Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 20 grudnia 2020

[84] Chajjiman ~Miachar

 to. my bae


    Miałam powiedzieć, że to niedorzeczne? Och, rozminęłabym się odrobinę z prawdą, bo to nie było jedynie niedorzeczne – zawsze ciekawiło mnie, co rzeka ma z tym wspólnego – co po prostu nie mogło mieścić się w głowie normalnego człowieka. Jak można było myśleć, że jest czas na pierdoły, kiedy zostały ostatnie trzy dni miesiąca, a wyniki świadczyły jedynie o tym, w jak głębokich, czarnych czterech literach jesteśmy? Nie rozumiałam tego i pewnie nie miałam zrozumieć.

    Patrzyłam na niego ze swojego stanowiska i aż chciałam wrzasnąć czy w coś uderzyć. Telefon na moim biurku dzwonił nieustannie z kolejnymi wyrzutami, przed którymi broniłam się, jak tylko mogłam. Inni członkowie zespołu siedzieli ze słuchawkami i czynili cuda, by za pomocą wszelkich technik sprzedaży przekonać do naszego produktu kolejnych klientów, a on? On sobie siedział nad jakimiś kartkami! Och, na litość boską!
    Stałam z dobre dwie minuty i piorunowałam go wzrokiem, co w ogóle zdawało się na niego nie działać, dlatego też wygładziłam spódnicę, wzięłam głęboki wdech i podeszłam do jego boksu, by dać mu porządny opieprz albo chociaż chwycić za ucho, wyprowadzić na korytarz i tam zlać mu głowę za to, że nie zajmuje się pracą, kiedy doskonale wie, że grunt powoli pali nam się pod nogami. Musiałam zareagować na ten jawny przejaw braku szacunku względem obowiązków.

    Zdawał się nie słyszeć, jak podchodzę, choć byłam pewna, że stukot moich obcasów jest słyszalny w całym biurze. Jakby pochłonęło go zupełnie co innego, co absorbowało do tego stopnia, że nie tylko nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności przy swoim biurku, ale i z gorączkowych rozmów prowadzonych wokół niego. Jakby zamknął się w jakieś bańce, która ma go chronić przez rzeczywistym światem i tym niezdrowym wyścigiem, który się toczył na naszych oczach.
    – Co to było za słowo? – mamrotał do siebie w jakimś dziwnym amoku, który może bym rozumiała, gdyby rozwiązywał krzyżówki. – To odchylenie od norm, coś takiego trudnego do zapamiętania…
    Aberracja – mruknęłam pod nosem, ale nie zdołał mnie usłyszeć, zatopiony w papierach, które najwidoczniej należało w tej chwili posegregować na te ważne i gotowe do wyrzucenia. Jakby w całym młynie, jaki się tu rozpoczął, naprawdę nie miał nic innego do zrobienia.
    – Przepraszam – odezwałam się głośniej niż podczas udzielania odpowiedzi, której nie dosłyszał – ale co ty robisz?

    Oderwany nagle, wręcz brutalnie wyrwany ze swojej bańki, spojrzał na mnie zaskoczony, jakby nie sądził, że kierownik działu zechce zamienić z nim choćby słowo. Cóż, może bywałam niedostępna w pewnych godzinach, kiedy to siedziałam na zebraniach wszystkich działów firmy, ale pod koniec miesiąca, kiedy wspólnie pracowaliśmy na jak najlepszy wynik, okupowałam swój boks, gotowa pomóc każdemu i prawie we wszystkim – prośby o pomoc w onanizacji były karane natychmiastowym zwolnieniem, o czym dwóch pracowników zdołało się już kiedyś boleśnie przekonać.

    – O, szefowa. Co słychać?

    Aż się prawie cofnęłam o krok, słysząc taką arogancję w jego głosie. Jakby naprawdę nie dostrzegał, iż wokół nas powoli zaczyna się małe piekło, a on jedynie przyczynia się do tego, że jest coraz cieplej.
    – Nie powinieneś zajmować się rozmowami?
    – Słucham? – Patrzył na mnie jak na przybysza z kosmosu, dopiero po sekundzie czy dwóch dotarło do jego mózgu, o co mi chodzi. – A, mam rozmowę z klientem na za piętnaście.

    Nie musiałam zerkać na żaden z zegarów w biurze czy ten na swoim nadgarstku, by wiedzieć, że to daje mu dwadzieścia minut na użycie swoich sił przerobowych dla innych klientów.
    – Więc możesz zadzwonić do kogoś innego.
    – Co?

    W tej chwili pomyślałam, że ręce mi opadną. Miałam ochotę mu przyłożyć. Widać było po nim, że jest znudzony, czego nie zdołałby ukryć, bo tak łatwo odczytywało się jego twarz. Tylko czy nie zdawał sobie sprawy, że swoim nieodpowiednim zachowaniem zaczyna sabotować nam projekt? Chyba przyszła pora przywołać go do porządku.
    – Mark! – zwróciłam się do niego ostro, co nie uszło uwadze najbliżej siedzących kolegów, którzy na chwilę zawiesili głosy nad swoimi rozmowami, byle tylko wyłapać choć jedno z moich słów. – Mógłbyś się zająć poważną robotą, a nie takimi duperelami?
    Byłam wściekła, oddychałam szybciej niż zazwyczaj, do tego czułam, jak stres wspina mi się po kroku, by dotrzeć do głowy i wywołać jej nieprzyjemny ból.
    – Przecież mówiłem, że zaplanowaną rozmowę – burknął i spojrzał na mnie z wrogością. – A pani co robi w tej chwili?
    Gdybym miała odpowiedzieć szczerze, musiałabym mu powiedzieć, że ostatkiem sił hamuję się przed tym, by nie rzucić mu się do gardła i go nie rozszarpać, ale to mogłoby go na tyle przerazić, że w tej chwili porzuciłby stanowisko i uciekł, gdzie pieprz rośnie.
    Szukam najlepszej drogi, by każdy z nas dostał w tym miesiącu premię, ale ty mi tego niestety nie ułatwiasz. – Nie miałam ochoty słuchać jego dziwnych wyjaśnień, należało działać stanowczo. – Mark – zwróciłam się do niego jeszcze raz. – Za mną.

    Znowu wydawało mi się, że nie słucha, ale kiedy ruszyłam w stronę drzwi, usłyszałam, jak zmusza swoje zbyt ciężkie ciało – nigdy nikogo nie atakowałam ze względu na jego wagę, ale akurat temu mężczyźnie dieta dobrze by zrobiła – do wstania i rusza za mną. By choć trochę złagodzić jego wrogość, przytrzymałam mu drzwi, a kiedy znaleźliśmy się w korytarzu prowadzącym ku windom, wzięłam głęboki wdech, by nie zaatakować go od razu awanturą.
    – Mark. – Jego imię powoli stawało się być tym przeze mnie nielubianym. – Co ty wyrabiasz? Dlaczego nie pracujesz?
    – Mówiłem przecież, że…
    – Tak, wiem, masz umówioną rozmowę – przerwałam mu – ale to nie zwalnia cię z wykonywania obowiązków, jakimi są telefoniczne kontakty z klientami. Nawet czekając na oddzwonkę, powinieneś dzwonić do kogoś innego, by nie marnować czasu, bo może akurat uda ci się kogoś wstępnie przekonać. – Czułam się okropnie, tłumacząc mu coś, co moim zdaniem powinno być dla niego jasne od razu po tym, jak przeszedł z dobrymi wynikami okres szkolenia i został etatowym sprzedawcą. – Dobrze wiesz, że każdy koniec miesiąca jest męczący i stresujący, ale naprawdę musimy dać z siebie wszystko, byle cieszyć się dobrym początkiem kolejnego, bez gniewu prezesa nad naszymi głowami.

    – A dlaczego nie możemy pracować równomiernie cały miesiąc? Co mogłoby dać lepszy efekt, nie uważa pani?

    Nie sądziłam, że rzuci we mnie jakimś ukrytym oskarżeniem, ale chyba właśnie to zrobił. Musiałam pokazać mu, że nie zdołał mnie sprowokować. Że jestem za twarda na jego gierki, nie pozwolę wyprowadzić się z równowagi, choć w głębi duszy mogłam czuć się pokonana.
    – Jako osoba, która od ponad miesiąca ma coraz gorsze wyniki, a poprawy na horyzoncie nie widać, chyba nie jesteś upoważniony do tego, by dawać mi rady. – Chyba się zmieszał, słysząc, jak dobrze znam jego poczynania na polu bitwy. – Mark, co się dzieje, do diaska? Ostatnio powiedziałeś mi, że to przez problemy rodzinne. Okej, rozumiem, też mam w domu chorą osobę, ale, na miłość boską, chyba powinieneś już nauczyć się odgradzać od siebie życie zawodowe i prywatne. Zależy ci jeszcze, by być na naszych listach mistrzów, czy już sobie całkowicie odpuszczasz?

    Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie otworzę się przecież za niego, a jeśli nie chciał powiedzieć, jak naprawdę wygląda rzeczywistość, jak miałam mu pomóc? Jasnowidzem nie byłam ani za grosz.

    W tamtej chwili moja wiara w siebie poleciała raptownie na łeb, na szyję. Cóż, może przestałam się do tego nadawać? Może powinnam zająć się czymś innym, poszukać nowego zajęcia, mniej stresującego? Najlepiej bez kontaktu z ludźmi, którzy mogliby działać mi na nerwy. 
    – Przepraszam – wydukał tylko pracownik – wracam do obowiązków, rozmowa czeka – i wyminął mnie, by wrócić do biura.
    – Mark… – Chciałam powiedzieć coś więcej, ale przepchnął się już przez drzwi i zniknął mi z oczu.
    Westchnęłam, a na końcu korytarza dała się posłyszeć przybycie windy, z której ktoś wysiadł.

    Nie powinnam komukolwiek dać po sobie poznać, że coś złego się wydarzyło, dlatego szybko wytarłam zbyt wilgotne oczy i przywołałam na twarz pozór uśmiechu.
    – Claire? Wszystko w porządku?

    Dlaczego ze wszystkich pracowników firmy to akurat musiał być dyrektor do spraw sprzedaży? Nie mógł się przypałętać nikt z działu planowania? Ci jedynie kiwali mi głową na powitanie i tyle, dyrektor musiał się jednak przywitać.
    Obróciłam się ku niemu, starając przy tym dobrze zachowywać, jakbym nie myślała o tym, żeby właśnie rzucić to wszystko w diabły i uciec, gdzie pieprz rośnie. Do Malezji na przykład.
    – Dzień dobry, dyrektorze. Wraca pan ze spotkania?

    Przytaknął ruchem głowy i też się uśmiechnął w przyjazny, ciepły sposób.

    – Cześć, tak. Trwało krócej, niż myślałem, ale to dobrze, przynajmniej będę miał czas zjeść lunch. – Zabiegani ludzie czasami nie mogli pozwolić sobie na coś tak fundamentalnego jak posiłek. –  Coś się stało? Wyglądasz na zdenerwowaną.

    Choć przed chwilą narzekała na to, że akurat on musi mnie oglądać w takim stanie, teraz zaczęłam się cieszyć – był jedynym dyrektorem, z jakim miała wcześniejszą historię, nim awansował. To on mnie wszystkiego uczył, to po nim przejęłam stanowisko kierownika. Dlatego też trudno było mi mówić o swoich porażkach, ale wiedziałam, że będzie umiał mi pomóc i coś doradzi.
    – Chodzi o jednego z pracowników, Marka – zaczęłam.
    – Tego, który wyrobił na razie czterdzieści piec procent targetu?

    Boże, to brzmiało tak źle, że miałam ochotę zapaść się pod ziemie.        – Tak. Obija się dzisiaj w oczekiwaniu na umówioną rozmowę, porządkuje dokumenty n swoim biurku, kiedy wszędzie wokół panuje młyn, bo chcemy jak najlepiej zamknąć miesiąc. Nie wiem już, co nam mu mówić, by wreszcie spiął tyłek i zaczął robić swoje.

    Z całych nerwów nie skontrolowałam, kiedy uniosłam rękę, by oprzeć zwieszoną głowę na dłoni, a do oczu napłynęły mi łzy bezsilności. Jak powinnam wpłynąć na dorosłego mężczyznę, kiedy on wyraźnie nie chce mojej pomocy?
    – Przykro słyszeć, Claire. – Zerknęłam na dyrektora i napotkałam spojrzenie pełne troski. – Ale nie jesteś w stanie pracować także za niego. Ty masz swój przydział obowiązków, znacznie szerszy, niż może się na pierwszy rzut oka wydawać, a on swój. Jeśli tego nie widzi lub celowo ignoruje, stąd taki spadek w statystyce, może warto skupić się na bardziej produktywnych pracownikach i docenić ich jakąś nagrodą? – Uśmiechnął się lekko, a mnie przypomniało się, ile razy sam tak zrobił, zaskakując cały zespół niespodziewaną premią czy wyjściem w sobotni wieczór, by uczcić sukcesy i pić, ile się da. Do tej pory nie poszłam pod tym względem w jego ślady. – Lepiej skupiać się i doceniać tych, którzy wnoszą swoje serce, niż tych, którzy tylko tutaj są, by odbębnić od dziewiątej do piątej, nie uważasz?

    Skinęłam głową bo tak, przecież miał rację. Jeśli pozwolę wejść sobie na głowę komuś, kto niewiele z siebie daje, mogę zapomnieć o tych, którzy naprawdę pracują.

    – Masz rację – przyznałam. – Dziękuję.

    Teraz to on uniósł rękę i dotknął mojego ramienia. Trwało to tylko dwie sekundy, by nikt, kto będzie się nam przyglądał na nagraniach z kamery, nie posądził go o molestowanie.

    – No, więc głowa do góry, moja droga, i wracaj tam, by zdobyć świat.

    Zaśmiałam się na te słowa, a on ruszył ku drzwiom dalej od mojego działu, do swojego własnego biura.

    – A, jeszcze jedno. – Odwrócił się. Uśmiechał się tak, jakby chciał, by samo to naprawiło moje skrzydła i pozwoliło mi na nowo latać. – Nie myśl o tym, że powinnaś szukać sobie miejsca gdzie indziej, bo chwilowo nie dajesz rady z jednym podwładnym. To raczej on powinien zacząć się za czymś rozglądać. Takiego majtka statek nie potrzebuje, ale bez takiej kapitan do portu nie zawinie. – Uniósł obie ręce zaciśnięte w pięść i machnął nimi sobie przed twarzą. – Dasz radę!
    Nim zdołałam się opamiętać, roześmiałam się na ten gest.
    – Bardzo dziękuję, dyrektorze. Tak zrobię.

    Pomachał mi i wszedł do gabinetu, by oddać się swoim obowiązkom. Wzięłam głęboki oddech, by także wrócić do biura i stworzyć taki plan, by przez te trzy dni wzbić nas na wyżyny możliwości, z Markiem czy bez niego.

    I tylko nad jednym się zastanawiałam, siadając ponownie za biurkiem – czy dyrektor zdołał mnie jeszcze odprowadzić wzrokiem, nim całkowicie zniknęłam mu z oczy, czy to mi się wszystko jedynie wydawało?




1 komentarz:

  1. Ojaaa. Jaki fajny tekst! Podoba mi się, jak skonstruowałąś fabułę. Ja zwolniła bym tego Marka, denerwujący typ, znam takich mądrali... Rada dyrektora dla mnie bardzo mocna i mądra. A jakby spojrzeć na tekst w sposób metaforyczny, i pomyśleć że chodzi tu o nasze życie, to trafia do mnie to bardzo, że warto pielęgnować w sobie i życiu to co, dobre, wiernych przyjaciół, miłe i wartościowe talenty, a nie poświęcać za dużo czasu na zadreczanie się tym, co nie wychodzi. Z tym zostaję po Twoim tekście w wigilijny poranek :) Aaa, jeszcze jedno: bardzo poprawnie napisany tekst! Nic mnie nie wybijało z rytmu czytania. Dziękuję Ci za piękną refleksję :)

    OdpowiedzUsuń