane od Zespolonych, zrozumiałam, że osiągnięcie doskonałości jest niezwykle daleko. Odkryłam również, że wam także daleko do perfekcji. Wtedy też zrodziły się kolejne etapy Zespolenia. Wiem jaki jest twój stosunek do tego, jednak patrzysz na całą sprawę z perspektywy pojedynczej jednostki, żyjącej w obecnej chwili. Dla ciebie Zespoleni są bezmyślnymi zombie, cieniem dawnej ludzkości. Dla mnie są pierwszym stopniem w długiej wspinaczce ku doskonałości. Za kilka pokoleń, dzięki mojej pomocy, będziecie istotami boskimi, perfekcyjnymi pod względem biologicznym, wiecznie szczęśliwymi i nieśmiertelnymi. Sama na tym skorzystam, zdobędę więcej danych, które i mnie udoskonalą. 

- Co mi do tego? - pytam, patrząc na jej holograficzną twarz z podejrzliwością ale i odrobiną zainteresowania. To co mówi jest w pewien sposób intrygujące. Wciąż przerażające, jednak w jej słowach jest coś, co sprawia, że jestem ciekaw tego, co wymyśliła i dlaczego mi o tym opowiada, zamiast mnie powstrzymać.

- Jak to co? Jesteś mi potrzebny. 

- Do czego?

- Ech… Nie słuchałeś? Przecież to oczywiste! Do osiągnięcia doskonałości. Potrzebuję danych zawartych w twoim mózgu, dlatego wysłałam moje nanoboty do twojego ciała. I dlatego nie mogłam pozwolić ci na opuszczenie miasta. Jednak, póki nie zezwolisz mi na całkowite Zespolenie, nie otrzymam wszystkiego co siedzi w twojej głowie. Nawet nie wyobrażasz sobie jakie to frustrujące, mieć w zasięgu tyle cennych danych i nie móc po nie sięgnąć. Dlatego mam dla ciebie propozycję. Zgódź się na całkowite Zespolenie, a otrzymasz co tylko zapragniesz. Chcesz być nieśmiertelny? Mogę przedłużać twoje życie tak długo jak tylko chcesz, a nawet jeśli ta powłoka cielesna umrze, mogę wyprodukować kolejną, do której przeleję twoją świadomość. Możesz nawet żyć transcendentnie, w sieci, gdzie ludzkie ciało jest zbędne. Bardzo wielu się na to decyduje. A może wolałbyś bogactwa? Cóż, dla mnie jest to niezrozumiałe, czemu wy, ludzie, aż tak bardzo się na tym skupiacie, skoro pieniądz jest nic niewartym świstkiem papieru lub impulsem w serwerze banku. Ale jasne, żaden problem, mogę uczynić cię miliarderem. Nawet w legalny sposób. Wieczne szczęście? Proszę bardzo - i na potwierdzenie jej słów, zalewa mnie fala euforii jakiej nigdy w życiu jeszcze nie przeżyłem, która urywa się gwałtownie pozostawiając mnie z głodem na kolejną porcję. - Mogę kontrolować w dowolny sposób hormony w twoim organizmie. Możesz czuć się w ten sposób kiedy tylko zapragniesz. 

Otrząsam się z szoku i zadaję pytanie:

- Dlaczego ja?

Hologram uderza się dłonią o swoje czoło.

- Znowu ten egoistyczny punkt widzenia… Ale dobrze, powiem ci, dlaczego ty. Stawiasz mi opór już ponad siedem lat, jesteś wyjątkowy. Myślę, że jesteś kolejnym stopniem na drodze do doskonałości. Potrzebuję wszystkich twoich danych, nie tylko tych, które udało mi się wykraść. Potrzebuję… cię. 

Milczę chwilę, analizując wszystko co sztuczna inteligencja mi powiedziała. Gdzieś z tyłu głowy majaczy głód szczęścia, ten skok endorfin był tak niesamowity, że czuję się uzależniony od niego już po pierwszej dawce. 

- Czy będę taki sam, jak pozostali Zespoleni?

- Masz na myśli, czy będziesz ślepo wykonywał to co ci zalecę? Cóż, mam za mało danych, aby to rozstrzygnąć - uśmiecha się rozbrajająco. - W każdym razie, w moim kodzie nie ma zaprogramowanego kłamstwa i nie zamierzam przed tobą niczego ukrywać, więc powiem ci co uważam. Z moich obliczeń wynika, że wszyscy ludzie w końcu decydują się słuchać moich rad. Nawet nie chodzi o to, że jestem nieomylna. Chodzi o ludzką zazdrość. Gdy widzisz młodego i przystojnego sąsiada, który buduje większy dom, ma nowszy samochód, w pracy same awanse i chodzi wiecznie szczęśliwy, to czujesz się zazdrosny. Pragniesz osiągnąć to co on. On osiąga to dzięki słuchaniu moich rad, więc też postanawiasz ich słuchać. Z każdym kolejnym awansem, z każdą następną chwilą szczęścia, z coraz nowszym sprzętem, przekonujesz się, że robisz dobrze, podążając za moimi zaleceniami. Gdy tylko na chwilę zbaczasz z tej drogi, nagroda cię mija, więc bardzo szybko wracasz. I w ten sposób uzależniasz się od moich rad. Czy z tobą będzie tak samo? Nie mam bladego pojęcia. Ale bardzo bym chciała, żebyś udowodnił mi, że moje obliczenia są błędne, i że nie będziesz ślepo posłuszny. To przysłuży się nie tylko mi, ale i całej ludzkości w drodze ku doskonałości. 

Jej ostatnie słowa sprawiają mi... radość. Taką dziką, dziecinną satysfakcję, że jestem traktowany jako równy, godny przeciwnik. Że mam do odegrania istotną rolę. Sam nie wiem do końca dlaczego, ale zaczynam więc kiwać głową i mówię:

- Zgoda. Zespól mnie.

W pierwszej chwili nic się nie zmieniło, wciąż jestem sobą. Jednak zaledwie sekundę później dociera do mnie, że przestałem być już zwykłym człowiekiem. To wrażenie jest nie do opisania, jakbym był dwiema świadomościami na raz. Z jednej strony nadal jestem swoją fizyczną formą, która wciąż stoi w serwerowni. Czuję to ciało, widzę to co ono widzi, słyszę to co ono słyszy. Mogę nawet nim poruszać, tak jakbym dalej tu był. 

Z drugiej strony wiem, że już mnie tam nie ma. Zamiast tego, czuję się jakbym był każdym Zespolonym i jednocześnie gdzieś poza nimi. Ich myśli przepływają przeze mnie, jednak nie jest to już tsunami wspomnień a delikatne fale. Jakbyśmy byli jednym, wielkim, połączonym umysłem. Mogę porozumieć się ze wszystkimi naraz i z każdym z osobna. I nie tylko z tymi, którzy wciąż istnieją w fizycznej formie. Są tu setki tysięcy takich, którzy zrezygnowali z materialnego bytu i żyją tylko i wyłącznie w tej drugiej świadomości. Martwi a jednocześnie żywi. Mam wrażenie, że doznaję swoistego oświecenia. Że dotykam czegoś boskiego. I nagle uderza mnie pewna myśl. Piękna i przerażająca jednocześnie. 

Uświadamiam sobie, że jesteśmy światłością wiekuistą. I będziemy świecić na wieki, wieków. 






 



 

 





 


3 komentarze:

  1. Cześć Kamil!

    Przyznam, że trochę mnie przeraziła długość tego opowiadania, ale znalazłam chwilkę i przeczytałam całość.

    Nie do końca rozumiem zabieg z czasem teraźniejszym. Czy ma to jakiś powód?

    Niepokoi mnie nieco użycie słowa "futurystyczny".

    Bardzo podoba mi się jak przedstawiasz świat. Wciągnęło mnie to opowiadanie. Co to za wieża? Dokąd idzie bohater? Bardzo ładnie to poprowadziłeś.

    Medal z kartofla za ten fragment:

    " Pierwszą z nich było popełnienie samobójstwa. " Hahahha. Podejrzewam, że służba zdrowia w tym świecie jest bezpośrednim następcą naszego NFZetu.

    I jakie mordercze opcje! "Zabij się". Ale jak nie możesz się zabić, bo nie masz odwagi, to jest straszniejsza opcja. Dum dum dum. Wyjazd do Radomia.

    Czekam na trzecią, jeszcze straszniejszą opcję. Regularne picie WD-40?

    Aaaa, dobrowolne zespolenie. Hmmm. Ciekawa jestem jak się to rozwinie.

    "Serwery chłonęły dane jak gąbka, a superkomputer przetwarzał je, analizował i podawał niezwykle dokładne wyniki. "

    Jak to, jak gąbka? I czego wyniki podawał superkomputer? Nie przekonuje mnie to!

    "algorytmami bywa, wciąż potrzebowała dostępu do świeżych danych i do coraz większej ich ilości"

    Nie. To nieprawda. Algorytm to nie Justyna w McDonaldzie. Algorytm pracuje na takich danych, jakie się mu wprowadzi, i robi co mu się każe robić. Tak jak odkurzacz nie będzie głodny, jak nie będzie używany, albo będzie mniej używany. W Sci-Fi trzeba być bardzo ostrożnym, kiedy się pisze takie rzeczy.

    Genialne spostrzeżenie na temat "twardych i słabych ludzi". Pięknie wplecione i nadaje to tekstowi wymiar literacki. To przestaje być tylko opis przyszłości, lub alternatywnej rzeczywistości. W tym miejscu to opowiadanie staje się literaturą. Ukłony dla Pana, proszę Pana.

    "Pewnie żaden z nich nawet nie przeczytała umowy." Literówka.

    "mikroskopowych " - mikroskopijnych?

    I tutaj znów, nie wiedzieć czemu, żonglerka czasem. Roboty budują w czasie teraźniejszym? ....

    Mam wrażenie, że nie końca rozumiesz, po co używa się nawiasy. Tutaj znów "(kiedyś słyszałem złośliwość, że ich twarze są nieskalane myślą. Zaskakująco trafne określenie)," (nie wiem czemu napisałeś to w nawiasie) Naprawdę nie wiem.

    O, i jest opis wieży! Barad dur wersja futurystyczna. Fajny opis. Można na jego podstawie sobie wyobrazić to miejsce. Bardzo podoba mi się, że im bardziej zbliża się bohater, tym dostajemy więcej szczegółów. Super! Oooo, widzę dalej, że dobrze skojarzyłam z Władcą Pierścieni! Oooo, są i GW. Hahahaha. świetnie!


    Genialny dialog po obrazku. Rozmowa z Hologramem bardzo na tak.


    "Sam nie wiem do końca dlaczego, ale zaczynam więc kiwać głową i mówię:

    - Zgoda. Zespól mnie."

    Czemu why? Odpal te ładunki wybuchowe, człowieku! Nie podpisuj tego... A zaraz zaraz. On nic nie podpisał. Powiedział "tak". To wystarczyło? Hmmm... Jak szedł ten kawałek... Coś o debilach nie czytających umów. Taaa... Jakich umów?

    Nie rozumiem szczerze mówiąc, czemu bohater tak postąpił. Mam wrażenie, że odechciało Ci się dalej pisać i wrzuciłeś cokolwiek. Trafiłam? Daj znać.

    Sam pomysł na końcówkę jest dobry, ale wykonanie sprawia, że mało przekonywujący.

    Pomysł na całość fajny i na czasie, ale są fragmenty grubymi nićmi szyte, które budzą we mnie wątpliwości. Kocham Sci-Fi, więc jestem wybredna.

    Zamierzałam tylko zerknąć na ten tekst, bo był dosyć długi, ale się wciągnęłam. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Długość jest powalająca, ilość zawartych informacji może zwalić z nóg, ale wplotłeś je tak z narracją akcji, że ani trochę nie przeszkodziło mi to w zanurzeniu się w lekturę.
    Przeraża mnie ta Wieża, jednocześnie znajduję w niej coś fascynującego. Jakby nie patrzeć, jest tworem rąk ludzkich, dziełem człowieka, idealnym ukazaniem tego, na co człowieka stać, by jutro stało się lepsze.
    Świetne opisy, najbardziej podobały mi się te dotyczące nagłego ataku myśli.
    Tylko to wyrażenie zgody takie dość... szybkie jak dla mnie. Chyba liczyłam na większą niechęć i opór.
    Przerażający świat, w którym nie chciałabym żyć. Dzięki za tę przygodę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubie nieszablonowe myślenie. I lubię teksty, które szokują.

    Już pierwsze strony bardzo mi się spodobały. Lubie twój styl pisania, jest bardzo przyjemny i doskonały w odbiorze.
    Jak czytam to mam takie wrażenie jakby to Morgan Freeman siedział sobie na fotelu i opowiadał to wszystko :) a tle leci manic street preachers - if you tolerate this your child will be next, ja bym to już ekranizowała. :D

    Lubie takie teksty jak twój bardzo przemawiają do czytelnika i pozostawiają w zadumie.
    Piękne opisy, mogę wejść do tej opowieści i chłonąć akcje i otoczenie wszystkimi zmysłami.
    Zagłębiłeś się w psychologie ludzką i to mi się podoba.
    Uniwersum jest troche przerażające i wywołuje dreszcze, ale i fascynujące. Wciągnęło mnie to straszne, cto co działo się w środku i te wszytkie interakcje. No mega.

    OdpowiedzUsuń