— Co?! Znowu?! — Mnę zeszyt, który trzymam w
dłoniach. — Nie możesz mi tego zrobić!
— Przykro mi. — Osadzone w głębi oczy patrzą na
mnie bez współczucia.
— Wcale nie jest ci przykro! — Strony chrzęszczą
pod moimi palcami. — Wtedy też nie było!
— Nie histeryzuj. — Westchnięcie. Brak ludzkich
emocji na twarzy. Rzednące włosy, smagane siwizną, głębokie bruzdy na czole. W
tym momencie nienawidzę w nim wszystkiego.
— Rujnujesz mi życie! — Rozrywam okładkę zeszytu,
nie panując nad złością. — Wiesz, ile czasu mi zajęło, by się tu odnaleźć?! —
krzyczę, niezbyt ciekawa odpowiedzi. — A kiedy wreszcie mi się udało, ty
mówisz, że się przeprowadzamy?!
— Naprawdę mi przykro. — Powtarza ojciec, zdejmując
z nosa okulary, by przetrzeć szkła brzegiem swetra. — Twoja matka nie daje
sobie rady z Shōgo, a on nie chce się przeprowadzać…
— CO?! — Strzępy kartek fruwają w powietrzu. — To
wszystko przez tego kretyna?! — krzyczę, drąc resztę zeszytu. — Sam chciał
zostać z tą wariatką, niech sobie teraz radzą! Przecież nie po to się
rozwodziliście, żeby…
— To wciąż mój syn — ucina ojciec.
Stoję, wściekła, zaciskając pięści.
— Skoro on nie chce ruszyć dupy, to ja też —
oświadczam twardo.
— O, nie. — Ojciec grozi mi palcem. — Chociaż jedno
dziecko w tej rodzinie nie wejdzie jednemu z rodziców na głowę! Jesteś
niepełnoletnia i masz robić, co każę!
— Tak?! To czemu nie powiesz tego swojemu
synalkowi?!
— Powiem. — Ojciec opuszcza rękę. — Jak tylko
znajdziemy się w Shizuoka.
— Nie myśl sobie, że będę chodzić z tym palantem do
jednej szkoły!
— Będziesz. Ktoś musi mieć na niego oko — dobija
mnie i zostawia, wychodząc do pracy. — Postaraj się nie roznieść domu, proszę.
Prycham i demonstracyjnie trzaskam drzwiami do
swojego pokoju. Gdybym była trochę bardziej rozrywkowa, zaraz po jego wyjściu
urządziłabym tu taką imprezę, że po niej dom nadawałby się tylko do wyburzenia,
ale… To nie moje klimaty. Nie jestem zbyt towarzyska i właściwie… Nie mam
przyjaciół.
Oprócz niego.
SOME
DAYS, YOU'RE THE ONLY THING I KNOW
***
— Kuroo Tetsurō.
Rzucam się na wysokiego chłopaka i obejmuję
ramionami, unieruchamiając go w progu domu. Po kilku sekundach odskakuję.
— Jesteś mokry! — wołam, a Kuroo unosi brwi.
— Może dlatego, że pada? — Wskazuje za siebie
palcem. Na tle ciemnego ciemniejącego nieba odznacza się zygzak błyskawicy.
Dopiero wtedy dostrzegam ścianę deszczu. — Mogę wejść? Czy czekamy na zapalenie
płuc?
Odsuwam się prędko, żeby Tetsurō mógł wejść do środka.
— Co się stało? — pyta, stojąc w holu i ociekając
wodą. U jego stóp tworzy się kałuża. — Przybiegłem jak najszybciej mogłem. —
Mokre czarne kosmyki opadają na jego twarz. Rzadko widzę je tak swobodne.
Zwykle sterczą do góry jak koguci grzebień. — Mam nadzieję, że nie chodzi o
jakiegoś pająka, którego się wystraszyłaś… — dodaje z przekąsem, otrząsając się
z deszczu.
— Zaczekaj, przyniosę ci jakieś ciuchy — reflektuję
się, czując zimne dreszcze od samego patrzenia na niego.
— Nie trzeba. — Kuroo zbywa moją troskę machnięciem
dłoni. — Strasznie ciepło u ciebie. Doschnę przy kominku.
— Nie wygłupiaj się — pouczam go, wskakując na
schody wiodące na piętro. — Musi być ci zimo.
—
Nie.
ONLY
THING THAT'S BURNING WHEN THE NIGHTS GROW COLD
— Nie wierzę. — Patrzę przez ramię w jego żarzące
się spod ciemnej grzywki oczy. — M-Mam gdzieś jakiś dres, po moim głupim bracie.
— Kuroo stoi przy schodach przemoczony i zadziera głowę, obserwując, jak
wchodzę, spod opadających powiek. — P-Przyniosę.
Czemu się jąkam?
Przeszukuję pokój, wywalając większość ubrań na
podłogę, aż znajduję czarny męski dres z lampasami. Po drodze zabieram z
łazienki świeży ręcznik i zbiegam na dół.
— Trzymaj. — Rzucam ciuchy do Tetsurō, a on łapie
je jedną ręką.
— Dzięki — mruczy. — Ale nie trzeba było.
— Nie marudź. Jeszcze to — ofiaruję mu
ręcznik, a on zarzuca go sobie na ramię i odchodzi. — Możesz się przebrać w… —
Zamieram w pół gestu, bo nim kończę zdanie, Kuroo przechodzi do salonu, kładzie
dres na wysokim oparciu fotela i ściąga
koszulkę.
Widziałam go bez niej setki razy. Przebiera się na
przy mnie na treningach i meczach, wraz z resztą drużyny. Może z początku
obecność menadżerki ich krępowała (nie jego), ale szybko do niej przywykli,
widząc, że jedynie wykorzystuję ten czas, by przekazać im spostrzeżenia na temat
przeciwników, przypomnieć o terminach dodatkowych treningów, egzaminów, poinformować
o springach czy wyjazdach na obozy. Wkrótce przestali przejmować się tym, że
jestem dziewczyną (nawet Yamamoto przestał prężyć muskuły), oczekując z
ciekawością na to, co mam do powiedzenia, a ja traktowałam swoje zadanie
profesjonalnie. Byli drużyną, o którą dbałam, nie traktowałam ich jednostkowo,
w moich oczach nie byli chłopakami, którym można się było przyglądać.
Ale teraz ciekawość bierze górę.
CAN'T
LOOK AWAY, CAN'T LOOK AWAY
Blask ognia wspina się po torsie i atletycznych
ramionach, pomarańczowe światło załamuje na krawędziach delikatnie zarysowanych
mięśni. Taki szczupły i wysportowany. Lata treningów wyrzeźbiły jego ciało. Nie
mogę oderwać wzroku.
— No i co tak patrzysz?
Kuroo uśmiecha się kątem ust. Zawsze to robi.
Zawsze uśmiecha się w ten sposób. Podstępnie. Jakby zdobył jakąś przewagę.
— Na nic — odpowiadam prędko. — Nie patrzę —
uzupełniam, jakby jeszcze miał jakieś wątpliwości i odwracam wzrok. Gdzieś na
granicy pola widzenia widzę teraz tylko cień, tylko kontury. Nie zwracam na nie
uwagi, dopóki cień nie kładzie się na mnie, przysłaniając światło.
Śmiejąc się, podchodzę do niej, wycierając w
ręcznik włosy. W świetle ognia z kominka jej twarz jest pomarańczowa.
Może to nie tylko ogień. Nie tylko ten z
kominka.
Cichy głos w mojej głowie od dawna czyni aluzje. Nauczyłem
się go ignorować. Czasem z nim żartuję. Z wrodzonym dystansem do siebie i
świata żyje się łatwiej. A co ma być, to będzie.
Może dzisiaj.
— Hej, to o co tak właściwie chodzi, Cira-chan? —
pytam, wkładając przez głowę bluzę i nachylając się do niej. Sięgam ręką, żeby
złapać za jej włosy i lekko je pociągnąć. Oszołamia mnie ich długość. — Biegłem
tu ile sił w płucach!
Cira przez chwilę wygląda, jakby nie wiedziała, o
co pytam. W końcu wyraz jej twarzy się zmienia. Opuszcza siwe oczy, by za
chwilę znów je podnieść.
— Wyprowadzam się. Do Shizuoka.
— Heh. — Wypuszczam kosmyk, prostując się, mrużąc oczy.
— Że co?
Nie biorę życia na bardzo serio. Poważnieję jedynie
na boisku.
I teraz.
— Mówisz serio? — dopytuję, widząc, że Cira zachowuje
się nieswojo. Kiedy kiwa głową w potwierdzeniu, robię się wściekły. — Ale jak
to? W środku semestru? Nie możesz tak po prostu rzucić szkoły i… i… — i mnie
– i drużyny!
BEG
YOU TO STAY, BEG YOU TO STAY, YEAH
Cira wzrusza ramionami. Chwytam ją za nie, zaglądam
w twarz, czekam, aż skończy się zgrywać. Już. Pokazałem, że mi zależy, a teraz
obróćmy to wszystko w żart.
Ale ona milczy. Tylko patrzy na mnie smutno, a ja
nie mam pojęcia, co powiedzieć.
Dlatego nachylam się, by ją pocałować.
Zanim ona dostrzega, co zamierzam zrobić, odzywa
się mój żołądek. Donośne burczenie rujnuje dramatyczny klimat.
— Kuroo! — woła Cira. — Jesteś głodny?
— Mówiłem, że wybiegłem od razu po twoim telefonie
— prostuję, puszczając ją. — Nie jadłem kolacji.
— Ok, zaraz coś przygotuję. — Cira odbiega, a ja
wlekę się za nią do kuchni.
— Masz ochotę na… — Dziewczyna przygląda się
wnętrzu lodówki, wspinając na palce i przerzucając produkty — …makaron z
warzywami i białym serem?
— Jeśli makaron jest z ryby, to tak. — Siadam na wysokim
taborecie przy kuchennej wyspie.
— Jak będziesz ich tyle jadł, w końcu wyrosną ci
skrzela.
Przyglądam się, jak Cira wykłada warzywa na blat i
zręcznie je sieka.
— Nie siedź tak, wstaw wodę na gaz.
Wzdycham i zwlekam się ze stołka, żeby zgodnie z instrukcjami
wybrać odpowiedni garnek i nalać do niego wody. Przestrzeń między blatem a
wyspą jest wąska, przechodząc ocieram się o Cirę. Pachnie jedwabiem i limonką.
Jej włosy, jej skóra zawsze tak pachną. Czy to źle, że mi się to podoba?
Zerkam na nią, gdy ogień obejmuje palnik pod
garnkiem. Sieka paprykę na plasterki, mrucząc w rytm puszczanej w radio
piosenki.
— Nie gap się, bo się zatnę — ostrzega, nawet się
nie upewniając, czy na nią patrzę i zaraz potem syczy z bólu, unosząc w górę
palec. — Widzisz?! To twoja wina!
Śmieję się i podaję jej plastry, żeby mogła
opatrzeć opuszek. Wiem, gdzie trzyma apteczkę, bo nie raz opatrywała mi wybite
palece.
— Może ja to zrobię? — proponuję, nie mogąc
powstrzymać półuśmiechu, gdy Cira roni łzy nad cebulą.
— Nie trzeba. — Pociąga nosem. — Prosiłam cię,
żebyś… NO DO CHOLERY! — Po tym, gdy drugi raz ucina się w ten sam palec,
wyrzuca mnie z kuchni. Po dwudziestu minutach kładzie przede mną smakowicie
wyglądając talerz. Dla siebie też ma porcje. To dobrze, bo głupio byłoby mi
jeść samemu. Oprócz kolacji na stole ląduje butelka whisky i dwie szklanki. Nie
jestem pewien, czy to dobry pomysł, bo Cira ma słabą głowę, ale nic nie mówię. Jeśli
ta przeprowadzka to na serio, to ja też będę potrzebował alkoholu.
— Smakowało niebiańsko. — Dziękuję za
posiłek i rozpieram się wygodnie na kanapie z whisky, które nam polałem. Czuję
się doroślej, a patrząc, jak Cira podciąga na kanapę nogi, obejmując szklankę
dwiema dłońmi i błądzi wzrokiem gdzieś po podłodze, czuję też napierający
smutek, który domaga się większej uwagi.
— Posłuchaj… — zaczynam, przybliżając się nieco do
niej. — Może dałoby się to jakoś… Ten twój wyjazd… — Próbuję dobrać słowa. —
Może mogłabyś zostać.
Cira kręci głową, nie patrząc na mnie. Popija alkoholu,
trochę zbyt łapczywie.
— Mam chodzić z bratem do szkoły, żeby mieć oko na jego
wybryki.
— Daj spokój, nie jesteś niczyją nianią, twój tata
nie może oczekiwać, że…
— Ale oczekuje — przerywa mi ona.
Wzdycham i przysuwam się jeszcze bliżej.
— Skoro tak…
Posłuchaj, to nie musi oznaczać końca wszystkiego. Możemy rozmawiać
on-line, będę wysyłać ci zapisy meczy i… — Dostrzegam, że drży, więc nachylam
się, by położyć rękę na jej plecach i niezdarnie po nich poklepać. — Jakoś to
będzie, zobaczysz. Nie ma co się mazać. — Udaje mi się zapanować nad głosem,
ale Cirze nie udaje się zapanować nad sobą.
— Dlaczego zawsze taki jesteś, co?! — naskakuje na
mnie. Whisky w szklance niebezpiecznie chlupocze. To, co wziąłem za wzruszenie,
najwyraźniej było powstrzymywaną złością.
— Dlaczego zawsze jestem… jaki? — dopytuję,
zaskoczony, wycofując się.
— Taki… — Ciraz szuka odpowiednich słów. —
Wspierający! — kończy, wskazując na mnie palcem. — Czemu zawse szukasz
pozytywów, zamiast… Zamiast…
— Zamiast co? — pytam głucho. Co złego jest w szukaniu
tych mniej ciemnych stron sytuacji? Nie podoba jej się taki Tetsurō? Może
powinnam zobaczyć moją drugą twarz, myślę, czekając na odpowiedź i dopijając
whisky jednym haustem.
DON'T
KNOW IF YOU LOVE ME OR YOU WANT ME DEAD
— Zamiast po prostu się wkurzyć, że więcej się nie
zobaczymy — odpowiada w końcu już spokojnym głosem. W jej oczach lśnią łzy. Myśli,
że się nie przejąłem, pojmuję, otwierając szerzej oczy. Jest smutna i wściekła.
Nienawidzę, kiedy jest jednocześnie smutna i wściekła.
— Nie zamierzam się z tobą więcej nie widzieć,
nieważne dokąd się wyniesiesz, idiotko — koryguję jej myślenie, zaglądając w
jej niespokojne oczy, a mrużąc swoje. — Ale skoro to może być nasz ostatnia wspólna noc — uśmiecham się i
przybliżam, by zdecydowanym ruchem wyciągnąć szklankę z jej dłoni i odstawić ją
na stół — to zróbmy coś, by nigdy jej nie zapomnieć.

— Idziemy na miasto — zarządza Kuroo, łapiąc mnie za dłoń i ściągając
z kanapy. — Ubieraj się.
— Ale…
— No już.
Dłoń Kuroo ląduje w okolicach moich pośladków. Czy on
naprawdę dał mi klapsa, żeby mnie pogonić? Oglądam się na niego, a przestrzeń
między moimi brwiami się kurczy, jednak on już nie zwraca na mnie uwagi,
oglądając dół od dresu, który mu wcześniej rzuciłam, więc ja też postanawiam zignorować
ten… incydent. Skoro to nic, nie ma sensu ani się wściekać, ani zastanawiać, czy
to znaczyło więcej, niż powinno, ale zerkam na whisky, by ocenić, czy dużo jej
ubyło. W sumie nigdy nie widziałam, żeby kiedykolwiek się upił, kto wie, co się
z nim dzieje po alkoholu.
Przebieram szorty, w który chodzę po domu i wciągam spodnie
ze ściągaczami. Ściągam też sweter, poszukując ulubionej bluzki szerokim
dekoltem i szarym logo.
— I jak?
Uderzam głową w półkę, nurkując w szafce.
— Och — wyrzuca z siebie Kuroo, gdy odwracam się do niego w
staniku. — Jeszcze… się nie ubrałaś?
— Zamierzasz iść w dresie?
— No… A masz garnitur na zbyciu?
— Nie — odpowiadam, przyglądając mu się. Czarny dres wygląda
na nim nadzwyczaj dobrze. A może wydaje mi się tak przez whisky.
— Ale bluzki jakieś masz? — Kuroo wskazuje na mnie i dopiero wtedy
wydaje z siebie pisk i każę mu się odwrócić. Zapomniałam, że nic nie włożyłam
na górę.
Tetsurō chichocze, ja wkładam bokserkę, związuję wysoko włosy
i wychodzimy, zabierając ze sobą napoczętą flaszkę. Przedmieścia Tokio nie są zbyt
rozrywkowe, ale i tak bawimy się nieźle. Kuroo stawia mi takoyaki i długo stoimy
na moście, rozmawiając i pijąc. Księżyc drży, odbijając się w rzece, dłonie
Kuroo są ciepłe, gdy przytrzymuje mnie, żebym nie wychylała się za barierkę. Brązowe
oczy w blasku nocy zdają się granatowe. Trochę kręci mi się w głowie. Jeszcze
nigdy razem się nie upiliśmy.
I jeszcze nigdy nie skończyliśmy w łóżku.
Budzi mnie ostry ból głowy, którego natężenie rośnie proporcjonalnie
do ilości światła, które wpada pod uchylane powieki. Myśli przypominają
rozsypane litery. Magnesy, które pospadały z lodówki. Wydaję z siebie pełen
żałości jęk, porażona jasnością bijącą zza okna i odwracam się na drugi bok. I
wtedy to widzę. Czarną czuprynę na poduszce obok.
SOMETIMES,
YOU'RE A STRANGER IN MY BED
Oczy, już nie zważając na ból, otwierają się na pełną szerokość.
Zamieram, obserwując miarowe unoszenie się kołdry. Ja nie oddycham. Czyli obok
leży ktoś i żyje. Wiem kto, ale część mnie to wypiera. To nie mogło się stać. Nie
w noc, z której nic nie pamiętam.
Rozglądam się, rozumiejąc, że nie jestem u siebie. Na
ścianach widzę obce plakaty. Drużyny siatkówki, którym kibicuje Kuroo. Czyli
jesteśmy u niego. Szare ściany, jedna czarna, to na niej wiszą plakaty. Wygląda
jak strona komiksu. Poddasze, pochyły sufit, pod nim stoi łóżko, w którym leżymy.
Ostrożnie zerkam pod ciemnoniebieską
pościel, by przekonać się, że jestem w samej bieliźnie. A Kuroo nosi bokserki z
DC.
Szybko podciągam kołdrę pod sam nos, z przerażeniem wpatrując
się w wystający spod niej grzebień czarnych włosów. Kołysze się lekko w rytm jego
oddechu. Chryste. Tyle plotkowano za naszymi plecami, tyle szczęk przez to
przetrąciłam, a teraz naprawdę leżymy razem w jednym łóżku po wspólnej nocy i…
Kuroo przekręca się na plecy, pochrapując głośno.
Jednocześnie wyrzuca w bok ramię i nogę. Jego pięść trafia mnie w twarz, gdy w
bólu się odwracam, stopa Tetsurō wpierdala się w moje kolano, a ja zwijam się i
spadam z łóżka.
PUSH
ME AWAY, PUSH ME AWAY
Łoskot spadającego ciała wybudza go ze snu. Podnosi głowę i
toczy dookoła zaspanym wzrokiem.
— Cira? — niemrawo wypowiada moje imię. — Już poszłaś?
— Nie, baranie — syczę przez zęby z podłogi, ściągając na
siebie jego wzrok. — Ale skoro już mnie wykopałeś z łóżka, to będę kontynuować.
— Wstaję, marszcząc brwi, ale opuszczenie jego pokoju z godnością przekracza
moje możliwości. — Gdzie moje ubrania? — pytam, nie widząc ich nigdzie dookoła.
— Szuszą się — odpowiada Kuroo. Siada na łóżku, spuszczając nogi
na podłogę. — Nie pamiętasz? W nocy znów się rozpadało, do mnie było bliżej,
wróciliśmy cali mokrzy i…
— Dobra, nieważne. Pożyczę coś od ciebie. — Niewiele więcej
myśląc, zrywam przewieszoną przez oparcie fotela koszulkę i wkładam ją przez
głowę. Kuroo wydaje z siebie pełen boleści jęk.
— Serio? — prycham, mamrocząc pod nosem: — Jeśli chciałeś się
pogapić, następnym razem rozbierz mnie, gdy będę tego świadoma…
— Moja ulubiona! — jęczy Kuroo, wskazując na koszulkę, którą
ubrałam. — Z Jokerem. — Wstaje, przeszukując szafkę, by wyciągnąć dla mnie
jakieś spodnie. Pewno się boi, które wybrałabym sama. — Dbaj o nią. — Podaje mi
jedne ze spodni, które znalazł, wyginając usta w półuśmiech. — Pewno zaraz ją
upaprzesz jedzeniem, więc, proszę, nie wstawiaj jej do prania na więcej niż trzydzieści
stopni.
— Tch! — Wyszarpuję parę gaci i wciągam je pośpiesznie, czując
się obserwowana. Tetsurō się śmieje i też ubiera. Zbieram długie, rozsypane
włosy, żeby związać je w koński ogon, ale na nadgarstku nie znajduję gumki.
— Po co je związujesz — odzywa się Kuroo, wkładając koszulkę
z napisem „Here comes trouble”. — Jest dobrze tak, jak jest.
— Nic nie jest dobrze! — wybucham, dając sobie spokój z
włosami. — A teraz odsuń się, wychodzę.
Próbuję go wyminąć, ale on łapie mnie za ramię.
— Zaczekaj — mówi z ociąganiem, wiercąc we mnie tymi
orzechowy oczami spod ciężkich powiek. — Jesteś zła?
Nic nie odpowiadam, jedynie zaciskam usta. Oswobadzam rękę i
kieruję się w stronę drzwi.
— Cira, proszę cię, nie wychodź.
THEN
BEG ME TO STAY, BEG ME TO STAY, YEAH
Wesołe nuty ulatniają się z jego głosu. Tylko dlatego się
zatrzymuję i odwracam.
— Nie możemy się rozstać w taki sposób — racjonalizuje Kuroo,
zbliżając się do mnie. Jest na wyciągnięcie ręki. Nachyla się, by zajrzeć mi w
twarz. Po cholerę jest tak wysoki? — Wiem, że wściekasz się, bo wyjeżdżasz. I
będziesz za mną tęsknić. — Szczerzy do mnie zęby. — Ja t…
— Nie o to chodzi, idioto! — Piorunuję go wzrokiem, czując
ciepło na twarzy. Łóżko w tle nie ułatwia sprawy.
— A o co? — Kuroo prostuje plecy, unosi brwi. Podąża za moim
spojrzeniem i jego twarz rozświetla wyraz zrozumienia. — Aaaa! Chodzi o… tę noc?
— Kuroo wybucha śmiechem w odpowiedzi na moje czerwieniejące policzki. —
Ciiira-chan. Przecież to nic nie znaczyło. My…
— Świetnie! — Czując, jak zalewa mnie fala gniewu. Mm ochotę
dać mu w twarz, ale tylko trzaskam drzwiami, pospiesznie wychodząc. Zbiegam po
schodach, głośno tupiąc i wybiegam na zewnątrz.
Dobrze, wszystko mi ułatwił. Myślałam, że to mój najlepszy
przyjaciel. Że…
Dobrze. Nie chcę go więcej widzieć!
A tą jego durną koszulką będę wycierać podłogi.
Hej :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że im starsza się robię, tym bardziej irytują mnie wszelkie szkolne dramy, na jakie się natykam (ostatnio True Beauty, do którego napisów robiłam korektę - wyrzuciłam z siebie tyle przekleństw, ile nigdy przez trzy lata tej pracy), ale tak dzieje się pod względem wizualny, bo czytać jeszcze jestem w stanie, a Twój tekst pokazuje mi, że jak ktoś ma pomysł na jakieś romanse wśród nastolatków, zaś jego wizja jest klarowna, to powstanie z tego opowiadanie, które nie tylko mnie rozbawi, ile też ogrzeje mi serce.
Tak właśnie jest z tym powyżej. Świetny punkt wyjścia, jakim jest przeprowadzka Ciry, który niejako zmusza do stawienia czoła swoim uczuciom. Strasznie podoba mi się to, jakie tempo i opisy ma ten tekst. Odnoszę wrażenie, że sceny przyszły do Ciebie ot tak, a Ty jedynie je spisałaś, nadając swój język i niedające się podrobić cechy - japońskie imiona, humor i dwuznaczność sytuacji.
Uwielbiam to, jak Kuroo myśli o przyjaciółce. Uwielbiam to, że Cira reaguje złością na nic nieznaczącą wspólną noc, choć nie ma pojęcia, co się działo. Uwielbiam to, jak się o siebie troszczą - nie pozwalają zmarznąć, by się przeziębić, karmią, rozmawiają, wyciągają na miasto. Tylko gdyby nieświadomie nie bili, to byłoby idealnie :D A, nie, wróć - to jest przykład nastoletniego romansu, gdy miłość pojawia się w trakcie przyjaźni, który dla mnie jest idealny. Dziękuję, że mogłam się pouśmiechać i ogrzać skamieniałe serce.
Pozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńA Ty ogrzalas moje serce tym komentarzem! Gardzilam sobą za pisanie szkolnej dramy (tak, przyszło samo, musiałam),ale jesli nie wyszlo tak zle, jak myslalam, to się cieszę!
UsuńI, heh, faktycznie sie o siebie troszczą xd zwróciłam na to uwage dopiero po Twoim komentarzu.
Podbudowalas mnie!
Ps. Ja robilam kiedys kiedys korekte do manhwy wind breaker (polecam), także domyślam się, jakie przekleństwa lecialy xd
Cieszę się że jest twój tekst ☺️ czy głęboki czy płytki. Nie ważne , biorę wszystko.
OdpowiedzUsuńAch😓 takie targanie dzieci za rodzicami bo praca gdzie indziej bo okoliczności się zmieniły.
I to niesprawiedliwe traktowanie dziewczyny, bo brat może się buntować a ona nie.
O tak. Znam taki podstępny uśmiech. Mówi więcej niż słowa.
"Może to nie tylko ogień. Nie tylko ten z kominka." jak mi się spodobało to zdanie ❤️
No nie. Ja liczyłam na pocałunek. Ejjjjj.
Zbyt małoletnia żeby decydować o swoim życiu ale wisky spić się może? 😂
Heh kto się czubi ten się lubi.
Mam tak samo. Jak kogoś polubie to się najbardziej tej osobie dostaje hahaha
Klapsy 😂 i to rozumiem.
Hihi. Zawsze musi być ten pierwszy raz .
Jezu, skąd w niej tyle agresji haha.
Fajny tekst . Podobało mi się.
Haha xd agresja chyba po autorze odziedziczona xd chociaż. Ostatnio zlagodnialam xd
UsuńOkej, wiem, że napisałaś, że to nie ma większej głebi, ale ja zawsze będę doszukiwać się większej głębi w tym co piszesz, bo takie chyba jest moje zadanie, badź nie, ale lubię to robić (a potem wyciągać błędne wnioski, no ale dobra). Niemniej, przyznaję, że już wcześniej zabrałam się za czytanie tego tekstu, ale nie mogłam go skończyć. Przez ten początek, który wydał mi się dziwnie znajomy, po części. Jakby nadal to co się dzieje aktualnie miało wpływ na to co piszesz. Bo na pewno tak jest. Moje zdanie. Może też przez to, że byłam częscią młodzieńczego buntu twojego brata. A i już za wczasu ostrzegam, będę wyciągać psychologiczne kwestie, bo ostatnio bardzo w tym siedzę. Uważam, że w każdym zns siedzi to dziecko, które nie zostało zrozumiane. I pisanie jest jedną z form, które może pomóc z radzeniem sobie z dziecięcą traumą (nazywajmy rzeczy po imieniu). Nie oceniam tutaj, tylko słucham.
OdpowiedzUsuń" — Mogę wejść? Czy czekamy na zapalenie płuc?" Classic <3
A propo lampasów. Ostatnio ciągle używam słów, których inni nie rozumieją albo dowiaduję się o słowach których używam na codzień niby jako nazwy które wymyśliłam albo zasłyszałam a okazują się prawdziwe w użytku, jak ciband przy rurce od gazu i tu tym słowem są lampasy. Nie wiem, dlaczego akurat na to zwróciłam uwagę, może dlatego, że jestem zaskoczona, że to słowo nie jest potoczne :D
"Wkrótce przestali przejmować się tym, że jestem dziewczyną". Potwierdzam, mają na to wyjebane. Po paru tygodniach zaczynają traktowac cię jak kumpla i przychodzą z każdym problemem, nawety jak nie umieją się wysrać. Witamy w świecie sportu. I potem nic już cię nie zdziwi.
Cira-chan kojarzy mi się z pewną rzeczą. Brzmi jak Chibi-chan, którego Kuroo używa. Nie pamiętam, czy już ci to kiedyś posyłałam, ale na YT można znaleźc bardzo ciekawe rzeczy. Oj, nasłuchałam się już nasłuchałam XDD
No i nagle jakoś zrobiło mi się smutno. Fajnie jest tu Kuroo opisany jego reakcja taka bardzo canoniczna, jak reaguje na nie miłą dla niego informację. Lubię.
Jeden tylko szczegół, oni dalej są dziećmi...? Ja wiem, że w naszym społeczeństwie to normalne, ja sama jak miałam 16 lat to już łaziłam narąbana (hm, ciekawe kto mi alkohol kupował XDD [i wtedy wszystko było prostsze.]) ale kurcze jakoś tu pojawiający się alkohol zgrzytnął. Nie mówię, że coś jest źle napisane, tylko moja opinia, wiem, że to nie grzeczne anime ani amerykański serial. Jednak według mnie jakby pojawiła się tam np herbata, albo puszki coli to też nie byłoby źle (proszę, nie nienawidź mnie za to :D)
Jeden błąd, kochana, meczów, nie meczy... Jedyna rzecz którą wyniosłam ze studiów xDDD
Bardzo fajny Kuroo. Taki... no Kuroowy. :D Nie wiem dlaczego, wszyscy w fanonie przedstawiają go jako boga seksu (napalone 13latki co im na wattpadzie nie poszło ha tfu). U Ciebie jest idealny. Jest tym nerdem chemicznym, jest wspierajacy, taki jaki jest na meczach dla swojej drużyny, taki, jaki powinien być. Bo ta scena mogła się potoczyc na wiele róznych sposobów, a tu jest żywa, jest prawdziwa.
"— to zróbmy coś, by nigdy jej nie zapomnieć." Czy się zapowietrzyłam? Tak. Czy walnęłam dłonią o twarz. Oczywiście.
Okej, wycofuję zdanie o alkoholu. Pasuje bardzo teraz do tej sceny na moście, to widać bardzo hm, wyraźnie? Dodałabym do tego dźwięki wieczornego czy wczessnonocnego przedmieścia Tokyo i jest jak w morde strzelił. (1/2)
"I jeszcze nigdy nie skończyliśmy w łóżku." Z podkreśleniem na jeszcze, czy utrzymujemy się w niewinnym tonie przyjaźni? I NEED ANSWERS.
Usuń"Myśli przypominają rozsypane litery. Magnesy, które pospadały z lodówki. " Bardzo wlazło. <33
"Na ścianach widzę obce plakaty." Wszystko pasuje, jedynie brakuje tablicy mendelejewa :D
nieeeee. Nie, nie powiedział tego! Co za debil kretyn ułom pacan! Nie, nie powiedział tego! Ale to spierdolił koncertowo co za bałwan.
Jak w nastepnej częsci nie przeczytam jego przeprosin to go uduszę. Tymi ręcami. A mam w nich władzę. Jeszcze.
To nie prawda, że nie ma to głębi. Ma głębię. jedno jest pewne - faceci to idioci. I najlepiej trzymać się od nich z dala. (2/2)
ps. nienawidze blogspota i jego limitu znaków w komentarzach.
nie mogłam go skończyć. Przez ten początek, który wydał mi się dziwnie znajomy, po części. Jakby nadal to co się dzieje aktualnie miało wpływ na to co piszesz. Bo na pewno tak jest. Moje zdanie. Może też przez to, że byłam częscią młodzieńczego buntu twojego brata. <== Kompletnie nie wiem o co chodzi. I co tu robi i gdzie niezrozumiane dziecko. To nie rozprawka filozoficzna xd nie ogarnęłam co do tego ma moj brat i wgl
OdpowiedzUsuńNo nastolatka dowiaduje sie, ze sie wyprowadza. Założylam bunt przeciw temu, protest, stad alkohol. Raczej na co dzien do kolacji go nie pije.
Nie mam pojecia czy lampasy to nie potoczne slowo. Ale ja nigdy nie bylam przeciwniczką używania słów potocznych zwlasza jesli narracja jest w 1 osobie
No mysle ze napisze cd wiec wiele mowic wiecej nie bede. Na czesc pytan na pewno znajdzie się odpowiedz w kontynuacji
To tyko ja dopatruję się filozofii w Twoich tekstach, ale jak Izayę kocham, gdy to czytałam, widziałam Twojego ojca i brata naprawdę, dopiero gdy mignęło imię Shogo to zmieniła się moja perspektywa. Xd
UsuńJa tez nie mam nic przeciwko potocznemu tylko samo słowo jest ciekawe xDDD
No to bier sie do pisania kurwa raz dwa trzy. Bo wydaje mi się, że można to wszystko połączyć wszystko