Noc była niespokojna, najeżona błyskami, które rozdzierały niebiosa elektryczną
siecią. Nie tylko pioruny dzieliły przestrzeń. W ich blasku powoli otwierała
się garganta. Deszcz zacinał mocniej, grzmoty zaryczały bliżej, zerwał się
wiatr, uderzał ciężkimi kroplami o okna, ziemię i drzwi.
I
remember black skies,
the
lightning all around me.
O drzwi uderzała też pięść.
Ani gwałtowna pogoda, ani nocne najście nie zaskoczyło Urahary. Jedno
pasowało do drugiego. W zasadzie należało się tego spodziewać. Owszem, był już
w pręgowanej, flanelowej piżamie, ale puszysty, szmaragdowy szlafrok
przewieszony przez oparcie krzesła jak gdyby tylko czekał na moment, w którym
będzie potrzebny. Kisuke Urahara sięgnął po niego, gdy pukanie się powtórzyło,
natarczywiej.
Ruszył przez sklep, który prowadził po odejściu z Gotei, gdzie
zajmował stanowisko kapitańskie, poświęcając się nauce i prowadzeniu
eksperymentów, i przeszedł do części mieszkalnej, bo to z tamtej strony
nadchodzili goście.
— Oho — chrząknął, gdy bębnienie do drzwi rozbrzmiało jeszcze
agresywniej, zanim do nich dotarł. Przekręcił zamek i nacisnął klamkę. Szpara
powoli się rozszerzała, towarzyszące temu skrzypienie nasycało chwilę grozą.
Grozę podsycały trzy rozbłyskujące w ciemności punkciki. Dwa kobaltowe, jeden
cyjanowy.
I
remember each flash
as
time began to blur.
Urahara może nie miał doktoratu z kolorystyki, ale te barwy
interpretował bezbłędnie. Wiedział, że oznaczają kłopoty, zwłaszcza, gdy
zestawiają się obok siebie. Zwłaszcza w środku nocy.
Bijące z wnętrza ciepłe, blade światło niewystarczająco doświetlało
jego twarz. Nie sposób było dojrzeć oczu, na które opadała długa, płowa grzywka,
ani ocenić, czy jest zadowolony z wizyty. Dopiero błysk rozświetlający niebo
wyodrębnił nikły uśmiech wyginający jego wargi. Nikły i mylący.
Like a
startling sign,
that
fate had finally found me.
Nagłym ruchem próbował zatrzasnąć drzwi, ale wciśnięta za próg stopa
mu to uniemożliwiła.
— Hehe — zachichotał nerwowo Urahara, podnosząc wzrok z czarnego
mokasynu na zmrużone, kobaltowe oczy, jarzące się zdecydowanie za blisko. —
Cześć, Grimmjow. Ikari — skinął głową postaci stojącej krok z tyłu. — Co was
sprowadza o tej porze, podczas tak fantastycznej pogody?
Błyskawica przeorała niebo, rzucając nieco blasku na twarze gości.
Zdawały się podobnie pozbawione wyrazu. Ściągnięte usta, opuszczone kąciki
warg. W połowie opuszczone powieki, czujne oczy, patrzące z wyższością,
oceniały.
— Akurat byliśmy w pobliżu — odpowiedziała Ikari — kiedy tak strasznie
się rozpadało. Grimmjow nalegał, żeby pożyczyć od ciebie parasol.
— A, nie ma sprawy! Momencik! — Urahara zniknął, a Ikari westchnęła
ciężko, przewracając okiem. Zanim mężczyzna wrócił, Grimmjow kopnięciem
otworzył drzwi szerzej. Właściwie niewiele brakowało, żeby wypadły z zawiasów,
a wracając, po odbiciu od ściany, prawie rozbiły mu nos.
— Czyli to jednak był sarkazm? — upewnił się Urahara, gdy Ikari
zamknęła za sobą, nanosząc do środka deszczu. Trzymał już w ręku parasol. Ikari
tylko spojrzała na niego z politowaniem.
— Proszę, nie każ mi wątpić w twój iloraz inteligencji.
Urahara wypuścił powietrze nosem, opuścił ręce,
odrzucił parasol na łóżko. Westchnął, poważniejąc.
— Wiesz, po co przyszłam — ustlała Ikari, uważnie obserwując
sklepikarza. Znała jego skłonność do sztuczek.
— Wiem — przyznał Urahara. — Ale wątpię, czy dobrze to przemyślałaś.
Ikari prychnęła.
— Na szczęście to nie twój interes.
— Naprawdę tego chcesz? — Mężczyzna nie odpuszczał. — Cały wysiłek,
żeby wyodrębnić go z duszy twojej córki, pójdzie na marne, jeśli go wypuścisz.
— Wypuszczę? — Usta Ikari rozciągnęły się w nieprzyjemnym uśmiechu, a
zza nich wydobył się krótki, niski śmiech. — Nie, tym razem to on wpuści mnie.
— Nie zapanujesz nad nim. Nie udało ci się to wtedy i nie uda teraz —
perswadował Urahara, uciekając się do coraz żywszej gestykulacji.
— Dużo się zmieniło od czasu, gdy ostatnio ucinałam sobie z nim
pogawędkę. — W pozostałym cyjanowym oku pojawił się brzydki błysk. — Myślę, że
teraz się dogadamy.
— Ty dalej nie pojmujesz, że to się nie może udać! — Urahara
przechadzał się nerwowym krokiem po pokoju. — Chcesz odzyskać moc, OK.
Spodziewałem się, że kiedyś pożałujesz swojego poświęcenia, ale...
— Niczego nie żałuję, ty cholerny pederasto w klapkach zajumanych
jakiejś gejszy! — uniosła się Ikari, zaciskając dłonie w pięści. — Zrobiłam to
dla Netami i powtórzyłabym to miliard razy! — Jej nozdrza falowały, gdy wbijała
wściekły wzrok w byłego kapitana gotei. — Ale okoliczności się zmieniły. A
skoro mogę odzyskać moc...
— Nie możesz! O to chodzi, że nie możesz!
— Chuj mnie obchodzi twoje zdanie na ten temat! To moje zanpakuto i
masz mi je natychmiast oddać!
— Może i miecz jest twój, ale dusza, która go zamieszkuje, już nie!
Dlatego nigdy nie będzie ci służyć!
— I tu się mylisz — skwitowała Ikari, wydymając usta. — Teraz coś nas
łączy.
And
your voice was all I heard
That I
get what I deserve
Urahara zatrzymał się, splótł z tyłu ręce i nic nie powiedział,
jedynie przyglądał się uważnie niebieskowłosej, która nie mogła znieść
taksującego spojrzenia szarych oczu.
— Dość — warknęła. — Po prostu oddaj mi moją własność. Nie potrzebuję,
byś dłużej ją przechowywał.
Mężczyzna drgnął, jego ramiona opadły, a ciężkie westchnienie miało
znaczyć, że się poddał. Ruszył przez pomieszczenie, utkwiwszy wzrok w rękojeści
katany, leżącej na półce, lecz zanim pokonał połowę dzielącego go od niej
dystansu, zimna stal zagrodziła mu drogę.
— To nie jest zanpakuto Ikari — mruknął Grimmjow, który spodziewał się
tego ruchu i cierpliwie czekał, żeby się wtrącić — tylko twoje. — Kpiący
uśmiech, tańczący na wargach Espady, starczył za recenzję tak przewidywalnego
posunięcia.
Urahara wykrzywił usta, rzucając Grimmjowowi zirytowane spojrzenie.
— Naprawdę chcesz jej na to pozwolić? — musiał chociaż spróbować
przekonać Grimmjowa, skoro Ikari nie chciała słuchać. — Nie pamiętasz, co było,
gdy przejął jej ciało? — Kobaltowe oczy patrzyły niewzruszenie spod ciężkich
powiek. — Jak prawie ją straciłeś? — Twarz Espady drgnęła, ale nie cofnął
ostrza.
— Skończ już, Kisuke! — Ikari wycelowała w niego palcem. — Mów, gdzie ją ukryłeś. — Urahara tylko
zagryzł od wewnątrz policzki. Ikari syknęła. Traciła cierpliwość. Wygrażając
pięściami, zaczęła sama szukać swojej własności, otwierając szafkę za szafką i
wywalając całe ich zawartości na zewnątrz. Po pięciu minutach cała podłoga
zawalona była bibelotami, domowym sprzętem, gaciami Urahary, stosami książek i
shinigami wiedzą czym jeszcze, bo na półkach Ikari znajdywała różne dziwne
kolekcje przedmiotów, jak na naukowca przystało.
— Przestań! Przecież nie trzymam twojej katany w skarpetach! —
krzyczał Urahara, gdy Ikari opróżniała bieliźniarkę. — Zostaw, to moje
prywatne... DOBRA! DOBRA, SŁYSZYSZ?!
Ikari znieruchomiała, przyglądając się stringom z cukierków, które
właśnie znalazła.
— Serio? — Jej niepewna mina wskazywała na to, że boi się szukać
dalej.
— Prosiłem — z wyrzutem wycedził Urahara. — Już, możesz to zabrać. —
Rzucił zniecierpliwione spojrzenie Grimmjowowi, który wciąż go pilnował. —
Oddam ten cholerny miecz i róbcie, co chcecie, tylko niech ona skończy
demolować mój dom.
Grimmjow, nie spuszczając z niego oczu, odsunął ostrze Pantery.
Sklepikarz poniechał pomysłu, by sięgnąć po swoje zanpakuto, odwrócił się i
odszedł w drugą część pomieszczenia. Schylił się, będąc tuż przy ścianie, i
przez chwilkę macał podłogę, aż wcisnął odpowiedni panel i uruchomił mechanizm,
otwierający skrytkę. Niewidoczne gołym okiem wyżłobienia w ścianie poszerzyły
się, tworząc otwór. Urahara sięgnął do środka i, sapiąc, wyciągnął z niego
pokaźnych rozmiarów skrzynię. Zabezpieczona była kilkoma kłódkami, więc jeszcze
długą chwilę zajęło wprowadzanie szyfrów i marudzenie Ikari, aż wreszcie wieko
się uniosło.
— Proszę — mruknął bez entuzjazmu Urahara. — Zrobiłem swoje. Gdybyś
potrzebowała pomocy, poproś kogokolwiek, byle nie mnie. Tym razem ci nie
pomogę, gdy ten potwór się rozszaleje.
Ikari przełknęła głośno i podeszła bliżej. Od razu rozpoznała swoją
broń. Niebieska rękojeść, czarna, nieco zakrzywiona pochwa. Sięgnęła po nią
ręką.
— Naprawdę uważasz, że Ikari ma dość siły, by nad nim zapanować? —
Ostatni raz spróbował Urahara, odwracając się do Grimmjowa. — Nie udało jej
się, kiedy była w lepszej kondycji.
— Och, skończ już pitolić! — Ikari łapała rękojeść, gdy silne palce
zacisnęły się na jej nadgarstku, powstrzymując ją. — Grimm! — Wzniosła oczy ku
niebu, a potem przeniosła wzrok na twarz Arrancara. — Tylko mi nie mów, że
przejąłeś się tym pierdoleniem.
Mierzyli się na spojrzenia, Grimmjow nic nie mówił, jedynie patrzył,
jakby był w stanie wzrokiem zmierzyć, na ile wystarczy jej sił.
So
give me reason,
to
prove me wrong,
to
wash this memory clean.
Może był. Chwilę później puścił jej rękę i wycofał o krok, robiąc jej
przestrzeń.
Zbudowałaś nam tutaj rosnące napięcie przed tą konfrontacją. Czytając to, czuję się jakbym tam była. Stała obok nich i widziała emocje na ich twarzach i czując gęsta atmosferę, taką co ją można ciąć nożem.
OdpowiedzUsuńPederasta z klapkach gejszy - hahha takie testy do zapisania i zapamietania :D
Też myślę, że dusza w mieczu będzie służyć Ikarii. Taka wieź, jaka między nimi powstała, nie jest do kupienia. I to jej się należy ten miecz.
Stringi z cukierków haha , tez takie chce :D
Ciekawy pomysł z tą skrytką w ścianie.
Jestem pewna, że Ikari sobie poradzi z tym wszytskim i jeszcze nie jednemu mondrali nosa tym utrze.
"— Niczego nie żałuję, ty cholerny pederasto w klapkach zajumanych jakiejś gejszy!" - takich epitetów to się nie spodziewałam :D Ikari rządzi w tej wymianie zdań.
OdpowiedzUsuńDemolka mieszkania w środku nocy? Jest. Sarkazm i humor, który mnie zawsze bawi? Jest. Niekoniecznie przemyślane decyzje i słabe próby powstrzymania? Są. Te części składają się na tekst trafiający do mnie całkowicie. Mimo to czuję pewną obawę, czy Ikari się uda, a jej plan powiedzie. Przekonamy się.
Pozdrawiam