Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 31 lipca 2022

[129] Bore da: You give me butterflies ~Miachar

  Dzień, jak na drugą połowę lipca, zapowiadał się słonecznie, ale przy tym przyjemnie, co sprawiło, że zrobiłam coś, czego nie spotykało się u mnie zbyt często – założyłam sukienkę z lekkiego materiału, przewiewną, ale w odpowiednim fasonie, by zakryć, co chciałam zakryć, by nie prowokować niepotrzebnych spojrzeń i komentarzy. Choć dość dobrze czułam się w swoim ciele, to wiedziałam, że ludzie lubią oceniać innych pod względem zachowania, wyglądu i stroju, nie łudziłam się, że i ja swoim ubiorem przykuję czyjąś uwagę. A jakoś nie uśmiechało mi się stracić humor tylko dlatego, że ktoś musi coś na mój temat powiedzieć. 

Typowo letnie ciuchy okazały się królować tego dnia w biurze, większa część płci pięknej pojawiła się w równie zwiewnych co mój sukienka, więc nie odstawałam zbytnio od reszty, toteż komentarze właściwie nie padły. Jedynie spojrzenie Theo, kiedy mnie zobaczył, niespiesznie prześlizgnęło się po całej mojej sylwetce, a mężczyzna uśmiechnął się do mnie. 

–  Cześć – powiedział, nim chwilę przed godziną rozpoczęcia odpaliłam komputer, by znowu zabrać się do ciężkiej pracy. – Bardzo ładnie wyglądasz.

– Hej, ty też nieźle się prezentujesz, jeżeli chodzi o ciuchy, ale… wszystko gra? Jesteś dość blady.

Od kiedy go znałam, można było mówić, że ma dość jasną karnację, co przy ciemnobrązowych włosach dawało niezły efekt jak u wampira, jednak kolor jego twarzy mogłam teraz uznać raczej za chorobliwie szary, jakby coś mu dolegało i próbował zakryć ból. Zaczęłam unosić dłoń, by dotknąć jego czoła, ale zdałam sobie sprawę, że nie powinnam, że właściwie to czy mogę pozwolić sobie na taki krok, kiedy jestem tylko koleżanką z pracy? Ktoś inny, widząc taką scenę, mógłby błędnie założyć, że coś się dzieje między mną a Theo, a przecież tak nie było. A może jednak…? Nie wiedziałam, czy moje wyobrażenie ma coś wspólnego z prawdą, nie mogłam tego jednak rozstrzygać teraz, kiedy przy biurku sunbae zjawiła się dziennikarka z najczęściej kierowanym do mężczyzny komunikatem:

– Theo, pomóż!

Nie uzyskałam odpowiedzi, bo postanowiłam przenieść się na swoje miejsce pracy, natomiast dość często zerkałam w stronę mentora, by sprawdzić, czy nic się nie dzieje. Koło mężczyzny przez wszystkie godziny zmiany przewijali się koledzy i koleżanki, jednak z moich obserwacji wynikało, że raczej każdy z nich ma do niego jaką sprawę, a nie jest zbytnio zainteresowany stanem sunbae. Wydawało mi się, że czuje coraz większe zmęczenie, kiedy pojawił się u niego kaszel, chciałam pognać – porzucając przy tym tworzony właśnie tekst – by pójść po wodę i jakieś leki, ale właśnie wtedy do biura przyszedł Gavin i zaopatrzył przyjaciela w medykamenty i odpowiednie wsparcie, nawet robiąc mu kawę, choć sądziłam, że chociaż to uda mi się zrobić. 

Uznałam, że może nie jest aż tak potrzebna, jak mi się wydawało, toteż na ostatnie dwie godziny pracy skupiłam się na wykonaniu wszystkich obowiązków, by wyjść z redakcji zupełnie wolna. Tylko na moment Theo przyszedł do mnie, by powiedzieć:

– Wiem, że rano się zmartwiłaś, ale już nie musisz, jest mi lepiej – poinformował mnie, uśmiechając się przy tym, ale nie wyglądał zbyt przekonująco. 

Mimo to nie dopytywałam i wyczekałam końca, a że przed rozpoczęciem swojego planu miałam jeszcze trochę czasu, postanowiłam zrobić sobie kawę. Tym razem bez wafelka, sam napój i do tego przygotowany na tyle szybko, by ukryć się w pokoju socjalnym przed wzrokiem innych dziennikarzy w razie, gdyby któremuś z nich przyszło na myśl, by o coś mnie zapytać czy prosić o pomoc, bo ponoć czasami byłam nieocenionym źródłem wiedzy niekoniecznie powszechniej. 

Nieźle się zdziwiłam, kiedy wchodząc do pomieszczenia, zauważyłam siedzącego przy stole Theo. Kończył zmianę jak ja, ale wydawało mi się, że od razu wyszedł, kiedy tylko zegar wskazał minutę po piątej po południu. Zamiast tego postanowił tu odpocząć, co wywnioskowałam z tego, że siedział z zamkniętymi oczami i oddychał głęboko. Jak dla mnie to powinien iść już do domu i zacząć się kurować – a na jutro wziąć sobie wolne, przez jeden dzień redakcja nie obróci się w ruinę – ale mógł tu być z jakiegoś powodu. Chciałam go o to zapytać, ale nie byliśmy sami, jedna z koleżanek właśnie narzekała przy automacie z przekąskami, który umieszczono w tym pokoju.

– Że też i batony są przeciwko mnie! – mruknęła, uderzając w maszynę. – Wyłaź, głupi snickersie!

W pierwszej kolejności zbliżyłam się do niej, szturchnęłam automat biodrem, bo wiedziałam, że to działa, a po chwili dziennikarka miał w ręce słodycz, której tak bardzo potrzebowała.

– Dzięki wielkie, Mar. – Uśmiechnęła się do mnie. – Przynajmniej ty nie jesteś dzisiaj przeciwko mnie.

– Coś się stało?

Nie byłam typem, którego zbytnio interesowało życie innych ludzi, natomiast miałam w sobie dość empatii i taktu, by w podobnych momentach jednak nie odchodzić i nie wychodzić na kogoś nieczułego. 

– Caroline powiedziała mi, że pomoże przy korekcie tych tekstów z cyklu o dekoracji domu, więc się nastawiłam, że po lunchu się tym zajmiemy, ale co ty! Stwierdziła, że tak, chce pomóc, ale nie zobligował się do konkretnego terminu, więc mam czekać.  A przecież goni nas czas!

Podobne sytuacje miały miejsce dosyć często, nie było to nic nadzwyczajnego, jak też zupełnie rozumiałam, dlaczego koleżanka była wkurzona. Zawsze powtarzało się nam, że gramy do jednej bramki jak na rodzinę przystało i powinniśmy się wspierać, by wszystko było, jak trzeba, a jednak zdarzało się nam rzucać kłody sobie nawzajem, co zupełnie nie pomagało w pracy. 

– Udało się to zrobić? – zapytałam, bo jednak mnie to ciekawiło.

– Na szczęście tak, bo Theo – wskazała w jego stronę – wziął na siebie jedną trzecią, ja zrobiłam drugą część, a trzecią wzięła na siebie Camille, ale ile stresu miałam z tego powodu, to tylko ja wiem. Że też człowiek człowiekowi musi być wilkiem. – Koleżanka pokręciła głową i wyszła z pokoju, a ja wzięłam gotową kawę i zbliżyłam się do Theo, mrucząc pod nosem:

– A kiwi kiwi kiwi.

Przysiadając na krześle po lewej stronie mężczyzny, wyczułam na sobie jego spojrzenie, więc je odwzajemniłam.

– Kiwi kiwi kiwi? – powtórzył, a lewa jego brew uniosła się nieznacznie. – O co w tym chodzi?

– Och, nie wiesz, o co pytasz – rzuciłam, po czym się uśmiechnęłam. – To ciekawa historia. Pewna youtuberka, którą oglądam, ma parasol w owoc kiwi, z którym chodzi po mieście w deszczowe dni. Mówiła, jak to w jej otoczeniu ludzie nie troszczą się o innych, jeśli mowa o nieznajomych i są wobec siebie niezbyt przychylni, po czym właśnie rzekła „a kiwi kiwi kiwi” i jakoś tak się to przyjęło u niej na kanale, jak i ja tego używam.

Theo odwzajemnił uśmiech.

– Dużo osób pochwyciło od ciebie to powiedzonko?

– Właściwie to jesteś pierwszą, której w ogóle o tym mówię.

To było zgodne z prawdą, nie stanowiło żadnej próby flirtu, jednak sposób, w jaki spojrzenie sunbae złagodniało, sugerowało mi, że dotknęłam jakieś struny w jego sercu.

Albo też był bardziej przeziębiony, niż mi się wcześniej wydawało. Wstrząsnął nim lekki dreszcz, po czym mężczyzn kichnął.

– Na zdrowie – powiedziałam, po czym podałam mu opakowanie chusteczek, które leżało na parapecie za naszymi plecami. – Zrobić ci herbatę? A może podać jakieś leki? Albo koc?

– Nie trzeba, medykamenty już wziąłem, możesz za to powiedzieć mi, jak długo tu posiedzisz? Spieszysz się gdzieś?

Spojrzałam na zegar wiszący na przeciwległej ścianie, szybko odczytałam z niego czas.

– Jeżeli mam dotrzeć na autobus bez zadyszki, to jakieś piętnaście minut, jeżeli mam nabawić się kolki i klnąć, na czym świat stoi, to około dwudziestu. Dlaczego pytasz?

Wspominałam mu wcześniej tego dnia, że po pracy planuję podjechać do biblioteki – niech żyją czytelnicze mekki otwarte w dni robocze do dwudziestej pierwszej, ich pracownicy to aniołowie! – nie miałam zamiaru zmieniać tego planu. Chyba że mnie poprosi, bo przecież byłabym w stanie to zrobić, żeby tylko mieć pewność, że wydobrzeje, i ujrzeć jego uśmiech.

– Bo, jeżeli mi na to pozwolisz, chcę zająć ci ten czas.

– Niby jak?
Nie odpowiedział na to pytanie, za to przysunął moje krzesło do swojego jednym silnym pociągnięciem. Nim zdołałam zareagować na ten nagły ruch, sunbae położył głowę na moim ramieniu, a serce zaczęło mi bić o wiele szybciej.

Chrystusie…
Przytulenia, których doświadczyłem z jego strony wcześniej – czyli dwa i do tego oba miały miejsce dopiero w tym roku po kilku latach znajomości – przyniosły ze sobą niespodziewane ciepło, teraz natomiast… Teraz natomiast nie wiedziałam zupełnie, co mam zrobić. Jego usta – usta! – były tak blisko. Kiedy zebrałam się na odwagę, by spojrzeć na Theo, dostrzegłam, iż przymknął oczy i oddycha, jakby za chwilę miał zapaść w drzemkę. 

– Wszystko… – musiałam odchrząknąć, by zadać pytanie. – Wszystko w porządku?

– W jak najlepszym. Chyba, że jest ci niewygodnie, to się odsunę.

– Nie trzeba.

Gdybym nie skłamała, powiedziałabym mu, że właśnie przyprawia mnie o stado rozochoconych motyli w brzuchu, ale przecież nie mogłam, bo by mnie wyśmiał. Albo spojrzał z politowaniem. A może jednak zapatrzył się na dłużej, pochylił i…

Nigdy nie sądziłam, że będę miała podobne myśli względem tego mężczyzny. Nie przyszło mi na myśl, by brać pod uwagę jakiś biurowy romans, bo nie byłam takim człowiekiem, a jednak…. Jednak chciałabym czegoś więcej, przed samą sobą nie musiałam już tego dłużej ukrywać. 

Kiedy on tak spokojnie oddychał, ja nie byłam pewna, czy powinnam coś powiedzieć, czy raczej mu nie przeszkadzać. Nie wiedziałam nawet, czy picie kawy nie przeszkodzi mentorowi w tej chwil odpoczynku.

– Gdzie się wybierasz? – To on odezwał się pierwszy. – Mówiłaś, że masz plany, ale nie jestem pewien, czy dobrze usłyszałem, dokąd pojedziesz.

– Tak, jadę do biblioteki spotkać się z Gilbertem, ma pytania w sprawie jednego projektu, który zadali mu na wakacje.

– Aż tak mu nie idzie, że siedzi w książkach także podczas wolnego?

– Idzie mu na tyle dobrze, że prowadzi własne koło naukowe, a ten projekt jest z nim związany. Tylko potrzebuje pewnej konsultacji.

– Znowu będziesz jego korepetytorką?

Mogłabym spodziewać się ironicznie postawionej nucie w podobnym pytaniu, jednak Theo pytał całkowicie poważnie, nawet na moment otworzył oczy, by spojrzeć na mnie z boku. Pewnie widział wtedy mój profil i zaróżowiony policzek. Odchrząknęłam.

– Nie, jedynie wsparciem. Teraz to on bywa korepetytorem, kiedy akurat nie musi pomagać w restauracji, i dość dobrze na tym wychodzi. Wiesz, że za godzinę ma dwa razy wyższą stawkę niż ja, gdy go uczyłam? Bardzo pracowity z niego człowiek.

– Najwidoczniej – odparł Theo, a w jego głosie pobrzmiewało zmęczenie.

– Na pewno nic ci nie jest? Może znaleźć ci jakiś koc, jeżeli ci chłodno? W ogóle długo masz zamiar tu siedzieć? Nie pytam o to, że z głową na moim ramieniu, ale w ogóle?

Mentor na nowo przymknął oczy i poprawił się, by jego głowa mogła lepiej leżeć, a mi puls na moment zamarł, by ruszyć z kopyta. 

– Nie trzeba. Będę tu, dopóki Gavin mnie nie zgarnie, obiecał zostać na dziś wieczór moją pielęgniarką.

– Jesteś pewien, że to dobry pomysł oddawać się w jego ręce?

– A bo to będzie pierwszy raz? Chyba jeszcze nie postanowił mnie zabić.

Takie poczucie humoru mogłoby być nie w smak wielu osobom, natomiast ja je podzielałam, dlatego też parsnkęłam śmiechem, co wywołało wesołość u kolegi, a zaraz po tym kaszel.

– Może jednak wody?

Zamiast mi odpowiedzieć, Theo wyciągnął rękę i przejął ode mnie kubek z kawą, by wziąć jej łyk. Przy tym spojrzał na mnie, dostrzegł moją uniesioną brew i wyjaśnił:

– I tak zarz będziesz lecieć, a kawa byłaby na zmarnowanie.

– Może chciałam napić się jej jeszcze trochę?

– Za późno, teraz będziesz chora.

Westchnęłam na taką jakże uroczą retorykę.

– Czasami to cię jednak nie lubię.

Nie planowałam wypowiedzieć tych słów, same się ze mnie wyrwały i sprawiły, że oblałam się rumieńcem, co nie zdarzało mi się, gdy byłam podlotkiem. Nie sądziłam, że w ogóle jestem w stanie powiedzieć coś, co brzmi jak u naburmuszonego dziecka, człowiekowi, który mi się podobał. Jeżeli chciałam zmniejszyć sobie u niego szansę na coś więcej niż tylko koleżeństwo, to chyba właśnie to zrobiłam.

Sprzedałam obie mentalnego liścia w twarz.

– W chwili, kiedy znowu będziesz mnie lubić – podjął sunbae, a ja lekko się spięłam – to zapraszam na kolację do twojej cioci. Liczę, że znowu dostanę tę pyszną zupę, bowiem chyba stała się moją nową miłością.

Zdołałam ugryźć się w język, by nie zapytać, czy i ja nie mogłabym się nią stać – to naprawdę nie był czas i miejsce na podobne odkrywanie swojego serca przed drugą osobą. Tym bardziej, że to mogło być jedynie złudzenie, nic większego mogło nie chcieć nas połączyć, skoro los nas ku sobie nie popchnął przez poprzednie cztery lata.

Czasami bywałam naprawdę żałosną romantyczką. 

Ale mężczyzna musiał mówić poważnie, gdyż patrzył na mnie uważnie, oczekując odpowiedzi. Moje serce zadrżało.

– Mar, zjesz ze mną kolację, kiedy poczuję się lepiej?

Tamto przypadkowe spotkanie w restauracji, w której pracowałam przed kilkoma laty, jak i lunch zdawały się być zwykłymi przypadkami, ta propozycja jednak była czymś przemyślanym, raczej nie pojawiła się w przeciągu chwili. A przynajmniej tak chciałam sądzić.

– Tak, jasne, czemu nie?

Theo uśmiechnął się, choć przyszło mu to z pewnym trudem.

– Dziękuję. A czy teraz nie powinnaś już biec? Nie mówiłaś, że masz dla mnie tylko jakieś piętnaście minut?

Właściwie to byłam w stanie zadzwonić do Gilberta i odwołać wizytę w bibliotece, by pobyć z sunbae odrobinę dłużej, ale nie mogłam zawieźć tego chłopaka, czułabym się z tym po prostu źle.

– Masz rację. W takim razie… – wstałam z miejsca i posłałam mu ostatnie spojrzenie – do zobaczenia. Jutro się kuruj i wróć w pełni sił w poniedziałek, okej?

– Tak jest. Do zobaczenia.

Uśmiechnęłam się, rzuciłam wzrokiem na zegar i naprawdę ruszyłam biegiem do wyjścia, byle zdążyć na autobus. Udało mi się usiąść w pojeździe, całą drogę myślałam o tym, co się wydarzyło, i prawie przegapiłam swój przystanek, taka byłam rozkojarzona.

Coś mi mówiło, że jeżeli podobne sytuacje będą się powtarzać, to Theo będzie w stanie jeszcze bardziej wywrócić moje życie do góry nogami. Już teraz zachowywałam się inaczej niż jeszcze przed rokiem, kiedy dopiero mieliśmy zacząć pracować wspólnie nad długoterminowym projektem. Dopóki do życia nie został powołany Kącik, nasza dwójka ledwie co podchodziła ze swoją znajomością pod koleżeństwo – owszem, zdarzały się wyjścia z pracy na drinka czy dwa, ale poza typowymi zawodowymi rozmowami nie prowadziliśmy innych, nawet nie staraliśmy się poruszać innych tematów, jeżeli nie wymagała tego konkretna konsultacja w sprawie jakiegoś tekstu. Teraz jednak nie tylko dyskutowaliśmy o artykułach i tworzonych felietonach, ale i o życiu. I jakoś bardzo mi się to podobało.

Motyle w moim brzuchu wyrywały się do lotu do końca dnia, a kiedy w piątek rano nie zastałam Theo w biurze, poczułam pewien zawód, rozumiałam jednak, że mnie posłuchał i odpoczywa. Nadzieja, że zobaczę go w poniedziałek, pozwoliła mi przejść przez cały weekend bez większych zmartwień. Ale tęskniłam.

Czy tak właśnie miała zaczynać się miłość? 


3 komentarze:

  1. ...i tak spokojnie oddycha... Dobiega mnie jakaś muzyka...
    :)
    Takie to dzemowe nuty miałam w głowie podczas czytania od momentu jak Theo uroczo opierał głowę o ramię Mar. Ich relacja wyraznie sie rozkręca, zaskakujace, ze Mar też zaczyna to dostrzegac i akceptowac, tak myślę. Cóż jeszcze mogę powiedzieć, prócz tego, co zawsze, stale i stabilnie towarzysza mi wciaz te same uczucia podczas zagłębiania sie w Bore da, sa zarowno spokojne , jakby tak działala na mnie osobowosc Mar, jak i ekscytujace, bo moge razem z bohaterami przechodzic przez kolejne progi, no, zakochania ;D w mojej głowie, gdy czytan, trwa projekcja bohateriw, sceny odtwarzaja się jak w koreanskiej romantycznej produkcji. ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie rzecz biorąc powiedziałbym, że to lekka nowelka z romantyzmem z okruchów życia, osobiście nie czytam takich. Ale zostało rozpisane to w taki sposób, że można było zobaczyć codzienne życie z dodatkowymi emocjami. Ciekawe jak się potoczy ich historia. I czy będą kolejne bazy tej "relacji". Były rozbudowane dialogi, które spowodowały też, że nie nudziło sie czytanie, a chiało się zobaczyc co dalej. Za co daje dobrego plusa :)
    Zdecydowanie ciekawie by się oglądało te emocje z innej perspektywy, której oni nie widzą. Przynajmniej praca im wyszła

    OdpowiedzUsuń