Gęsty pas zieleni, zimny wiatr i niepewność tego, co spotkają po drugiej stronie, sprawiała, że żadna z osób nie wyrywała się do przodu, aby przetrzeć ścieżkę dla reszty. Stanęli przed niskim drewnianym ogrodzeniem, lecz nikt nie podnosił nawet nogi, aby przez nie przeskoczyć.
– Nad czym tak się zastanawiacie? – wymamrotał Rygor. Wyraźnie było widać, że nadal był w złym nastroju. – To tylko niski płotek. Nie ma w nim nic niebezpiecznego.
Elf przeszedł nad nim szybkim krokiem, nie zatrzymując się, tak jak uczynili to inni. Wstąpił w iglastą roślinność, która nie zdawała się robić na nim wrażenia ostrymi kolcami i okazjonalnie drażniącymi ciało igłami. Hedore odpychała gałązki od twarzy, a Decon z Leonardem podskakiwali nad rozłożystymi krzakami uzbrojonymi w kujące wyrostki. Z pewnością nie mieliby takich problemów, gdyby zamiast szortów, ubrali długie spodnie. O ile w miasteczku Rossen, gdzie znajduje się willa Rygora, temperatura była dość wysoka, to w Belattion oddalonego setkami kilometrów, chłód zaczynał doskwierać obu mężczyznom. Wyglądało, że i elf i ligonka byli świadomi zmian pogodowych, jednak nie postanowili podzielić się tym z Leonardem i Deconem. Jeśli to miało ich czegoś nauczyć, to z pewnością tego, aby byli przygotowani na każdą ewentualność.
Przeciskając się przez ostatni rząd drzew, grupa zdumiała się, widząc starą kamienną bramę. Była ogromna. Miała kształt okręgu. W skale wyryte były małe znaki. Były ich dziesiątki. Kamienny krąg stał na solidnej podstawie, na której umieszczono ołtarzyk.
– To chyba runy, prawda? – Leonard rozpoznał te dziwne znaki.
– Tak, to starożytne runy Ithru. Skąd wiedziałeś? W twoim wymiarze zakazano stosowania oraz rozpowszechniania o nich wiedzy. – Rygor zmrużył jedno oko i podniósł brew nad drugim do góry.
– Zgadywałem – odparł.
Nie była to jednak prawda, gdyż mężczyzna widział runy Ithru w swoich snach. Rozpoczęły się one, gdy po raz pierwszy został przeniesiony do willi przez Karamora. Był to jeden ze stworzeń światła zamieszkujących dom Rygora. O ile do tych istot się przyzwyczaił, o tyle stworzenia cieni wywoływały w nim niepokój, a nawet przerażenie, jak choćby Horizion. Za każdym razem, gdy runy pojawiały się w snach, budził się z tym samym nieprzyjemnym uczuciem. Teraz, jednak gdy na nie patrzył, nie odczuwał nic. Były namacalne, lecz całkowicie mu obojętne.
– Według rycin w Instytucie, ołtarzyk służy do upuszczenia krwi – zaznaczył Decon, na co Leo tylko się skrzywił. – Posoka ma zostać użyta do wypełnienia run na bramie.
– Sekwencja jest bardzo ważna. Nie możemy popełnić błędu. Inaczej po drugiej stronie mogą czekać nas nieprzyjemne niespodzianki. – Rygor wyjął z kieszeni materiał, w którym schowany był mały sztylet. – Teraz każdy musi naciąć dłoń i upuścić odrobinę swojej krwi.
– Chwila, chwila. – Leo był znany z nadwrażliwości na widok krwi, wiec komentarz wywołał śmiech obecnych. – Mam naciąć sobie rękę i zrobić zupę z krwi?
– Możesz zrobić z niej wino. – Decon nie pozostał mu dłużny. – Nie bądź dzieckiem, to tylko małe nacięcie. Jak chcesz, zrobię to za ciebie, a ty odwrócisz wzrok.
Leonard prychnął z dezaprobatą, ale uznał to za niezły kompromis.
– Jak dokładnie będzie wyglądać aktywowanie bramy? – dopytywała się Hedore.
– Najpierw, jak powiedział Leonard, zrobimy zupę z krwi. Ciecz posłuży jako farba. Wypełnimy nią runy, jedną za drugą. Wtedy otworzy się portal. Brama powinna rozpoznać każdego z nas właśnie po kodzie DNA. Nikt się nie zgubi, nie zostanie wyrzucony poza zamierzony wcześniej cel podróży. – Rygor zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa używania starej bramy przestrzennej, ale na chwilę obecną nie mieli innego wyboru.
Karamor używając swoich zdolności, mógłby przenieść jedną osobą, ale musiałby przy niej pozostać. Niestety to było jedyne dostępne stworzenie światła, które potrafiło przenosić się wraz z przewodnikiem w przestrzeni. Musieliby dysponować przynajmniej czterema podobnymi Świetlikami. Tak właśnie lubiła nazywać je Klara. To przecież o jej życie i przyszłość teraz chodziło. Nie mogli się cofnąć ani pozwolić sobie na opóźnienia.
Rygor jako pierwszy naciął skórę dłoni. Zacisnął pięść, z której pociekła karmazynowa ciecz. Wystarczyło odrobinę. Następna była Hedore. Szybkim pociągnięciem przecięła szarawą skórę. Jej krew była o wiele rzadsza i tryskała delikatnie z rany. Odwróciła dłoń podstawą do ołtarzyka, aby nie zaprzepaścić ani kropli. Decon zrobił to samo bez większych ceregieli. Jako ostatni sztylet przyjął Leo. Wszyscy wiedzieli, że będzie miał z tym problem, ale nikt nie postanowił go poganiać. Dali mu chwilę sam na sam z ołtarzykiem. Rygor zabrał Hedore z Deconem do bramy i tłumaczył kolejność wypełniania run. Należało użyć tylko trzech z nich, w końcu wybierali się stosunkowo niedaleko, do tego pozostawali w tym samym czasie i wymiarze. Zatem wpisanie koordynat nie powinno wywołać zbyt wielu problemów.
Leonard stał nad kamiennym naczyniem. Trzymał ostrze na dłoni. Zamknąwszy oczy, gwałtownie szarpnął rękojeść ku sobie, nacinając dłoń zbyt głęboko. Krzyknął niczym mały chłopczyk, zwracając na siebie uwagę towarzyszy. Krwi polało się dość sporo, a do tego mężczyzna miał problem z jej zatamowaniem. Decon wyjął z torby bandaże. Zawsze był przygotowany na drobne wypadki. Kręcąc głową z dezaprobatą, drakon opatrzył ranę kolegi.
– Jeśli wszyscy są cali, to zaczynamy aktywowanie bramy. – Rygor zanurzył palec w krwi złożonej na ołtarzyku.
Podszedł do pierwszej runy. Była podobna do litery X, ale zapisana pod innym kątem. Wypełnił czerwienią jej zarysy, po czym runa się zaświeciła. Kolejna runa zlokalizowana była po drugiej stronie okręgu. Dwie równoległe linie przecięte w górnej części szlaczkiem idącym pod skosem. Trzecia w kształcie kwadratu z okręgiem w środku. Wszystkie znaki zaznaczone krwią, zaświeciły jasno. W okręgu pojawił się portal. Świetlisty, zapraszał ciepłem i dawał poczucie bezpieczeństwa.
– Czy mamy tam wejść? – Leonard zaczął stawiać pierwsze kroki, lecz Rygor zatrzymał go, kładąc mu dłoń na ramieniu.
– Zaczekaj – odezwał się elf. – Spójrz na to, co znajduje się w świetle.
Leo ujrzał kształty postaci, stworzeń widzianych już wcześniej, ale biła od nich nieprzyjemna energia.
– Czy to Cienie? – Mężczyzna poczuł ciarki na kręgosłupie.
– Tak sądzę. Nie dziwi mnie to. W końcu zmierzamy do legowiska Horiziona. Wokół tak silnej energii, będzie gromadzić się wiele istot. Na szczęście te mniejsze nie powinny być dla nas niebezpieczne.
– Czy bezpiecznie jest wchodzić w portal pełen Cieni? – zapytała nieco zaniepokojona Hedore.
– A czy mamy wybór? – odparł zrezygnowany Rygor, po czym wskoczył w sam środek bramy.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCześć! Fajnie móc przeczytać Twoje opowiadanie!
OdpowiedzUsuń"Stanęli przed niskim drewnianym ogrodzeniem, lecz nikt nie podnosił nawet nogi, aby przez nie przeskoczyć." "Nawet nogi"? A co mieliby innego podnosić? :)
"Wstąpił w iglastą roslinność (..) drażniącymi ciało igłami" dwa razy "igły"
Dlaczego te ciućmoki poszły na wyprawę w szortach? Fajna drużyna, już widzę, że chyba się jakoś za bardzo nie lubią. Fajny opis przeprawy. W ogóle opowiadanie mnie od samego początku wciągnęło i byłam sromotnie zawiedziona, że nie dowiedziałam się gdzie oni się przenieśli (i czy tam szorty będą właściwym strojem).
Fajny opis robienia questa pozwalającego wejść za bramę. Miło było poznać trochę postacie.
I ta końcówka - na brzegach portalu majaczą jakieś widziadła. I tekst Hedore:
"Czy bezpiecznie jest wchodzić w portal pełen Cieni? – zapytała nieco zaniepokojona Hedore."
NIECO ZANIEPOKOJONA. Gratulacje dla niej za nerwy ze stali. Czy to jest ta sama drużyna, która na początku bała się przeskoczyć płotek? A teraz śmiga do portalu jak do Biedry po pierogi?
Będzie dalszy ciąg? Ciekawa jestem, jak "szorty" przezyją podróż portalem!
Świetna scena. Dobra robota! Czekam na dalszy ciąg.
(Komentarz usunęłam. bo musiałam coś w nim zmienić, a edycja okazała się niemożliwa.)
Hej :)
OdpowiedzUsuńJakoś tak przyszło mi na myśl, że strasznie długo trwa już ta misja ratunkowa dla Klary, ale rozumiem, że historia potrzebuje kolejnych kroków i tekstów, by być pełną.
Oj, Leo się nie wykazał. Ubranie nie takie, przeciął się za mocno - to jego zdenerwowanie trochę nie najlepiej wpływa na przebieg wyprawy. Choć chyba bardziej zirytował mnie Rygor. Jakby nie umiał na samym początku wykazać się choć odrobiną empatii.
Widać, że to już powoli faza decydująca. Mam nadzieję, że przekraczając wejście, nikomu nic się nie stanie.
Pozdrawiam.
Ło, co za pomysł z ta aktywacja portalu! Kupuje i ma to sens, ze on poznaje po kodzie dna, łał. Swietny pomysl! Nie to co szorty xd co za głuptasy, to sie wybrali xd no ale skad mieli wiedzieć.
OdpowiedzUsuńSympatyzuje z Leo. Tez nie jestem dobra w patrzeniu na krew takze rizuniem. Fajny taki watek humorystyczny, dodaje lekkosci powadze sytuacji. Czekam na ciag dalszy! Mam nadzieję, ze tym razem nie tak dlugo!