Będzie krótko. Ale zawsze coś.
Z
nad gorącej kawy unosiła się para. Twarz kobiety oświetlało pomarańczowe światło
wschodzącego słońca, zwężając jej źrenice i podkreślając kontrast między nimi,
a tęczówką w ciemnej obrączce.
A BRAVE NEW WORLD WILL RISE
Uniosła
kubek, próbując się napić, ale tylko sparzyła wargi. Syknęła, odsuwając kawę,
która zachybotała, a niewielka strużka przelała się przez krawędź i spłynęła po
ściance naczynia. Skrzywiła się i przełożyła kubek do drugiej ręki, lecz zanim
zacisnęła palce na uchu, wyśliznął się z jej dłoni.
—
Kurwa!
Hashire
odskoczyła, gdy kubek wraz z zawartością rozprysł się u jej nóg, parząc skórę.
— Co
się stało? — Z nad oparcia kanapy wychynął rozczochramy łeb, a para
rozbieganych, dwubarwnych oczu przeszukiwała przestrzeń.
—
Nic. — Hashire przykucnęła, zbierając palcami największe odłamki i rozcierając krew
w miejscu, w którym odprysk rozciął skórę na nodze. — Ech, cholera by to…
—
Pomóc ci? — Kyle wstał z kanapy. Miał na sobie tę samą piżamę, w której nocował
w szpitalu.
—
Nie, poradzę sobie. — Hashire zawiesiła na nim wzrok. Jego spojrzenie mogło
przyprawiać o dreszcze, ale dawno się do niego przyzwyczaiła. W końcu planowała
ich wspólną ucieczkę. Ale że tak to się skończy? Kto by pomyślał. Pokręciła
głową i wróciła do sprzątania.
— Jesteś
pewna? — Kyle podrapał się po głowie. Długi, czarny warkocz, w który splótł
włosy kilka dni temu, domagał się rozplatania. — Powinnaś opatrzeć to
skaleczenie.
—
Siedź. — Na jego ramie spadła ciężka męska ręka, zmuszając, by znów zajął
miejsce na kanapie. — Ja się tym zajmę. — Wystarczyło jedno spojrzenie Majimy,
żeby nawet nie do końca poczytalny człowiek wiedział, żeby nie dyskutować.
Hashire nie miała pojęcia, dlaczego Majima zabrał Kyle’a z tego domu oszołomów.
Nie wiedziała, że to jego okrzyki, i dobijanie się do drzwi jej pokoju, nakierunkowały
yakuzę, dzięki czemu w porę uratował jej skórę. Może Majima czuł swego rodzaju
wdzięczność, wyczuwając, że Kyle był jedyną – choć chorą – osobą, na którą
mogła liczyć. A może ucięli sobie pogawędkę. Może po prostu nadawali na tych
samych falach. Może rodzinie Majima przyda się taki kamikadze. Hashire nie
miała pojęcia, czy Wściekły Pies ma w związku z nim jakiś plan. Póki co traktował
go dobrze. Jak oswojone zwierzę. A Kyle jadł mu z ręki.
—
Masz, to dla ciebie. Bierz je dwa razy dziennie. — Goro rzucił Kyle’owi dwa
pudełka, w których zagrzechotały tabletki i zbliżył się do Hashire. — Daj to. —
Zabrał z jej rąk szczątki swojego ulubionego kubka i bez słowa wrzucił je do
zlewu.
— Co
mu dałeś? — zapytała szeptem, zerkając na Kyl’e, który właśnie wrzucał sobie do
ust jedną pastylkę.
Majima
zignorował jej pytanie, przyglądając się krytycznie Hashire.
—
Ciągle drętwieją ci ręce po tym świństwie? — zapytał, łapiąc za jej dłoń, ale
ona prędko ją zabrała.
—
Zapytałam, co mu dałeś, Goro.
IF WE DO NOT ACT UPON ITS LIES
Ciemne
jak bezgwiezdna noc oko zmrużyło się podejrzliwie.
— A
co, martwisz się? — zapytał zajadle, krzywiąc usta. — Myślisz, że ściągnąłem go
tu po to, żeby otruć?
— No to
po co? — podłapała Hashire. — Po co to zrobiłeś? Bo chyba nie z dobroci serca.
— Co?!
Jak śmiesz wątpić w moje dobre intencje! — uniósł się Majima, wytrzeszczając
swoje jedyne oko. — Pięć długich lat cię
szukałem! A ty tak mi się odwdzięczasz?! Oskarżasz mnie?! — Kropelki śliny
tryskały z jego ust. Całe napięcie, które nagromadziło się w ich relacji
podczas rozłąki, szukało ujścia, choć mężczyzna starał się zachowywać taktownie,
dać Hashire czas, pozwolić, by doszła do siebie. Ale milczenie, które trwało od
pięciu lat, wciąż się utrzymywało, choć od kilku dni znów byli razem. Majima
miał go dość. — Nie dałaś mi nawet znaku życia. Wiesz, co poruszyłem, żeby cię
znaleźć?!
— Czy
ktoś cię o to prosił? — Głos Hashire był zimny, tak jak jej spojrzenie. — Nie
przyszło cię do głowy, że ktoś się z tobą nie kontaktuje, bo tego NIE CHCE?
Majimą
pokierował stary nawyk. Złapał Hashire za twarz, dość brutalnie ściskając w
palcach jej brodę. Szukał w jej oczach prawdy.
Chrząknięcie
z kanapy nieco naderwało nici panującego napięcia.
— Wolałbym,
żeby pan tego nie robił, panie Majima — odezwał się Kyle. Siedział na kanapie, która
ustawiona była do nich tyłem, znad oparcia wystawał tylko tył jego głowy, ale
mimo to zdawało się, że mężczyzna wie, co się dzieje. — Nie chcielibyśmy
sprawiać kłopotu, a gdyby… Gdyby coś się stało… — Coś w jego glosie się zmieniło.
Ochrypło. — Musielibyśmy dłuuuugo i głęboko kopać, o matko. Chociaż przecież
powinien istnieć jakiś grobowiec rodzinny, nie? — Pokręcił głową i machnął
ręką. — Poza tym Shire kłamie — oznajmił, jakby to było tak oczywiste jak
pogoda za oknem. — Gdyby się z panem skontaktowała, Jiro tym razem by pana
zabił. Czyli w sumie… Hashire? — Odwrócił się minimalnie, na tyle, by widzieć
ją kątem oka. — Skoro Majima i tak jest już martwy, to okaż mu trochę uczucia,
co? Szkoda życia na fochy.
HOLD
YOUR TONGUES NO MORE
Po tym
wykładzie wygrzebał zza poduszek pilot od telewizora i włączył sobie kreskówki.
Majima i Hashire znów spojrzeli na siebie. Majima wciąż ją trzymał, a ona się
nie wyrywała. Jej oczy się szkliły. To Majimie wystarczyło. Westchnął i zabrał
rękę.
— Nie
musisz mnie chronić — powiedział cicho, mierząc się ze sprzecznymi emocjami,
które teraz nim targały. Był zły, że ktokolwiek pomyślał, że potrzebuje ochrony
i poruszony, bo nikt dawno z własnej woli nie próbował mu jej zapewnić. A
otaczali go ludzie dużo bardziej niebezpieczni i tak samo lojalni jak ta
kobieta. — Więcej tego nie rób.
LEARN FROM ALL THE ONES WHO CAME
BEFORE
— To
nie dawaj złego przykładu. — Hashire wzruszyła ramionami i ukradkiem ocierała
oczy, jakby chciała to wszystko zbagatelizować. W Majimie coś pękało.
— I więcej
mnie nie okłamuj. — Zbliżył się, znów chwytając jej brodę, lecz teraz dużo łagodniej,
choć szorstkość jego zarostu dbała, by nie było zbyt delikatnie. — I nigdy…
Nigdy nie mów, że mnie nie chcesz. — Wciąż ją trzymając, pocałował w usta, a
ona, nie powstrzymując dłużej łez, oddała pocałunek, wplatając palce w jego
gęste, smoliste włosy.
Z
kanapy doszedł ich przeciągły jęk.
— No
ale tego już mogliście mi oszczędzić…
Hahaha uwielbiam ich. Ciekawe że Majima wziął kolegę z psychiatryka. Może żeby Hasire było raźniej, ale wątpię, jego pobudki zawsze mają drugie dno. Kogoś strasznie przypomina mi Majima 😅 uwielbiam nieprzystępnosc Hasire i to że Goro nigdy to nie obchodzi. Tekst wywołał u mnie uśmiech na twarzy podczas czytania, od początku do końca. Chce jeszcze 💓💓💓💓
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńTo, co mnie pierwsze rzuciło się w oczy, to "z nad". Wybacz, ale pierwsze słowo zapisane niepoprawnie, które ponownie pojawia się w tej samej formie akapit później? Ale rozumiem, że tym razem nie było czasu na korektę. Za to na nadanie tekstowi klimatu już tak - ta niezdarność Shire i jej "kurwa" od razu wywołały u mnie uśmiech i już wiedziałam, gdzie jestem, w jakie uniwersum wdepnęłam :D
"Wystarczyło jedno spojrzenie Majimy, żeby nawet nie do końca poczytalny człowiek wiedział, żeby nie dyskutować." - to jest chyba pełnia tego, kim jest Goro :D
Aww, jak się uroczo zrobiło. Miód się wlał na moje serce, że po takim czasie, kiedy jedno chciało chronić drugie, gdy drugie poszukiwało pierwszego, gdzie tylko mogło - piękne.
Pozdrawiam.
Jezu, z tym z nad, rzeczywiście xd chyba byla za pizna pora, bo zapisalam to razem, a potem rozdzieliłam, pewna,ze zapis byl błędny! Xd dobrze, ze czuwasz! Dzieki!
UsuńZacznę od obrazowości tekstu - już sam opis patrzącego kubka wprawia w zachwyt :D Nie wiem, może to tylko moje wrażenie, albo po prostu długa przerwa od czytania Twoich tekstów, ale wydaję mi się, że pod tym względem u Ciebie mocno się poprawiło w tekstach. Wcześniej, owszem, były opisy, ale ten z początku zrobił na mnie piorunujące wrażenie :D
OdpowiedzUsuńCóż, czasami chyba potrzeba jednego wariata, żeby powstrzymał innych XD Tekst o grobowcu mnie rozwalił, tak w ogóle XD
I to zakończenie <3 Z jednej strony mnie to wzruszyło, ale z drugiej, spodziewam się, że nie pozwolisz im od tak teraz żyć długo i szczęśliwie XD