Jesteś zagubiony. Jesteś przerażony. Twoje oczy, rozbiegane,
wpatrują się w wijące na dole ścieżki, wypełnione po brzegi purpurą.
Wzbierające, rozlewają się w niekontrolowane kałuże. Możesz się w nich
przejrzeć, zobaczyć własne odbicie. Krzywe, zniekształcone, poranione
apetytem, który cię przerasta. Nie wiesz, czy to czerwona jest krew u twoich
stóp, czy odbicie twojej twarzy. Nie wiesz.
Nie wiesz czyja to krew. To jest w tym najgorsze. Nie gwałty,
których się dopuściłeś świadomie, nie głód, który musiałeś zaspokoić. Tylko ta
rozlana czerwień, te smugi, które wiodą podłogą korytarza, które znaczą ścianę.
Nie wytrzymasz, ruszysz tym śladem. Musisz się dowiedzieć, co
znajdziesz za rogiem. Kogo tam znajdziesz. Teraz tego nie wiesz. To zarazem
najgorsze i najlepsze trzydzieści sekund twojego życia. Jeszcze możesz mieć
nadzieję. Już możesz odchodzić od zmysłów. Twoje serce przyspiesza, źrenice się
rozszerzają. Przełykasz szybko gromadząca się w ustach ślinę, a jednak gardło
masz wysuszone, czujesz dyskomfort, jakbyś najadł się gwoździ. Nie zwracasz na
to uwagi. Czeka cię coś gorszego do przełknięcia.
Strach obmywa twoje ciało zimnym potem. Niemal paraliżuje,
odrealnia kontury świata. Czujesz, że się dusisz, jednocześnie nabierasz zbyt
dużo powietrza. Szybko. Ale naprzód ruszasz powoli. Tak ci się zdaje. Bo
przecież musisz się dowiedzieć i nie chcesz tego robić. Nie poddasz się. Nie
stchórzysz. Nigdy tego nie robisz. Prawda?
Chyba, że ktoś chce zjeść twoich przyjaciół.
Chyba, że sam chcesz ich zjeść.
Nie możesz dłużej tego przeciągać. To nie decyzja, którą można
odłożyć na później. Spieszysz się, chcesz zerwać plaster. Myślisz, że zawsze
jest lepiej wiedzieć? Że prawda wyzwoli? Czy jeśli zamienisz strach na ból,
poczujesz ulgę? Czy to cokolwiek zmieni? To nie eksperyment myślowy. Ty wiesz,
że za rogiem znajdziesz martwe ciało.
Nie jedno. Znajdziesz ich trzy. Pierwsze rozpoznasz od razu.
Oczywiście, że wciąż wolałbyś się bać. Lęk można przezwyciężyć. Ale
teraz, kiedy już wiesz
SHI
nie możesz się wycofać. Musisz zmierzyć się z tym, co się stało. Co
sam zrobiłeś albo czego zaniechałeś. Konsekwencje. To twój przeciwnik. Bardziej
krwiożerczy niż ghoule, niż CCG, niż ty sam. Niże organizacja, którą
stworzyłeś.
RA
Powiem ci, co się teraz stanie. Nie będziesz mógł wybaczyć sobie,
że do tego doszło. Spróbujesz zaprzeczać rzeczywistości. To po prostu będzie
niewiarygodne. Nie do przełknięcia, nie do zaakceptowania. Życie, które tętniło
w oczach, które znałeś
ZU
nie mogło ich opuścić. Nie
mogło do tego dojść. Po prostu się na to nie zgodzisz. Ale co zrobisz? Czy
upadniesz na kolana, wzywając swoich bogów? Czy weźmiesz jego strzaskaną głowę
w swoje ręce
SHIRAZU NIE UMIERAJ
i będziesz zaklinał rzeczywistość? Czy pozostanie w tobie jakaś
nadzieja? Może coś jeszcze da się zrobić. Może w ostatniej chwili nadejdzie
pomoc. Może to wszystko okaże się snem, z którego się obudzisz. I nie będziesz
musiał dłużej sobie wyobrażać, co stało się w zalanym krwią korytarzu. Co czuli
ci, którzy nie żyją. Czego się bali. Przed czym uciekali.
Czy aby nie przed tobą.
***
Asami Seto lubiła myśleć o sobie jak o kimś w rodzaju nocnego łowcy,
chociaż pracowała też za dnia. Ale jeśli miała wybór, wolała wtedy spać. Nocą
lepiej się myślało, nocą więcej się działo. Wystarczyło podążyć zapachem
zbrodni, zaczaić się w dobrym miejscu i bardzo szybko zostawało się świadkiem
jakieś tragedii. W dzień to miasto też nimi śmierdziało. Ale łatwiej było wpaść
w tarapaty. Trudno się ukryć w świetle słońca i blasku fleszy turystów.
Lampy błyskowe. Jebani amatorzy. Prawdziwy, szanujący się fotograf
powinien wiedzieć, jak się bez nich obyć. Długi czas naświetlania, szeroko
otwarty otwór przesłony i można było pozostać niezauważonym w ciemności.
Ciemności właśnie zapadały. Dzień chylił się ku końcowi, noc
rozkładała nad miastem granatowe skrzydła. Ikebukuro odsłaniało prawdziwe,
złowrogie oblicze. Blaski neonów kontrastowały z niebem, na którym kolory
zachodu zmagały się ze sobą jak na płótnie impresjonistycznego artysty.
The
day flies hasty from the sky
I
watch the people walking by
Tamtego wieczoru, wiedziała, że zrobi dobre zdjęcia, gdy tylko go
zobaczyła. Może to przez te białe włosy, moż e fakt, że były brudne, jakby
pozlepiane krwią. Wiedziała, że powinna za nim podążyć. I tak zrobiła.
Coś w nim ją przyciągało. Im dłużej go śledziła, tym mniej mogła się
oprzeć wrażeniu, że to nie tylko mroczna aura. Jakby już gdzieś kiedyś na niego
wpadła. Jakby znali się w innym życiu. Coś w jego postawie sprawiało, że
poddawała w wątpliwość spokojny, sympatyczny wyraz jego twarzy. Zdawało jej
się, że to maska, pod którą kryje się coś paskudnego.
Wygłodniałego.
Towarzyszyło mu dwóch młodych mężczyzn. Jeden o ciemnych włosach i
ponurym spojrzeniu, obcięty na beatlesa, w marynarce i czarnych dżinsach, drugi
o ostrych zębach i włosach poczochranych, odstających na czubku, miodowych,
ubrany w przedłużaną kurtkę koloru khaki, z jasnym futrem przy kapturze. Szli
kilka kroków za białowłosym, jak podwładni podążający za swoim przełożonym i
sprawiali wrażenie zniecierpliwionych, w przeciwieństwie do przewodzącego im
mężczyzny, który zdawał się nigdzie nie spieszyć, a gdy oglądał się przez
ramię, można było nawet dostrzec, że się uśmiecha.
Ten uśmiech, delikatny, niemal nieśmiały, kłócił się z otaczającą ich
aurą niebezpieczeństwa. Asami wyczuwała, że coś jest nie tak, że towarzyszy im
jakieś wypaczenie, ciągnie się za nimi jak zapach, zbyt dziwny, zbyt ostry i
zbyt znajomy, żeby go zignorować, jak zapach, który przypominamy sobie z
dzieciństwa i usilnie chcemy przywołać związane z nim chwile,
przedmioty, osoby. Musiała za nim podążyć, choć włoski na karku stawały dęba,
strach pokrywał wnętrza dłoni zimną warstewką potu. Wszystko ostrzegało ją
przed tymi ludźmi. Lecz to tylko podżegało jej ciekawską naturę do działania.
Ściskając w wilgotnych dłoniach czarną, matową lustrzankę, ukrytą częściowo pod
pazuchą, śledziła trójkę mężczyzn, z których jeden nie był człowiekiem.
***
Shigeru wciskał ręce w kieszenie rozpiętej kurtki i obserwował przez
szybę unoszącej się windy malejącą postać, której nerwowe ruchy i ciągłe
zadzieranie w górę głowy było co najmniej podejrzane.
— Mamy ogon — powiedział na głos jedynie to, co wszyscy troje wiedzieli.
— Nie przejmowałbym się. — Haise uśmiechnął się lekko. Kręcąca się
lekko grzywka niemal wpadała do szarych oczu, które dobrodusznie spoglądały w
dół, gdzie też dostrzegał podejrzanego osobnika. — To nie ghoul. Nie zagraża
nam.
— Profilaktycznie któryś z nas mógłby się zająć problemem — mruknął Urie. Jako jedyny spoglądał złowrogo
na czającą się przy windach postać.
— Daj spokój, to tylko jakaś dziewczyna — żachnął się Shirazu,
wzruszając lekko ramionami. — Pan Haise ma rację. To żadne zagrożenie.
— Więc jak się okaże, że jednak odwali nam jakiś numer, to się tym
zajmiesz osobiście — warknął Urie, zerkając wściekle na kolegę. — Masz
doświadczenie w niańczeniu takich panienek.
Shirazu skrzywił usta i lekko ściągnął brwi, odwzajemniając
spojrzenie. Nic nie odpowiedział, analizując, czy Urie pije do jego przykutej
do łóżka siostry, czy młodszej koleżanki po fachu, której zdarzało mu się
udzielać pomocy w pracy.
— Jesteśmy tutaj intruzami. Miasto nas nie zna. Wyglądamy na
nietutejszych. To normalne, że wzbudzamy zainteresowanie — uspokoił Haise,
zatrzymując wzrok na mniej zadowolonym współpracowniku. — A może po prostu
wpadłeś komuś w oko, Urie.
Urie tylko syknął, Shirazu nieco się rozpogodził. Kontynuowali wjazd
na taras Sunshine w milczeniu, dopóki winda nie zatrzymała się na ostatnim
piętrze potężnego centrum rozrywki.
Drzwi rozsunęły się, wydając cichy sygnał dźwiękowy.
— Uo, nie spodziewałem się tylu ludzi. — Shirazu rozglądał się ze
zdziwieniem, obserwując pary spacerujące po tarasie za rękę, wpatrzone w
panoramę miasta na tle dogorywającego dnia.
— Nasz informator wolał się spotkać w miejscu publicznym — oznajmił
Haise. — Chyba was to nie dziwi?
Urie parsknął kpiąco pod nosem.
— Jak go znajdziemy? — Shirazu wciąż rozglądał się dookoła, mrużąc
oczy. Niemal nie zauważył, gdy potrącił go chudy mężczyzna średniego wzrostu w
puchatej, czarnej kurtce. — Mówił, jak go poznamy?
Żaden z towarzyszy mu nie odpowiedział, ale Haise pewnym krokiem
ruszył w róg tarasu. Tę część odgradzał szeroki murek z miejscem do siedzenia
oraz sporo tarasowej roślinności, karłowate drzewa i liściaste palmy w
nowoczesnych donicach. Z jakiegoś powodu w tej części z jakiegoś powodu było o
wiele mniej ludzi. Właściwie, było pusto, nie licząc jednego szczupłego
mężczyzny w zimowej kurtce.
The loneliness grows a
moment
—
Cześć! — przywitał się, gdy podeszli, nie wyciągając rąk z kieszeni kurtki,
lecz rozkładając ramiona, przez co poły jego wierzchniego okrycia się
rozchylily. — Czyli wy jesteście Quinx — stwierdził, nie pytał. Uważnie przyjrzał
się każdemu z nich z osobna. Najwięcej uwagi powięcił Uriemu. — Z nim nie będę
rozmawiał — oświadczył niespodziewanie, wskazując na niego brodą.
Wśród
mężczyzn zapanowało poruszenie.
—
Co?! Co to ma znaczyć?! — oburzył się Urie.
—
Urie, wycofaj się — polecił Haise.
—
Nie ma mowy! Żaden pokurcz nie będzie traktował mnie z góry!
—
To polecenie służbowe.
Haise
zachowywał spokój, ale jego podwładny nie zamierzał się podporządkować.
—
Za kogo on się uważa?! — pieklił się, bryzgając na przełożonego kropelkami
śliny. — Będzie nam stawiał warunki?!
—
Tak, będę. Bo to ja jestem potrzebny wam, a nie wy mi — odpowiedział Izaya, z
ciekawością obserwując wybuch złości mężczyzny. Zupełnie jakby specjalnie go
sprowokował. Jakby liczył na to, że trafi na słaby punkt i dzięki temu oponent
odsłoni karty.
I
wonder what you're hiding from
Izaya dobrze znał się na ludziach.
— Ty wredny… — Urie zrobił krok w przód, zrównując się z Izayą. Byli
tego samego wzrostu. Teraz z bliska patrzyli sobie w oczy. Jedno z nich
wypełniało się czernią. Źrenica czerwieniała. Izaya uśmiechał się kpiąco, Urie
odsłaniał zęby w grymasie. Czy ta drobna manifestacja nie wystarczy, by
przestraszyć tego typa, pokazać, gdzie jego miejsce?
Ramię Uriego zadrżało. Zaczęło dziać się z nim coś dziwnego.
Pęczniało, jakby zaczął obudowywać je pancerz. Płytka po płytce, szybko
zwiększyło swoją wielkość ponad czterokrotnie. Przypominało teraz bronią, która
narosła na skórze. Mogło być jednocześnie tarczą i śmiercionośnym narzędziem,
zakończone ostrym szpicem.
Izaya uśmiechał się zwycięsko. Nie bał się. Wiedział, że dzisiaj nic
mu nie grozi.
Niebo całkiem pociemniało.
Niedaleko hałasował produktywnie spust raz po raz wyzwalanej migawki.
The
evening's changing color now
Like
a chameleon knows how
<<<SEKTOR
8>>> 17:14 >> @ Set zalogował się. 夜 : yo 夜 : ?? 17:45 >> @ Iris zalogował się. 日: Cześć. 日: Masz coś? 夜:
mam 日: Potrzebuję czegoś mocnego. 夜:
jest mocne 日: Powiesz coś więcej? 夜:
Sunshine 夜:
nie zgadniesz kto 日: Chyba jednak zgadnę… 日: Serio?! 夜: serio.
ale to nie on jest gwiazdą 日: ?? 夜:
po prostu musisz to zobaczyć 日: Podeślesz mi podgląd? 夜:
nie 夜:
tym razem musimy załatwić to osobiście. 日: OK. Spotkajmy się w Eclipse. Znasz? 夜:
znam. chyba. trafię. 夜:
widzimy się na miejscu 夜:
wezmę podwójną stawkę 17:56 >> @ Set wylogował się. 18:03 >> @ Iris wylogował się. |
***
To nie był popularny lokal. Nie w kręgu przeciętnych obywateli. W
takiej atmosferze, jak tu, można było tylko załatwiać ciemne interesy. Mimo to
barman za kontuarem sprawiał nienaganne wrażenie, zupełnie jakby zaraz miał
obsługiwać wytworne przyjęcie. Biała, uprasowana koszula, na niej czarna,
gładka kamizelka, muszka, eleganckie spodnie. Wizerunek zaburzał jedynie
trzymany w kąciku ust papieros. Niebieskie przeciwsłoneczne okulary też niezbyt
pasowały do wizerunku, zwłaszcza, że w lokalu panował półmrok, więc ich
używanie nie było uzasadnione.
Kiedy drzwi zaskrzypiały, barman rzucił znad nich szybkie spojrzenia,
jednocześnie nie odrywając się od pracy. Ściągnął brwi, widząc w progu młodą
Japonkę. Długie, ciemne i proste włosy opadały swobodnie na ramiona. Zawahała
się, łapiąc jego spojrzenie, które wydało jej się nieprzychylne, lecz w tym samym
momencie barman odwrócił wzrok, z powrotem poświęcając uwagę nalewaniu do dwóch
szklanek porcji whisky. Jedną przysunął w swoją stronę.
Dziewczyna ściągnęła z głowy czapkę i upchnęła ją do kieszeni.
Rozpięła skórzaną kurtkę i niepewnie podeszła do baru. Rozejrzała się, ale
prócz niej i jeszcze jednego klienta, z którym rozmawiał barman, nikogo więcej
nie było. Postanowiła poczekać przy kontuarze. Wspięła się na wysokie krzesło i
grzecznie czekała, aż zostanie obsłużona. Z jakiegoś powodu nie uważała, że to
dobry pomysł, napraszać się o uwagę.
— …wytrzymał trzy ciosy. Dopiero po czwartym więcej się nie podniósł —
opowiadał barman takim tonem, jakby mówił o wczorajszej pogodzie. — Wiesz, o co
mnie zapytał, zanim przywaliłem mu po raz ostatni?
Mężczyzna w dredach, pokręcił przecząco głową. Musiał być jego
znajomym, nie zwykłym klientem.
— Czy mu zazdroszczę. — Barman opuścił ręce, kładąc obie dłonie na
blacie. — Czy mu zazdroszczę, że ma kobietę, która się nim zajmie. Która się o
niego zatroszczy.
— Daj spokój, Shizuo. — Mężczyzna uniósł whisky do ust. — Po prostu
chciał ci dopiec.
— Ale ja rzeczywiście mu zazdroszczę. — Shizuo zamaszystym ruchem
złapał w dłoń szklankę i opróżnił ją jednym łykiem.
— Wyluzuj. Nawet ty znajdziesz sobie w końcu jakąś panienkę. Pracujesz
przecież za barem. Może zacznij zachowywać się jak rasowy barman. Założę się,
że kobiety chętnie by ci się zwierzały… — Znajomy barmana zerknął w stronę
czekającej na obsługę dziewczyny, która złapała jego spojrzenie i szybko
spuściła oczy. Shizuo podążył wzrokiem za sygnałem i pokręcił na znajomego z
dezaprobatą głową, ale nie zwlekając dłużej, podszedł do klientki. Otaksował ją
spojrzeniem i bez pytania polał jej ulubiony alkohol, chociaż obsługiwał ją po
raz pierwszy.
— Skąd… — dziewczyna ze zdziwieniem uniosła wąski kieliszek,
zaciągając się ziołowym zapachem Jagera — …wiedziałeś?
— Powiedzmy, że jestem barmanem z powołania. — Shizuo ściągnął z nosa
okulary, złożył je i położył na blacie przed sobą, a potem mrużąc piwne oczy,
do których wpadała brudnoblond grzywka, nachylił się do dziewczyny.
— Co taka osóbka jak ty, robi w miejscu jak to? — zapytał bez ogródek,
wyjmując z ust papierosa, którym zaciągnął się po raz ostatni. — Życie ci
niemiłe?
Another
shape as if to tell us
That
we can't feel safe here
Miał mrukliwy głos, jakby wszystko co mówił, mówił od niechcenia, a
jednak kryło się w tym coś pociągającego.
— Na twoim miejscu nie obnosiłbym się tak otwarcie z takim sprzętem. —
Shizuo wskazał brodą na profesjonalny aparat, który wisiał na szyi dziewczyny.
— Nigdy nie wiesz, na jak chciwych ludzi trafisz.
— Serio? — Asami trochę się stropiła, znów nerwowo rozejrzała po
lokalu, choć wiedziała, że nie ma w nim klientów. — Przecież nikogo tu nie ma…
Poza wami. — Spojrzała na blondyna, którego postać wydała jej się nagle
potężna, przesłaniająca świat. Od początku wyczuwała jego zamiłowanie do
przemocy, ale dopiero teraz na poważnie się wystraszyła.
Widząc jej ruch, barman się roześmiał.
— Akurat z mojej strony nic ci nie grozi — oświadczył, uśmiechając się
pobłażliwie. — Przynajmniej żadne nieprzyjemności…— dodał ciszej, Asami nie
dosłyszała. — Masz jakieś imię? — zapytał jeszcze, odwracając się, by ściągnąć
z suszarki szklanki i odłożyć je na miejsce.
— Możesz mi mówić Set. — Zdecydowała się nie zdradzać od razu, jak się
nazywa. Nigdy nie przedstawiała się nieznajomym. A temu barmanowi nie ufała za
grosz. Wyglądał na porywczego człowieka.
— Dobrze, więc… Set. Zapamiętaj, że tutaj, na mojej zmianie, jesteś
bezpieczna — oznajmił wbrew jej przeczuciom Shizuo i wyszedł na zaplecze,
zostawiając Asami z mętlikiem w głowie. Nim wyciągnęła jakieś wnioski, drzwi za
jej plecami otworzyły się, wpuszczając do środka zimne powietrze oraz
stawiającą pewne kroki młodą kobietę, która weszła do baru jak do siebie.
Nawet się nie rozejrzała, tylko od razu podeszła do baru i usiadła na
jednym z wolnych krzeseł, tuż obok Asami, której także nie zaszczyciła nawet
spojrzeniem. Jej twarz, skryta za kurtyną farbowanych blond włosów, zwrócona
była w stronę ściany usłanej przeróżnymi alkoholami.
— A ciebie co tu przywiało? — zapytał mężczyzna z dredami, jakby znał
nowoprzybyłą.
— To, co zawsze, Tom. — Kobieta wciąż przyglądała się butelkom, a ton
jej głosu wskazywał na zdenerwowanie. — Przyszłam tu w interesach.
— Ale mam nadzieję, że ta pieprzona wsza za tobą nie przylazła. —
Nagle za barem pojawił się Shizuo, niosąc tacę świeżo wymytych szklanek, którą
odstawił z hukiem na blacie.
— Osobiście go tu nie ma, ale to z jego powodu tu jestem. — Dopiero
wtedy kobieta zwróciła głowę w stronę Asami. — Ty musisz być Set.
Przez moment Asami zabrakło języka w gębie. Zacisnęła dłonie na
aparacie i bez oporów przyglądała się twarzy kobiety, która odchodziła od
ideału. Pod zmęczonymi, ale bystrymi oczami jawiły się ciemne sińce, a lewy
policzek zdobiła przykra blizna, ciągnąca się od końca brwi, aż do szczęki.
— Mogę zrobić ci zdjęcie? — zapytała wreszcie Asami, której
zaskoczenie szybko zmieniło się w ciekawość.
We
know that in this time when
— By uwiecznić to, co już zostanie ze mną na zawsze? — Blondynka
założyła włosy z lewej strony za ucho, ale uśmiechnęła się, wzruszając
ramionami. — A, co mi tam. Shizuo — zwróciła się do barmana — strzel mi coś
mocniejszego.
Podczas gdy kobieta czekała na swój drink, Asami bez pośpiechu
ustawiła odpowiednie parametry na aparacie i patrząc przez obiektyw,
bezceremonialnie naciskała przycisk migawki.
— Chodźmy może tam — zaproponowała kobieta, wskazując na stolik
usytuowany w najciemniejszym kącie baru. Złapała za postawiona przed nią
szklankę i zeskoczyła ze stołka, a Asami nie zostało nic innego, jak za nią
podążyć.
— Miło w końcu cię poznać, Iris-san. — Asami wyciągnęła przed siebie
dłoń.
Przyszła w umówione miejsce tylko po to, by dokonać transakcji. Tak
naprawdę, wcale nie chciała wracać do tego przeklętego miasta, ale ostatnie
wydarzenia sprawiły, że zwietrzyła szansę na dobry interes.
— Nazywam się Kiyoko Ayami. — Blondynka uścisnęła dłoń towarzyszki,
jednocześnie podając jej białą kopertę. — Jestem naprawdę wdzięczna za twoją
pomoc.
— Jesteś pewna, że chcesz się w to pakować?
— Chyba nie mam innego wyjścia.
— To może być dla ciebie bolesne.
— Bardziej niż zdrada najbardziej zaufanej osoby?
Przez dłuższy moment kobiety patrzyły sobie w oczy, jakby bezgłośnie
chciały przekazać sobie osobiste zmartwienia, a jednocześnie zapewnić, że
wszystko skończy się dobrze. Asami pierwsza zerwała kontakt wzrokowy i sięgnęła
do torby, z której wyciągnęła białą teczkę i przesunęła ją po stoliku w stronę
Kiyoko.
— Pamiętasz tego trupa spod twojej kamienicy?
— Bardzo obrazowo, pozbawiono go mózgu.
— Cóż, ostatnio nie kręciłam się po okolicy, ale znalazłam coś, co
może ci się przydać.
Kiyoko otwarła szybko teczkę, z której wysypały się przeróżne zdjęcia.
Od razu rozpoznała na nich charakterystyczną kurtkę z puchatym kołnierzem, na
widok której od razu coś przewróciło jej się w żołądku. Właściciel dziwnego
odzienia wydawało się, że rozmawiał z grupą ludzi, których również już
rozpoznawała i bardzo nie chciała mieć z nimi do czynienia.
— Sukinsyn… — mruknęła pod nosem, upijając łyk drinka, by pozbyć się
ucisku w gardle.
— A co do trupa… — Asami rozłożyła zdjęcia na stoliku, poszukując jednej
konkretnej sztuki, którą po znalezieniu pokazała Kiyoko. — Poznajesz?
Zdjęcie pokazywało tą samą grupę ludzi, tym razem w towarzystwie
również znanej Kiyoko osoby, przez którą do teraz miewała koszmary.
— Jesteś pewna, że chcesz drążyć temat?
— Oczywiście. To na pewno dobry materiał na artykuł! — Kiyoko
zmarszczyła brwi.
Choć był to jej pierwszy osobisty kontakt z fotograf, nie spodziewała
się, że będzie się ona zachowywać tak… ostrożnie. Ktoś kto biega nocami z
aparatem za podejrzanymi typkami nie wydawałby się obdarzony taką cechą. Ale
może właśnie ona pozwoliła jej tak długo uchodzić z życiem.
Po chwili ciszy Asami sięgnęła
do torby, by wyciągnąć z niej małą kopertę.
— Chcesz też zdjęcia trupa?
— Co?! Pokaż mi to. Och, teraz już nie chcę o tym pisać. Teraz to
muszę o tym napisać, a ty użyczysz mi tych zdjęć do artykułu!
<TRZY MIESIĄCE WCZEŚNIEJ>
The day comes back
Kiedy wreszcie znalazła się w
zaciszu małego mieszkanka, odetchnęła z ulgą. Nie miała siły na rozpakowywanie
rzeczy, których i tak za dużo ze sobą nie przywiozła, dlatego teraz, stojąc pod
prysznicem w strumieniach ciepłej wody, poczuła się bezpiecznie. Wszystkie
zmartwienia związane z przeprowadzką wydawały jej się małe i upchnięte gdzieś w
głąb świadomości, zostały skazane na zapomnienie.
Jej współlokatorka okazała się
być miłą, starszą panią pracującą na kuchni w pobliskiej restauracji. Pani
Haru, bo tak na imię miała kobieta, dorabiała do skromnej emerytury, by móc jak
najszybciej wrócić w rodzinne strony i gdy tylko Kiyoko przekroczyła próg
mieszkania, powitała ją radosnym uśmiechem i ciepłą kolacją na stole. Dopóki
dziewczyna nie poczuła zapachu zupy nie zauważyła, jak głodna była i z
wdzięcznością przyjęła posiłek.
Dowiedziała się również
podstawowych, ale też ciekawych rzeczy o Ikebukuro, takich jak gdzie jest
poczta, kiedy robić zakupy, by nie stać w kolejkach, a także tego, że jej
współlokatorka większość czasu spędza w pracy i rzadko kiedy można ją zastać w
domu. Teraz także wybierała się na kolejną szesnastogodzinną zmianę i po
spożytym wspólnie posiłku, opuściła mieszkanie, zostawiając Kiyoko samą.
Po uprzątnięciu kuchni,
dziewczyna od razu wskoczyła pod prysznic, by zmyć z siebie podróż. Plusk wody
działał na nią kojąco i gdy tylko znalazła się w swoim nowym pokoju, poczuła
wszechogarniające zmęczenie. Chociaż raz Ikebukuro pozwoliło jej na noc bez
żadnych strachów, gdyż następnego dnia rozpoczął się koszmar, z którego już
nigdy nie miała uciec.
Choć wstała punktualnie i udało
jej się znaleźć siedzibę nowej pracy, to szybko się okazało, że cieszyła się
zbyt wcześnie. Gdy tylko przekroczyła próg redakcji miała wrażenie, że wstąpiła
w środek ula. Choć biuro wydawało się małe, to w tym momencie mieściło dziewięć
biurek, między którymi krzątało się dwunastu redaktorów. Jedni zawzięcie
stukali w klawiatury, inni wisieli na telefonach, starając się zdążyć z
najnowszymi nowinkami.
Tylko jedna z redaktorek
podniosła wzrok znad ekranu laptopa i spojrzała na Kiyoko, gdy ta podeszła do
jej biurka
— Dzień dobry, jestem…
— Nowa praktykantka, nareszcie!
— Redaktorka wstała od biurka i złapawszy Kiyoko za nadgarstek, pociągnęła ją
za sobą. — Początek tygodnia to u nas zwykle Sajgon, więc, czy byłabyś taka
dobra i zrobiła wszystkim kawy? Rozpiska jest na lodówce. — I zanim Kiyoko
zdążyła coś powiedzieć, kobieta zostawiła ją samą w kuchni, wracając do swoich
obowiązków.
Skonfundowana dziewczyna przez
dłuższą chwilę mrugała oczyma, starając się zrozumieć, co się właśnie stało.
Jedyny plus był taki, że w kuchni panowała cisza i spokój, co pozwoliło jej na
uporządkowanie myśli. Nie tak wyobrażała sobie pierwszy dzień pracy, jednak nie
była praktykantką, by pozwolić sobą pomiatać już pierwszego dnia. Nie widziała
jednak innego wyjścia z sytuacji, niż przedstawienie się z dobrej strony i
zabrała się za robienie tej nieszczęsnej kawy.
Gdy chodziła do liceum, dorabiała w miejscowej kawiarence i choć
licencjonowanym baristą nie była, to jeszcze coś tam pamiętała ze sztuki
parzenia czarnego napoju.
Więcej czasu zajęło jej
rozszyfrowanie preferencji kawowych jej nowych współpracowników, niż sama
robota, ale w końcu wyszła z kuchni, dumnie niosąc na tacy dwanaście parujących
kubków kawy.
— W końcu! — krzyknął wysoki
mężczyzna, który pierwszy zauważyła wychodzącą z kuchni Kiyoko. — Jeśli chcesz
zagrzać miejsce jako praktykantka, musisz szybciej parzyć tę kawę. — Sięgnął do
tacy, zabierając kubek z napisem „bitch boss”.
Kiyoko otwarła usta, by coś
powiedzieć, ale została uciszona przez uniesioną dłoń mężczyzny, który upił łuk
kawy i z aprobatą pokiwał głową.
— Dobra ta kawa. Teraz możesz
mówić.
Na moment stres zablokował
Kiyoko umiejętność mówienia. Z pewnością wyglądała jak ryba wyciągnięta z wody,
poruszając bezgłośnie ustami, ale szansa na obronę szybko została jej odebrana,
gdyż reszta załogi dziennikarskiej zebrała się, by także sięgnąć po gorący,
pobudzający napój.
To nie mogła być rzeczywistość.
Nie mogła przecież dać się aż tak zdegradować podczas pierwszego dnia pracy. Po
to wyjechała z rodzinnego zadupia, żeby wreszcie pozbyć się tego przeklętego
lęku społecznego i pokazać, że jej głos ma znaczenie…
— I gdzie, do cholery, jest ta
nowa? — zagrzmiał mężczyzna od kubka szefa.
— Jaka „nowa”? — zapytała
dziennikarka, która poprowadziła Kiyoko wprost do kuchni, obracając się na
krześle.
— Osobiście, nie miałem pojęcia
o żadnej praktykantce, ale tydzień temu zatrudniliśmy nową dziewczynę do
składu, jej artykuły są naprawdę świetne, czego nie można powiedzieć o
punktualności…
— Przepraszam. — Zarówno wszyscy
redaktorzy, jak i sama Kiyoko była zaskoczona swoją pewnością w głosie. — Wiem,
że rozmowa kwalifikacyjna odbywała się za pośrednictwem maila i nie mieliśmy
okazji spotkać się twarzą w twarz, ale… — wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny,
— witam, nazywam się Kiyoko Ayame i jestem dość punktualną, nową redaktorką.
Każda para oczu, zwrócona w
stronę Kiyoko przybrała wielkość okrągłych monet, a dziewczyna mogłaby przysiąc,
że usłyszała za sobą szelest spadających kartek, co sugerowało na to, że ktoś
upuścił na podłogę dość spory plik. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu,
który wpełzł na jej usta, gdy twarz jej nowego szefa oblała się rumieńcem
zakłopotania.
Musiała przyznać, że ta skromna
pochwała jej umiejętności nieco połechtała jej ego, ale też rozluźniła nieco
atmosferę w biurze. Reszta dnia minęła bez większych nieporozumień i choć przez
większość czasu Kiyoko poznawała tryb funkcjonowania redakcji, to gdy wychodziła
z biura nie marzyła o niczym innym, niż o prysznicu, ciepłej kolacji i wygodnym
łóżku. Sądziła, że całodniowy natłok informacji dostarczył jej wrażeń ponad
normę i nie spodziewała się, że ten dzień był daleki od zakończenia.
Ulice Ikebukuro o każdej porze
były zatłoczone. Śpieszący się do swoich spraw bezimienni przechodnie choćby
mijali się codziennie, nie zwracali uwagi na innych, przepraszając się jedynie
przy przypadkowych muśnięciach ramion na przejściach dla pieszych. To miasto
nigdy nie zasypiało, a rozgwieżdżone światłami neonów ulice skrywały więcej
mroku niż pokryte chmurami nocne niebo. Zawsze trzeba było być ostrożnym, czego
wtedy Kiyoko jeszcze nie wiedziała, beztrosko stawiając kroki w stronę swojego
mieszkania.
The
hard life staying in my eyes
Właśnie zmieniała piosenkę na
playliście, gdy poczuła mocne szarpnięcie za nadgarstek. Nie zdążyła nawet
zaczerpnąć oddechu, kiedy znalazła się w ciemnej uliczce, przyciśnięta plecami
do zimnej ściany, a jedyne, co słyszała, to bicie swojego rozszalałego ze
strachu serca. Telefon wraz z poplątanymi słuchawkami upadły na brudny chodnik,
a do nozdrzy Kiyoko dotarła gryząca woń alkoholu i papierosów.
— Popatrzcie, kogo tu mamy… —
niski, obrzydliwy głos mężczyzny dotarł do uszu przerażonej dziewczyny.
Zimne palce zacisnęły się na jej
szyi, a do brzucha przystawiono końcówkę spluwy, której chłód metalu przenikał
przez bluzkę jak ogień.
— Nigdy wcześniej nie widziałem
cię w okolicy… — wymruczał mężczyzna wprost do ucha Kiyoko, która ze strachu
nie potrafiła poruszyć się chociaż na milimetr.
Jej serce waliło jak szalone, a
jedyne, na co było ją stać to patrzeć biernie na rozwój wydarzeń. Ręka
mężczyzny z szyi przeniosła się między jej nogi. Gorące łzy potoczyły się
mimowolnie po jej twarzy.
— Może sprawdzimy, co potrafią
te usteczka…
— Nie radziłbym. — Z końca
uliczki dobiegł rozbawiony głos, który w tej sytuacji brzmiał kompletnie nie na
miejscu.
Mężczyzna spojrzał w stronę
dobiegającego głosu i splunął na chodnik, ale nie puścił trzęsącej się ze
strachu Kiyoko choćby na milimetr.
— Znajdź sobie swoją… — urwał,
kiedy w ułamku sekundy ostrze noża wbiło się w jego lewe oko.
Na moment w uliczce czas się
zatrzymał, a później wiele rzeczy nastąpiło jednocześnie. Napastnik Kiyoko
wrzasnął z bólu, odsuwając się w końcu od dziewczyny, by upuścić pistolet na
ziemię i złapać się na twarz, która buchnęła rozrywającym bólem z ranionego
oczodołu, wciąż sparaliżowana strachem Kiyoko została po raz kolejny
pociągnięta za nadgarstek, tym razem w krąg światła jedynej latarni w uliczce i
dopiero wtedy zauważyła twarz swojego wybawcy. Fala ciepła rozlała się w jej
sercu, kiedy spojrzały na nią roześmiane brązowe tęczówki.
To był on. Mężczyzna, który
wcześniej wskazał jej drogę do domu, uratował ją ponownie. Wciąż nie potrafiła
wydusić z siebie choćby najmniejszego dźwięku, więc tylko patrzyła, jak jej
bohater podchodzi do zwijającego się z bólu napastnika i robi coś, czego nikt
nie mógł przewidzieć - kopie prosto w
wciąż tkwiący w oczodole nóż, śmiejąc się przy tym, jakby była to jedna z
najlepszych rozrywek.
Agonalne wrzaski sprowadziły
Kiyoko na ziemię. Wreszcie odzyskała umiejętność poruszania się i podbiegła do
mężczyzn rozdzielając ich na szerokość ramion.
— Już wystarczy! Proszę! —
Spojrzała na swojego wybawcę błagalnym wzrokiem.
— Masz rację. — Jego do tej pory
roześmiana twarz przybrała zmartwiony wyraz. — Chodź, odprowadzę cię do domu. —
Schylił się jeszcze po roztrzaskany wcześniej telefon Kiyoko i obejmując
dziewczynę ramieniem, wyprowadził ją z ciemnej uliczki na zwykły wieczorny
zgiełk rozświetlonego Ikebukuro.
It’s
gray and cold the silence’s gone
Szok, adrenalina i migające
neony sprawiły, że przez całą drogę do domu Kiyoko nie słyszała ani jednego
słowa, jakie jej bohater wypowiedział. Była wiadoma, że ciągle coś mówił, ale
sens jego słów w ogóle do niej nie docierał. Działała na autopilocie, dopóki
nie znalazła się przed drzwiami kamienicy, w której mieszkała, a jej wybawca
wcisnął jej w dłonie roztrzaskany telefon.
— Musisz być bardziej ostrożna,
Kiyoko-chan. — Ton jego głosu wciąż był rozbawiony, jakby dopiero co obejrzał
dobrą komedię. — To miasto jest pełne niebezpieczeństw, a ja nie zawsze będę na
miejscu, by cię uratować.
Nie czekając na odpowiedź,
mężczyzna obrócił się na pięcie i szybko zniknął w tłumie, zanim Kiyoko zdążyła
mu chociaż podziękować. Ocknęła się z transu dopiero, gdy znalazła się
bezpiecznie w swoim pokoju. Odetchnęła głęboko, zamykając drzwi na klucz.
Powoli stres ustępował miejsca tępemu bólowi głowy, a napięte mięśnie rozluźniły
się dopiero pod wpływem gorącego prysznica.
Ta chora sytuacja dała Kiyoko
nieźle do myślenia. Wychowywała się w wiejskiej miejscowości, gdzie wszyscy
wszystkich znali i nigdy nie napotkała ją żadna niebezpieczna sytuacja. Być
może była naiwna, opuszczając gardę i myśląc, że wielkie miasto jest tak samo
bezpieczne. Nie mogła jednak załamać się po jednej takiej sytuacji, przecież
życie płynęło dalej, co brutalnie przypomniały jej następne dni, podczas
których rzuciła się w wir pracy, byle tylko uciszyć szalejące myśli. Wciąż
jednak wracając do domu spoglądała przez ramię i nie potrafiła wyzbyć się
wrażenia, że ktoś ją obserwuje.
Myślała, że obejdzie się po
sięganie po pomoc. Jednak oprócz gościa, który ją zaatakował, po głowie
chodziła jej jeszcze jedna tajemnicza postać, której nawet nie znała imienia, a
już zawdzięczała życie. Ciemnowłosy mężczyzna o czekoladowych oczach, które
nawet w obliczu zagrożenia rozbłyskały szaloną radością. A jej ponadprzeciętna,
naiwna ciekawość świata nie chciała dać za wygraną. Kiyoko musiała dowiedzieć
się, kim był ten człowiek.
I know we have to carry on
Nie miała jeszcze żadnych
znajomych w nowym miejscu zamieszkania, a nie chciała zawracać głowy nowym
współpracownikom o byle błahostkę. Nie oznaczało to, że nie miała pomysłu, jak
rozwiązać swój problem. Jak na rasowego dziennikarza przystało, miała swoje
sposoby, a gdzie można znaleźć wszystko, jak nie w Internecie. Posadę w
redakcji także zdobyła dzięki mocy wszechwiedzącej sieci, gdyż wykorzystując
dobra komputeryzacji, nawiązała kontakt z fotografem, na podstawie którego
zdjęć napisała artykuł.
I tym razem miała wielką
nadzieję, że jej wtyka znowu jej pomoże. Nie był to tani interes, ale coś
Kiyoko podpowiadało, że nie będzie żałować ani wydanych pieniędzy ani
poświęconego czasu na poszukiwania.
<<<SEKTOR
8>>> 21:24 >> @ Iris zalogował się. 日: Dobry wieczór. 日: Chyba znowu potrzebuję Twojej pomocy. 21:45 >> @ Set zalogował się. 夜: yo 夜: wiesz, że to będzie kosztować. 日: Spodziewam się tego. Jednak jedna
sprawa nie daje mi spokoju. 夜:
?? 日: Mogę obejrzeć twoje zdjęcia? Szukam
pewnego mężczyzny, który mi pomógł, chciałam mu podziękować… 夜: serio…? 夜: wywalasz
hajs na taką błahostkę? 日: To naprawdę ważne. 日: Poza tym, Tobie też chcę podziękować.
Dostałam tę robotę. 夜: gz.
czekaj, więc jesteś już tutaj? 日: ?? 夜: w
Ikebukuro? 日: Tak. I to był szalony tydzień. Więc… naprawdę potrzebowałabym zdjęć z
ulicy. 夜: uparta
z ciebie postać. i co zamierzasz zrobić, jeśli przypadkiem tego gościa rozpoznasz
ze zdjęć? 日: Nie wiem, być może go znasz. 夜:
taa, z pewnością. 日: Czy
ten sarkazm naprawdę jest potrzebny? 夜: niezbędny.
ok, mogę podesłać ci trochę zdjęć może akurat coś wypatrzysz. 日:
Dziękuję! 夜:
podeślę ci coś, co znalazłam w środę 夜:
mam nadzieję, że masz mocny żołądek 夜:
ale szykuj się, nie będzie tanio 21:56 >> @ Set wylogował się. 22:03 >> @ Iris wylogował się. |
Kilka minut po wylogowaniu z
czatu laptop Kiyoko oznajmił cichym pyknięciem nadejście maila. Dziewczyna
szybko otwarła wiadomość w nadziei, że szybko znajdzie tam to, czego szukała.
Niestety, jej nadzieje szybko zostały rozwiane, bo po kilku godzinach
przyglądania się nieznajomym twarzom na ulicach Ikebukuro, zmęczenie wzięło
górę i kładąc głowę na biurku, zasnęła natychmiastowo.
Rankiem, obudziło ją głośne
wycie syren policyjnych, dobiegających tuż spod jej okna. Wciąż jeszcze lekko
zamroczona mgłą senną przetarła oczy i prostując skrzywiony kręgosłup, wstała
od biurka. Jęknęła, kiedy obolałe stawy chrupnęły w proteście, ale zaciekawiona
ulicznym harmidrem, wyjrzała przez okno. W momencie mocniej złapała się
parapetu, by nie wypaść na zewnątrz.
Na ulicy już zdążył zebrać się
spory tłum, otaczający kołem leżącą na chodniku postać. Z pierwszego piętra
kamienicy Kiyoko miała idealny widok na zdarzenie, jednak gdy przyjrzała się
bliżej poczuła, jak kolacja z dnia poprzedniego podchodzi jej do gardła. Nawet
nie musiała się zastanawiać i przysłuchiwać, by zorientować się, że patrzy na
zwłoki. Nie wiedziała, czy to przypadek, czy zrządzenie losu, ale twarz
nieboszczyka zwrócona była prosto w jej stronę.
Od razu go rozpoznała.
Mężczyznę, który zaatakował ją w ciemnej uliczce. Jego lewy oczodół ział pustką,
a twarz wykrzywiona była w grymasie bólu. Ale nie tylko oka mu brakowało.
Najgorszym widokiem była pusta czaszka. Pozbawiony został zarówno skalpu, jak i
mózgu.
Na chwiejących się nogach wróciła
do biurka. Przytknęła pięść do ust, przygryzając skórę, jakby chciała ocucić
się bólem. Byle tylko się czymś zająć, klikała losowo po zdjęciach Set.
Nieznajome twarze. Szare twarze. Twarze, którym nic nie brakowało.
Na samym końcu dostrzegła
folder, który przegapiła w nocy. „ŚRODA”, tak był zatytuowany. Dwa kliknięcia
by się do niego dostać. Nie mogło tam czekać nic gorszego, niż to, co przed
chwilą widziała.
Rzeczywiście, nie było to
gorsze. Było identyczne z tym, co zobaczyła
za oknem. Ten sam facet z tym samym brakiem czaszki. I tylko ta jedna różnica –
w zdjęcia można było wpatrywać się znacznie dłużej. Nie miał kto ich jej
zabrać.
***
— Mówiłeś, że to nie jest żadne zagrożenie!
Urie rzucił na stół gazetę, otwartą na stronie z nagłówkiem krzyczącym:
IKEBUKURO JESZCZE NIGDY NIE BYŁO TAK NIEBEZPIECZNE. Zaraz pod nim znajdowała
się fotografia, na której go uchwycono.
— Teraz każdy, kto kupi tego szmatławca, będzie wiedział, że tu jesteśmy!
I jaką dysponujemy bronią!
Haise zmarszczył brwi i wziął ze stołu gazetę, by przyjrzeć się
zdjęciu i przeczytać artykuł.
— Trzeba było nie dać się sprowokować… — mruknął Shirazu, zaglądając
przełożonemu przez ramię. — Hej, ja też jestem na zdjęciu — zauważył. — Całkiem
nieźle wyszedłem. Pan też, Haise.
— Faktycznie.
— Postradaliście rozum?! — Urie złapał się za włosy. — Stroicie sobie
żarty, gdy nasze fotografie krążą po mieście?! — Urie urwał im gazetę i cisnął nią na
podłogę. — Sfotografowała moje kagune!
— Kto kazał ci je wyciągać — odwarknął Shirazu. Urie wycelował w niego
palcem.
— Powiedziałeś, że jeśli zrobi się problem, to się tym zajmiesz. —
Mrużył wściekle oczy, szczerząc groźnie zęby. — Więc teraz to zrób.
***
Klucze wylądowały z grzechotem na komodzie, pchnięte nogą drzwi
trzasnęły. Asami automatycznie sięgnęła ręką i przekręciła zamek dwa razy. Gdy
ktoś był w domu oprócz niej, przekręcała na raz, ale mieszkała sama, więc to
zdarzało się tylko podczas odwiedzin gości. Pewno nie było żadnej różnicy i
gdyby ktoś postanowił się włamać, pokonałby zamek bez względu na ilość jego przekręceń,
lecz mimo to Asami czuła się spokojniejsza, wiedząc, że już bardziej drzwi
zamknąć nie można. Może gdyby zamieszkała z kimś pokroju tego barmana, poczułaby
się bardziej bezpiecznie.
A może mniej.
Westchnęła ciężko, rozbierając się z wierzchnich ubrań. To był ciężki
dzień. Była niewyspana i zmęczona. Dzisiejszej nocy bierze wolne. Wstawiła
czajnik i otworzyła balkon. Stała w progu, opierając się o zimną framugę.
Czekając, aż zagotuje się woda, objęła ramiona dłońmi i wpatrywała się w niebo,
obserwując pojawiający się na nim księżyc.
We
know that in this time when
The
moon appears uncover by the clouds
Nie tylko on miał zajrzeć do niej w środku nocy.
Była druga, może trzecia nad ranem, gdy coś wybudziło ją ze snu. Chłód
i dziwne wrażenie czyjejś obecności. Podniosła się na łokciach, zrzucając z
siebie lekką kołdrę. Okno było otwarte, choć była pewna, że je zamykała. Wiatr
wydymał firankę, poruszając zwiewnym materiałem. Asami szybko wyskoczyła z
łóżka i zamknęła okno, rozcierając zziębnięte ramiona. Wróciła do łóżka, kątem
oka wyłapując duży, ciemny kształt w rogu pokoju. Zareagowała z opóźnieniem.
Już klęczała na łóżku, gdy bodziec dotarł do mózgu i kazał jej się uważnie przyjrzeć
temu, co zobaczyła.
Darkness is on our side
Ktoś siedział na fotelu pod ścianą.
Zdjął ją strach, zabierając dech i zdolność reakcji. Lodowatą fala oblewała
powoli jej plecy, zupełnie jakby ktoś przechylił za jej kołnierz dzbanek z
zimną wodą.
— Kim, kurwa, jesteś?! — Wyrwała się paraliżowi, łapiąc pierwsze, co
jej mózg uznał za potencjalne narzędzie samoobrony. — Jaktuwszedłeśwypierdalaj!!!
— zawołała histerycznie, unoszą przed sobą pilot od telewizora.
— Spokojnie… — Postać w cieniu uniosła obie dłonie i zdjęła futrzasty
kaptur. Asami rozpoznała jednego z
mężczyzn, którego śledziła parę nocy temu.
— To ty… — wydusiła z siebie. Opuściła pilot, jak gdyby na moment
uznała, że znajoma twarz nie stanowi zagrożenia, ale szybko sobie przypomniała
o aurze niebezpieczeństwa, która otaczała ją tamtej nocy i znów uniosła gardę.
— To ja — zgodził się w tym czasie mężczyzna, drapiąc po policzku.
— Wyjdź z mojego mieszkania albo wezwę policję!
— Ech. Nie komplikujmy tego. — Shirazu opuścił ręce wzdłuż tłowia, po
chwili wahania wsunął je do kieszeni. — Słuchaj, nie chciałem tu przychodzić.
Ale poniekąd mnie do tego zmusiłaś.
Asami zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, o czym on mówi, ale zdawało
się, że nie ma bardzo morderczych intencji.
— Czego chcesz — warknęła. — Pieniędzy?
— Nieee — odpowiedział przeciągle. — Właściwie już mam to, po co przyszedłem.
— Zobaczyła, że ściąga z ramienia pasek i rozpoznała swój aparat. — Tylko jest
taki problem — Shirazu wziął lustrzankę w dłonie i otworzył jedną z klapek —
brakuje karty pamięci. — Podniósł wzrok, a blade światło wpadającego do
mieszkania księżyca padło na jego twarz, wydobywając chłodny, orzechowy odcień
z jednego z oczu. Drugie było czarne. Całe. Poza czerwoną tęczówką.
Beauty faded in the light
— Chciałbym, żebyś mi ją teraz oddała.
Asami otworzyła usta, żeby oznajmić, czego chce ona, ale się
powstrzymała. Najbardziej na świecie chciałaby teraz zrobić mu zdjęcie. Ująć
nieludzkość jego twarzy. Z jakiegoś powodu nie przestraszyła się zmieniających
kolorów jego oka, choć mężczyzna niewątpliwie chciał ją nastraszyć. Co to za
diabelna sztuczka? Asami musiała się tego dowiedzieć.
— Nie ma jej tutaj. — Postanowiła zagrać na czas. — Przekazałam ją
dziennikarce.
— Ja pierdolę. — Shirazu uszczypnął nasadę nosa, wypuszczając głośno
powietrze. — Dobra. Ubierz się. Czeka nas wycieczka do redakcji.
Dziewczyna bez słowa spełniła polecenie. Zamykając drzwi mieszkania,
nie miała pojęcia, że opuszcza je na bardzo długo. Shirazu złapał ją mocno za
rękę i nie puszczał całą drogę przez miasto.
***
Będziesz czuł ból, dotkliwy jak chłód, którym nagie ciało
szpikowałby mroźny dzień. Będziesz czuł ból. I będziesz czuł głód.
Bólu nie zaspokoisz.
Ale możesz zadbać o swój żołądek. Będziesz rozszarpywany przez
dylematy. Filozofia i instynkt, człowiek i ghoul będą walczyć zażarcie, z oczu
popłyną łzy, z ust potoczy się ślina.
Tysiąckroć przebity wyrzutem moralności, będziesz się zapierał. Nie jesteś
zwierzęciem. Nie zrobiłbyś czegoś tak potwornego.
Po tysiąckroć wyprzesz się swojej natury. To niczego nie zmieni.
Słowa takich, jak ty, znaczą tyle co pył na wietrze. Będziesz się zarzekał, a
kagune rozwinie się powoli jak pąk, ciekawsko sięgając w stronę ciał. Na nic
łzy, choćby nie wiem jak gorące, na nic ostatki sił humanizmu. Zakorzenione w
twoim ciele, wyrasta jak krwiożerczy kwiat, narzędzie konsumpcji, które zadba o
twoje potrzeby.
We are
like ice flowers
We
blossom in the night
Musisz jeść, Kaneki. Musisz jeść, żeby żyć.
Więc ich zjesz. Napchasz usta ludzkim mięsem. Obierzesz ciała do
kości. Tak, by nic się nie zmarnowało. Chociaż na tyle zasłużyli. Co z tego, że
już więcej nie będziesz w stanie na siebie spojrzeć. Teraz liczy się tylko ten
krwiożerczy głód. Z bólem i tak nie wygrasz.
Hej :)
OdpowiedzUsuńDługi ten tekst, ale że miałam w głośnikach odpowiednią muzykę, to weszło szybko :D
Oho, noc ma swoją magię, jak i budzi we mnie czasami pewien niepokój - w mroku może czaić się wszystko.
"— Z nim nie będę rozmawiał — oświadczył niespodziewanie, wskazując na niego brodą." - hehe, rozbawiło mnie to solidnie :D
Hmm, chyba przydałaby się drobna korekta, coś się te przecinki rozmnożyły. I jakieś synonimy, bo tutaj: "Dziewczyna szybko otwarła wiadomość w nadziei, że szybko znajdzie tam to, czego szukała. Niestety, jej nadzieje szybko zostały rozwiane," powtórzenie wybiło mnie z rytmu czytania.
Uhu, zadziało się w tych fragmentach, nie powiem. Jak zdołałam sobie przypomnieć poprzedni tekst, tak miałam problem z rozeznaniem się, kto jest kim - opis wyglądu niewiele mi tu pomógł xD ale w każdym razie czułam niepokój, jakby i mnie ktoś obserwował i jakbym sama brała udział w każdej scenie. Jest tu tajemniczo, brutalnie - ten trup <3 - ale odnoszę wrażenie, że jest zbyt ciężko. Jakby wszystko, co złe, miało spaść dokładnie w tym samym momencie.
Ale jestem zaciekawiona.
Pozdrawiam.
Fajny wstép z tá narracjá, od razu mozna wejsc w skore bohatera, czuje jakby mowil do mnie.
OdpowiedzUsuńCo to za typ jest wogole? Ale opisy :D jak zawsze dobrze obrazuja otoczenia a dialogi dodaja kolorytu obrazowi ktory widze w glowie.
Troche ci bohaterzy kojaza mi sie z tymi mutantami z Alchemika. Wiecie o ktorych mowie, te hybrydy.
Fajny pomysl na wstawiki z screenami dialogow.
Barmani sá najlpeszymi informatorami zawsze.
Co taka osobka jak ty robi w miejscu jak to? - ha typowy tekst.
Niezly agent z tego barmana :D
No ciekawe jak to czasami to w jakiej znajdujemy sie pozcji potrafi nas zmotywowac do rysykownych zachowan.
Wiedzialam ze z Kiyoko to cisza przed burza. Heh pierszy obowiazek dnia, zaparzyc kawe :D
Dosc punkualna nowa redaktorka :)
Nie wiem kto to jest, ale dobrze ze ja uratowal. Jaka akcja.
Przypadek ze sie spotkali? Nie sadze.
choc troche psychol z niego, to zawsze ja uratowal ( taki troche Majoma, stukniety morderca ale z sercem) :D
Nie dziwie sie w sumie dlaczego chce go odnalezc, ale mam wrazenie ze bedzie to niebespieczne.
W sumie widze w Kiyoku siebie, tez taka szurnieta jestem. Zrobilabym to samo jakby ktos mnie tak zaintrygowal :D
Dziewczyna ma chyba niezle kontakty w darkwebie.
O co chodzi z tymi trupami?
ahaha jeszcze barman jej chodzi po glowie?
I znowu ta narracja na koncu , piekna.
Ale tekst, dlugi ale jakby mial wiecej stron to bym dalej czytala