Akcja dzieje się w 1918 roku. Seria zawiera elementy historyczne, ale zawiera również dużo fikcji. W poprzedniej części Dalia została wciągnięta do książki „Frankenstein”, gdzie stanęła twarzą w twarz z doktorem. Była to jej własna decyzja. Chciała dowiedzieć się, co oznaczała osobista dedykacja w książce autorstwa jej babki. Słowa głosiły: Dedykuję tę książkę krwi Doktora Frankensteina.
Dziewczyna wyszła z mroku, ukazując całą swą osobę.
– Cóż to za odzienie? – wymamrotał Wiktor. – Niby niewiasta, a ubiorem do chłopa podobna.
Dalia skrzywiła się na ten obraźliwy komentarz, ale miała świadomość, że w tamtych czasach kobiety nie chodziły w spodniach, wiec jej widok musiał co najmniej zdziwić doktora.
– Przybywam z innego… – Słowo „czasu” nie wiele by pomogło w tej sytuacji. – Terytorium.
– Dziwne miejsce doprawdy, ale zdradź mi dziewczę, dlaczego chowasz się w mojej piwnicy? Kto cię wysłał?
– Jestem tutaj z własnej woli. – Dalia postanowiła podejść do stołu, na którym leżały szczątki. – Miałam nadzieję z nim porozmawiać.
– Z nim? – odezwał się pomocnik doktora. – To tylko szczątki zebrane w celu badań… anatomicznych. Nic nadzwyczajnego.
– Wiem, co tutaj robicie i wiem, kim stanie się to, co teraz nie ma w sobie krzty życia. – Dziewczyna spojrzała ze współczuciem na ciało, wiedząc czym stanie się później i co będzie przechodziło w swej kolejnej ziemskiej egzystencji. Wiedziała, jak ta historia się zaczęła i jak się skończy, ale nie przybyła tutaj, aby pouczać jednego z głównych bohaterów książki o poprawności jego decyzji. I tak nic by to nie zmieniło. Treści książki nie da się zmienić, nawet przebywając w niej i mają interakcję z bohaterami.
– Ileż to razy mówiłem ci, ty przekupo mierna, abyś słowem jednym nie wspominał nikomu, co za procedery się tutaj odprawiają. – Wiktor uderzył pomocnika starą szmatą po głowie.
– Doktorze, ja ani razu. Nigdy. – Mężczyzna przeżegnał się, patrząc na Dalie. – To znak z niebios musi być.
– Ty niebios w to nie mieszaj – rzekł do pomocnika, po czym odwrócił się do Dalii. – A ty zabieraj się stąd, nim złość opanuje mój umysł. Te sprawy ciebie nie dotyczą.
„Wręcz przeciwnie” – pomyślała, wycofując się z laboratorium Wiktora. Nie było sensu ryzykować. Poza tym to nie z nim chciała porozmawiać.
Wychodząc na zewnątrz, uderzył ją chłód i szarość kolorów. Łkanie dzieci i głośne rozmowy dorosłych.
– Moja biedna Beatrix – powiedział mężczyzna tulący dwoje dzieci. – Nie sądzę, żebym mógł znowu żyć sam. Była dla mnie całym światem.
– Co za różnica, Nielsen. – Starszy mężczyzna stojący nieopodal, nie był wzruszony nieszczęściem znajomego. – Sami się rodzimy i sami umieramy. Weź się w garść choćby dla swoich dzieci.
Dalia przeszła obok, pozostawiając tragedię na plecami, choć imię kobiety, Beatrix Nielsen, zapadło jej w pamięć. Słyszała je już wcześniej, dokładnie parę sekund po tym, jak pojawiła się w laboratorium doktora. Pomyślała, że w świecie takim jak ten, gdzie nieszczęścia kryją się na każdym rogu, trzeba być bezwzględnym i bezdusznym, żeby robić takie rzeczy jak Wiktor. Nie miała pojęcia, co miała znaczyć notatka w książce jej babki: Dedykuję tę książkę krwi Doktora Frankensteina. Może chodziło o potwora, a może zupełnie nie było to z nim związane.
Ponieważ znalazła się w niewłaściwym momencie powieści, a nie potrafiła przenieść się do jej dalszych rozdziałów, postanowiła powrócić do salonu Lorda Harborna, u którego to czytała jeden z pierwszych egzemplarzy książki „Frankenstein”. Stanęła na chodniku i zamknęła oczy. Myślała jedynie o tym, aby wyjść z tej dziwacznej historii, która niestety nie przyniosła jej żadnych odpowiedzi. Chwilę później odgłosy zgiełku i zapach wylewanych na ulice pomyj znikły, a otoczyło ją ciepło ognia palącego się w kominku drewna i cisza. Otworzyła oczy. Na kolanach nadal trzymała drogocenny egzemplarz. Rozejrzała się wokół, ale Williama nie było. Czyżby nawet nie zauważył jej zniknięcia? Słysząc kroki, nastawiła się na ostrą reprymendę ze strony przyjaciela, ale on z uśmiechem podszedł bliżej, po czym postawił dwie filiżanki kawy na stoliku nieopodal paleniska.
– Wybacz, że tak długo mnie nie było. – Mężczyzna odebrał książkę od Dalii, a następnie odłożył ją na miejsce na regale. – Dawid zaraz przyniesie ciasto. Musisz spróbować to receptura babki jeden z moich kucharek.
Dziewczyna jedynie się uśmiechnęła. Nie miała ochoty opowiadać Williamowi o swoich perypetiach w świcie Doktora Wiktora Frankensteina. Z przyjemnością przyjęła filiżankę kawy, siadając w dużym i wygodnym fotelu, tuż obok Williama.
– Może jednak dobrym pomysłem będzie zasięgnąć języka na temat młodości babki Dominique. Czy osoba, o której mówiłeś, jest dyskretna?
– Zdecydowanie tak. To archiwariusz. Wie o wielu rzeczach, które nie powinny wyjść na światło dzienne. Jak mówiłem, w swoich zbiorach może posiadać również inne książki twojej babki. Warto będzie z nim porozmawiać. Niestety od dwóch lat jest przykuty do łóżka, straszliwy wypadek, i to my będziemy musieli zaszczycić go wizytą… oczywiście, jeśli się na nią zgodzi. – William pogładził podbródek. – Ostatnio widziałem go jeszcze przed wypadkiem, ale jest dobrym przyjacielem rodziny, wiec postaram się o wizytację.
Dalia kiwnęła głową. Nie chciała robić sobie nadziei, ale sprawa książek i tajemniczej młodości babki nurtowała ją tak dogłębnie, że nie mogła spać po nocach. Jedyną osobą, z którą mogła swobodnie dyskutować na ten temat, był Lord Harborn. Była za to wdzięczna.
Wiedziała, że wizyta u lorda się przedłuża, przez co matka i siostry będą wypytywały ją o nadto częste odwiedziny. Postanowiła wrócić na obiad do domu. Przy okazji będzie miała szanse przeszukać domową biblioteczkę. Zawsze lubiła czytać, wiec nie wyda się to niczym nadzwyczajnym. Ciekawa była czy w jej własnym domu znajdzie egzemplarz książki “Pogoń za jaskółką”. Nie pamiętała, aby wcześniej sięgała po taką lekturę, co nie znaczy, że nie znajdowała się na regałach w gabinecie jej ojca.
Ojciec od lat pracował z wujem Thomasem w wydawnictwie. Nie był dziennikarzem, który gonił za sensacją, ale tym, który poprawiał teksty swoich kolegów. Sam również pisał artykuł, ale popularnonaukowe. Tym zajmował się głównie w domu, w zaciszu swojego gabinetu.
Dalia, jedząc obiad przy stole z całą rodziną, nie została wypytana przez krewne o szczegóły odwiedzin u lorda, zapewne dlatego, że przy stole zasiadł również ojciec, a on nie przepadał za plotkowaniem. Gdy posiłek się skończył, powędrowała za ojcem do jego gabinetu.
– Czy mogę skorzystać z biblioteczki, ojcze? – zapytała kulturalnie, gdyż tego była uczona.
– Oczywiście. Szukasz czegoś konkretnego?
– Nie koniecznie. Jakieś ciekawej pozycji do przeczytania. Najlepiej noweli, ale wszystkie nowsze pozycje mam już za sobą.
– Więc może coś starszego? – zaproponował ojciec, zupełnie jakby czytał Dalii w myślach. – Widzisz ten regał stojący w rogu? Tam są egzemplarze nawet z poprzedniego wieku.
Tego właśnie potrzebowała. “Pogoń za jaskółką” została wydana w 1869 roku, rok po narodzinach jej matki. Przejechała palcem wskazującym po grzbietach książek, szukając tego jednego tytułu, ale w domowych zbiorach go nie było. Innych książek pod nazwiskiem, którego używała jej babka, również nie było.
– Słyszałam, że Dominic Bradford pisał znakomite nowele. – Dalia postanowiła zaryzykować i wypytać ojca o pisarza, pod którego podszywała się jej babka.
– Hmm. – Gary Simons włożył końcówkę fajki do ust i chwilę dumał nad tym nazwiskiem. – Nie słyszałem wcześniej o tym autorze.
Dziewczyna nie wiedziała już, komu ma wierzyć. Może ojciec mówił prawdę, a może był kolejną osobą ukrywającą przeszłość Dominique. Chyba w domu niczego więcej się nie dowie. Pozostało jej jedynie czekać na wizytację u archiwariusza. Miała nadzieję, że William odzyska kontakt z mężczyzną.
Zatęskniłam za tym uniwersum! Wydaje mi się, że jakoś tak dawno nie było żadnego tekstu. Czekam, aż coś więcej się wyjaśni, bo widzę, że tu tajemnice i napięcie narasta >D!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Dalia była tak krótko w książce, bo fajne są te momenty, kiedy tam trafia, ale na pewno jeszcze tam trafi. Więc czekam!
~SW
Hej :)
OdpowiedzUsuńJa też lubię to uniwersum i cieszę się, że do niego wróciłaś.
Liczyłam na trochę więcej styczności z Frankensteinem, co nie zmienia faktu, że jestem pod wrażeniem tego, jak płynnie wyszło Ci przejście na ten staroświecki język i zupełnie inną formę wypowiedzi do tej, którą znam i używam. Jestem też niesamowicie ciekawa, kto zataja prawdę i o co naprawdę chodzi z babką Dalii. Mam nadzieję, że to się rozwinie przy kolejnych częściach.
Pozdrawiam.