Soleil nie wiedziała, co się dzieje. Od kilku dni siedziała zamknięta w komnacie i tylko raz dziennie wpuszczano do niej opiekunkę. Alienore mogła z nią rozmawiać wyłącznie szeptem. Dodatkowo czas na spotkanie był ograniczony do dziesięciu minut. Chociaż kwiaciarka chciała się dowiedzieć, jaki czeka ją los, Alienore nie mogła jej niczego powiedzieć, ponieważ sama tego nie wiedziała. Raczej skupiała się na tym, jak przetransportować swojej podopiecznej leki, ponieważ ostatnimi czasy była w naprawdę kiepskim stanie. Nie miała nawet możliwości zmienić ciuchów czy wykąpać się jak normalna osoba. Mogła wyłącznie cierpliwie czekać, przewracając się z boku na bok i mając nadzieję, że gorączka jej nie wykończy. Przez cały ten czas, kiedy siedziała zamknięta w pokoju, myślała o swoim przyjacielu, Blasie. Wiedziała, że nic mu nie grozi, w końcu brat nie mógł wyrządzić mu krzywdy, ale z pewnością miał zakaz zbliżania się do jej komnaty. Soleil nie mogła z tym nic zrobić, pozostało jej czekać.
Kwiaciarka nie liczyła, ile dni minęło, odkąd ją zamknięto, doskonale jednak wiedziała, że w końcu przyjdzie jej się spotkać z Villane’em. Ten dzień nadszedł niespodziewanie. Kiedy milcząca Alienore przyszła do niej ze smutnym uśmiechem, trzymając w dłoniach czystą sukienkę i pantofle, domyśliła się, że właśnie nadszedł ten dzień, kiedy zostanie ukarana. Po kąpieli, osuszeniu, rozczesaniu skołtunionych włosów i przypudrowaniu mocno rumianych policzków, na których odznaczała się gorączka, ubrała się w świeże ubranie, a potem została wypuszczona z komnaty. Kiedy szła przed korytarz, towarzyszyła jej dwójka milczących strażników, a także Alienore, która starała się ją w miarę możliwości podtrzymywać.
Soleil odnosiła wrażenie, że opiekunka coś przed nią ukrywa. Mogła to dostrzec po zbyt mocnym uścisku dłoni, która trzymała ją kurczowo za ramię. Nie miała jednak siły, aby choćby spytać, o co chodzi i gdzie ją prowadzą. Zbyt długo siedziała w ciemnościach i milczeniu. Wszystko było jej teraz jedno. I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu zajmowała się sadzeniem kwiatów oraz układaniem wiązanek. Teraz szła na rzeź, czując się jak najgorsza pod słońcem zdrajczyni, na dodatek nie miała jak uciec ani nawet uratować własnej rodziny. Mogła mieć tylko nadzieję, że Gawinowi i Laili nic nie groziło…
Drzwi od tajemniczej sali znajdującej się na najniższym piętrze zamku rozwarły się z głośnym skrzypnięciem. Ostre światło lamp poraziło delikatne oczy kwiaciarki, która aż się skrzywiła z bólu. Strażnik pchnął ją do przodu i tylko dzięki Alienore nie upadła ona na posadzkę.
Kiedy przyzwyczaiła się już do światła, zauważyła, że dookoła było mnóstwo ludzi. To zmroziło krew w jej żyłach. Nie spodziewała się, że zostanie zaciągnięta w takim stanie w sam środek tłumu, który przecież znała. Znajdowali się tu wszyscy rzemieślnicy, łącznie z osobami będącymi jej przyjaciółmi. Nikt się jednak nie uśmiechał. Widocznie nie mieli ku temu powodu.
Soleil zwróciła wzrok do przodu. Świat zawirował jej przed oczami, kiedy zobaczyła nie tylko Villane’a, ale również jego przyszłą żonę. Czyżby już się pogodzili? Nie zdążyła znaleźć na to odpowiedzi, bo znowu ją pchnięto. Tym razem kazano Alienore odejść w kierunku tłumu, została więc sama ze związanymi dłońmi i strachem, który niemal rozsadzał serce. Soleil dziwiła się, że krew była zdolna przepływać jeszcze przez jej żyły. Pomimo gorączki w środku czuła przeraźliwy chłód.
– Zebraliśmy się tu dziś, aby osądzić Soleil Rivaire, kwiaciarkę z wioski Laverne – rozpoczął Villane donośnym głosem.
Na dźwięk jego słów dziewczyna napięła mięśnie. Nie dowierzała temu, co słyszy. Potrząsnęła niepewnie głową, nie wiedząc, jak do końca na to zareagować. Początkowo Villane miał jej bronić, ponieważ potrzebował trucizn, które dla niego tworzyła, teraz podejrzenia stały się jednak zdecydowanie zbyt silne, dlatego wolał ją po prostu oddać w ręce sprawiedliwości, zapraszając na ten spektakl wszystkich ludzi, których znała. Czy właśnie to miała być jej kara za nieposłuszeństwo? W takim razie jaki czekał ją los, gdy osąd dobiegnie końca?
– Była jedyną osobą na zamku potrafiącą sporządzić silne trucizny. Wielu pracowników widziało ją w kuchni, kiedy je przyrządzała, również w dniu, kiedy zginął król – kontynuował Villane.
Wśród tłumów rozległy się okrzyki oburzenia.
– Dodatkowo próbowała uwieść mojego narzeczonego – dodała chłodno księżniczka Vesalia, patrząc na nią z góry z pogardą. – To prawdziwy demon w kobiecej skórze.
Soleil nie mogła uwierzyć w to, że obecny król tak zmanipulował faktami, że wszystkie winy spadły na nią. Ból w sercu stawał się wręcz nieznośny. Nigdy jeszcze nie czuła tak ogromnego ciężaru niesprawiedliwości, który ciążył na jej kruchych ramionach… Czy naprawdę była aż tak złą istotą? Zasługiwała na to wszystko? Gdzie popełniła błąd?
– To nie jest prawda, Villane – odezwał się nagle waleczny głos, tak bliski sercu kwiaciarki.
Zaskoczona dziewczyna spojrzała ze łzami w oczach w kierunku, skąd dochodził. Książę Blaise nie patrzył na nią, tylko na swojego brata. Na dodatek tuż za plecami miał dwójkę strażników. Nie wyglądał dobrze. Czyżby jego również trzymano w komnacie przez cały ten czas?
Król zmrużył groźnie oczy. Nie podobało mu się to, że młodszy brat śmiał się odezwać. Zachował jednak zimną krew.
– Soleil Rivaire otruła naszego ojca – powiedział przez zaciśnięte zęby. – Próbowała manipulować nie tylko mną, ale również tobą. Nie jest osobą, za którą się podaje. Czyżby nie ukrywała przed tobą wielu rzeczy?
Villane uniósł znacząco brew.
Blaise spojrzał niepewnie na Soleil, której serce łamało się teraz na miliony kawałków. Była tylko w stanie potrząsnąć głową. Nie mogła niczego powiedzieć. Nie mogła zaprzeczyć. Przecież ukrywała wiele rzeczy przed swoim przyjacielem... Nie była wobec niego lojalna.
Villane Cardarielle oderwał stopy od podłoża, by w ciągu kilku chwil znaleźć się przy kwiaciarce. Spojrzał na nią z góry i zadał pytanie:
– Zrobiłaś to?
Soleil, która ledwo oddychała, przez dłuższą chwilę była w stanie tylko milczeć.
– Ja… ja… – odezwała się ochrypłym głosem, nie wiedząc nawet, jak dokończyć rozpoczęte zdanie. Spoglądała w ciemne oczy pozbawione uczuć, pragnąc wyrzucić z siebie wszystko to, co miała do powiedzenia, a jednak za bardzo paraliżował ją strach. – Tak – odpowiedziała w końcu, przez co na sali znowu rozległy się okrzyki. Ledwie udało jej się przez nie przebić – …ale to nie ja wydałam rozkaz.
Nie wierzyła, że powiedziała to na głos. Villane najwyraźniej też nie, bo przez jego bezwyrazowe spojrzenie przebiło się najpierw zdziwienie, a następnie wściekłość, że w ogóle miała czelność to powiedzieć.
– Ach, tak? – spytał powolnie. – W takim razie powiedz, czyj to był rozkaz.
W szarych oczach najstarszego z żyjących potomków Cardarielle’ów krył się mrok. Kiedy pochylił się do przodu i rzucił krótkie: „Pamiętaj, ile możesz stracić”, Soleil wyprostowała się gwałtownie. Z jej oczu pociekły łzy. Nawet jeżeli bardzo chciała obwinić go o całą tę sytuację, w głowie wciąż miała swojego własnego brata i siostrę, którym groziło niebezpieczeństwo. Dusząc w sobie słowa, po prostu zacisnęła usta, przymykając powieki.
– Jak widać, wytłumaczenie nie istnieje – odezwał się chłodno Villane, prostując plecy. – Wielka szkoda – dodał szeptem, patrząc na Soleil z ohydnym uśmiechem przepełnionym satysfakcją. – Wynieść ją – rzucił do strażników, machając w ich kierunku dłonią z taką obojętnością, jakby chodziło o wyrzucenie śmieci.
Spanikowana kwiaciarka została pochwycona przez rosłych mężczyzn. Nawet nie starała się wyrywać. Ze łzami w oczach spojrzała ostatni raz na swojego kochanego przyjaciela. Nie spodziewała się dostrzec na jego twarzy niedowierzania. Zupełnie jakby uwierzył w zarzuty Villane’a. No tak. Dlaczego miałby wierzyć zwykłej kwiaciarce, która nawet nie próbowała się bronić? Znał ją tylko kilka miesięcy, ze swoim bratem żył odkąd się narodził. To irracjonalne. Musiała być głupia, skoro sądziła, że przynajmniej on będzie jej wierzył. Nie miał ku temu najmniejszego powodu.
Soleil spuściła wzrok. Odprowadzona została przez tłum ludzi, który buczał z oburzeniem w jej kierunku. Wtedy zdała sobie sprawę z tego, że była zupełnie sama. Nikt jej już nie mógł pomóc. Co prawda nie sądziła, aby Villane chciał ją zabić, ponieważ z praktycznego punktu widzenia wciąż była dla niego przydatna, ale szczerze powiedziawszy wolałaby już umrzeć, niż żyć w lochach, do których ją wrzucono, pozbawiając wody, jedzenia i światła.
Od śmierci gorsza była już tylko samotność…
Tak mnie wciągnął ten fragment ze nie dałam rady się zatrzymać i przemyśleć jego poszczególnych części. Tyle się działo i tyle negatywnych emocji. Już sama nie wiem co mogłoby ja ja uratowac o tego nieszczęścia. Gdy Soleil zaginieni nie będzie już kontynuacji a jeśli zostanie wtrącona do lochów i wykorzystywana jak do tej pory to ta seria już całkiem straci swoją magię. Mam nadzieję że coś wymyślisz i pozwolisz Soleil uwolnić się od ciężaru rodziny królewskiej, na Blaisa już nie liczę , ale może znajdzie się ktoś inny kto wydostanie ja z lochów.
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńBiedna Soleil. Ten tekst łamał i moje serce. To cholernie przykre, że jej życie stało się takie, a to wszystko przez Villane'a. Wciąż mam ochotę nakopać mu w tę królewską dupę i sama najchętniej wrzuciłabym go do lochu. Jest mi smutno, że dziewczyna pozostała właściwie sama na polu bitwy. Nawet Blaise wiele tu nie zdziała, skoro nie wie, komu powinien ufać.
I zgadzam się z puentą - czasami nie śmierć jest najgorsza, ale właśnie samotność.
Poruszył mnie ten tekst. Mam nadzieję i mocno trzymam kciuki za to, by nad Sol zaświeciło słońce, od którego wzięło się jej imię.
Pozdrawiam.