Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 23 maja 2021

[100] Don't you ever tame your demons ~ Kaja Wika

 Don't you ever tame your demons, always keep them on a leash - Tak sobie ostatnio śpiewałyśmy z Wilczym :)



Krople krwi spływały nieśpiesznie po drewnianej nodze stołu, na którym leżał Sam. Jego tętnica szyjna bryzgała krwią na około, chaotycznie, a nie w rytm uderzeń serca. Ciało zawładnęły drgawki, rzucając kończynami i głową w groteskowych konwulsjach. Usta całe czerwone od posoki próbowały wymówić słowa, ale tylko wypluwały więcej farby. Suzanne przyciskała z całej siły ścierkę kuchenną do klatki piersiowej chłopaka, w której widniały nacięcia. Głębokie rany porozsiewane po całym organizmie przypominały wyrwane ostrym narzędziem jamy, na tyle duże, aby widzieć, co znajdowało się w środku otrzewnej. Pokruszone zebra tworzyły mozaikę w klatce piersiowej, a sam żołądek i jelita wylewały swoją cuchnącą zawartość do wnętrza, tworząc z niego pojemnik na odpady. Każda sekunda zbliżała go do nieuniknionej śmierci. Może to i lepiej, bo trwanie w takim rozdzierającym istnienie bólu z pewnością było on niej gorsze.

– Co ty do kurwy wyprawiasz?! – wrzeszczała spanikowana, kładąc się niemal całym swoim ciężarem na poszatkowanym ciele, starając się zatamować wszytko to, co z niego wypływało. – On się wykrwawia. Spójrz na jego szyje. Zrób coś z tym!

Danny podniósł się powoli i odwrócił w stronę dziewczyny. Jego twarz była pokryta krwią i śliną. Wzrok, który zawiesił na niej, był zimny i nieprzenikniony.

– I tak mu nie pomożesz – skwitował ozięble. – Przestań szamotać się jak ryba w sieci. Jeszcze parę minut i odleci.

– Jak możesz być tym niewzruszony!? On umrze! Nie tak się umawialiśmy!

– Owszem. Było pomyśleć o tym wcześniej. – Złapał ją za ramiona i szarpnął do góry. Skrzywił się, gdy do nozdrzy zaleciał mu aromat mikstury, którą ociekało jej ubranie. – Teraz mi powiedz, gdzie jest Greg.

– Nie mam pojęcia. Przysięgam! – Rozmazała sobie czerwień na twarzy, starając się, wyłapać łzy płynące po policzkach. – Ostatni raz widziałam go cztery godziny temu. To wszytko. Mówił, że wychodzi po jedzenie. Potem ślad po nim zaginął.

– I ty nie masz nic wspólnego z jego zniknięciem, powiadasz? Może to znowu te problemy z pamięcią? – Danny z lekkim uśmiechem na twarzy, zdawał się kpić z przerażenia swojej partnerki.

– Ja? Co miałabym mu zrobić?

Chłopak rzucił znaczące spojrzenie na chłodniejące już ciało. Leżało teraz spokojnie, bez niepotrzebnych pląsów.

– To nie moja robota. Przecież bym wiedziała – odpowiedziała Suzy, cofając się o parę kroków. – Nie wiesz, o czym mówisz!

– Nie takie rzeczy widziałem maleńka. Mnie nie musisz okłamywać. – Danny podszedł do niej, objął ramieniem i wyprowadził z kuchni. 

Cała zesztywniała kroczyła obok niego. Chłopak ze stoickim spokojem i opanowaniem, którego pozazdrościłby mu niejeden psychopata, rozpatrywał wszystkie opcje w swym skrzywionym umyśle. Jednak czy tak bardzo różnił się od uroczej Suzanne, która z całych sił probowała wyprzeć część swojej osobowości. Ten element, pierwiastek szaleństwa, który krążył bez opamiętania w jej krwi. Część natury, której nie chciała widzieć ani zaakceptować nie mogła zniknąć tylko dlatego, że próbowała ją usunąć.

Stojąc przy wejściu do salonu, usłyszała skrzypienie drzwi tuż za plecami. Zgrzytanie wywołujące gęsią skórkę na karku przyprawiło ją o mdłości, torsje silniejsze od tych, które odczuwała, widząc poszarpane ciało kolegi. Bała się odwrócić, a nawet skierować wzrok w innym kierunku. Nie przeszkodziło to Danny’emu, aby sam ukazał jej, co kryje za sobą dziwny dźwięk. Pogładził ją po plecach, skierował rękę nieco wyżej, przesuwając opuszkami palców po napiętych mięśniach karku, po czym złapał za włosy. Pięść brutalnie zacisnęła się na kołtunach zaklejonych od krwi. Szarpnął stanowczo do tyłu, chcąc nasunąć jej dalszy przebieg wydarzeń. Gdy spostrzegła otwarte drzwi do piwnicy, starała się złapać za framugę. Nie była wystarczająco szybka. Pociągnęła paznokciami po rozsypującej się ramie, tak gwałtownie, że drobne drzazgi wbiły jej się pod paznokcie, wywołując niemiłosierny ból. Lecąc na dół, ciemność pomieszczenia pochłonęła ją. Drzwi zostały zamknięte. Rozległ się huk, a po nim trzaśnięcie w zamku.

– Sytuacja została opanowana – wyszeptał pod nosem. – No może oprócz kwestii naszego drogiego głodomora. Ciekawe gdzie się zawieruszył. Też w sumie już zgłodniałem. – Oblizał usta, na których nadal spoczywała mieszanka płynów z ciała Sama.

Sprawdził cały dom, każde pomieszczenie nie skąpiąc czasu na przewertowanie szaf, zakamarków czy przestrzeni pod łóżkiem. Poruszał się cicho niczym kot, nie chcąc spłoszyć myszki, na którą polował. Nic nie znalazł. Zirytowany stanął w salonie naprzeciwko wygasającego paleniska w kominku. Chwycił pogrzebacz. Przez chwile bawił się rozlatującym się i iskrzącym drewnem. Skupił wzrok na jego intensywnej barwie. Może szukał odpowiedzi w płomieniach, a może inspiracji. Ciepłe i kojące, a zarazem niszczycielskie i wywołujące cierpienie. Wstał, wyjmując gorejącą końcówkę pogrzebacza i szybkim krokiem udał się do ogrodu.

Na zewnątrz było ciemno, a z nieba prószył delikatny śnieg, jeden z tych pierwszych nieśmiało pojawiających się na zimę. Nie był zbyt zimno, wiec Danny nie odczuwał chłodu na skórze, idąc w samym podkoszulku. A może to adrenalina utrzymywała w nim ogień. 

– Greeeg! Wystarczy już tego chowania się! – Powłóczył nogami, idąc po zgniłych liściach. Ciągnął za sobą metalowe narzędzie, którego czubek co chwile zaczepiał o wystające korzenie drzew. 

Ton głosu miał poważny, lecz cała otoczka dość go bawiła. Danny spacerował wśród drzew, co chwilę nawołując znajomego, ale nic to nie dało. Zrezygnowany, oparł się o pień. Wiatr kołysał starymi dębami, szumiał miedzy ich gołymi koronami, nucąc ponurą melodię. Płatki śniegu spadały na nieokryte przedramiona Danny’ego. Rozpuszczały się na ciepłej skórze, zamieniając w płyn. Gdy kilka kropel, zamiast płatków spadło mu na rękę, pomyślał, że temperatura zaczęła wzrastać, a śnieg naturalną siłą rzeczy zamieniał się w deszcz. Nic bardziej mylnego. Gdy uniósł dłoń, z jej powierzchni spłynęły trzy czerwone krople. Zamruczał skonsternowany, po czym uniósł wzrok. Nad jego głową wisiało rozszarpane ciało znajomego. Osadzone było wysoko, jakby zaciągnął je na nie lampart czy inny dziki kot. Trup powbijany był na gałęzie jak kawałki mięsa na szaszłyki. Od samego widoku Danny zgłodniał jeszcze bardziej. Przełknął ślinę, a w żołądku poczuł uścisk. 

– A pytałem – zaczął mówić do siebie. – Przecież bym jej nie oceniał. Jak tu ma człowiek zrozumieć kobiety.

Zamachnął się pogrzebaczem i rzucił go w kierunku ciała. Metal wbił się miedzy ciało, a gałęzie. 

– Sam go chyba nie zdejmę. – Dalej prowadził monolog. – Zresztą, po co. Już prawie święta. Każde drzewko potrzebuje swojej ozdoby.

Utraciwszy cel łowów, stracił entuzjazm do szwendania się na zewnątrz. Adrenalina opuściła w znacznym stopniu jego organizm, zmniejszając rozgorączkowanie całą zabawą. Wzruszył ramionami i potarł dłonią gęsią skórkę na ramionach.

Wracając do domu, zauważył ślady łap prowadzące do drzwi. Zastanowił się dwa razy czy wcześniej tutaj były. Nie był pewien.

– Byłem głupi, sądząc, że zamknięte drzwi ją zatrzymają. – Uwielbiał wewnętrzne monologi, te na głos i we własnej głowie. – Pora skonfrontować się ze swoimi demonami droga Suzzy.

Drzwi wejściowe były otwarte, przemknął obok nich, nie dotykając skrzydła. Hol wyglądał tak samo przeciętnie, może z wyjątkiem krwawych śladów butów, które pozostawili wcześniej, wychodząc z kuchni. Grymas na twarzy chłopaka wskazywał co najmniej na zdziwienie, gdy ten dostrzegł, że drzwi do piwnicy są nadal zamknięte. Wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby. Chwycił za klamkę i nacisnął. Nic. Zamek nadal jakimś cudem powstrzymywał bestyjkę przed wydostaniem się z pomieszczenia pewnego wilgoci i zimna.

– Wiec skąd ślady łap? Może wilki albo dzikie psy… Suzzy, Suzzy nawet twoi pobratymcy cię nie zbawią.

Włożył dłoń do kieszeni dżinsów. Wygrzebał z niej klucz - mały, ozdobiony rdzawymi oznakami czasu. Dłoń mu lekko zadrżała, gdy przekręcał go w zamku. Cóż tak niepokojącego mogło się kryć w tej małej dziewczynie, że niewzruszone oblicze Danny’ego zostało dotknięte na sekundę, ujawniając, że on również ma pewną słabość. Ponownie nacisnął klamkę. Metal zaskrzypiał, ale również jeden ze stopni drewnianych schodów. Popchnął drzwi od siebie i cofnął się do przeciwległej ściany. Skrzypnięcie kolejnego schodka. Jakby bliżej. Skrzydło drzwi przesuwające się na bok i to coś stojące za nimi. 

Nie przywoływało na myśl drobnej Suzanne. Posturą przypominało raczej wyrośniętego wilczura na sterydach z tą różnicą, że stało na dwóch nogach. Czerwone ślipia i ten sam kolor zaschnięty pod pazurami. Pamiątką z rewolucji kuchennych. I sierść. Gęsto skołtuniona sierść na całym ciele.

– Wiedziałem, że nie będę musiał zbyt długo na ciebie czekać –  powiedział, przyparty całym ciałem do ściany. – Dobra robota maleńka. Co prawda chodziło mi jedynie o Grega, ale wybaczę ci zabawę z Samem. Nazwijmy to stratami wliczonymi w usługę.

Bestia stanęła tak blisko, że czuł odór wydobywający się z jej pyska, a może nawet żołądka, w którym trawiło się już ludzkie mięso. Szybkim ruchem łapy wbiła szpony tuż obok jego głowy. Nie drgnął. Może nie odczuwał strachu, a może z mistrzowską precyzją chciał to ukryć. Ślina płynącą spomiędzy zębów ciekła mu po koszuli. 

– Tak wiem, obiecałem, że to się skończy. – Odchylił głowę na bok, aby uciec od smrodu wydychanego powietrza. – Miał to być ostatni raz, zanim powiem ci jak zatrzymać przemiany…

Monstrum uderzyło drugą łapą w ścianę, robiąc w niej głęboką dziurę.

– Tylko jedna, może dwie przysługi… – zaczął się plątać. – Obiecuję, że dotrzymam słowa. Zatrzymam to. Tak jak się umawialiśmy, a ty odejdziesz wolna.

Wielkie czerwone ślepia zabłysnęły ostrzegawczo, jakby sama śmierć wetknęła w nie pochodnie, zapraszając tego, kto się w nie wpatrywał do podróży w stronę światełka. Nie czekała na kolejne słowa. Unosząc obie łapy w górę, spojrzała mu ostatni raz w oczy. Szybkie opadniecie na cztery kończyny. Pazury wtapiające się w jego wątłe ciało niczym nóż w masło, przecinające ubrania, skórę, kości i narządy wewnętrzne. Krew tryskająca na około, skraplająca się na długim włosiu, spływająca na ciało bestii, wsiąkająca w jej jestestwo.

Dla jednych był to koniec, dla innych początek. Unikatowość tak łatwo jest wykorzystać, gdy jest czymś, czego nie potrafimy zaakceptować czy zrozumieć. W nieodpowiednich rękach każdy dar może wydawać się przekleństwem. Teraz tylko od niej zależało, jak wykorzysta swoją inność. Czy będzie kontynuować dzieło zniszczenia na drodze, na którą przywiódł ją Danny, czy wybierze własną ścieżkę?

Nim wzeszło słońce, w miejscu masakry nie było po niej śladu. Nie było też ciał, jedynie kałuże krwi nasuwały, co mogło się tutaj wydarzyć.



2 komentarze:

  1. Hej :)
    Coś mi zgrzyta w tym tekście. Nie wiem, czy to dobrane synonimy (krew - posoka, ciało - organizm), czy coś innego, ale zdaje mi się, że przez to tekst ma trochę nienaturalny wydźwięk. Choć muszę przyznać, że agonia przy tak otwartym wnętrzu to dopiero męka, a nie upragniona lub nie śmierć.
    Wybijały mnie z rytmu niedociągnięcia w stylu i literówki - rozumiem, że zabrakło czasu na korektę, więc nie będę się czepiać.
    Hmm, klimat tego opowiadania przywodzi mi na myśl ten rodzaj gier komputerowych, od których najbardziej trzymałabym się z daleka, gdybym w ogóle w jakąś grała.
    Ciekawie zrealizowany temat.
    Heh, zbrodnie bez ciał to jedne z najcięższych do rozwikłania. A gdy jeszcze winna istota nie jest człowiekiem... To zapowiada naprawdę coś ciekawego :D
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww, no cytat z hoziera zawsze.
    Przepraszam że dopiero teraz komentuje. W sumie wiekszosc juz napisalam Ci na fejsie, pozwolisz, ze nie będę się powtarzać.
    Jest bardzo brutalnie, do nieokoju i dużego zniesmaczenia, stosowane synonimy nadaja calosci dwuznacznego charakteru, jakby rzeczywistośc probowala wygladac na piękniejsza niz w rzeczywistości. A piekna to ona nie jest przeciez. Jest brudno i krwawo, ale to, co spodobalo mi się najbardziej, to skręty fabularne. Napięcie trzyma do samego konca!

    OdpowiedzUsuń