Jak to u mnie bywa, z piosenki wzięłam jeden wers – ponadto w ten sposób, że najpierw napisałam prawie tysiąc słów, a dopiero potem w ogóle odsłuchałam piosenkę. Dobrze, że zawsze coś podpasuje.
Ścisk w żołądku nie mógł być zapowiedzią czegoś dobrego. Raczej kojarzył się z chorobą lub stresem. W moim przypadku tego dnia raczej związany był z tym drugim. Nie chciałam dać po sobie poznać, że cokolwiek mnie denerwuje, nie mogło jednak ujść całkowitej uwadze to, jak nerwowo przechadzam się po peronie dworca, oczekując na swojego gościa.
– Weź głęboki wdech – nakazałam sobie, licząc na to, że to coś da.
Mogłam się jednak pomylić. Dawanie rad innym ludziom to jedna para kaloszy, kiedy próbowałam tego na sobie, naprawdę rzadko udawało mi się uzyskać pożądany efekt. Raczej prędzej popadałam w jeszcze głębszy dół, z którego lody i chipsy nie były w stanie mnie wydostać.
Akurat tego dnia nie miałam żadnego z tych pocieszaczy ukrytych w szafce w kuchni, bo gdyby mój wizytator je dostrzegł, mogłabym być pewna, że spotka się to z wielką naganą z jego strony, spojrzeniem pełnym obrzydzenia i szybkim wyrzuceniem do kosza. Tak to wyglądało, kiedy byłam dzieckiem i nastolatką, szczerze wątpiłam, by to się zmieniło.
Nie rozglądałam się za mężczyzną. Gdyby ktoś zapytał mnie o zdanie, to bym mu powiedziała, że na dobrą sprawę to w ogóle nie uśmiecha mi się spędzić w jego towarzystwie dwóch następujących po sobie dni. Gdyby nie to, że wziął mnie na łaskę – „w zeszłym tygodniu miałem urodziny, a ty nawet nie wpadłaś” – wtedy odmówiłabym noclegu i swojego czasu, ale wówczas mogłabym zapomnieć o tym, że w ogóle mam jeszcze jakąś rodzinę.
Inni oczekujący wykazywali o wiele więcej emocji. Przez ekscytację poprzez zdenerwowanie po smutek, że oto nadchodzi chwila pożegnania. Ja czułam się tu obco i zupełnie nie na miejscu. Gdybym to zależało ode mnie, byłabym jedną z tych osób, które oczekują na wielką przygodę z bagażem na plecach, by wyrwać się z objęć rzeczywistości choć na moment.
To, czego ja chciałam, było zupełnie, ale to zupełnie różne od tego, co chciał świat. Jako człowiek nie miałam dość mocy, by mu się przeciwstawić. Siła wyższa sprawiła, że tu tkwiłam, oczekując na swój dalszy los.
Ojciec pokazał się jako jedna z pierwszych osób, które opuściły pociąg kierujący się w stronę północnego wybrzeża. Gdybym mogła, wsiadłabym na tej stacji, by wysiąść na ostatniej i dać się pochłonąć widokowi oceanu, zamiast tego musiałam przybrać na twarz sztuczny uśmiech i prawie że pokłonić się mężczyźnie, który przed trzydziestu lat zesłał mnie na ten świat. Jednak nie miałam innego wyboru, musiałam kolejny raz zmierzyć się z jego oczekiwaniami, wiedząc przy tym, że raczej odniosę klęskę, niż zadowolę go choć w jednej czwartej.
– Dzień dobry, tato – przywitałam się, skłaniając przed nim głowę i uśmiechając się dość wymuszenie. – Proszę, wezmę twoją walizkę. Jak ci minęła podróż?
– Dzień dobry. – Podał mi swój bagaż bez podziękowania, a ja musiałam zmierzyć się z elegancką walizką, która bynajmniej nie należała do lekkich. – Ścisk jak zwykle i idioci, którym wydaje się, że bez wcześniejszej rezerwacji będą mogli zająć miejsca siedzące. Żałosne.
Cała ta gadka brzmiała jak podczas spotkania biznesowego, ale właśnie w ten sposób rozmawiało się z moim ojcem niezależnie od pory dnia. Nie byłam w stanie stwierdzić, dlaczego tak jest – oboje dziadków z jego strony miałam wyrozumiałych i pełnych poczucia humoru. Nie udało mi się znaleźć tego krewnego, po którym ojciec odziedziczyłby taki charakter.
Żałosne – tym samym słowem określał moje czwórkowe oceny w szkole, drugie miejsca na konkursach poetyckich i próby występowania w reprezentacji college’u w siatkówce. Cokolwiek nie robiłam, w jego mniemaniu mogło liczyć jedynie na określenie „żałosne”. Jeżeli coś mi się udało, stawało się „do zaakceptowania”, ale nigdy nie było „dobre”. Przez to dążyłam do ideałów, których nie umiałam sobie nawet wyobrazić, a przez to nie wiedziałam, w jaki sposób im sprostać.
Czasami nie wiedziałam też, jak skomentować to, co sam oceniał – przy czym musiał być srogi, surowy lub bardzo krytyczny – jak to miało też miejsce teraz, dlatego tylko się uśmiechnęłam.
– Zaparkowałam niedaleko wyjścia, możemy więc już iść na parking.
– Bardzo dobrze. Oby tylko nikt cię nie zastawił, bo nie mam zamiaru stać w takim dziwnym korku.
Musiałam ugryźć się w język, byle tylko z rozpędu nie przypomnieć mu, jak sam kiedyś taki stworzył i za tę sytuację obwiniał wszystkich innych – mnie, mamę, a nawet babcię, od której wracaliśmy z obiadu – tylko nie siebie. Zamiast tego szłam przodem, prowadząc go do wyjścia i licząc na to, że kiedy lekki wiatr owieje mu twarz, przestanie choć na moment być taki marudny.
Nadzieja bez pokrycia, ale jeszcze czasami udawało mi się ją mieć.
Poprowadziłam ojca na miejsce, do bagażnika schowałam jego walizkę, widziałam przy tym kątem oka, jak wsiada do środka z niezadowoloną miną. Znowu coś mu nie pasowało, a ja musiałam pomyśleć o tym, co do tego doprowadziło. Oczywiście miałam zapytać wprost, ale wolałam spróbować odgadnąć odpowiedź, by wiedzieć, z jaką naganą przyjdzie mi się zmierzyć tym razem.
Kiedy wyjeżdżaliśmy, ojciec milczał, mogłam więc podejrzewać, że rozmowa – lub też monolog z jego strony – rozpocznie się pod moim mieszkaniem od narzekania, że powinni wstawić windę do bloku. Jakby nie umiał zrozumieć, że według prawa budowlanego w tym kraju windy pojawiają się dopiero w budynkach, które mają od piątego piętra wzwyż.
Ku mojemu zdziwieniu ojciec nie odezwał się także ani słowem, kiedy wyciągnęłam jego walizkę i wskazałam, byśmy weszli do klatki. Skinął nawet głową sąsiadce, która opuszczała właśnie swoje lokum, odprowadziła go pełnym zdziwienia spojrzeniem. Mój wyraz twarzy musiał być podobny, bo przyzwyczajona byłam, że w drodze do mnie ojciec zawsze czegoś się czepia, a na pewno o czymś mówi tonem władczym i w taki sposób, że słuchacz boi się wejść mu w słowo lub przerwać wypowiedź.
Nie dałam się jednak omamić i kiedy otwierałam drzwi, byłam w pełny przygotowana na to, że po przekroczeniu progu u rodzica włączy się stały tryb, a ja będę pierwszą ofiarą jego ataków.
– Mama mówiła, że planujesz się stąd wyprowadzić – zaczął, przechodząc przez próg, po czym rozejrzał się po kawalerce. – Mógłbym rzecz, że to najwyższa pora, bo to mieszkanie w ogóle nie przystoi komuś o twoim statusie, ale dlaczego myślisz, by wyjechać aż nad morze? Czy to twoim zdaniem w ogóle ma sens?
Zaczęło się. Poza wyrzutem kryjącym się w każdym pytaniu musiało pojawić się także to Spojrzenie.
– Przecież skończyłaś dobre studia i masz w garści dyplomy tylu kursów, że znajdziesz dla siebie dobrze płatną pracę także i w stolicy, a ty myślisz o wyjeździe do jakiegoś wygwizdowa? Dlaczego to sobie robisz? – zapytał, bacznie mi się przypatrując.
Nie lubiłam tego Spojrzenia. Kojarzyło mi się z tym, jakie rzucał w moją stronę, kiedy wracałam ze szkoły z wynikami z klasówki, na której ewidentnie mi nie poszło. W takich momentach dopytywał, dlaczego zamiast nauki wybierałam pójście na trening siatkówki lub randkę z książką. Jakby nauka miała być jedynym celem, a nie narzędziem prowadzącym do osiągnięcia jakiegoś.
Po tym, jak wyjechałam na studia, wydawało mi się, że nauczyłam się ignorować jego zaczepki, znałam swoją wartość i umiałam wytargać od życia to, co dla mnie dobre, ale w chwilach, kiedy się spotykaliśmy, docierało do mnie, że ten mężczyzna wciąż ma nade mną pewnego rodzaju władzę.
Nie podobało mi się to, dlatego nakazałam sobie walczyć. Robiłam to, co kochałam – dlatego siatkówka i powieści miały stałe miejsce w moim rozkładzie tygodnia – przy czym nieco podgoniłam z ocenami, by nie miał już do mnie tylu uwag. On jednak i tak był w stanie znaleźć coś, co można by skrytykować, za co mnie zganić lub wręcz głośno werbalnie zbesztać.
Powoli, z każdym kolejnym rokiem, docierało do mnie, że tata robi to tylko po to, by poczuć się lepiej ode mnie. Lepiej od każdego człowieka, który zjawił się w jego otoczeniu. Bo również mojej mamie się obrywało, czego początkowo nie zauważałam. Dla mnie ich relacja od zawsze wyglądała tak samo – czyli wiadome było, kto w tej rodzinie nosi spodnie. Wydawało mi się, że mama przywykła do takiego stanu rzeczy. Zdanie zmieniłam, kiedy przed wyjazdem na uniwersytet rozpłakała się nad moją walizką i powiedziała, że teraz to zostanie już całkiem sama. Przytuliłam ją wtedy i powiedziałam, że będę wpadać, a poza tym dzielnicę dalej mieszka jej najlepsza przyjaciółka oraz jedna z kuzynek, więc znajdzie się ktoś do towarzystwa.
Gdybym wiedziała, co takiego ma na myśli.
Czułam teraz Spojrzenie na sobie, ale nic nie powiedziałam, wzięłam się za to za przygotowanie kawy. Ojciec zwykł ją pić o każdej porze dnia, bo w żaden sposób go nie pobudzała, ja natomiast potrzebowałam w tej chwili jej gorzkiego smaku i odrobiny energii.
– Nie masz zamiaru ze mną o tym porozmawiać?
Nawet to zabrzmiało jak wyrzut, a nie wyraz troski.
– Porozmawiamy, oczywiście, tylko najpierw usiądź i choć chwilę sobie odpocznij. Pewnie jesteś zmęczony po podróży.
– Nie bardzo.
Puściłam to mimo uszu, a ojciec, pewnie dostrzegając, że nie dam się tak łatwo, zasiadł za stołem i głośno westchnął.
– Mówiłem ci ostatnio, byś wyrzuciła te kwiaty z parapetu.
Zerknęłam na moment w stronę okna.
– Nie zrobię tego, bo to podziękowanie za udział w weselu moich przyjaciół. Poza tym to tylko niewielkie sukulenty, które nikomu nie wadzą.
Poza tobą, pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. Zamiast tego wyłożyłam na talerz upieczone dzień wcześniej ciasto czekoladowe, które lubił, położyłam na stół także dwa mniejsze talerzyki, łyżeczki oraz cukiernicę. Filiżanki ze świeżo parzoną kawą zjawiły się na blacie chwilę później. Przy takiej oprawie mogłam stawić mu czoła, tym bardziej, że miałam w zanadrzu pewną broń, której się nie spodziewał – prawdę.
– To o co chodzi z tą pracą, co? Rozwalisz sobie życie tylko dlatego, że nagle zamarzyło ci się jakieś morze? Zobaczysz, wrócisz tu z podkulonym ogonem w ciągu miesiąca.
Brzmiał, jakbym miała wrócić do rodzinnego domu, gdzie mógłby mieć nade mną dawną władzę i szansę pastwić się, mówiąc, jak dużo rzeczy mi nie wyszło w dorosłym życiu. Jakby nie brał pod uwagę, że nigdy tego nie zrobię.
Spokojnie upiłam łyk kawy i nałożyłam sobie kawałek wypieku, by go skosztować. Przeciągając tę chwilę i wzbudzając w nim większą irytację, poczułam, że mogę mieć kontrolę nad tym spotkaniem, chciałam to wykorzystać, by pod koniec weekendu ojciec wyjeżdżał przekonany, że lepiej nie być mi wrogiem.
– Co takiego dokładnie przekazała ci mama, kiedy mówiła o mojej pracy? – dopytałam, patrząc ojcu prosto w oczy.
Wyglądał na nieco zbitego z tropu.
– Jak to co? Że chcesz ją zmienić i wyjechać na wybrzeże. Myślisz, że co, poza sezonem uda ci się coś ugrać? Raczej wszystko sobie rozwalisz.
Ugryzłam się w język, byle tylko nie wypalić z tym, jak żałosną bywa wyrocznią, zamiast tego w uprzejmy sposób przedstawiłam:
– Powiedziałam jej, że biorę pod uwagę zmianę pracy i wyprowadzkę, ale nadal pozostanę w branży.
– Co, może własną jednoosobówkę otworzysz? – Jawnie i złośliwie się zaśmiał, po czym wlał w siebie pół filiżanki mocno słodkiej kawy. Ten widok często wywoływał u mnie obrzydzenie, moim zdaniem kawą należało się choć odrobinę delektować. – Nie rozumiem, jak można tak bardzo się pogrążyć i to w imię czego? Ułudnego szczęścia?
– Nie zmieniam tej pracy tylko pod własne widzimisię. – Mój ton przybrał teraz surowszy wydźwięk. – Podczas ostatnich targów, na których byłam prelegentem, zgłosił się do mnie przedstawiciel pewnej poważanej korporacji i zaproponował etat. Nie zamieniłabym tego miasteczka na jakieś wygwizdowo, jak ci się wydaje. Chcą mnie zatrudnić w głównym oddziale w największym mieście na wybrzeżu. Czy tego już od mamy nie usłyszałeś?
Byłam przekonana, że tak było. Bo mama zawsze, przekazując od kogoś informacje, podawała je słowo w słowo, by nic nie utraciło swojego znaczenia i sensu. Dzięki temu nieporozumienia czy niedopowiedzenia się nie przytrafiały, do tego mama miała tak dobrą pamięć, że potrafiła nawet wskazać, kiedy i gdzie podała dalej zdobyte wiadomości.
Ojciec również wiedział, jakie zdolności ma jego żona, nie mógł się więc tego wyprzeć. A to mu się bardzo nie podobało. Bo tym samym szala zwycięstwa przechyliła się w moją stronę, to w moich rękach leżała obecnie władza. Nie takiego weekendu się spodziewał.
Teraz było dla mnie jasne, dlaczego wpadł w odwiedziny – nie tylko ze względu na jego urodziny, chciał podczas pobytu zobaczyć, jak niszczę swoje życie, i dopiec mi odpowiednimi docinkami, by pokazać, że to on, starszy i bardziej doświadczony, wie lepiej, co może być dla mnie lepsze. By móc mną sterować, bym była idealna w sposób, który by sobie życzył.
Cóż, nie byłam dżinem, a poza tym znałam swoją wartość, wiedziałam, jakie umiejętności udało mi się w sobie stworzyć, i chciałam sięgać po możliwości, jakie dawał mi świat.
By ukryć swoje zażenowanie i frustrację, że tym razem nie może być górą, ojciec upił resztę kawy, a ja w spokoju jadłam ciasto. Starałam się przy tym, by uśmieszek triumfu nie pokazał się na mojej twarzy.
– Mówiła mi o tym. – Ojciec wreszcie przerwał ciszę, która jednak stawała się z każdą sekundą coraz bardziej nieznośna i uciążliwa. – Dobrze, że chcesz z tego skorzystać.
Akurat.
– Tylko przemyśl, czy taka wyprowadzka nie wytworzy ci dodatkowych kosztów, których mogłabyś nie udźwignąć.
Chciałby zapanować nad moimi finansami? Nie ma ku temu szans.
– Nie martw się, tato. Firma oferuje mi także dwupokojowe mieszkanie nieopodal biurowca, bym przynajmniej na początku nie miała problemu z zakwaterowaniem. Później, kiedy już się oswoję, będę rozglądała się za czymś dla siebie. Wtedy też zaproszę ciebie i mamę na urlop, co ty na to?
Każdy rodzic życzyłby sobie, by dorosłe dziecko w jakiś sposób odwdzięczało się za trud wychowania. Ja chciałam zrobić to nie tylko dlatego – wówczas ojciec musiałby przyznać, że sobie radzę.
Wówczas nie mógłby poczuć się lepiej ode mnie. O takie małe sukcesy mogłam walczyć.
Ciekawie opisana relacja, corka - ojciec. Czesto najwiekszym krytykiem jest rodzic. Dobrze przepracowalas ta relacje od strony psychologicznej. Bardzo ciekawie napisane.
OdpowiedzUsuńTaki ojciec jest naprawde wielkim wyzwaniem dla samooceny jakiejkolwiek osoby i stawia falszywe cele stawiane sobie w zyciu doroslym. Wszytko aby zadowolic ojca - krytyka.
Zrzeda z niego pierwszorzedna i tego co widze to nie tylko ja przygniatal swoim krytycyzmem do ziemi.
Ja bym chyba nie wytrzymala takie wizyty i tak sobie dobrze poradzila. Alez zlosc wywoluje we mnie to spotkanie, jak to czytam to az mi sie zeby zaciskaja.
I skonczylo sie bardzo pozytywnie i zwyciestwem
No wiesz co, powiem ci, że mimo iz przyznalas, ze dopiero pozniej odsluchalas piosenke, to ona idealnie pasuje do tej historii! W tym kontekscie takim, ze "chcesz by twoje swiatlo jasnialo bardziej niz moje" to ten tatusiek sie idealnie podpiął pod to.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to akurat jade pociagiem, wiec fajnie mi sie czytalo poczatek, moc odnalezc podobny motyw. Po drugie, ciezki to temat, relacja dziecko - rodzic, gdy podwaliny tej relacji sa tak wykrzywione.... ciezko mi nie korzystac ze zwiazanych z tym z autopsji uczuc, ale jestem pelna podziwu dla glownej bohaterki, jak rozegrala te emocje, jak nad nimi zapanowala i chyba w pewnym sensie mozna tak powiedziec, ze to, co innych by zniszczyło, to ona w sumie przekula w swoja sile. Bo nie chcac byc osoba, od ktorej mozna czuc sie lepiej, zdobyla tak duzo. I w ten sposob wygrala.
Bardzo mnie dotnal ten test.