Luty 2016, dwa tygodnie przed incydentem w liceum Higashi
[JESZCZE NIE] OŻYWIONA
Niewielu uczniów, mieszkających w akademiku jest nocnymi podjadaczami.
Zwykle jadalnia, jak i kafejka przy akademiku w Sagisawie są dobrze zaopatrzone i uczniom niczego nie brakuje. Więc kiedy
przebudziłam się gdzieś około wpół do drugiej w nocy i zobaczyłam puste łóżko
obok mojego, trochę się zmartwiłam. Wieczorem Akira nie wykazywała żadnych
symptomów choroby, która mogłaby wymagać zamknięcia w łazience, a weekendami
nie opuszczała możliwości spędzenia jak największej ilości wolnego czasu w
łóżku, nadrabiając niewyspanie podczas tygodnia zajęciowego.
Nabieram coraz większych podejrzeń, gdy przeszukując puste korytarze,
schodzę coraz bliżej pokoju socjalnego. Kiedy wchodzę do w części kuchennej, mam wrażenie, że
jeszcze śpię, a to, co widzę przed sobą, to tylko sen, bo nigdy bym nie
przypuszczała, że kiedykolwiek zobaczę Akirę w fartuszku zawiązanym na piżamie,
z buzią i rękami uwalonymi czekoladą, mieszającą zawzięcie wielką łyżką w
wielkiej misce.
— Co ty robisz? — pytam, usilnie próbując powstrzymać potężne ziewnięcie.
— Czekoladki — odpowiada Akira takim tonem, jakby jej zajęcie było najoczywistszą
rzeczą na świecie.
— Jest druga w nocy.
— Co oznacza, że od dwóch godzin są walentynki.
Przez dłuższy moment przyglądam się nucącej pod nosem jakąś wesołą melodię
Akirze, z trudem łącząc fakty. Z tego co pamiętam, a pamięć chyba jeszcze mam
dobrą, nie wyżartą przeklęta energię, to moja przyjaciółka nie ma chłopaka, ani
też w nikim sekretnie się nie podkochuje. Wręcz przeciwnie, zwykle stara się
bardziej skupiać na szkole, tym bardziej, że niczego jej nie ujmując, nie
należy do tych najbardziej utalentowanych w radzeniu sobie ze złymi mocami,
dlatego też musi przykładać się do pracy dwa razy bardziej.
Do tego, Akira jest osobą, która trzyma prywatne sprawy w sekrecie i by się
czegoś od niej dowiedzieć, trzeba było jej niemal wiercić dziurę w brzuchu, by
puściła parę z ust. Patrzę na zegarek, który wskazuje już piętnaście po drugiej
i uśmiecham się w duchu, bo Akira zwykle najbardziej rozmowna jest właśnie w
środku nocy, kiedy jest pewna, że żadne gumowe uszy nie podsłuchują.
— Więc? — pytam krótko, starając się nie wzbudzić jej wyczulonej na
podejrzliwość intuicji.
— Co, „więc”?
— Nie udawaj głupiej, dla kogo robisz te słodkości? — Sięgam palcem do
miski, za co obrywam łyżką w dłoń.
Udaje mi się jednak posmakować wyrobów Akiry, które ku mojemu wielkiemu
zdziwieniu, są niesamowicie smaczne. Jak na cały ten rozpiździel, jaki Akira
zdążyła zrobić, to znaczy rozsypać chyba z tonę cukru na podłogę oraz przypalić
dwa garnki, które teraz leżały smętnie w zlewie, zalane zimną wodą. Cóż,
kreatywność wymaga chaosu.
— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła — rzuca beznamiętnie Akira,
formując z czekolady małe serduszka.
— Wszyscy tam wylądujemy, stara — Szczerzę zęby serdecznie, na co Akira
tylko przewraca oczami.
— Po prostu pomyślałam, że zrobię chłopakom niespodziankę.
Mam taki nawyk, że kiedy czegoś nie zrozumiem za pierwszym razem,
bezwiednie przekrzywiam głowę w lewo, marszcząc brwi. Wyglądam wtedy
niesamowicie kretyńsko, ale za cholerę nie potrafiłam połapać, komu Akira ma
zamiar wręczyć słodkości.
— No co, Kazuki uwielbia słodycze. — Dostaję wskazówkę, która nie bardzo
pasuje do moich przemyśleń.
— Użyłaś liczby mnogiej.
— Pomyślałam też, że miło będzie podarować tez prezent Gojou-sensei. —
Policzki Akiry kraśnieją lekko, ale jej twarz pozostaje kamienna, niczym maska.
Ukazywanie emocji nie jest jej mocną stroną. W przeciwieństwie do mnie,
gdyż ze mnie ekspresja uczuć zwykle aż się wylewa. Nie inaczej jest tym razem,
bo wybucham gromkim śmiechem, za co zostaję zgromiona spojrzeniem.
— Jeśli myślisz, że uda ci się przekupić sensei’a czekoladkami, to życzę ci
powodzenia — komentuję, kradnąc z pudełka kolejną czekoladkę.
— Ale ja nie mam zamiaru go przekonywać. Do niczego.
— Czyli nie robisz tego wszystkiego po to, by zaliczyć semestr?
Akira odkłada powoli łyżkę i wzdycha tak ciężko, jakby usilnie
powstrzymywała ochotę zdzielenia mnie rzeczoną łyżką przez łeb.
— Dla twojej wiadomości, to już dawno wszystko pozaliczałam.
Otwieram usta, by jeszcze coś skomentować, ale w ostatnim momencie się
powstrzymuję. Intuicja podpowiada mi, że to nie jest odpowiedni czas na
zadawanie pytań. Gdybym nie znała Akiry, z grzeczności ucięłabym temat,
przyznając jej rację. Jednak choć bardzo chcę Akirze uwierzyć, to szczerze
wątpię, że z czystej uprzejmości Akira przygotowuje po nocy wszystkie te
słodkości. A moja ciekawość nie zostanie zaspokojona, dopóki się nie dowiem, o
co w tym wszystkim chodzi.
Ofiarowywanie czekoladkami jest w Japonii walentynkową tradycją. Każda
zakochana dziewczyna na parę dni przed świętem zakochanych zamyka się w kuchni,
by pieczołowicie przygotować słodkości dla wybranka swojego serca. Zgodnie z
zasadami panującymi w szkołach średnich, zabronionym jest zawieranie związków
między uczniami, jednak tak naprawdę mało kto zwraca na to uwagę, potajemnie
spotykając się, co dodawało przygodom miłosnym swoistego charakteru.
W młodych ludziach buzują hormony, jednakże mam ogromną nadzieję, że Akira
nie dała się im ponieść i nie zakochała się w nauczycielu. I wcale nie
chodzi o różnicę wieku, czy o to, że takie połączenie jest zwyczajnie
nielegalne. Na miłość nie ma rady. Jesteśmy szkoleni na czarowników
walczących ze złymi mocami, nasze umysły musza zostać niczym niezmącone, by
nie popełniać głupich błędów. Nasz zawód, do którego tak ciężko się
przygotowujemy, wiąże się ze śmiercią, brutalnością i walką, a każde uczucie,
czy to pozytywne, czy negatywne, osłabia czarownika. Najlepiej jest się nie
przywiązywać do niczego, bo zło ma, mówiąc kolokwialnie, wyjebane na to, czy się kogoś
kocha czy nie. Zbiera żniwo wszędzie, gdzie to możliwe.
Dlatego też pełna obaw zostawiam Akirę w kuchni, by wrócić do naszego pokoju. Postanawiam skorzystać z rady przyjaciółki i zwyczajnie przespać się z problemem w nadziei, że poranek przyniesie zbawienne rozwiązanie. Tak się jednak nie dzieje, wręcz przeciwnie, z samego rana kłopotów tylko przybywa.
Po pięciu próbach dobudzenia Akiry rezygnuję z kopania w jej łóżko. Nie
jestem jej niańką, po za tym, nikt jej nie zmuszał do zarywania nocy. W drodze
na zajęcia pozbywam się wszelkich zmartwień, racząc się zakupioną w przydrożnym
automacie kawą. Z uśmiechem na twarzy pojawiam się w klasie, witając się z
Kazukim. Niedługo po mnie przychodzi Gojo-sensei, a Akiry, jak nie było, tak
nie ma.
Dopiero podczas trzeciej lekcji słyszymy odgłosy z korytarza,
charakterystyczne dla biegu osoby, stawiającej pośpieszne kroki. Drzwi do klasy
otwierają się z hukiem, a w progu pojawia się Akira, z rozwianymi włosami i
zaróżowionymi policzkami, ściskając w dłoni dwie różowe siateczki.
— Och, Akira! — Gojo-sensei odwraca głowę w stronę przybyłej, która nawet
nie uraczyła nauczyciela przeprosinami, tylko od razu usiadła w swojej ławce. —
Może zamiast dawać ci korepetycje z czarnoksięstwa, powinienem nauczyć cię
korzystać z zegarka?
Od wejścia Akiry do sali, napięcie wzrasta niemal do granic namacalności.
Razem z Kazukim nawet nie mamy odwagi, by się odezwać, podczas gdy nasza
przyjaciółka ciska gromami z oczu w stronę nauczyciela. Wcale jej się nie
dziwię, sama w takiej sytuacji pewnie w myślach rozczłonkowywałabym
Gojo-sensei’a za taki komentarz, ale mam szczerą nadzieję na to, że Akira nie
palnie jakiś głupim tekstem w odpowiedzi, który mógłby nam zafundować
dwugodzinny maraton na stadionie w ramach „poprawy naszej tężyzny fizycznej”.
Jednak ku naszemu zdziwieniu, Akira tylko wzdycha i choć wciąż marszczy
brwi, zaczyna grzebać w siatkach, po czym wreszcie się uśmiecha i wrzuca
opakowane w czerwony papier pudełko na blat ławki Kazukiego.
— Wesołych walentynek — mruczy pod nosem, po czym jej twarz przybiera kolor
purpury, a ona sama podchodzi do nauczycielskiej katedry i skłaniając lekko
głowę, podaje identyczne pudełko Gojo-sensei.
— To bardzo miłe z twojej strony. — Gojou-sensei uśmiecha się, ale nikt nie
może stwierdzić, czy szczerze, gdyż jego oczy jak zwykle zasłonięte są czarną
opaską. — Jednak nadal nie wiem, czy dostaniesz promocję do następnej klasy.
Może i dopiero kończyliśmy pierwszy rok nauki, ale już doskonale
wiedzieliśmy, że Gojou Satoru jest chujem do n-tej potęgi. Może i potrafi uczyć
tak specyficznej sztuki jaką jest czarnoksięstwo, ale nie ma za grosz wyczucia
sytuacji. Choć z drugiej strony, Akira wyszła z tej całej niezręcznej akcji z
twarzą, bo z dumnie uniesioną głową wróciła na swoje miejsce i mogłabym
przysiąc, że usłyszałam, jak mruczy pod nosem coś o udławieniu się czekoladą.
— W każdym bądź razie… — zagaduje znowu Gojou-sensei, rozrywając czerwony
papier.
— Błagam! — Akira uderza czołem o blat ławki. — Mówi się „w każdym razie”,
albo „bądź co bądź”!
— Jakbyś tak, poetko, była mądra przy używaniu przeklętej energii, to
bardzo bym się ucieszył. — Pierwsza czekoladka ląduje w ustach nauczyciela. —
Sama robiłaś te słodkości?
— Tak, przez całą noc i mam wielką nadzieję, że się nimi udł…
— Są naprawdę dobre! Może jednak zdasz ten semestr…
— Naprawdę?
— Cóż, jeśli cała trójka zda test, jaki dla was przygotowałem.
— Jaki test? — Naprawdę rzadko się zdarzało, by cała nasza trójka
powiedziała coś jednocześnie, ale słowo test zadziałało na nas jak zapalnik.
— Wasz ulubiony. Działania w terenie.
OZNACZONA
—
Kim jest Sukuna? — pytam, przerywając niezręczną ciszę. Dwójka przyjaciół wymienia
ze sobą spojrzenie.
—
Lepiej, żebyś nigdy się nie dowiedziała — odpowiada zdawkowo Megumi. — Widzisz,
nie tylko ty stanowisz zagrożenie — mówi dalej, wkładając ręce w kieszenie. — A
przynajmniej myślisz, że tak jest.
Marszczę
brwi, przygryzając od wewnątrz wargę.
—
Mówisz tak, bo nigdy… — Czy ja się tłumaczę? — Albo wiesz co? Wal się.
—
Jaka drażliwa. — Megumi wzrusza ramionami, gdy ja odwracam się, by odejść.
—
Nie — słyszę za sobą głos Nobary i czuję jej spojrzenie, które niemal wypala mi
dziurę w tyle głowy. — Chcę wiedzieć, co to za jedna. Bierz ją, Megumi — poleca
i słyszę dziwny szelest. Na mojej drodze stają dwa olbrzymie psy. Przywołańce.
Jeden czarny, drugi biały, oba z czerwonymi znamionami na pyskach. I oba
szczerzą kły.
—
Zjemy razem lunch — mówi krótko Megumi, a kiedy się odwracam, on i Nobara
odchodzą.
THEY GON' ALWAYS GET THEIR WAY
Za
sobą słyszę warczenie, więc nie mam wyboru. Podążam za nimi, bojąc się odezwać,
żeby nie stracić jakiejś części ciała.
W
szkole nie ma czegoś takiego jak stołówka. Uczniów jest mało, klasy są zaledwie
kilkuosobowe. Niewielu jest ludzi, którzy mają potencjał, by przekuć przeklęta
energię w siłę, którą potem wykorzystają do walki z Klątwami.
Ale
mamy pokój socjalny. Tam zmierzają teraz uczniowie pierwszej klasy.
—
Siadaj, odwołam psy. — Megumi puszcza mnie przodem. Rzucam mu złe spojrzenie,
on patrzy na mnie ze stoickim spokojem. Zrzucam plecak przy dużym stole w
części jadalnianej i osuwam się na krzesło.
—
No? — pytam, kładąc ręce na blacie. — Mówcie, czego chcecie i spadam. Jestem
trochę zajęta.
—
Zapewne — odpowiada z przekąsem Nobara, wstawiając wodę. — Izolowanie się musi
być bardzo czasochłonne.
—
Że co?
Nobara
przewraca oczami i wymienia spojrzenie z Megumim.
—
Herbaty? — pyta chłopak, odwracając się do mnie z pudełkiem w jednej, a puszką
w drugiej ręce. — Czy kawy?
—
Obojętnie — odpowiadam przez zęby.
—
Co pijesz — nie ustępuje Megumi.
—
Niech będzie herbata — cedzę.
—
Ok! Skoro uprzejmości mamy za sobą — Nobara opiera ręce o blat po drugiej
stronie i nachyla się do mnie — gadaj, o co chodzi. — Świdruje mnie
spojrzeniem, od którego przechodzą mnie dreszcze.
—
O co chodzi tobie. — Jeżę się, niezadowolona, że jakaś panienka patrzy
na mnie z góry i zachowuje tak, jakbym jej wymordowała rodzinę.
—
Nie udawaj, że nie wiesz, o co pytam. — Nobara siada; nasze spojrzenia zrównują
poziom. — Wszyscy w szkole wiedzą, że Gojō udziela ci indywidualnych lekcji.
Dlaczego?
YOU CAN BE MY HIDEAWAY
Otwieram
szerzej oczy i wstrzymuję oddech. Nie spodziewałam się, że nikt nie zauważy jak
przemykam z zajęć do swojego pokoju i na odwrót, ale miałam nadzieję uniknąć
takich pytań.
—
Nie twoja sprawa — odpowiadam chłodno. Zamierzam się podnieść i zwiać, ale
Megumi przytrzymuje mnie za ramiona, a gdy upewnia się, że nie wstanę, siada
obok Nobary.
—
A dlaczego postanowił włączyć cię do naszej klasy? — nie odpuszcza dziewczyna.
— To akurat jest moja sprawa. Chcę wiedzieć, na co jestem narażona.
—
Na moją pięść pośrodku swojej twarzy — warczę. Piorunujemy się wzrokiem. Milczymy,
napięcie rośnie, Nobara w ogóle nie mruga. Czajnik za jej plecami zaczyna wyrzucać
z siebie parę. Megumi obserwuje nasz pojedynek na spojrzenia, zamiast wstać i go
wyłączyć. Brakuje mu tylko kubła popcornu. Narastający pisk rozsadza mi głowę.
W końcu zrywam się z krzesła i ściągam z gazu ten pierdolony czajnik.
—
Skąd mam wiedzieć, co chodzi po głowie Gojo?! — wybucham, a czajnik niebezpiecznie
chybocze w powietrzu, sycząc i plując pojedynczymi kropelkami wrzątku. — Pewnie
on sam tego nie wie!
—
Sensei nie kryje się z tym, że chce dobrać się do zarządu kierującego szkołami
— mówi na to Megumi, patrząc na mnie spode łba. — Usunąć dyrektora — uściśla, widząc
moją niepewną minę. — Jesteś jakaś jego tajną bronią? Masz zdolności, które
mają mu w tym pomóc? Dlatego cię szkoli?
—
Co? — pytam, kompletnie nie rozumiejąc jego toku rozumowania.
—
Myślisz, że może być szpiegiem? — podłapuje Nobara, wymieniając z Megumi
spojrzenia, po czym oboje przenoszą je na mnie. — Jesteś nim?
—
Ja pierdolę. — Ręce mi opadają. Ta z czajnikiem też.
—
Co wy wyprawiacie?! — Na zaplecze kuchenne wpada dziewczyna o zielonych
włosach, zrywając z pleców lance, żeby zablokować tą z moich rąk, która trzyma
naczynie. — Pozwalacie jej zbliżać się do wrzątku?! Życie wam niemiłe?! — Obrzuca
pierwszaków spojrzeniem znad okularów w fioletowej oprawie, a potem skupia się
na mnie. — Odłóż czajnik na blat. Tylko powoli i bez żadnych sztuczek.
YOU CAN TAKE THE KNIFE AWAY
Wzdycham
ciężko, przewracając oczami.
—
To tak nie działa, Maki — mówię markotnie, ale posłusznie wykonuję polecenie. Niezbyt
ostrożnie. Trafiam dnem naczynia o kant blatu, woda chlupocze, rozlewa się
więcej wrzątku. Maki błyskawicznie łapie mnie za dłoń, mocno ściskając i kierując
nią na właściwą wysokość, aż bezpiecznie odstawiam czajnik.
—
Nie macie pojęcia, z kim macie do czynienia, co? — zwraca się do Nobary i Megumiego.
—
No właśnie nie. — Nobara zwietrza okazje, by dowiedzieć się o mnie czegoś
więcej. — Co to za jedna i czemu powinniśmy się jej bać?
—
Bo ta dziewczyna — Maki obejmuje mnie ramieniem i przyciąga do siebie — jest
przeklęta.
Stoję przed
lustrem. Mam na sobie tylko bieliznę. Przyglądam się odbiciu krytycznie. Nigdy
się sobie nie podobałam. Lubię tylko znamię, które mam na dekolcie. Wygląda jak
tatuaż. Jak miecz i oko. Jest dziwne, dlatego do mnie pasuje. Odziedziczyłam je
po matce. Podobno każda kobieta w naszej rodzinie miała podobne, w różnych
miejscach na ciele. Może dlatego podoba mi się coś, co ktoś mógłby uznać za szpecące.
Jest jakimś dowodem na to, że miałam rodzinę. Świadectwem o więzi, którą
utraciłam. Kiedyś, gdzieś należałam. Zanim zostałam sama.
I KNOW THEY MY INNER SELF
Zanim
przestałam przesypiać noce.
Wypuszczam wstrzymywane
powietrze i otwieram szafę. Z niewielu sztuk ubrań wybieram czarne bawełniane
spodnie z szerokimi ściągaczami i szary, za duży t-shirt z dużym czarnym
napisem „MAD DOG”. Ubieram się i wychodzę. Korytarz jest ciemny, zalany jedynie
światłem księżyca. Zerkam na drzwi obok, ale wiem, że nie mogę znów się
napraszać i oczekiwać, że Gojō rozwiąże moje problemy ze snem. Muszę wziąć się
w garść. Może nocny spacer na dobry początek wystarczy.
Wychodzę
przed szkołę i nabieram w płuca powietrza. Dawno nie byłam na zewnątrz. Chłód
pokrywa skórę dreszczem, pocieram dłońmi ramiona. Idę bez celu, bez strachu,
Zostawiam lęk w pokoju, w którym przesiaduję całe dnie, jakby za karę.
Poza
terenem szkoły ulice wciąż są ciche. Tylko nieliczne neony w tej części przedmieści
zapraszają w progi knajp i restauracyjek. Lubię jedną, która otwiera się po
północy i serwuje to, na co masz ochotę, ale dziś nie mam apetytu. Dzisiaj chcę
po prostu iść przed siebie. Zgubić po drodze resztki lęku.
Niemal
nieświadomie zachodzę w okolice opuszczonego budynku, w którym kiedyś…
…można
było potknąć się o martwe ciało. Nie jedno. Leżało ich tu pełno. Niektórym
brakowało kończyn, głów albo wszystkiego od pasa w dół lub w górę, inne rozpruto
i wywleczono z nich krwawe wnętrzności. Miejsce masakry skąpane było w lepkości
krwi i półmroku. Staliśmy we trójkę, Michi, Kazu i ja, z rozdziawionymi,
bladymi twarzami, niczym Harry, Ron i Hermiona, tylko że w odwrotnych
proporcjach. Chociaż… Michi wyglądała bardziej jak chłopak, niż dziewczyna,
więc to ja byłabym Hermioną. Gdybym tylko, kurwa, była choć trochę tak mądra
jak ona i miała torbę, w której znajdę wszystko. Albo gdyby chociaż przestało
mi być słabo.
—
Stać! — wyciągnęłam wyprostowane ramię niczym szlaban, gdy tylko dostrzegałam
kątem oka, że Kazuki robi krok naprzód. On zdecydowanie byłby Harrym. Też nosił
okulary, a jego odwaga balansowała na krawędzi bezmyślności. Kto normalny rusza
przez pole usłane trupami zamiast brać nogi za pas?!
—
Widzę martwych ludzi. Pełno martwych ludzi! — zaniosła się Michi, wzdrygając
się z obrzydzenia i strachu. Cóż. Pozostała jej rola Rona. — Nie żyją! Oni
wszyscy nie żyyyją!
—
Nie wierzę, że Gojō wysłał nas w takie miejsce. — Kręicłam z niedowierzaniem
głową, przykładając dłoń do ust, jakbym chciała pwstrzymać wszystko, co
zamierzało się przez nie wydostać w niewerbalnej postaci. — Czy jego pojebało?!
To nasza pierwsza misja…
—
Nie, nie pojebało mnie. — Wzdrygnęłam się, słysząc obok głos nauczyciela.
Odwróciłam się powoli, by zobaczyć podejrzanie szeroki uśmiech na twarzy Gojō,
który schylał się, by chwycić rękę jakiegoś truposza i podnieść za nią
bezwładne ciało.
—
Co pan wyprawia?! — wydarłam się, instynktownie cofając i wpadając na
Kazukiego, który złapał mnie za ramiona, ale sam się zachwiał, potrącając
Michi.
—
Ej! — zawołała oburzona, lądując w kałuży krwi. — Kurwa! Jestem cała…
KURWA! — zerwała się prędko do pionu,
widząc obok oderwaną nogę i samotną gałkę oczną. Prawie zemdlałam, obserwując,
jak toczy się w stronę nieboszczyka, któremu oderwano szczękę. Złapałam się
kurczowo Kazukiego jedną ręką i Michi drugą, zaciskając dłonie na ich ubraniach.
Michi w tym momencie stała na jednej nodze, ze strachem patrząc, w co wdepnęła
i dzięki mojej desperacji znów wylądowała w brei ludzkich wydzielin.
—
AKIRA, DO CHOLERY! — nakrzyczała na mnie, siedząc na ziemi i strząsając z dłoni
posokę. — Bożeee… — Jej usta wygięły się w podkowę. — Czy możemy już stąd
iiiść? — jęknęła przeciągle. — Muszę się wykąpać!
—
Nie — odparł wesoło Gojō, potrząsając zwłokami jak szmacianą lalką. — Chcecie
być szamanami. Zobaczycie w życiu gorsze rzeczy, niż to. — Rozejrzał się
dookoła i nieco zwątpił w swoje słowa. — No, może przynajmniej podobne. Klątwy,
które dobiorą się do swoich ofiar, zostawiają je w takim właśnie stanie. I na
taki widok musicie się uodpornić, by zachować świeży umysł w przypadku zagrożenia.
Dlatego spędzicie tu cały dzień.
Poczułam,
że robi mi się słabo, że zaraz osunę się w ciemność.
—
Akira… — Kazuki trzymał mnie mocno za ramię, czując, że słabnę. — Przecież to
manekiny.
—
Co? — wyduszam z siebie, blada i zlana potem.
—
Nie czujesz? — pyta Kazuki i dopiero wtedy zrozumiałam, że faktycznie nie czuć
smrodu rozkładających się ciał. Kurwa. Jednak Kazuki byłby Hermioną.
—
Ciężko byłoby trzymać tu prawdziwe ciała — zgodził się Gojō. — W celach szkoleniowych
wykorzystujemy tych plastikowych przyjaciół — przerzucił sobie przez ramię
umarlaka — i dobrą charakteryzację.
Trafiało
do mnie co drugie słowo. Mdłości ściskały mi gardło. Nie wytrzymałam. Zdarzyłam
tylko zgiąć się w pół i zwymiotować.
—
No tego już za wiele…! — Michi nie zdążyła się odsunąć i teraz próbowała wyczyścić
w kałuży sztucznej krwi buta, na którego udało mi się zrzygać. Kiepsko jej
szło, więc po chwili zirytowana sięgnęła po leżącą obok nogę i przyłożyła mi
nią ze złością.
—
Ogarnij się! Nawet ja się trzymam lepiej niż ty, a to ja jestem odpowiedzialna
za panikowanie w tej ekipie! — wołała, okładając mnie sztuczną kończyną.
Chroniłam twarz rękami, czekając, aż jej przejdzie. Najwidoczniej każdy z nas
musiał jakoś odreagować.
—
Już — zaprotestowałam w końcu, czując się pewniej na nogach, ale Michi nie przestawała,
a kiedy trafiła mnie w nos, wyrwałam jej „broń” i wyrzuciłam za siebie.
—
Ok, skoro już wiecie, co macie robić — przetrwać tu, dla przypomnienia — to ja
znikam.
—
Zaraz. To nie będzie żadnego szkolenia? — W głosie Kazukiego brzmiał zawód.
— To jest
szkolenie. — Gojō wyciągnął przed siebie palec, skupiając jego uwagę na swoich
słowach. — Macie się przyjrzeć każdemu z ciał, żeby nic was nigdy nie
zaskoczyło na tyle, by sparaliżować umysł. No. To bawcie się grzecznie! Wrócę w
południe z lunchem!
—
Kurde — mruczę cicho, gdy Gojō zniknął, dotykając ostrożnie grzbietu nosa,
który zdaje się nabrzmiały. — Musiałaś okładać mnie nogą tego trupa? — marudzę,
martwiąc się, że przestawiła mi nos. — Potrzebne ci to było?
—
Potrzebne – nie. — Michi zerknęła na mnie, zmarszczyła brwi i parsknęła
śmiechem. — Zabawne – jak najbardziej.
I
już wiedziałam, że z moją twarzą nie wszystko było w porządku.
Hej :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tę serię. Naprawdę.
Opis robienia czekoladek boski, przypomniał mi, jak sama robiłam je po raz pierwszy w tym roku (dla siebie ❤️) i że aż tak nie nabałaganiłam :D
Nie lubię Gojo, mam wrażenie, że jest chujem do potęgi i jeszcze wiele, wiele zła przyniesie jego obecność.
Ale temat to zrealizowałyście zajebiście dobrze. Naprawdę myślałam, że tam są trupy. A to manekiny. I mi Zafóna przypomniało 💔
Świetne opisy, dialogi z Waszym poczuciem humoru, brak delikatności, dosadność, plastyczność i naturalność. Biorę ten pakiet w ciemno.
Pozdrawiam
Kreatywność wymaga chaosu, otóż to 😀
OdpowiedzUsuńNie chciakoby mi sie tak wysilac na walwntynki jak ona, ale ja to ja. Czyzby Akira bujala sie ostro w senseju? Interesujące.
Serio w Japonii nie moga sie spotykac ze soba uczniowie? Co za swiat. Co za kultura 😓
Cos ten nauczyciel z nia kreci, drazni sie z nia a wiadomo jak to dziala na dziewczyny haha
O ja pierze jakie przesłuchanie. Trochę ich poniosło z teoriami spiskowymi , tak sądzę.
Hmmm przeklęta i ten znak na ciele.
Ha ten Gojo to ma poczucie humoru żeby taki test/trening im zrobić. Co za nauczyciel z niego. Jeb na gleboka wode i nara hahhaha