Biec przed siebie, ile tylko zdołam.
Uciekać, póki starczy mi sił w nogach.
Milczeć, by nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
Przemykać niczym cień, nigdzie nie pozostawać na dłużej.
Jakie inne rady dla mnie miałeś, nim okazałeś się nie moim zbawcą, a największym wrogiem? Chyba o części z nich zapomniałem, skupiając uwagę na tych, które pozwolą mi przetrwać. Które zapewnią mi jako takie życie, póki nie upomni się o mnie śmierć, gdy przekroczę odpowiednią granicę.
Chyba że ty jednak okażesz się od niej szybszy.
Z jednej strony czekam na to, by znowu cię spotkać. Wtedy będę mógł zapytać, dlaczego mi to zrobiłeś? Dlaczego swoje przekleństwo przeniosłeś również na mnie? Tak smutno ci było cierpieć w samotności? Przecież zawsze miałeś przy sobie innych ludzi, tak samo złych jak ty, którzy gotowi byli zrobić wszystko, byle tylko znaleźć się w gronie twoich najlepszych pracowników. Nigdy nie byłeś tak odosobniony od innych jednostek jak ja.
Z drugiej strony nadal się ciebie lękam. I choć strach tak często wyzwala odwagę i sprawia, że można zdobyć się na czyny, o których nie myślało się w chwilach spokoju, to wiem, że mój lęk nie pozwoli mi cię pokonać. Może uda mi się cię zranić, ale co mi z tego przyjdzie, skoro dopadniesz mnie i potniesz na kawałki, jak mi to obiecałeś?
Zdaję sobie sprawę z tego, jaka nieciekawa przyszłość mnie czeka niezależnie od tego, co wybiorę. To ty podjąłeś już decyzje, mnie pozostaje podporządkowanie się i świadomość, że moje życie przez czyjąś jedną złą decyzję nie należy już do mnie.
Początkowo chciałem wierzyć, że to dzięki tobie przetrwałem. To za twoją sprawą nie byłem martwy jak mój ojciec, któremu poderżnąłeś gardło na moich oczach, kiedy zwlekał ze spłatą długów, ani jak matka, którą przed mafią zdołała wykończyć choroba. Przygarnąłeś mnie, by w trzy lata wyszkolić, po czym uczyniłeś wrogiem. Dałeś mi namiastkę rodziny, po czym zdeptałeś.
Myślisz, że jestem ci za coś wdzięczny? Może za ocalenie, choć podejrzewam, że gdybyś zabił mnie tym samym nożem co mojego ojca, brak egzystencji nie robiłby różnicy względem tego, jak obecnie wygląda moje życie.
Przez ciebie liczę się z tym, że spotka mnie odrzucenie. Każde możliwe, na wszelkim polu. Nie mogę nigdzie zapuścić korzeni, mieć przyjaciół czy myśleć o romantycznej miłości, bo prześladuje mnie myśl o tobie.
Dlaczego tworzę to wszystko? Przecież dobrze wiem, że nie podrzucę ci tej wiadomości, nie przeczytasz tych słów i nie parskniesz śmiechem, by za chwilę nazwać mnie głupim skurwysynem. Być może tworzę to nie dla ciebie, a dla siebie, by choć odrobinę zmniejszyć rozsadzającą mnie złość, której na ten moment nie mogę skierować na twoją sylwetkę.
Może i się boję, może i wiem, że mam niewielkie szanse powodzenia, ale mam zamiar podjąć się próby. Nie powinieneś więc spać całkowicie bezpiecznie.
Powinienem zmiąć tę kartkę z tak napisanym listem bez adresata, a najlepiej to ją spalić, by nie pozostawić po sobie żadnych śladów, ale brak mi nie tyle odwagi, ile czasu – właśnie w tym momencie do mojego niewielkiego pokoju wpada Gregory i w pośpiechu zaczyna przeczesywać moje biurko.
Patrzę na niego z uniesioną brwią, ale chłopak zdaje się w ogóle nie zauważać mojej obecności. Jakbym nie siedział raptem pół metra od niego, zasłaniając rękami blat.
– Stary, co ty wyrabiasz? – pytam go, nie dbając o powitanie, skoro sam o nim zapomniał. – Wiesz, że się puka, tak?
Gregory otwiera szuflady, a ja wykorzystuję ten moment, by jednak pognieść kartkę, nim wpadnie w łapy wścibskiego współlokatora, a ten pozna jej treść.
– Masz tu gdzieś kondomy?
– Słucham?!
To niedorzeczne, tak wparować sobie do obcej przestrzeni i próbować coś sobie z niej wziąć? Kto tak niby robi?
Gdyby to zależało jedynie ode mnie, mieszkałbym sam, ale w tym mieście, gdzie żyję obecnie, nie byłoby mnie na to zwyczajnie stać. Wpakowałem się tu na własne życzenie, by uciec przed swoim wrogiem – przynajmniej do czasu, aż nie stworzę planu, by go dopaść i spróbować zabić – i nie dać się za bardzo zapamiętać innym ludziom. Z Gregorym mieszka się najlepiej w tym czasie, kiedy był na całkowitym haju, to jednak nie ma miejsca w tej chwili. Gdyby niedawno palił, nie szykowałby się na seksualne podboje.
– Nic takiego tu nie znajdziesz – mruczę w odpowiedzi – więc wyjdź stąd.
– Na pewno nie masz?
Przetrząsnął już wszystkie szuflady w biurku, teraz wygląda, jakby chciał sprawdzić także i szafę. Na to nie mogę mu pozwolić, bo przecież jakaś prywatność mi się należy. Choć patrząc wstecz, był już ktoś, kto pozbawił mnie nawet i jej.
– Na pewno. A teraz wypierdalaj stąd w podskokach, ale już.
Gdyby moi rodzice słyszeli takie słownictwo z moich ust, pewnie by się przerazili, ale oboje są martwi, a ja zbyt wiele przeszedłem, by zawsze kierować się kulturą i dobrym samopoczuciem innych ludzi.
Gregory patrzy na mnie zaskoczony, bo zazwyczaj nie obdarzam go żadnym przekleństwem, ale tylko wzrusza ramionami.
– No dobra, to ja spadam na panienki. Możesz zamknąć, raczej do rana tu nie wrócę. Na razie.
Odprowadzam wzorkiem jego sylwetkę, w ustach mieląc sugestię, czy czasem to on nie stanie się dzisiaj panienką dla jakiegoś dryblasa, ale nie wyrzucam z siebie tych słów. Wolę nie wdawać się z żadne kłótnie ani nie robić nic, dzięki czemu chłopak mógłby mnie zapamiętać.
Powinienem za to zacząć rozglądać się za nowym miejscem do zamieszkania. Minęło już dość czasu, ktoś może mnie już powoli kojarzyć jako mieszkańca tej dzielnicy, może i nawet za bywalca w jakieś jadłodajni, a to potencjalnie jest w stanie naprowadzić na mój trop tego, którego wciąż się wystrzegam.
Zmięty list, który zawiera uczucia, jakie w sobie noszę i na razie tłumię, rozrywam teraz na kawałki. Postanawiam spalić go w umywalce w łazience i zrobić to tak, by nikt się nie zorientował – nawet w tym zostałem przeszkolony, kiedy ktoś chciał uczynić ze mnie żołnierza w swojej armii. To nie powinno być problematyczne, przechodzę do rzeczy od razu, bo po co zwlekać? Lepiej zacierać ślady.
Kiedy po kartce nie ma nic, nawet większego wspomnienia, a mieszkanie jest wywietrzone, by na pewno nic nie pozostawić, postanawiam udać się do kafejki internetowej. Tylko w takich miejscach mogłem korzystać z sieci, a i tak zawsze podawałem zmyślone dane. W każdym mieście nazywałem się inaczej, i to nie potrzebując do stworzenia nowej tożsamości niczyjej pomocy. Cóż, mój wróg naprawdę stworzył ze mnie kogoś takiego.
Wychodzę na zewnątrz tylko po to, by i tak chować się w cieniu – jest zbyt upalnie, bym chciał paradować po słonecznych chodnikach. Twarz skrywa mi po części czapka z daszkiem, która akurat pasuje do takiej pogody, dla nikogo nie jest to dziwne. Do kafejki mam dość daleko, ale spacer pozwoli mi się nieco rozruszać. Zbyt długo nie wychodziłem nigdzie na dłużej, potrzebowałem też świeżego powietrza. W mieszkaniu mogłem stworzyć sobie małą siłownię, ale nie miałem jak stworzyć własnego powietrza. Może gdybym był naukowcem, to podjąłbym próby, ale nim nie jestem ani nie mam kontaktu z żadnym z nich – dawne znajomości musiały umrzeć, by wszyscy pozostali przy życiu, niektórzy także i w dobrym zdrowiu. Dlatego mam tylko takie spacery, dopóki nie zwinę wszystkiego i nie wyląduję w końcu na jakieś wsi.
W kafejce, do której docieram po niecałej godzinie, nie ma nikogo poza znudzonym studentem dorabiającym sobie jako recepcjonista i zaciekle wcina makaron instant. Kiwam mu głową po przekroczeniu progu, po czym na niewielkim automacie wykupuję godzinę dostępu do internetu i podchodzę do najdalej położonego stolika. Na razie nie decyduję się na więcej czasu ani nic do picia, bo wątpię, bym chciał być tu aż tak długo. Sześćdziesiąt minut powinno wystarczyć, bym znalazł choć jedno miejsce, do którego mógłbym skierować się dalej.
Wolność spowodowana brakiem towarzystwa pozwoliła mi ściągnąć czapkę. Gdyby ktoś tu wszedł, widziałby moje plecy albo czubek mojej głowy – zależnie od tego, którędy zmierzano by do innych stanowisk. Mimo tej samotności wciąż jestem czujny, bo nie wiadomo, kogo tu przywieje. Może nie znam w mieście zbyt wielu osób, to jednak ktoś mógłby mnie skądś kojarzyć, a musiałem unikać sytuacji bezpośredniej konfrontacji. To dlatego co jakiś czas rozglądam się dyskretnie, by sprawdzać, czy coś się zmieniło. Na moje szczęście inni ludzie chyba postanowili spędzić ten upalny dzień w swoich mieszkaniach z klimatyzacją lub w kawiarniach serwujących lody. Mam nadzieję, że dopóki nie będę musiał stąd wyjść, nikt się w pobliżu nie zjawi.
Szybko włączam wyszukiwarkę, wpisuję nazwę miasta na drugim końcu kraju, gdzie mógłbym się przenieść, i zaczynam zapoznawać się z ofertami wynajmu pokoi – na mieszkanie mnie nie stać, bo w każdej pracy zarabiam najniższą krajową, byle tylko wyżyć, gdzieniegdzie nawet i bez umowy, by nie pozostawić po sobie śladu. W ten sposób mogę się zabezpieczyć, gdyby ktoś mnie poszukiwał.
Na kartce zeszytu, który wniosłem ze sobą do kafejki w tylnej kieszeni dżinsów, zapisuję numery do tych oferujących, które mnie ciekawią, i postanawiam zadzwonić nazajutrz, jak tylko ogarnę nowy numer. Używanie stale jednego też mogłoby kogoś na mnie sprowadzić. Ach, wyniesione nauki dają radę, ale jako człowiek wiem, że mogę popełnić błąd.
Kiedy loguję się na swoją pocztę, używając do tego trybu incognito, a w adresie nie mając nic ze swojego imienia i nazwiska, dostrzegam, że już jakiś popełniłem. Gdybym zachował czujność i uwagę, pewnie teraz nie patrzyłbym na skrzynkę odbiorczą, gdzie widnieje wiadomość o pięknym tytule:
„Cześć, jak się masz, Joe? Jestem blisko, wiesz”?
Próbuję oddychać spokojnie, by nie dać się panice, ale to na nic – zwłaszcza, że ktoś właśnie przykłada do mojej potylicy broń.
Czyżby to jednak miał być koniec?
Uuu. Cos innego! Ojjjj, no kurde, nie! Nie mozesz nas tak zostawic bez kontynuacji, o rany! A przynajmniej mnie, och, po takim zakonczeniu?! Kurde te ostatnie zdania czytałam z wypeikami na twarzy! Od poczatku wprowadzalas taka niepokojaca atmosfere, ale ogolnie dalam sie zwiesc, ze nic sie nie wydarzy, ze Joe jest naprawde ostrozny, a tu BANG! No i teraz jak, kto z tą bronią tam wyskoczył?! Przeoczyl kogo, a moze to ten student jest tez w to zamieszany... I co ta mafia zrobiła Joemu. Poza zabiciem mu ojca... Kurde. Moje klimaty. Nie wiem, czy masz w planie to pociagnac dalej, ale ja bede kurde czekac!
OdpowiedzUsuń