Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 15 listopada 2020

[80] Jiwoborin ~ Miachar

  Krótkie i bez kontekstu, z trzema kluczami, ale po prostu się pojawiło.


Zbyt wiele zrywów i skrzeczenia. Zbyt wiele ptasiego nawoływania. Zdaje się, że nad głową panuje jakiś żywioł, który przybrał postać ciemnej chmury, która nie wróży niczego dobrego, do tego jest tak żywa, jakby szykowała się do pożarcia każdego, kto nieostrożnie postawi krok naprzód.
Wrony. Zbyt duże, by określić je mianem miejskich – raczej w centrum widać ich mniej dożywionych ziomków – do tego przerażające, jakby chciały pokazać, że nie tylko kruki należy zatrudnić do dobrego horroru.
Ilekroć szłam tą ścieżką, spotykałam któregoś z przedstawicieli tych ptaków. Zawsze między tymi samymi przęsłami. Zbyt duże jak na swój gatunek, świdrujące mnie swoimi ciemnymi, paciorkowymi oczami, jakby czekające na to, by zbliżyć się i rozerwać mi tętnicę, bym tylko się wykrwawiła, a one mogły stąpać po plamie krwi niczym po czerwonym dywanie na wybiegu, którego nikt poza niebem nie ogląda.
Mimo to regularnie przemierzałam tę ścieżkę, jakbym liczyła na to, że coś się w końcu zmieni, że wydarzy się coś, co sprawi, że rutyna zostanie przerwana. Jednak wpadnięcie w nią zajęło mi lata, dlaczego więc dopuszczałam do siebie myśl, że tak szybko się z niej wygrzebię?
Zadrżałam kiedy tuż obok mnie rozległ się kolejny dźwięk. Spojrzałam na ptaszysko, które spoglądało na mnie jednym okiem, jakby chciało sprawdzić, czy moja dusza jest tą, do której powinno wniknąć. Odwzajemniłam się podobnym spojrzeniem i nie zwiększyłam odległości między nami – chciałam pokazać, że choć się boję, to nie jego, a czegoś zupełnie innego.
Nie odeszłam pięciu kroków, kiedy kolejna wrona spojrzała na mnie tak samo. Ciemne ciało z szarymi prześwitami zdawało się być także jedynymi kolorami, jakie chciały tu panować. Największa ciemność panowała jednak na kostce, którą szłam. Niezmiennie, metr za metrem, natykałam się na jej obecność, dostrzegając i własną. Wszystko wokół było zaś przeciwieństwem i to właśnie kazało mi chować swoje uczucia i iść dalej.
Nie napotkałam nikogo. Mały człowiek, który zamajaczył mi na horyzoncie, zniknął, nim zdołałam stwierdzić, czy był to dorosły, czy może jakieś dziecko. Nic nie zdołało się zmienić podczas tego odcinka, jedynie szum wody po mojej prawej stronie stał się bardziej słyszalny.
Kolejny raz zadrżałam, kiedy pojawił się wiatr. Jakby coś nagle go obudziło i tym wkurzyło. Dął tak, że płaszcz, mimo zapięcia, odsłonił mi nogi w rajstopach i przez chwilę nie umiał opaść z powrotem. Gdybym miała zgadywać, to pewnie jakaś bogini czy morski heros sprawił, iż kolejne nawiewy powietrza chciały udawać początek huraganu.
Przez moment oddychałam głęboko, jakbym chciała poczuć cząsteczki zmierzające do samego końca oskrzeli, jak w nie wnikają tylko po to, bym mogła żyć. I tę czynność przerwała mi zwierzyna, która ani myślała przestać fruwać ku zwiastowaniu czegoś niedobrego, jakby świat nie stawał się coraz bardziej dziwaczny i zły.
Nie podobało mi się to. Rozumiałam, że sensem ich życia jest takie latanie, ale czy musiałam być narażona na to, że się na mnie wyżyją, gdy poczują, że warto mnie zaatakować?
Na chwilę zeszłam ze ścieżki, by skręcić w dróżkę prowadzącą na teren należący do kogoś określanego słowem niczyj. Wątpiłam, by człowiek nie przydał sobie prawa do wszystkiego, co go otacza, by nie chciał władać wszystkim. Spojrzałam na morze, które dawało się zobaczyć, na zburzone fale.
Fale, które znikną, jak tylko zmieni się pogoda. Niebo znowu nabierze kolorów i barw, które będą inspirować malarzy. Wstrętne ptaszyska także odlecą, kiedy tylko nie znajdą tego, na co czekają, kiedy zniknie ten zapach, który je kusi, kiedy nie będzie kogo i co zaatakować.

W tamtej chwili pomyślałam o tym, co sama posiadam, i zechciałam, by i taki stał się mój świat. Wymazany. By to, co było do tej pory, dało się zetrzeć niczym za pomocą gumki i narysować od nowa, z innymi kolorami i perspektywą.
Owionął mnie kolejny podmuch wiatru, odrobinę cieplejszy, zapowiadający zmianę. Jeszcze raz odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się. Pozostało postanowić sobie jedno, więc to zrobiłam.
Nie ustanę w tym spacerze. Jutro, pojutrze i kolejnego dnia będę przemierzała kolejne mile, byle tylko trafić na tę wyrwę, ten punkt w linii czasu, który się załamie. Wtedy zobaczę ten świat, który chcę mieć. 


2 komentarze:

  1. Fajnie napisany fragment. Podoba mi się te kilka słów o wronach :)

    Dziwne i troche mroczne te wrony. Taki niepokój panuje w tym tekście, gęsta atmosfera i tak człowiek czeka aż się coś wydarzy. Złego.

    tak jakoś przypomina mi się horror Hitchcocka "Ptaki". Ciarki przechodzą. Pamiętam, gdy obejrzałam go pierwszy raz i twój tekst mnie do tego wraca.

    Pozytywne zakończenie i ta nadzieja na lepsze jutro.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się całkowicie z Kają, mi też od razu nasuwają się na myśl "Ptaki" Hitchcokcka! Swoją drogą fajnie że zauważyłaś coś, co sam także uważam, że wrony mogą być równie tajemnicze i przerażające jak ich więksi kuzyni - kruki. Stworzyłaś świetny klimat w tym opowiadaniu. Mimo iż czytałem go w pełnym słońcu, w ciepłym mieszkaniu to i tak miałem wrażenie że nagle zrobiło się jakoś tak szaro i ponuro, a ptaki za oknem przestały być tylko gołębiami, a stały się jakimiś złowieszczymi posłańcami. Jak dla mnie końcówka jest dość zawiła. W sensie, jasne, daje nadzieję na lepsze jutro, ale chyba nie jestem pewien czy dokładnie o to chodzi, żeby zacząć od nowa i stworzyć sobie lepszy świat. Ale ogólnie, jako całokształt, świetnie napisane opowiadanie :D

    OdpowiedzUsuń