Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

poniedziałek, 7 marca 2022

[119] Novia: Who do you think you are? ~ Miachar

Zaczęło się od klątwy czyniącej z Lizzie narzeczoną diabła, kończy, kiedy ja dostrzegam jeszcze dla niej nadzieję. Dziękuję!

Swoją drogą nie, wcale nie napisałam tekstu, a dopiero dwa (trzy?) dni później dodałam do niego słowa kluczowe. Wcale.

Good luck, Mastema! Good luck, Lizzie! Hwaiting! <3


Tak trudno było mi pogodzić się z tym, że niemal pozwoliłem podopiecznej na śmierć. Wiedziałem, że spotka mnie za to kara ze strony Szefa, jednak moment pojawienia się w Piekle odwlekałem, jak długo mogłem, zamiast tego zgłosiłem się do szpitala, do którego trafiła po upadku Lizzie. Jej wybawiciel nieźle się zdziwił, słysząc, że jestem jej opiekunem, jednak zobaczyłem po nim pewną ulgę – podejrzewałem, że czułby się nieswojo, musząc siedzieć przy łóżku kobiety, o której zupełnie nic nie wiedział.
A przynajmniej wydawało mi się, że jej nie zna, jednak on szybko rozwiał tę moją pewność.
– Już podczas nabożeństwa panna Elizabeth nie wyglądała za dobrze, to jednak przeczucie, Boska rada kazała mi po jego zakończeniu iść za nią. Wołałem, kiedy zmierzała na klif, ale chyba mnie nie słyszała. Mówiła coś panu, dawała jakieś znaki?

Nie sądziłem, że mnie, demonowi, przyjdzie kiedykolwiek prowadzić podobną rozmowę z pastorem, ale cóż, właśnie się działo i podejrzewałem, że ktoś ma z tego powodu niezły ubaw.
– Dopiero dzisiaj cokolwiek zauważyłem, ale musiałem być w pracy, nie mogłem pilnować jej od rana – przyznałem się, złorzecząc w duchu na Szefa, który dopiero zacznie się przejmować, jak mu raport prosto ze szpitala prześlę. – Nie przyszło mi do głowy, że będzie chciała zrobić to tak szybko.
Pozostaliśmy obj na korytarzu, czekając na jakiekolwiek wieści o stanie zdrowia Lizzie, dopiero gdy nam powiedziano, że miała sporo szczęścia i poza jednym złamaniem oraz kilkoma potłuczeniami nic jej nie dolega, pastor podniósł się z miejsca i nawet był skłonny posłać mi uśmiech ulgi.

– Proszę jej przekazać, że życzę szybkiej rekonwalescencji i że będę się za nią modlił.
– Przekażę, jeszcze raz bardzo, bardzo panu dziękuję.
– Nie ma sprawy, Najwyższy tak chciał.

Gotowy byłem powiedzieć, że akurat Bóg to mógł w ogóle nie mieć nic do powiedzenia, raczej anioł stróż kobiety, ale nic nie rzekłem, tylko pożegnałem pastora, odprowadzając go wzrokiem. Że też Lizzie nigdy mi o nim nie wspomniała. Wiedziałem, że stale nosiła na piersi krzyż, ale nie mówiła o nabożeństwach, w których brała udział, sądziłem, że stara się w ten sposób trochę bardziej chronić przed przeznaczeniem bycia narzeczoną diabła. Najwidoczniej nie było to tylko jej ucieczką, ale i sposobem na kontakt z innymi ludźmi.

Podopieczna musiała zostać w szpitalu przez kilka tygodni, jak też poddać się badaniu psychiatrycznemu, które mogłoby wyjaśnić, dlaczego targnęła się na swoje życie. Jak myślałem, nie wykazywała objawów choroby psychicznej, jednak cierpiała na depresję – z czego też prawie że nie zdawałem sobie sprawy. Nic dziwnego, że zacząłem odczuwać wyrzuty sumienia. Lizzie próbowała mnie pocieszyć.
Kim myślisz, że jesteś? Nie masz wiedzy o wszystkim, co się dzieje, Mastema – tłumaczyła mi – dlatego nie miej pretensji do siebie, że nie zdołałeś na czas pojąć, co się dzieje. Ja sama podjęłam decyzję tak spontanicznie, że mało kto by to zauważył.
– Ale dlaczego? – dopytałem, siadając na jej łóżku tego dnia, kiedy wreszcie mogliśmy wrócić do mieszkania. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
Myślałem, że znam odpowiedź, ale moje podejrzenia niekoniecznie były prawdą, musiałem się upewnić.

– Chciałam choć raz zadecydować o swoim życiu. Przynajmniej na własną śmierć chciałam mieć wpływ. Jak widać, nie bardzo mi się to udało.
– Och, Lizzie.

Jej powrót do zdrowia przebiegał zgodnie z oczekiwaniami lekarzy, kobieta nabierała sił każdego dnia, jednak nie było niczego, co zmyłoby smutek z jej twarzy. Zgodnie z wymogami poinformowałem swojego przełożonego o tym, jak się miewa jego narzeczona, wykazał jedynie zrozumienie dla tego, że Lizzie przeżyła i wciąż jest z kimś związany. Nawet o karze innej niż nagana nie wspomniał, co mnie zirytowało. Nie takiej reakcji się po nim spodziewałem.

– Wydaje mi się, że powinieneś przestać tak ją torturować – powiedziałem mu na odchodne, kiedy składałem kolejny raport ze swoich ziemskich przeżyć. – Bo Niebo zacznie się w końcu upominać o jej duszę.

Nie miałem wątpliwości, iż Elizabeth podczas swoich narodzin została pobłogosławiona, nim wezwany został Szatan – pewność zyskałem właśnie przez to, że przeżyła. Gdyby Bóg nie miał dla niej takiego planu, już prowadziłbym ją do Piekieł. A tak prowadzić mogłem ją po mieszkaniu, gdy spacerowała, by nabrać trochę mięśni po dniach spędzonych jedynie na leżeniu w łóżku. Takie chodzenie też wydawało się nużące, ale kobieta nie przestawała, chodziła, dopóki nie poczuła zmęczenia, a wtedy albo gotowałem jej obiad, albo…

Albo pozostawiałem ją sam na sam z pastorem, który przychodził z gotowym, jeszcze parującym posiłkiem.

Zostawiałem ich samych, bo nie myślałem, by stać się piątym kołem u wozu. Już w szpitalu wyczułem, że mężczyzna może być zainteresowany moją podopieczną – ton jego głosu stawał się cieplejszy, gdy o niej mówił, coś tu mogło się dziać – jak też nie mówiłem ani słowa Szatanowi. Pewnie znowu sięgnąłby po swój sposób kary, jaką była śmierć każdego, kto miał znaczenie w życiu Lizzie, chciałem dać jej chwile szczęścia. Do tego ten śmiertelnik był powołanym przez Boga – to również podtrzymywało moją teorię o tym, że Niebiosa mają baczenie na Elizabeth i już niedługo się o nią upomną. I to może nawet wtedy, kiedy jej narzeczony nie będzie się tego spodziewał.

W tym czasie, gdy podopieczna mogła kształtować swoje społeczne zdolności, rozmawiając z pastorem, ja snułem się po miasteczku albo wpadałem do swojej rodziny – inne demony w Piekle miały mi za złe, że spędzam tam tak mało czasu. Po śmierci Agniel wielu z nich poczuło się zdezorientowanych, gdyż do tej pory żaden z nich nie zginął tak jawnie z rak Szefa. Moi pobratymcy zaczęli mieć się na baczności, byle niczym nie wkurzyć i odpowiednio wykonywać swoje obowiązki. Jeżeli Szatanowi zależało na szacunku wśród swoich istot, to właśnie go zdobył, choć ja przy tym czułem również odrazę. Tak łatwo przyszło mu odebranie demonicy życia, że aż dziw, iż nie uczynił z tego swoistej rozrywki podobnej do igrzysk.

– Zostaniesz na dłużej? – zapytał mnie demon przy wejściu, gdy tego dnia, kiedy Lizzie znowu prowadziła pogawędkę z nowym kolegą, przybyłem zdać krótki raport.

– Raczej niedługo wrócę na stałe.

– Naprawdę?

Każdy podejmował własne decyzje. Moja podopieczna tę o śmierci, która się nie powiodła, ja o tym, by przestać być jej sumieniem i całodobową kamerą. Doszedłem do wniosku, że już czas, by Diabeł sam się nią interesował, skoro była mu przeznaczona, ja mogłem znaleźć inną robotę, do której się nadam.

– Chyba sobie żartujesz – skwitował to Szatan, kiedy przedstawiłem mu wniosek z wypowiedzeniem. – Chcesz mi powiedzieć, że zamierzasz porzucić Elizabeth? Oraz najlepszą fuchę, jaką miałeś?! Jesteś niewdzięczny!

– Nie porzucić. Pozostawić ją pod twoją uwagę, bo jej życie ma znaczenie dla ciebie. Większe niż dla mnie. Lizzie jest moją przyjaciółką i to się nie zmieni, ale wiem, że nadszedł czas, bym pozwolił jej być człowiekiem wśród innych ludzi. – Skłoniłem się Szefowi i obróciłem na pięcie. – Nie chcę być więcej jej demonem stróżem. A teraz… Wracam do swojego kociołka.

To właśnie powinienem był zrobić. Miałem świadomość, że Diabeł pozbywa się każdego, z kim jego narzeczona się zaprzyjaźni, jednak tym razem chciałem się temu przeciwstawić, dlatego… Dlatego sam zwróciłem się do Niebios, by pilnowały Elizabeth. Musiałem ukorzyć się jak jeszcze nigdy przez setki lat istnienia, ale dla tego, co ważne, jest się w stanie robić rzeczy, o które się nawet nie podejrzewało.

Gdy wróciłem z Piekieł, by spędzić ostatnie popołudnie z podopieczną, pastor wciąż był w jej mieszkaniu. Siedzieli przy kuchennym stole i rozmawiali jak dwoje starych znajomych, choć w spojrzeniu mężczyzny dało się dojrzeć pewną czułość. Jeśli miałby się w niej zakochać, liczyłem, że jego miłość i wiara uchronią ją przed smutnym końcem oraz przed kolejną samobójczą próbą.

Elizabeth zauważyła mnie z chwilą, kiedy przekraczałem próg, uśmiechnęła się do mnie.
– Cześć, Mastema. Chcesz kawę i ciasto?

Doskonale wiedziała, że nie potrzebuję jedzenia i picia, jednak jej gość wciąż widział we mnie człowieka, który robił za opiekuna, nie domyślał się, jaka jest moja natura, należało go wciąż w tej niewiedzy potrzymać.

– Dzień dobry, jasne. Pójdę tylko umyć ręce.

Nim zniknąłem w łazience, usłyszałem jeszcze, jak pastor rzucił się, by pomóc. Ten mężczyzna naprawdę musiał coś do niej czuć, a przy tym być naprawdę dobrze wychowany. Ktokolwiek postanowi go zniszczyć, wpierw będzie musiał policzyć się ze mną – to sobie obiecałem, spoglądając na własne odbicie w lustrze i przypominając, jak rozpoczęła się moja znajomość z Lizzie. Wówczas nie sądziłem, że pojawią się jakiekolwiek życzenia, które miałbym do wszechświata, jednak za jej sprawą, chciałem, by jakiemuś śmiertelnikowi zaczęło się w życiu powodzić. Kto by przypuszczał, że tak będzie?

Siedząc w trójkę przy stole i wcinając jabłecznik, który był popisowym wypiekiem Jacoba – tak bowiem na imię miał pastor – poznawaliśmy jego i miasteczko, w którym żył dłużej od nas. Mężczyzna nie wypytywał dokładnie Lizzie o jej wcześniejsze życie, za co ta była mu wyraźnie wdzięczna. Spędzając tak kilka godzin, mogłem przekonać się, iż moje odejście nie będzie zbyt wielkim ciosem, bo jest ktoś godny zająć moje miejsce.

Kiedy pastor zdecydował się chwilę przed zmierzchem zakończyć swoją wizytę, stałem wraz z podopieczną na tarasie przed budynkiem i odprowadzałem mężczyznę wzrokiem. Elizabeth trwała w milczeniu, które niespodziewanie dla mnie przerwała:
– Odchodzisz.

Nie było w tym wyrzutu, a jedynie spostrzeżenie. Skinąłem jej głową.

– Tak. Jesteś silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, poza tym przy twoim boku pojawił się inny strażnik. Poradzisz sobie.

– A jeżeli twój Pan i jego zechce mi odebrać?

To pytanie utwierdziło mnie w tym, iż kobieta zgodziła się dopuścić do siebie kogoś nowego, to naprawdę było pokrzepiające.

– Będzie musiał liczyć się ze mną i Niebiosami, które właśnie wysłały do ciebie nowego anioła stróża.

– Niby kogo?

– Jacoba. – Obróciłem się, by spojrzeć na podopieczną. – Jego pojawienie się to nie tylko dzieło przypadku, Lizzie. Tym razem to Góra chce ci pokazać, że nadal jesteś jej córką, choć możesz myśleć inaczej. Dlatego jestem spokojny, wracając do swoich obowiązków.

– Spotkamy się jeszcze?

Uśmiechnąłem się do niej i uniosłem rękę, by pogłaskać ją po głowie.

– Oczywiście. Tym razem nie będę pojawiał się w lustrze czy wchodził oknem, a raczej się zapowiadał. Do tego czasu dbaj o siebie, dobrze?

– Dobrze.

Zrozumiałem, jak ciężkie musiało być serce ludzi, którzy rozstawali się, w chwili, kiedy przytuliłem Lizzie do siebie i do ucha wyszeptałem jej słowa pożegnania. Nie sądziłem, że tak prosty gest cholernie mnie zaboli, a przez tę kobietę dowiadywałem się, ile we mnie ludzkich odruchów, choć do pełnoprawnego człowieka za wiele mi brakowało.

Kto był w stanie, ten ucieszył się na mój powrót, z Szatanem wszedłem na wojenną ścieżkę, jednak o to nie dbałem – Elizabeth była jego narzeczoną, to on powinien walczyć o to, by klątwa sprowadziła ją kiedyś w te kręgi. Mój bunt spotkał się w końcu z karą, jednak znosiłem to godnie, bo wiedziałem, że będę mógł odwiedzić podopieczną i zobaczyć na własne oczy, jak dobrze sobie radzi u boku kogoś, kto pokochał ją całym sercem taką, jaka była.

A to czyniło mnie szczęśliwym demonem, który od swojego istnienia nie chciał już niczego więcej. 


2 komentarze:

  1. Mysle, ze pisanie 3 dni wczesniej liczy sie w tym przypadku, bo to swiezy test. A kazdy z nas czasem tak dodaje klucze do tekstu, ktory zaczal pisac jeszcze przez podaniem nowego tematu na FB.

    Ciekawy ten zwiazek miedzy religijnaoscia Lizzy, a tym, ze bedzie ukochana szatana. Chyba faktycznie proboje sie ratowac jakos w ten sposob.

    I tak zaczynam miec wrazenie, ze ten "zwiazek" Lizzy z szatanem to uklad biznesowy, a nie milosc chocby ze strony szatana. Tym bardziej, ze gdzie tam jest wspomniane, ze Niebo sie o nia upomni. Czy chodzi o naruszenie balansu w ten sposob?

    I co sie stanie z Lizzy po slubie. Zginie, a jej dusza zostanie w piekle? Dalas mi tutaj temat do rowazan tym tekstem.

    Oooo, nie spodziewalam sie ze demon da sobie spokoj z opieka na Lizzy. Myslalam, ze bedzie chcial miec ja na oku do samego konca... Jej albo jego konca ;/ i nie wiem czy jest ktos lepszy od demona zeby sie nia zaopiekowac. Obawiam sie, ze inny moze nie podolac.

    Ale chwile , chwile czy jesli Lizzy popelnilaby samobojstwo czy nie poszla by prosto do Piekla. Hmmm to nie jest zatem droga.
    Ale skaplikowana tutaj fabula jest...ale ogarniam :)


    Pozegnania sa trudne. Nawet dla demona.



    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmmm. Czyli tak to się skończy. Ładnie, otwarcie, teraz i jedna i druga strona ma pole do popisu. Rozwinęła się ta historia, rozrosła, rozkwitła i zakończyła, a wszystko to przez temat z demonem i lustrem, któż by przewidział, co on zapoczątkuje;)
    Że Mastema się wycofał, to kiedyś bym się dziwiła, a jednak patrząc, jak się rozwijał w fabule, to ten ruch tak nie zaskakuje. Choć budzi pewnego rodzaju smutek. Ciekawe, czy Lizzie za nim zateskni. A może pastor i zwiazana z nim milosc wypelnia jej świat tak, ze tego nie odczuje. Moze kiedys sequel odpowie na moje pytania;D
    Dzięki za tę historię. Przyjemnie się ją śledziło. Ja na pewno będę za Mastema tęsknić;)

    OdpowiedzUsuń