Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 28 kwietnia 2024

[167] Oscuro y Bendito: Wszystko, co ma nazwę, istnieje ~ Miachar

  Powracam do tej trójcy (bynajmniej nie świętej) po prawie dwóch latach w siódmym tekście. Wciąż zaplanowane mam dziewięć, wiec będę się pilnować, by podobnie długich przerw nie było.

Dla osób, które będą czytać tekst po raz pierwszy — w tej serii nie jest moim zamiarem obrazić uczucia religijne, po prostu główni bohaterowie (Maiti Oscuro i Itzal Bendito) mają bardzo specyficzne poczucie humoru, a Jesse, który do nich dołączył, jakoś to znosi. Ot co. 

_____________________________

 

Czuła na sobie nie tylko jego spojrzenie, ale i wycelowaną w swoją stronę broń. Chciała krzyczeć z wściekłości, że dała się tak podejść, że zaufała, dała pracę, wikt i opierunek, a on tak im się odpłacał? Przecież wraz z Itzalem dali mu namiastkę normalności, której po odsiadce sam mógłby sobie nie stworzyć. Czy właśnie taka „nagroda” miała ich za to spotkać?

Bendito się nie poruszył, nawet nie patrzył na napastnika, bo raczył zamknąć oczy, jakby właściwie był już gotowy na swój koniec. Przez to Maiti zaczynała się złościć również na niego. Bierność w takiej chwili? A co z wielkim duchem, który prowadził ich przez tyle lat wspólnej pracy detektywów? Co z tym, że niebiosa im sprzyjały? To wszystko miało ot tak odejść w niepamięć?

Wolne żarty.

Jako córka swojego ojca, wielkiego prokuratora, przed którymi drżeli kryminaliści i jego własna rodzina, nie mogła się poddać walkowerem, należało podjąć rękawicę, stanąć w walce i zginąć, próbując uczynić to w chwale.

Dlatego piorunowała chłopaka wzrokiem, a w jej słowach, które z siebie wyrzuciła, od razu dało się wyczuć jad:

— Dlaczego? Dlaczego nas wydałeś? Na co było to wszystko?!

Ten jedynie się roześmiał. 

— Bo czasem bycie tym złym jest zabawniejsze.

Nie podobało jej się, że właśnie się uśmiechał. To pasowało do jego przystojnej, młodej twarzy, ale nie do okoliczności, w jakich się właśnie znajdowali.

Rzucenie się w jego stronę nie było za dobrym pomysłem, ale co innego miała zrobić? Nie była Mistrzem Jedi, by swoją Mocą wytrącić mu z rąk pistolet, nie wierzyła też w to, że niespodziewanie do gabinetu wejdzie Hiszpańska Inkwizycja i to ona rozprawi się z młodzieńcem. W tym przypadku musiała polegać na sobie: własnej sile i sprycie. Znała go, wiedziała, do czego może być zdolny, postanowiła więc z nim porozmawiać.

— Jesse, przecież wiesz, że nie możesz… Tym razem nie wyszedłbyś tak szybko, tylko zniszczyłbyś sobie życie, nie… Nie możesz z nimi współpracować, oni…

— Ach, cicho już bądź, Panno Mroku. Mam dość słuchania tych twoich mądrości, które za nic się mają do rzeczywistości. Zamknij się, zamilcz, już na wieki.

Odbezpieczył broń, a choć Maiti spróbowała jeszcze coś krzyknąć, jakoś podziałać na jego sumienie, on już posyłał w jej kierunku kulkę.

Czekała, aż ta wejdzie w jej ciało, rozedrze tkanki i przyniesie ze sobą niewyobrażalny ból. Nic takiego nie nastąpiło, zamiast tego… Obudziła się.

To było dziwne. Jej serce dudniło w piersi jak głupie, nawet w uszach jej szumiało, a ona przebudziła się z głowę ułożoną na ramieniu na biurku. W dodatku na teczce z ostatnią sprawą, do której należało stworzyć jeszcze raport i przekazać klientowi, by zapłacić pozostałą część za wykonane zlecenie. Jak do tego doszło, nie miała zielonego pojęcia, ale nie podobało jej się, że odleciała w takim miejscu.

Na litość boską, przecież za swoimi plecami miała kanapę, nie mogła się na niej położyć, zanim zasnęła? Mogła również zasunąć zasłony i zrobić sobie odpowiedni klimat na drzemkę. Musiała być bardziej wyczerpana, niż wcześniej sądziła. Nawet nie pamiętała dokładnie, kiedy zmorzył ją sen. Czy to było już po tym, jak zaparzyła sobie kawę? Kobieta pociągnęła nosem, ale w pomieszczeniu ani trochę nie pachniało czarnymi ziarnami. Chyba więc padła szybciej.

Maiti chciała się nieco poruszać, wstać i rozprostować ciało, bo pozycja, w jakiej spała, nie była zbyt wygodna, ale i to trudno jej było uczynić. Czuła się zmęczona, jakby żadna przerwa nie miała w ogóle miejsca. Może to właśnie teraz śniła, bo zadana jej rana przeniosła ją do snu? To było bardzo, bardzo naciągane, poza tym czy we śnie czułaby się tak kiepsko?

Najlepiej było to sprawdzić, uderzając w jakiś mebel, na przykład w ścianę biurka, kiedy chciało się przejść do innego pomieszczenia. A kiedy zrobiło się to za pomocą małego palca…

— Na wszystkie kurwości świata! — ryknęła i dźwignęła nieco nogę, by dotknąć zranionej części. — Cholera jasna!

Właśnie w tym momencie do gabinetu musieli wejść jej współpracownicy. Cóż, przekonali się na własne uszy, że daleko jej do świętości i w niebie raczej jej nie oczekują. A jeżeli czyścieć naprawdę był tylko wymysłem kleru, by mieć czym straszyć swoje owieczki, to Lucyfer mógł liczyć na niezłe towarzystwo w odpowiednim czasie.

— Eee… Dzień dobry wieczór? — rzucił nieśmiało Jesse, który pojawił się za progiem pierwszy i starał nie przypatrywać za bardzo swojej wyraźnie złej i do tego mającej potargane włosy koleżance. — Wszystko w porządku?

— Pewnie nie — odpowiedzi użyczył mu Bendito, który pojawił się jak cień za nim. — W ogóle to byłaś tu cały czas?

Maiti rozmasowała palec, po czym westchnęła głośno.

— Tak, byłam. Kończyłam raport dla klienta, wystawiłam fakturę i tak jakoś mnie ścięło, że tu zasnęłam. A przed chwilą zaatakowało mnie biurko, dlatego tak krzyknęłam. A wy? Co robiliście przez całe popołudnie?

Mężczyźnie wymienili ze sobą spojrzenie, którego Oscuro nie umiała od razu rozszyfrować.

— Chyba jeszcze się nie rozbudziłaś… — Chciał zauważyć chłopak, ale koleżanka weszła mu w słowo.

— Właśnie rypnęłam stopą w mebel, wierz mi, że jestem już całkowicie przytomna.

— To dlaczego nie pamięta pani, że kazała nam przed południem pójść do sądu sprawdzić, czy kamerdyner Jan nie musi odpowiadać za jakieś przywłaszczenie mienia lub pomoc zabójcy? I czy Uśmiechnięty Zabójca razem ze swoimi pomocnikiem nie wnieśli apelacji?

Kobieta zamyśliła się na moment, starając na nowo przejść przez wszystkie czynności, jakie do tej pory tego dnia wykonała. Przy tym nieco zmarszczyła czoło, nos i brodę — nikt nie wiedział, jak umiała zrobić to wszystko jednocześnie, ale miała tę moc czy coś — przez co wyglądała komicznie. Żaden z kolegów tego nie skomentował, a zajęli się sobą. Itzal odłożył neseser na krzesło i zaczął wyciągać z niego teczki z dokumentami, jakie udało mu się w sądzie pozyskać, a Jesse zasiadł do laptopa, by sprawdzić skrzynkę mailową firmy i zorientować się, czy nie wpadło im czasem jakieś nowe zlecenie.

Przez dobre dwie minuty w gabinecie nie było słychać niczyich słów, a to pozwoliło Maiti skupić się na tyle, by zakrzyknąć:

— A no przecież! Macie rację! — Zerknęła to na jednego, to na drugiego, a na sobie miała skupione spojrzenie ich obu. — I czego się dowiedzieliście, co?

— Niczego nowego — odparł Bendito i podał jej wyjęte wcześniej dokumenty. — Jan nie zniknął, tylko znalazł sobie nową hacjendę, jakby marzył o Meksyku, ale faktycznie za jego wyjazdem kryło się to, że przez ostatnie lata okradał swojego pracodawcę. Jeżeli zaś chodzi o naszego kochanego zabójcę i jego pomocnika, którzy wciąż pamiętają, jak zdzieliłaś ich badylem, robią maślane oczka do sędziego, ale na razie wiadomo, że wciąż będą siedzieć.

— Dobrze wiedzieć. — Pokiwała głową i ponownie się nad czymś zamyśliła. — Mojego tatę żeście nie spotkali?

— A co, mieliśmy mu coś od ciebie przekazać? — Bendito był pewien, że o nic podobnego ich nie prosiła, najwyraźniej coś, jakiś stres, nerwy czy inne dziwactwo sprawiało, że kobieta miała lekkie problemy z pamięcią. — Przecież widzisz się z nim i z matką w niedzielę na cotygodniowym obiedzie?

— Wiem, pytałam, bo pewnie gdybyście na siebie wpadli, mógłby znowu truć o tym, że wybrałam sobie złą profesję, że wciąż mogę spróbować sił w policji czy coś…

— Taka chudzina w policji? — zdziwił się szczerze Jesse i ani nie wpadł na to, że podobne uwagi to lepiej jest zachować tylko dla siebie. — Żeby panią porwało przy pierwszym lepszym huraganie na poligonie?

Na początku myślała, że jest z niego twarda sztuka, skoro włamał się na konta uniwersyteckiej kadry i wykradł pewne smaczki, ale im dłużej było im po drodze, tym bardziej widziała w nim pomocnika, który nie przywiązuje wagi do wielu rzeczy, po prostu płynąc z prądem. Już to zarejestrowała, ale że nie lubiła słyszeć o sobie podobnych rzeczy, zgromiła go wzrokiem, na co nieco się skulił. Widać, podziałało. 

— Przepraszam — mruknął i na sekundę zerknął w stronę laptopa, przed którego ekranem wolałby się teraz znaleźć.

— No, ja myślę.

Partner biznesowy przypatrywał się kobiecie bacznie, by dojść do tego, co mu nie grało. Zachowywała się nieco dziwniej niż zwykle, do tego ten jej atak na pomagiera… Czuł pod skórą, że nie wszystko jest w porządku, choć zarzekała się, że jest inaczej. 

— Wydaje mi się, że wydarzyło się coś jeszcze. — Itzal znał ją za długo, by mogła przed nim ukrywać różne zdarzenia i własne spostrzeżenia.

— No dobra, miałam strasznie dziwny sen — oznajmiła, po czym spojrzała na Jessego. — Ten tutaj nas zdradził, wydał nas bandytom, a potem trzymał nas na muszce, by zabić z największą satysfakcją. 

Chłopak wyraźnie skrzywił się na to określenie, a Bendito uniósł brew. 

— Jesse? Chciał zabić nas? Naprawdę dziwne rzeczy ci się śnią.

— To nie jest powód do śmiechu — zaoponowała nerwowo, co jednak nie spotkało się u starszego z mężczyzn ze zrozumieniem. 

Młodzieniec także nie wiedział, skąd aż tak wyraźnie negatywna reakcja koleżanki.

— Dlaczego tak bardzo to przeżywasz? Przecież to był tylko sen, wiesz, że wiele zawdzięczam wam obojgu i będę robił, co w mojej mocy, by spłacić ten dług. Dlatego ani myślę was skrzywdzić.

Maiti przypatrywała mu się uważnie.

Wszystko, co ma nazwę, istnieje — oznajmiła, przywołując baskijskie powiedzenie. — Więc nawet zdrada zawodowych partnerów we śnie może być czymś, co się wydarzy. 

— Coś jest chyba nie tak z twoją podświadomością — ocenił Itzal, który nie lubił bawić się w jakieś domysły, rzeczy nadprzyrodzone, a ufał nauce. — Może powinnaś nieco bardziej odpocząć? I przestać spać w biurze, kiedy czeka na ciebie kawalerka?

Tak, kawalerka. Pełna kurzu i niedoglądana przez kilka ostatnich dni, bo kobieta jedynie wpadała do siebie na szybki prysznic i by się przebrać. Można by sądzić, że mają sporo zleceń i dlatego jej tryb życia zaczął tak wyglądać, prawda wyglądała jednak inaczej. Po prostu w gabinecie firmy czuła się mniej samotna, bo to w nim miała najwięcej do czynienia z innymi ludźmi. Nie licząc spożywczego za rogiem, oczywiście. I komisariatu tak z raz w tygodniu. 

Nie to jednak nie chciało jej w tym momencie opuścić. Dlatego nie skomentowała słów Bendito, a raczej skupiła się na osobie trzeciego w firmie pracownika.

— Nie potrzebuję odpocząć. Chcę tylko się niczego nie obawiać, rozumiesz? Jak mam mieć pewność, że nie będzie niczym ten Jan od hrabiego, co? Że któregoś dnia będzie udawał, że chce nam dalej pomagać, po czym wyciągnie papierową torbę z sejfu i da nogę w siną dal, pozostawiając nas z niczym? 

Itzal rozumiał, że koleżanka może mieć pewne obawy, ale chłopak pracował z nimi już od prawie dziewięciu miesięcy i na razie się sprawdzał, wręcz ułatwił kilka zleceń za sprawą swoich zdolności. Wychodziło na to, że to Bendito miał więcej wiary niż dotychczas przychylna większości rzeczy Oscuro.

— To my tu mamy w ogóle jakiś sejf? — Jesse zdawał się nie zwracać uwagi na rozterki kobiety, zaś zainteresował się czymś zgoła innym.

Maiti zgromiła go wzrokiem.

— Nie myśl, że kiedykolwiek ci powiem, gdzie on jest. Raczej mi powiedz, po co ci ten sprej, co? Jest w nim farba czy środek owadobójczy? Masz zamiar za jego sprawą złamać prawo? Odpowiadaj!

Jej sen musiał ją porządnie wystraszyć, skoro była teraz wobec niego tak nieufna. A przecież na samym początku to miała go za jakiegoś pupilka — nawet powiedziała, że ma oczy jak szczeniaczek! Wciąż czuł się tym nieco zażenowany, jednak nie podobał mu się dystans, z jakim kobieta teraz się do niego odnosiła.

Postarał się ukryć westchnięcie, zamiast tego odparł:

— To na poprawienie szyldu firmy przed wejściem do kamienicy. Co sama zresztą zasugerowałaś przed trzema dniami.

Powstrzymał się przed rzuceniem „nieprawdaż?”, by jej nie rozeźlić. 

— A ja mu w tym pomogę i zrobimy to teraz, zanim nadejdzie zmierzch. Gotowy? — zapytał młodzieńca Itzal, po czym zwrócił się do koleżanki. — A ty przejrzyj to, co ci przynieśliśmy, i może poradź się jakiegoś lekarza, co? Może będzie w stanie ocenić, czy nie masz początków jakieś choroby?

— Psychicznej, jak sugerujesz?

— Ty to powiedziałaś, nie ja.

— Ale sobie pomyślałeś?

— To ja tak umiem myśleć i o tym nie wspomnieć?!

Jesse przysłuchiwał im się i przypatrywał, wciąż nie wierząc, że ci ludzie, którzy wpierw mu pomogli, oferując pracę, jak i rozwiązując zleconą sprawę o możliwe morderstwo, mogą być czasami aż tak niedojrzali. Nie skomentował tego jednak, bo nie chciał narazić się na ich gniew, bo już się przekonał, że gniewna Maiti mogła być naprawdę groźna, a Itzal umiał rzucić takim spojrzeniem, że człowiek zaczynał marzyć o własnej śmierci. Lepiej było zejść im z drogi, czasami to nawet dosłownie.

— Tak, jestem gotowy, możemy iść.

— To ruszamy. A ty się temu przyjrzyj, dobrze? 

— Jak tam chcecie.

Oscuro wzięła teczki i przysiadła się z nimi do swojego biurka, odsuwając poprzednio wypisywane i nadal nieskończone raporty, a mężczyźni wyszli na zewnątrz. Choć byli w pomieszczeniu zaledwie przez kilkanaście minut, to ich obecność nadal była w nim wyczuwalna, przez co właśnie nie odczuwała samotności. Kryli się również w przedmiotach, jakie tu pozostawili, zapach ich perfum stale, choć nie tak intensywnie, unosił się w powietrzu. Przez to wiedziała, że nie jest sama.

Coś, co czaiło się od pewnego czasu, mogło jednak zechcieć w końcu to zniszczyć. 


1 komentarz:

  1. O kurde!!! Widze nie tylko u mnie powrot starych bohaterow!!! I podobnie wykorzystany we snie temat ;D I jeszcze jedno i: mam to samo odczucie, ze dopiero czytajac odczulam tesknote za nimi! Odswiezylas mi, jak dobrze sie bawilam razem z nimi ;D tym razem bylo podobni, w tekscie jest tyle humoru i smaczkow, zupelnie inny klimat niz w 1 tekscie, ktory przeczytalam, no moj humor sie zmienil o 180 stopni!

    Na litość boską, przecież za swoimi plecami miała kanapę, nie mogła się na niej położyć, zanim zasnęła? -->> :D:D:D hahaah, no wlasnie, ile to razy zadajemy sobie podobne pytanie xddd

    NO I TO: Na wszystkie kurwosci swiata? :D:D:D:D moje nowe ulubione przeklenstwo na dzis! :D
    "(...)powiedz, po co ci ten sprej, co? Jest w nim farba czy środek owadobójczy? Masz zamiar za jego sprawą złamać prawo? Odpowiadaj!" <33 Dialogi sa mistrzowksie tutaj. I ta wymiana zdan na koniec ;D Bomba.

    Ale i to, ze wszystko co ma nazwe, istnieje, to znow bardzo sklania do refleksji.

    Świetny tekst!!! zacieram rece na wiecej!!!!

    OdpowiedzUsuń