Hmm, wydaje mi się, że nie ma
dokładnych opisów, ale i tak czuję, że rozminęłam się z tematem. Nic to,
przynajmniej mam jakiś tekst na Walentynki. Najlepszego! <3
Z podziękowaniem i dedykacją
dla Naczelnego Konsultanta ds. Fabularnych, bez którego wsparcia stanęłabym w
lesie. Gomawo!
Bieg szkolnym korytarzem nigdy
nie był mile widziany w oczach nauczycieli. Groził upadkami czy potrąceniami
innych uczniów, a nikomu nie chciało się wypisywać odpowiedniego raportu
zdarzenia, które miałoby prowadzić do odszkodowania. Tylko że jej bieg nie
miałby z tym nic wspólnego; wszelki ochrzan, jaki by dostała, pochodziłby od
dyrektora, który kolejny raz dopytywał ją, dlaczego tak się zachowuje, a ona
znowu musiałaby tłumaczyć, że tej klasie nie można pozwolić czekać.
I nieważne, że do rozpoczęcia
lekcji zostały jeszcze dwie minuty, jej Piątaki nie mogły czekać przed klasą aż
tak długo.
Bo jej klasa była niezwykła od
pierwszego spotkania, kiedy grupa dwudziestu pięciu dzieci oczekiwała na
możliwość ukazania swojej niezwykłości. Żaden z jej wychowanków nigdy, od kiedy
n drugim stopniu edukacji została ich opiekunem, nie otrzymał noty niższej niż
piątka. Do tamtej chwili jedynie słyszała o tej niezwykłej grupie, teraz mogła
na własne oczy przekonać się, jaką to uroczo inteligentną gromadkę miała
prowadzić szkolnymi ścieżkami.
Swój bieg zakończyła na kilka metrów
przed salą. Dzieci już jej oczekiwały, rozglądając się odrobinę zbyt nerwowo,
jakby już zaczęły się bać, że je porzuciła, zapomniała, a one nie będą
wiedziały, jak się zachować. Bo choć inteligentne i zdobywające wiedzę niczym
gąbki chłonące wodę, w zderzeniu z prawdziwym życiem wychodziły na mięczaków i
tych, którzy szybko przegrają, bo nie są w stanie się dostosować.
–
Dzień dobry! – zawołała, dając znać, że już jest.
Kilkadziesiąt dziecięcych
spojrzeń skierowało się w jej stronę, a w powietrzu dało się odczuć ulgę, jakby
ktoś zdjął z pleców uczniów ciężar, na który nie były przygotowane, by go
dźwignąć.
–
Już wam otwieram – powiedziała, stając przed drzwiami i wkładając do zamka
odpowiedni klucz. – Dobrze wam minął wczorajszy dzień?
Wiedziała, że nie uzyska
żadnych głębszych odpowiedzi, jednak dla niej liczyło się to, że dzieci
przynajmniej skinęły głowami na potwierdzenie, nim przepchnęły się obok niej do
klasy, by zająć przypisane sobie słownie miejsca i otworzyć umysły na
przyjmowanie nowej dawki wiedzy.
Weszła do sali ostatnia, a
kiedy odkładała dziennik na pulpit, w całej szkole rozległ się dźwięk dzwonka.
Gdy inni uczniowie biegali korytarzami, byle tylko zdążyć na lekcje, dać się
zamknąć w czterech ścianach i słuchać o ułamkach czy Janko Muzykancie, jej
wychowankowie patrzyli na nią czujnie. To był znak, by bezzwłocznie przeszła do
sprawdzenia listy obecności.
Przebrnęła przez listę
dwudziestu pięciu nazwisk bez żadnych przeszkód czy niespodzianek, bowiem jej
Piątaki nie tylko znane były ze swoich wspaniałych ocen, ale też z frekwencji,
której inni wychowawcy mogli jedynie zazdrościć.
Przyjrzała się całej tej
swojej gromadce i uśmiechnęła do dzieci.
– Mam dzisiaj dla was pewną
misję – oświadczyła, a uczniowie wyprostowali się na swoich miejscach.
Wiedziała, jak przykuć ich
uwagę, znała ich podejście do wszelkiego rodzaju wyzwań, uważała więc, że to, o
czym powie, sprawi, że każde z nich nie tylko będzie używało swojej
inteligencji, ale zyska także ich emocjonalna strona.
– To
zadanie, mam nadzieję, będzie wyjątkowe dla każdego z was. – Powiodła
spojrzeniem po całej grupie uczniów, a na jej twarzy odmalował się przyjemny
uśmiech kogoś, kto wie, że zyskał zainteresowanie młodych ludzi, którzy podążą
za jego wskazówkami i zmierzą się z misją, jaka zostanie im przydzielona. – Jak wiecie, w najbliższą niedzielę jest pewne
święto.
–
Dzień chorego na padaczkę! – zagrzmiał misiowaty Boguś ze środkowego
rzędu, a pozostałe dzieci mu przytaknęły.
– Zgadza się, masz rację, ale to też święto
zakochanych, czyli Walentynki – dodała nauczycielka. – Z tym właśnie będzie się wiązać ta misja. Waszą
pracą domową związaną z lekcją wychowawczą na ten weekend jest znalezienie
ciepłych serc – powiedziała tajemniczo i
przyjrzała się uważnie każdemu ze swoich uczniów.
Antek z pierwszej ławki po prawej
stronie uniósł rękę, skinięciem głowy pozwoliła mu zabrać głos.
–
Ale takie serce po wyciągnięciu z ciała to trzeba w zimnym przechowywać, jak
więc mamy zdobyć ciepłe serca?
Inny nauczyciel pewnie
westchnąłby w tej chwili nad zdolnością tego dziecka brania wszystkiego zbyt
dosłownie, ale ona przywykła już do tego, iż jej wychowankowie to dzieci nie
tylko bardzo inteligentne, ale i pozbawione –
może nawet odrobinę upośledzone pod tym względem –
instynktu i głębszego rozumienia.
–
Wiem o tym, Antosiu, to była użyta przeze mnie metafora. Chcę, byście do poniedziałku
odnaleźli w swoim otoczeniu osoby, które zawsze są miłe dla innych, pomagają,
okazują dobroć dzielą się dobrym słowem. Opiszcie taką osobę na dwie strony w
zeszycie, a w poniedziałek na lekcji podzielimy się informacji o tym, kogo
takiego znaleźliśmy. Co wy na to?
Dzieci patrzyły na nią z
niemałym zdziwieniem. Miałyby szukać czegoś, co nie jest namacalne, materialne?
To tak, jakby kazała im szukać Ducha Świętego!
Siedząca w środkowym rzędzie
Pola nie bała się wyrazić swojego sprzeciwu, podniosła rękę, a kiedy otrzymała
zgodę na zabranie głosu, żwawo wypaliła:
– Przecież to się nam nie uda. Jak mamy znaleźć
coś, czego nie widać? To jak z tym mówieniem o dobrych chęciach!
Poznała to wyrażenie w domu,
kiedy mama mówiła o jej starszym bracie, że nie jest złym dzieckiem, po prostu
u niego „wszystko kończy się na dobrych chęciach”. Pola nigdy tych chęci nie
widziała, a chciałaby wiedzieć, jak wyglądają.
Wychowawczyni uśmiechnęła się
tylko kącikiem ust, nim wytłumaczyła:
– Zgadza się, ciepłych serc nie widać jako
serc, o których wspomniał Antek, ale jesteście w stanie zauważyć efekty działań
takich dobrych serc. Chodzi o tych ludzi, którzy robią coś, nie oczekując za to
zapłaty, za co inni mogę być wdzięczni, ale nie liczą się z tym, że muszą się zrewanżować.
Rozumiecie, jakie osoby mam na myśli?
Cała grupa dzieci zgodnie
pokiwała głowami, po wyrazie ich twarzy dało się dostrzec, że faktycznie coś
się dla nich rozjaśniło przy tym tłumaczeniu.
– Czyli to jak mama wrzuca do
puszki na chore dzieci? – zapytała Anulka siedząca z tyłu klasy. Jej warkocze
jak zwykle były zaplecione równiutko i tak ciasno, że żaden kosmyk ani myślał
uwolnić się z tej fryzury.
– Dokładnie. Twoja mama wrzuca
pieniążek, bo wie, że trafi on do potrzebujących, nie oczekuje, że w zamian
ktoś jej coś da. To jest właśnie przykład tego, że ktoś ma ciepłe serce.
W górze pojawiła się jedna
uniesiona ręka.
– A czy to jest zadanie, które
może być robione w parach? – zapytał jej właściciel, czyli Karolek, którego
szelki do koszuli stały się częścią wielu szkolnych plotek i opowiastek o tym,
jak zawisnął na nich, gdy zahaczyły o klamkę z drzwi.
– Oczywiście, że tak, trójki
też są dopuszczalne. Poczekajcie chwilę, zaraz to ustalimy.
Przez
kolejnych dziesięć minut tworzono małe grupki, które miały podołać tej misji.
Dzieci nie dobierały się, jak pewnie wyglądałoby to w innych klasach, na
podstawie odczuwania sympatii względem siebie, a pod względem logistycznym –
jeśli ktoś mieszkał blisko siebie, powinien wspólnie odrobić tę pracę domową.
Po tym czasie nauczycielka wyczytała głośno, kto z kim wyrusza na poszukiwania,
by żaden z podopiecznych nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości, po czym
przeszła do omówienia planu szkolnej wycieczki proponowanej na początek
kwietnia. Łatwo przyszła jej zmiana tematu, gdyż dzieci podążały za nią i jeśli
zgodnie uznały, że pewne zagadnienie zostało wyjaśnione – w tym przypadku
zadanie domowe – nie należało się nad nim jeszcze bardziej pochylać, a przejść
dalej. To dlatego, gdy wybrzmiał dzwonek, nie tylko znane były szczegóły
wykonania pracy domowej, ale i ekspedycji, która miała zaprowadzić uczniów do
jednego z miejskich muzeów, by tam poznały pewne ciekawostki na temat chleba.
Ale najpierw ciepłe serca!
– Bawcie się dobrze podczas
poszukiwań – życzyła im nauczycielka – i pamiętajcie, że wystarczy znaleźć
tylko jedną osobę o ciepłym serc, by mieć z zadania piątkę. Do zobaczenia w
poniedziałek!
Ze stonowanym „do widzenia” Piątaki wyszły z sali, by udać się do innej na kolejne zajęcia, w głowach młodych ludzi powoli zaczęła narastać ekscytacja misją, która mogła dać ciekawe efekty. I być może przynieść ze sobą kilka życiowych niespodzianek.
***
To było
wiadome w chwili, kiedy padło wyjaśnienie, że można łączyć się w zespoły, więc
też Antek nie zwracał ani trochę uwagi na to, że tego popołudnia ktoś szedł za
nim niczym cień, następując nawet w ten sam sposób na płyty chodnika. Nie miał
też problemu z tym, że znajoma dziewczynka wprosiła się do niego na obiad, bo
przecież „nie da się niczego szukać na pusty żołądek!”. Nie podobało mu się to,
bo znając swojego dziadka, który w tygodniu szykował posiłki dla całej rodziny,
wiedział, że nie było dość produktów, by nakarmić jeszcze jedną osobę. Mimo to
prowadził Polę, bo właśnie ta z klasowych koleżanek mieszkała najbliżej i
została mu przydzielona do zadania, by najpierw się posilili, a później ruszyli
na łowy.
Chłopiec uważał, po chwili
głębszego zastanowienia, na którą to poświęcił jedną z przerw, że właściwie to
jego dziadek może się okazać nosicielem ciepłego serca. Musiałby go o to
jeszcze zapytać, ale chyba starszy pan byłby odpowiedni, a to oznaczało, że
poszukiwania nie byłyby takie trudne. Podzielił się tym spostrzeżeniem z Polą,
przepuszczając ją w furtce, po czym skierował się w stronę domu. Dziewczynka
szła za nim, milcząc, ale to oznaczało, że właśnie analizuje to, co usłyszała.
– To bardzo możliwe –
powiedziała, gdy Antek odkluczał drzwi. – Jeśli twój dziadek ma około
siedemdziesiątki, to pewnie pomagał innym po wojnie czy podczas walki z komunizmem,
bo wtedy ludzie tacy byli – zargumentowała swoją wypowiedź, nawiązując do
historii, którą uwielbiała i której poziom jak na piątą klasę miała w małym
paluszku. – Opowiadał ci może kiedyś o tym, że kogoś uratował?
– I to wielokrotnie – odparł
chłopiec, po czym krzyknął: – Dziadku, już jestem, a ze mną Pola, koleżanka z
klasy, bo będziemy razem odrabiać pracę domową!
Ku nim wyszedł z jednego z
pomieszczeń wysoki mężczyzna o siwych włosach, licznych zmarszczkach na twarzy
i wciąż uważnym, inteligentnym spojrzeniu.
– Dzień dobry. A czy panienka
zje z nami i obiad?
Pola skłoniła się lekko, bo
poczuła, że to będzie odpowiednie zachowanie z jej strony.
– Dzień dobry. Jeśli to nie
będzie problem, to bardzo chętnie.
– Rybka na parze może być?
– Oczywiście.
Starszy pan uśmiechnął się do
niej i gestem dłoni zaprosił do kuchni. Dzieci zrozumiały przekaz, wpierw
jednak ściągnęły z siebie kurtki i śniegowce, do tego Antek na szybko przetarł
mopem korytarz, co by nikt nie narzekał, że śniegu się naniosło i jak teraz to
wygląda. Po tej czynności dwójka dzieci znalazła się w jasnym pomieszczeniu i
zajęła miejsce przy stole, by przez pół godziny zajmować się konsumpcją
wszystkiego, co zaserwowano im na talerzach. Korzystając z okazji, chłopiec
wyłożył dorosłemu krewnemu, na czym polega zlecona jemu i Poli misja, dziadek
pokiwał głową ze zrozumieniem i oznajmił:
– Tak, pomagałem kiedyś, nawet
pisali o tym w gazetach.
– Naprawdę? – Pola szczerze
się ucieszyła, że jej przewidywania okazały się zgodne z prawdą. – A czy może
nam pan opowiedzieć o tym, co pan robił, że wykazał się ciepłym sercem?
– A może sami chcecie je
przeczytać? Mam te wycinki w kartonie w swoim pokoju. W tym czarnym z białym
napisami, wiesz, o którym mówię, prawda, Antek?
Wnuk skinął głową na
potwierdzenie.
– Naprawdę możemy wejść do
twojego pokoju?
– Przecież właśnie dałem wam
swoje błogosławieństwo. – Staruszek roześmiał się, ale jako jedyny dostrzegał
drugie dno swojej wypowiedzi. – Idźcie, ja w tym czasie pozmywam. Gdybyście
mieli jakieś pytania, będę tutaj.
– Dziękujemy!
Antek i Pola nie potrzebowali
zbyt wielu słów, by szybko pognać na piętro domu, gdzie to zlokalizowano pokój
najstarszego członka rodziny. Chłopiec dość szybko odnalazł wzrokiem karton, o
którym mówił dziadek – położony na szafie zbierał kurz, jednak wnuk nie miał
wątpliwości, że jego zawartość może przynieść ze sobą piątkę z plusem za
zadanie domowe.
– Jak go ściągniemy? –
zapytała Pola, rozglądając się po pokoju, w którym nie dało się dojrzeć żadnego
krzesła.
– Poczekaj, zaraz wracam.
Chłopiec pobiegł szybko z
powrotem do kuchni, by wziąć jedno z krzeseł, na pytanie dziadka, czy
potrzebują pomocy, odpowiedział, że dają sobie radę, po czym ostrożnie wszedł
na górę. Mijając jedne z zamkniętych pokoi, posłyszał dziwny hałas, jakby
czyjeś jęki, ale nie skupił się na nich – o wiele istotniejsze było to, by już
tego popołudnia mieć odrobioną pracę domową i spędzić weekend na leniuchowaniu.
– Odsuń się – rzucił w stronę
koleżanki, dostawiając krzesło do szafy i wchodząc na nie, by ściągnąć karton.
Pola patrzyła uważnie, czy nic
się nie dzieje, czy nic z góry nie leci, czy może Antek nie spada, ale nic
złego się nie wydarzyło. Kilkanaście sekund później oboje znaleźli się na
podłodze i zagłębiali w to, co odnaleźli, unosząc wieko kartonu.
– Ostrożnie – rzucił chłopiec.
– Te wycinki mają kilkanaście lat, nie możemy ich podrzeć.
– Może powinniśmy przeglądać
je w rękawiczkach?
Pola oglądała niedawno
program, w którym w starej bibliotece prezentowano jakieś dawno temu napisane
dzieło i osoba, która je pokazywała, miała na dłoniach bawełniane rękawiczki.
Kolega przyjrzał jej się uważnie.
– Aż tak wielkie antyki to to
nie są. Po prostu bądź ostrożna.
Dziewczynka skinęła głową i,
idąc w ślad za kolegą, sięgnęła po pierwszy z zachowanych wycinków.
Przez godzinę dzieci czytały
kolejne relacje z dobrych uczynków dziadka, robiły notatki i były szczęśliwe,
że tak szybko udało im się odnaleźć kogoś o ciepłym sercu. Wtedy Antek natknął
się na kopertę i list, który zdawał się niekoniecznie dotyczyć tego, jaki
dziadek był pomocny, działając w PCK i pomagając koledze z frontu wrócić do
rodziny.
– Skąd to wziąłeś? – zapytała
Pola i spojrzała na chłopca swoimi dużymi, niebieskimi oczami i wydęła usta w
niby to niewinny dzióbek, który u niego wywołał dziwne ciarki na plecach i w
innych miejscach. – Przecież mój mama powiedziała, że tak nie można!
O tak, bo
czytanie cudzej korespondencji nigdy nie było zachowaniem godnym młodego
dżentelmena i małej damy.
– Chcę tylko zobaczyć, co to
takiego – mruknął i rozwinął papier, by zapoznać się z tym, co w sobie krył.
Odchrząknął i zaczął czytać.
„Moja Annwyl*!
Jakże mi
tęskno ku cielesności Twej przepięknej! Jakiż mię smutek ogarnia, gdyż znać
mogę, że tak długo jeszcze cię nie obaczę! Serce me ulotnić się chce, niczym
ptak pognać na skrzydłach miłości ku tobie niczym ku słońcu zachodzącemu nad
naszymi głowami.
Jakże pragnę na nowo położyć
się przy Twej bladości i wzrokiem swoim objąć wszelkie wzniesienia i niziny
Twojego istnienia! Jak mię pamięć myli i na manowce prowadzi, pomóc jej muszę i
na nowo się połączyć, byśmy stanowili jedno!
Powiedz, ma ukochana, czy i Ty
wyczekujesz tego świtu, kiedy kur zapieje, by zbudzić nas oboje i zmusić do
biegu w swoją stronę, byśmy mogli oddychać swoim powietrzem i zapomnieć o
znaczeniu słów innych ludzi, mierząc się jedynie z własnym uczuciem?
Czekam, aż
znów będę mógł stanąć na progu Twego serca, zwarty i gotowy, by wydrzeć z Twego
wnętrza najwspanialsze rozkosze.
Wyglądaj
mnie, luba, jestem już blisko.
Twój Braf”
Dzieci spojrzały na siebie, niewiele rozumiejąc z tego, co
Antek właśnie przeczytał. Wydawało mu się, że to nie było do końca po polsku, a
nie był na tyle dobry – choć oceny w dzienniku mówiły co innego – by przyswajać
sens słów, których używano dekady temu.
– Wiesz, o co w tym chodzi? –
zapytała Pola, zmieniając pozycję z kucek na siad po turecku, a spódnica
podjechała jej na kolana, odsłaniając blade i chude golenie. – Bo ja nie mam
pojęcia.
Antek nie
chciał dać po sobie poznać, że i on niewiele wie, chciał pokazać koleżance, że
jest inteligentny i taki list nie ma prawa mieć przed nim jakichkolwiek
tajemnic.
Ale cóż – niewiele wiedział,
chciał więc ruszyć po pomoc.
– Zawołam dziadka – oznajmił,
wstając – i zapytam, o co chodziło.
– Dobrze.
Chłopiec wyszedł na korytarz i
zawołał:
– Dziadku!
– Jestem w łazience! –
odkrzyknął krewny, a jego głos był lekko stłumiony. – Zapytaj brata, jak masz
problem, on jest u siebie.
Czyli faktycznie wcześniej
chłopiec mógł coś usłyszeć z innego pokoju.
Pola także znalazła się na
korytarzu i patrzyła na kolegę.
– Zapytamy mojego brata –
oznajmił chłopiec i podszedł do drzwi, za którymi znowu usłyszał jakiś jęk.
Zapukał i otworzył, w ogóle nie przygotowany na to, co mógł zobaczyć.
Dwa blade ciała leżące nie
tyle obok siebie, co na sobie i dziwne dźwięki… Chłopiec nie zdołał zareagować,
kiedy koleżanka znalazła się obok i zakrzyknęła:
– Przecież oni robią dokładnie to, o czym w
liście pisał twój dziadek! – Pola szybko
zakryła sobie oczy, po czym wycofała się z pokoju, starając się nie słyszeć
wrzasków brata swojego kolegi, który po jej okrzyku starał się dojść ze sobą do
ładu. Druga osoba chyba nie zdążyła zauważyć, co się stało..
Antek
szybko poszedł w ślady koleżanki, byle tylko też nie patrzeć, choć był przy tym
dość zaintrygowany – czyżby jego dziadek
potrafił przewidzieć lata temu to, co będzie właśnie w tej chwili robił jego
brat? Czyżby dziadek był jakimś jasnowidzem? To w ogóle było możliwe?
Nie to
jednak interesowało starszego z chłopców, który próbując szybko przywdziać na
nagi tors koszulkę, rzucił się ku uczniom z okrzykiem:
– Wynocha
mi stąd, ale już!
Przerażeni tym nagłym zrywem
Antek i Pola prawie z prędkością światła – a tak im się to przynajmniej wtedy
wydawało – odskoczyli jeszcze dalej od drzwi i korytarzem puścili się ku
schodom, byle tylko jak najszybciej znaleźć się w kuchni, w sercu domu, gdzie
nie mogło się stać nic złego poza małym zacięciem, kiedy ktoś nieostrożnie
obchodził się z nożem.
Zbiegli tak, że prawie się wywrócili,
swoim zachowaniem zaś zwrócili uwagę dziadka, który przypatrywał im się z
dziwnym uśmiechem na twarzy.
– Coś się stało, dzieci? –
zapytał, ale nie usłyszał odpowiedzi, bowiem i Antek, i Pola nie potrafili
ubrać w słowa to, co się wydarzyło.
Bo to było całkowicie poza ich
pojmowaniem! Czyżby ludzie potrafili przewidywać przyszłość? I naprawdę
potrafili leżeć obok swoich bladości i robić to, co dziadek opisał w liście?
Jak to było możliwe? Przecież to było takie… niehigieniczne i błe!
Cóż, dzieci na lekcjach
biologii jedynie zapoznały się z układem rozrodczym i przyswoiły informacje,
jednak ich analityczne umysły nie miały na tyle wyobraźni, by to zobaczyć. A
teraz było już chyba za późno, by odzobaczyć to, co miało miejsce piętro wyżej.
Piątaki nie potrafiły spojrzeć
ani na siebie, ani na dziadka. Pola postanowiła wręcz zwijać się stąd; wszelkie
notatki, które poczynili, powinny wystarczyć, by napisać odpowiednie
sprawozdanie z wykonanej misji, a nie było potrzeby, by i nad tym siedzieli
oboje w jednym pomieszczeniu.
– Dziękuję za gościnę –
oznajmiła dziewczynka – będę już szła do siebie, by mama nie zaczęła się o mnie
martwić. Wszystkiego dobrego panu życzę, mnóstwo zdrowia. – Skłoniła się lekko
przed dziadkiem. – Do widzenia.
Starszy mężczyzna skinął jej
głową.
– Dziękuję, drogie dziecko, do
widzenia. Antek, odprowadź koleżankę z łaski swojej.
Chłopiec musiał posłuchać, bo
nigdy nie przeciwstawił się żadnemu dorosłemu, choć w tej chwili nie chciał
spędzać więcej minut w towarzystwie koleżanki. Czuł się nieswojo, wiedząc, co
piętro wyżej jego brat wyczyniał z jakąś dziewczyną. Że też Antek miałby robić
coś podobnego jak on i dziadek, może nawet z Polą… Nie, to było całkowicie nie
do pomyślenia!
Ubierali się w milczeniu, w
podobnych nastrojach wyszli na zewnątrz, gdzie lutowy wieczór zapadł w pięknej
postaci padającego śniegu i ciepłego migotania świateł latarni. Szli ścieżką ku
furtce i nic nie zapowiadało tego, że jeden nieostrożny krok postawiony przez
chłopca sprawi, że oboje wylądują niespodziewanie w tej zaspie śniegu, która
wciąż zalegała wzdłuż dróżki.
To też było nie do pomyślenia!
Leżeli jedno na drugim i byli tak blisko, że…!
Antek bał się spojrzeć na
twarz koleżanki, czuł, jak szybko bije jego serce, a do tego ciepło zrobiło się
gdzie indziej i...
Przerażona
i zawstydzona zaistniałą sytuacją Pola szybko wygrzebała się spod ciała kolegi.
– To ja… Już pójdę.
– Ale… musimy jeszcze opisać
to, czego się dowiedzieliśmy, i… – Chłopiec spróbował zaprotestować, ale
koleżanka nie dała mu dokończyć.
– Możemy
zrobić to mailowo – odparła rzeczowo dziewczynka i otrzepała spódnicę. – Cześć.
Antek
mógł jedynie odprowadzić ją wzrokiem, a rozmyślając nad tym, co się właśnie
wydarzyło, poczuł, jak jego policzki robią się czerwone.
– No nie mogę! – wykrzyknął,
wciąż stojąc przed furtką, czym zwrócił na siebie uwagę przechodzących
nieopodal sąsiadek, po czym ruszył z powrotem do domu. – Dziadku! DZIADKU!!! –
darł się, a po domu roznosił się śmiechem starszego pana, który doskonale
wiedział, co uczynił, i ani trochę nie było mu z tego powodu głupio.
***
–
Powiedzcie mi, moi drodzy, udało się?
Poniedziałkowe
poranki przynosiły ze sobą najczęściej brak chęci do czegokolwiek, jednak nie
tym razem. Cała grupa Piątaków była podekscytowana, co nie zdarzyło im się do
tej pory chyba jeszcze nigdy. Ożywione dzieci ledwie co zdołały zarejestrować
pytanie wychowawczyni, a już zaczęły się nawzajem przekrzykiwać, byle tylko
opowiedzieć o tym, jak wspaniałe serca udało się znaleźć. Nad tymi wszystkimi
głosami przebijał się ten należący do Antka, który wołał:
– Nigdy więcej pracy z
dziewczyną! Precz z nimi, precz! Kobiety to samo zło wcielone!
Siedząca
na swoim stałym miejscu Pola jedynie czerwieniła się i starała ukryć
zawstydzenie, wbijając wzrok w blat biurka. Czujne oko nauczycielki zdołało to
zarejestrować, kobieta uśmiechnęła się pod nosem.
Najwidoczniej ktoś nie tylko
znalazł ciepłe serce, ale i sam o któreś poprosił. Zdarzało się, warto jednak
było śledzić, jak to się potoczy dalej. Kto wie, może jej Piątaki wreszcie będą
zachowywać się bardziej jak zwykli ludzie?
_________________
* annwyl (z wal.) – „droga”, w znaczeniu „ukochana”
** braf (z wal.) – „miły”
Ja nie wiem jak to się dzieje, ze ja zawsze twoja misje przeczytam od razu po publikacji (tym bardziej ta, bo mega mnie ciekawilo jak wybrnac z tematu), a potem wydaje mi się, że jest jeszcze dużo czasu, zeby na spokojnie porzadnie skomentowac, az nagle pojawia sie juz kolejna misja i znow nie zdążyłam. Nie wiem czy to przy małym dziecku ten czas tak zasuwa czy co, w każdym razie, chcialam Cię serdecznie przeprosić za obsuwe.
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy!
Hmmmm. Całość przeczytalo mi sie szybko, bylo prosto i lekko. Kolejny raz zauważam u Ciebie, ze gdy w tekscie glownymi bohaterami sa dzieci, narracja się do nich dostosowuje, dzieki czemu wchodzimy w ich swiat, mamy szanse zrozumieć ich sposob myslenia, moze nawet przypomniec sobie co nieco z wlasnego dzieciństwa. Ladnie to tutaj wyszlo. Ale rzeczywiście nie jestem rowniez pewna, czy temat zostal w stu procentach zrealizowany. Byl ciezki, to fakt. Staralas sie niedosłownie grac i chyba gdy nie ostatecznie te dwa blade ciala na sobie, to byloby lepiej. Pozostawilabys niedosłownosc, gdzies ten seks tam by byl, ale czlowiek by kminil czy aby na pewno, a tu jednak wjechal na pierwszy plan i no, z tego co pamietam z tematu, miało sie obejsc bez takich scen. Może i bez tego byloby mniej kontrowersyjnie, ale jakbym miala dziecku czytac, to na liscie bym sie zaczela zastanawiac, co to kurwa za bajka xd a o to chodzilo. W tym przypadku chyba mniej znaczyłoby wiecej. To tyle w zasadzie co mam do powiedzenia ;) chętnie poczytalabym wiecej bajek od ciebie, bo czuje, ze ten flow u ciebie dobrze idzie. Yo!