Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 3 lipca 2022

[127] Bore da: Love is not as simple as we think ~Miachar

  Choć temat wyzwania to był inny utwór, mnie podczas pisania towarzyszył DOKO i „Love beyond words”, które zostaje hymnem Mar i Theo. 


Bywały dni, kiedy praca ciągnęła się leniwie. Były też i takie pełne wrażeń i ciągłego wypełniania zadań od pierwszej do ostatniej minuty zmiany. Istniały też dni będące mieszanką tych dwóch i właśnie podczas jednego z nich przyszło mi stanąć twarzą w twarz z Mar, a wszystko to pod czujnym okiem redaktora naczelnego.

Jak to się stało? Cóż, istotne było omówienie nowego pomysłu, jaki przyszedł temu mężczyźnie do głowy i który chciał wykorzystać. Nie umiałem powiedzieć po wyrazie jego twarzy, czy to idea dająca szansę na jeszcze większe grono odbiorców, czy możliwa porażka już na starcie. Koleżanka musiała myśleć podobnie, gdyż ledwo weszła do małego gabinetu, który wykorzystywano jako siedzibę zespołu Kącika, a uniosła pytająca brew, oczekując wieści zarówno możliwie dobrych, jak i całkowicie oderwanych od rzeczywistości.

– Dobrze, że jesteście oboje tak szybko, bo mam ciekawy pomysł na to, jak jeszcze bardziej rozwinąć te teksty naszej panny morskiej, więc zamieńcie się w słuch, bo nie zamierzam powtarzać.

Siedząc z Mar obok siebie, naprzeciwko szefa, zastosowaliśmy się do jego polecenia i milczeliśmy przez ten czas, kiedy prezentował przed nami piękną wizję tego, jak to dziennikarka, która była na dobrej drodze do zostania pisarką – wierzyłem, że prędzej czy później natrafię na wydane dzieło jej autorstwa – w swoich felietonach regularnie, raz w miesiącu, stara się rozłożyć na czynniki pierwsze ludzkie uczucia i wskazać, że są one czymś, co łączy każdego człowieka.

Oboje moglibyśmy zaprotestować, że przecież Mar nie jest z zawodu psychologiem, nie umie w profesjonalny sposób przekazać, co wpływa na daną emocję i co się za nią ciągnie – przynajmniej wydawało mi się, że zapatrujemy się na ten temat podobnie – jednak koleżanka zaskoczyła mnie, odzywając się po chwili milczenia, kiedy rozważaliśmy tę propozycję:

– Moja dawna współlokatorka jest psychoterapeutą, mogłabym zapytać ją, czy chciałaby pojawiać się gościnnie w roli konsultanta. Teksty z potwierdzonymi informacjami ze świata nauki mogłyby bardziej odpowiadać czytelnikom, nie sądzi pan?

Redaktor uśmiechnął się szeroko, przekonany, że ma już Mar po swojej stronie i teraz wszystko pójdzie z górki. Znałem jednak kobietę trochę lepiej od niego, widziałem po wyrazie jej twarzy, że jest na etapie rozważania, czy będzie warto. Po zeszłorocznym – jakby nie patrzeć, praktycznie zmuszeniu – zajęciu się Kącikiem wolała najpierw przemyśleć, czy będzie w stanie poradzić sobie z jeszcze większą liczbą działań. Fakt, te nowe teksty powstawałyby dla tego samego działu, więc pod względem tworzenia kolejnych zakładek na stronie powinny dać sobie z Kat radę, ale czy nasz szef brał pod uwagę, że zespół Mar zmniejszy się od lipca, bo jej pomocnik Haroon właśnie kończy praktykę i zaczyna wakacje? Jako że ten człowiek bywał czasami oderwany od rzeczywistości, nie zdziwiłbym się, gdyby nie był tego świadomy.

– Bardzo dobry pomysł, Mar!
– Ale to wiązałoby się z wynagrodzeniem dla niej, taka pomoc nie może być aktem charytatywnym – zauważyła dziennikarka, a ja zapatrzyłem się na nią. Kiedy u nas zaczynała, nie miała w sobie wojowniczego ducha, teraz nabrała charakteru i, cóż, przez to podobała mi się coraz bardziej.

– Oczywiście, to się rozumie samo przez się. Proszę ją zapytać, czy byłaby zainteresowana. I tak pierwszy tekst nie pojawiłby się prędzej niż po pierwszych urodzinach Kącika. Mówiłem wam, że wyprawiamy z tej okazji małe przyjęcie?

Wymieniliśmy spojrzenie z Mar. Żadne z nas nie wiedziało, że w ogóle jakiekolwiek świętowanie jest brane pod uwagę. Fakt, Kącik spełnił swoją rolę, a jego popularność rosła z każdym kolejnym wpisem, jednak nie uważałem, że wyróżnienie w ten sposób spotka się ze zrozumieniem i radością u innych dziennikarzy, którzy nie byli częścią zespołu.

– W każdym razie – redaktor chyba nie zauważył wątpliwości na obliczu moim i koleżanki – to jeszcze wszystko do dogrania, chciałem jedynie wiedzieć, czy wstępnie jesteście na tak. Wszelkie konsultacje i szczegóły możemy ustalić później.

– Myślę, że to się może udać – odparła Mar, czym nieznacznie mnie zdziwiła. Myślałem, że będzie myśleć o tym nieco dłużej.

– Też tak sądzę – zgodziłem się, bo skoro koleżanka chciała w to wejść, nie mogłem nie stać się jej wsparciem również i na tym polu. Jeśli przy tym miałbym spędzać z nią jeszcze więcej czasu, to byłem bardziej niż chętny. Czy takie zachowanie robiło ze mnie głupca? Być może, ale nie mogłem ukryć, że możliwość obcowania z Mar dłużej w ciągu dnia była mi na rękę, jeżeli chciałem się do niej zbliżyć i zdobyć jej przychylność.
– Wspaniale! – Redaktor wyglądał na wielce zadowolonego. – W takim razie dziękuję wam za to spotkanie, chyba możemy już wracać do swoich obowiązków. A może któreś z was chce kawę?

– Ja ją zrobię – zaoferowała się Mar. – Przynieść ją panu do gabinetu?

– Tak, poproszę.

Nie mogłem pozwolić, by sama to na siebie brała.

– Pójdę z tobą.

Pożegnaliśmy się z szefem, który zmierzł do siebie, po czym podeszliśmy do kącika kawowego, przy którym spotkaliśmy Gavina – właśnie narzekał pod nosem na brak słodkich przekąsek, uśmiechnął się szeroko na widok koleżanki.

– Mar, moja ostatnio nadziejo!

– Nie jestem Obi-Wanem, byś mnie tak nazywał – odcięła mu się kobieta – i nie masz w sobie nic z księżniczki Lei. Niemniej słucham, o co chodzi?

Przyjaciel zaśmiał się na tę uwagę.

– Jak zwykle zabawna. Chciałem cię zapytać, czy masz może jeszcze jakieś wafelki, a poza tym mm biznes do waszej dwójki. Chodzi o Kącik i moderację komentarzy, bo nowe trolle się nam wśród nich pojawiły.

Choć od początku tego roku robiliśmy wiele, by żadne negatywne opinie nie zaśmiecały strefy pod felietonami, wciąż pojawiali się czytelnicy, którzy czepiali się nieistotnych rzeczy lub szerzyli dezinformację. Staraliśmy się przewidzieć, co mogą w sobie zawierać, by nie pojawiały się na stronie automatycznie, jednak w dalszym ciągu ktoś tworzył treści, jakich byśmy sobie nie życzyli.

– Czy jesteśmy w stanie coś z tym zrobić? – zapytałem, kiedy Mar odeszła do swojego biurka, by wrócić do nas z kilkoma batonikami. Odprowadzałem ją wzrokiem, co przyjaciel skomentował znaczącym uśmiechem. – Czy raczej będziemy musieli to znosić?

– Da się to jakoś ogarnąć, ale wiesz, jak jest – jedne trolle wypadną z gry, na ich miejsce pojawią się nowe. To jak z głową Meduzy i jej wężami, a musisz przyznać, że mamy w sobie zbyt mało z herosów, by w pełni dać im radę.

– Rozumiem.

wróciła do nas, podała wafelek z kremem nie tylko Gavinowi, ale również mnie. Z mleczną czekoladą, bo zapamiętała, że ten właśnie lubię najbardziej. Uśmiechnąłem się do niej i, nie do końca świadomy, uniosłem rękę, by położyć ją na głowie kobiety i delikatnie pogłaskać jej włosy.

– Dziękuję.
– Nie ma sprawy – odparła tylko, unikając mojego wzroku i szykując kawę w trzech kubkach, ja za to kątem oka zauważyłem minę Gavina.

Cóż, nie chciałem, by przyłapał mnie na podobnej chwili słabości, ale stało się. Na moje szczęście kumpel powstrzymał się od komentarza, który miałby zawstydzić Mar lub mnie.

Zgodnie z tym, co zapowiedziała, koleżanka ruszyła z zaopatrzeniem do gabinetu redaktora naczelnego – pewnie przy okazji usłyszy jeszcze o jakimś pomyśle – a Gavin wykorzystał to, by nachylić się w moją stronę i zapytać:

– I ty mi mówisz, że nie ma w tobie nic z romantyka? Stary, co to przed chwilą było, co? Aż mnie samemu serce szybciej zabiło!

Nie umiałem znaleźć wytłumaczenia dla takiego zachowania, po prostu poczułem, że dobrze będzie to zrobić. Teraz za to czułem, jak różowieją mi uszy. Taka reakcja ujawniała się zawsze, kiedy dopadało mnie zażenowanie.

– Nic, po prostu chciałem to zrobić.

– Oho, jestem pewien, że to trochę namiesza Mar w głowie.

– Niby czemu?

Kumpel uśmiechnął się do mnie znad kubka, upił łyk własnej kawy.

– Bo to nie jest twoje standardowe zachowanie, Mar z pewnością będzie myśleć o tym, co się za tym kryje. Cóż, może nie będziesz potrzebował słów, by powiedzieć jej, że ją lubisz?

– Raczej na razie pozostanę w tej kwestii tchórzem – odparłem i zamilkłem, bo koleżanka właśnie do nas wróciła, a na sali nastąpiło małe zamieszanie.

– A co to za duże ciasto? – zapytał ktoś.

Liczne głowy pojawiły się na komputerami, niektórzy wychylali się z boksów, by tylko zobaczyć, co się dzieje. Na środek sali, który był placem dla wszelkich szybkich spotkań, pojawił się metalowy wózek gastronomiczny z apetycznie wyglądającym wypiekiem, a za nim szła para – dwoje dziennikarzy, uśmiechnięci i objęci. Mało kto mógł się spodziewać, jaka rewelacja szła za takim małym przedstawieniem.

– Moi drodzy – odezwał się kolega, a jego partnerka przytuliła się do niego. – Pobieramy się! – ogłosili wspólnie, a na sali zapanowała cisza. Trwała nie dłużej niż kilka sekund, ale tyle wystarczyło, by część z nas pomyślała, jak bardzo jest to głupi pomysł.

Niektórzy pospieszyli z życzeniami, doszło także do uściśnięć, na biurkach zaczęły pojawiać się kawałki pokrojonego ciasta. Jak na mój gust było za wcześnie na świętowanie tego typu, przyjaciele mieli to samo podejście.

–  A czy nie zerwali ze sobą wcześniej, bo on ją zdradził? – zapytał Gavin, do którego część plotek docierała. Nie był ich fanem, jednak czasami i jemu zdarzało się obgadywać innych. – Nie mówiła wtedy, że jest największym patałachem, jakiego w życiu poznała, i nie chce mieć z nim więcej do czynienia poza pracą?

Nie umiałem na to odpowiedzieć, bo aż tak nie interesowałem się życiem swoich kolegów – większość z nich to byli tylko znajomi z redakcji, z którymi poza nią w ogóle nie spędzałem czasu. Wyjątkiem była Mar, a to zaczęło się tak właściwie całkiem niedawno.

Za to koleżanka wiedziała więcej o tym, co na tym podwórku słychać, przytaknęła więc na pytania Gavina.

– Tak było, ale coś się musiało zmienić, skoro właśnie zapraszają delegację na tę jakże pewnie piękną i drogą uroczystość.

– Zupełnie tego nie rozumiem. – Informatyk zmarszczył czoło. – Tyle się mówi, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, że ludzie się nie zmieniają, więc nie ma większego sensu w dawaniu drugiej szansy. Czy ona nie bierze pod uwagę, że ponownie mogą zdarzać mu się skoki w bok nawet po ślubie? I wy się dziwicie, że mam takie negatywne podejście względem ludzi?

Trzeba było przyznać, że Gavin nie pała ciepłymi uczuciami do przedstawicieli swojego gatunku, toleruje ich, ale w swoim najbliższym otoczeniu akceptuje jedynie kilkoro z nich, a całą resztę ma za sprawców tego, że Ziemia nieuchronnie zmierza ku swojemu końcowi. 

– Być może miłość nie jest taka łatwa, jak myślimy – Mar podzieliła się swoim spostrzeżeniem i uniosła kubek, by wziąć kolejny łyk słodzonej waflem kawy, a ja zapatrzyłem się na nią odrobinę za długo, co Gavin uświadomił mnie dość bolesną sójką posłaną w mój bok.

Oddałem mu pięknym za nadobne, pilnując się przy tym, by kobieta niczego nie dostrzegła, i zwróciłem do niej:

– Więc uważasz, że może mieć i takie oblicze, kiedy każe wybaczać nawet zdradę?

Mar wzruszyła ramionami.

– Co rzeknę? Ponoć miłość czyni z nas głupców, sprawia, że podejmujemy działania i decyzje, które inni uważają za śmieszne czy nieprawdopodobne. Jej siła jest niemożliwa do obliczenia, a część osób zgadza się, że pozwala ona pchać ten świat do przodu.

– Niektórzy uważają też – odezwał się programista – że dzięki niej świat jeszcze istnieje. Choć ja to akurat jestem zdania, że winna jest przynajmniej kilku wojen.

– Choćby ten małej opisanej w „Romeo i Julii”? – zapytała kobieta i przypatrzyła się uważnie mojemu przyjacielowi. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będą prowadzić podobne dyskusje, jednak cieszyłem się, że dwie dość ważne w moim życiu osoby dogadują się ze sobą i dalekie są, chociażby na ten moment, od wzajemnych pretensji czy chęci zabójstwa. – Pamiętajmy, że trwała tylko trzy dni i pochłonęła sześć ofiar.

– Co dowodzi, że bez miłości nie byłoby na świecie również tragedii – podsumował to Gavin. – Z tego też zrobisz jakiś felieton dla Kącika? Ciekawe, jak czytelnicy zareagowaliby na podobne wynurzenia.

Spojrzałem na Mar, która właśnie przeniosła wzrok na mnie. Nie było powodu, bym mówił przyjacielowi, że od września raz w miesiącu dział morskich felietonów będzie analizował uczucia, by ludzie umieli je rozpoznać i nazwać, w końcu nie miało to nic wspólnego z obowiązkami programisty, jednak widziałem po koleżance, że odnotowuje w głowie ważniejsze punkty tej rozmowy, by je wykorzystać. Bo taka właśnie była – łapała inspirację, gdziekolwiek było to możliwe. 

Dlatego podszedłem na moment do swojego biurka, by coś z niego wziąć, wróciłem i podsunąłem Mar jeden z notesów i długopis, by nie umknęła jej żadna z myśli, którą mogłaby wykorzystać. Koleżanka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie, a mnie na ten widok zadrżało serce. Jeżeli i to, co czuję, miało kiedyś stać się miłością, powinienem dbać o nią już od teraz. 

– Pewnie ktoś to przeczyta – odparła Mar. – Na przykład obecny tu Theo, który zostanie zmuszony do autoryzacji każdego z tekstów, bo przecież jest ojcem chrzestnym Kącika i stale musi mieć na niego baczenie.

– Ale i tak zrobię to z przyjemnością – burknąłem i upiłem łyk kwy. – Gavin, nie zauważyłeś, że telefon ci dzwoni od jakiegoś czasu?

Z kieszeni przyjaciela rozlegała się jedna z jego ulubionych piosenek, do moich uszu dotarły właśnie słowa: „Well I met you by the mill”. Znałem ten utwór, ten wers nakazał mi spojrzeć jeszcze raz na kobietę, która z każdym dniem stawała się dla mnie ważniejsza. Ciekawe, czy Mar zareagowałaby, gdybym wspomniał o kolejnym spotkaniu, może nie przy młynie, bo w tym mieście nigdy go nie było, a w jakieś kawiarni. Czy takie przyjacielskie umawianie się mogło przerodzić się w coś więcej? Tego bym chciał, ale nie miałem mocy spełniania własnych życzeń ot tak.

– Niech sobie dzwoni, ile chce – odparł przyjaciel.

– Nawet jeżeli to coś istotnego?

Przyjaciel spojrzał na mnie z przekąsem.

– Ty to wiesz, jak odebrać człowiekowi chwilę spokoju – mruknął. – Dobra, dziatwo, to ja spadam, nie chcę brać udziału w żadnej dramie, jaka może tu mieć miejsce.

–  A co z ciastem?

Gavin prychnął.

– Oczywiste, że pójdę po kawałek. A w sprawie tych komentarzy to jeszcze was później złapię, okej? – powiedział tylko, po czym odebrał nadal dzwoniący telefon i ruszył do wózka, by wziąć ciasto, jak i może też złożyć gratulacje narzeczonym.

Odprowdziłem go wzrokiem, a koleżanka zapisywała na kartce jakieś myśli.

– Sunbae?

Mar także na mnie patrzyła.

– Słucham?

– Nie uważasz, że rozpoczęcie od tekstu o miłości to nie jest najlepszy pomysł?

– Raczej dobrze będzie zacząć od innej emocji.

– Też tak myślę.

Mówiło się, że wielkie umysły myślą podobnie, chciałem wierzyć, że mnie i tę kobietę łączy jakieś pokrewieństwo dusz – sama kiedyś napisała na swoim blogu, że w pracy znalazła bratnią duszę, która nuciła piosenkę siedzącą jej w głowie i tym kimś byłem właśnie ja – że w pewien sposób nasze losy są połączone.

Uśmiechnąłem się do niej i podpowiedziałem:

– Może pierwszy tekst będzie o uczuciu, które tobie jest bliskie lub które interesuje cię, by bardziej je poznać? Wtedy nie czułabyś presji, że musisz pisać dokładnie o tym, co ktoś ci każe.

Ideą Kącika było, aby dziennikarka dzieliła się interesującymi ją w danym momencie tematami, zagadnieniami. Ja byłem obok tylko po to, by odganiać od niej poczucie, że coś musi, i by służyć radą, jeżeli o nią poprosi.

Mar spojrzała na mnie i skinęła głową.

– Chyba tak zrobię. Coś mi bowiem chodzi po głowie, ale na razie szczegółów nie zdradzę.

– Nie ma takiej potrzeby.

– Mar, Theo – obok nas pojawiła się przyszła panna młoda i podała nam talerze z kawałkami ciasta. Jak widać, starano się nie zapomnieć o żadnym ze współpracowników. – Proszę, to dla was.

– Dziękujemy – odpowiedzieliśmy zgodnie. – Gratulacje.

– Dzięki!

Jej radość musiała być autentyczna, zrobiło mi się szkoda na myśl, że być może niedługo będzie ponownie miała złamane serce przez tego samego człowieka, jeżeli wierzyć plotkom i wierze w to, że jeśli ktoś raz zdradził, zrobi to ponownie.

Oboje odprowadziliśmy ją wzrokiem, a Mar powiedziała:

– Wydaje mi się, że zacznę od pisania o szczęściu. Bo to jest coś, o czym czasami nie wiemy, że mamy w zasięgu ręki, a innym razem zbyt mocno walczymy o jego złudzenie.

– Brzmi dobrze.

Uśmiechnęliśmy się, jednak nie dopiliśmy kawy i nie zjedliśmy w swoim towarzystwie, bo należało wrócić do swoich obowiązków i pracy, jednak nie miałem wątpliwości, że tych kilkadziesiąt minut, które spędziłem z Mar, były dla mnie minutami szczęście. I że także moja miłość względem niej może być czymś nie tak prostym, jak na razie mi się wydaje. 


6 komentarzy:

  1. Z doswiadczenia wiem, ze nie trzeba byc profesjonalnym psychologiem, aby potrafic przeanalizowac osobowosc drugiem osoby i klebiace sie w niej emocje oraz powody zachowan, ludzie potrafia zaskakiwac, tak jak zaskoczyla bohaterka.
    Tak mysle, ze porady psychologa zawsze sa chetnie czytane.
    Da sobie rade, jak w kazdej pracy co jakis czas trzeba wziac wiecej na plecy niz sie udzwignie. Dzien jak codzien :)

    Przyznam , ze dosc przyjacielska atmosfere maja w tej redakcji. Chcialabym, zeby tak milo mijal mi dzien w pracy :)

    Mam takie wrazenie, jakbym ogladalam przyjemny film obyczajowy albo komedie romatyczna. Jest jest lekki i dobrze sie czyta.







    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że Theo jest chyba coraz bardziej świadomy swoich uczuc, a może one, raczej na pewno, ewoluują. Bardzo świadomie i dojrzałe wygląda to z jego strony, tak rozsądnie i świadomie do tego podchodzi. Do miłości. Choć zdawało by się, że miłość i rozsądek wzajemnie się wykluczają. Xd
    Przyznam, że ten ich szef zaczyna mnie irytować. Jest tak beztroski w tych swoich zapędach, że szczerze wątpię, czy myśli w nich choć trochę o innych. Nie wiem do końca czy jest świadomy, iloma obowiązkami obarcza pracowników, no i wizja tych urodzin Kącika.. Hm. No być może pewno chce dobrze, ale też się obawiam jak odbierze to reszta... Mam nadzieję, że pozytywnie, choć nam źle przeczucia..
    Czekam na perspektywę Mar :D na pewno nie umknął jej uwadze ten czuły gest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dios, Wilczy... Wiesz, że już jutro będzie reakcja Mar na ten gest? W myślach mi czytasz? :D
      ~Miachar

      Usuń
    2. Haha, mind connecting! ;D

      Usuń
  3. Myśl, która mi towarzyszyła przez większość tego tekstu, to że Theo jest słodki w tym swoim obserwowaniu Mar, odczytywaniu jej zachowań itd. Ciekawe jest też to, że nazywa swoje uczucia po imieniu, co takie łatwe często nie jest (tym bardziej w sytuacji, kiedy, jeśli dobrze rozumiem, tak naprawdę nigdy nic poza relacjami koleżeńskimi tutaj nie padło w rozmowie... O ile oni rozmawiają poza takimi sytuacjami jak tu XD). Dzięki temu jest to w sumie takie... Prawdziwe. Spokojne. Wydaje mi się, że wszystko idzie swoim tempem. A przynajmniej tak mi się zdaje, bo dopiero ich poznałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero poznałaś, a odczytałaś prawidłowo :) Uwielbiam Theo za jego rozważne i nienachalne podejście. Ale to dlatego, że po prostu przepadam za schematem, kiedy najpierw znajomość przechodzi w przyjaźń, a miłość wyznaje się, kiedy jest się jej pewnym.
      Zachęcam do zapoznania się z poprzednimi częściami i podzielenia opinią, każdy feedback mile widziany :)

      Usuń