Ostatnia część: Życie nie polega na ucieczce, czasem ratuje nas atak — dostępne w poniższym linku.
https://w4r-writeandread.blogspot.com/2021/01/85-grand-fantasy-zycie-nie-polega-na.html
Co wydarzyło się wcześniej?
Lili i Dean pożegnali swoich znajomych z ruchu oporu przed bramami do miast Paddra. Sami rozpoczęli poszukiwania wyroczni Nsu-Yuel. Nie wiedząc jak wydostać się z sytuacji, w której się znaleźli, postanowili prosić wyrocznię o pomoc.
*PSICOM — organizacja żołnierzy ze zlecenia Sanctum (rządu)
Wejścia do miasta strzegły oddziały PSICOM. Sprawdzały wchodzących na teren miasta jedynie wyrywkowo. Dean miał nadzieję, że jemu i Lili uda się przemknąć tuż obok straży niezauważonym. Z kapturami naciągniętymi na głowy szli powolnym krokiem. Wzrok skierowany mieli ku ziemi, aby nie zaczepiać ciekawskich oczu. Zanim podeszli do bramy głównej, żołnierze kazali sprawdzić idącą przed nimi grupkę młodych mężczyzn. Wyglądali na silnych i odważnych na tyle, aby przyciągnąć ze sobą do miasta kłopoty. PSICOM unikał tego jak ognia. Potencjalni buntownicy i podżegacze byli wyłapywani jeszcze przez wrotami. Lili-Rose i Deanowi udało się wejść dzięki temu bez większych kłopotów. Lili została jedynie szturchnięta przez oficera na progu. Przestrzeżona przez chłopaka, nie zareagowała. Nie uniosła wzroku, nie zatrzymała się. Szła dalej niewzruszona. Nikt jej nie zatrzymał. Nikt za nią nie krzyknął.
Mieli nadzieję, że Paddra nie została jeszcze ozdobiona plakatami z wizerunkami ich twarzy. Listy gończe mogły pojawić się tutaj przed nimi. Miasto wyglądało na zadbane i dość dobrze rozwinięte technologicznie. Dziewczyna nie widziała tak wysokich budynków oraz postępowej infrastruktury w swoich okolicach. Ogrom doznań poraził ją tak mocno, że przez chwile zesztywniała.
– Musimy wypytać o Nsu-Yuel. – Dean stał z rękami założonymi na piersi i obserwował jak dziewczyna zahipnotyzowana miastem, obserwuje wierzchołki budynków z uniesioną głową. – Lili!
– Tak. Wypytać. – Ocknęła się upomniana przez partnera.
– Nie powinniśmy się rozdzielać, wiec zaczniemy od barów i kawiarni. – Wskazał palcem na małe kamienice, gdzie w ogródkach piwnych siedzieli młodzi ludzie, głównie artyści i pracownicy społeczni. – Jeśli nam się nie powiedzie z nimi, to odwiedzimy mniejsze, rzadko uczęszczane uliczki na obrzeżach miasta.
– Może lepiej od razu tam się udać – zasugerowała Lili. – Nie sądzę, aby oni wiedzieli cokolwiek więcej, niż banery głoszące o publicznym wystąpieniu Nsu-Yel. – Wskazała jedno z ogłoszeń zawieszonych na dużej wysokości.
– Hm. Nie zauważyłem tego – odpowiedział Dean, co dziewczyna skwitowała uśmiechem. – Musimy spotkać się z nią przed tym wydarzeniem, a będzie ono miało miejsce za dwa dni. Mam trochę czasu.
– Skąd pewność, że będzie chciała z nami rozmawiać?
– Nie mamy takiej pewności, ale czasu na rozpatrywanie innych ewentualności również.
Dziewczyna jedynie skinęła głową. Chwycona za rękę, podążała za chłopakiem w głąb miasta. Kolory, zapachy i dźwięki zapraszamy do dłuższego pobytu w tym miejscu, ale ani ona, ani Dean nie mogli sobie na to pozwolić. Dłuższe przebywanie w centrum naraziłoby ich na niebezpieczeństwo rozpoznania przez żołnierzy. Minęli zatem atrakcje, po czym skręcili w pierwszą ciemną uliczkę. Dziewczyna zacisnęła dłoń Deana, jakby to miało podnieść jej poziom poczucia bezpieczeństwa. Czy poczuła się pewniej? Tego sama nie wiedziała, ale czuła przynajmniej, że jest obok. Przechodząc obok podrzędnych spelun, chłopak wypytywał o wyrocznie, niestety jedyne odpowiedzi powiązane były z banerami rozwieszonymi na budynkach miasta.
W pewnym momencie ktoś chwycił Lili za ramie i pociągnął w swoją stronę. Dziewczyna zaskoczona wypuściła dłoń Deana. Zdezorientowany chłopak nie zauważył gdzie znikła w ciemności.
– Lili! – krzyknął, ale nie doczekał się od niej odpowiedzi.
– Kszy...kszy – wyszeptał głos dochodzący z ciasnej uliczki. – Kszy, kszy.
Dean wyjął bron z kieszeni i bez zastanowienia wdarł się w objęcia ciemności. Wyciągnął pistolet przed siebie i wycelował w zgarbionego mężczyznę, który trzymał Lili-Rose za ramię. Był ubrany z podarte odzienie. Być może był to bezdomny, szukając sposobu na wyłudzenie pieniędzy od turystów.
– Puść ją wolno, bo inaczej będę strzelać – parsknął, celując mężczyźnie w głowę.
– Nie jestem mięsem armatnim. Opuść ten pistolecik. Gdybyś chciał mnie zabić, już dawno byś to zrobił – żachnął się żebrak. – Chcecie wiedzieć gdzie znaleźć wyrocznie, czy nie?
– A skąd ty możesz o tym wiedzieć? – Dean tracił cierpliwość.
– Miejskie szczury wiedzą wszystko – odpowiedział, unosząc twarz z przyodzianym wielkim uśmiechem. Wtedy chłopak zauważył, że oba oczy pokryte są białą woalką. Czyżby mężczyzna był niewidomy? – Nie musisz wierzyć, ale posłuchaj, a potem sam zrobisz z tym, co zechcesz.
Ślepiec puścił Lili, która błyskawicznie podbiegła do partnera. Spojrzała na niego wielkimi i wystraszonymi oczami.
– Nie wiem, kim on jest, ale może warto go wysłuchać – szepnęła. – Nikt inny nie chce nam pomóc.
– Czego chcesz w zamian? – wycedził, jakby nie słyszał w ogóle tego, co mówi do niego dziewczyna. – Srebrników, jedzenia czy broni?
– Niczego w zamian nie żądam. Zapłatę swoją już otrzymałem. – Mężczyzna podszedł krok bliżej. – Wyrocznia wie, że się zbliżacie. Wysłała mnie, abym wskazał wam drogę.
Dean i Lili spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
– Powiedz zatem, gdzie mamy zmierzać.
Hej :)
OdpowiedzUsuńWidać, że to rozdział przejściowy między wydarzeniami, a i tak mi się podoba. Jakieś napięcie się do nie przyczepiło i nie odpuszczało ani przy wchodzeniu do miasta, ani przy spotkaniu z nieznajomym. Jestem ciekawa, w jaki sposób wyczuł, że Lili i Dean się zbliżają. Ponoć ci, którzy nie mogą używać jednego zmysłu, mają wyostrzone pozostałe, ale to ni tłumaczy zerkania w przyszłość. Hmm, jasnowidzenia chyba w tej serii jeszcze nie było, ale tu pasuje. Choć ja, w przeciwieństwie do Lili, nie ufałabym ślepcowi tak szybko.
Pozdrawiam.