Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 30 maja 2021

[101] Beth sy'n bod arnoch chi? ~ Miachar + Naczelny Konsultant

  Miachar: Naczelny zgodził się uknuć ze mną coś dziwnego, nie wiedząc, że to oznacza przedsionek piekła. Tak mi przykro…

Naczelny Konsultant pozostawił to bez komentarza.




Naprawdę nie chciałem tego robić. Wolałem pozostać bierny i robić swoje niż brudzić sobie ręce tylko dlatego, że ktoś mnie o coś prosi.

– Nic z tego nie będzie – oznajmiłem i wypuściłem w powietrze falę tytoniowego dymu.
Mój towarzysz nie umiał w to uwierzyć.

– No ale dlaczego?

Stojąc w zaułku między dwoma budynkami, można było nie tylko spokojnie obserwować innych ludzi, jak przebiegali chodnikiem, spiesząc do swoich spraw, ale także snuć jakieś niecne plany lub właśnie – jak my w tej chwili – oddawać się z namaszczeniem walce dobrych chęci ze ścianą obojętności.

Błagalne tony i oczy szczeniaka nigdy na mnie nie działały. Dlatego byłem nieubłagany, gdy mój rozmówca uczynił ze swojej twarzy minę zbitego psa.

– Bo to twoja robota, nie moja – wyjaśniłem.

– Ale…

– Nie.

Teraz to miał naprawdę powód, by wyglądać na urażonego.

– Ale z ciebie przyjaciel.

– Dla ciebie żaden.

Nigdy nie rozumiał mojego sarkazmu, nie mogłem liczyć na to, że teraz będzie inaczej.

– Proszę, ten jeden raz.

Dziwiłem się, że w ogóle prosi o pomoc. Niewiele niższy ode mnie, o wiele szerszy w barkach, ze szczurzą twarzą w moich oczach był obślizgły, ale to powodowało, że nadawał się wręcz idealnie do pracy, jaką wykonywał w szeregach gangu – kogo innego można by wysłać po zwroty pożyczek, jak nie takiego karczka?

Tylko z jakiegoś powodu dzisiaj mu nie poszło. Tylko dlaczego to do mnie się zwrócił? Ja  byłem jedynie doskakującym urzędnikiem, który pomagał w sprawach, których gang nie mógł sam rozwiązać. Kontakt miałem tylko z kilkoma członkami tej grupy, a mój kolega był najniżej w tej hierarchii. Skoro prosił o pomoc, może w ogóle do niej nie pasował?

Westchnąłem. Naprawdę nie chciałem pchać się w ich sprawy, kiedy sami mnie nie wezwali, ale z drugiej strony nie miałem co robić. Żadnego zlecenia nie miałem, a też zbijanie bąków nie było częścią mojej natury. To i tylko to sprawiło, że jednak dałem temu człowiekowi szansę.

– Dobra – poddałem się i spojrzałem na mężczyznę uważnie. – O co chodzi? W czym mam ci niby pomóc?

– Chodź za mną.

Westchnąłem ponownie. Jeżeli ktoś miał być cholernie tajemniczy, to właśnie ktoś jego pokroju. A ja tylko chciałem jednej informacji.

Szedłem za nim, wciąż balansując na granicy między dzielnicą, gdzie mniejsze firmy oferowały pracę, gdzie kasy w sklepach działały niemal całą dobę i do zmierzchu można było spacerować, a tą, gdzie nikt nie zapuszczał się nawet w świetle dnia na własne życzenie. To ta była rajem dla gangu i jego wrogów, których od dawna nie umiałem zliczyć na palcach. Skoro nie kierowaliśmy się konkretnie w którąś z nich, a raczej poruszaliśmy po tej jeszcze dobrej, mocniej dziwiłem się, że znajomy pragnie pomocy. Ach, trzeba jednak było nie odbierać tego telefonu, choć pewnie dobijałby się do mnie więcej niż trzynaście razy.

Szliśmy w milczeniu, ja o dwa kroki z tyłu niczym jego cień, który jeszcze ma jakieś sumienie, a nie pozwolił złu zagościć w swoich żyłach. Podprowadził mnie pod dom, który wyglądał identycznie jak wszystkie inne przy tej ulicy. Każdy z nich zdawał się coraz bardziej upadać, jakby własny ciężar przestał być tym, który da się radę zawsze, mimo upływu czasu, utrzymać.

Przed domem zobaczyć mogłem równo przystrzyżony trawnik bez żadnych ozdób i skupić wzrok na toczącym pianę z pyska i szczekającym, wręcz warczącym jak nakręcony, owczarku niemieckim. Pies miał swój wzrost i masę, ale jak tak na niego patrzyłem ze swojej wysokości, to jawił mi się jak szczeniak.

Zerknąłem na znajomego.

– To tutaj? – zapytałem, na co skinął głową.

Nie musząc wiedzieć nic więcej, otworzyłem sobie furtkę – równie metalową, co cały płot, któremu raczej niewiele życia już pozostało – i wszedłem na ścieżkę z kwadratowych bloków betonu. Ujadanie psa zaczęło krążyć wokół mnie razem ze zwierzęciem, ja jednak szedłem dalej. I nic to, że w końcu sierściuch stanął przede mną i przyjął postawę, która świadczyć miała o tym, że szykuje się do ataku, byle tylko obronić domostwo i jego mieszkańców.

Spojrzałem hardo w oczy zwierzęcia i sam wydałem z siebie warknięcie. Z moich trzewi rozległ się dźwięk przypominający wilka szykującego się do wycia, co skutecznie psiaka wystraszyło. Odbiegł na werandę, by pokazać swój odwet właścicielowi, a mężczyzna, który wyszedł nam na spotkanie, wyglądał na zaskoczonego i porządnie wkurzonego. Pewnie wydawało mu się, że mój znajomy ponownie i tak szybko do niego nie zawita, co mnie zdziwiło – samą aparycją potrafił wystraszyć tak, że pożyczający sami go oczekiwali, gdy przychodził odebrać raty, dlaczego więc ten mężczyzna nie okazywał swoją postawą posłuszeństwa?

– Czego mi tu? – zakrzyknął, na co podszedłem, wyciągając ku niemu rękę.

– Dzień dobry, przychodzę wraz z kolegą na polecenie BreninDu, pan chyba dobrze wie, w jakiej sprawie?

Widziałem, jak przełyka ślinę, obserwowałem ruch jabłka Adama i było mi trochę przykro, że wyglądający na porządnego obywatela mężczyzna wplątał się w coś takiego.

– Ale… Ale ten kolega, co wciąż za płotem stoi, co tu był wcześniej, powiedział, że mam tydzień dłużej…

– Wie pan, może i tak powiedział, ale jak to wpiszę szefowi w księgę rachunkową, to nie tyle się zdziwi, co porządnie wkurwi i przyleci do pana tylko po to, żeby zajebać tak, że nawet pogrzebu się nie odprawi z księdzem i trąbką, bo nie będzie z czego.

Mężczyzna zbladł tak, że myślałem, iż zaraz padnie mi tu trupem. Jego pies chyba też to wyczuł, bo zbliżył się do niego, trącił jego dłoń nosem, po czym zaczął ją lizać, by dodać mu otuchy.

– Ja… Ja  zaraz przyniosę pieniądze… Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o kwotę, prawda?

Wzruszyłem ramionami.

– Wie pan, jak jest, czasami się pojawi obsuwa i lecą odsetki, ale się proszę tym nie martwić, zrobię adnotację przy pana wpłacie i jak wyliczę, ile wyszło, dam znać, by w przyszłym miesiącu wszystko się zgadzało.

Kiwał głową na znak, że rozumie, choć byłem pewien, że w przerażeniu nie jest w stanie nawet przypomnieć sobie swojego imienia. Odszedł w głąb mieszkania, a ja zabawiłem się z jego psem, który obrońcą może był kiepskim jak na mój gust, za to uwielbiał mizianie po brzuszku i jeszcze wyczuwał we mnie dość dobra, by nie zacząć na nowo szczerzyć na mnie zębów.

Mężczyzna wrócił po niecałej minucie i wręczył mi dość wypchaną kopertę.

– Ja… Proszę przekazać szefowi… Nie chcę go oszukać, ale…

– Ludźmi jesteśmy i różne przypadki po nas chodzą – rzekłem, chcąc dodać mu otuchy. – Jak najbardziej to rozumiemy, dlatego to ja dzisiaj do pana zaszedłem, a nie jakieś zbiry, by panu mordę obić. Ale w następnym miesiącu to bez żadnych sztuczek i szczucia psami, rozumiemy się?

Ponownie skinął głową, zerknął też na owczarka, po którego zachowaniu – lizaniu mojej dłoni – zdołał pojąć, że raczej na większą obronę liczyć nie może.

– Zrozumiałem.

– No. – Schowałem kopertę do kieszeni. – To ja czasu zabierać panu nie będę. Zdrówka życzę i żadnych problemów. Miłego dnia!

– Nawzajem.

Czułem na sobie jego wzrok, kiedy wracałem ścieżką odprowadzany przez psa, i podgwizdywałem cicho. Jeżeli to była ta prośba, to powinienem sobie policzyć jakiś procent od kwoty, jaką niosłem.
Jak na kulturalnego człowieka przystało, zamknąłem za sobą furtkę i jeszcze pomachałem mężczyźnie, bo ten wciąż stał na werandzie i nie spuszczał mnie z oczu. W innych okolicznościach może zostalibyśmy dobrymi kolegami, jednak było, jak było. Szczerze miałem nadzieję, że zdoła wydostać się z bagna, w które wdepnął, i nasze następne spotkanie będzie miało zupełnie inną podstawę.
– Całkiem sympatyczny osobnik – powiedziałem, zbliżając się do niego i wręczając koledze kopertę. – Dlaczego tobie się nie udało?

Nie odpowiedział, za to wyglądał na wściekłego. W głowie zaczął kiełkować mi powód, dla którego mogło mu wcześniej nie wyjść, a ta myśl mnie zaskoczyła.

Co jest z tobą nie tak? – zapytałem, patrząc na niego, kiedy ruszyliśmy w drogę powrotną, bo przy zaułku, gdzie się spotkaliśmy, zaparkował samochód. – Przecież wystarczyło pokazać temu psu, że jesteś od niego groźniejszy, a miałbyś taki sam efekt, jak przed chwilą widziałeś.

Burknął coś pod nosem, ale nie zdołałem tego posłyszeć. Jak mogłem to poznać po wtrazie jego twarzy, skupiał się na ciężarze pieniędzy w swojej kieszeni, do tego chyba zastanawiał nad tym, czy dać już szefowi znać, że zebrał ratę i ten nie musi mu w ramach kary obcinać żadnego palca.

Zastanawiałem się, czy może zacząć rozmowę, zwrócić uwagę, że coś mi się za tę przysługę należy, ale że wciąż wyglądał na mocno niezadowolonego, milczałem.

Wróciliśmy do tej głównej ulicy, przy której się spotkaliśmy, a ruch zaczął wzrastać, bo i dzieciaki wracały ze szkół, i ci, którym chciało się jeszcze robić, wracali z pracy. Wśród innych ludzi chciałem się odezwać, by dać znać, że wciąż idę za nim i jeszcze nie skończyliśmy, bo musimy się rozliczyć. W tym pragnieniu przestałem zwracać uwagi na otoczenie, dlatego umknął mi nagły ruch ze strony ulicy i to, że ktoś biegł w naszą stronę. Ktoś, kto też nie zwracał uwagi, gdzie biegnie.

Kto potrącił mnie tak, że zatoczyłem się i z siłą padłem na słup obok siebie, mocno waląc w niego głową, a później na chodnik, gdzie jeszcze zarobiłem z kostki brukowej w skroń.
Czułem ból i dziwne odrętwienie, jakbym był gdzieś poza światem, choć docierały do mnie dźwięki.

Chyba nawet ktoś krzyczał.

Poczułem, jak ktoś mnie szarpie.

– Ej, stary, w porządku? Słyszysz mnie?

Chciałem mu odpowiedzieć, ale nie umiałem wypowiedzieć słowa.

– Ej, spójrz na mnie! Tu jestem!

Słyszałem go, ale choć odwróciłem głowę w stronę głosu, nie zobaczyłem go.

Dlatego zamrugałem, raz, drugi i trzeci, chcąc w ten sposób podziałać na oczy, po czym zamknąłem je na trzy sekundy.

Otworzyłem oczy, słysząc dalsze nawoływanie kompana, ale nie widziałem go, choć poruszałem głową, by rozeznać się w tym, co się wydarzyło.

Właściwie to nic nie widziałem.

Rozglądałem się i wyciągałem przed siebie ręce, chcąc, by ktoś za nie złapał i powiedział mi, że wszystko jest w porządku. Ale musiało nastąpić to, co dzieje się w podobnych sytuacjach. W końcu straciłem przytomność.

Wiedziałem jedno – nawet jeśli się obudzę, to już nie będzie mój świat. Ten miał nigdy nie powrócić w takiej formie, jak do tej pory go znałem.


5 komentarzy:

  1. Ooo kooperacja, już mi się to podoba.

    – Ale z ciebie przyjaciel.
    – Dla ciebie żaden.

    Ostro, chyba nikt nie chciałby usłyszeć takiego tekstu od kogoś, kogo choćby lubi, co dopiero kogoś, kogo uważana za przyjaciela - nawet jeśli zostało to powiedziane w sarkastyczny sposób.

    Dzień dobry, przychodzę wraz z kolegą na polecenie BreninDu, pan chyba dobrze wie, w jakiej sprawie? - dość grzeczne to przywitanie :D jak na kogos kto sciąga pożyczki

    Hahaa jak dyplomatycznie można kogoś dodatkowo zastraszyć. Przyznam, że koleś ma swój styl.
    O jezu, uwielbiam tego gość. Zdrówka życzę haha. tego drugiego zaś ktoś powinnien wziąć na trening gangserki :D

    Takiej końcówki się nie spodziewałam, no ale takie życie czarnych charakterów...nigdy nie wiesz kiedy to ciebie ktoś kropnie...

    Widze wpływy kooperacji w tekście, bardzo fajnie wam to wyszło. Było zabawnie i konkretnie.

    Dobra Robota.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz :)
      A Miachar pyta, po czym widać wpływ kooperacji? :D

      Usuń
  2. Cześć,

    Bardzo ciekawie rozpoczęte opowiadanie i wejście do nowego innego świata. Ciekawa jestem jakby to dalej się potoczyło i jaki by był tytuł powieści. Może by tak dodać nutę magii, kryminału...
    Od samego początku wyczuwało się nutę tajemnicy.

    Bardzo fajny tekst i miałabym chętkę na więcej.
    Pozdrawiam,
    Krakowska Wiedźma

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej,
      Dziękujemy za komentarz, ale chyba dotyczy nie powyższego tekstu, tylko innego. W tym nie było mowy i żadnej powieści.

      Usuń
  3. To mi wygląda na dobry wstęp do czegoś grubszego. Dobrze nakreślone postacie. Warczenie na psa? Czemu nie! ;D plus 10 do sympatii w moich oczach. No i ta o końcówka, ktora właściwie wyglada mi na początek dobrej, ciekawej opowieści... Będę wyglądać ciagu dalszego, zdecydowanie. Cos jest takie w glownej postaci, co przyciaga. I nie wiem czemu, ale widziałam w jej roli Keanu Reevesa xd

    OdpowiedzUsuń