Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 8 listopada 2020

[79] Fear: You shout it out ~Miachar

     Tekst poza główną linią fabularną, po prostu mi się nasunął.


    Ktoś, kto lubił przyrodę, pewnie ucieszyłby się, wchodząc na leśną ścieżkę wśród radosnego ćwierkania ptaków nad głową, jednak dla kogoś, kto podobne wyprawy miał za zło konieczne, oznaczało to męczarnię, którą należało zakazać tak samo, jak stosowanie innych tortur. Niestety, te ciche głosy, by pozamykać wszystkie lasy, bo do niczego nie są potrzebne wykształconym ludziom handlu i nauki, rozbijały się o mur wieśniaczych głów, które szukały wśród drzew pożywienia. Jakby nie wiedzieli, że wystarczy je sobie kupić. 

    – To nie na moje nerwy – wymamrotał mężczyzna w ciemnobrązowym wdzianku, odsuwając znad głowy kolejne gałęzie, bo nie mógł pozwolić sobie, by jakiś świerk pozostawił na jego pięknym czole jakiekolwiek zadrapania. – Ani na moje zdrowie.
    Udał, że nie widzi spojrzenia, jakim został obdarzony przez idącą przed nim dziewczynę. Za nic miał to, że jej zadanie w tej chwili było o wiele poważniejsze od jego odganiania się od gałązek – to ona szła przodem z mieczem w dłoni, byle tylko nie dać się zaskoczyć przeciwnikowi, który wypadłby nagle spomiędzy jakichś krzaków.
    Jej także nie podobała się ta wyprawa, ale z zupełnie innych powodów niż mężczyźnie, który po prostu za bardzo przywykł do miejskich wygód i w ogóle nie był zorientowany na inne życie. Fakt, ta wyprawa nie była jej pierwszą, ale napawała ją dużym niepokojem. Nie umiała od razu dociec, skąd on się u niej bierze, ale z każdym postawionym na runie krokiem wiedziała to coraz lepiej. Ten las, przez który szli, był jakiś dziwny. Jakby zaczął usychać od środka – gdy do niego wchodzili, zielone liście przysłaniały, co się da, a konary miały śliczny brązowy kolor. Im szli dalej, tym las z liściastego przechodził w iglasty, a zieleń zmieniała się na ciemną barwę. Gdzieniegdzie widać było cisy, których czubki także były brązowe, jakby krzew zaczął umierać. Z każdym posuniętym metrem można było dostrzec więcej takich roślin. A czegoś takiego jeszcze nie widziała.
    – Coś jest nie tak – mruknęła do siebie i przystanęła.
    Mężczyzna prawie na nią wpadł.
– Ej, co ty wyrabiasz?! Dlaczego się zatrzymujesz?
    Wiedziała, że nigdy nie był pamiętliwy, a właściwie bardzo szybko wyrzucał z głowy to, co mogłoby ją niepotrzebnie zaprzątać, ale że nie widział różnicy od czasu ostatniej przechadzki? Przecież ta była aż za bardzo widoczna.
    Przyłożyła palec do ust i tym gestem kazała mu zamilknąć. Miała po dziurki w nosie jego uwagi odnośnie chodzenia po lesie – durny mieszczuch w ogóle nie przykładał wagi do tego, że obcuje z samą matką naturą, zapatrzony tylko na to, by jak najszybciej tędy przejść i zająć się na nowo swoimi biznesami z handlarzami, z których każdy to był coraz większy zbir.
    – Proszę być cicho.
    Już chciał jej coś rzucić w odpowiedzi, ale posłuchał i zdziwił się, iż wśród drzew panuje aż taka cisza. Jakby nic, co żyje, nie chciało dawać o tym znaku. Nie dało się posłyszeć żadnego ptaka, nigdzie nie rozlegał się dźwięk nadeptywanych gałęzi, który świadczyłby o tym, że jakieś leśne zwierzątko właśnie się przemieszcza. Cisza ta prawie dzwoniła w uszach, bo nie było nawet żadnego wiatru, który mógłby ją rozwiać.
    Dziewczyna przełknęła ślinę. Zaczęła podejrzewać, skąd to się mogło wziąć, a jednocześnie nie chciała w to wierzyć – przecież plotki głosiły, że Strach opuścił już te włości, że wrócił do samego serca, skąd zaczynał się Maach, że już nie da się go spotkać.
    Co więc innego mogło sprawić, że las zaczął umierać?
    Rozejrzała się dookoła, nie zatrzymując spojrzenia na swoim towarzyszu, który mocniej ścisnął pasek swojej torby.
    – Co się dzieje? – zapytał i skulił ramiona, jakby nagle zrobiło mu się zimno. – O co chodzi?
    Jeszcze raz nakazała mu milczeć, wyciągnęła przed siebie miecz i postąpiła dwa kroki do przodu.
    Ktoś tu był. Ktoś lub coś, bo trudno było wyczuć po lekkim falowaniu powietrza, jak duża jest ta istota. Dziewczyna poczuła, że ścina jej się krew w żyłach, musiała jednak zachować spokój, w końcu miała za zadanie przeprowadzić tego mężczyznę przez las i szybko się wydostać, by dostać za to zapłatę, nie chciała, by coś jej przeszkodziło, dlaczego więc los zdawał się mieć zupełnie inny plan?
    Dostrzegła obecność na chwilę przed tym, jak jej towarzysz wrzasnął przeraźliwie i zawisł kilka metrów nad ziemią, próbując chwycić się za szyję, którą coś obejmowało. Coś wciąż pozostające poza wzrokiem dziewczyny, coś niebezpiecznego.
    – Panie Godrick! – zawołała przerażona. Nigdy w karierze Oprowadzacza, która miała być o wiele przyjemniejszą od pracy Wędrowca, nie spotkała się z czymś takim, do tej pory każdy z jej klientów wychodził cało na korzystaniu z jej usług, nie chciała, by to się zmieniło.
    Ale co mogła zrobić, kiedy nawet nie widziała przeciwnika? Jeśli nie wiedziała, kim jest, jak mogła choćby spróbować go zranić?
    „Krzyczysz głośno o swoim cierpieniu” – poniosło się niespodziewanie przez las – „a i tak nie umiesz się ocalić”.
    Te słowa były tak przerażające wśród tego nieżycia wokół niej, że dziewczyna stała jak słup soli, niezdolna do czegokolwiek. Do oczu napływały jej łzy, kiedy jedynie mogła wymachiwać swoją bronią, a Godrick coraz bardziej siniał, duszony przez coś, co chciało go jedynie zabić.
    Wołanie o pomoc nie mogło się sprawdzić, jednak człowiek pod wpływem stresu i przerażenia zrobi wiele, to dlatego z gardła dziewczyny poniósł się wielki okrzyk, który w tej niedawno zachwianej ciszy raczej nie zostałby usłyszany.
    Z pewnością by tak było, gdyby przez las nie przedzierał się ktoś jeszcze, kto właśnie pojawił się tuż przed Oprowadzaczem i z o wiele lepszą precyzją zanurzył sztylet w falującym powietrzu. Fioletowa chusta zawieszona na płaszczu powiewała, kiedy obrońca ciął nadal, zadając trafne ciosy, bowiem to, co ściskało Godricka, puściło go i wreszcie się pokazało.
    Dziewczyna nie wiedziała, jak się nazywa to stworzenie, wiedziała za to, że od tego dnia stanie się jej największym nocnym koszmarem, który nie opuści jej aż do dnia śmierci. 

    Miało przynajmniej cztery metry wzrostu, długi ogon pełen łusek, którym to właśnie dusił jej towarzysza, ciemnozieloną skórę i łeb przypominający łeb jakiegoś egzotycznego zwierzęcia, którego ilustrację widziała w jakieś starej księdze schowanej w domu babki. Jego duże, lekko skośne oczy, miały kolor zabrudzonej żółci, okrągłe źrenice zdawały się dotykać obu nieruchomych powiek, bowiem stwór nie mrugał. Zaryczał za to kolejny raz, kiedy wybawca znikąd zanurzył ponownie ostrze w jego cielsku.
    Do tego wypuścił Godricka, ten zaś spadł nieprzytomny na te leśne runo, które wyglądało, jakby cierpiało równie mocno co cały las. Dziewczyna podbiegła do niego i sprawdziła, czy mężczyzna jeszcze żyje. Naprawdę nie mogła dopuścić do tego, by ten klient zginął jako pierwszy, to by zniszczyło całą jej reputację, nad którą tak ciężko pracowała!
    Proszę pana, niech się pan ocknie – mówiła, trzęsąc ciałem klienta. Proszę.
    Nieznajomy wciąż walczył ze stworem, niewiele już było potrzeba, by się z nim rozprawił. Kiedy ostrze zatonęło w skórze i przecięło mięśnie, by dostać się do serca stwora, ów zaryczał przeraźliwie po raz ostatni i opadł z hukiem na podłoże, prawie przygniatając przy tym swojego zabójcę, który uskoczył w ostatniej chwili. Wędrowiec – bo nim był każdy, kto miał taką fioletową chustę – dyszał ciężko, a po twarzy spływał mu pot. Kopnął martwe cielsko, by sprawdzić, czy na pewno go ubił, po czym przeniósł wzrok na dziewczynę i jej towarzysza.
    Nie potrzebował o nic pytać, po protu widział, że z arystokratą nie jest najlepiej. Mężczyzna uniósł dłoń do ust, by za pomocą palców zagwizdać, i wydał rozkaz:
    Gwiazda, do mnie!
    Spośród umierających drzew wysunął się najpierw łeb, a później tułów brązowego konia zarzuconego bagażem. Nie było wątpliwości, że jest on towarzyszem Wędrowca.
    Pomóż mi go wsadzić – powiedział Wędrowiec, na co koń ukląkł na długich nogach, zaś dziewczyna pomogła przeciągnąć ciało Godricka tak, by umieścić je na grzbiecie zwierzęcia.
    Ona i Wędrowiec pozostali na ziemi, ustawili się po obu stronach Gwiazdy.
    Pójdziemy do mojego miasteczka – oznajmił mężczyzna tam zajmie się nim medyk.

    Kobieta mogla jedynie skinąć głową. W tej chwili nie widziała żadnego innego rozwiązania, a czuła, że pod opieką Wędrowca nic gorszego już ich nie spotka.

    Nie szli tak długo, jak się tego spodziewała, miasteczko też nie było niczym wyróżniającym się. Ot, takie jak we wszystkich czterech krainach doliny, może odrobinę bardziej zadbane, jakby mieszkańcy przykładali wagę do tego, jak się ono prezentuje. Wędrowiec poprowadził ich do jednego z domów, w którym zastano młodszą od niego kobietę i dziecko.
    Kobieta pomogła mu ułożyć Godricka na posłaniu i zaczęła go obmywać, w tym czasie mężczyzna wyruszył po lekarza. Wrócił chwilę po tym w  towarzystwie siwiejącego pana, któremu wystarczył rzut oka na poszkodowanego, by wiedzieć, z czym mieli wcześniej do czynienia.
    – Nic nie zostało zmiażdżone – oznajmił po obdukcji – może mieć małe problemy z mówieniem, ale wyjdzie z tego.
    – Dziękuję – rzuciła Oprowadzacz i uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, zapominając o tym, że przy niewielkim stole w izbie siedzi mała istota i bacznie się jej przygląda.
    Godrick został opatrzony i opatulony kocem, dano mu także kostkę lody na usta, by topniejąc, napoiła go. Żona Wędrowca, która zdawała się w ogóle nie być zaskoczoną tym, że przyprowadził obcych, zwróciła się w stronę dziewczyny.
    Proszę zaczekać, przygotuję coś do jedzenia.
    Tego się nie spodziewała, mogła się jedynie uśmiechnąć pełna wdzięczności.
    Dobrze, dziękuję bardzo.
    Już po chwili w domu zaczęło pachnieć warzywną zupą i zrobiło się cieplej. Oprowadzacz także dostała dla siebie koc oraz możliwość przemycia w misce z woda, co uczyniła, czując niewyobrażalne szczęście. Jeszcze nie tak dawno była pewna, że albo zostanie porzucona wraz z trupem na pastwę umierającego lasu, albo sama zginie. A była tutaj, gdzie przyjęto ją prawie że po królewsku. Nic dziwnego, że uroniła kilka łez, pochylając głowę i zmywając brud z policzków.

    Kiedy po dokonaniu toalety wróciła do stołu, zastała czekającą na nią miskę z zupą oraz świeżą bułkę, a także karafkę z płynem, który mógł być wodą, jak i dobrze czerwonym winem.
    Dziękuję bardzo – powiedziała do małżeństwa, które bacznie jej się przyglądało.

    Na ich twarzach wciąż widniała troska, wyraz ten trochę przybladł, kiedy mogli zobaczyć, jak nieznajoma dziewczyna zaczyna konsumować posiłek. Przerwała picie zupy tylko na chwilę i jedynie dlatego, że mała istota, którą widziała wcześniej, także się w nią wpatrywała.
    – A ta mała dziewczynka to kto? – zapytała, kiwając w jej stronę głową.
    – Ona? – Siedzący naprzeciwko Wędrowiec przygarnął dziecko do siebie i uśmiechnął się, na jego twarzy zaś gościła czułość. – To moja córka. Przywitaj się.
    Dziewczynka spojrzała na Oprowadzacz i skinęła głową.
    – Dzień dobry, jestem Moe. 

    Jej głos brzmiał jak dzwonek, który można było usłyszeć przy drzwiach sklepów z produktami spożywczymi.  Oprowadzacz przyjrzała się dziewczynce uważniej, a widząc, jak mała patrzy na ojca i zdaje się rozumieć to, co mężczyzna myśli, nie miała wątpliwości, że to dziecko czeka ta sama ścieżka co rodzica.

    Ten jeden raz Oprowadzacz mogła nazwać się prorokiem. Szkoda, że w swojej wizji nie dostrzegła także tych złych rzeczy, które miały spotkać małą Moe, kiedy tylko upłynie dość czasu, by się wydarzyły.

1 komentarz:

  1. Niby normalny las, ale okazuje się, że nie. A może jedynie to co w nim żyło nie można było nazwać normalnym. Intrygujące dlaczego las zaczął umierać.

    Jezu co to za tajemnicze stworzenie?

    Oprowadzacz i wędrowca, ciekawe zawody. Wychodzi na to też praca oprowadzcza nie jest tak bezpieczna jak sądziła.

    I jest wybawca😍

    Obrzydliwy ten potwór, i ta jego zdolność znikania jest bardzo niebezpieczna. Ale lubię takie stwory mimo wszystko.

    Myślę że taki atak na klienta mocno i tak naruszy jej reputację.

    Miejmy nadzieję że to wino było 😉

    Sama chyba nie zauważyłam wcześniej tej dziewczynki. Taka mała i już wędruje z ojcem. Ciekawa jestem jej dalszych losów.

    OdpowiedzUsuń