Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 6 marca 2022

[119] YAKUZA: Bad blood ~ Wilczy

 Bardzo ciężko pisało mi się w tym tygodniu. I to wcale nie dlatego, że dwójka maluchów odciąga mnie od komputera (który WRESZCIE mogę położyć sobie na kolanach! <Człowiek uczy się doceniać małe rzeczy>) za dnia i w nocy. Pierwsze dni serwis informacyjny chodził u nas w tle bez przerwy, a tego poranka, gdy włączyłam tv i z ekranu uderzał pasek o ataku to nie zapomnę. Nie mogę uwierzyć, że tak blisko nas wybuchła wojna. Że dzieje się takie okrucieństwo. Patrzę na swoje dzieci i nie mogę powstrzymać łez. Nie mogłam się skupić na pisaniu. Ale tylko ono (i rodzina) jest w stanie utrzymać zdrowe zmysły. Dostarcza świata, w którym choć na chwilę można się schronić.



— …mamy dziecko, Goro.

 

Ok so now's the time

To get a few things off my chest

 Majima wciągnął policzki i zmarszczył brwi. Na jego twarzy nie pojawiło się zrozumienie. Odchylił się w tył i przyglądał kobiecie. Szukał w jej oczach oznak pomieszania zmysłów, uśmiechając się wyrozumiale.

— Nie wierzysz mi — orzekła wreszcie kobieta, z rezygnacją kręcąc głową.

— Coś ci się musiało… pomylić.

— Co mi się miało pomylić? — odburknęła, rozdrażniona. — Poród to nie coś, co może się komuś przywidzieć!

— OK — przytaknął Majima, nie biorąc na poważnie tych oświadczeń. Z niepokojem podrapał się po głowie. — Niech ci będzie.

— Niech mi… Co?! — Hashire obnażała zęby, krzywiąc się w emocjach. — Co ty mi tu, kurwa, przyznajesz rację, jakbyśmy się kłócili, jakiego koloru gacie wkładałeś w zeszłym tygodniu! — wrzeszczała, rozsierdzona zbagatelizowaniem wyznania.

Czarne jak czeluść bez dna oko patrzyło smutno. Z żalem. Majima reagował na jej złość współczuciem.

— Już dobrze — mruknął, przygarniając ją do piersi i gładząc po włosach. — Coś na to poradzimy.

Hashire natychmiast wymknęła się tym pocieszeniom.

It’s nothin ’personal

I just don’t need much help

— Na głowę upadłeś?! Niby co chcesz na to poradzić?! — wzięła głęboki wdech, walcząc ze łzami. — Ja mówię o  cholernym dziecku, Goro, o naszym dziecku, do kurwy nędzy!

Jakim dziecku?! — wybuchnął w końcu Majima, szarpiąc się za włosy. — Chyba bym wiedział, gdybym jakieś miał! Dość ciężko przeoczyć ten fakt! — dyszał, patrząc na Hashire z furią, ale widząc jej grobową minę, po chwili się uspokoił i ponowił pytanie: — O jakim dziecku mówisz.

— Moim. Twoim. Naszym. — Hashire otarła łzę. Powiedziała coś jeszcze, jedno słowo, przymiotnik, który od razu wyparł. A potem dodała: — Mogę cię do niego zabrać, jeśli chcesz.

 

***

 

Lekki wietrzyk przyjemnie owiewał twarz. Niebo było czyste, bladoniebieskie, przecięte karbowaną smugą, pozostawioną przez przelatujący samolot. Zielone liście drzew szeleściły cicho, spomiędzy gałęzi wylatywało pojedyncze ptactwo. Promienie słońca wymuszały na powiekach ostrożne dozowanie światła źrenicom. Nagrzewały pomnik, przeganiały cienie ze żłobionych w kamieniu liter.

 

SHOJI KYOUSHI

22.02.1996r. 22.02.1996r.

 

Majima wpatrywał się tempo w napis, a słowa Hashire dzwoniły mu w głowie.

 

— O jakim dziecku mówisz.

— Moim. Twoim. Naszym. — Hashire otarła łzę. — Martwym.

 

To był taki ładny dzień. Zbyt ładny, by odwiedzać cmentarze. Zbyt pogodny, by się dowiedzieć, że twój syn nie żyje.

Poczuł, jak na jego ramieniu zaciska się dłoń Hashire, ale szybko ją strącił. Nie mógł pozwolić, żeby go pocieszała. Musiał sam się przez to przegryźć. Przez mieszaninę skomplikowanych emocji, która teraz go wypełniała.

 

I tried to warn you

That I’ll handle it myself

— Czyli — odezwał się po upływie kilku minut,  wciąż wpatrując się w pomnik — byłaś w ciąży, kiedy…

— Tak. — Hashire skinęła głową. Podmuch wiatru uniósł jej włosy, zarzucił na twarz. — Nawet go nie widziałam — dodała dużo ciszej. — Kiedy się wybudziłam, powiedzieli mi, że taki już się urodził. Nieżywy. — Głos uwiązł jej w gardle. — A mi została tylko blizna — wyszeptała, pochylając głowę.

Majima chciał ją objąć, ale tego nie zrobił. Stał nieruchomo, niezdolny do żadnej reakcji. Ściągnięte brwi, zaciśnięte usta. Wizja scenariusza, którego nigdy nie rozważał.

 

Masz oczy po matce, skośne, bystre i jasne, i smoliście czarne włosy, jak ja. Dużo się śmiejesz i psocisz, wszystko ci wolno, wszyscy traktują cię jak księcia. Jak następcę rodu Majima. Jestem dumny od samego patrzenia na ciebie. Z zadowoleniem dostrzegam wspólne cechy. Tak samo szybko tracisz cierpliwość, identyczny grymas wykrzywia twoją buźkę. Łatwo się unosisz, jak mama, oboje nie dajemy dobrego przykładu w radzeniu sobie z emocjami. Nie szkodzi. Wyrośniesz na silnego, bojowego mężczyznę, który umie walczyć o swoje, dowodzić, który przejmie moje imperium i poprowadzi je godnie ku chwale.

Ain’t tryin ’to rub it in your face

That I’m a stud

Potomek, o którym nigdy nie marzyłem.

Potomek, którego nie wiedziałem, że potrzebuję.

Przekazuję ci wszystko, co wiem, co potrafię. Uczę, a ty dorastasz widząc we mnie autorytet. Mając pełne wsparcie. Dążąc do celu, który teraz jest także twój, czym dodajesz mi sił. I ja rosnę dzięki tobie, moje wpływy, władza, moje ambicje. Teraz je dzielimy i podwajamy. Więź między nami jest ze stali. Nic nas nie osłabi. Nic nas nie pokona. Jesteśmy Majimą. Jesteśmy… Rodziną.

 

— Może gdybyś wtedy przy mnie została… — Pięści w skórzanych rękawiczkach zacisnęły się mocno. Hashire to zauważyła. Coś ją zaniepokoiło.

— Nie wiem, Goro. — Chciała uciąć temat. Nie nakręcać go. — Chodźmy. Niczego już nie zmienimy… — Próbowała wziąć go za rękę, rozprostować palce, zapanować nad zimną, pochłaniającą go furią. Kiedy już myślała, że jej się udało, gdy pozwolił jej dłoni otworzyć swoją, zaciśniętą, i odciągnąć się od pomnika, on nagle zapytał:

— Od kogo były?

— Hm? — Hashire zmarszczyła brwi.

— Świeże kwiaty. — Nie uszło to jego uwadze. — Kto odwiedza grób naszego syna? Jakieś pomysły?

Hashire westchnęła.

— Jeden — przyznała. — Ale ci się nie spodoba.

 

 

 

 Majima poprawił marynarkę, strzepnął z ramienia niewidzialny pył i kulturalnie zastukał do drzwi. Hashire stała z tyłu i obserwowała go znad skrzyżowanych na piersi rąk, opierając się plecami o ścianę. Kręciła tylko głową z dezaprobatą. Nie chciała tu przychodzić, ale kiedy po dłuższej chwili i coraz agresywniejszym dobijaniu się do drzwi nikt ich nie otworzył, złapała Majimę za ramię.

— Przecież on nigdy nie otworzy, widząc twoją mordę, nie jest samobójcą.

 

If you don’t like my vibes

Then I don’t want bad blood

 

Przepchnęła Majimę poza zasięg wizjera i, wzdychając, sama nacisnęła dzwonek.

— Yosuke — zawołała, nachylając się do drzwi i uderzając w nie dłonią. — To ja. Otwórz. — Jednak gdy po kilku próbach nikt nie odpowiedział, wzruszyła ramionami, zdecydowana się wycofać. — Może nie ma go w do… — Nie zdążyła dokończyć, gdy but ze stalowym czubkiem przemknął na wysokości jej twarzy i z całym impetem zderzył się z drzwiami.

— Szlag! Otwieraj do chuja!

Majima się wściekł i kopał tak długo, aż rozwalił zamek. Wtedy uśmiechnął się i z zadowoleniem wszedł do środka.

Move back get out the way

I'm comin 'up on my roll

 

— Zapraszam! — ryknął, aż Hashire podskoczyła. Nie mając specjalnego wyboru, weszła za nim.

— Coś się tak uparł… — zamarudziła, przechodząc przez próg. — Yosuke nic ci nie powie.

— Zobaczymy. — Majima przeszukiwał mieszkanie, miotając się po pomieszczeniach, a kiedy ustalił, że Yosuke nigdzie się nie kryje, tylko naprawdę go nie ma, zaczął przetrząsać jego rzeczy, wywalając na podłogę zawartość szuflad i szafek.

— Czego szukasz, Goro? — spytała zrezygnowanym tonem, siadając na kanapie. — Mówię ci, że Youske nic nie wie. Cokolwiek chcesz się dowiedzieć.

— Tak? — Na środku pokoju wylądował z trzaskiem telewizor. — No bo nie wiem, to trochę dziwne, że koleś pięć lat po śmierci kogoś, kogo nawet nie poznał, wciąż przynosi mu kwiaty!

— W końcu… To był jego siostrzeniec. — Hashire opuściła głowę, splatając palce. — Był ze mną, tamtego dnia. Zawiózł do szpitala. I potem to on mi powiedział… — zawiesiła głos.

— Tym bardziej muszę sobie z nim pogadać. — Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.

— Po co?! — Hashire zerwała się na nogi. — Nie chcę tego rozdrapywać, chcę stąd iść! Nie wiem, co tam sobie ubzdurałeś, ale Yo nie jest w nic zamieszany. Ojciec zawsze trzymał go z daleka od swoich interesów, chciał, żebym to ja… — zamilkła, gdy wdepła w coś miękkiego. Spojrzała pod nogi, na opakowanie po kasecie video, która wypadła z pudełka. Obok leżało nagranie. Schyliła się i etykiety odczytała swoje imię.

— Stój! — wrzasnęła do Majimy, który trzymał nad głową magnetowid. — Może jednak… Goro! Dlaczego musiałeś rzucać telewizorem!

 

2 komentarze:

  1. Yakuza :)

    Pisanie dalej ta oaze spokoju, nawet chwilowego.
    Majoma czasem nie ma wyczucia. "Cos z tym poradzimy". ja pieprze, co z nim jest nie tak hahha

    Majima ja pieprze, ogarnij sie. Ja rozumiem, ze dowiedziec sie ze mial dziecko.
    Nie spodziewalam sie ze dzicko, mogloby byc martwe, znowu mnie udzrzaja wydarzenia w twoich tekstach...tak nie mozna.

    Ale tralmatyczne doswiadczenie przy grobie dziecka. Zrobilo sie bardzo przykro. Spodziewam sie po Majimie teraz najgorszego.

    Cos mam wrazenie, ze smierc dziecka nie bylo przypadkowe, albo nawet tej smierci nie bylo, tylko ja poinformowano, ze dziecko sie urodzilo martwe a pogrzeb zaaranzowano, zeby Hasire uwirzyla, ze ich dziecko nie zyje, a moze tak naprawe zyje.
    Niech sie Majima tym zajmie i zbada sprawe bo cos mi tutaj smierdzi.

    Ja tutaj juz mam w glowie wielka mistyfikacje. W tamtym swiecie pasowaloby jak ulal.


    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Co mu ten telewizor zrobił, co? Ja chcę to wiedzieć!
    To musiało być cholernie ciężkie dla obojga - dla Hahire, która od pięciu lat tęskni za kimś, kogo nosiła pod sercem, i dla Goro, który nawet nie miał świadomości, że nadeszła pora bycia czyimś ojcem.
    A mimo tego smutku dałaś tu tylko z Majimy, że ja musiałam parsknąć śmiechem.
    Każdy fragment ma odpowiedni ładunek emocjonalny, ładna ta konstrukcja.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń