Podczas rozmowy z my bae wyznałam, że podczas pandemii jeszcze bardziej doceniam możliwość gotowania dla domowników i siebie, jakoś mnie wzięło na przemycenie tego w tekście, więc drugi tydzień z rzędu prawię o jedzeniu.
Uzbrójcie się więc w jakieś
przekąski, nim zaczniecie czytać.
Przy okazji – zrobiłam
fetapastę z filmików z Tiktoka i polecam, bo naprawdę smakuje tak dobrze, jak
wygląda ;)
Chciałam, by niebo przecięła błyskawica.
Może wtedy powietrze stałoby się lżejsze i pozwalało oddychać zamiast dusić się
powoli za każdym razem, gdy tylko wystawiło się głowę za okno. Właściwie burza
była zapowiadana w prognozie pogody już od dobrych kilku dni, a mimo to
synoptycy zdawali się wciąż mylić – ich zapowiedzi słońca kończyły się
zazwyczaj chmurami i porywistym wiatrem, co ani trochę nie wpływało na humor
kogokolwiek. Od tygodni siedząc w domach, ludzie pragnęli wyjść na zewnątrz
choć na chwilę, by odetchnąć od miniapokalipsy i nacieszyć się tym czymś zwanym
późną wiosną, o czym stale mówił kalendarz, zamiast tego panowała pseudojesień
i jakoś nic nie chciało się zmienić.
Niewiele też mogło zmieniać się w
kontaktach z drugim człowiekiem – wszystko przeszło do sieci, gdzie wypisywane
były kolejne słowa, spotkania odbywały się przez Zoom czy inny podobny program,
a zgranie terminów czasami nie wychodziło, bo się nie chce, bo dzieci nie dadzą
siąść do komputera, bo wszystko jest nie tak jak trzeba.
To prawda, świat stanął odrobinę na
głowę i nie pozwalał za bardzo na spełnianie czy też wypełnianie tych rzeczy,
które robiłoby się, gdyby wciąż było „normalnie”.
Bo w normalnym świecie
człowiek jednak miewał okazje, by się zakochać. Mnie to jednak nie
przeszkadzało, bo znalazłam dla siebie inną miłość, której poświęcałam czas,
gdy znajomi nie umieli go dla mnie znaleźć.
Inni mogli uważać, że w życiu muszą
przynajmniej choć raz ofiarować swoje życie drugiej osobie, ja za to
uważałam, że wolę ofiarować czas na przyrządzanie smacznych dań i tym zadowalać
nie tę jedną jedyną osobę, a wielu ludzi, którym moje gotowanie przypadnie do
gustu.
Gdyby tylko świat nie dał się
pogrążyć w chaosie, pewnie kto inny by mi gotował w tygodniu, ja do garnków
gnałabym jedynie w weekendy, tak pracując zdalnie, miałam i czas na obowiązki,
jak i na przyjemność, którą zaczęło sprawiać mi przyrządzanie kolejnych potraw.
Może wynikało to z tego, że poza czatem całego biura dziewczyny założyły także
taki tylko dla wybranych, gdzie wspólnie narzekałyśmy na wszystko i dzieliłyśmy
się przepisami? W każdym razie odkryłam w sobie nową smykałkę, której oddawałam
się z uśmiechem na ustach i gotowa smakować kolejnych arcydzieł.
Nie przeszkadzało mi w tym to,
że siostra – również na przymusowym zdalnym, który rozleniwił ją jeszcze
bardziej – co rusz zjawiała się w kuchni, byle tylko zobaczyć postęp prac i
zapytać, czy może coś skosztować. O pomocy nawet się raz nie zająknęła, mnie
zaś dziwiło, że szef nie wzywa jej w trybie natychmiastowym do wypełnienia
kolejnego diagramu czy innej tabelki, którą trzeba przesłać dalej. Wiedziałam,
że obojętnie, co postawię na stole, ona to zje. To, czy jej finalnie zasmakuje,
było zupełnie inną kwestią.
Tego popołudnia także zawitała
do pomieszczenia, by sprawdzić moje postępy i dać znać, że powoli robi się
głodna. Rzuciłam jej tylko krótkie spojrzenie na powitanie i wróciłam do
obierania warzyw.
– A co to za niebiański zapach?
– zapytała siostra i pochyliła się nad patelnią, gdzie zezłocona cebulka i
czosnek już oczekiwały na przyjęcie w swoje szeregi kolejnego składnika.
– Tego, co zdrowe –
odpowiedziałam krótko i dołożyłam pokrojoną w kostkę czerwoną, żółtą i zieloną
paprykę, by później przynajmniej na talerzu mieć coś w ładnym kolorze. –
Będziesz chciała wypić kieliszek wina do obiad?
– To my mamy jeszcze w domu
jakiś alkohol?!
Spojrzałam na nią spode łba
– Myślisz, że bym o to pytała,
gdyby żadnego nie było?
– No nie.
– Więc będzie, możesz więc
przynieść dwa kieliszki.
– Już się robi.
Gdy hałasowała w przedpokoju, bo tam
miałyśmy ustawioną szafę z wszelkim szkłem, bo nigdzie indziej nie było dla
niej miejsca, zajęłam się dorzuceniem mięsa i sięgnięciem po te przyprawy,
które powinny wydobyć smak całego dania. W drugim garnku gotował się,
bulgocząc, makaron.
– A to co? – zapytała, kiedy wróciła
do kuchni, a na stole pojawiło się coś, czego wcześniej nie mogła widzieć.
Nie miałam wątpliwości, że kiedyś
jej ciekawość zaprowadzi ją tam, gdzie nie trzeba, i będę musiała
ratować ją z opałów, jakie zgotuje jej ten wszędobylski nos.
– Mały deser.
– A dobry chociaż?
Może nie byłam mistrzem wszelkich
wypieków, ale tiramisu w wersji fit chyba nie mogło się nie udać. Proste
składniki, proste kroki w tworzeniu, jedynie wkurzyło mnie to, że musiało się
chłodzić, ale dlatego zaczęłam dzień od przygotowania tego deseru, dopiero
później wzięłam się za śniadanie i pracę. Kosztowało mnie to godzinę mniej snu,
ale hej! – niech żyje piątek i myśl, że mogę pójść spać, o której zechcę. Nawet
gdyby miała to być ósma wieczorem, nikt mi tego nie zabroni.
Tylko wpierw czeka mnie jeszcze
jedna misja.
– Powinien być. Jak ci nie
zasmakuje, to ja zjem i to z wielką przyjemnością.
Siostra zaśmiała się i nalała wina
do kieliszków. W moim znalazło się mniej alkoholu, ale to ze względu na to, że
musiałam jeszcze gdzieś wyjść.
Gdy dwadzieścia minut później
zasiadłyśmy do posiłku, kobieta patrzyła z rezerwą na swój talerz, jakby bała
się, że makaron fettuccine zaraz się na nią rzuci i to ona będzie ofiarą, którą
ktoś zje.
–Spokojnie, to jadalne –
mruknęłam i spałaszowałam pierwszą porcję z widelca.
Że to jadalne, to było mało
powiedziane – to było genialne w smaku! Nie spodziewałam się, że do mięsa
wieprzowego aż tak może pasować sos z topionego serka, ale było to mistrzowskie
zagranie, które powinnam niedługo powtórzyć. Mój zachwyt, czyli nagłe
wciągnięcie powietrza, przysłonięcie dłonią ust i kiwanie głową z góry na dół
chyba zdołało przekonać młodszą krewną, że i tym razem nie spróbowałam nas
zabić, a nakarmić tak, by nasze organizmy dostały wszystko to, co jest im
potrzebne do życia.
Jej reakcja była podobna do
mojej, na co się roześmiałam. Naprawdę lubiłam to, że smakuje jej moje
jedzenie, to podbudowywało mnie w tym, by gotować jeszcze więcej. Ale przy tym
nie zapominać o choćby krótkim spacerze czy treningu siłowym w domu, inaczej w
nowym „normalnym” świecie będziemy wyglądały jak dwie kule na krótkich nóżkach.
Dlatego też planowałam po obiedzie pójść na zakupy, by wspomóc swoje ciało, jak i zapewnić nam coś dobrego na kilka najbliższych dni. To dlatego po pochłonięciu tiramisu, które okazało się być tak dobre, jak mi się wydawało w trakcie jego robienia, nie zaległam na kanapie, jak pewnie planowała to siostra, a przebrałam się z dresu w dżinsy, zarzuciłam na siebie wspaniałą sztruksową kurtkę w kochanym granacie i sięgnęłam po portfel oraz bawełnianą torbę, by mieć gdzie zmieścić zakupy.
Siostra przyglądała się moim
poczynaniom, wciąż wcinając deser, który zasmakował jej chyba jeszcze bardziej
niż mnie.
– To ja pozmywam – mruknęła
między kolejnymi łyżeczkami deseru ładowanymi do ust.
– Właśnie o to mi chodziło. –
Puściłam jej oczko. – Kupić ci coś.
– Tak.
– A co?
– Coś dobrego.
Pod tym wyrażeniem mogło kryć
się naprawdę wiele rzeczy, ale znałam tę kobietę zbyt dobrze, by doskonale
wiedzieć, czym nigdy nie wzgardzi.
– Okej, będę do godziny.
Bo może spacer wydłużę na
dłuższy dystans niż tylko dom-supermarket.
– Tylko uważaj na siebie. Na
razie.
Z jej słowami brzęczącymi mi w
uszach opuściłam mieszkanie, na klatce schodowej nie natknęłam się na żadnego z
sąsiadów, a wychodząc z bloku, uderzyła we mnie fala wiatru, który pachniał
liśćmi i zapowiedzią deszczu.
Przystanęłam przed budynkiem,
założyłam maseczkę na twarz – bo bez niej obecnie ani rusz – i uniosłam wzrok,
by zmierzyć się z licznymi chmurami.
– I niebo jest bardziej
szare niż niebieskie – mruknęłam do siebie, po czym poprawiłam plecak na ramionach
i ruszyłam przed siebie, by w tym wymarłym mieście znaleźć coś, co pozwoli nam
przetrwać kolejny tydzień.
I tak w kółko i w kółko, póki
nie nadejdzie dzień z niebieskim, pogodnym świtem lub świat nie postanowi
obrócić się w pył.
Hehe, papryka kroi sie tez w moim tekście, ale poświęcilam jedzeniu zdecydowanie mniej miejsca. Az zrobiłam sie głodna! Uwielbiam makaron z miesem i warzywami, a ten serek do tego, a to tiramisu! Jasny gwint! Chyba musze wyprobowac te przepisy.
OdpowiedzUsuńTekst bardzo live stylowy, znana bam rzeczywistosc. Rownie dobrze mogłaby to byc kartka z pamiętnika. Albo ksiazki kucharskiej!
Końcówka jak na tak lekki tekst zmienila diametralnie nastrój, zostawiając mnie z refleksja. Ja jednak poproszę raz to niebieskie niebo, nie pyl. Jesli wolno mi złożyć zamówienie ;)
Aha,aha, a to:
UsuńKupić ci coś.
– Tak.
– A co?
– Coś dobrego.
Jak ja to dobrze znam xd słyszane i uzywane często xdd
O, i ja stoję za bohaterką, bardzo dobrze że skupiła się na sobie i rozwijaniu swoich pasji zamiast lewitowanie na orbicie potrzeb drugiej osoby.
OdpowiedzUsuńSiostra jest najlepszym testerem. To jak królik doświadczalny,nawet jak coś nie wyjdzie to próbuje tego na własną odpowiedzialność ☺️
Tiramisu w wersji fit? Owszem może się nie udać. Próbowałam hahah
Niech mi też coś kupi dobrego bo nie chce mi się dzisiaj nigdzie wychodzić. A ja również czekam na dzień z błękitnym niebem a nie te cholerne szarości cały czas.
Fajny tekst. Pokazuje jak bardzo jesteśmy teraz zablokowani i ograniczeni. Ale tylko od nas zależy czy staniemy w miejscu i zagubimy się w tej mgle czy sami będziemy światłem które będzie dla nas samych ostają.