Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 1 października 2023

[153] Grand fantasy: Simply the best ~ Kaja

  Nie zamierzała czekać na powrót Cida, spakowała swoje stare ubrania, broń, która wiernie służyła jej od lat i cały bagaż doświadczeń. Nie potrzebowała guru, który zmieni ją w narzędzie nowego porządku. Znała swoją moc — moc, której nigdy nie chciała posiadać. 

O świcie, wraz ze śpiewem ptaków wyszła z jaskini. Postanowiła skierować się na zachód jak najdalej od wielkich miast i ludzi bacznie obserwujących każdy jej krok. W tym właśnie momencie jak cień zaczął podążać za nią jakiś człowiek. Słyszała jego ciche kroki na piasku, prawie zlewające się z krokami, które stawiała sama. Dłoń trzymała na rękojeści miecza, prawie czuła oddech napastnika na karku. Zapach jaśminu i drzewa sandałowego drażnił jej nozdrza. Cóż za absurdalne połączenie zapachów – pomyślała, po czym kichnęła. Na sekundę, gdy powietrze skotłowane w jej płucach, niczym pocisk zostało wyrzucone na zewnątrz, oczy zamknęły się, a serce przestało bić, straciła rozeznania w otaczającym ją świecie. Nie była już w stanie, bez uprzedniego rozejrzenia się dookoła, zlokalizować położenia człowieka, który za nią szedł. Zmieniło się to w momencie, gdy ostry czubek noża ukłuł ją w bok, między żebrami. Skrzywiła się.

– Jak tak prosta rzecz, jak kichnięcie, mogła rezonować twoje zmysły zupełnie do zera? – usłyszała po lewej stronie. Nie musiała podnosić wzroku, znała ten głos, wiedziała, że to Cid.

– Nie potrzebuje twoich lekcji na temat fizjologii człowieka – sapnęła. Odepchnęła ostrze od siebie.

– Nie do końca jesteś człowiekiem, chyba się zgodzisz, choć to, co sobą przedstawiasz jako l’Cie, jest godne pożałowania. – Mężczyzna wskazał na nią nożem.

– Nie podoba ci się moje odzienie – zapytała uprzejmie. – Czy całe cholerne monstrum, którym się stałem? – wypluła zirytowana przez zęby.

– Na odzienie mam sposób – wskazał na torbę, uprzednio rzucona na skały. – Nad resztą mógłbym popracować i może kiedyś byłabyś w stanie niemal dorównać swojemu mistrzowi. 

 – Nie potrzebuje mistrza, a ty uczennicy.

– Więc nadal chcesz się tułać jak jakaś przybłęda. Jako l’Cie musisz być szanowana… Nawet jeśli ten szacunek będziesz musiała wymusić na pospólstwie.

Lili spojrzała głęboko w oczy Cida, w których kłębiła się pogarda do innych, w tym do niej, agresja, nad którą nie potrafi zapanować i chore ambicje, do których zrealizowania poszukiwał takich jak ona. Wiedziała, że inni są dla niego jedynie narzędziami do celu.

– Chyba pomyliły ci się szacunek ze strachem – odparła rozbawiona, na co Cid zacisnął mocniej dłoń na rękojeści. – Lęk i szacunek nie idą w parze, o ile łatwiej zastraszyć ludzi, o tyle ten stan nigdy nie trwa długo, a jego następstwem może być jedynie nienawiść. Chcesz być szanowany? Pokaż im, że twoje zdolności mogą być wykorzystane w dobry celu, a nie tylko do uzyskania władzy.

Włosy Cida pokrył lekki szron. Z dużą prędkością ruszył w kierunku szyi dziewczyny. Złapał ją mocno za krtań, ale nie na tyle, aby nie mogła odpowiedzieć. Zacisnął zęby ze złości. Uniósł rękę odrobinę wyżej, przez co Lili ciężko było złapać powietrze.

– Siłą… nie… zyskasz… mojego podziwu… ani… szacunku – wycharczała, a do jej oczu zaczęły napływać łzy.

Puścił ją, po czym uderzył pięścią w drzewo, stojące za nią.

Dziewczyna upadła na piaszczyste podłoże zmieszane z suchymi liśćmi.

– Jesteś niczym i niczym pozostaniesz – wypluł przez zęby. – Jak ten piach znikniesz z biegiem wydarzeń. A mnie… – Uniósł rękę, jakby przemawiał do tłumu. – Mnie będą czcić jak boga, szanować jak nikogo innego chodzącego po tej ziemi.

Lili do tej pory sądziła, że to bogowie i fal’Cie są prawdziwym zagrożeniem, ale teraz z całą pewnością mogła dodać Cida do listy istot, których należy się wystrzegać. Ktoś z tak wielkimi ambicjami i niskim poczuciem własnej wartości mógł stać się niezwykle niebezpieczny. Szukał wyznawców, a nie potencjalnych uczniów. Szacunek zamierzał pozyskać poprzez strach i przemoc. Lili wiedziała, że nigdy nie dostanie tego, czego pragnie najbardziej – podziwu innych i poczucia, że coś naprawdę znaczy, a to stanowiło największą groźbę. 

– Nie zamierzam być częścią twojego urojonego planu zrównania się z bogami. – Lili potarła, zaczerwieniona szyję. – W pewien sposób już dorównujesz im obsesją i tyranią swoich działań. Jesteś niczym więcej, jak jedynie marna kopia, którą stworzyli na swoje podobieństwo.

– A więc już widzisz we mnie boskość i podobieństwo do istot wszechmogących. – Cid mylnie zinterpretował jej słowa. – Dostrzegasz moją naturę, bo sama jesteś zdolna ją w sobie obudzić, ale nie okłamujmy się, nigdy nie staniesz się perfekcja, do jakiej ja dążę. 

– Nigdy nie stanę się tobie podobna ani niczemu, z czego czerpiesz inspirację. – Splunęła na ziemię pod stopami Cida. – Nie chce mieć z tobą ani żadną boską istotą, do czynienia.

Cid, z którym rozmawiała dzisiaj, wydawał się zupełnie inną osobą, niż ta, którą poznała wczoraj w jaskini. Czyżby jego troska, okazana pomoc i wsparcie były udawane? Może był to jedynie element gry, który rozpoczął z nią poprzedniego wieczora. Gry, której zasady były tylko jemu znane. Lili wiedziała, że nie będzie ani aktywnym, ani biernym uczestnikiem tej rozgrywki. Widziała jak Cid wręcz ostrzy sobie pazury na to, aby stała się jednym z pionków, które może przesuwać po planszy świata. Pozostawało zasadnicze pytanie. Kim są pozostali uczestnicy rozgrywki? Z kim Cid tak bardzo pragnie wygrać?

Patrząc na niego, widziała małego chłopca, który walczy z wiatrem i złości się, że nie może zatrzymać liści i piachu lecącego mu na twarz. Być może nie był w stanie pogodzić się ze swoim losem, a może to on chciał być kreatorem losu innych istot. Wszak nie tylko ludzie zamieszkiwali Gran Pulse. Za co tak nienawidził ludzi, że chciał przemocą zmusić ich do uwielbienia. A może to siebie nienawidził, skoro szukał tej miłości, podziwu i szacunku na zewnątrz. Lili nie zamierzała go zbawiać ani ratować od jego własnej natury. Miała na uwadze jednak to, że inni mogą potrzebować ochrony przed nim i jego wiecznie narastającym gniewem, skłębionym w fanatycznym umyśle.

Podniosła się powoli z piachu, obserwując jak Cid zatopiony we własnych myślach, spogląda na niebo. 

– Widziałem cię przemierzającą niebo na ognistym eidolonie – rzekł już całkiem spokojnie, jakby do władzy doszła inna część osobowości. – To był Bahamut, prawda.

Lili nie odpowiedziała. Chwyciła za to swoją torbę i wolny krokiem oddalała się od Cida. 

– Ten drugi ma Illusiona – prychnął lekceważąco. – To szczenię wśród eidolonów. Zmierzyłbym go samymi żywiołami.

– A Bahamuta czym byś pokonał w takim razie? – Lili bardziej z ciekawości czym włada Cid, niż ze złośliwości wysłała zapytanie w jego stronę. Taka informacja mogłaby być na wagę złota.

Cid uśmiechnął się pod nosem. Jego zęby zabłyszczały w słońcu. Wyglądał jak zwierzę, które szykuje się do ataku, jedyne co go od niego odróżniało to biały mundur wojskowy i peleryna z odznaczeniami.

– Bahamut będzie lekkim wyzwaniem, ale ja lubię wyzwania. – Znak na klatce piersiowej Cid rozjaśnił jego skórę. – Ale Optima poradzi sobie z każdym, bez mrugnięcia oka.

Lili przełknęła ślinę. Starała się nie okazywać strachu na twarzy, wiedziała, że Cid pożywiłby się nim jak soczystym owocem. On jednak roześmiał się w odpowiedzi na jej milczenie. Optima była najsilniejszym z istniejących eidolonow. O potędze przewyższającej wszystkie znane jej eidolony. Mężczyzna wysłał jej ostatni uśmiech i rzekł:

– Mogłaś zostać sprzymierzeńcem, a tak przypieczętował swój los.

Czarna maź zaczęła rozlewać się pod jego stopami. Chwilę później zanurzył się cały w ciemnym portalu stworzonym przez Optime, eidolona władającego czasem i przestrzenią. Sama Optima nie raczyła nawet się ukazać. 


2 komentarze:

  1. Pochłonęłam ten tekst jak porcje ulubionych lodow. To bylo jak rozegranie partyjki na playu. Te same emocje, w glowie przygrywala mi mroczna, dramatyczna muzyka. Cid jest tutaj takim dupkiem, takim chujkiem, kalajacym to imię, a mimo to ma w sobie charyzmę, ktorej nie umiem sie oprze tak jak Lili. Opisalas go wysmienicie, kazdego przy zdrwych zmyslach powinno odrzucic. Daleko.
    Siłą… nie… zyskasz… mojego podziwu… ani… szacunku --- to zdanie mnie uderzylo chyba najbardziej. I jego prawda.
    Ale o matko taka walka Bahamut vs Optima... oj. Bylaby widowiskowa. Ale balabym sie, ze do niej dojdzie.
    Tylko jak, co teraz. Odmowila mu, ale jakos kurwa smiem watpic, ze w takim razie on ja zostawi w spokoju. A gdyby sie zgodzila ale tylko po to, by uspic jego czujność i nagle wbic noz w plecy ale och do tego trzeba byc dobrym aktorem. Lil trzymaj sie!
    Ja chce ciag dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    U mnie także tekst wszedł szybko. Jak Wilczy zauważyła, ta scena jest niczym partia szachów, w której każda ze stron ma chec wygrać i wiele do stracenia. Zgrabnie poprowadzone, z odpowiednim ładunkiem emocjonalnym. Również czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń