Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 25 października 2020

[77] Do you want to eat ramyeon with me? ~ Miachar

  To nie był pierwszy raz, kiedy zebraliśmy się całą paczką w tej samej knajpie o tej samej porze i w dokładnie tym samym celu, ale coś było jednak inaczej – a raczej ktoś zachowywał się nie tak, jak zazwyczaj, wzbudzając tym samym nieme pytania zaklęte w spojrzeniach zebranych. Z całej naszej wspaniałej dziewiątki, która w gwarze rozmowy zaczęła zajmować miejsca przy tym samym stole co zawsze – bo jedynym, który zdołał nas pomieścić – jedna osoba ani myślała odzywać się do kogoś innego niż kelner, by od razu, na wejściu poprosić o piwo dla każdego. Zostało to powitane oklaskami i radosnymi podziękowaniami, bo takiej niespodzianki nikt się nie spodziewał, mnie jednak zastanowiło, skąd taki czyn. Bowiem osoba, która dokonała zamówienia, była tą samą, która zazwyczaj piła z nas najmniej i to nie dlatego, że była kierowcą – nie miała prawa jazdy – ale dlatego, iż nie przepadała za alkoholem.

Patrzyłem na koleżankę, która przyssała się do kufla prawie w tej samej chwili, kiedy napełnione naczynie pojawiło się tuż przed jej twarzą. Upiła dwa porządne łyki i wydała z siebie głośne: „aaa”, zadowolona, że mogła się napić.
– A tej co? – zapytał mnie kolega siedzący obok.
– Nie mam zielonego pojęcia – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Nie mogło chodzić o to, że władze uczelni chcą ją relegować za ostatni wybryk, jakiego dopuściła się na terenie kampusu – złapała studenta, który usiłować dobrać się do pijanej koleżanki, przy czym mocno go poturbowała, że aż trafił do szpitala, a ona na policję – bowiem wszelkie postawione jej zarzuty zostały wycofane, kiedy dokładnie zapoznano się ze sprawą. Nie zwierzała się, by miała ostatnio jakiś inny problem z czymkolwiek, nie wydawała się też na początku – kiedy spotkaliśmy się w parku, by najpierw całą grupą się przejść, a dopiero później iść pić – być w tak złym humorze, by topić smutki w kuflu.
– Izzy – zwróciłem się do niej, bo siedziałem naprzeciw i to moje spojrzenie mogła czuć na sobie najczęściej – wszystko w porządku?
– W jak najlepszym – odparła, przez długie sekundy patrząc na mnie spojrzeniem swoich niebieskich oczu. – Dlaczego pytasz?
– Bo zaczęłaś z grubej rury.
– Czasami inaczej się nie da.
Podniosła kufel, by ponownie się napić, jednak tym razem zrobiła to w bardziej dystyngowany sposób, sądziłem więc, że wcześniej to była popisówka, teraz wróci do zachowywania się jak zawsze.
Boże, ale się pomyliłem.
Gdy my bowiem zajmowaliśmy się rozmową – czy też raczej obgadywaniem wspólnych znajomych, wykładowców i złorzeczyliśmy na film, który każdy z nas bardzo chciał obejrzeć, a który tak potwornie nas zawiódł – oraz jedzeniem pizzy, Izzy zamawiała kolejne piwa, czym w końcu zwróciła na siebie moją uwagę.
– Hej, ostrożnie z tym – powiedziałem i kopnąłem ją pod stołem w kostkę, by zwróciła na mnie uwagę i przyhamowała nieco ze swoimi zapędami.
– Ej no! - zagrzmiała i wyciągnęła rękę, by wskazać mnie palcem czy też raczej spróbować pogrozić mi w ten sposób. – Nie patrz tak na mnie, mój przyjacielu – wybąkała, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Bez dwóch zdań zaczynała mieć już mocno w czubie. Należało obserwować ją, czy czasem nie przeholuje.

DON’T LOOK AT ME

LIKE THAT, MY FRIEND


Normalnie pewnie zapytałbym ją, skąd jej się ubzdurało, że patrzę w tej chwili akurat na nią, a nie przypadkiem na ściskany przez nią w ręce kufel, którym mogłaby się zranić, bo przecież bywała dość nieuważna, czy też oburzyłbym się, że w ogóle o cokolwiek mnie podejrzewa, jednak tego wieczoru, kiedy zachowywała się w tak niepodobny do siebie sposób, chciałem zagrać z nią w małą grę.
To dlatego pochyliłem się nad stolikiem, by znaleźć się trochę bliżej niej, i zapytałem:
– Dlaczego mam tak na ciebie nie patrzeć?
Dla wzmocnienia efektu przechyliłem lekko głowę i nawet się do niej uśmiechnąłem; ktoś mi kiedyś powiedział, że jak tak robię, to dziewczyny nagle zaczynają jeść mi z ręki lub też się przymilać, jakby właśnie w tym momencie okazało się, że jestem niezłym ciachem, wokół którego warto się zakręcić. Nie wierzyłem w to, ale ilekroć tego próbowałem, wychodziło na to, że najwidoczniej się mylę i jakiś magnetyzm w tym jest.
Także przechyliła głowę, jakby próbowała być moim odbiciem, i odparła:
– Ponieważ wiem, że się upiję przez to spojrzenie.

 
‘CAUSE I KNOW THAT 

I’LL GET DRUNK 


Nie zdołałem nic powiedzieć, tak mnie bowiem zaskoczyła. Nie sądziłem, że mam na nią jakikolwiek wpływ – była tym rodzajem dziewczyny idącą ścieżką, którą sama sobie wyznacza, bez większego zwracania uwagi na porady innych osób. Przy tym zachowywała się etycznie i uprzejmie, jeśli komuś miała zagrozić lub spróbować zniszczyć, to w granicach prawa. Dlaczego sądziła, że jestem dobrym powodem, by się upić?
Patrzyłem na nią, całkowicie zapominając o swoim piwie, a skupiając się na tym, jak wiele ona sama pije. Tempo bowiem zarzuciła sobie spore – po niecałych dwóch godzinach prosiła o czwarte, co zaniepokoiło także pozostałych.
– Nie za szybko? – rzuciła któraś z koleżanek, ale winna tej troski zdawała się jej nie słyszeć.
Wyglądała, jakby niewiele już brakowało, by całkowicie odleciała. Może jej głowa nie leżała jeszcze na stole, a ona nie pochrapywała, jednak jej spojrzenie nie było już takie czujne, miażdżące wręcz, a zdawało się spozierać wokół jakby przez mgłę.

Nie zaskoczyło mnie, kiedy Isabel znowu wskazała na mnie palcem, teraz jedynie była w trochę gorszym stanie, choć wciąż kontaktowała. Oparłem się łokciami o blat stołu i znowu spojrzałem na nią tak jak poprzednio.
– Co tym razem? – zapytałem.

– Chcesz zjeść ze mną ramyeon?
Przy stole rozszedł się śmiech, wszyscy bowiem usłyszeli to pytanie.
– Naprawdę chce teraz jeść, kiedy tyle wypiła praktycznie na pusty żołądek?
Jakby zapomnieli, że wcięła podczas spaceru dwa czekoladowe batony z orzechami, za którymi przepadała i za które byłaby w stanie zabić.
– Na to wychodzi.
Dla nich było to zabawne i ani trochę podejrzane. Często miała ochotę na to azjatyckie danie instant, nikogo więc to nie dziwiło, jednak na moich policzkach pojawiły się rumieńce, bowiem zrozumiałem drugie znaczenie jej słów. To, które dla innych pozostało niedostrzegalne. Jakże w tej chwili im zazdrościłem.
– Nie… Nie zrobię tego – wybąknąłem i upiłem kolejny łyk piwa.
– Ale dlaczego nie? – zapytał kolega obok mnie. – Przecież zazwyczaj jecie to coś razem.
Taka była prawda, że ja i Isabel staliśmy się nie tylko kompanami do picia, kiedy wychodziliśmy całą dziewiątką, ale i towarzyszami w jedzeniu ramyeonu w jednym i tym samym sklepie całodobowym, który stał akurat w połowie drogi z uczelni do jej domu. Lądowaliśmy w nim wtedy, kiedy po ciężkim dniu wykładów i zajęć miała ochotę na coś ostrego, chciała znowu ponarzekać na wykładowcę nierozumiejącego sensu jej eseju czy też po prostu posiedzieć z kimś znajomym. Ale teraz, kiedy rzuciła to pytanie, będąc w tym stanie...

Jakże miałem powiedzieć koledze, że kiedy kobieta jest pijana i zadaje to pytanie, to tak jakby zapraszała mnie na kawę po randce, choć dawno minęła północ? Jak wyjaśnić, że dla Koreańczyka –  Isabel po babci miała takie pochodzenie – takie pytanie to zaproszenie do uprawiania seksu? To pytanie o kawę było zrozumiałe, bo istniało w naszej kulturze, jednak moi kompani – tak obojętni na kultury innych krajów – nie dostrzegali analogii. Ignoranci mogący dobrze spać.

– Nie mam na to ochoty – odrzekłem i zatopiłem się w alkoholu, jedynie kątem oka spoglądając na Isabel, która chyba zdała sobie sprawę, że przeholowała, bo w końcu położyła głowę na stole.
Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, czy była świadoma pytania, które mi zadała. Żaden afekt nie wchodził w rachubę – nie była w stanie trzymać głowy na dłoni, a co dopiero mówić o pytaniu o podobne rzeczy pod wpływem emocji. Jednak coś kazało mi w jakiś sposób wierzyć, że to nie był całkowity przypadek, że z całej naszej grupy, w której przeważali przecież mężczyźni, wskazała do odpowiedzi właśnie mnie. Pewnie możliwym wytłumaczeniem było to, że siedziałem naprzeciwko, jednak tego wieczoru chciałem się łudzić, że może znaczyłem coś więcej, co czułem za każdym razem, kiedy szliśmy na ramyeon za trzy dolary i przez dwie godziny siedzieliśmy w sklepie, wpatrzeni w witrynę i rozmawiający o tym, jaki ten świat bywa podły.
Kiedy Isabel padła, nie mogąc już pić, inni wzięli to za jasny sygnał, że nadeszła pora się zbierać. Rzucane nam przez członków obsługi spojrzenia także mówiły, że moglibyśmy sobie  pójść, by w lokalu na nowo zagościł spokój i cisza. Powstaliśmy z miejsc i zaczęliśmy zarzucać na siebie kurtki i płaszcze, i jedynie Izzy nie ruszyła się ze swojego miejsca, pogrążona nie tyle we własnym świecie, co w śnie kogoś, komu poza alkoholem był on bardzo potrzebny.
Jako że to ja zwróciłem na nią uwagę, wziąłem też na siebie obudzenie jej.
– Hej, wstawaj, wychodzimy.
Poszarpywanie na niewiele się zdało, dziewczyna zdrzemnęła się na dobre.
– Izzy, budź się, ale już.
Mógłbym wylać pozostałość jej piwa na głowę, ale wtedy tylko narobiłbym burdy, to dlatego przyklęknąłem przy stole i uszczypnąłem koleżankę w policzek. To do tej pory zawsze zdawało egzamin.
I tym razem nie było inaczej. Już po dwóch sekundach niebieskie oczy znowu były we mnie wpatrzone. Uśmiechnąłem się.
– Wstawaj, zmywamy się stąd.
– Ale ja nie chcę.
Nawet użycie krótkich słów w jej ustach było zniekształcone.
– Musimy, Izzy.
– Ale ja nie chcę – powtórzyła, a ja westchnąłem.
Skoro nie po dobroci, nie pozostało mi nic innego, jak użyć siły. Dźwignąłem dziewczynę tak, by siedziała w miarę prosto, po czym zacząłem ubierać ją w czarną puchówkę, w której kryła się ostatnimi dniami, jakby zapominając o istnieniu innych kolorów. Może to powinien być sygnał, że coś jest nie tak? Zazwyczaj wybierała granatową kurtkę lub brzoskwiniowy płaszcz, by nadać barwy swojej sylwetce i być rozpoznawalną wśród tłumu.
– Nie chcę… – wyszeptała, kiedy obie jej ręce zapakowałem do rękawów.
– Chodź, wszyscy czekają.
Przerzuciłem sobie na szyję jej małą torebkę, samą Isabel chwyciłem mocno w talii i z podziękowaniami na ustach, które słałem do kelnerki sprzątającej nasz stolik, wyprowadziłem koleżankę z lokalu na chłód nocy, a nasi koledzy już zaczynali się między sobą żegnać.
– Co z nią zrobimy? – zapytał ktoś takim tonem, że nie było wątpliwości, iż umywa ręce od tej sprawy.
– Może wezwiemy jej taksówkę?
– A co, jeśli taksiarz ją gdzieś wywiezie? Lepiej niech nie wraca sama.
– Dave, może ty ją odprowadzisz?
Aż się wyprostowałem, słysząc nagle to pytanie. To, że teraz – jakby nie patrzeć – opiekowałem się Isabel, nie było równoznaczne z tym, że zajmę się nią, dopóki nie znajdzie się bezpiecznie w swoim łóżku.
– Ja?

Nie umiałem być asertywny, w dodatku – choć na samo wspomnienie tamtego uczucia oblewa mnie rumieniec – chciałem zobaczyć, jak to się skończy, kiedy pozostaniemy we dwójkę. Więc choć zgrywałem niechętnego, zapragnąłem, by inni sobie poszli.
– No okej – powiedziałem w końcu. – Tylko pomóżcie mi ją sobie załadować.
Nie uśmiechało mi się odprowadzać ją pod ramię, kiedy to może mi wyfrunąć nagle do jakiegoś rynsztoka, dlatego z pomocą jednego kumpla umieściłem prawie bezwładną Izzy na swoich plecach.
– Dasz sobie radę? – zapytała jedna z koleżanek. Aż miałem ochotę zapytać, dlaczego sama tego nie zrobi, skoro się martwi, ale ugryzłem się w język, złośliwości pozostawiając sobie na jakiś inny czas.
– Tak, dam. Idźcie już, odezwę się, jak ją odprowadzę.
– Okej, uważajcie na siebie!
Odczekałem, aż cała siódemka ruszy w swoją stronę, po czym podrzuciłem Isabel, by lepiej na mnie leżała, i sam powziąłem pierwsze kroki w kierunku, który doprowadzić mnie miał na stancję koleżanki.
Poza nami nikt inny nie myślał o tym, by przechadzać się tą skąpaną w bladym świetle latarń uliczką. Gdzieniegdzie rozbrzmiewały jakieś dźwięki, z któregoś mieszkania jakiegoś budynku leciała muzyka klasyczna, ale poza tym świat zdawał się zatrzymać, by mieć czas na wzięcie solidnego wdechu.

– Jesteś ciężka – rzuciłem w przestrzeń, przerywając tę wyjętą z baśni chwilę.
– Skup się lepiej na tym, by mną nie kołysać, inaczej zwymiotuję – odparła dość trzeźwo i wyraźnie, jakby upojenie zaczęło już przechodzić, poprawiła się i położyła głowę na moim ramieniu, a mnie przeszedł dreszcz.
Od dawna nie byłem tak blisko żadnej przedstawicielki płci pięknej, do tego Isabel była akurat tą koleżanką z naszej grupy wsparcia alkoholowego, jak się czasami w żartach określaliśmy, która podobała mi się najbardziej. Nic dziwnego, że tak zareagowałem na wcześniejsze pytanie o ramyeon – gdyby była w innym stanie, a sytuacja różna od tej, w której się teraz znajdowaliśmy, gdyby naprawdę chciała ze mną zjeść czy faktycznie pójść do łóżka, nie wahałbym się ani chwili.
Gdyby to była inna chwila…
– Isabel…?
– Tak?
– Jesteś pewna, że masz ze sobą klucze?
Prawie ze mnie spadła, kiedy zaniosła się nagłym śmiechem.
– Na litość boską, De, jestem pijana, ale nie zapominalska – powiedziała. – Tak, mam je, tak samo jak mam uszy, więc nie gadaj, a prowadź, nim zacznę ci marudzić na ból głowy.
– Szybko dochodzisz do siebie.
– Och, bądź już cicho.
Gdyby chwila była inna, może wreszcie zdobyłbym się na bycie kimś więcej niż tylko towarzyszem do ramyeonu i kolegą z uczelni. Może gdyby chwila była inna, wreszcie przestałbym tworzyć w głowie kolejne scenariusze z nami w roli głównej, a sprowadziłbym któryś do rzeczywistości. Gdybym nie był takim tchórzem, może wreszcie bym się na coś zdobył.
– Isabel…?
– Co znowu?
– Ten ramyeon,  o którym wcześniej mówiłaś… Nadal będziesz chciała go ze mną zjeść, kiedy wyleczysz kaca?
Nie dałem po sobie poznać, że zrozumiałem wcześniej możliwą aluzję tego pytania, to pozostanie moją słodką tajemnicą.
Dziewczyna wzięła niewielki zamach zwisającą ręką i uderzyła mnie w pierś. Zabolało.
– Nie będę miała co leczyć, więc trzymam za słowo. Tylko powiedz kiedy, a się zjawię.
Przełknąłem ślinę.
– Nawet jeśli to miałaby być randka?
Milczała dość długo, aż pomyślałem, że może znowu zasnęła, kiedy to tuż przy moim uchu zabrzmiało:
– Zwłaszcza gdyby to miała być randka. Dziękuję.
Moje serce przyspieszyło, kiedy jej ręce objęły mnie mocniej. Zwolniłem kroku nie tyle, by za bardzo nie trząść, ile po to, by opóźnić nasz powrót, by jak najdłużej z nią być.
Tamtej nocy ramyeon był moim największym bóstwem. Pozwolił mi na wykonanie tego kroku, do którego przymierzałem się miesiącami, więc teraz wciąż błagam, by nim pozostał i nie pozwolił mi wypuścić ze swojego życia tej dziewczyny, która właśnie siedzi naprzeciwko mnie i złorzeczy na makaron, który jest dla niej za gorący. Niech ramyeon łączy nas już na zawsze.
Proszę.



2 komentarze:

  1. Nie wiem kiedy zlecial ten tydzien, przeczytalam twoj tekst zaraz po publikacji - tytul niezwykle kusil - patrze, a juz prawie niedziela! Ale jestem i musze powiedziec, ze mialam ochote na tekst tego typu. Moje klimaty! Od strony technicznej troszke bym miala zarzutow, nie jestem przekonana do niektorych zwrotiw, np patrzac spojrzeniem, ale calosciowo tekst jest lekki i przyjemny i byla to dla mnie chwila odprezenia, radosci i napięcia, gdy sledzilam losy bohaterow. Fajne to bylo! Jak serial! Izzy dala w gaz :D haha, lubie stawianie bohaterow w niecodziennych sytuacjach, a alkohol? Z ciekawości dalabym sie upic kazdemu ze swoich bohaterow xd
    Ten kontekst z kawą po polonocy. I wszystko nabrało sensu i rumiencow.
    Dasz rade xd ale go wrobili, biedny Dave xd chociaz czy taki biedny? Bardzo dobrze w sumie :D
    Fajna taka obyczajowka z watkiem romantycznym. Lubie! Zwkaszcza za koreanski smaczek!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż mogę rzec? Po przeczytaniu tego tekstu miałem takie: "O Boże! To o mnie!" XD No dobra, może nie umiem przekrzywić tak głowy i spojrzeć, że kobietom miękną kolana, ani nie jadałem ramyeonu z dziewczyną która mi się podobała, ale wszystko inne by się zgadzało! Kurde, w Twoich tekstach zawsze mnie zachwyca jak potrafisz oddać rzeczywistość. To co opisujesz, jest zawsze tak doskonale przedstawione, że może się wydawać iż autentycznie się to działo. Całość - opisy, kreacje postaci, język i sytuacje które tworzysz są naprawdę genialne, niejeden zawodowy pisarz, którego książki są wydawane, mógłby Ci pozazdrościć!

    OdpowiedzUsuń