Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 5 października 2020

[75] Quisiera: Cada mañana recordarte que te quiero ~ Miachar

    Wykorzystując klucze, zamykam serię [Quisiera]. Dziękuję za to, że Rebeca i Juan mogli cieszyć się czyjąś uwagą i miłym słowem. 



    To popołudnie jawiło się jako idealne, by po miesiącach ciężkiego wkuwania teorii, doświadczenia praktyki i studenckiego życia wyruszyć na zasłużony odpoczynek. Słońce przyjemnie grzało, obejmując swoimi promieniami wszystkie możliwe powierzchnie na całym kampusie. Zalało nimi te zielone punkty, na które studenci wylęgli, spragnieni ciepła, by odbyć ostatnie rozmowy, nim rozstaną się na czas letnich wakacji. Kilka tygodni, kiedy nie trzeba się będzie martwić projektami i egzaminach, kiedy imprezy nie będą strzeżone przez regulaminy, a alkohol będzie mógł się lać strumieniami, o ile tylko uda się włamać do zaopatrzenia w barku rodziców. 

    Wśród tych spragnionych odpoczynku młodych ludzi znalazł się Juan, którego spakowane torby leżały u jego stóp, oczekując na pojazd, który mógłby przewieźć je do rodzinnego domu. Chłopakowi z trudem przychodziło uwierzenie, że oto pierwszy rok był już za nim, a on nie tylko mógł się poszczycić zdobyciem nowego doświadczenia w wielu kwestiach, ale i nowymi znajomościami, które w przyszłości mogą zaowocować czymś więcej, jeśli tylko zechce dalej iść aktorską ścieżką.
    Na razie czekał na zewnętrznym parkingu kampusu, aż zjawi się jego szofer. Że też Miguel specjalnie wziął dzień wolnego, by pojechać po młodszego brata. Ktoś mógłby powiedzieć, że w ten sposób chce pokazać, iż za nim tęsknił, Juan węszył w tym jednak jakiś podstęp. Poza tym czekał też na Rebekę, której zaproponował wspólną jazdę, a na co ona się zgodziła, głośno wyrażając opinię, iż to najlepszy sposób, by oboje dotarli do celu w jednym kawałku i bez bólu głowy wywołanego przez nudną gadkę innych studentów, z którymi w przeciwnym razie musieliby się zabrać.
    Na samą myśl o koleżance Juan poczuł przyjemne ciepło w okolicy serca. I nie był to odosobniony przypadek – na dobrą sprawę chłopak za każdym razem, kiedy pomyślał o Rebece, uśmiechał się sam do siebie i przybierał rozanielony wyraz twarzy. Wiadomo, zakochał się, nie potrafił kontrolować swojego ciała i niektórych jego odruchów. Nie przeszkadzało mu, iż w głowie i sercu ma tylko jedną osobę, dla której chciałby być wsparciem i kimś, kto jawiłby się jako najbliższy ideałowi.
    Czekał przy tym samym parkingu poza bramą kampusu, na którym przed wieloma miesiącami zadał koleżance najważniejsze pytanie, jakie do tej pory padło z jego ust. Wiele go to wtedy kosztowało, musiał wspiąć się na wyżyny swojej odwagi i rzucić w przepaść bez dna. Nadal nie otrzymał odpowiedzi, ale wciąż powtarzał sobie, że to dlatego, że Rebeca nie jest pewna swoich uczuć, a on wciąż ma szansę. Kosza nie dostał, a to musiało o czymś świadczyć. Tak przynajmniej sobie to tłumaczył.
    – Juan!
    Rozejrzał się, słysząc swoje imię, jego wzrok dość szybko padł na dziewczynę, która zbliżała się z dwiema walizkami i torbą sportową przerzuconą przez ramię. Nie pamiętał, by miała tak dużo rzeczy, przyjeżdżając tutaj, chciał podbiec do niej i pomóc, ale wtedy porzuciłby swój bagaż, a nie ufał ludziom na tyle, by nie spodziewać się, że ktoś go przez tę krótką chwilę zechce okraść. Przez sekundy walczył ze sobą, by jednak zachować się jak na dżentelmena przystało, wygrał jednak rozum i realizm. Poczuł, że palą go policzki, kiedy Rebeca przystanęła obok, gdy on nawet nie odpowiedział na okrzyk.
    – Cześć. – Dziewczyna wydawała się nie być zła o to, że nic nie zrobił, uśmiechnęła się do niego. – Przepraszam za spóźnienie, musiałam poczekać, aż Kitty i jej rodzice zabiorą wszystkie kartony, którymi usłała podłogę w naszym pokoju, a wierz mi, trochę ich było.
    Chłopak skinął głową.
    – Nie masz za co, też niedawno tu dotarłem ze swoimi rzeczami, a jak widzisz, Miguela jeszcze tu nie ma.
    – No tak, masz rację.
    Zamilkli, a Juan zdał sobie sprawę, że nie odpowiedział na jej „cześć”. Jakby dopadło go nagłe zdenerwowanie i zaćmiło tak, że zapomniał o podstawach dobrego wychowania.
    Zerknął na koleżankę, a ta wystawiała właśnie twarz do słońca i uśmiechała się szeroko. Wyglądała prześlicznie, o czym już był gotowy powiedzieć, kiedy to ona odezwała się pierwsza.
    – Jak się cieszę, że mamy to za sobą. Te egzaminy, eseje i inne tego typu rzeczy. Cieszy mnie, że możemy jechać do domu. Tak bardzo chcę odpocząć.
    – Masz już jakieś plany na wakacje? – wypalił, jednak zdołał ugryźć się w język, nim dodał do tego „chcesz je spędzić ze mną?”. Gdyby i to mu się wyrwało, chyba zapadłby się pod ziemię między walizkami.
    Rebeca zaśmiała się cicho.
    – Oczywiście, że mam. SPAĆ! – oznajmiła głośno, na co Juan także zareagował śmiechem. – A poza tym spacery, wcinanie lodów z rodziną i robienie tego, na co mam ochotę, nie tego, co ktoś mi każe, choć oczywiście w pewnych granicach, bowiem rodziców nadal słucham.
    Uwielbiał to, jak łatwo i szybko potrafiła go rozbawić. Zdawał sobie sprawę, że podczas ostatniego roku zdarzało im się na siebie warczeć czy prawie wywoływać kłótnie, gdy różnica zdań była zbyt duża lub jedno drugiemu chciało popsuć humor, ale takie sytuacje blakły, kiedy wspominał ilość momentów, kiedy się przez nią uśmiechał. A że już sam jej widok sprawiał, że czuł się lepiej, to ani myślał rezygnować kiedykolwiek z tej znajomości. Była jego lekiem na całe zło, o czym zdawała się już pomału wiedzieć.
    – Mam nadzieję, że będę mógł ci towarzyszyć podczas któregoś z tych spacerów – podzielił się swoim marzeniem i spojrzał na przyjaciółkę.
    Napotkał jej wzrok, uśmiech i po prostu wiedział, że się zgodzi.
    – Jeśli będziesz w stanie wytrzymać to, że przy okazji czytam książkę czy przeglądam czasopismo, to nie ma sprawy, będzie miło.
    Zaśmiał się kolejny raz, dobrze pamiętając czasy liceum, kiedy to Rebeca wracała ze szkoły, czytając po drodze powieści. Wciąż nie był pewien, w jaki sposób udawało jej się unikać wszelkich latarni czy słupów, faktem było, że nigdy nie zdołała na nie wpaść, za co wciąż ją podziwiał.
    Słysząc ponownie jego śmiech, Rebeca przyjrzała się chłopakowi uważniej, a jej serce zabiło mocniej. Uwielbiała ten sposób, w jaki jego ciało drżało, kiedy próbował stłumić w sobie śmiech, to, jak jego wargi unosiły się do góry, jak cały nagle jaśniał. Chciała zatrzymać takie chwile, by trwały już w nieskończoność. Chciała widzieć go właśnie takiego, nie zaś pogrążonego w smutku, przygnębionego czy złego. Chciała, by doszedł na sam szczyt i spełnił wszystkie swoje marzenia.
    Chciała jego, już o tym wiedziała. Nadal jednak nie przyznała mu się do swoich uczuć. Chyba nadszedł czas, by stanęła z nimi twarzą w twarz.
    Zapatrzyła się na niego, wyciągnęła rękę, by odsunąć mu ciemny kosmyk włosów znad czoła, wykorzystała ten moment także na to, by wreszcie udzielić mu odpowiedzi, na którą może zapomniał, że czeka.
    – Tak.
    Nie rozumiał, dlaczego się odezwała i to tylko zaledwie jednym słowem. Przecież o niczym nie mówili.
    – Słucham?
    – Tak, Juan – powtórzyła. – Mogę się w tobie zakochać. - Zapatrzyła się w jego ciemne oczy, a te stały się z niedowierzania jeszcze większe. - Niekoniecznie w święta, bo te już minęły, kolejne dopiero za pół roku, ale jestem w stanie to zrobić. Przepraszam, że musiałeś czekać na mnie tak długo. 

    Nie mogła powiedzieć, kiedy nastąpił ten kluczowy moment i poczuła do niego coś więcej, był to bowiem proces. „Miłość od pierwszego wejrzenia jest łatwa. Jest jak rażeniem piorunem. Nie przeoczysz jej. Ale odkrywanie nieznanych ci dotąd uczuć… To zupełnie inna bajka. Nie rozumiesz sam siebie i nic już nie wiesz. Wahasz się, żeby później przegapić okazję i znaleźć się w beznadziejnej sytuacji*” – te słowa usłyszała podczas ostatnich tygodni, kiedy zaczęła analizować to, co czuła. I choć wynik jej badań mógł ją zaskoczyć, to jednocześnie takiego rezultatu się spodziewała. Od tamtego dnia, gdy wyznała Juanowi, że nie kocha się dłużej w jego bracie, mogła zauważyć, iż kolega zachowuje się inaczej. Po wyjeździe na studia mogła starać się gdzieś umiejscowić tę zmianę, jaka w nim nastąpiła. A kiedy ją zapytał, już wiedziała, na czym stoi. Teraz on także powinien mieć tę wiedzę.
    Juan milczał po jej wyznaniu, bo nie był pewien, jak zareagować. Przepełniała go radość i szczęście, ale nie umiał pokazać tego tak, jak można by się spodziewać, ale to Rebece za bardzo nie przeszkadzało. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale przecież nie musiał, zdołała wyczytać to w jego oczach, a to, co w nich zobaczyła, sprawiło, iż motylki w brzuchu poderwały się do wspólnego lotu.
    „Każdego dnia przypominam ci, że cię kocham”.
    Był tuż obok, kiedy go potrzebowała. Nie robił problemów z jej projektem i wywiadem, choć musiał poświęcić czas na dodatkową aktywność. Nie naciskał na nią, by pospieszyła się z odpowiedzią. Dawał jej przestrzeń, ale też komfort i bezpieczeństwo. Dlaczego miałaby szukać tego u kogoś innego, kiedy on czynił to od lat, tylko ona nie zdawała sobie z tego sprawy? To nie było warte zachodu. Powinna za to zapewnić to wszystko jemu, by nie tylko od niego brać, ale i coś dawać.
    Kiedy cisza zaczęła się przeciągać, dziewczyna zarumieniła się. Może jednak nie powinna tak niespodziewanie wypadać ze swoim wyznaniem, może źle oceniła sytuację. Może tego nie przemyślała.
    – Przepraszam, ja…
    Nie pozwolił jej powiedzieć nic więcej, zamiast tego pochylił się nad nią i pocałował.
    Pocałował!
    To ani trochę nie było muśnięcie, jakiego można by się spodziewać po nieśmiałych chłopaku, nie było to też tylko dotknięcie na pięć sekund. Juan przywarł do jej warg, a kiedy nie wyczuł sprzeciwu, wsunął jedną z dłoni na jej policzek, przyciągnął do siebie mocniej i naparł tak, by rozchyliła usta. Nie pozostało jej nic więcej, jak po pierwszym szoku zamknąć oczy i pozwolić, by ich wargi zatańczyły według sobie znanej melodii.
    Nie był to też pocałunek zmuszający do szybszego łapania oddechu, który prowadzi do zawału. To była pierwsza lekcja uczenia się siebie i chyba wypadła satysfakcjonująco, bowiem kiedy się od siebie oddalili, oboje uśmiechali się zarumienieni i nie mogli oderwać od siebie wzroku. Tę magiczną chwilę – jak dobrze, że mogła się wydarzyć! – przerwał dźwięk klaksonu. Oboje spojrzeli w stronę nadjeżdżającego samochodu, który był tym, na który czekali. Nim zdołał się do nich zbliżyć, zdołali znaleźć swoje dłonie i chwycić za nie, by już nie było żadnych wątpliwości, co też się wydarzyło na samym początku wakacji.

    Nie powinna dziwić mina Miguela, jaką ten przybrał na twarzy, zatrzymując się przy dwójce nastolatków, których twarze spąsowiały niczym róże, na ustach wykwitały jakieś zbyt szerokie jak na jego gust uśmiechy, a dłonie trzymały się, jakby już nigdy w życiu nie miały puścić. Przyglądając im się, starszy z braci zrozumiał, co tu się zadziało, i sam się uśmiechnął. Tak to bowiem powinno wyglądać – Rebeca nie powinna obdarzać większymi uczuciami jego, który wciąż zachowywał się dziecinnie mimo poważnej profesji zawodowej, a właśnie zwrócić spojrzenie w stronę Juana, który zawsze był dla niej wsparciem i którego serce zgarnęła tego dnia, kiedy się poznali, choć mieli zaledwie po dziesięć lat. Cieszył się ich szczęściem i życzył wszystkiego dobrego.
    – Cześć – powiedział, wysiadając z pojazdu. – Pomóc wam z tym, gołąbeczki? – zapytał i zaśmiał się.
    Gdyby byli kimś innym, pewnie nastolatkowie oburzyliby się na podobne słowa, ale skoro oboje wiedzieli już, co czują, i zaczęli manifestować to w pewien sposób, wszelkie próby powiedzenia, że się myli, byłyby jedynie kłamstwem.
    Juan chwycił w pierwszej kolejności za bagaż dziewczyny, Rebeca stała obok, gotowa podać mu kolejną walizkę i plecak. Miguel nadal stał przy samochodzie gotowy, by w razie czego służyć i swoją siłą mięśni, ale było to zupełnie zbędne – ta dwójka stanowiła na tyle zgrany zespół, że zapakowanie wszystkiego zajęło im naprawdę tylko chwilę. Jakby już wcześniej rozmawiali o tym, jak rozmieścić konkretne torby, by wszystko się zmieściło i szybko mogli jechać do domu. Możliwe było, iż taką rozmowę odbyli, w końcu byli dość praktycznymi ludźmi. Skoro bagaż znalazł swoje miejsce, oni także mogli wpakować się do środka.
    – Chcecie gdzieś jeszcze wpaść w drodze powrotnej? – zapytał starszy Rodriguez, zerkając w lusterko i patrząc na tył.
    Jak tego teraz oczekiwał, młodzi nie pozwolili, by dzieliła ich jakaś przestrzeń. Juan zajął miejsce na środku, odrobinę zasłaniając okno, choć zasiadając tak, by jednak czynić to w jak najmniejszym stopniu, Rebeca usiadła po jego prawicy i położyła mu głowę na ramieniu, pozwalając włosom zakryć swoją twarz, by nikt nie widział jej rumieńców i tego uśmiechu, który wciąż istniał na jej ustach. Ich dłonie wciąż były złączone, do tego chłopak głaskał skórę dziewczyny swoim kciukiem, sprawiając tym samym, że czuła się tak spokojna i bezpieczna jak nigdy wcześniej.
    – Nie trzeba. Jedźmy prosto do domu – odpowiedział nastolatek i nachylił się, by ucałować swoją dziewczynę w czoło.
    Miguel uśmiechnął się tylko na ten widok i zapuścił silnik.
    – Jak sobie życzycie.
    W świetle prawie letniego dnia widoki za oknem były piękne, ale dla Juana o wiele piękniejsze było to, co właśnie teraz działo się między nim i Rebeką. To, czego najbardziej pragnął, właśnie stało się rzeczywistością. I to miał być początek. Historia czegoś niepowtarzalnego i magicznego właśnie się zaczynała, a oni oboje mogli nie tyle patrzeć na siebie, ile wspólnie w tym samym kierunku, a w ich spojrzeniu od tego dnia królować miała miłość i nadzieja. Nadzieja, że tak będzie już, dopóki ten świat będzie istniał. 


__________________________________
* cytat to słowa Choe Huna z odcinka szóstego sezonu drugiego dramy „My First First Love” (Netflix)

2 komentarze:

  1. Ostatni dzień przed wakacjami :) tak pamiętam te dni, świetnie to opisałaś.

    Być zakochanym i racjonalnie myśleć? Ja takich doświadczeń nie miałam :) szczególnie w tym wieku. Na moje oko Juan za dużo myśli.

    Ta Rebeca to dobrze wychowana dziewczyna, sposób w jaki mówi świadczy, że tak ją nauczono w domu. Dość dojrzały sposób mówienia, jak na jej wiek.

    Jak pięknie przypomniałaś ewolucję ich uczucia i to zwieńczone pocałunkiem. W końcu!

    Ale urocza z nich para, dobrze, że ta znajomość skończyła się właśnie tak.

    Hmm... Zapowiadają się ciekawe wakacje dla tej dwójki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale romantycznie, o panie! Takiego wybuchu miłości to ja sie nie spodziewałam. Jest slodko, niewinnie i jest szczesliwe zakonczenie, wszystko co misie lubia najbardziej xd moze troche te streszczenie zwlaszcza w przypadku Miguela nie przypadlo mi do gustu, ze wiesz, dostajemy w kiku zdaniach charakterologie postaci, zamiast odkrywac sanemu, kim jest, czym rozni sie od brata, ale z drugiej strony biore pod uwage, ze to ostatni tekst z serii, wiec podsumowujacy motyw jest uzasadniony. I to juz koniec, nic tylko otworzyc szampana na czesc ich miłości! Zakochanie i te pierwsze magiczne momenty, gdy ludzie je sobie okazuja - udalo ci sie to bardzo wiernie oddać. Czulam w brzuchu motyle!

    OdpowiedzUsuń