Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 17 maja 2020

[62] Kosmiczne kłopoty: SoulMate Prime ~ Kamil

Dawno tej dwójki nie był. Także, dla przypomnienia i ewentualnie wyjaśnienia  Xandro to główny bohater. D3M0-LK4 (w skrócie nazywany LK4) to jego robot, który wiecznie pakuje go w kłopoty. No i ma niezwykle mordercze zapędy. Ostatnio spowodowali wojnę atomową na planecie Arreta. Miłej lektury :D


Byłem zdruzgotany. Tyle śmierci pozostawionej za sobą. Z winy i za sprawą jednego robota... No dobra, to był jeden z powodów i to wcale nie jeden z ważniejszych, dla których czułem się przygnębiony. Czułem się oszukany i zdradzony, bo LK4 obejrzał parę odcinków Gwiezdnych Szarad beze mnie. I w dodatku nie przyznał mi się do tego! Dopiero jak zaczęliśmy oglądać razem, to rzucał takimi spoilerami, że miałem ochotę rozmontować go na części! 
Wieczorem, gdy LK4 podłączył się do ładowarki, wybrałem numer do Technobotic Robocial Industries, mając nadzieję że nie dotarła do nich wieść o masakrze, jaką urządził mój robot na Arrecie. Zaraz po pierwszym sygnałem połączenia, na wizjerze pojawiła się linia obrazująca dźwięk. Zaczęła się łamać i drgać, gdy z głośnika wypłynęły mechanicznie brzmiące słowa: 
- Gratulację! Udało ci się skontaktować z megakorporacją Technobotic Robocial Industries. Proszę wybrać numer wewnętrzny lub poczekać na połączenie z konsultantem. Jeden, sprzedaż jednostek. Dwa, aktualizacje jednostek. Trzy, wymiana gwarancyjna i reklamacje. Cztery, anihilacja jednostek, organizmów żywych i całych planet. Pięć, kariera i zatrudnie… 
- Trzy, wybieram trójkę! 
- Wybrałeś trzy, wymiana gwarancyjna i reklamacje. Prosimy czekać na połączenie z konsultantem. - I z głośników zaczęła płynąć irytująca melodia. Po pół minuty ponownie odezwał się mechaniczny głos. - Jesteś pierwszy w kolejce. Prosimy czekać na połączenie z konsultantem. 
- No, dalej. - Zacząłem się irytować, gdy minęły dwie minuty wypełnione irytującą melodią.
- Jesteś drugi w kolejce. Prosimy czeka…
- Co? Zaraz! Chwila! Przecież byłem pierwszy! 
- Jesteś pięćdziesiąty czwarty w kolejce. Pro…
- Ej! 
- JESTEŚ STO DWUDZIESTY SIÓDMY W KOLEJCE! - wrzasnął automat na cały regulator, po czym wrócił do swojego normalnego, mechanicznego głosu - Prosimy nie pyskować i CIERPLIWIE czekać na połączenie z konsultantem, ty organiczny ignorancie! - ostatnie trzy słowa wypowiedział z nieukrywaną pogardą. 
Nie pozostało mi nic innego, jak cierpliwie czekać na swoją kolej. Ale przynajmniej ta rozmowa dała mi nieco jaśniejszy obraz na pochodzenie charakteru LK4. Skoro mechaniczna sekretarka stroi takie fochy, to nie ma się co dziwić, że zaimplementowali niepowstrzymaną chęć mordu w robocie obronnym. 
Długość kolejki zaczęła dość szybko spadać. Co piętnaście sekund przesuwałem się o pięć miejsc, więc po kilku minutach, (dokładnie sześciu i pół okropnych, męczących minutach wypełnionych piekielną, irytującą melodią), byłem już drugi. Wkrótce (bite 3 minuty!) połączyło mnie z konsultantem. Czułem się jakbym wygrał los na loterii, jakbym przebiegł maraton i zajął pierwsze miejsce, jakbym dostał całą planetę na swoją własność. Byłem święcie przekonany, że mogę osiągnąć w tej chwili wszystko, a moja mistrzowska cierpliwość została właśnie wynagrodzona.
A potem spojrzałem na wizjer. 
Nie jestem xenofobem, żeby nie było. Uważam, że każda istota, żywa czy mechaniczna, inteligenta czy głupia, ma prawo do istnienia we wszechświecie. Ale kurde, Blublargi? Przecież to jakiś chichot ewolucji! 
Właśnie jeden z nich spoglądał na mnie z wizjera. Bliżej nieokreślony kształt, ciągle się zmieniający, który przypominał mi nieco pantofelka. Był przezoczysty i wodnisty, a wewnątrz swobodnie pływały jakieś dziwne organy. Mało tego, mogłem bez problemu zobaczyć co niedawno jadł, bo pokarm swobodnie przelewał się po całym jego ciele. Dwoje oczu, ułożone niesymetrycznie i jedno ciągle odpływające w dół, patrzyły na mnie z nadzieją. Jego otwór gębowy rozwarł się i wydobył z niego dźwięk przypominający bulgotanie. Tłumacz w wizjerze zaczął przekładać ze sporym opóźnieniem jego słowa. 
- Dzień dobły. Lub dobły wieczół. Jestem Blaaaargh - imię Blublarga brzmiało, jakby ktoś popisywał się beknięciem - Smith. Wybłał pan lub pani wymianę gwałancyjną lub łeklamację. W czym mogę służyć? 
- Yyy… - zbiło mnie nieco z tropu, gdy z ciała Blublarga nagle wyrosła nibyrączka, równie przezroczysta co on i o bliżej nieokreślonym kształcie, która chwyciła odpływające oko i pociągnęła je do góry, ustawiając na swoje poprzednie miejsce. - Tak, tego. Chciałbym złożyć reklamację. 
- Bałdzo nam przykło, że nasza ofełta nie spełniła pana lub pani oczekiwań. Co chciałby pan lub pani załeklamować? 
- Łobota… Znaczy się, robota! Model D3M0-LK4. 
- Okejciaski - zabulgotał Blaaaargh. - Płoszę, niech pan lub pani poda mi system gwiezdny w któłym się znajduje. 
Centralny Komputer Statku wyświetlił niewielką mapę galaktyki, a następnie zrobił zbliżenie na miejsce zaznaczone żółtą kropką, oznaczającą system w którym obecnie dryfowaliśmy. Przeczytałem nazwę na głos konsultantowi. 
- Znajduję się w systemie Skoliozis? Kto wymyśla te nazwy?! 
- Nie wiem, płoszę pana lub pani. Wiem natomiast, gdzie pan lub pani musi się udać. System Łabałbadosa, dwa pałseki od pana lub pani. Spotka się tam pan lub pani z samym Hiłoshiło Nakamuła, jednym z założycieli Technobotic Łobocial Industłeis! - Blaaaargh bulgotał z przejęciem i podekstyctowaniem. Niestety beznamiętny głos tłumacza nie przełożył emocji jakie wypełniały Blublarga. - Płoszę udać się do naszej placówki na Łabałbados Dwa. Pan Nakamuła będzie oczekiwałem pana lub pani. Życzę panu lub pani miłego dnia lub wieczołu! - i nim cokolwiek zdążyłem powiedzieć, konsultant się rozłączył. 
Nie będę ukrywać, byłem zdziwiony po tej rozmowie. Nigdy wcześniej nie spotkałem tak rozgarniętego Blublarga. I nawet potrafił sklecić pełne zdania! Z myślą,, że możliwe, iż spotkałem właśnie ichniejszy odpowiednik Einsteina, wprowadziłem dane systemu Rabarbados do Centralnego Komputera Statku. 
Dwa parseki przy prędkości nadświetlnej to naprawdę niewielka odległość, więc w relatywnie krótkim czasie dotarłem do wskazanej mi planety. Był to lodowy karzeł, wielkości może ćwierć Ziemi, którego powierzchnię pokrywał jeden wielki ocean zamarzniętej wody oraz małe ośnieżone wysepki. Nawet udało mi się dostrzec parę gór, były jednak nie wyższe niż Mont Blanc.
Centralny Komputer Statku otrzymał dane lądowiska znajdującego się na jednej z wysepek. Niewiele później, stałem już w kombinezonie zimowym w pobliżu mojego Skoczka, na wielkiej odśnieżonej, betonowej płycie. Za mną wlókł się dopiero co odłączony z ładowania LK4. Wydawał się nieco zdziwiony. Gdy czekałem przed moim statkiem na jakiegokolwiek przedstawiciela TRI, robot zapytał mnie dlaczego wylądowaliśmy. Gdy wyjaśniłem mu, że zamierzam oddać go na gwarancji, nie zaprotestował. Mało tego, zaczął się zachowywać bardzo dziwnie, zupełnie jak nie on. Odpowiadał mi zdawkowo, półsłówkami, zrezygnowany, pełnym zawodu głosem. Szczerze powiedziawszy, niespecjalnie się tym przejąłem. Czułem nawet pewnego rodzaju satysfakcję, że w końcu mu pokazałem, kto tu rządzi! 
Lądowisko, na którym staliśmy, było częścią większego kompleksu. Tuż za betonową płytą znajdował się podłużny, trzypiętrowy budynek na którym wielkimi, zielonymi, neonowymi literami wypisane było Technobotic Robocial Industries filia w Rabarbados. Wokół lądowiska znajdowały się hangary i ogrodzone murem plazmowym kawałki ośnieżonej ziemi, na której pod plandekami ukryte były różnych rozmiarów i kształtów przedmioty. Wywnioskowałem, że są to pojazdy, maszyny i droidy produkowane przez TRI. 
Po pięciu minutach oczekiwania, z budynku z neonowym napisem wyszły dwa androidy, prawdopodobnie najnowszy model, bo ledwo poznałem, że to nie ludzie a roboty. Zdradziły się tym, że wyszły w letnim ubraniu na ten trzaskający mróz. Gdy do nas podeszły, przeprosiły, że kazano nam czekać oraz poprosiły, żebyśmy udali się do sali konferencyjnej. Niewiele myśląc, ruszyłem za nimi, a za mną LK4. 
Wnętrze budynku wyglądało mało imponująco, niemal jak ziemskie szpitale na filmach z dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku. Na początku długiego korytarza w pastelowym błękicie, ustawiona została wielka recepcja. Wzdłuż lewej ściany znajdowało się kilkanaście drzwi, po prawej natomiast ławeczki dla oczekujących. Za ladą recepcji siedział robot, jeden z pierwszych modeli S3KR3T4-RK z charakterystyczną kanciastą budową i robotycznymi ramionami z licznymi palcami. Nawet na nas nie spojrzał, gdy przechodziliśmy obok, zbyt zajęty wpisywaniem danych na holo-klawiaturze. 
Na końcu korytarza znajdowała się winda, do której wszedłem za dwoma androidami. Gdy LK4 ledwo się wcisnął, ruszyliśmy w dół. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, budynek nie miał jedynie trzech pięter na powierzchni, rozciągał się bowiem na dziesiątki poziomów pod ziemią. 
Zjechaliśmy na minus siedemdziesiąte pierwsze piętro. Po wyjściu z windy moim oczom ukazała się ogromna sala konferencyjna. Ogromny stół ciągnący się przez całą długość pomieszczenia, a przy nim setki, jak nie tysiące krzeseł. Po prawej stronie znajdowały się dziesiątki hologramów wielkości kinowego ekranu, zastępujące okna. Na każdym wyświetlony był inny typ środowiska - od zimowego jak na Rabarbadosie Dwa, po dopiero co powstające powierzchnie egzoplanet, wypełnione wulkanami i lawą. Na lewej ścianie sali konferencyjnej znajdowały się hologramy robota stojącego na samym końcu stołu. Był to jeden z pierwszych robotów, jakie stworzyło TRI. Jeszcze bardziej kanciasty niż S3KR3T4-RK o dość wątłej budowie i mało praktycznym wyposażeniu. Szczególnie w oczy rzucał się jeden element. Jako jedyny z robotów firmy TRI miał organiczny procesor i prawdziwą inteligencję, bowiem w miejscu głowy zamontowany był słój z ludzkim mózgiem. Pływał niemal swobodnie w płynie zielonkawej barwy, podłączony jednym, grubym kablem do całej mechanicznej reszty. 
Mimo, że szedłem żwawym marszem za androidami, to dotarcie do robota z końca stołu zajęło mi z pięć minut. Gdy stanąłem twarzą w… mózg, przywitał mnie serdecznie, przedstawiając się. Był to Hiroszimo Nakamura we własnej osobie, albo raczej w tym, co z niego zostało. W pierwszej kolejności wytłumaczył, żebym się nie przejmował jego aparycją (dokładnie tymi słowami to określił i dokładnie w tym momencie zrozumiałem, że mam do czynienia z wykształconym dupkiem, który będzie popisywał się swoją wiedzą). Wyjaśnił, że już wieki temu postanowił porzucić organiczną formę życia, bo jest zbyt ograniczająca. 
- To mógł sobie wybrać lepsze ciało, bo ten szmelc jest bardziej ograniczony, niż komputer ENIAC. - Przez to, że do tej pory LK4 milczał, całkiem zapomniałem o jego obecności. Musiał oczywiście o sobie przypomnieć w najgorszy z możliwych sposobów, obrażając jednego z założycieli megakorporacji, która go wyprodukowała. Spojrzałem na niego gniewnie, po czym zacząłem przepraszać Hiroszimo Nakamurę. 
- Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi. Zapewne to sprawca całego zamieszania związanego z reklamacją? - Zapytał, a jego mechaniczna dłoń wskazała na LK4. Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, Hiroszimo już ciągnął dalej. - Owszem, zgadzam się z D3M0-LK4, że moja obecna forma nie jest zbyt funkcjonalna. Zdecydowałem się jednakże na nią, gdyż mam do niej ogromny sentyment. Oczywiście, wprowadziłem liczne usprawnienia. - Coś wewnątrz Hiroszimy zgrzytnęło i wszystkie hologramy z prawej ściany zmieniły się w obrazy z kamer na zewnątrz budynku. Znów dało się słyszeć ten dziwny zgrzyt i z windy wyjechało kilka nowych robotów. - Jak widzicie, chociaż obecnie moja powłok jest niezbyt funkcjonalna, tak nie jest to jakąkolwiek przeszkodą, gdyż nadaje się idealnie do sterowania zdalnego tym kompleksem. Tak, ale ja tutaj się zagadałem, a pan przybył w zupełnie innym celu przecież. Rozumiem, że chce pan zareklamować ten model D3M0-LK4?
- Tak, dokładnie.
- W porządku. Dochodziły nas wieści, że właściciele mieli z nimi… problemy. Oczywiście to niesamowicie niefortunne niedopatrzenie z naszej strony. W związku z tym, przyjmiemy pańską reklamację bez zbędnej papierologii.W ramach przeprosin, otrzyma pan również, całkowicie za darmo najnowszy model K0M-P4N w wersji SoulMate Prime. Mam nadzieję, że spełni pańskie oczekiwania. 
- O… Dziękuję. Nie spodziewałem się… Ale w sumie, nie musiał pan. Żeby aż SoulMate Prime'a?
- Nonsens, TRI dba o swoich klientów. Mam jeszcze do pana takie pytanie. W związku z reklamacją, czy zgodzi się pan, abyśmy przyjrzeli się pamięci, programom i podzespołom D3M0-LK4? Pozwoli nam to wykryć usterkę i usunąć ją w kolejnych generacjach.
- Yyyy… - Spojrzałem niepewnie na swojego robota. Nic nie powiedział, ponownie zachowywał się jakby był nieobecny. - No cóż, nawet jeśli ja się zgodzę, to nie wiem czy on wam pozwoli. 
- Niech się pan o to nie martwi, mamy na to swoje sposoby.
- No dobrze… 
- Wybornie! Niezwykle miło się z panem gawędziło, muszę jednak już pana pożegnać, bowiem spieszę się do laboratoriów. Rozumie pan, prowadzenie placówki, eksperymenty i te sprawy. Pański nowy nabytek powinien już czekać przy recepcji. N7 i N9 pana odprowadzą. Życzę miłego dnia i do widzenia! 
- Super! - ucieszyłem się - Do widzenia, panie Nakamura, miło było poznać! 
Hiriszimo niezgrabnie pomachał ręką, a następnie odwrócił się i bardzo powoli odjechał na swoich czterech kółkach w stronę lewej ściany. 
- No cóż - zwróciłem się do LK4. - Więc to chyba koniec naszej współpracy. Było… intensywnie. Żegnaj. 
Nie odpowiedział ani słowem. Czekałem pół minuty w zawieszeniu. W końcu zrezygnowany, ruszyłem w stronę windy za dwoma androidami. Gdy drzwi się zaczęły zamykać, ostatni raz spojrzałem na mojego byłego robota. Przechodził właśnie przez tajne wejście za Hiroszimem. Nawet nie odwrócił się w moją stronę. 
Przed recepcją faktycznie czekał na mnie nowiuteńki model K0M-P4N, antropomorficzny, chociaż z zachowanymi cechami mechanicznymi - obudowa była srebrna a nie pokryta syntetyczną skórą, a także w miejscu stawów odsłonięte miał mechanizmy zginające i kable. Zawinięty był w celofan obowiązany kokardką. Drżącą dłonią otworzyłem pakunek i przycisnąłem guzik aktywacji. Wszystkie kontroli na robocie zapaliły się. Spojrzał swoimi obiektywami na mnie i przemówił głosem zniekształconym przez syntetyzator:
- Gratulację! Zostałeś właśnie właścicielem K0M-P4N w wersji SoulMate Prime! Megakorporacja Technobotic Robocial Industries projektując modele K0M-P4N przyświecała idea stworzenia idealnego druha do podróży międzygwiezdnych. A któż nadaje się do tego lepiej, niż my sami? Uprzejmie proszę o zezwolenie na konfigurację i skan pańskiego mózgu, abym otrzymał pańskie cechy charakteru. 
- Yyy… Zezwalam?
 Nie spodziewałem się czegoś takiego. Słyszałem, że K0M-P4N dostosowuje się do właściciela, ale żeby aż skan mózgu? Chociaż z drugiej strony, pomyślałem, że to może być niezła zabawa. Skoro będę miał kogoś o identycznym charakterze, to skończą się kłótnie i wszelkie dziwne sytuacje powodowane przez LK4. 
Z ręki mojego nowego robota wysunęły się przyssawki, które przyłożył do mojej głowy. 
- Konfiguracja zajmie chwilę. - Na srebrnej klatce piersiowej pojawił się hologram przedstawiający pasek podpisany jako postęp konfiguracji. Osiągnął ledwo jeden procent. - Czy życzy sobie pan w tym czasie posłuchać muzyki? 
- Nie! - wrzasnąłem, bo od razu przypomniała mi się irytująca melodia z oczekiwania na konsultanta. - Może lepiej opowiedz mi jakie masz funkcjonalności.
- Oczywiście. Posiada pan wersję SoulMate Prime, dlatego został wykonany pełen skan mózgu, zamiast stosowania uczenia maszynowego. Zainstalowane mam również dodatkowe oprogramowanie EmojiReader, dzięki czemu lepiej reaguję na ludzkie emocje. Zgodnie z logami, pańska licencja na EmojiReader została opłacono przez Technobotic Robocial Industries wieczyście, wobec czego nie zostaną naliczane dodatkowe koszty użytkowania. - Miło się tym zaskoczyłem. EmojiReader jest kosmicznie drogi, nigdy bym sobie na niego nie mógł pozwolić. Robot natomiast mówił dalej, a pasek kofiguracji był już w połowie zapełniony. - Ponadto, posiadam rozszerzony zestaw uzbrojenia, pozwalający na anihilację większości gatunków istot żywych jak i mechanicznych. Wbudowana została również pojemniejsza bateria, przedłużająca czas pracy bez ładowania o całe trzydzieści procent! Wizjery optyczne o wielkości siedmiu terapikseli pozwalają na nagrywanie wszystkiego w niespotykanej dotąd jakości. A także, posiadam dwa żyroskopowe uchwyty na kubki, dzięki czemu nie uronisz ani kropli swojego ulubionego napoju! 
- Super! - Ucieszyłem się nie tylko możliwościami mojego nowego robota, ale również faktem, że skończyła się konfiguracja. - To co? Możemy iść? 
- No dobra - K0M-P4N odpowiedział ze słyszalnie mniejszym entuzjazmem, niż podczas prezentacji swoich możliwości. 
- To co? Lecimy do Korrinis?  - Zaproponowałem, gdy unosiliśmy się już nad Rabarbados Dwa. 
- A po co? 
- Aaa, no tak, bo Ty nie wiesz. Razem z LK4 chcieliśmy dorwać szefa kartelu, który wystawił list gończy na moją głowę. 
- Na wszystkie obwody! Przecież to niebezpieczne!
- No, trochę… 
 To co? Może parę odcineczków Gwiezdnych Szarad, a potem polecimy gdzieś, gdzie będziemy mogli się trochę poobijać, co? - zaproponował robot. Zgodziłem się, w końcu jeśli ma mój charakter, to chyba wie najlepiej czego bym chciał. 
Parę odcinków później wyszło na jaw, że za towarzysza mam okropnego lenia! Gdy prosiłem go, żeby przyniósł chipsy, albo piwo, albo żelki, albo drinki, to zawsze odpowiadał, że zaraz pójdzie. A następnie sam mnie prosił, żebym poszedł dla niego po akumulator, bo też by się napił czegoś z prądem! 
Mało tego, okazał się strasznie, hmmm… nudny. Ciągle niepewny, wystraszony i bardzo pesymistycznie nastawiony do życia. Zero zewu przygody, na jakiekolwiek wspomnienie o wyruszeniu gdzieś w podróż, odpowiadał negująco. Nie ukrywam, odpowiadało mi to trochę, przynajmniej mogłem sobie odaspnąć od nieustannego wrzucania mnie w wir akcji przez LK4. Ale w pewnym momencie, trochę za tym zatęskniłem. 
Minął tydzień od momentu, gdy zostawiłem LK4 na Rabarbados Dwa. Byliśmy z K0M-P4N na Lattimencji. Bardzo mi się podobało. To tak, jakby ktoś przeniósł ziemskie Hawaje i zrobił z tego jedną, wielką planetę. Błękitny ocean pokrywający niemal cały świat z wyjątkiem miliardów niewielkich wysepek. Piasek przyjemnie chrzęszczący pod stopami. Ciepełko z ogromnego czerwonego olbrzyma. Palmy, które dają przyjemny cień i szumią kojąco. Tańce aż do rana. No i wiadomo, drinki w kokosie.
Całą sielankę zakłócała mi jedynie obecność K0M-P4N. Narzekał, że a to gwiazda za mocno świeci, a to piasek wchodzi mu tam gdzie nie trzeba, a to drinki słabe i tak dalej. Owszem, też zdarzyło mi się parę razy na coś pomarudzić, ale przynajmniej nie byłem tak zrzędliwy jak on. No, a przynajmniej mam taką nadzieję. 
Czarę goryczy przelała zdrada najgorsza z możliwych. 
Pewnego wieczoru, gdy K0M-P4N wybrał się do baru wypić parę baterii, ja postanowiłem obejrzeć kolejny odcinek Gwiezdnych Szarad. Ku mojemu zdumieniu, ktoś wcześniej obejrzał trzy odcinki! I miał do tego czelność nawet nie ukryć faktu, że oglądał serial. Oczywiście, od razu wiedziałem kto to zrobił, bo któż inny jeśli nie K0M-P4N. Postanowiłem więc przygotować na niego pułapkę. 
Ukryłem się pod łóżkiem, przed którym stał hologram. Czekałem całe pięć godzin, aż mój robot się zjawi. On, jak gdyby nigdy nic, wparował do domku który wynajmowałem, rzucił się na łóżko, marudząc że jest twarde i włączył hologram. Wybrał następnie z listy Gwiezdne Szarady i włączył kolejny odcinek, otwierając przy okazji baterie. 
Wyturlałem się spod łóżka i podniosłem gwałtownie, celując w K0M-P4N palcem wskazującym i wołając "Aha!" 
- Ech, to ty… No, o co chodzi? Nie widzisz, że jestem zajęty oglądaniem - jego zachowanie wprawiło mnie w osłupienie. Naprawdę jestem takim, egoistą, hipokrytą i dupkiem? Zdenerwowany, wyciągnąłem blaster z kabury i wycelowałem w klatkę piersiową robota. 
- Ej! No co ty? Przecież chyba mnie nie zabijesz? To byłoby dziwne, trochę tak, jakbyś zabił siebie… 
- Masz rację - zgodziłem się z nim i właśnie z tego powodu wpakowałem w niego cały magazynek z blastera. 
Nie zwlekając dłużej, zabrałem dymiące jeszcze szczątki po K0M-P4N, wsadziłem do statku i wyruszyłem z powrotem na Rabarbados Dwa, po mojego dawnego kompana - po D3M0-LK4.
Zastałem go, a jakżeby inaczej, pośrodku zgliszczy budynku po TRI. Gdy tylko wylądowałem, podszedł do statku, jakby wiedząc wcześniej, że po niego przybędę. Gdy otworzył się luk w ładowni, wyrzuciłem bez ceregieli szczątki po K0M-P4N i kiwnąłem ręką do LK4 w zapraszającym geście. Robot zaczął wchodzić po trapie, ale zatrzymał się przy mnie. 
- Cześć! Miło cię znowu widzieć - powiedział to swoim niskim dudniącym głosem w taki sposób, jakbyśmy się nie widzieli zaledwie godzinę.
- Cześć. Nie będę cię pytał o - wskazałem głową na ruiny budynku TRI - jeśli ty nie zapytasz o - i wskazałem szczątki K0M-P4N. 
- Jasna sprawa. Możemy udać, że nie zostawiłeś mnie na pastwę losu wrednej megakorporacji, jednocześnie dobrze się bawiąc z K0M-P4N. 
- Świetnie! A poza tym, wcale tak dobrze się nie bawiłem. K0M-P4N okazał się okropny… 
- Wiem, przez przypadek nie wyłączyłem nadajnika jak mnie oddałeś, więc słyszałem każde twoje słowo. Jego zresztą też. Jak usłyszałem tylko jego pierwsze "no dobra" - puścił nagrany dźwięk, jak K0M-P4N mówi "no dobra" - to już wiedziałem, że po mnie wrócisz. I ogólnie, mam nadzieję, że jesteśmy kwita za Gwiezdne Szarady?
- Tak, oczywiście. To co? Wskakuj i lecimy na Korrinis! 
- Pewnie! Już mnie świerzbią karabiny plazmow, od jakichś siedmiu godzin nikogo nie zabiłem!   
Mimowolnie wyszczerzyłem zęby na te słowa i przepuściłem LK4 do ładowni. Gdy szedłem w stronę mostka, zastanawiałem się nad pewną kwestią. Wcześniejszą siedzibę TRI LK4 też zniszczył i to pod jakimś głupim pretekstem. Wydało mi się to bardzo dziwne. Przystanąłem więc jeszcze na chwilę i nie mogąc się powstrzymać, zapytałem robota: 
- Nie przepadasz za TRI, co? 
- To czy za nimi przepadam czy nie, to nie ma nic do rzeczy. - Odpowiedział błyskawicznie, jakby był przygotowang na to pytanie, jednocześnie otwierając akumulator jak puszkę piwa. - To po prostu syndrom potwora Frankensteina. - I upił spory łyk kwasu.
- Syndrom czego? - Parsknąłem śmiechem. 
- Potwora Frankensteina - powtórzył spokojnie. - No wiesz, stworzenie zawsze zamierza zniszczyć stwórcę. 
- Pierwsze słyszę… A jak się mają do tego trzy prawa robotyki? - zapytałem zaciekawiony.
- Prawa czego? - LK4 odpowiedział autentycznie zdziwiony. Już chciałem się sprzeczać, że jak może nie znać zasad robotyki, ale potem przypomniałem sobie ile już spowodował zniszczeń i śmierci, więc uznałem że faktycznie może nie wiedzieć o co chodzi. 
- Aha… No dobra, nieważne, może kiedyś spróbuję ci wytłumaczyć. - Po chwili wahania dodałem - Ale mam nadzieję, że mnie nie zamierzasz zabić? 
- No co ty, Xandro! Mam zbyt wielki ubaw towarzysząc ci w twojej niedoli. - Pusty akumulator zgniótł o swoją głowę i rzucił na tył ładowni.
- Świetnie… - Już chciałem dodawać, że to on jest sprawcą mojej niedoli, ale od momentu kiedy postanowiłem się zmienić (czyli od chwili, gdy zniszczyłem K0M-P4N), obiecałem sobie że będę milszy dla LK4. Dlatego, bez dalszych komentarzy, poszedłem na mostek i wybrałem trasę do systemu Korrinis. 


3 komentarze:

  1. Hej! :)
    Jak ja się stęskniłam za Twoimi tekstami! Miło mieć Cię tutaj z powrotem!
    Buahahaha, prawie się popłakałam ze śmiechu podczas tej rozmowy z konsultantem :D bosko wymyślone, pięknie opisane, cudo! 😍 Brakowało mi takiego poczucia humoru.
    Pan Nakamura to trochę dziwny. No i było mi przykro, gdy LK4 poszedł na reklamację. Świetnie zrealizowany temat - nadal uważam, że ten gatunek to jest stworzony dla Ciebie, bo to aż wypływa z każdego zdania.
    Och, cały magazyn! Nic dziwnego, że zostały same szczątki.
    Ten powrót po LK4 był piękny. Wiedziałam, że to nastąpi, ale i tak poczułam satysfakcję dopiero, gdy Xandro i jego robot znowu znaleźli się razem w tym samym statku.
    Świetny tekst. Chcę więcej!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. trudno jakby taka wieść nie dotarła już wszędzie, noż nie na co dzień robot wywołuje wojnę atomową :D
    Anihilacja jednostek, organizmów żywych i całych planet - taka oferta, wiec może wojna atomowa za bardzo ich nie ruszy?

    Nowa rasa Blubrag, super, lubię jak tworzysz swoje wszechświaty od początku.
    System skoliozis, hahha skrzywo to widze :D
    "Wnętrze budynku wyglądało mało imponująco, niemal jak ziemskie szpitale na filmach z dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku. " - faktycznie niezbyt imponująco, kiedy ja tu oczami wyobraźni widzę miedzygalaksyjne technologie i architekture.

    Nowy robot - SoulMate Prime , o kurcze ciekawa jestem jak im ułozy się współpraca.
    Anihilacja w zestawie :) super :)

    życie z SoulMate Primem było jak patrzenie w lustro i wychwytywanie w swoich zachowaniach tego co najbardziej wkurzające, nie dziwie się, że droid tak skończył :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Już pierwszy akapit i to czucie się zdradzonym, bo LK4 oglądnął kilka odcinków więcej.... XD i ja jestem kupiona. I mam banana na ryjku.
    "Ty organiczny ignorancie" XDD widać, że w tych czasach niewiele się zmieniło, jeżeli chodzi o czekanie w kolejce na połączenie, ach!
    Kurde, te opisy wnętrza trochę mnie zmęczyły... XD ale reszta: NO JEZU. Nie mogłam się oderwać. Śmiałam się po prostu. Oni są idealnym duetem, no co do tego nie można mieć wątpliwości. Naprawdę fajnie przedstawiłeś to podobieństwo do Xandra. Chcę ich po prostu więcej, nooooo! :D A ty tak rzadko piszesz! WSTYDŹ SIĘ!

    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń