Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 25 października 2020

[77] iSoy demasiado joven para morir! ~ Miachar

  Bohater pojawił się w tekście „Czekając, aż wypłynie o zmroku” w tygodniu 69*. Nie jest to część żadnej serii, po prostu rezerwuję sobie tamtych bohaterów na tematy, które będą mi do nich pasować.


Wieczory to dla wielu ludzi jedyny czas, kiedy mogą klapnąć na kanapę i po całym dniu wziąć wreszcie ten porządny wdech i wypuścić ze świstem powietrze, by jeszcze stwierdzić, że się żyje, choć co to za życie, kiedy jedyne, co się robi, to bierze udział w tym niecnym wyścigu po pieniądze, szczęście czy inne podobne, a traci przy tym najcenniejsze – zdrowie, którego nikt nie zdoła w całości zwrócić. Część ludzi zamiast oddechu na kanapie preferuje spacery miastem i nawiedzanie świętych przybytków, jakimi są lokale spływające alkoholem niczym najwspanialszą rzeką. Co kto wolał, jeżeli to tylko miało pomóc się zregenerować, nim świat i życie uderzą ze zdwojoną siłą, nikt tego nie zabroni.
Właśnie wśród tych drugich ludzi, którzy tak bardzo pragnęli ugasić nędzę swojej egzystencji w szklaneczce wódki czy innego trunku, poruszał się on. Przynajmniej przez kilkadziesiąt metrów szedł wśród grupy dwudziestokilkulatków, którzy przekrzykiwali się na temat tego, gdzie najlepiej zagrzać tyłki tego późnoletniego wieczoru, następnie nagle skręcił, wchodząc w uliczkę między dwiema starymi, wciąż nie odrestaurowanymi kamienicami. Ubrany w biel nie pasował do tego pogrążonego w wieczornym mroku zaułka. Nie zatrzymał się w nim, a przeszedł jeszcze dalej, by w bladym świetle dogorywającej powoli latarni skręcić wreszcie w ulicę, przy której mieszkali ci, którzy najmniej się go spodziewali.
Nie była to może najlepsza dzielnica, ale też nie ta całkowicie patologiczna. Tu bowiem wychowywała się osoba, o którą przyszedł wypytać, by móc wysłać raport do przełożonych. Nie chciał tego robić, bo to naprawdę nie było w zakresie jego obowiązków, ale ze względu na strajki w administracji nawet ktoś o jego pozycji musiał porzucać swoje światy i lądować na Ziemi, byle tylko przeprowadzić małe śledztwo. Że też problemy na Górze musiały zacząć się akurat teraz, kiedy chciał wnioskować o urlop.
Wszystko szło nie tak, jak powinno. Na brzegach zamiast o zmroku to o świcie wypływały ciała nie mężczyzn, tylko kobiet*, część Żniwiarzy musiała przeciągać swoje zmiany, zaś jego koledzy po fachu siedzieli nad raportami, do których nie było co wpisać, a do tego wszelkie informacje z Góry docierały już z takim opóźnieniem o realizacji, że czasami nie było wiadomo, czy dusza trupa zaczęła swój czas Sądu. Do administracji wtargnął nie tyle zamęt, co chaos podobny do tego pierwszego Chaosu, gdzie nic nie miało swojego miejsca. Wiedział, że zaczęły się jakieś protesty wśród pracowników, ale nie sądził, że aż tak zmienią dotychczasową pracę i to na o wiele gorsze! Czego dowodem było chociażby to, że musiał wtopić się wśród ludzi w jednego z nich i zabawić w jakiegoś dziwacznego detektywa, który ponoć szuka zaginionej dziewczyny. Jakby nie było innych ról do odegrania.
Przyglądał się po kolei zlokalizowanym przy ulicy domom i myślał o tym, że powinien przystać na propozycję jednego z kolegów i pójść się z nim napić, żeby nie powiedzieć mocniej i dosadniej – wszyscy i tak wiedzą zawsze, o co chodzi, kiedy pojawia się temat alkoholu – a tak okazja przeszła mu koło nosa i nie wiadomo, kiedy nadarzy się ponownie.
Cholera. Jak już się musiało walić, to od razu wszystko, durny efekt domina.
Zlokalizował ten budynek, w którym mieszkała zmarła, nie zdziwił się, nie widząc zapalonych świateł – według akt przez ostatnie miesiące mieszkała sama, a sam dom odziedziczyła przed dwoma laty, gdy jeszcze miała narzeczonego – jego bardziej interesowały sąsiednie domy. Jeśli ich właściciele bądź mieszkańcy spędzali w nich ten wieczór, mógłby podejść i zapytać, jaką mieli relację z nieżyjącą dziewczyną, może ktoś zauważył ostatnio coś dziwnego. Może przynajmniej w tym aspekcie udałoby mu się coś osiągnąć.
I szczęście nawet zechciało się do niego uśmiechnąć; oto z jednego z domów wyszedł chłopak. Nie mógł mieć więcej niż osiemnaście lat, a jak mężczyzna wiedział, młodzi w jego wieku są pod wpływem hormonów, które może kazały mu zwracać większą uwagę na niewiele starszą sąsiadkę. Na razie musiał wystarczyć jako potencjalny świadek.
Mężczyzna w bieli przeciął ulicę i ruszył chodnikiem tak, by zatrzymać chłopaka, nim zdołają się wyminąć. Zatopiony w ekran swojego telefonu nastolatek nawet nie zwrócił uwagi, iż ktoś idzie z nim na czołowe, póki nie złapały go czyjeś ramiona, na co zareagował gwałtownym uniesieniem głowy i cichym piskiem nie pasującym zupełnie do jego płci. Choć właściwie chłopcy też mogli się bać.
– Spokojnie, nic ci nie zrobię – powiedział nieznajomy mężczyzna i uśmiechnął się w miarę przyjaźnie. – Po prostu prawie wszedłeś na latarnię.
Nie było to kłamstwem, bowiem gdyby wciąż podążał tą samą prostą, nastolatek faktycznie wszedłby na słup, a co wtedy stałoby się z jego drogocennym smartfonem? Katastrofa!
– Ee, dziękuję?
– Mieszkasz tu?
Chłopak przyjrzał się bardziej temu mężczyźnie. Może nie wyglądał podejrzanie, nawet zachowywał dystans społeczny, o którym się mówiło, by nie narobić sobie wrogów podczas wieczornych i nocnych wyjść, ale coś w nim było takiego… złowrogiego. Nastolatek nakazał sobie mieć się na baczności.
– Tak, od urodzenia, a o co chodzi?
– Znałeś Julianę spod jedenastki? Wysoka, ciemnowłosa, ładna?
Młodzieniec zarumienił się, kiedy tylko usłyszał jej imię, więc werbalna odpowiedź była nieco niepotrzebna, ale nawet dobrze, że padła.
– No… tak. Ale dlaczego pan o nią pyta? Przecież ona nie żyje.
– Właśnie.
Samo brzmienie tego słowa mogło człowieka przeniknąć do szpiku kości. Jeśli dodamy do tego ten wciąż niby to przyjazny uśmiech, który w świetle latarni jawił się jako coraz bardziej przerażający, mamy powody, by poczuć się jak w jakimś thrillerze.
Groza sytuacji nagle uderzył nastolatka w twarz.
Kim jesteś? Śmiercią? – zapytał przerażony, a głos niemalże mu się załamał przy wymawianiu tego złowieszczego słowa.
Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie. Zazwyczaj był brany jako jeden z wielu ludzi w tłumie, mało kto mógłby się domyślać jego profesji, więc dzieciak nieźle mu zaimponował swoją przenikliwością.
Czasami, ale nie dziś – odparł. – Możesz mi powiedzieć, gdzie…
Nie dane mu było dokończyć, bowiem nastolatek – przerażony w tej chwili jak chyba nigdy wcześniej w życiu – wydał z siebie pisk.
Jestem za młody, by umrzeć! – wykrzyknął i począł uciekać, na co mężczyzna jedynie westchnął.
– Z pewnością za głupi, by zrozumieć, co się do niego mówi. Przecież powiedziałem, że dzisiaj nie jestem Śmiercią, o co mu więc chodzi?
Patrzył za nim, jak ten nadal ściskając smartfon w bladej dłoni, biegł przed siebie, wciąż wydając jakieś okrzyki, których nikt nie słyszy, bo jakoś nikomu poza nim nie chciało się wyjść z domu.
A to było strasznie irytujące.
– Och, na litość boską! – oburzył się mężczyzna w bieli. – Czy w tej okolicy naprawdę nie ma żadnego normalnego człowieka, który byłby w stanie odpowiedzieć na kilka pytań?

Jakby za dotknięciem magicznej różdżki ktoś jednak postanowił stać się częścią wystroju o tej porze i wyszedł na chodnik, jego celem może było spoglądanie w nieliczne gwiazdy, które nigdy nie chciały migać nad miastem, czy też planowanie jakieś niecnej zbrodni. To nie było aż tak ważne. Mężczyzna w bieli musiał być kimś rodem z legend czy wierzeń, by być zdolnym wyczuwać czyjąś obecność, zanim jakikolwiek szmer dałby znać, że ktoś jest w pobliżu. Odwrócił się i stanął niemalże twarzą w twarz z kobietą, na widok której prawie zaparło mu dech w piersi, a przynajmniej byłoby tak, gdyby miał jakiekolwiek ludzkie odruchy.
Była wysoka, ciemnowłosa i ciemnooka, blada – choć nie tak bardzo jak on – do tego w jej spojrzeniu było coś przyciągającego. Wyglądała niemalże jak dziewczyna, o którą chciał wypytać. Uśmiechała się do niego z rękoma schowanymi w kieszeniach czarnego dresu, przekrzywiła przy tym głowę na prawą stronę, co wyglądałoby uroczo, gdyby to była inna pora i inna okolica.
- Dobry wieczór – odezwała się, a jej głos był bardzo dźwięczny i melodyjny. –  Czegoś pan tu szuka? Może pomogę?
– Nie jestem pewien, czy będzie pani w stanie. – Uważał, że ktoś podobny do niej raczej zalega w swoim mieszkaniu i mało co się orientuje w życiu sąsiadów. – Ale dziękuję za pani chęci.
Zaśmiała się, czym go zaskoczyła. Nie wydawało mu się, by powiedział coś zabawnego. 

– Prowadzę tu mały, niezależny biznes, orientuję się przez co, co robią moi sąsiedzi – powiedziała, na co uniósł brew. Jakoś nie umiał wyobrazić sobie tej ubranej w dres kobiety jako kupca i zarządcy jakiejkolwiek, choćby i najmniejszej, jednoosobowej, firmy. – Proszę nie patrzeć na mnie jak na dziwoląga, bowiem mówię prawdę. – Sięgnęła dłonią ku zamkowi kieszeni na piersi i wyciągnęła z jej wnętrza mały blankiecik. – Proszę, jeśli mi pan nie wierzy.
Przyjął od niej wizytówkę i przeczytał: „Gair – usługi edytorsko-korektorskie”. Nim choćby otworzył usta, by zadać jakiekolwiek pytanie, kobieta ubiegła go, a w jej głosie zabrzmiała pewna nuta rozbawienia.
– Co to się stało, że Góra pozwala swoim pracownikom na pracę poza wyznaczonym terenem?
Teraz to szczęka opadła mu całkowicie.
– Skąd…?
Zaśmiała się ponownie, nim zdołał dokończyć. To było jeszcze bardziej zaskakujące i zastanawiające – dawno nie spotkał żadnej ludzkiej istoty, która odgadywałaby go tak łatwo i ani trochę się nie bała. Tamten nieszczęsny, robiący pod siebie nastolatek odszedł w niepamięć.
– Pana emblemat – powiedziała i wskazała dłonią na jego skórzaną kurtkę. – Nie jest pan pierwszą osobą, u której go widzę, a i babka sporo mi opowiadała o Górze i jej pracownikach. – W ogóle nie wydawała się być zaskoczona jego widokiem, jakby często wieczorami natykała się na przedstawicieli świata duchów i zmarłych. – Czy coś się stało, że tak tu sobie pan krąży i straszy dzieciaki?
Prychnął obruszony.
– Nie chciałem go przerazić, sam zadał pytanie i dał drapaka po odpowiedzi, ja nic złego nie zrobiłem.
Kolejny raz z jej wnętrza poniósł się śmiech, który był równie przyjemny dla uszu, co jej głos, a Śmierć przyjrzał się jej uważniej. Patrzył na nią z myślą, że coś mu nie gra w jej twarzy, ale to ona musiała spojrzeć mu prosto w oczy, by stwierdził, że jej heterochromia, która objawiła się w oku zielonym i niebieskim, sprawiła, iż ona potrafi go dostrzec.
– Jesteś Widzącą – powiedział, na co kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie.
– Zgadza się. Więc chyba będę mogła panu pomóc. Kogo takiego pan szuka?
Patrzył na nią, zachodząc w głowę, czy powinien jej zaufać. Fakt, wiedziała, kim on jest i z jakiego powodu najwidoczniej się tu znalazł, ale nie mógł mieć pewności, ze nie jest to żadna pułapka.
– Nie szukam osoby, a informacji o niej – oznajmił. – Chodzi o Julianę Stewart, która…
– Mieszkała pod numerem jedenastym, zaginęła dwunastego sierpnia, a siedemnastego znaleziono jej martwe ciało przy brzegu na plaży nieopodal wejścia numer pięćdziesiąt osiem – dokończyła. – Chce pan wiedzieć, czy ostatnio działo się w jej życiu coś podejrzanego lub niebezpiecznego, zgadza się?
Śmierć skinął głową.
– W takim razie zapraszam do siebie na kubek herbaty i ciepło, bo powiem panu, choć lubię późne lato bardziej od jego najcieplejszej strony, tak czasami mam go serdecznie dość.
Nie spodziewał się, że kobieta wykona taki krok.
– Ale ja…
– Proszę nie mówić, że mnie pan nie zna, bo wiemy oboje, że to prawda, którą można zmienić. Nic panu nie zrobię, bo z naszej dwójki to akurat pan jest groźniejszą postacią, a ja nie zamierzam wchodzić panu w drogę, chcę tylko pomóc.
To rzekłszy, odwróciła się na pięcie i ruszyła do tego z domów w szeregu, który był jej. Śmierć poszedł w końcu za nią, trzymając się kilka kroków z tyłu. Nim wszedł do środka przez otwarte drzwi, przyjrzał się domowi z numerem dziewiętnaście i zapamiętywał adres, by wiedzieć w razie czego, gdzie wrócić, by dokonać zemsty za wyprowadzenie na manowce.
Przechodząc przez próg, nim usłyszał wiadomości o zmarłej, których tak pragnął, pomyślał, że Juliana była jak ten chłopak, którego wcześniej zaczepił – też uważała, że jest za młoda, by umrzeć. Ale los i przeznaczenie bywały dla ludzi całkowicie nieprzewidywalne, życie zaś skończyć mogło się w każdej chwili. 

Także tutaj, z tą obcą kobietą, mógł nagle dostać wiadomość, że to ona jest kolejną duszą do odprowadzenia. Mimo to postanowił jej zaufać.
Z czasem miał przekonać się, jak na tym wyjdzie. 


1 komentarz:

  1. Wyścig szczurów potrafi dać w kość, różnie ludzi szukają ukojenia, tak jak napisałaś.
    Ładne opisy, dodają kolorytu miejscu akcji i pozwalają poczuć się, jakby samemu tak się było.
    "porzucać swoje światy i lądować na Ziemi" - zastanowiło mnie czy to taka ładna przenośnia, czy jest to dosłowne odniesienie do uniwersum. Dalsze fragmenty świadczą o tym, że nie jest to zwykle uniwersum (tzw. z życia wzięte), ale ma w sobie wiele fantastyki i aspektów, które można nazwać conajmniej nadzwyczajnymi.
    Lubie ta nutkę kryminału w twoich tekstach.
    Fajne użycie tematu, nie spodziewałam się go w taki sposób, ale mi się podoba.
    Ciekawa postać ta Widząca.

    "Ale los i przeznaczenie bywały dla ludzi całkowicie nieprzewidywalne, życie zaś skończyć mogło się w każdej chwili. " - piękne podsumowanie.

    OdpowiedzUsuń