Kiedy podano temat, byłam w trakcie czytania „Gry anioła”, w której David Martin przy rozmowie z panem Corellim oznajmia, że zawsze się myli. Jako że to mój ukochany bohater literacki na wieki wieków, postanowiłam nieco go uczcić w dziele poniżej. Tekst właściwie o niczym, ale skoro jakieś zdania do mnie przyszły…
Wesołych świąt w towarzystwie tych, których kochacie! <3
W życiu mogły przytrafiać się dni, które niespodziewanie przynosiły coś, co zmieniało sposób postrzegania innych ludzi. Jakiś drobny gest, na przykład uśmiech, poparcie jakieś ważnej sprawy czy wyraz uprzejmości i już wrażenie mogło zmienić swój tor.
Mnie też się to zdarzyło, całkiem niedawno zresztą, w zwykły roboczy dzień, kiedy to po zjedzeniu na szybko ciepłego lunchu zapragnąłem wypić kawę w kawiarni na pierwszym piętrze biurowca, nim powrócę do tworzenia jakże ważnej prezentacji.
Właśnie kiedy stałem w kolejce i myślałem nad ciastkiem, które może i bym dziabnął, gdzieś za moimi plecami rozległ się pisk przywodzący na myśl fanki, które dowiedziały się, że ich idol tego dnia zakończył odbywanie służby wojskowej i już niedługo powróci na scenę i ekrany. Obejrzałem się w stronę, z której pochodził, i napotkałem wzrokiem trzy koleżanki ze swojego działu, które musiały podzielić się między sobą jakąś naprawdę dobrą wiadomością.
Mój wzrok spoczął na tej, która uśmiechała się najszerzej, trzymając w dłoni jakiś papierek, i poczułem, że i moje własne usta unoszą się do góry. Skarciłem się za to i znowu przyjąłem ponury wyraz twarzy. Nie powinienem porzucać swoich pozorów.
Ta, która wyglądała na tak uradowaną – Belle, młodsza kierownik – podeszła do lady kawiarenki, by złożyć zamówienie, tym samym stanęła za moimi plecami, a pozostałe kobiety ruszyły dalej, by zająć stolik. Zerknąłem na koleżankę i uśmiechnąłem się przyjaźnie.
– Cześć – przywitałem się. – A co ty taka radosna o tej porze?
– Hej, a mam mały powód. Wygrałam trzysta dolców we wczorajszej loterii, właśnie sprawdziłam kupon. Po pracy idę odebrać wygraną, najpierw muszę jednak kupić dziewczyną kawę, bo to one mnie namawiały do wzięcia udziału.
– Gratuluję.
Szanse na coś podobnego jakieś istniały, ale mnie zawsze wydawało się, że to bardziej łut szczęścia, a ono mi raczej nie sprzyjało.
– To było łatwe do przewidzenia – oznajmiła. – Wystarczyło nieco matematyki i obserwacji, by podać na kuponie dobre liczby, dlatego się udało. Temu zawdzięczam, że tak często przytrafiają mi się podobne wygrane. Jakoś mam obawy, by sięgnąć po większe kwoty.
– A byłabyś w stanie wytypować te dla najwyższej wygranej?
Zamyśliła się na moment.
– Wydaje mi się, że tak. A co, mam spróbować?
Chciała mi powiedzieć, że te dwie rzeczy, matematyka i obserwacja, sprawiły, że właśnie wzbogaciła się o trzysta dolarów, wydając zaledwie dwa? Mogłem to skomentować tylko jednym słowem, nie mającym w sobie za wiele z nauki.
– Jeżeli chcesz i ci się udaje, to czemu? – Uśmiechnąłem się. – Szczęściara – mruknąłem. – Ja mam wręcz odwrotnie. Wszechświat po prostu uwielbia na każdym kroku udowadniać mi, że się mylę.
Zaśmiała się, jakbym właśnie opowiedział niesamowicie zabawny żart, a szczerze mówiąc, moje poczucie humoru to raczej było dość wisielcze.
– Nie może być aż tak źle – oceniła, a ja spojrzałem na nią z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
– Och, nawet nie wiesz, jakie to prawdziwe. Myślisz, że dlaczego na każdym teście zamkniętym miałem zero punktów? Znałem odpowiedzi, ale kiedy przychodziło do ich zaznaczenia, dopadało mnie przeświadczenie, że to, co myślę, nie jest prawdą. I zaznaczałem błędnie.
Koleżanka patrzyła na mnie, nie dowierzając.
– Naprawdę? Naprawdę tak było?
W odpowiedzi mogłem się jedynie zaśmiać i pokręcić głową. Mówienie o tym nie było łatwe, bo niosło ze sobą wspomnienia, których nie chciałbym mieć, gdyby ktoś mnie zapytał wcześniej o zdanie.
Żaden rodzic pewnie nie chciałby doświadczyć sytuacji, w której musi tłumaczyć, na czym polega problem jego dziecka. Właściwie to matka i ojciec mieli niemały problem, by zrozumieć, dlaczego nie potrafię wskazać dobrej odpowiedzi na teście, ale bez zająknięcia odpowiadam dobrze, kiedy usłyszę zadanie, a całość egzaminu jest ustna. Zdawałem w ten sposób każdy przedmiot, z którego nauczyciel dawał mi na to szansę. Choć z natury byłem nieśmiały, to przez taką a nie inną przypadłość musiałem nauczyć się komunikatywności i wykazać pewność siebie, dzięki czemu dotarłem do tego punktu – pracy w jednej z liczących się w mieście i okolicy korporacji. Na każde miejsce przypadało tu nie mniej niż pięciu pracowników, więc pod tym względem mogłem uznawać się za szczęściarza. Jednak przeszłość nie była przyjemna, czasu nie mogłem cofnąć, by wymazać z pamięci obraz smutnej i płaczącej mamy oraz milczącej taty. To były dla mnie chwile bardziej przerażające niż wszelkie inne.
– Przykro… Przykro mi – powiedziała, widząc, że to może być bolesne i chcę zmienić temat. – W takim razie… Chyba zawsze powinnam cię o wszystko pytać, by mieć pewność, że jest dobrze. – Puściła mi oczko i uśmiechnęła się, a ja mogłem się rozluźnić. – Jesteś już po lunchu?
– Tak, jadłem na stołówce, teraz chciałem się czegoś napić.
– Jeśli chcesz możesz dołączyć do mnie i dziewczyn.
Spojrzałem w stronę pozostałych koleżanek, które zajęły jeden z dostępnych stolików i właśnie o czymś rozmawiały, śmiejąc się przy tym. Nie miałem z nimi takiego kontaktu jak z , nie chciałem też wchodzić do ich grona, by nagle próbować zyskać ich sympatię.
– Dzięki, będę wracał do biura, ale z propozycji skorzystam. Skoro wygrałaś, to możesz mi postawić kawę.
Przez chwilę wyglądała tak, jakby nad czymś się zastanawiała.
– A dlaczego, skoro ty nigdy mi żadnej nie postawiłeś, choć niedawno dostałeś podwyżkę, co? Mam myśleć, że taki jesteś skąpy, że dziesięć dolców wydanych na kogoś innego może być ujmą na honorze?
Prychnąłem, a koleżanka się roześmiała. To droczenie się brzmiało uroczo, ale przecież nie byłem typem, który przyczyniał się do uroczych scen lub wydarzeń.
– Żartuję, nie musisz. Za to ja ci wezmę. Americano i o nic nie więcej nie prosisz, dobrze pamiętam?
Skinąłem głową.
– Tak, zgadza się. Następna kawa jest na mnie, okej? W końcu moja podwyżka ustawiła mnie chyba na trochę dłużej niż ty.
– Nie zapomnij o tym, co teraz powiedziałeś, mam zamiar to wykorzystywać – odparła, po czym zwróciła się do ekspedientki, bo przyszła kolej na złożenie przez nas zamówienia.
Przez moment obserwowałem koleżankę i uśmiechałem się. Nie nawiązałem w pracy zbyt wiele bliższych znajomości, z Belle dogadywaliśmy się dobrze już od pierwszego dnia wspólnej pracy, codziennie też zamienialiśmy ze sobą słowo lub dwa. Dzięki temu nie czułem się tak samotny.
– Dziękuję – powiedziałem, kiedy podała mi kubek z ciepłym napojem.
Uśmiechnęła się i chwyciła za kartonową skrzyneczkę z trzema innymi.
– Nie ma sprawy, za kolejne ty bulisz.
– Jasne – odparłem i upiłem łyk kawy.
Czułem na sobie wzrok Belle, wydawało mi się, że chce powiedzieć coś więcej, spojrzałem więc na nią, ale nie dowiedziałem się, co to, mogło być. Z kieszeni jej garniturowych spodni poniosła się melodia, a ja spojrzałem na nią zaskoczony. Nie sądziłem, ze słucha muzyki klasycznej, dla mnie Erik Satie był nie do pomylenia z żadnym innym kompozytorem.
– Och, przepraszam cię na chwilę.
Odebrała połączenie i muzyka się skończyła, za to ja pozostałem z pytaniem. Dlaczego właśnie Gymnopedie No. 1 były jej dzwonkiem? Co ją do tego skłoniło? Tak bardzo chciałem wiedzieć.
– Tak, mam je, już idę. Tak.
Zakończyła połączenie i spojrzała na mnie przepraszająco.
– Wybacz, dziewczyny wzywają, poza tym niewiele zostało nam z przerwy i…
Nie musiała mi się tłumaczyć.
– Nie mam co wybaczać, rozumiem. Leć do nich, spędźcie jeszcze miło czas, zanim wezwą obowiązki.
– Widzimy się później?
Pracowaliśmy dwa boksy od siebie, więc pewne było, że się zobaczymy, ale wydawało mi się, że ma na myśli jeszcze coś innego. Na dopytanie nie miałem możliwości, ale mogłem to zrobić właśnie później.
– Jasne, z chęcią.
Uśmiechnęła się do mnie, po czym odwróciła i odeszła do stolika, a ja odprowadziłem ją wzrokiem. Nie sądziłem, by po godzinach pracy miała jeszcze ochotę na jakiekolwiek towarzyskie spotkanie, jeżeli jednak wykazałaby taką chęć, naprawdę skłonny byłem się z nią zobaczyć.
Melodia Satie rozbrzmiewała mi w głowie niczym kołysanka śpiewana przez matkę w czasach dzieciństwa, zanurzyłem się w tych zapamiętanych dźwiękach i tonach, których nie zdołały przekrzyczeć komunikaty nadawane w windzie. Kawa smakowała inaczej, odpowiednio gorzko, by przypaść mi do gustu, z wyczuwalna orzechowa nuta. Nie pamiętałem, by kawiarni serwowała coś takiego, przecież prosiłem o zwykle americano, teraz jednak pasowało mi do muzyki, do której wracałem co jakiś czas, a moje spojrzenie wędrowało w stronę osoby, za sprawą której na nowo zdołałem ją usłyszeć.
Gre Aniola mam nadal na polce nieprzeczytana. Coraz wiecej ksiazek i coraz mniej czasu, zeby je czytac :) na pewno tez tak masz
OdpowiedzUsuńTez chcialabym miec zdolnosci jak ta dzieczyna :)
I wygrywac dzieki obliczeniom :) ale z matmy jestem noga.
Fajnie wprowadzony temat do tekstu.
Problem ktory mial na egzaminach ten chlopak, ma wbrew pozorow bardzo wiele osob, stres zwiazany z tekstem jest tak duzy, ze sie wszytskiego zapomina.
Niby tekst o niczym, rozmowa w kawiarni, ale czytalo sie bardzo przyjemnie.
Znow trochę romantyzmu przebija z korpo tła, coś tam się tli, ja to czuję. Z jakiegoś powodu w ten tekst akurat nie mogłam się wrzuć :( Ciężko czytało mi się dialogi. Motyw wygranej i tego przewidywania cyfr był ciekawy, zastanawialam sie, czy Belle ma jakieś specjalne zdolności. Ja bym takie chciała :D Zresztą kto nie :D Koncowka ładnie podsumowała całość i zesrawiła muzykę z kawą. Zdecydowanie te dwie rzeczy idą w parze ;)
OdpowiedzUsuń