Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 15 listopada 2020

[80] Oponki serowe dla Wu: I just came to say goodbye ~ Miachar

  Dziękuję Wam za pokochanie Wu. Tutaj jego historia jako ta opisana się kończy, ale gorąco wierzę, że przed nim już tylko same szczęśliwe dni.

W następną niedzielę cała seria pojawi się na moim Wattpadzie (@Rosie_Miachar).



To był przepiękny dzień nad całym stanem. A kto tylko mógł, wykorzystywał to w pełni. Wiele rodzin można było spotkać w drodze do parku, gdzie to planowano urządzić sobie piknik. Inni wyszli na rowery, by czerpać promienie słońca i produkować witaminę D. Taka pogoda wyganiała na zewnątrz i sprawiała, że człowiek miał po prostu dobry humor.
W jednym z wielu mieszkań w kamienicach miasteczka od rana panowało niezłe zamieszanie, ale nie było czemu się dziwić – w końcu miał się wprowadzić nowy lokator, wszystko musiało być gotowe na jego przyjęcie.
– Hej, jesteś pewna, że to się tu zmieści? – zapytał Eddie, przesuwając puf pod niski stolik i próbując objąć wzrokiem cały pokój. – Nie wiem, czy nie będzie czuł się tu przytłoczony, ściany są w końcu dość blisko siebie.
Rozanne posłała mu powątpiewające spojrzenie.
– Sam zaproponowałeś, by z dwóch pokoi do wyboru przydzielić mu ten, a teraz nagle zmieniasz zdanie?
Kolega także na nią spojrzał.
– Wiedziałem, że jak ty się tu wprowadzisz, będziesz miała dużo rzeczy, ale teraz wydaje mi się, że Wu będzie potrzebował więcej przestrzeni. Ten pokój jest wielkości jego obecnej kuchni.
– Za to całe mieszkanie jest znacznie większe od jego dobudówki – zauważyła kobieta – a przecież nie będzie spędzał czasu jedynie tutaj. Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam zmuszać go do siedzenia w kuchni i pieczenia ciasteczek.
Eddie poczuł, jak na samą myśl o słodkich wypiekach do ust napływa mu ślina. Nie wiedział, jak Rozanne to robiła, ale jej ciastka z czekoladą były o lata świetlne przed tymi sklepowymi. Do tego potrafiła tworzyć serowe oponki, więc nie zdziwi się, jak razem z Wu będą palić olej, byle tylko mieć ich jak najwięcej.
– Cóż, ja planowałem oglądać z nim bejsbol.
– I denerwować się, że kolejny raz musisz tłumaczyć mu zasady?
– Może w końcu je podłapie.
Rozanne roześmiała się i przemierzyła pokój, by stanąć przy oknie. Widok z niego rozpościerał się na niewielki klomb, jaki na wewnętrznym dziedzińcu kamienic urządzili sobie jego mieszkańcy.
– Mam nadzieję, że mu się tu spodoba – powiedziała do siebie, po czym spojrzała na Eddie’go. – Wiesz, że czasem będziesz musiał iść z nim na kompromis, prawda? – zapytała go, na co on jedynie westchnął.
– Kobieto, dobrze wiem, w co się wpakowałem, i zupełnie mnie nie obchodzi, że czasem pojawi się jakiś mały problem, który będziemy musieli rozwiązać. Najważniejsze, że Wu nie będzie już niczyj, jak mi to kiedyś powiedział, a wśród ludzi, którzy go naprawdę kochają.

Wzruszenie mogło chwycić w tej chwili za gardło, kiedy się dostrzegało, ile w tych słowach jest prawdy – nareszcie Wu będzie miał nie tylko kąt, ale i przyjaciół na wyciągnięcie ręki. Może to samo w sobie nie sprawi, że będzie w jakiś sposób mądrzejszy, ale z pewnością bezpieczny.

Rozanne uśmiechnęła się promiennie, bo choć mogło być ciężko – co też przewidywała jej matka, nie do końca rozumiejąc, dlaczego córka to robi, ale akceptując to w pełni – cieszyła się, że w końcu także mniej inteligentny kolega będzie miał swój szczęśliwy dom z ludźmi, którzy o niego prawdziwie dbają.
– Tak w ogóle to o której ma tu być z ostatnią torbą? – zapytała, na co Eddie zerknął na nadgarstek, gdzie tarcza zegarka odmierzała czas.
– Będzie, jak po niego podjedziemy, bo to obiecałem. Umówiliśmy się o trzeciej. Chyba musimy się pospieszyć.
W mieszkaniu ostatnie prace trwały w najlepsze, kiedy nowy lokator załatwiał ostatnią ze spraw, nim na dobre porzuci dobudówkę. Stał przed głównymi drzwiami do domu swojej pracodawczyni, która użyczyła mu kąt, i drugi raz używał dzwonka, by po odczekaniu pięciu sekund zadzwonić i trzeci. Taki miał zwyczaj, ci, którzy zechcieli go poznać, dobrze wiedzieli, że tak ogłasza swoje przybycie.
Nie czekał zbyt długo, kiedy osoba, do której przyszedł, otworzyła i uśmiechnęła się na sam jego widok.
– Christopher! – Kobieta wydawała się być szczerze uradowana, że go widzi, w jej oczach czaił się jednak smutek, bowiem wiedziała czy też podskórnie czuła, co też go sprowadziło przed jej drzwi. –  Co u ciebie? Wszystko w porządku.
– Dzień dobry, psze pani – przywitał się Wu. – Tak, jest dobrze. Ja tylko przyszedłem powiedzieć „do widzenia”. I podziękować za wszystko, co pani dla mnie zrobiła.
Wyciągnął przed siebie schowaną do tej pory za plecami prawą rękę, w której trzymał papierową torbę, i podał ją kobiecie. Nie mogła mieć wątpliwości, co znajdzie w środku, nie musiała zgadywać, bo zapach docierał do niej pomimo opakowania.
– Och, to przecież twoje ulubione.
– Pani też jest moją ulubioną panią, dlatego je przyniosłem.
Wzruszenie chwyciło kobietę za gardło. Nie umiała postąpić inaczej, jak zbliżyć się do mężczyzny o krok i przytulić go do siebie. Nie sądziła, że aż tak zdoła polubić tego dorosłego dzieciaka, ale stał się dla niej niczym daleki krewny. Może początkowo miała obawy, jednak teraz ani trochę nie żałowała, że udostępniła mu dobudówkę i zatrudniła w swojej firmie sprzątającej. Obecnie był jej najlepszym pracownikiem, a jego skrupulatność i dokładność sprawiły, że kolejni klienci – zarówno prywatni, jak i firmy z centrum miasta – chciały nawiązać z nią współpracę. Nie spodziewała się, że Wu stanie się najlepszą reklamą i kimś podobnym do przyjaciela. Jak też świat potrafił człowieka zaskoczyć.
– Życzę ci dużo szczęścia, Christopherze.
– Dziękuję pani bardzo.
Poklepała mężczyznę po głowie.
– Widzimy się jutro. Pamiętaj, że będę po ciebie wcześniej, bo teraz masz dalej do klienta.
– Tak, będę pamiętał. – Wu poklepał się po kieszeni swojej ukochanej zielonej kamizelki, w której chodził w te dni, kiedy nie pracował i gdy nie padało, a w której trzymał stary model komórki, którą umiał obsłużyć. – Zapisałem to i nawet mam przypomnienia.
Przez to, że mówił niewyraźnie, kobieta musiała się wsłuchać, jak wymawia trudne słowa. Nie stanowiło to dla niej problemu, bowiem lubiła go słuchać, gdyż odzywał się akurat wtedy, kiedy miał coś do powiedzenia, nie wymawiał słów tylko dla samego ich powiedzenia.
– To bardzo dobrze.
Wu pożegnał się ze swoją pracodawczynią, po czym ruszył w dół ulicy, przy której mieszkał przez ostatnie lata – po tym, jak rodzice stwierdzili, że nie są w stanie się nim zajmować, wolą za to czerpać z życia, które wciąż mają – i podszedł do skrzyżowania, by tam zaczekać na Eddie’go. Ten obiecał go odebrać. Do umówionej godziny pozostało jeszcze trochę czasu, które mężczyzna postanowił wykorzystać, robiąc zdjęcie już nie swojej okolicy za pomocą aparatu starego telefonu, którego był właścicielem, by mieć z tego miejsca jakąś pamiątkę.
Na tyle zatopił się w tym zajęciu, że wystraszył się, gdy znajomy samochód zatrzymał się przy krawężniku, a z otwartego okna spojrzała na niego uśmiechnięta Rozanne.
– Cześć! Jesteś gotowy?
Wu pokiwał głową i z radością zajął miejsce z przodu, które koleżanka mu odstąpiła. Eddie patrzył na niego z nie mniejszym uśmiechem i na powitanie rzucił:
– No to teraz zaczynamy przygodę życia. Jesteś gotowy?
Wu wyrzucił ręce pod sufit, kiedy Rozanne przypinała mu pas.
– Tak! – wykrzyknął,  a w pojeździe rozległ się śmiech.
– To jedziemy!
Popołudnie powoli przechodziło w wieczór, a mieszkanie w kamienicy zaczęło tętnić życiem, na które tak bardzo czekało, zaś Wu wreszcie był w miejscu, gdzie zawsze miał być mile widziany i prawdziwe kochany.
Znalazł swój dom. 


3 komentarze:

  1. Cześć! Świetnie znów Cię czytać! Nie znam reszty serii, więc czytam na świeżo. Już na początku wydaje mi się, że tekst jest lekko kulawy stylistycznie, zdania wydają się lekko niedopracowane.
    Później dialogi - bardzo dobre i naturalne.
    Brakuje w paru miejscach przecinków. "Jak też świat potrafił człowieka zaskoczyć" - myślę, że tu mógłby być znak zapytania.

    "Poklepała mężczyznę po głowie" czy Wu jest niski czy wysoki? Bo już sama nie wiem. Z jednej strony widzę nieco specyficznego, ale jednak dorosłego, człowieka z niepełnosprawnością i drobną kobietkę. Czy ona jest w stanie "sięgnąć"?

    Bardzo lubię wielkie ciepło, które bije z tego opowiadania. Te słodkie wypieki, kochający się przyjaciele, to wspaniałe "i żyli długo i szczęśliwie" urealnione przez to, co mówi w pierwszej części Rozanne, że nie będzie łatwo... Zastanawiam się, czy przez ten czas, w którym nie miałam okazji Cię czytać porzuciłaś tematy, które poruszałaś wcześniej? Ostatnio chyba pamiętam taki genialny cykl o cyrku grozy, jakie tam były naturalistyczne opisy! Zobacz, jak mi to zapadło w pamięć! Masz niewątpliwy talent, dziewczyno!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też chce zamieszkac z Wu! Czy moge sie do nich wprowadzic, maja jeszcze wolne pokoje??? :D Smutno mi, ze to juz koniec, cos magicznego jest w tym opowiadaniu, człowiek zapomina o sobie i swoich klopotach, a otwiera oczy na otaczajaca go rzeczywistosc, ktora nagle wydaje sie duzo fajniejsza. Tak zwyczajnie. Wu potrafil pocieszyć sama swoją obecnościa. Ciesze sie, ze znalazl dom i kochajaca - w sumie chyba mozna ich tak nazwac - rodzine. Nie przezylabym, gdyby zostal sam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło było poznać historię Wu, ale każda historia kiedyś się kończy.

    Dobrze, że Wu ma takich przyjaciół. No i to, że faktycznie nie będzie już sam sobie.
    Słodki chłopka z tego Wu, aż miło się o nim czyta.

    Szkoda, że musiałaś już zakończyć tą serię, bo bardzo przyjmenie czytało się teksty, w których występował.

    Dużo było w nich ciepła i poczucia humoru.

    W niesamowity sposób rozwiną się Wu i ewoluowało jego życie.

    Powodzenia Wu!

    OdpowiedzUsuń