Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 20 marca 2022

[120] I called you butterfly ~Miachar

  Kiedy czekałam, aż włączy mi się fejsbuk z nowym tematem, słuchałam „Ring Ding Dong” SHINEE i postanowiłam, że nieważne, co się trafi, tytuł tekstu będzie brzmiał „I called you butterfly”. Poz tym czytam ponownie „Marinę” Zafona, gdzie jest czarny motyl i Teufel, więc inspiracja wyprzedziła wyzwanie.

Chaotycznie, zdawkowo, potraktowane po macoszemu, bo nie wiedziałam, ile mogę z tego wydobyć. Możliwe, że Ellie i spółka kiedyś powrócą. 



Wszedł do biura, ciągnąc za sobą tę mroczną aurę, która nie pasowała do kogoś na jego stanowisku – tak przynajmniej mówiły panie w kadrach za każdym razie, kiedy go tylko widziały. Czy jednak człowiek miał pełen wpływ na to, jaką atmosferę ze sobą przynosi? Nie każdy był niczym szczeniak, by ludzi i wszystko inne widać z tą samą radością.

Nie spojrzał na nikogo, a jedynie kiwał głową, gdy tylko wyczuł, że czyjś wzrok wylądował na jego wysokiej i szczupłej sylwetce najczęściej przyobleczonej w czerń. Nie przepadał za innymi kolorami, co jednak nie dziwiło – wielu z nas tak miało. Albo czerń, albo kolory ziemi, bo nie byliśmy klaunami z cyrku, by każdego dnia występować w żółci, zieleni czy fiolecie.
Coś go jednak różniło – dopadając do swojego biurka, nie szukał wymówek, nie zagadywał kolegów, nie robił notatek czy szukał jakieś przekąski zawieruszonej w któreś szufladzie. Od razu załączał komputer i gdy wybijała dla nas godzina zero, on już na dobre pogrążał się w aktach, informacjach, tropach, wnioskach i podejrzeniach. 

Nie można było nazwać go Sherlockiem Holmesem – choć umysł miał również analityczny, to zdarzało mu się być zbyt emocjonalnym, co budziło dysonans poznawczy – jak i odmówić mu inteligencji i determinacji w działaniu. Taki partner to był skarb w chwilach, kiedy otrzymywało się wymagające myślenia dochodzenie, lecz na co dzień obcowanie z kimś podobnym do niego bywało trudne. Dlatego problematyczne było wskazanie kogoś, kto cieszyłby się, będąc skazanym na współpracę z nim.

– Słuchajcie, ludzie, słuchajcie!

Moje rozmyślenia na temat kolegi przerwało pojawienie się kapitana, który wydawał się być poddenerwowany. Jakby coś nie wyszło po jego myśli lub wstał lewą nogą. 

Całe zgromadzenie, czyli zespół numer cztery wydziału kryminalnego, spojrzało na swojego dowódcę i w milczeniu oczekiwało na dalsze słowa. 

– Słuchajcie! – Mężczyzna chyba jeszcze nie był do końca obudzony i dlatego nie dostrzegł, że już przecież ma naszą uwagę. – Musimy wziąć się do porządnej roboty, zrozumiano?

Mówił tak za każdym razem, kiedy nasze wyniki spadały na łeb, na szyję, a że to miało miejsce dość regularnie, każdy z nas zdołał do tego przywyknąć. 

– Sprawa jest dość delikatna, bo dotyczy pewnej urzędniczki mającej powiązania z naszym szanownym burmistrzem, więc trzeba odpowiednio do tego podejść.

Jak do każdej, gdzie podejrzaną była kobieta, kapitan miał do nich olbrzymią słabość i czasami to właśnie ona sprowadzała na cały wydział nieszczęścia.
– Nie możemy pana burmistrza w to mieszać, a jeżeli jego zeznanie będzie potrzebne, ma to być zrobione po cichu, zrozumiano?

Gdyby mówił po chińsku, może byłby problem z pojęciem, co ma na myśli, ale mówiliśmy w tym samym języku, zrozumienie nasuwało się samo.

– Teufel, to będzie twoja sprawa, okej? Weź ze sobą Grossmanna i Elliego, dacie radę w tej ekipie, co nie?

Ellie to byłem ja – nienawidziłem tego nazwiska brzmiącego jak żeńskie imię, mimo to nie miałem serca, by je zmieniać i wywoływać płacz u ojca – za to Teufel… Cóż, mówiło się, że piekło to dom właśnie tego mężczyzny, o którym wspomniałem na początku. Ten jakże introwertyczny detektyw miał odpowiadać ze tę sprawę, a odpowiedzialność spoczywać w jego rękach? To musiało być poważniejsze, niż brzmiało, zwykle to on robił za wsparcie, a nie dowodził.

Zerknąłem na niego, on wpatrywał się bez słowa w kapitana.

– Teufel?

– Zrozumiałem, ale dlaczego ja?

– Ty już dobrze wiesz.

Po atmosferze, jaka zapadła w biurze, można było powiedzieć, że obaj musieli mieć większą wiedzę niż reszta wydziału. A to nie było na rękę – jeżeli inni mieli tajemnice, to jak można było sobie bezgranicznie ufać? Każda sprawa wiązała się z ryzykiem, trzeba było słuchać rozkazów bez pytania, czy podejmowane kroki mają sens, byle tylko dopaść do celu. Jeżeli czegoś się nauczyłem przez niemal dekadę w tym miejscu, to tego, że bez wiary i zaufania względem partnera daleko się nie zajedzie. 

– Niech będzie.

Oczywistym było, że jest mu to całkowicie nie w smak, ale nie chciał się wykłócać. Pewnie powziął, że upora się z tym jak najszybciej, byle tylko dano mu spokój, a on mógł zajmować się raportami i zbieraniem zeznań przy swoim biurku, co lubił najbardziej. Inni obgadywali go z tego powodu, on nie zwracał na to uwagi, zajmując się jedynie sobą.
Właśnie tak to u niego było. Dobrze wiedział, co ludzie o nim myślą. Sam nazywałem go motylem, bo był niczym on – nie dawał się pochwycić, szybko umykał, a i zdawało się, że jego życie długo nie potrwa. Jakby wiecznie igrał sobie z własnym przeznaczeniem i dlatego wchodził w drogę różnym zbirom i drabom, prosząc się o najgorsze. Mimo to był skuteczny w robocie, wiedział, jak rozmawiać z ludźmi, by wyciągnąć z nich informacje bez sięgania po niewerbalne metody, naturalnym było, że do niektórych spraw się nadaje, choć czasami jego słowa nie były adekwatną bronią, o czym kapitan raczył mu właśnie przypomnieć.

– A, zachowuj się też, jak będziesz z nią rozmawiał, okej? Nie chcemy, byś wystraszył ją swoją paranoiczną gadką o tym, że jak nie powie prawdy, to i tak ją dopadniesz, a kara za coś takiego nie będzie przyjemna.

Detektyw ani trochę nie myślał przejąć się słowami przełożonego, zamiast tego zapiął guziki przy swojej czarnej katanie i skinął głową na mnie oraz Grossmanna, byśmy szli za nim. Pora wziąć się do roboty, za którą nam płacą, choć gdyby podatnicy mieli wgląd w robotę, jaką czasami wykonujemy po łebkach, według scenariuszy wyżej postawionych od nas osób, pewnie by się zbuntowali i nie chcieli na nas łożyć.
Teufel skinął jedynie głową, po czym zerknął w moją stronę. Oczywistym było, że najpierw w trójkę zapoznamy się z dokumentacją, jaką do tej pory udało się stworzyć, a później ruszymy w teren, by porozmawiać z odpowiednią damą. 

Do każdego śledztwa powinniśmy podchodzić neutralnie, nie dać się niczyim słowom ani emocjom, bazować jedynie na zweryfikowanych informacjach i faktach, jednak coś mi mówiło, że to nie będzie taki przypadek, że detektyw Teufel podejdzie do tego inaczej, nawet odrobinę wbrew swojej naturze. Nie byłem pewien, skąd brało się u mnie to przekonanie, po prostu to mówiła mi intuicja, a rzadko kiedy, bazując na niej, źle na tym wychodziłem.
– Rozegrajmy to szybko – powiedział Teufel, gdy i ja, i Grossmann znaleźliśmy się przy jego biurku i braliśmy za akta. – Maks dwadzieścia minut na czytanie i lecimy, okej? Zadzwonię do tej kobiety i powiem, że wpadniemy.

– A jeżeli nie będzie miała dla nas czasu? – zapytał Grossmann, najmłodszy stażem i wciąż nie do końca ogarniający, jak działają protokoły.

Na ustach Teufela nie zagościł nawet cień uśmiechu, raczej wyglądał jak kostucha gotująca się, by udać po kolejną grzeszną duszę.

– Wówczas sprawię, że go dla nas znajdzie. Do roboty.

Zgodnie z jego rozkazem dwadzieścia minut później jechaliśmy już do urzędu, gdzie miano nas oczekiwać. To Grossmann prowadził, kiedy ja co rusz zerkałem z tyłu na wpatrzonego w przednią szybę dowodzącego. Mina detektywa nic nie zdradzała, a to mogło oznaczać znużenie lub też, że właśnie w czymś się zorientował i musi się pilnować, by tego nie wypaplać. Tego człowieka naprawdę trudno było mi rozszyfrować.

– Idźcie przodem – rzucił, kiedy zaparkowaliśmy przed urzędem miasta – ja muszę jeszcze zapalić.

To nie był jego stały rytuał, właściwie to Teufel nawet nie nosił przy sobie paczki papierosów, więc musiał się po nie udać do najbliższego sklepu. Odprowadzałem go wzrokiem, kiedy przechodził na drugą stronę ulicy. Intuicja mówiła, że coś jest jednak na rzeczy i to zagranie jest celowym krokiem z jego strony. Postąpiłem według jego życzenia i z kolegą weszliśmy do budynku, by po chwili pytać o niejaką Amandę Strauss. Nazwisko przywodziło na myśl niemieckiego producenta odzieży, jednak nie każdy się w tym orientował, a ja podejrzewałem, że nasza rozmówczyni nie będzie miała w sobie za wiele z Europejki.
I też się nie omyliłem. Kobieta, która czekała na nas w holu, by oszczędzić nam trudu poszukiwań i wzywania przez osoby trzecie, miała przyjemnie kawowy odcień skóry i ciemne, kręcone włosy, które opadały jej kaskadami na plecy. Uśmiechnąłem się do niej nieznacznie, kiedy się przedstawialiśmy i pytaliśmy, gdzie możemy swobodnie porozmawiać, pozostając jednak w odosobnionym miejscu. Zaprowadziła nas na taras na tyłach budynku – po raz pierwszy przechodziłem obok zlokalizowanej w budynku kawiarenki, nawet nie wiedziałem, że coś takiego może znajdować się w urzędzie – gdzie mogliśmy usiąść na ławce i dowiedzieć się, o co chodzi.

Akta, które dał nam kapitan, zdradzały, że chodziło o próbę kradzieży dokonanej przez urzędniczkę, z którą właśnie mieliśmy się poznać. Donos ten był anonimowy, więc nie można było powiedzieć, kto ją oskarża, niemniej kobieta wyglądała na mocno wytrąconą z równowagi, wręcz przerażoną takimi podejrzeniami.

– Ja naprawdę nic nie zrobiłam – szeptała w kółko i w kółko, a w jej dużych, brązowych oczach lśniły łzy. Wyciągnąłem z kieszeni lekkiej kurtki paczkę chusteczek i jej podałem. – Ja naprawdę nic nie zrobiłam.

– Wiemy – odezwał się głos za naszymi plecami.

To Teufel, któremu dałem znać w krótkim esemesie, gdzie jesteśmy, właśnie do nas dołączył.

Dokonałem prezentacji mężczyzny, po czym zwróciłem się do urzędniczki, kiedy Grossmann zapisywał wszystkie posłyszane informacje.

– Czy jest ktoś, komu pani coś zrobiła, kto chciałby się zemścić?

Pokręciła przecząco głową.

– Nie, nie ma nikogo takiego.

– A czy ktoś stosował wobec pani mobbing lub próbował zastraszyć? – zapytał ni stąd, ni zowąd Teufel, a ja posłałem mu długie spojrzenie. Ewidentnie wiedział coś więcej niż ja i Grossmann, z czym się nie podzielił. Nie bardzo mi to pasowało, ale przywykłem, że nie wtajemniczał, póki nie uznał, że to konieczne lub potrzebne.

– Ja… – Kobieta wyglądała na niepewną, jakby nie miała pewności, że może nam powiedzieć i że za tym nie pójdą jakieś nieprzyjemności. – Ja…

– Ktoś panią gnębił, zgadza się? – dopytał Teufel. – Ktoś na kierowniczym stanowisku, a kiedy pani się postawiła, oskarżył o próbę kradzieży, na której została pani przyłapana, czyż nie?

O tej próbie wzmiankowano w aktach, to właśnie do takiej sprawy nas wysłano, nie rozumiałem jednak, dlaczego ma ona takie znaczenie i kapitan aż tak kazał nam zachować rozwagę podczas dochodzenia.

Strauss wybuchnęła płaczem, a między szlochaniem wyjaśniła, że od kilku tygodni ma na pieńku ze swoją przełożoną, której ewidentnie nie pasuje, że młodsza koleżanka ma o jeden kurs więcej i przez to może być brana szybciej pod uwagę, jeżeli chodzi o awans. Teufel słuchał tego z kamiennym wyrazem twarzy, a ja mógłbym przysiąc, iż tym razem dostrzegam, jak poruszają się trybiki w jego głowie.
– Nawet myślałam, by złożyć wypowiedzenie i poszukać pracy w innej instytucji – wyznała urzędniczka – ale mi zagrożono, że jeżeli to zrobię, to puszczą plotki o tym, że jestem złym pracownikiem i nie powinni mnie zatrudniać, przez co będę skończona.

– Nie pani pierwsza – mruknął Teufel, po czym przypatrzył się jej uważnie. – Więc to jest pani stosunek do tej sprawy, tak? Przyznaje pani, że dochodzi do mobbingu, a jednocześnie, iż nie zrobiła tego, o co jest oskarżona?

– Tak.

– Ellie – teraz zwrócił się do mnie – idźcie do dyżurki i sprawdźcie nagrania sprzed trzech dni, kiedy doszło do próby. Pokój 201A.

– Już się robi.

Wraz z Grossmannem ruszyłem wypełnić polecenie, nim jednak zeszliśmy z tarasu, zerknąłem przez ramię na Teufela – ten kucał przed kobietą i coś do niej mówił, a wyraz jego twarzy złagodniał. Takim to chyba go jeszcze nie widziałem, ale nie miałem czasu roztkliwiać się nad tym przejawem empatii, co innego było do zrobienia.
Choć niechętnie, ale pozwolono nam zajrzeć do nagrań. Grossmann zerkał do notatek, by sprawdzić czas, kiedy doszło do zdarzenia, a ja obserwowałem, jak na ekranie pojawia się Strauss, a zaraz za nią inna kobieta, która wyraźnie zaczyna krzyczeć, jak i szarpać podwładną.
Kobieta, którą każdy z naszej trójki znał.

Grossmann zdawał się być w szoku.

– Przecież to… – zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.

– Wiem. To dlatego Teufel dostał tę sprawę. I chyba wiem, gdzie teraz poszedł. – Spojrzałem na ochroniarza, który bacznie się nam przypatrywał, jakby nie wierzył, iż faktycznie jesteśmy policjantami. – Gdzie znajdziemy pokój 210A?

Nawet nie potrzebowaliśmy do niego dojść, by zobaczyć, jak ta sprawa się rozwija – Teufel stał przed drzwiami i rozmawiał z kobietą, którą widzieliśmy na nagraniu. Tę samą, którą wielokrotnie spotykaliśmy podczas ważniejszych uroczystości na komendzie.

Żona naszego kapitana wyglądała na wściekłą, tłumaczyła coś detektywowi, a jej dłonie zaciskały się w pięść.

– To proste – powiedział właśnie Teufel. – Wystarczy, że wycofa się pani, a nie dojdzie do większego zamieszania, którego nie mam zamiaru sprzątać.

Właśnie dlatego to on tu dowodził – za każdym razem, kiedy kapitan lub ktoś z jego bliskich nawalił, próbował zszargać dobre imię, to właśnie on był od rozwiązania sprawy po cichu, zamiecenia pod dywan, by nie wyszło na jaw. Bo kto by się skupiał na tym, że jakiś mrukliwy detektyw coś robi? W tym świecie liczyło się nazwisko i znajomości, których Teufel nie miał, a że przed laty kapitan wyświadczył mu przysługę, o której krążyły legendy, ten zwany motylem spłacał dług.

– I co? Mam to teraz odwołać? Tak to sobie wyobrażasz?

– Dobrze pani wie, jak było, my po obejrzeniu nagrań też wiemy. – Dziwiła mnie ta wiedza, skoro nie oglądał ich z nami. – To nie jest pierwszy raz, wieści mogą się roznieść, a wtedy koneksje mogą wszystkiego nie załatwić.

Chyba zrozumiała jego punkt widzenia.
– Czy możemy porozmawiać tylko we dwójkę?
– Oczywiście.

Zrozumiałem to, że mam zabrać Grossmanna i zaszyć się w aucie, więc to zrobiliśmy. Czekanie zajęło nam piętnaście minut – tyle czasu wystarczyło, by Teufel w rozpiętej katanie do nas dołączył i wrzucił notes do schowka, po czym głośno westchnął.

– Skończone. Wracajmy.

W jaki sposób było skończone i co dalej – to pozostało dla mnie tajemnicą, jednak wiedziałem, że lepiej nie pytać, bo i tak dowiem się, kiedy uzna to za stosowne. Czyli na posterunku, kiedy będzie informował kapitana o przebiegu.
Choć rzucano nam zdziwione spojrzenia, bo tak szybko się nas nie spodziewano, nie odpowiadałem na nie, wbijając wzrok w plecy Teufela. To on dowodził tej sprawie, pozostawało mi jedynie iść za nim niczym cień, zachować pokerową twarz, kiedy rzuci teczkę na biurko szefa i swoim niskim głosem oznajmi mu prawdę objawioną, jaką jest robienie w dzisiejszych czasach funkcjonariuszy w konia. Wiedziałem, że takie wsparcie będzie potrzebne dla stworzenia pozorów, że to praca zespołowa, nie mogłem pokazać przed kolegami, że to właściwie Teufel rozwiązał całą zagadkę, a teraz gotowy był odfrunąć niczym czarny motyl, z którym mi się kojarzył. 

Szef zdawał się nas oczekiwać, obserwował zza swojego biurka, a jego mina mówiła, że nie jet zbytnio zadowolony. Chyba dotarła do niego już wieść, jakimi metodami osiągnęliśmy cel.

– Wróciliście.
Teufel rzucił dokumenty na blat i oznajmił:

Zrobiłem swoje. Gdybyś potrzebował pomocy, poproś kogokolwiek, byle nie mnie.

To oczywiste, że nie pofatyguje się już nigdy, by ratować skórę kogokolwiek, jeżeli nie miał w tym większego interesu, a kapitan i jego żona właśnie mieli u niego spory dług, który ciężko będzie im spłacić. Albo też on właśnie spłacił ten, który miał wobec nich.

Kapitan nie wyglądał na zadowolonego.

– Myślisz, że to naprawdę koniec i nic więcej się nie wydarzy?

– O ile twoja małżonka pohamuje swoje humorki, to tak, to już koniec. A, powiedziałem jej również, by na razie nie próbowała dobierać się do burmistrza, bo to nie wypada tak w biały dzień przyprawiać ci rogi. Na razie.

Teufel wyminął mnie i pewnie nawet nie zauważył, że kapitan rzucił w jego stronę teczką. Świst przelatującego przedmiotu otrzeźwił mnie, nakazał również się oddalić i przy własnym miejscu pracy pomyśleć o tym, co miało miejsce i jak opisać to w raporcie.

Co jakiś czas zerkałem w stronę Teufela, który również wypełniał dokumenty, nikt inny zdawał się go nie dostrzegać. Niczym motyl wypełnił swą powinność i odleciał gdzie indziej.

Każdego dnia widziałem, jak bardzo zakłamany jest ten świat, i coraz mniej dziwiłem się, iż niektórzy przyjmowali tę samą postawę co Teufel – być obecnym, kiedy potrzeba, ale w ostatecznym rozrachunku działać jedynie dla siebie i własnego przetrwania. Empatia, solidarność i miłosierdzie zaczęły zamieniać się w słowa gotowe na to, by zniknąć z ust i z języka, zastąpione przez bardziej potrzebne do ekspresji wyrazy. 

Czy w takim świecie, gdzie korupcja i zamiatanie spraw pod dywan było na porządku dziennym, mogłem być kimś niosącym sprawiedliwość? Coraz częściej w to wątpiłem, lecz mnie daleko było do motyla, więc tkwiłem w tym samym punkcie, biorąc sprawę za sprawą i zastanawiając się, czy tak będzie do mojego końca.


2 komentarze:

  1. jeden z tych ludzi, który wszędzie widzą poszlaki, czasami nawet spraw, które jeszcze nie istnieją, ale w umyśle już kreuje się scenariusz wydarzeń.
    Ta podejrzana to taka femme fatale.
    Trzeba ufać tylko sobie, a partnerowi, no niby tak, ale nigdy nie wiadomo co w drugim człowieku siedzi.
    Taki z niego detektyw, z którym chyba ciężko się współpracuje.
    I najlepiej trzymać się od niego z daleka.

    Hmm, sprawa taka o prace? Myślałam, że to będzie coś z podwójnym dnem. Choć wiadomo, że wiele kobiet jest szantażowanych w pracy i boją się choćby pisnąć i się poskarżyć.

    Widzę, że wśród tych policjantów, to rączka rączkę gładzi, a jak trzeba zamieść coś pod dywan to i chętna szczotka się znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę powiedzieć, że trochę gubiłam sie w tekście. Nie za sprawą fabuły, bo ta całkiem jasno została wyłożona, ale coś nie mogłam czasem sie połapać w konstrukcji zdan. Przyznan, ze niektore akapity musialam czytac wiecej niz raz, zeby dobrze zrozumieć, były dla mnie zbyt zagmatwane. Zeby dać przyklad: "...pytaliśmy, gdzie możemy swobodnie porozmawiać, pozostając jednak w odosobnionym miejscu." Dla mnie czytelniej byłoby"...pytaliśmy, gdzie możemy swobodnie porozmawiać na osobności". Czasem zbyt rozbudowane zdania sa dla mnie, moznaby bylo prosciej, uzywajac mniej slow, zeby uniknac dezorientacji.
    Poza techniką, fabularnie dalam się historii prowadzić. Nie mogę dojsc do tego, jak sie wymawia Teufel! W kazdym razie ciekawy z niego gosc. Ten charakter... Cos do niego przyciaga. Zdaje sie taki, hm, niedostepny, wrecz zimny, niewzruszony, z drugiej strony widac przeblyski drugiego oblicza, chyba cieplejszego. Chetnie bym je poznala. W raz ze sprawą, ktora będzie stanowić dla niego wyzwanie ;D

    OdpowiedzUsuń