Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 20 marca 2022

[120] YAKUZA: Deep in my zone ~ Wilczy

 

Wspólnymi siłami zdołali reanimować sprzęt i z powrotem go podłączyć, wykłócając się przy tym, który kabel gdzie dopasować i kiedy video ze zgrzytem przyjęło kasetę, na pękniętym ekranie wyświetlił się niestabilny obraz, przerywany zakłóceniami. Hashire przysiadła na piętach, Goro kucał, oboje w skupieniu wpatrywali się w telewizor.

Kadr wypełniła twarz Youske i jego dłonie, obraz się zatrząsł w momencie, w którym odstawiał kamerkę, żeby następnie się odsunąć, tak by ujęcie objęło więcej jego postaci.

— Cześć, Hashire — przywitał się, siadając na skraju kanapy. — Jeśli to oglądasz, to pewno nie żyję. Nagrywam to na wypadek, gdybym sam nie mógł ci tego powiedzieć… — zawiesił głos i spuścił głowę. — Od dawna chcę to zrobić. Ale nie wiem jak. — Podnosi wzrok na kamerę. Jego oczy zdają się przekrwione, ale trzeźwe. — Żałuję wszystkiego, co się stało. Nigdy nie powinienem pomagać ojcu cię znaleźć. Ani być takim dupkiem, gdy byliśmy młodsi. — Uśmiechnął się przepraszająco. — Chciałbym… Chcę ci to jakoś wynagrodzić. Dlatego najpierw muszę ci to powiedzieć, a potem. Przepraszam, że dopiero teraz. Nie byłaś w dobrym stanie, nie chciałem go pogorszyć, potem ten szpital… — Usta Youske zacisnęły się, tworząc wąską kreskę. — Jiro to kawał chuja. I zapłaci za to, co zrobił. — Chłopak nachylił się do kamery. — Hashire — głos zadrżał, Youske nieświadomie zrobił dramatyczną pauzę — twój syn żył, kiedy go urodziłaś.

Na nagraniu zapadła długa chwila ciszy.

— Nasz ojciec… Jiro… — Youske zakołysał się, patrząc pustym wzrokiem gdzieś w bok. — To on — zabrzmiało to niezrozumiale, ale Youske spojrzał w kamerę i powtórzył wyraźniej — On to zrobił. 

Nagranie wypełniła cisza.

— Zapłaci za to. Sam o to zadbam. — Twarz Yosuke była poważna, było w niej coś mrocznego. — Dlatego to nagrywam. To, co stało się z twoim synem...

Hashire wyciągnęła szybko rękę i wyłączyła nagranie. Cała się trzęsła.

— Co ty wyprawiasz?! — Majima z powrotem wcisnął play, ale Hashire natychmiast znów zastopowała nagranie i powstrzymywała yakuzę, który chciał zobaczyć i dowiedzieć się więcej.

— NIE! Nie mogę tego słuchać! — wydzierała się Hashire, zaciskając palce na marynarce mężczyzny. — Jeśli on zacznie opowiadać, co zrobił Jiro… Jak zrobił… Oszaleję!

Don’t care what you got to say

Ain’t gonna get to my soul

— Jeszcze bardziej? — zapytał Youske z przekąsem, stojąc w progu z rękami na ramionach i przyglądając się szarpiącej się ze sobą parze. — Właśnie dlatego nie chciałem ci mówić, ale skoro już nie jesteś w szpitalu i się tu rozgościliście…

Zanim powiedział coś jeszcze, sztych tanto celował w jego podbródek.

— Widzę, że jesteś fanem czarnego humoru — wydyszał mu w twarz Goro.

— Mamy to rodzinnie. Inaczej Hashire w życiu by na ciebie nie spojrzała. — Youske patrzył na Majime bez strachu. Jakby sam był szalony. Albo byłomu wszystko jedno. — Jak to się stało, że cię wypuścili? — zwrócił się do Hashire. — Ojciec by na to nie pozwolił.

— Ten skurwiel o niczym nie wie. I lepiej, żeby tak zostało — zagroził Majima.

— Goro opłacił personel i zostawił w szpitalu swoich ludzi. Wszystko po to, żeby ojciec sądził, że wciąż tam jestem — dopowiedziała Hashire.

— A teraz mów. — Goro orzyłożył ostrze do szyi chłopaka, żeby ten poczuł zimno stali. — Opowiadaj, co wydarzyło się tamtego dnia. Albo się przekonasz, kto tu jest bardziej szalony. — Obłęd w jego oku zawirował, tak jak sztylet w dłoni.

Youske spojrzał na Hashire. Było to ciężkie spojrzenie, pełne poczucia winy. Niemej prośby o wybaczenie. Hashire pokręciła głową. Nie chciała słuchać. Ale musiała wiedzieć. Wiec Youske mówił.

 

Korytarz oświetla jasne jarzeniowe światło, które odbija się od białych ścian, razi po oczach. Panuje umiarkowany ruch, położone, lekarze przemieszczają się od sali do sali. Słychać krzyki rodzących kobiet. Dwóch. Jedna, to moja siostra. Czekam pod drzwiami, za którymi zniknęła i włos jeży mi się na karku. Od zawsze była skłonna podnosić głos. Wrzeszczała na mnie regularnie, zwłaszcza odkąd zacząłem brać. Ale nigdy nie słyszałem, żeby z jej płuc wydarło się coś takiego. Dźwięk na pograniczu krzyku i wycia, nieludzki, niemal zwierzęcy. Na myśl przychodzi mi konająca wilczyca. W przerwach między krzykami słyszę dyszenie i głos położnej, instruującej, co robić, informujący o postępach. Co jakiś czas rozlega się pikanie aparatury, gdy wykonywane jest ktg. Rytmiczne pikanie nagle jednak zmienia rytm.

— Tętno spada — słyszę wyraźnie przez drzwi, oblewa mnie pot. — Halo? Doktorze do dwójki.

 Nim zdobywam się na reakcję, mija mnie biegiem młody lekarz i wpada.

— Jodyna — pada po chwili krótki komunikat i robi się zamieszanie. Drzwi się otwierają, wywożą łóżko z moją siostrą, która zaciska zęby, starając się nie krzyczeć, jest blada z bólu i zlana potem.

— Co się dzieje?! — pytam pielęgniarki, biegnąc za nimi.

— Będziemy ciąć, akcja serca dziecka spada — odpowiada mi prędko, nawet na mnie nie patrząc. Przewożą Hashire na inną salę, drzwi zamykają mi się przed nosem. Myślałem, że nie mogę się już bardziej stresować, ale się myliłem. Jednak nie trwa to długo. Już po kilku minutach słyszę płacz dziecka. Nie jest tak głośny i przejmujący jak na scenach w filmach, które oglądałem. Przypomina kwilenie. Ciche, napełniające spokojem. Sam nie wiem dlaczego, ale czuję wzruszenie.

Kiedy drzwi znowu się otwierają, położna prowadzi małe, szpitalne łóżeczko, przypominające otwarty inkubator na kółkach. Wewnątrz leży chłopczyk. Skośne oczka ma zamknięte, ciemne włoski odstawały jak miniaturowy irokez.

— Czy to… — podchodzę bliżej, położna uśmiecha się do mnie.

— Pan jest ojcem?

— Nie, jestem bratem. To znaczy bratem swojej siostry, yyy, no, kobiety, która rodziła — język plącze mi się z nadmiaru emocji. Nie mogę oderwać wzroku od małej twarzyczki. Nie do wiary, że tacy mali ludzie rosną u kogoś w brzuchu. — A, właśnie, co z nią? — pytam, podnoszą wzrok na twarz położnej, która wydaje się być rozbawiona.

— Wszystko dobrze. Niedługo się obudzi — uspokaja i wyciąga dziecko z łóżeczka. — Może chce pan go potrzymać? Noworodek powinien mieć kontakt z rodziną zaraz po urodzeniu.

— Cz-czy ja wiem? Ja… Ja chyba nie potrafię. — Położna uśmiecha się pobłażliwie i nie zważając na moje wahanie, pomaga mi wziąć małego w ramiona. — Rany. Jest taki maleńki. — Wpatruję się w niego, jak niezdarnie kręci główką, na myśl przychodzą mi szczeniaczki, które podobnie szukają zapachu mamy.

Położna prowadzi mnie na salę, gdzie mogę usiąść w fotelu, wkrótce przywożą także wciąż uśpioną Hashire. Nie mogę się doczekać, żeby przedstawić jej syna. Ale nim ona się budzi, ktoś inny przychodzi go poznać.

— Czyli to jest dziecko tego yakuzy. — Słysząc głos Jiro, instynktownie mocniej obejmuję maleństwo, a on powolnym krokiem podchodzi do nas. Jego wzrok, gdy patrzy na swojego wnuka… Nie podoba mi się ten wzrok. Jest w nim zło.

— Nie — mówię, zdjęty nagłym strachem; kręcę głową, jakbym mógł zaprzeczyć rzeczywistości, która nadchodzi.

— Youske — przemawia ojciec, otwierając dłonie. — Synu. Do tej pory dobrze się spisywałeś — chwali mnie, jakby chciał mnie zmiękczyć. — Wiesz, co trzeba zrobić.

— Nie. — Bezustannie kręcę głową. — Z-Zrobiłem swoje. Doprowadziłem cię do Hashire. — Zerkam na nią, potem na jej syna. Na policzku czuję coś mokrego. — Poproś kogokolwiek, byle nie mnie — szeptam.

Jiro skinieniem głowy daje znak jednemu ze swoich ludzi. Facet podchodzi do mnie, żeby zabrać dziecko, lecz ja wciąż mocno je trzymam, osłaniam ramieniem przed jego ręką, ale on i tak je zabiera. I wychodzą. A ja ich nie powstrzymuję. Nie mogę.

 

— Czyli na to pozwoliłeś. — Nozdrza Majimy są poszerzone, powieka drga z nerwów. — Żeby zabrali i zabili mojego syna. — Yakuza dyszy, złość zalewa jego umysł. — Teraz ja zabiję ciebie.

— Przestań! — Hashire staje pomiędzy Yosuke a Majimą w obronie brata. — To nie on za to odpowiada! Chciał dobrze! On nigdy by nie skrzywdził…

— Przejrzyj na oczy! Sprzedałby własną matkę za dwieście yenów! — Majima wygraża obojgu odsłoniętym tanto.

— Zmienił się. Odkąd wróciłam do ojca, bardzo mnie wspierał. Nie on za to odpowiada — przekonywała Hashire, osłaniając chłopaka własnym ciałem przed gniewem yakuzy.

Twoja rodzina to mordercy!

— Yosuke nikogo nie skrzywdził!

— Nie utrudniaj tego! Powinnaś być po mojej stronie! Powinnaś… — Majima zacisnął mocno zęby. A potem parsknął, zaśmiał się krótko, histerycznie, głośno i zaczął śpiewać.

— Co robisz? — Hashire pobladła.

Sweet dreams are made of this.

— Co się dzieje? — Youske wodził wzrokiem od Majimy, do siostry, która słuchała ochrypłego, cichego głosu jak oczarowana. — Co jest grane?

Some of them want to use you.

Goro! Kochanie. — Hashire uśmiechnęła się błogo, szeroko, rozłożyła ramiona i objęła Majimę, delikatnie wyłuskując tanto z jego dłoni. — Mogę? — zaświergoliła i odwróciła się do Youske, uśmiechnięta od ucha do ucha. — Co? — zapytała, strapiona jego zaniepokojonym spojrzeniem. — Nie lubisz mnie takiej?

please just quit judgin’ me
i’m really deep in my zone

— Czyli ty naprawdę… — Yosuke zawiesił głos.

— …jesteś pierdolnięta? — dokończyła wesoło Hashire, żywo gestykulując. Sztych ostrza o centymetr minął jego nos.

Youske zacisnął usta.

— Naprawdę zabiłaś kogoś w firmie?

Kobieta westchnęła. Zastanowiła się nad czymś, pokręciła głową. Nie odpowiedziała. Mocniej ścisnęła tanto. Położyła dłoń na policzku Youske.

— To gdzie jest mój syn? — zapytała nagle, żywo, jak dziecko, które pyta, czy może zjeść czekoladę.

— Przecież wiesz gdzie — odpowiedział głucho Youske.

— Aha. — Ściągnęła brwi, jakby sobie przypomniała. — To co, może po niego pójdę? — Znów się rozweseliła. — Nie bój się. — Poklepała go po twarzy. — Dalej myślę, że to nie twoja wina. Ale wiem czyja!

Światło zamigotało na ostrzu, gdy chichocząc złowieszczo wybiegała,  wymachując nim na wszystkie strony i zostawiając oboje mężczyzn w osłupieniu.

— Pięknie. — Pierwszy otrząsnął się Youske. — Spuściłeś ją ze smyczy.

 

2 komentarze:

  1. O to, to... czekałam na kontynuację.

    No właśnie, brat Hasire nie zachował się ładnie w przeszłości.

    Wiedziałam, że żył. I pewnie nadal żyje, a pogrzeb był fake'iem.
    Dobrze, że powróciłaś do akcji porodowej, bo ciekawa byłam, co się tam wydarzyło.

    O to teraz Majima nie odpuści, po tym jak sie dowiedział, że miał syna.

    Hasire zawsze była szalona od początku, pamietam pierwsze teksty ten serii. A że się zerwała ze smyczy haha , no nigdy na niej nie była.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Z jednej strony czuję ulgę, że wiadomo, kto stoi za zniknięciem i śmiercią dziecka, z drugiej przeraża mnie tak pierdolnięta Hashire. Serio. Niby to nie jest pierwsze spotkanie z nią, wiem, co się działo z tą kobietą, a i tak przeszły mnie ciarki.
    Wielkie dzięki za powyższe wyjaśnienia, jak i dreszczy emocji — choć te do najlepszych nie należały.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń