Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 5 kwietnia 2021

[95] Until We Bleed: The Fine Art of a Bullshit (part two) ~ Rilnen feat Wilczy

 

Jesteś zagubiony. Jesteś przerażony. Twoje oczy, rozbiegane, wpatrują się w wijące na dole ścieżki, wypełnione po brzegi purpurą. Wzbierające, rozlewają się w niekontrolowane kałuże. Możesz się w nich przejrzeć, zobaczyć własne odbicie. Krzywe, zniekształcone, poranione apetytem, który cię przerasta. Nie wiesz, czy to czerwona jest krew u twoich stóp, czy odbicie twojej twarzy. Nie wiesz.

Nie wiesz czyja to krew. To jest w tym najgorsze. Nie gwałty, których się dopuściłeś świadomie, nie głód, który musiałeś zaspokoić. Tylko ta rozlana czerwień, te smugi, które wiodą podłogą korytarza, które znaczą ścianę.

Nie wytrzymasz, ruszysz tym śladem. Musisz się dowiedzieć, co znajdziesz za rogiem. Kogo tam znajdziesz. Teraz tego nie wiesz. To zarazem najgorsze i najlepsze trzydzieści sekund twojego życia. Jeszcze możesz mieć nadzieję. Już możesz odchodzić od zmysłów. Twoje serce przyspiesza, źrenice się rozszerzają. Przełykasz szybko gromadząca się w ustach ślinę, a jednak gardło masz wysuszone, czujesz dyskomfort, jakbyś najadł się gwoździ. Nie zwracasz na to uwagi. Czeka cię coś gorszego do przełknięcia.

Strach obmywa twoje ciało zimnym potem. Niemal paraliżuje, odrealnia kontury świata. Czujesz, że się dusisz, jednocześnie nabierasz zbyt dużo powietrza. Szybko. Ale naprzód ruszasz powoli. Tak ci się zdaje. Bo przecież musisz się dowiedzieć i nie chcesz tego robić. Nie poddasz się. Nie stchórzysz. Nigdy tego nie robisz. Prawda?

Chyba, że ktoś chce zjeść twoich przyjaciół.

Chyba, że sam chcesz ich zjeść.

Nie możesz dłużej tego przeciągać. To nie decyzja, którą można odłożyć na później. Spieszysz się, chcesz zerwać plaster. Myślisz, że zawsze jest lepiej wiedzieć? Że prawda wyzwoli? Czy jeśli zamienisz strach na ból, poczujesz ulgę? Czy to cokolwiek zmieni? To nie eksperyment myślowy. Ty wiesz, że za rogiem znajdziesz martwe ciało.

Nie jedno. Znajdziesz ich trzy. Pierwsze rozpoznasz od razu.

Oczywiście, że wciąż wolałbyś się bać. Lęk można przezwyciężyć. Ale teraz, kiedy już wiesz

SHI

nie możesz się wycofać. Musisz zmierzyć się z tym, co się stało. Co sam zrobiłeś albo czego zaniechałeś. Konsekwencje. To twój przeciwnik. Bardziej krwiożerczy niż ghoule, niż CCG, niż ty sam. Niże organizacja, którą stworzyłeś.

RA

Powiem ci, co się teraz stanie. Nie będziesz mógł wybaczyć sobie, że do tego doszło. Spróbujesz zaprzeczać rzeczywistości. To po prostu będzie niewiarygodne. Nie do przełknięcia, nie do zaakceptowania. Życie, które tętniło w oczach, które znałeś

ZU

 nie mogło ich opuścić. Nie mogło do tego dojść. Po prostu się na to nie zgodzisz. Ale co zrobisz? Czy upadniesz na kolana, wzywając swoich bogów? Czy weźmiesz jego strzaskaną głowę w swoje ręce

SHIRAZU NIE UMIERAJ

i będziesz zaklinał rzeczywistość? Czy pozostanie w tobie jakaś nadzieja? Może coś jeszcze da się zrobić. Może w ostatniej chwili nadejdzie pomoc. Może to wszystko okaże się snem, z którego się obudzisz. I nie będziesz musiał dłużej sobie wyobrażać, co stało się w zalanym krwią korytarzu. Co czuli ci, którzy nie żyją. Czego się bali. Przed czym uciekali.

Czy aby nie przed tobą.


***


Asami Seto lubiła myśleć o sobie jak o kimś w rodzaju nocnego łowcy, chociaż pracowała też za dnia. Ale jeśli miała wybór, wolała wtedy spać. Nocą lepiej się myślało, nocą więcej się działo. Wystarczyło podążyć zapachem zbrodni, zaczaić się w dobrym miejscu i bardzo szybko zostawało się świadkiem jakieś tragedii. W dzień to miasto też nimi śmierdziało. Ale łatwiej było wpaść w tarapaty. Trudno się ukryć w świetle słońca i blasku fleszy turystów.

Lampy błyskowe. Jebani amatorzy. Prawdziwy, szanujący się fotograf powinien wiedzieć, jak się bez nich obyć. Długi czas naświetlania, szeroko otwarty otwór przesłony i można było pozostać niezauważonym w ciemności.

Ciemności właśnie zapadały. Dzień chylił się ku końcowi, noc rozkładała nad miastem granatowe skrzydła. Ikebukuro odsłaniało prawdziwe, złowrogie oblicze. Blaski neonów kontrastowały z niebem, na którym kolory zachodu zmagały się ze sobą jak na płótnie impresjonistycznego artysty.

The day flies hasty from the sky

I watch the people walking by

Tamtego wieczoru, wiedziała, że zrobi dobre zdjęcia, gdy tylko go zobaczyła. Może to przez te białe włosy, moż e fakt, że były brudne, jakby pozlepiane krwią. Wiedziała, że powinna za nim podążyć. I tak zrobiła.

Coś w nim ją przyciągało. Im dłużej go śledziła, tym mniej mogła się oprzeć wrażeniu, że to nie tylko mroczna aura. Jakby już gdzieś kiedyś na niego wpadła. Jakby znali się w innym życiu. Coś w jego postawie sprawiało, że poddawała w wątpliwość spokojny, sympatyczny wyraz jego twarzy. Zdawało jej się, że to maska, pod którą kryje się coś paskudnego.

Wygłodniałego.

Towarzyszyło mu dwóch młodych mężczyzn. Jeden o ciemnych włosach i ponurym spojrzeniu, obcięty na beatlesa, w marynarce i czarnych dżinsach, drugi o ostrych zębach i włosach poczochranych, odstających na czubku, miodowych, ubrany w przedłużaną kurtkę koloru khaki, z jasnym futrem przy kapturze. Szli kilka kroków za białowłosym, jak podwładni podążający za swoim przełożonym i sprawiali wrażenie zniecierpliwionych, w przeciwieństwie do przewodzącego im mężczyzny, który zdawał się nigdzie nie spieszyć, a gdy oglądał się przez ramię, można było nawet dostrzec, że się uśmiecha.

Ten uśmiech, delikatny, niemal nieśmiały, kłócił się z otaczającą ich aurą niebezpieczeństwa. Asami wyczuwała, że coś jest nie tak, że towarzyszy im jakieś wypaczenie, ciągnie się za nimi jak zapach, zbyt dziwny, zbyt ostry i zbyt znajomy, żeby go zignorować, jak zapach, który przypominamy sobie z dzieciństwa i usilnie chcemy przywołać związane z nim chwile, przedmioty, osoby. Musiała za nim podążyć, choć włoski na karku stawały dęba, strach pokrywał wnętrza dłoni zimną warstewką potu. Wszystko ostrzegało ją przed tymi ludźmi. Lecz to tylko podżegało jej ciekawską naturę do działania. Ściskając w wilgotnych dłoniach czarną, matową lustrzankę, ukrytą częściowo pod pazuchą, śledziła trójkę mężczyzn, z których jeden nie był człowiekiem.

 

***

 

Shigeru wciskał ręce w kieszenie rozpiętej kurtki i obserwował przez szybę unoszącej się windy malejącą postać, której nerwowe ruchy i ciągłe zadzieranie w górę głowy było co najmniej podejrzane.

— Mamy ogon — powiedział na głos jedynie to, co wszyscy troje wiedzieli.

— Nie przejmowałbym się. — Haise uśmiechnął się lekko. Kręcąca się lekko grzywka niemal wpadała do szarych oczu, które dobrodusznie spoglądały w dół, gdzie też dostrzegał podejrzanego osobnika. — To nie ghoul. Nie zagraża nam.

— Profilaktycznie któryś z nas mógłby się zająć problemem  — mruknął Urie. Jako jedyny spoglądał złowrogo na czającą się przy windach postać.

— Daj spokój, to tylko jakaś dziewczyna — żachnął się Shirazu, wzruszając lekko ramionami. — Pan Haise ma rację. To żadne zagrożenie.

— Więc jak się okaże, że jednak odwali nam jakiś numer, to się tym zajmiesz osobiście — warknął Urie, zerkając wściekle na kolegę. — Masz doświadczenie w niańczeniu takich panienek.

Shirazu skrzywił usta i lekko ściągnął brwi, odwzajemniając spojrzenie. Nic nie odpowiedział, analizując, czy Urie pije do jego przykutej do łóżka siostry, czy młodszej koleżanki po fachu, której zdarzało mu się udzielać pomocy w pracy.

— Jesteśmy tutaj intruzami. Miasto nas nie zna. Wyglądamy na nietutejszych. To normalne, że wzbudzamy zainteresowanie — uspokoił Haise, zatrzymując wzrok na mniej zadowolonym współpracowniku. — A może po prostu wpadłeś komuś w oko, Urie.

Urie tylko syknął, Shirazu nieco się rozpogodził. Kontynuowali wjazd na taras Sunshine w milczeniu, dopóki winda nie zatrzymała się na ostatnim piętrze potężnego centrum rozrywki.

Drzwi rozsunęły się, wydając cichy sygnał dźwiękowy.

— Uo, nie spodziewałem się tylu ludzi. — Shirazu rozglądał się ze zdziwieniem, obserwując pary spacerujące po tarasie za rękę, wpatrzone w panoramę miasta na tle dogorywającego dnia.

— Nasz informator wolał się spotkać w miejscu publicznym — oznajmił Haise. — Chyba was to nie dziwi?

Urie parsknął kpiąco pod nosem.

— Jak go znajdziemy? — Shirazu wciąż rozglądał się dookoła, mrużąc oczy. Niemal nie zauważył, gdy potrącił go chudy mężczyzna średniego wzrostu w puchatej, czarnej kurtce. — Mówił, jak go poznamy?

Żaden z towarzyszy mu nie odpowiedział, ale Haise pewnym krokiem ruszył w róg tarasu. Tę część odgradzał szeroki murek z miejscem do siedzenia oraz sporo tarasowej roślinności, karłowate drzewa i liściaste palmy w nowoczesnych donicach. Z jakiegoś powodu w tej części z jakiegoś powodu było o wiele mniej ludzi. Właściwie, było pusto, nie licząc jednego szczupłego mężczyzny w zimowej kurtce.

 

The loneliness grows a moment

— Cześć! — przywitał się, gdy podeszli, nie wyciągając rąk z kieszeni kurtki, lecz rozkładając ramiona, przez co poły jego wierzchniego okrycia się rozchylily. — Czyli wy jesteście Quinx — stwierdził, nie pytał. Uważnie przyjrzał się każdemu z nich z osobna. Najwięcej uwagi powięcił Uriemu. — Z nim nie będę rozmawiał — oświadczył niespodziewanie, wskazując na niego brodą.

Wśród mężczyzn zapanowało poruszenie.

— Co?! Co to ma znaczyć?! — oburzył się Urie.

— Urie, wycofaj się — polecił Haise.

— Nie ma mowy! Żaden pokurcz nie będzie traktował mnie z góry!

— To polecenie służbowe.

Haise zachowywał spokój, ale jego podwładny nie zamierzał się podporządkować.

— Za kogo on się uważa?! — pieklił się, bryzgając na przełożonego kropelkami śliny. — Będzie nam stawiał warunki?!

— Tak, będę. Bo to ja jestem potrzebny wam, a nie wy mi — odpowiedział Izaya, z ciekawością obserwując wybuch złości mężczyzny. Zupełnie jakby specjalnie go sprowokował. Jakby liczył na to, że trafi na słaby punkt i dzięki temu oponent odsłoni karty.

I wonder what you're hiding from

Izaya dobrze znał się na ludziach.

— Ty wredny… — Urie zrobił krok w przód, zrównując się z Izayą. Byli tego samego wzrostu. Teraz z bliska patrzyli sobie w oczy. Jedno z nich wypełniało się czernią. Źrenica czerwieniała. Izaya uśmiechał się kpiąco, Urie odsłaniał zęby w grymasie. Czy ta drobna manifestacja nie wystarczy, by przestraszyć tego typa, pokazać, gdzie jego miejsce?

Ramię Uriego zadrżało. Zaczęło dziać się z nim coś dziwnego. Pęczniało, jakby zaczął obudowywać je pancerz. Płytka po płytce, szybko zwiększyło swoją wielkość ponad czterokrotnie. Przypominało teraz bronią, która narosła na skórze. Mogło być jednocześnie tarczą i śmiercionośnym narzędziem, zakończone ostrym szpicem.

Izaya uśmiechał się zwycięsko. Nie bał się. Wiedział, że dzisiaj nic mu nie grozi.

Niebo całkiem pociemniało.

Niedaleko hałasował produktywnie spust raz po raz wyzwalanej migawki.

The evening's changing color now

Like a chameleon knows how

 

<<<SEKTOR 8>>>

 

17:14

>> @ Set zalogował się.

 

: yo

: ??

17:45

>> @ Iris zalogował się.

 

: Cześć.

: Masz coś?

: mam

: Potrzebuję czegoś mocnego.

: jest mocne

: Powiesz coś więcej?

: Sunshine

: nie zgadniesz kto

: Chyba jednak zgadnę…

: Serio?!

: serio. ale to nie on jest gwiazdą

: ??

: po prostu musisz to zobaczyć

: Podeślesz mi podgląd?

: nie

: tym razem musimy załatwić to osobiście.

: OK. Spotkajmy się w Eclipse. Znasz?

: znam. chyba. trafię.

: widzimy się na miejscu

: wezmę podwójną stawkę

17:56

>> @ Set wylogował się.

18:03

>> @ Iris wylogował się.

 

 

 

 

***

 

To nie był popularny lokal. Nie w kręgu przeciętnych obywateli. W takiej atmosferze, jak tu, można było tylko załatwiać ciemne interesy. Mimo to barman za kontuarem sprawiał nienaganne wrażenie, zupełnie jakby zaraz miał obsługiwać wytworne przyjęcie. Biała, uprasowana koszula, na niej czarna, gładka kamizelka, muszka, eleganckie spodnie. Wizerunek zaburzał jedynie trzymany w kąciku ust papieros. Niebieskie przeciwsłoneczne okulary też niezbyt pasowały do wizerunku, zwłaszcza, że w lokalu panował półmrok, więc ich używanie nie było uzasadnione.

Kiedy drzwi zaskrzypiały, barman rzucił znad nich szybkie spojrzenia, jednocześnie nie odrywając się od pracy. Ściągnął brwi, widząc w progu młodą Japonkę. Długie, ciemne i proste włosy opadały swobodnie na ramiona. Zawahała się, łapiąc jego spojrzenie, które wydało jej się nieprzychylne, lecz w tym samym momencie barman odwrócił wzrok, z powrotem poświęcając uwagę nalewaniu do dwóch szklanek porcji whisky. Jedną przysunął w swoją stronę.

Dziewczyna ściągnęła z głowy czapkę i upchnęła ją do kieszeni. Rozpięła skórzaną kurtkę i niepewnie podeszła do baru. Rozejrzała się, ale prócz niej i jeszcze jednego klienta, z którym rozmawiał barman, nikogo więcej nie było. Postanowiła poczekać przy kontuarze. Wspięła się na wysokie krzesło i grzecznie czekała, aż zostanie obsłużona. Z jakiegoś powodu nie uważała, że to dobry pomysł, napraszać się o uwagę.

— …wytrzymał trzy ciosy. Dopiero po czwartym więcej się nie podniósł — opowiadał barman takim tonem, jakby mówił o wczorajszej pogodzie. — Wiesz, o co mnie zapytał, zanim przywaliłem mu po raz ostatni?

Mężczyzna w dredach, pokręcił przecząco głową. Musiał być jego znajomym, nie zwykłym klientem.

— Czy mu zazdroszczę. — Barman opuścił ręce, kładąc obie dłonie na blacie. — Czy mu zazdroszczę, że ma kobietę, która się nim zajmie. Która się o niego zatroszczy.

— Daj spokój, Shizuo. — Mężczyzna uniósł whisky do ust. — Po prostu chciał ci dopiec.

— Ale ja rzeczywiście mu zazdroszczę. — Shizuo zamaszystym ruchem złapał w dłoń szklankę i opróżnił ją jednym łykiem.

— Wyluzuj. Nawet ty znajdziesz sobie w końcu jakąś panienkę. Pracujesz przecież za barem. Może zacznij zachowywać się jak rasowy barman. Założę się, że kobiety chętnie by ci się zwierzały… — Znajomy barmana zerknął w stronę czekającej na obsługę dziewczyny, która złapała jego spojrzenie i szybko spuściła oczy. Shizuo podążył wzrokiem za sygnałem i pokręcił na znajomego z dezaprobatą głową, ale nie zwlekając dłużej, podszedł do klientki. Otaksował ją spojrzeniem i bez pytania polał jej ulubiony alkohol, chociaż obsługiwał ją po raz pierwszy.

— Skąd… — dziewczyna ze zdziwieniem uniosła wąski kieliszek, zaciągając się ziołowym zapachem Jagera — …wiedziałeś?

— Powiedzmy, że jestem barmanem z powołania. — Shizuo ściągnął z nosa okulary, złożył je i położył na blacie przed sobą, a potem mrużąc piwne oczy, do których wpadała brudnoblond grzywka, nachylił się do dziewczyny.

— Co taka osóbka jak ty, robi w miejscu jak to? — zapytał bez ogródek, wyjmując z ust papierosa, którym zaciągnął się po raz ostatni. — Życie ci niemiłe?

Another shape as if to tell us

That we can't feel safe here

Miał mrukliwy głos, jakby wszystko co mówił, mówił od niechcenia, a jednak kryło się w tym coś pociągającego.

— Na twoim miejscu nie obnosiłbym się tak otwarcie z takim sprzętem. — Shizuo wskazał brodą na profesjonalny aparat, który wisiał na szyi dziewczyny. — Nigdy nie wiesz, na jak chciwych ludzi trafisz.

— Serio? — Asami trochę się stropiła, znów nerwowo rozejrzała po lokalu, choć wiedziała, że nie ma w nim klientów. — Przecież nikogo tu nie ma… Poza wami. — Spojrzała na blondyna, którego postać wydała jej się nagle potężna, przesłaniająca świat. Od początku wyczuwała jego zamiłowanie do przemocy, ale dopiero teraz na poważnie się wystraszyła.

Widząc jej ruch, barman się roześmiał.

— Akurat z mojej strony nic ci nie grozi — oświadczył, uśmiechając się pobłażliwie. — Przynajmniej żadne nieprzyjemności…— dodał ciszej, Asami nie dosłyszała. — Masz jakieś imię? — zapytał jeszcze, odwracając się, by ściągnąć z suszarki szklanki i odłożyć je na miejsce.

— Możesz mi mówić Set. — Zdecydowała się nie zdradzać od razu, jak się nazywa. Nigdy nie przedstawiała się nieznajomym. A temu barmanowi nie ufała za grosz. Wyglądał na porywczego człowieka.

— Dobrze, więc… Set. Zapamiętaj, że tutaj, na mojej zmianie, jesteś bezpieczna — oznajmił wbrew jej przeczuciom Shizuo i wyszedł na zaplecze, zostawiając Asami z mętlikiem w głowie. Nim wyciągnęła jakieś wnioski, drzwi za jej plecami otworzyły się, wpuszczając do środka zimne powietrze oraz stawiającą pewne kroki młodą kobietę, która weszła do baru jak do siebie.

Nawet się nie rozejrzała, tylko od razu podeszła do baru i usiadła na jednym z wolnych krzeseł, tuż obok Asami, której także nie zaszczyciła nawet spojrzeniem. Jej twarz, skryta za kurtyną farbowanych blond włosów, zwrócona była w stronę ściany usłanej przeróżnymi alkoholami.

— A ciebie co tu przywiało? — zapytał mężczyzna z dredami, jakby znał nowoprzybyłą.

— To, co zawsze, Tom. — Kobieta wciąż przyglądała się butelkom, a ton jej głosu wskazywał na zdenerwowanie. — Przyszłam tu w interesach.

— Ale mam nadzieję, że ta pieprzona wsza za tobą nie przylazła. — Nagle za barem pojawił się Shizuo, niosąc tacę świeżo wymytych szklanek, którą odstawił z hukiem na blacie.

— Osobiście go tu nie ma, ale to z jego powodu tu jestem. — Dopiero wtedy kobieta zwróciła głowę w stronę Asami. — Ty musisz być Set.

Przez moment Asami zabrakło języka w gębie. Zacisnęła dłonie na aparacie i bez oporów przyglądała się twarzy kobiety, która odchodziła od ideału. Pod zmęczonymi, ale bystrymi oczami jawiły się ciemne sińce, a lewy policzek zdobiła przykra blizna, ciągnąca się od końca brwi, aż do szczęki.

— Mogę zrobić ci zdjęcie? — zapytała wreszcie Asami, której zaskoczenie szybko zmieniło się w ciekawość.

We know that in this time when

— By uwiecznić to, co już zostanie ze mną na zawsze? — Blondynka założyła włosy z lewej strony za ucho, ale uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. — A, co mi tam. Shizuo — zwróciła się do barmana — strzel mi coś mocniejszego.

Podczas gdy kobieta czekała na swój drink, Asami bez pośpiechu ustawiła odpowiednie parametry na aparacie i patrząc przez obiektyw, bezceremonialnie naciskała przycisk migawki.

— Chodźmy może tam — zaproponowała kobieta, wskazując na stolik usytuowany w najciemniejszym kącie baru. Złapała za postawiona przed nią szklankę i zeskoczyła ze stołka, a Asami nie zostało nic innego, jak za nią podążyć.

— Miło w końcu cię poznać, Iris-san. — Asami wyciągnęła przed siebie dłoń.

Przyszła w umówione miejsce tylko po to, by dokonać transakcji. Tak naprawdę, wcale nie chciała wracać do tego przeklętego miasta, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że zwietrzyła szansę na dobry interes.

— Nazywam się Kiyoko Ayami. — Blondynka uścisnęła dłoń towarzyszki, jednocześnie podając jej białą kopertę. — Jestem naprawdę wdzięczna za twoją pomoc.

— Jesteś pewna, że chcesz się w to pakować?

— Chyba nie mam innego wyjścia.

— To może być dla ciebie bolesne.

— Bardziej niż zdrada najbardziej zaufanej osoby?

Przez dłuższy moment kobiety patrzyły sobie w oczy, jakby bezgłośnie chciały przekazać sobie osobiste zmartwienia, a jednocześnie zapewnić, że wszystko skończy się dobrze. Asami pierwsza zerwała kontakt wzrokowy i sięgnęła do torby, z której wyciągnęła białą teczkę i przesunęła ją po stoliku w stronę Kiyoko.

— Pamiętasz tego trupa spod twojej kamienicy?

— Bardzo obrazowo, pozbawiono go mózgu.

— Cóż, ostatnio nie kręciłam się po okolicy, ale znalazłam coś, co może ci się przydać.

Kiyoko otwarła szybko teczkę, z której wysypały się przeróżne zdjęcia. Od razu rozpoznała na nich charakterystyczną kurtkę z puchatym kołnierzem, na widok której od razu coś przewróciło jej się w żołądku. Właściciel dziwnego odzienia wydawało się, że rozmawiał z grupą ludzi, których również już rozpoznawała i bardzo nie chciała mieć z nimi do czynienia.

— Sukinsyn… — mruknęła pod nosem, upijając łyk drinka, by pozbyć się ucisku w gardle.

— A co do trupa… — Asami rozłożyła zdjęcia na stoliku, poszukując jednej konkretnej sztuki, którą po znalezieniu pokazała Kiyoko. — Poznajesz?

Zdjęcie pokazywało tą samą grupę ludzi, tym razem w towarzystwie również znanej Kiyoko osoby, przez którą do teraz miewała koszmary.

— Jesteś pewna, że chcesz drążyć temat?

— Oczywiście. To na pewno dobry materiał na artykuł! — Kiyoko zmarszczyła brwi.

Choć był to jej pierwszy osobisty kontakt z fotograf, nie spodziewała się, że będzie się ona zachowywać tak… ostrożnie. Ktoś kto biega nocami z aparatem za podejrzanymi typkami nie wydawałby się obdarzony taką cechą. Ale może właśnie ona pozwoliła jej tak długo uchodzić z życiem.

 Po chwili ciszy Asami sięgnęła do torby, by wyciągnąć z niej małą kopertę.

— Chcesz też zdjęcia trupa?

— Co?! Pokaż mi to. Och, teraz już nie chcę o tym pisać. Teraz to muszę o tym napisać, a ty użyczysz mi tych zdjęć do artykułu!

 

 

<TRZY MIESIĄCE WCZEŚNIEJ>

The day comes back

Kiedy wreszcie znalazła się w zaciszu małego mieszkanka, odetchnęła z ulgą. Nie miała siły na rozpakowywanie rzeczy, których i tak za dużo ze sobą nie przywiozła, dlatego teraz, stojąc pod prysznicem w strumieniach ciepłej wody, poczuła się bezpiecznie. Wszystkie zmartwienia związane z przeprowadzką wydawały jej się małe i upchnięte gdzieś w głąb świadomości, zostały skazane na zapomnienie.

Jej współlokatorka okazała się być miłą, starszą panią pracującą na kuchni w pobliskiej restauracji. Pani Haru, bo tak na imię miała kobieta, dorabiała do skromnej emerytury, by móc jak najszybciej wrócić w rodzinne strony i gdy tylko Kiyoko przekroczyła próg mieszkania, powitała ją radosnym uśmiechem i ciepłą kolacją na stole. Dopóki dziewczyna nie poczuła zapachu zupy nie zauważyła, jak głodna była i z wdzięcznością przyjęła posiłek.

Dowiedziała się również podstawowych, ale też ciekawych rzeczy o Ikebukuro, takich jak gdzie jest poczta, kiedy robić zakupy, by nie stać w kolejkach, a także tego, że jej współlokatorka większość czasu spędza w pracy i rzadko kiedy można ją zastać w domu. Teraz także wybierała się na kolejną szesnastogodzinną zmianę i po spożytym wspólnie posiłku, opuściła mieszkanie, zostawiając Kiyoko samą.

Po uprzątnięciu kuchni, dziewczyna od razu wskoczyła pod prysznic, by zmyć z siebie podróż. Plusk wody działał na nią kojąco i gdy tylko znalazła się w swoim nowym pokoju, poczuła wszechogarniające zmęczenie. Chociaż raz Ikebukuro pozwoliło jej na noc bez żadnych strachów, gdyż następnego dnia rozpoczął się koszmar, z którego już nigdy nie miała uciec.

Choć wstała punktualnie i udało jej się znaleźć siedzibę nowej pracy, to szybko się okazało, że cieszyła się zbyt wcześnie. Gdy tylko przekroczyła próg redakcji miała wrażenie, że wstąpiła w środek ula. Choć biuro wydawało się małe, to w tym momencie mieściło dziewięć biurek, między którymi krzątało się dwunastu redaktorów. Jedni zawzięcie stukali w klawiatury, inni wisieli na telefonach, starając się zdążyć z najnowszymi nowinkami.

Tylko jedna z redaktorek podniosła wzrok znad ekranu laptopa i spojrzała na Kiyoko, gdy ta podeszła do jej biurka

— Dzień dobry, jestem…

— Nowa praktykantka, nareszcie! — Redaktorka wstała od biurka i złapawszy Kiyoko za nadgarstek, pociągnęła ją za sobą. — Początek tygodnia to u nas zwykle Sajgon, więc, czy byłabyś taka dobra i zrobiła wszystkim kawy? Rozpiska jest na lodówce. — I zanim Kiyoko zdążyła coś powiedzieć, kobieta zostawiła ją samą w kuchni, wracając do swoich obowiązków.

Skonfundowana dziewczyna przez dłuższą chwilę mrugała oczyma, starając się zrozumieć, co się właśnie stało. Jedyny plus był taki, że w kuchni panowała cisza i spokój, co pozwoliło jej na uporządkowanie myśli. Nie tak wyobrażała sobie pierwszy dzień pracy, jednak nie była praktykantką, by pozwolić sobą pomiatać już pierwszego dnia. Nie widziała jednak innego wyjścia z sytuacji, niż przedstawienie się z dobrej strony i zabrała się za robienie tej nieszczęsnej kawy.  Gdy chodziła do liceum, dorabiała w miejscowej kawiarence i choć licencjonowanym baristą nie była, to jeszcze coś tam pamiętała ze sztuki parzenia czarnego napoju.

Więcej czasu zajęło jej rozszyfrowanie preferencji kawowych jej nowych współpracowników, niż sama robota, ale w końcu wyszła z kuchni, dumnie niosąc na tacy dwanaście parujących kubków kawy.

— W końcu! — krzyknął wysoki mężczyzna, który pierwszy zauważyła wychodzącą z kuchni Kiyoko. — Jeśli chcesz zagrzać miejsce jako praktykantka, musisz szybciej parzyć tę kawę. — Sięgnął do tacy, zabierając kubek z napisem „bitch boss”.

Kiyoko otwarła usta, by coś powiedzieć, ale została uciszona przez uniesioną dłoń mężczyzny, który upił łuk kawy i z aprobatą pokiwał głową.

— Dobra ta kawa. Teraz możesz mówić.

Na moment stres zablokował Kiyoko umiejętność mówienia. Z pewnością wyglądała jak ryba wyciągnięta z wody, poruszając bezgłośnie ustami, ale szansa na obronę szybko została jej odebrana, gdyż reszta załogi dziennikarskiej zebrała się, by także sięgnąć po gorący, pobudzający napój.

To nie mogła być rzeczywistość. Nie mogła przecież dać się aż tak zdegradować podczas pierwszego dnia pracy. Po to wyjechała z rodzinnego zadupia, żeby wreszcie pozbyć się tego przeklętego lęku społecznego i pokazać, że jej głos ma znaczenie…

— I gdzie, do cholery, jest ta nowa? — zagrzmiał mężczyzna od kubka szefa.

— Jaka „nowa”? — zapytała dziennikarka, która poprowadziła Kiyoko wprost do kuchni, obracając się na krześle.

— Osobiście, nie miałem pojęcia o żadnej praktykantce, ale tydzień temu zatrudniliśmy nową dziewczynę do składu, jej artykuły są naprawdę świetne, czego nie można powiedzieć o punktualności…

— Przepraszam. — Zarówno wszyscy redaktorzy, jak i sama Kiyoko była zaskoczona swoją pewnością w głosie. — Wiem, że rozmowa kwalifikacyjna odbywała się za pośrednictwem maila i nie mieliśmy okazji spotkać się twarzą w twarz, ale… — wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, — witam, nazywam się Kiyoko Ayame i jestem dość punktualną, nową redaktorką.

Każda para oczu, zwrócona w stronę Kiyoko przybrała wielkość okrągłych monet, a dziewczyna mogłaby przysiąc, że usłyszała za sobą szelest spadających kartek, co sugerowało na to, że ktoś upuścił na podłogę dość spory plik. Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu, który wpełzł na jej usta, gdy twarz jej nowego szefa oblała się rumieńcem zakłopotania.

Musiała przyznać, że ta skromna pochwała jej umiejętności nieco połechtała jej ego, ale też rozluźniła nieco atmosferę w biurze. Reszta dnia minęła bez większych nieporozumień i choć przez większość czasu Kiyoko poznawała tryb funkcjonowania redakcji, to gdy wychodziła z biura nie marzyła o niczym innym, niż o prysznicu, ciepłej kolacji i wygodnym łóżku. Sądziła, że całodniowy natłok informacji dostarczył jej wrażeń ponad normę i nie spodziewała się, że ten dzień był daleki od zakończenia.

Ulice Ikebukuro o każdej porze były zatłoczone. Śpieszący się do swoich spraw bezimienni przechodnie choćby mijali się codziennie, nie zwracali uwagi na innych, przepraszając się jedynie przy przypadkowych muśnięciach ramion na przejściach dla pieszych. To miasto nigdy nie zasypiało, a rozgwieżdżone światłami neonów ulice skrywały więcej mroku niż pokryte chmurami nocne niebo. Zawsze trzeba było być ostrożnym, czego wtedy Kiyoko jeszcze nie wiedziała, beztrosko stawiając kroki w stronę swojego mieszkania.

The hard life staying in my eyes

Właśnie zmieniała piosenkę na playliście, gdy poczuła mocne szarpnięcie za nadgarstek. Nie zdążyła nawet zaczerpnąć oddechu, kiedy znalazła się w ciemnej uliczce, przyciśnięta plecami do zimnej ściany, a jedyne, co słyszała, to bicie swojego rozszalałego ze strachu serca. Telefon wraz z poplątanymi słuchawkami upadły na brudny chodnik, a do nozdrzy Kiyoko dotarła gryząca woń alkoholu i papierosów.

— Popatrzcie, kogo tu mamy… — niski, obrzydliwy głos mężczyzny dotarł do uszu przerażonej dziewczyny.

Zimne palce zacisnęły się na jej szyi, a do brzucha przystawiono końcówkę spluwy, której chłód metalu przenikał przez bluzkę jak ogień.

— Nigdy wcześniej nie widziałem cię w okolicy… — wymruczał mężczyzna wprost do ucha Kiyoko, która ze strachu nie potrafiła poruszyć się chociaż na milimetr.

Jej serce waliło jak szalone, a jedyne, na co było ją stać to patrzeć biernie na rozwój wydarzeń. Ręka mężczyzny z szyi przeniosła się między jej nogi. Gorące łzy potoczyły się mimowolnie po jej twarzy.

— Może sprawdzimy, co potrafią te usteczka…

— Nie radziłbym. — Z końca uliczki dobiegł rozbawiony głos, który w tej sytuacji brzmiał kompletnie nie na miejscu.

Mężczyzna spojrzał w stronę dobiegającego głosu i splunął na chodnik, ale nie puścił trzęsącej się ze strachu Kiyoko choćby na milimetr. 

— Znajdź sobie swoją… — urwał, kiedy w ułamku sekundy ostrze noża wbiło się w jego lewe oko.

Na moment w uliczce czas się zatrzymał, a później wiele rzeczy nastąpiło jednocześnie. Napastnik Kiyoko wrzasnął z bólu, odsuwając się w końcu od dziewczyny, by upuścić pistolet na ziemię i złapać się na twarz, która buchnęła rozrywającym bólem z ranionego oczodołu, wciąż sparaliżowana strachem Kiyoko została po raz kolejny pociągnięta za nadgarstek, tym razem w krąg światła jedynej latarni w uliczce i dopiero wtedy zauważyła twarz swojego wybawcy. Fala ciepła rozlała się w jej sercu, kiedy spojrzały na nią roześmiane brązowe tęczówki.

To był on. Mężczyzna, który wcześniej wskazał jej drogę do domu, uratował ją ponownie. Wciąż nie potrafiła wydusić z siebie choćby najmniejszego dźwięku, więc tylko patrzyła, jak jej bohater podchodzi do zwijającego się z bólu napastnika i robi coś, czego nikt nie mógł przewidzieć -  kopie prosto w wciąż tkwiący w oczodole nóż, śmiejąc się przy tym, jakby była to jedna z najlepszych rozrywek.

Agonalne wrzaski sprowadziły Kiyoko na ziemię. Wreszcie odzyskała umiejętność poruszania się i podbiegła do mężczyzn rozdzielając ich na szerokość ramion.

— Już wystarczy! Proszę! — Spojrzała na swojego wybawcę błagalnym wzrokiem.

— Masz rację. — Jego do tej pory roześmiana twarz przybrała zmartwiony wyraz. — Chodź, odprowadzę cię do domu. — Schylił się jeszcze po roztrzaskany wcześniej telefon Kiyoko i obejmując dziewczynę ramieniem, wyprowadził ją z ciemnej uliczki na zwykły wieczorny zgiełk rozświetlonego Ikebukuro.

It’s gray and cold the silence’s gone

Szok, adrenalina i migające neony sprawiły, że przez całą drogę do domu Kiyoko nie słyszała ani jednego słowa, jakie jej bohater wypowiedział. Była wiadoma, że ciągle coś mówił, ale sens jego słów w ogóle do niej nie docierał. Działała na autopilocie, dopóki nie znalazła się przed drzwiami kamienicy, w której mieszkała, a jej wybawca wcisnął jej w dłonie roztrzaskany telefon.

— Musisz być bardziej ostrożna, Kiyoko-chan. — Ton jego głosu wciąż był rozbawiony, jakby dopiero co obejrzał dobrą komedię. — To miasto jest pełne niebezpieczeństw, a ja nie zawsze będę na miejscu, by cię uratować.

Nie czekając na odpowiedź, mężczyzna obrócił się na pięcie i szybko zniknął w tłumie, zanim Kiyoko zdążyła mu chociaż podziękować. Ocknęła się z transu dopiero, gdy znalazła się bezpiecznie w swoim pokoju. Odetchnęła głęboko, zamykając drzwi na klucz. Powoli stres ustępował miejsca tępemu bólowi głowy, a napięte mięśnie rozluźniły się dopiero pod wpływem gorącego prysznica.

Ta chora sytuacja dała Kiyoko nieźle do myślenia. Wychowywała się w wiejskiej miejscowości, gdzie wszyscy wszystkich znali i nigdy nie napotkała ją żadna niebezpieczna sytuacja. Być może była naiwna, opuszczając gardę i myśląc, że wielkie miasto jest tak samo bezpieczne. Nie mogła jednak załamać się po jednej takiej sytuacji, przecież życie płynęło dalej, co brutalnie przypomniały jej następne dni, podczas których rzuciła się w wir pracy, byle tylko uciszyć szalejące myśli. Wciąż jednak wracając do domu spoglądała przez ramię i nie potrafiła wyzbyć się wrażenia, że ktoś ją obserwuje.

Myślała, że obejdzie się po sięganie po pomoc. Jednak oprócz gościa, który ją zaatakował, po głowie chodziła jej jeszcze jedna tajemnicza postać, której nawet nie znała imienia, a już zawdzięczała życie. Ciemnowłosy mężczyzna o czekoladowych oczach, które nawet w obliczu zagrożenia rozbłyskały szaloną radością. A jej ponadprzeciętna, naiwna ciekawość świata nie chciała dać za wygraną. Kiyoko musiała dowiedzieć się, kim był ten człowiek.

I know we have to carry on

Nie miała jeszcze żadnych znajomych w nowym miejscu zamieszkania, a nie chciała zawracać głowy nowym współpracownikom o byle błahostkę. Nie oznaczało to, że nie miała pomysłu, jak rozwiązać swój problem. Jak na rasowego dziennikarza przystało, miała swoje sposoby, a gdzie można znaleźć wszystko, jak nie w Internecie. Posadę w redakcji także zdobyła dzięki mocy wszechwiedzącej sieci, gdyż wykorzystując dobra komputeryzacji, nawiązała kontakt z fotografem, na podstawie którego zdjęć napisała artykuł.

I tym razem miała wielką nadzieję, że jej wtyka znowu jej pomoże. Nie był to tani interes, ale coś Kiyoko podpowiadało, że nie będzie żałować ani wydanych pieniędzy ani poświęconego czasu na poszukiwania.

 

 

<<<SEKTOR 8>>>

 

21:24

>> @ Iris zalogował się.

 

: Dobry wieczór.

: Chyba znowu potrzebuję Twojej pomocy.

21:45

>> @ Set zalogował się.

 

: yo

: wiesz, że to będzie kosztować.

: Spodziewam się tego. Jednak jedna sprawa nie daje mi spokoju.

: ??

: Mogę obejrzeć twoje zdjęcia? Szukam pewnego mężczyzny, który mi pomógł, chciałam mu podziękować…

: serio…?

: wywalasz hajs na taką błahostkę?

: To naprawdę ważne.

: Poza tym, Tobie też chcę podziękować. Dostałam tę robotę.

: gz. czekaj, więc jesteś już tutaj?

: ??

: w Ikebukuro?

: Tak. I to był szalony tydzień.  Więc… naprawdę potrzebowałabym zdjęć z ulicy.

: uparta z ciebie postać. i co zamierzasz zrobić, jeśli przypadkiem tego gościa rozpoznasz ze zdjęć?

: Nie wiem, być może go znasz.

: taa, z pewnością.

: Czy ten sarkazm naprawdę jest potrzebny?

: niezbędny. ok, mogę podesłać ci trochę zdjęć może akurat coś wypatrzysz.

: Dziękuję!

: podeślę ci coś, co znalazłam w środę

: mam nadzieję, że masz mocny żołądek

: ale szykuj się, nie będzie tanio

21:56

>> @ Set wylogował się.

22:03

>> @ Iris wylogował się.

 

 

 

Kilka minut po wylogowaniu z czatu laptop Kiyoko oznajmił cichym pyknięciem nadejście maila. Dziewczyna szybko otwarła wiadomość w nadziei, że szybko znajdzie tam to, czego szukała. Niestety, jej nadzieje szybko zostały rozwiane, bo po kilku godzinach przyglądania się nieznajomym twarzom na ulicach Ikebukuro, zmęczenie wzięło górę i kładąc głowę na biurku, zasnęła natychmiastowo.

Rankiem, obudziło ją głośne wycie syren policyjnych, dobiegających tuż spod jej okna. Wciąż jeszcze lekko zamroczona mgłą senną przetarła oczy i prostując skrzywiony kręgosłup, wstała od biurka. Jęknęła, kiedy obolałe stawy chrupnęły w proteście, ale zaciekawiona ulicznym harmidrem, wyjrzała przez okno. W momencie mocniej złapała się parapetu, by nie wypaść na zewnątrz.

Na ulicy już zdążył zebrać się spory tłum, otaczający kołem leżącą na chodniku postać. Z pierwszego piętra kamienicy Kiyoko miała idealny widok na zdarzenie, jednak gdy przyjrzała się bliżej poczuła, jak kolacja z dnia poprzedniego podchodzi jej do gardła. Nawet nie musiała się zastanawiać i przysłuchiwać, by zorientować się, że patrzy na zwłoki. Nie wiedziała, czy to przypadek, czy zrządzenie losu, ale twarz nieboszczyka zwrócona była prosto w jej stronę.

Od razu go rozpoznała. Mężczyznę, który zaatakował ją w ciemnej uliczce. Jego lewy oczodół ział pustką, a twarz wykrzywiona była w grymasie bólu. Ale nie tylko oka mu brakowało. Najgorszym widokiem była pusta czaszka. Pozbawiony został zarówno skalpu, jak i mózgu.

Na chwiejących się nogach wróciła do biurka. Przytknęła pięść do ust, przygryzając skórę, jakby chciała ocucić się bólem. Byle tylko się czymś zająć, klikała losowo po zdjęciach Set. Nieznajome twarze. Szare twarze. Twarze, którym nic nie brakowało.

Na samym końcu dostrzegła folder, który przegapiła w nocy. „ŚRODA”, tak był zatytuowany. Dwa kliknięcia by się do niego dostać. Nie mogło tam czekać nic gorszego, niż to, co przed chwilą widziała.

Rzeczywiście, nie było to gorsze. Było identyczne z tym, co zobaczyła za oknem. Ten sam facet z tym samym brakiem czaszki. I tylko ta jedna różnica – w zdjęcia można było wpatrywać się znacznie dłużej. Nie miał kto ich jej zabrać.

 

***

 

— Mówiłeś, że to nie jest żadne zagrożenie!

Urie rzucił na stół gazetę, otwartą na stronie z nagłówkiem krzyczącym: IKEBUKURO JESZCZE NIGDY NIE BYŁO TAK NIEBEZPIECZNE. Zaraz pod nim znajdowała się fotografia, na której go uchwycono.

— Teraz każdy, kto kupi tego szmatławca, będzie wiedział, że tu jesteśmy! I jaką dysponujemy bronią!

Haise zmarszczył brwi i wziął ze stołu gazetę, by przyjrzeć się zdjęciu i przeczytać artykuł.

— Trzeba było nie dać się sprowokować… — mruknął Shirazu, zaglądając przełożonemu przez ramię. — Hej, ja też jestem na zdjęciu — zauważył. — Całkiem nieźle wyszedłem. Pan też, Haise.

— Faktycznie.

— Postradaliście rozum?! — Urie złapał się za włosy. — Stroicie sobie żarty, gdy nasze fotografie krążą po mieście?!  — Urie urwał im gazetę i cisnął nią na podłogę. — Sfotografowała moje kagune!

— Kto kazał ci je wyciągać — odwarknął Shirazu. Urie wycelował w niego palcem.

— Powiedziałeś, że jeśli zrobi się problem, to się tym zajmiesz. — Mrużył wściekle oczy, szczerząc groźnie zęby. — Więc teraz to zrób.

 

***

 

Klucze wylądowały z grzechotem na komodzie, pchnięte nogą drzwi trzasnęły. Asami automatycznie sięgnęła ręką i przekręciła zamek dwa razy. Gdy ktoś był w domu oprócz niej, przekręcała na raz, ale mieszkała sama, więc to zdarzało się tylko podczas odwiedzin gości. Pewno nie było żadnej różnicy i gdyby ktoś postanowił się włamać, pokonałby zamek bez względu na ilość jego przekręceń, lecz mimo to Asami czuła się spokojniejsza, wiedząc, że już bardziej drzwi zamknąć nie można. Może gdyby zamieszkała z kimś pokroju tego barmana, poczułaby się bardziej bezpiecznie.

A może mniej.

Westchnęła ciężko, rozbierając się z wierzchnich ubrań. To był ciężki dzień. Była niewyspana i zmęczona. Dzisiejszej nocy bierze wolne. Wstawiła czajnik i otworzyła balkon. Stała w progu, opierając się o zimną framugę. Czekając, aż zagotuje się woda, objęła ramiona dłońmi i wpatrywała się w niebo, obserwując pojawiający się na nim księżyc.

We know that in this time when

The moon appears uncover by the clouds

Nie tylko on miał zajrzeć do niej w środku nocy.

 

Była druga, może trzecia nad ranem, gdy coś wybudziło ją ze snu. Chłód i dziwne wrażenie czyjejś obecności. Podniosła się na łokciach, zrzucając z siebie lekką kołdrę. Okno było otwarte, choć była pewna, że je zamykała. Wiatr wydymał firankę, poruszając zwiewnym materiałem. Asami szybko wyskoczyła z łóżka i zamknęła okno, rozcierając zziębnięte ramiona. Wróciła do łóżka, kątem oka wyłapując duży, ciemny kształt w rogu pokoju. Zareagowała z opóźnieniem. Już klęczała na łóżku, gdy bodziec dotarł do mózgu i kazał jej się uważnie przyjrzeć temu, co zobaczyła.

Darkness is on our side

Ktoś siedział na fotelu pod ścianą.

Zdjął ją strach, zabierając dech i zdolność reakcji. Lodowatą fala oblewała powoli jej plecy, zupełnie jakby ktoś przechylił za jej kołnierz dzbanek z zimną wodą.

— Kim, kurwa, jesteś?! — Wyrwała się paraliżowi, łapiąc pierwsze, co jej mózg uznał za potencjalne narzędzie samoobrony. — Jaktuwszedłeśwypierdalaj!!! — zawołała histerycznie, unoszą przed sobą pilot od telewizora.

— Spokojnie… — Postać w cieniu uniosła obie dłonie i zdjęła futrzasty kaptur. Asami rozpoznała  jednego z mężczyzn, którego śledziła parę nocy temu.

— To ty… — wydusiła z siebie. Opuściła pilot, jak gdyby na moment uznała, że znajoma twarz nie stanowi zagrożenia, ale szybko sobie przypomniała o aurze niebezpieczeństwa, która otaczała ją tamtej nocy i znów uniosła gardę.

— To ja — zgodził się w tym czasie mężczyzna, drapiąc po policzku.

— Wyjdź z mojego mieszkania albo wezwę policję!

— Ech. Nie komplikujmy tego. — Shirazu opuścił ręce wzdłuż tłowia, po chwili wahania wsunął je do kieszeni. — Słuchaj, nie chciałem tu przychodzić. Ale poniekąd mnie do tego zmusiłaś.

Asami zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, o czym on mówi, ale zdawało się, że nie ma bardzo morderczych intencji.

— Czego chcesz — warknęła. — Pieniędzy?

— Nieee — odpowiedział przeciągle. — Właściwie już mam to, po co przyszedłem. — Zobaczyła, że ściąga z ramienia pasek i rozpoznała swój aparat. — Tylko jest taki problem — Shirazu wziął lustrzankę w dłonie i otworzył jedną z klapek — brakuje karty pamięci. — Podniósł wzrok, a blade światło wpadającego do mieszkania księżyca padło na jego twarz, wydobywając chłodny, orzechowy odcień z jednego z oczu. Drugie było czarne. Całe. Poza czerwoną tęczówką.

Beauty faded in the light

— Chciałbym, żebyś mi ją teraz oddała.

Asami otworzyła usta, żeby oznajmić, czego chce ona, ale się powstrzymała. Najbardziej na świecie chciałaby teraz zrobić mu zdjęcie. Ująć nieludzkość jego twarzy. Z jakiegoś powodu nie przestraszyła się zmieniających kolorów jego oka, choć mężczyzna niewątpliwie chciał ją nastraszyć. Co to za diabelna sztuczka? Asami musiała się tego dowiedzieć.

— Nie ma jej tutaj. — Postanowiła zagrać na czas. — Przekazałam ją dziennikarce.

— Ja pierdolę. — Shirazu uszczypnął nasadę nosa, wypuszczając głośno powietrze. — Dobra. Ubierz się. Czeka nas wycieczka do redakcji.

Dziewczyna bez słowa spełniła polecenie. Zamykając drzwi mieszkania, nie miała pojęcia, że opuszcza je na bardzo długo. Shirazu złapał ją mocno za rękę i nie puszczał całą drogę przez miasto.

 

***

 

Będziesz czuł ból, dotkliwy jak chłód, którym nagie ciało szpikowałby mroźny dzień. Będziesz czuł ból. I będziesz czuł głód.

Bólu nie zaspokoisz.

Ale możesz zadbać o swój żołądek. Będziesz rozszarpywany przez dylematy. Filozofia i instynkt, człowiek i ghoul będą walczyć zażarcie, z oczu popłyną  łzy, z ust potoczy się ślina. Tysiąckroć przebity wyrzutem moralności, będziesz się zapierał. Nie jesteś zwierzęciem. Nie zrobiłbyś czegoś tak potwornego.

Po tysiąckroć wyprzesz się swojej natury. To niczego nie zmieni. Słowa takich, jak ty, znaczą tyle co pył na wietrze. Będziesz się zarzekał, a kagune rozwinie się powoli jak pąk, ciekawsko sięgając w stronę ciał. Na nic łzy, choćby nie wiem jak gorące, na nic ostatki sił humanizmu. Zakorzenione w twoim ciele, wyrasta jak krwiożerczy kwiat, narzędzie konsumpcji, które zadba o twoje potrzeby.

We are like ice flowers

We blossom in the night

Musisz jeść, Kaneki. Musisz jeść, żeby żyć.

Więc ich zjesz. Napchasz usta ludzkim mięsem. Obierzesz ciała do kości. Tak, by nic się nie zmarnowało. Chociaż na tyle zasłużyli. Co z tego, że już więcej nie będziesz w stanie na siebie spojrzeć. Teraz liczy się tylko ten krwiożerczy głód. Z bólem i tak nie wygrasz.

2 komentarze:

  1. Hej :)
    Długi ten tekst, ale że miałam w głośnikach odpowiednią muzykę, to weszło szybko :D
    Oho, noc ma swoją magię, jak i budzi we mnie czasami pewien niepokój - w mroku może czaić się wszystko.
    "— Z nim nie będę rozmawiał — oświadczył niespodziewanie, wskazując na niego brodą." - hehe, rozbawiło mnie to solidnie :D
    Hmm, chyba przydałaby się drobna korekta, coś się te przecinki rozmnożyły. I jakieś synonimy, bo tutaj: "Dziewczyna szybko otwarła wiadomość w nadziei, że szybko znajdzie tam to, czego szukała. Niestety, jej nadzieje szybko zostały rozwiane," powtórzenie wybiło mnie z rytmu czytania.
    Uhu, zadziało się w tych fragmentach, nie powiem. Jak zdołałam sobie przypomnieć poprzedni tekst, tak miałam problem z rozeznaniem się, kto jest kim - opis wyglądu niewiele mi tu pomógł xD ale w każdym razie czułam niepokój, jakby i mnie ktoś obserwował i jakbym sama brała udział w każdej scenie. Jest tu tajemniczo, brutalnie - ten trup <3 - ale odnoszę wrażenie, że jest zbyt ciężko. Jakby wszystko, co złe, miało spaść dokładnie w tym samym momencie.
    Ale jestem zaciekawiona.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny wstép z tá narracjá, od razu mozna wejsc w skore bohatera, czuje jakby mowil do mnie.
    Co to za typ jest wogole? Ale opisy :D jak zawsze dobrze obrazuja otoczenia a dialogi dodaja kolorytu obrazowi ktory widze w glowie.

    Troche ci bohaterzy kojaza mi sie z tymi mutantami z Alchemika. Wiecie o ktorych mowie, te hybrydy.

    Fajny pomysl na wstawiki z screenami dialogow.
    Barmani sá najlpeszymi informatorami zawsze.
    Co taka osobka jak ty robi w miejscu jak to? - ha typowy tekst.
    Niezly agent z tego barmana :D
    No ciekawe jak to czasami to w jakiej znajdujemy sie pozcji potrafi nas zmotywowac do rysykownych zachowan.

    Wiedzialam ze z Kiyoko to cisza przed burza. Heh pierszy obowiazek dnia, zaparzyc kawe :D
    Dosc punkualna nowa redaktorka :)
    Nie wiem kto to jest, ale dobrze ze ja uratowal. Jaka akcja.
    Przypadek ze sie spotkali? Nie sadze.
    choc troche psychol z niego, to zawsze ja uratowal ( taki troche Majoma, stukniety morderca ale z sercem) :D
    Nie dziwie sie w sumie dlaczego chce go odnalezc, ale mam wrazenie ze bedzie to niebespieczne.
    W sumie widze w Kiyoku siebie, tez taka szurnieta jestem. Zrobilabym to samo jakby ktos mnie tak zaintrygowal :D
    Dziewczyna ma chyba niezle kontakty w darkwebie.
    O co chodzi z tymi trupami?
    ahaha jeszcze barman jej chodzi po glowie?

    I znowu ta narracja na koncu , piekna.
    Ale tekst, dlugi ale jakby mial wiecej stron to bym dalej czytala

    OdpowiedzUsuń