Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

[MISJA 10] Any place is better ~Miachar

 


We gotta make a decision

Leave tonight or

live and die this way


Tak się nagle ochłodziło.

Wszelkie prognozy pogody zapowiadały załamanie aury na ten tydzień, ale chyba nikt nie spodziewał się, z jaką siłą to przyjdzie. Myślano, że przez noc zmieni się front, że zawieje z innej strony. Nie spodziewano się, że temperatura spadnie drastycznie w przeciągu jednego popołudnia, a bluzki z krótkimi rękawami będą musiały zostać zastąpione na nowo płaszczami i kurtkami z kapturami.

Jako że nikt się tego nie spodziewał, wielu pracowników korporacji, wychodząc po piątej z wieżowców, dzwoniło nie tylko po taksówki, by za ich pomocą dostać się do domów, ale i po bliskich, by ci podjechali wraz z jakimiś ciepłymi ubraniami. Nie dziwiło to, ile przekleństw wzbijało się w przestworza, kiedy z ciężkich chmur, jakie śmiały przyjść i zawisnąć nad miastem, lunęło jeszcze deszczem. Tego było już naprawdę za wiele. 

Stałam przez chwilę wśród innych pracowników psioczących na taki dzień i już prawie na końcu języka miałam modlitwę o to, by udało mi się złapać jakąkolwiek taksówkę. Swoim zwyczajem wraz z nastaniem wiosny zaczęłam chodzić do pracy pieszo, wzmacniając przy tym swój organizm, a wracałam – jeżeli już nie miałam na to sił – autobusem, jednak na razie nie zanosiło się na to, by jakikolwiek chciał podjechać na przystanek.

Przystawanie przy krawężniku z wyciągniętą ręką mogło się przy takiej pogodzie źle skończyć, ale jakoś o to nie dbałam – z torbą uniesioną nad głową wyglądałam tak żałośnie, że kierujący pojazdami zwalniali jeszcze bardziej. Jednak żadna taksówka nie chciała się przy mnie zatrzymać; z zajętymi miejscami tego późnego popołudnia mogły liczyć na lepszy zarobek.

– Cholera jasna – wyrwało mi się, kiedy zobaczyłam kolejną jadącą i zajętą karocę z odpowiednim napisem, a nadzieja zaczęła mnie opuszczać z jeszcze większą prędkością.

I wtedy zatrzymał się tuż obok. Mogłam sądzić, że to mały cud, drobiazg Boga, który jeszcze potrafi zlitować się nad marnym grzesznikiem mojego pokroju. Z wdzięcznością w sercu i uśmiechem na ustach wpakowałam się do środka, ociekając chłodną wodą.

– Dzień dobry, Rossette Road 19 poproszę.

Oddychając z radością, przyglądałam się mijanym przechodniom, którzy mieli jeszcze mniej szczęścia ode mnie, i ani myślałam, by przyjrzeć się milczącemu taksówkarzowi, czułam jednak, że on na mnie zerka. Poprawiłam się więc na siedzeniu i odchrząknęłam, a serce powoli zaczęło uspokajać się po wybuchu ekscytacji.

Znałam tę część miasta niemalże na pamięć. Przez wiele lat przemierzałam jej ścieżki, docierając do ulubionych miejsc, dlatego musiałam zwrócić uwagę na to, że zmiana pasów na skrzyżowaniu sprawi, że za nic w świecie nie dostanę się pod swoje mieszkanie.

Poczułam silny niepokój, ale nakazałam sobie go stłumić. Wpadnięcie w panikę nic tu nie da, musiałam zachować spokój.

– Przepraszam?

Mój głos nie brzmiał ani za wysoko, ani zbyt piskliwie, więc może taksówkarz nie zwróci uwagi na to, że już zaczęłam się bać.

– Proszę pana, chyba źle pan skręcił.

Mężczyzna spojrzał na mnie we wstecznym lusterku, a jego twarz nie wyrażała zupełnie żadnych emocji. Nie wydawał się być kimś znajomym, jego oczy były bardzo ciemnie i patrzyły uważnie. Można się było zląc takiego spojrzenia. 

– Nie, to panienka źle skręciła ze swoim życiem – odparł. – Dobrze wiem, gdzie jadę, dotrzemy tam za maksymalnie piętnaście minut, może więc się panienka rozluźnić i zdrzemnąć, obudzę, jak będziemy na miejscu.

Jego słowa w ogóle mnie nie uspokoiły, co więcej – w mojej głowie miłośniczki kryminałów już zaczynały przewijać się obrazy tego, jak nieznajomy taksówkarz wywozi mnie nie wiadomo gdzie, na jakieś totalnie odludzie, gdzie nikt mnie nie znajdzie przez kilka najbliższych dni, i tam gwałci, a potem morduje. Choć nie, nie wyglądał na kogoś, kto miałby ochotę się na mnie rzucić ku własnej uciesze, ale zabójstwo? Cóż, na psychopatę już wyglądał.

Po moim ciele przebiegły dreszcze, nad którymi nie zdołałam zapanować. Poruszyłam się na siedzeniu i odchrząknęłam, a za oknem poza strugami deszczu widzieć mogłam tylko ciemność.

Jakże ja nienawidziłam tak ponurych dni jak ten. Znaczy się popołudni. Wieczorów? Trudno było właściwie dociec, jaka jest pora dnia. Uznałam, że w ustaleniu tego pomoże mi zorientowanie się w tym, która jest godzina. 

Jak wskazywał zegar na desce rozdzielczej, minęła dopiero szósta po południu, a wydawało się, że jest o wiele później – wszystko przez ciemność za oknami. By wciąż nie dać się panice, postanowiłam porozmawiać z kierowcą – może to pozwoli mi oddalić od siebie niebezpieczeństwo.

– Przepraszam, ale muszę to wiedzieć. Dlaczego nie jedzie pan tam, gdzie powiedziałam? Zawsze bawi się pan w ten sposób ze swoimi klientami? Nie składali na pana skarg?

Nie powinna przemawiać przeze mnie złość, ale była drugim uczuciem, jakie w tamtej chwili w sobie nosiłam.

Nie spojrzał na mnie, ale odpowiedział.

– Proszę się nie martwić. Naliczę panience kurs za trasę spod biurowca na Rossetta Road 19, tylko tam nie zawiozę.

– Ale ja nie chcę w żadne inne miejsce! Gdzie ma mnie pan zamiar wysadzić?!

– W miejscu, gdzie potrzebuje się pani teraz znaleźć.

Już chciałam mu powiedzieć, żeby przestał, że nie bawią mnie podobne gierki, że mam dość i chcę wysiąść, kiedy złapałam jego spojrzenie w lusterku i o czymś sobie przypomniałam.

Legenda. Stara i miejska, uznawana za zupełną bzdurę. Mówiła o tym, że po uliczkach kręci się taksówka, której kierowca nie zabiera pasażera pod wskazany adres, a tam, gdzie serce i dusza pasażera pragną, by ten się znalazł. Miała mówić o tym, że za sprawą tej taksówki można znaleźć się tam, gdzie jeszcze jest szansa naprawić swoje błędy.

Czyli że ja właśnie… nią jadę?!

Spojrzałam na kierowcę, wręcz pochyliłam się w stronę jego fotela, chcąc dotknąć chociażby rękawa jego kurtki, kiedy poczułam, że coś mnie od niego oddziela – coś jakby niewidzialna ściana, która wyznacza granicę na dwa światy.

Strach mocniej chwycił mnie za gardło.

– To… To pan?!

Nie odwzajemnił spojrzenia, nie odezwał się już ani słowem, a tylko prowadził pojazd wśród ścian deszczu i szarości oraz ciemności dnia, który powinien się jak najszybciej skończyć.

Spróbowałam wyjść, szarpałam się z klamką, ale to było całkowicie na nic. Nie miałam szans zmierzyć się z magią tej taksówki, jeśli jakaś istniała.

Postanowiłam więc zebrać wszystkie swoje siły i zacząć krzyczeć, by w ten sposób zdezorientować kierowcę i wtedy spróbować jakiegoś ataku, ale zdałam sobie sprawę, że po krótkiej jeździe pod górę zaczynamy zwalniać. W końcu stanęliśmy całkowicie, a przed moją twarzą pojawiła się dłoń kierowcy.

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił. – Należy się dziewięć sześćdziesiąt.

Musiałam być w szoku i dlatego wygrzebałam drobne z portfela, w innym wypadku jednak zrealizowałabym plan i zaczęła krzyczeć, może nawet bym kogoś przywołała. Zamiast tego otrzymałam cień uśmiechu na twarzy kierowcy.

– Dziękuję – wydukałam cicho i zaczęłam gramolić się z samochodu na zimno i deszcz.

Mimo uderzeń kropel zdołałam usłyszeć dźwięk opuszczanej szyby, ujrzałam kierowcę, który jeszcze miał coś do powiedzenia.

– Każde miejsce jest lepsze – zaczął mężczyzna – od domu, w którym nie ni miłości, ni ludzkiego ciepła, a jedynie samotność i pustka. Miłego wieczoru.

Nie rozumiałam jego słów, jedynie odprowadziłam go wzrokiem, kiedy odjeżdżał, i szykowałam się, by krzyczeć w nieznanym sobie miejscu, kiedy dotarło do mnie, że doskonale wiem, gdzie jestem.

„Taksówkarz nie wiezie tam, gdzie chcesz, ale do miejsca, o którym marzysz”. 

Wpatrywałam się w budynek z otwartą buzią, by móc powiedzieć jedynie:

– Niemożliwe.

Musiałam rozpoznać ten dom, który krył w sobie najwspanialszą bibliotekę, jaką w życiu widziałam, i był schronieniem kogoś, kto dla mnie stał się najważniejszy na świecie, a z kim przed kilkoma tygodniami pokłóciłam się tak, że już ze sobą nie rozmawialiśmy.

Czyżbym miała szansę to zmienić?

Nim o tym pomyślałam, już dzwoniłam do drzwi, nie dbając o wodę kapiącą mi z włosów i o godny pożałowania wygląd. Chciałam go zobaczyć. Tak bardzo za nim tęskniłam.

– A kogo tu niesie w taką pogodę? – Usłyszałam go po drugiej stronie, a moje serce wykonało fikołka. Uśmiechnęłam się, gdy tylko mi otworzył, a na jego twarzy migotało wielkie zdumienie. – Tracy?

Nie byłam w stanie nic powiedzieć, ale też nie musiałam – chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, by mocno objąć.

Rozpłakałam się.

– Mój Boże, jak się cieszę – szeptał do mojego ucha, kiedy ja wylewałam z siebie łzy. – Tęskniłem za tobą.

Nie musiałam nic mówić, by wiedział, że czuję to samo. Zawsze umiał mnie rozczytać jak nikt inny.

Bez zbędnych słów pozwoliłam mu zaprowadzić się do kuchni, gdzie usadził mnie przy stole i okrył kocem, na głowę zarzucając ręcznik i biorąc się za suszenie mi włosów.

– Dlaczego przyjechałaś w taką pogodę?

Opowiedziałam mu, co mi się przytrafiło. Myślałam, że go to rozbawi, ale był całkowicie poważny, kiedy uklęknął przede mną i złapał mój wzrok.

– Może właśnie dlatego cię tu przywiózł – powiedział. – Byś jeszcze raz przemyślała moją propozycję.

Pokłóciliśmy się i zawiesiliśmy nasz związek, ponieważ ja nie chciałam zmiany, do której mocniej niż kiedykolwiek wcześniej próbował mnie przekonać. Teraz, tego deszczowego wieczoru, kiedy szarość i ciemność skumulowały się nad moją głową, kiedy praca niczym bieganie w kołowrotku nie zdawała się spełnieniem marzeń, lecz torturą, zaczynałam myśleć inaczej. 

– Wyjedź ze mną – poprosił kolejny raz. – Każde miejsce jest lepsze od tego miasta. Mówiłaś, że nie chcesz skończyć tu jak twoi rodzice i dziadkowie, dlaczego więc tak kurczowo się go trzymasz?

Przyjrzałam się jego twarzy, czując się coraz większą idiotką. Miał rację. Latami mówiłam mu, jak bardzo chcę stąd uciec, ale nie zrobiłam nic, by to zrobić – nawet studia skończyłam tutaj w obawie przed światem, który by na mnie czekał po wyjechaniu za granicę miasta. Ale czy patrząc na rodziców, którzy tuż przed emeryturą wyglądali na chodzące zombie, nie chciałam dla siebie czegoś przeciwnego, życia pełną piersią?

Ukochany chwycił moje dłonie i ścisnął je mocno.

– Musimy podjąć decyzję – powiedział, ściskając moje ramiona – czy wyjedziemy jeszcze dzisiaj, czy wolimy tu zostać i umrzeć jak nasi przodkowie.

Nie. Z całą pewnością nie chciałam dać się pogrzebać za życia w tym mieście, dlatego wyszeptałam:
– Dobrze.

Mężczyzna uśmiechnął się do mnie szeroko i przytulił mnie do siebie, a ja z radością się o niego oparłam. Rozłąka z nim jedynie pogorszyła mój stan. Bym miała czuć się dobrze, zawsze powinnam być tam, gdzie on. Tylko tyle było mi potrzebne do szczęścia. 


1 komentarz:

  1. Biedna dziewczyna, wczoraj bylam w tej samej sytacji wiec znam jej bol, zmokla jak pies stalam i czekalam na cud. Ladnie zobrazowane.
    Jak bym natrafila na takiego talsowkarza to przyciegam ze pomyslalabym ze wlasnie mnie porywa, wywiezie do lasu, zamorduje i pocwiartuje na kawalki. Ha moj sposob myslenia jest niebespiecznie podobny do bohaterki twojego tekstu.
    Szansa naprawienia bledow? intersujace i inspirujace.
    "Każde miejsce jest lepsze – zaczął mężczyzna – od domu, w którym nie ni miłości, ni ludzkiego ciepła, a jedynie samotność i pustka. Miłego wieczoru." jezu zabilas mnie tym tekstem. Az mi sie podkowka na ustach pojawila.
    Aaaa i juz wszystko wiadome. No duze zmiany zyciowe sa trudne i cytat powyzej ma sens. Czasami ludzie boja sie za bardzo wywrucic swoje zycie do gory nogami, zeby odwazyc sie zrobic jeden krok, duzy ale to zawsze krok. Niw wiadomo co zycie przyniesie, moze cos o wiele lepszego nzi do tej pory. Dobrze, ze trafila na taksowkarza i szanse, aby raz jeszcze rozwazyc propozycje jednej z najwazniejszych ososb w zyciu. Ach ostatanio za latwo sie rozklejam.
    Zew przygody i to rozumiem. Stoje murem za bohaterami.
    Bardzo fajny tekst.

    OdpowiedzUsuń