W drżących dłoniach trzymała pergamin z zapiskami. Nie miała pojęcia skąd wziąć składniki wymagane do wykonania zaklęcia. Postanowiła poczekać na powrót Leszego, gdyż druid Raghnall tej samej nocy, której przybył do króla lasu, postanowił opuścić jego królestwo. Sam Leszy miał w zwyczaju o świcie przechadzać się po terytorium. Nie był królem, który zasiadał jedynie w sali tronowej. Chciał wiedzieć co dzieje się w jego królestwie i w razie potrzeby sam interweniował. Zawsze towarzyszyły mu demony, w tym zaczarowane wilki i Wiła. Tak było i tym razem.
Dziewczyna czytała na głos notatki, jakby zapamiętanie ich miało pomóc w odszukaniu potrzebnych rzeczy. Jedną z nich już miała, to była lampa naftowa.
– Lampa naftowa, garść popiołu nieumarłych, korzeń mandragory, kryształ górki, nafta, żywica z drzewa kopalowego, mirra.
Szczególnie jednego składnika nie była w stanie zrozumieć. Popiół nieumarłych. Nie wiedziała, czy chodzi o demony, czy może jednak to jakąś dziwna przenośnia, aby określić coś tak pospolitego i łatwego do zdobycia jak korzeń mandragory. Obie żywice, mirrę i tą z drzewa kopalowego powinna pozyskać w pobliskich lasach. Roślinność w nich była tak różnorodna, że któryś z leśnych demonów bez większych problemów powinien pokierować ją na tereny, na których rosły poszukiwane gatunki. Kryształ górski powinna zdobyć od kupców w większych miastach. Kiedyś dziadek Tomand chwalił się, że kupił naszyjnik z kamieniem szlachetnych dla babci Doremide. To był szafir, ale Tomand wspominał również o innych dostępnych kamieniach w tym o kryształach górskich. Te ostatnie z tego, co pamiętała, były najtańsze.
Gdy huk rozstępujących się kamieni wytrąciły ją z procesów myślowych, podskoczyła do góry, odrobinę z podekscytowania, a odrobinę ze strachu, że przybyszami mogą być istoty, które nie spodziewałyby się ujrzeć w komnacie tronowej człowieka. Na szczęście przez wrota popędziły dwa znane jej wilki. Za nimi dostojnym krokiem podążył Leszy. Na końcu weszła Wiła, która przed zamknięciem się wrót postanowiła upewnić się, że nikt niepożądany nie obserwuje króla czy wejścia do sali tronowej.
Leszy usiadł na tronie. Po jego prawicy spoczęły wilki. Elissa usiadł po lewej stronie. Na dłoń króla sfrunęło Echo. Dziewczyna wyczuła, że Leszy będzie próbował porozumieć się z nią przez to małe stworzonko. Król nie znał języka uniwersalnego, posługiwał się tylko językiem lasu.
Gdy szmery i szelesty zaczęły wydobywać się z jego ust, niczym suche liście zawiewane przez silny, jesienny wiatr, Echo zaczęło tłumaczyć słowa króla.
– Cały las raduje się wieściami o zdobyciu zaklęcia potrzebnego do odbudowania bariery ochronnej. Nawet wielkie demony drżały na myśl o niebezpieczeństwach, które czyhałyby na nie na każdym kroku, gdy owo zaklęcie przestałoby nas chronić. – Leszy potrząsną porożem na boki, gdy małe ptaszki obciążyły jego głowę.
– Mam zaklęcie oraz składniki potrzebne do jego przygotowania, ale nie wszytko rozumiem. Może druid Raghnall się pomylił w tłumaczeniu – zaczęła wyrażać swoje obawy na głos, na co Leszy mruknął z dezaprobatą.
– Co sprawia ci problemy w rozumowaniu? – zapytało Echo.
– To, że… – Elissa zawstydziła się odrobinę. – Garść popiołu nieumarłych – wyrecytowała powoli.
– Nieumarłych w świecie demonów jest wielu, ale tylko jeden po unicestwieniu pozostawia popiół po sobie. – Elissa przełknęła ślinę, miała złe przeczucia. Agat warknął ostrzegawczo, na co król jedynie machnął lekceważąco ręką, uciszając szczeniaka. – Chodzi o wampiry.
– Wa… wa… wampiry? – Elissa zaczęła się jąkać. – Te same, o których słyszałam w dziecięcych opowieściach moich dziadków? Te, które rzucają się na bydło i wysysają z nich krew do ostatniej kropelki?
– Hmm – zamruczał Leszy, a Echo ponowiło przekazanie wiadomości. – To wampiry niższe, targane pragnieniem krwi, nie kontrolują swoich zachowań. Są też wampiry wyższe, postępują niezależnie od pragnienia krwi. Są bardzo inteligentne i nie nie mają praktycznie żadnych słabości. Bardzo, bardzo rzadkie.
– Czy to znaczy, że będziemy musieli zabić wampira? – wypytał Agat. – Przecież demony nie zabijają swoich pobratymców.
– Owszem. Żaden demon leśny, wodny czy polny nie zabije drugiego demona. Dlatego potrzebna nam będzie pomoc wampira wyższego. One znają miejsca spoczynku prochów innych wampirów. – Król siedział na swym tronie i dumał.
– Czy wampir wyższy wyda nam miejsce, w którym znajdziemy prochy inne wampira wyższego? Czy to nie jest… – dziewczyna się zawahała. – Bezczeszczenie… pamięci o nich?
– Żaden wampir wyższy nie wyjawi, gdzie złożono popioły innego wampira wyższego, ale bez większych trudności powinien wskazać miejsce, gdzie znajdują się popioły wampira niższego takiego jak Alp czy Bruxa. Wampiry w najwyższej hierarchii nie uznają pokrewieństwa z wampirami niższego stanu. Uważają je za bezmyślne demony jak wszystkie, które nie grzeszą zbytnią inteligencją.
– Skoro demony nie zabijają innych demonów, czy mamy się czego obawiać ze strony napotkanych stworzeń, czy samego wampira wyższego? – Elissa przez chwilę zapomniała, że mimo magii płynącej w jej krwi, nie jest demonem, a magiem w ciele człowieka.
– Ty nie jesteś demonem młoda Wittanko – przypomniał jej król lasu. – Wile czy też szczeniakom zaklętego wilka wampir wyższy nic nie zrobi, ale nie mogę przysiąc, że widząc człowieka w swoich progach, nie okaże zdenerwowania. Jestem pewien za to, że twoja historia i dziedzictwo zaskoczą go na tyle, aby poświecił chwilę swojego czasu na to, co masz do powiedzenia.
Elissa nie była tego pewna. Wszyscy wokół zachwycali się jej pochodzeniem, ale sama nie do końca je rozumiała. Na odkrywanie kart historii rodziny Wittanów miała jeszcze czas. W tej chwili potrzebowała skupić się na swoim zadaniu.
– Czy możesz wezwać wampira wyższego do swojego królestwa? – zapytała naiwnie, na co Leszy jakby się roześmiał, a przynajmniej zareagował w sposób, jakiego jeszcze nie widziała.
– Wampiry wyższe nie pojawiają się na wezwanie demonów, nawet króla lasu – wytłumaczył Agat językiem uniwersalnym.
– Wiem za to, gdzie możesz jednego z nich znaleźć – przyznał król, przyzywając ręką Wiłę. Przekazał jej coś w języku lasu, po czym odwrócił się do dziewczyny. – Wiła zaprowadzi cię do ruin zamku Revenloft. Tam powinnaś znaleźć wampira wyższego o imieniu Vincent van Troth.
Wittanka kiwnęła głową. Gdy pomyślała o spotkaniu z wampirem, jej puls nagle przyśpieszył. Była przerażona samą perspektywą. Jak ma nad sobą zapanować w jego obecności, skoro sama myśl wywołuje u niej palpitacje serca.
– Czy mogę zrobić coś, aby ochronić się przed atakiem wampira wyższego?
– Srebrna kula i kołek ci nie wystarczą, jeśli o to pytasz? – Echo tłumaczyło słowa króla. – Ten łańcuszek, który masz na szyi, jest ze srebra. Może zniechęci Vincenta Van Trotha do podarowania ci pocałunku śmierci, za to sam widok wisiorka da mu do zastanowienia.
– Widok wisiorka? Co masz na myśli?
– To czy przydasz mu się bardziej żywa, czy martwa – odpowiedziało Echo. – Bez obaw van Troth powinien poznać się od razu na twojej wartości. Nie uczyni ci nic złego. Wiła zadba o to, aby dowiedział się, kim jesteś.
Nie uspokoiło to Elissy, lecz obietnica pozostaje obietnicą. Musiała zrobić wszytko, aby pomóc odnowić zaklęcie, które przed laty rzucone zostało przez jej dziadka Tomanda. Wszystkie stworzenia w magicznym lesie na nią liczyły.
Zamek Revenloft umiejscowiony był na szczycie góry Hinderland, znajdującej się niedaleko miasta Cendra. Można by powiedzieć, że Cendra była metropolią, patrząc na jej rozmiary. Inne miasta na zachodzie kraju nie dorównywały mu terytorium ani liczbą mieszkańców. Elissa postanowiła zatrzymać się na obrzeżach Cendry w jednym celu. Po to, aby odwiedzić jednego z kupców. Tomand Wittan opowiadał wnuczce o małym stoisku przy drodze wjazdowej do Cendry. Tam poznał kupca i poszukiwacza przygód Nathana Drappa. Ów kupiec własnymi siłami pozyskiwał wszelkie kamienie szlachetne, jakie posiadał w swych zbiorach. Były doskonałej jakości, a także często niedostępne u innych sprzedawców, nawet tych zajmujących lokale w centrum Cendry.
Istniał tylko jeden problem, a mianowicie sposób podróżowania. Piesza wędrówka do podnóża góry Hinderland zajęłaby kilka tygodni, na to Elissa nie miała czasu. Potrzebowała konia i wozu bądź też samego wierzchowca, na tyle wytrzymałego, aby poradził sobie z długą i wyczerpującą wędrówką. Mogła wybłagać stryjenkę Teresę o pomoc, ale opuszczając Lasos, obiecała jej, że nie wróci, dla swojego i jej bezpieczeństwa. Kolejna obietnica, którą należało dotrzymać.
– Potrzebuje wierzchowca lub konia pociągowego i wozu. Nie możemy pozwolić sobie na zwłokę. Jeśli dotrę do Cendry przed nocą, jutro powinniśmy dać radę wspiąć się na szczyt góry, zanim słońce zajdzie za horyzontem. – Dziewczyna postawiła sprawę jasno. Ona również potrzebowała pomocy. Wspólnymi siłami mogli dokonać więcej.
Leszy wymruczał coś do wilcząt, na co te pospiesznie opuściły grotę. Nie tłumacząc nic, król opuścił salę, udając się na spoczynek. Wiła, która pozostała z Elissą w pomieszczeniu, usiadła jakby wycieńczona staraniami.
– Teraz pozostaje czekać – przyznała, kładąc się na zimnych i wilgotnych skałach. – Wilki powinny to załatwić.
Drzemiącą Elissę pobudziło rżenie konia. Białowłosy demon stał przy wyjściu z groty.
– Słońce przeszło przez najwyższy punkt na niebie. Pora ruszać do zamku. – Wiła wskazała dwa wierzchowce czekające na zewnątrz.
– Dwa konie? – zdziwiła się dziewczyna.
– Oczekujesz, że będę biegła za tobą razem z wilkami? – odpowiedziała opryskliwie Wiła.
Elissa nie wiedziała, co odpowiedzieć. Demon wcześniej ujeżdżał rosłego jelenia, ale może faktycznie nie byłby to odpowiedni środek transportu. Nie powinny rzucać się w oczy podczas podróży, zatem jazda na dzikich zwierzętach czy obłokach, jak miały w zwyczaju Wiły, nie wchodziło w rachubę.
– Tak. Nie pomyślałam. – Wittanka wsiadła na karego konia, pozostawiając drugiego białego dla towarzyszki. – Ruszajmy.
Droga była męcząca. Wilczki dzielnie i bez uskarżania się pokonywały trudny teren. Dziewczyna chciała włożyć je do toreb umiejscowionych w czapraku pod siodłem, ale zaklęte wilczki zignorowały ten pomysł. Jedynie Wiła roześmiała się tak głośno, że przepędziła ptaki odpoczywające na pobliskich drzewach. Sam demon nie rozmawiał zbyt wiele z Elissą. Nie wiedziała, czy jest to kwestia braku sympatii, czy też skrytości i braku zaufania z jej strony. O wiele lepszy kontakt miała z wilkami i na razie musiało jej to wystarczyć.
Pod wieczór dotarła do obrzeży miast Cendra. Tak jak się spodziewała, na drodze wjazdowej nadal stał stragan kupca, którego miała nadzieję tutaj spotkać. Podeszła bliżej do stoiska, gdy Wiła trzymała konie na rozdrożu. Sama nie zamierzała podchodzić bliżej, ponieważ o ile z daleka wyglądała jak młoda dziewczyna, to z bliska jej nienaturalnie blada cera, białe włosy i białe tęczówki mogłyby wywołać przerażenie w niejednym mężczyźnie.
– Czy posiada pan kryształy górskie? – zapytała nieśmiało Wittanka.
– Kryształy, kwarce różowe, zielone, niebieskie, mleczne. Jakie chcesz? Do tego szafiry, rubiny, a do niedawna nawet diamenty. Wszystkie kamienie, jakie młode panny, jak ty, mogłyby tylko sobie wymarzyć. – Kupiec starał się jak mógł, aby zachęcić dziewczynę do kupna.
– Tylko kryształ górski mnie interesuje – zaśmiała się kokieteryjnie, nie za bardzo nawet zdając sobie sprawę ze swojej reakcji.
– Jeden srebrzak poproszę. – Sprzedawca wyciągnął znacząco dłoń.
Elissa zapłaciła za kryształ, schowała kamień do sakiewki, po czym wróciła do Wiły. Nie zamierzały nocować w mieście. Byłoby to zbyt ryzykowne. Zamiast tego demon poprowadził podróżników do małej leśnej chatki, na tyle oddalonej od zabudowań, że szanse na niespodziewaną wizytę, były bardzo małe. Nikt nie skarżył się na warunki czy na brak jedzenia. Dziewczyna nie widziała co prawda, aby Wiła czy też zaklęte wilki spożywały jakiekolwiek jadło, ale uznała za niestosowne skarżenie się na burczący brzuch.
Noc minęła spokojnie. Rano postanowili kontynuować podróż w kierunku zamku Raveloft. Góra Hinderland była widoczna z daleka. U jej podnóża znajdowała się wioska, którą zamierzali ominąć. Szczyt wraz z zamkiem spowite były chmurami. Miejsce to wyglądało na bardzo nieprzyjazne. Żaden człowiek o zdrowym rozumie nie wybrałby się do zamku. Elissa i jej towarzysze nie mieli wyjścia. Już u podstawy Hindelandu powietrze było chłodne, wywołujące gęsią skórkę. Góra była skalista, przez co wspinaczka nie należała do najłatwiejszych. Śliskie kamyki wymykały się spod stóp, wilgoć w powietrzu utrudniała oddychanie. Zimne podmuchy wiatru mroziły skórę i szczypały w oczy.
Gdy oczom Elissy ukazał się zamek Raveloft, w pewnie sposób poczuła ulgę, z drugiej zaś strony w żyłach krążyło jej przerażenie. Serce waliło jak młotem, ale zmarznięte ciało domagało się ciepła ogniska. Nie zatrzymywała się, nie odwracała za siebie. Szła na trzęsących się nogach, nie czując już stóp.
Przed ogromnymi wrotami zamku stał mężczyzna ubrany w jelenią skórę. W dłoni dzierżył włócznię, ale sam zdawał się zatopiony w rozmyślaniach. Na początku nawet nie zauważył, że dziewczyna wraz z towarzyszami podeszła się przywitać.
– Chcemy prosić o audiencję u Vincenta van Trotha – wyrecytowała Wiła.
Elissę zdziwił oficjalny ton, a samo słowo audiencja bardziej kojarzyło jej się z królami, bądź wysoko postawionymi duchownymi.
– Kto pyta? – odpowiedział ze wzgardą strażnik.
– Elissa Wittan i trzy demony z zaklętego lasu nieopodal Lasos. – Dziewczyna uznała tę odpowiedź za wartościową. Lepiej od razu się przedstawić, aby sam van Troth nie miał wątpliwości, z kim się spotyka.
Mężczyzna kiwnął głową częściowo przykrytą kapturem, a wrota rozstąpiły się, skrzypiąc przeraźliwie. Dziewczyna, przechodząc obok stróża, zatrzymała się, aby spojrzeć na niego. Ten jakby tylko na to czekał. Zdjął kaptur z głowy, a jej oczom ukazała się pustka w jego oczach, a raczej ciemne i głębokie oczodoły, jak studnia bez dna. Pół twarzy nie pokrywała skóra, przez co widoczne były kości.
– Kim jesteś? Śmiercią? – wystraszyła się, przypominając sobie opowieści dziadka Tomanda na temat demonów śmierci.
– Czasami, ale nie dziś – odparł, po czym roześmiał się głośno. – Mój pan na was czeka.
Jeśli wampir wyższy znajdował się w zamku, to kim była istota pilnująca wrót. Osobnik wydawał się rozbawiony całą sytuacją. Miała nadzieję, że sam gospodarz wykaże się podobnym poczuciem humoru.
Hej :)
OdpowiedzUsuńDawno już nie było Elissy, cieszę się, że wróciłaś do jej historii.
Jakiś czas temu miałam w rękach Bestiariusz i czytałam sobie o słowiańskich postaciach z legend, miło znowu przenieść się do świata, w którym się pojawią. Dobre opisy jeszcze bardziej podkreślają bohaterów, przez co widzę ich w głowie wyraźniej.
Spokojne tempo akcji, ale da się wyczuć pewne napięcie. Świetnie wpleciony temat, aż miałam ciarki.
Jestem ciekawa, jak będzie wyglądała ta audiencja u wampira wyższego.
Pozdrawiam.
Nigdy nie przestanie przerazac i zadziwiac mnke leszy w twoim wydaniu. Ten jego język , pomruki, poroze, wladczosc i otaczajacy go mistycyzm. Swietnie to oddajesz.
OdpowiedzUsuńBoze, tu wszystko tak trzyma sie kupy, jakbys odtwarzala te historie z jakis starych ksiąg. Te składniki, zaklecie, no i popiol nie umarł ego! Od razu pomyślałam o wampirach, ale pewno dlatego że wspominałaś o nich w rozmowie. Bardzo fajna zagadka z tego się zrobila.
Caoe szczęście, ze dacet wciąż handlowal tymi kamieniami!
A wiła taka wyniosla. Ale pasuje jej to.
Elisa jesr bardzo odwazna. Mam nadzieję ze nie wpakuje sie w klopoty! Drze na mysl o wampirze!
Podoba mi się to w historii Elisy, że bazuje na słowiańskich mitach i legendach! Kurde, nadaje to takiego klimatu, takiej świeżości, że zawsze jest tego mało! Co ciekawe, chociaż nie jest to "Tolkienowskie" fantasy, to czuć w nim też taki jakiś jego klimat. Chyba chodzi o sposób, w jaki prowadzisz historię Elisy - tajemnica, wielkie zadanie, magia. Swoją drogą, świetnie prowadzona jest akcja i fabuła - niby niespiesznie, ale buduje napięcie, każe się zastanawiać, co zaraz się wydarzy. Do tego opisy z takimi szczegółami, jak chociażby to, że pod czaprakiem dla konia są torby - no kurde, świetna sprawa! Dzięki takim rzeczą człowiek się uczy ^^
OdpowiedzUsuń