Czasami chodzenie wieczorami z psem na spacery może przynieść niespodziewaną inspirację…
Z dedykacją dla Naczelnego Konsultanta, który w nadchodzącym tygodniu będzie obchodził urodziny. 생일 축하해, 친구!
Widziałam tę postać w półmroku pokoju.
Ciężko było powiedzieć, czy to kobieta, czy mężczyzna – szłam drugą stroną ulicy, po słabo oświetlonym chodniku, a padające światło z innego pomieszczenia w tym mieszkaniu jedynie zarysowało kontury osoby. Mimo to niepokój zdołał chwycić mnie za gardło i nakazał przyspieszyć kroku.
Nie rozumiałam, skąd wzięło się to uczucie – przecież tyle razy tamtędy przechodziłam, wiedziałam, że ta kamienica położona na uboczu miasteczka jest już wiekowa i mieszkańcy prędzej się z niej wyprowadzają, niż wprowadzają. Czasami pojawiały się plotki o tym, że ktoś próbował – albo też po prostu tak wyszło – podpalić któreś z mieszkań, ale straż przybywała na tyle szybko, by ugasić pożar, nim objął cały budynek.
Nie powinnam czuć niepokoju, kiedy tamta postać chyba mnie nie widziała.
Ale nawet odejście, przejście dalej nie pozwoliło mi poczuć się pewniej. Czasami człowiek tak ma – choć mija moment potencjalnego zagrożenia, napięcie nie. Jakby instynkt nakazywał ostrożność. Starałam się nie myśleć o tym zdarzeniu, zmierzając dalej, jednak to uczucie nie zniknęło, a zostało zepchnięte na skraj świadomości.
Nie powracałam do tej części miasta przez kilka kolejnych dni – po pierwsze, miałam sporo obowiązków, po drugie, pamięć pozostała dość świeżą, nie chciałam powtórki z rozrywki. Ale nogi i tak zaprowadziły mnie pod tę kamienicę podczas spaceru, na który wybrałam się po zażycie sporej dawki świeżego powietrza. Mój wzrok sam powędrował ku oknu mieszkania na pierwszym piętrze, a ciało się napięło.
Nikogo jednak tym razem nie zobaczyłam. Westchnienie ulgi wyrwało mi się z piersi, a wieczór nie wydawał aż tak przerażający. Ale to, że nikogo nie zobaczyłam, nie oznaczało, że nikt nie zobaczył mnie.
Następne tygodnie rzadko pozwalały na spokojne spacery, na ich trasy wybierałam inne ulice miasta, te bliżej centrum. Dopiero z jesienią w pełni ponownie zjawiłam się pod kamienicą, gdzie ktoś na mnie czekał.
To było nie tylko zaskakujące, co wręcz mrożące krew w żyłach – mój wzrok mimowolnie powędrował ku oknu na odpowiednim piętrze. Ponownie panował półmrok, ale tym razem nieznana mi postać stała przed szybą, mogłam nawet dostrzec jej oczy, choć z racji odległości i światła wydawało mi się to mało prawdopodobne.
Kiedy ta osoba zorientowała się, że na nią patrzę, uśmiechnęła się szeroko i wypowiedziała jakieś słowa. Choć i to było dziwne, udało mi się je odczytać.
“Cześć, już po ciebie idę”.
Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, wręcz wrosły w ziemię, a z mojego gardła wydostał się przeraźliwy krzyk strachu. Poza mną w okolicy nie było żadnej duszy – żywej, bo martwej nie byłam taka pewna – nikt nie czuł się raczej w obowiązku, by wyjrzeć z innego piętra kamienicy i w jakikolwiek sposób mi pomóc.
Postać odeszła od szyby może po to, by przemienić swoje słowa w czyn. Nie chciałam sprawdzić, czy faktycznie to zrobi, zmusiłam swoje ciało do ruchu i zaczęłam biec, byle tylko znaleźć się jak najdalej od tego miejsca i od tej osoby.
Nie dałam rady zasnąć tej nocy. Za bardzo się bałam, że ta postać przyjdzie, jak powiedziała, a ja w wyniku tego zdarzenia pożegnam się z życiem. Przecież to nie mogłaby być czysto towarzyska wizyta!
A skoro bałam się zasnąć, robiłam wiele, by sen nie zdołał mnie złapać, a Morfeusz otulić swoimi ramionami. Dlatego wypiłam kawę i ćwiczyłam, oglądałam seriale – połknęłam pół sezonu za jednym posiedzeniem z przerwami jedynie na toaletę i kolejny kubek czarnej herbaty, co od naprawdę dawna mi się nie zdarzyło – ale przy ósmym odcinku, kiedy poranek był jakby na wyciągnięcie ręki… Odpłynęłam.
I ponownie znalazłam się przed tym domem, gdzie postać już na mnie czekała. Wpatrzona we mnie niczym uważny obserwator rejestrowała każdy mój ruch, a właściwie to, jak skamieniała się stałam. Śmiech, jaki się poniósł, przeniknął mnie do szpiku kości, sprawił, że aż zadrżałam.
W tym śnie zmrok zdawał się nie zapadać, a stale trwać, jakby ciemna noc pozostawała przedsionkiem nieosiągalnym dla moich kroków. Właściwie nie byłam w stanie się ruszyć – dosłownie przykleiłam się do podłoża, co nie mogło pomóc w ucieczce.
Czekająca postać zdołała to zauważyć i zrobiła to, o czym mówiła – ruszyła na mnie, by nadejść niczym najgorsze proroctwo.
Przebudziłam się z krzykiem i cała spocona, a serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. Przez dłuższą chwilę nie mogłam się uspokoić. I na nic się zdało, że jest niedziela i nie muszę się nikomu pokazywać, nikt nie oceni mojego stanu – atak paniki trwał i trwał, a ja czułam się, jakbym miała umrzeć.
By oderwać odrobinę myśli od koszmaru, załączyłam program informacyjny lokalnej telewizji, ale szybko tego pożałowałam – prezenterka mówiła właśnie o tym, jak to nazajutrz cały kraj zalać miała fala dzieci i dorosłych poprzebieranych za różne stwory i potwory z bajek, filmów, książek. Wśród nich spokojnie mogła ukryć się ta, którą widywałam podczas spacerów i we śnie. A przy tym nikt nie miałby żadnych podejrzeń, ja za to niespełna dobę, by się przygotować.
Z przerażenia zaczęłam krzyczeć.
O kurcze! Coś na czasie! Halloween za nami, ale tu jego klimat ma się bardzo dobrze. Powiem szczerze, że całkiem się dałam wystraszyć. Brzmi to naprawdę złowieszczo, to "już po ciebie ide". Do konca bylam napięta, oczekując rozwiazania.
OdpowiedzUsuńTajemnica i niepewność dobrze się przysłużyły tekstowi. Czasem , może zawsze, najstraszniejsze jest niepoznane. Thriller się udał!
Jest dreszczyk, lubie to. Ostatnio blyszczysz w takich tekstach.
OdpowiedzUsuńPotrafisz zbudowac napiecie i je trzymac az do konca.
Opisy tez cale wibruja.
Nie byłem pewny czy to zapiski w pamiętniku czy to jakbyśmy byli w głowie bohatera. Całkiem dobry dreszczyk się pojawił a że jeszcze z klimacikiem halloween. Niepewność i trzymanie w napięciu. Uwielbiam coś takiego;)
OdpowiedzUsuń