Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 29 maja 2023

[147] PICK YOUR POISON: Until my darkness goes ~ Wilczy


— Jeślibyś go wykończyła, nie moglibyśmy zdobyć żadnych informacji — podsuwa mi Eddie. — A warto się dowiedzieć, kto za tym wszystkim stoi. — Gdybym choć trochę się na nim nie poznała, założyłabym, że próbuje  podnieść mnie na duchu. Co byłoby dość groteskowe, zważywszy na fakt, że zasadniczo pociesza mnie, bo nie udało mi się dokonać morderstwa. Ale wiem, że on naprawdę myśli, że właśnie jesteśmy na tropie jakiejś superkomórki zła, złowieszczej organizacji, która odpowiada za śmierć magicznych stworzeń, a my możemy i musimy ją powstrzymać. Może rzeczywiście kryje się za tym coś więcej. Z jakiegoś powodu, czuję się z tą myślą lepiej. Gdy patrzę na kłusownika, już nie zalewa mnie wyłącznie złość. Teraz jest to też nadzieja. Chętnie zajęłabym się przesłuchaniem. Nie mam nic przeciwko rzuceniu kilku crucio na takiego bydlaka, żeby zaczął sypać.

 

I see a red door and I want it painted black

 

Ale sądząc po spojrzeniu, jakie rzuca mi Lex, on z całą pewnością ma coś przeciw. Nawet na odległość widzę, jak się chmurzy, patrząc na mnie surowym wzrokiem nauczyciela, który rezerwuje zapewne dla swoich niepokornych uczniów. Ale przygana to nie wszystko, co dostrzegam w złotych oczach. Widzę w nich też niepokój.

— Chyba musimy pogadać — mówi z zastanowieniem, podchodząc. Połowicznie zmaterializowany łańcuch łączy jego nadgarstek ze spętanym kłusownikiem.

— Nie mamy o czym. — Chciałabym, żeby to była prawda. — Jeśli masz zamiar prawić mi morały…

— Morały, Mads? — Nie odwracam wzroku, starając się znieść ciężką aurę reprymendy, którą emanuje Lex. — Myślisz, że jeszcze pamiętasz, co znaczy to słowo?

Wyczuwam, że jest zły i czuję się lekko zakłopotana. Nie jestem gotowa przyznać, że mnie poniosło, ale z mam świadomość, że z jego perspektywy rzeczywiście mogło wyglądać to mało ciekawie.

— Nie wiem, czego dokładnie byłeś świadkiem, ani skąd w ogóle się tu wziąłeś, ale ta kreatura, ten, ten… — Słowa więzną mi w gardle, gdy patrzę w twarz czarnoksiężnika. — Zabił tego gryfa. I ich młode. — Nie zdaję sobie sprawy z tego, że mój głos drży.

— Dlatego uznałaś, że to daje ci prawo, by również odebrać komuś życie? Człowiekowi? — Uświadamiam sobie, że chyba nigdy wcześniej nie widziałam Lexa naprawdę wkurzonego.

Gnidzie — poprawiam go, sycząc. Patrzymy sobie wściekle w oczy. Złote tęczówki wydają się ciemniejsze niż zwykle.

 

No colors anymore, I want them to turn black

 

— Kim ty się stałaś, Mads? — pyta mnie, ściszając głos. Błądzi wzrokiem od jednego do drugiego z moich oczu. — Szastasz zaklęciami niewybaczalnymi, jakby to był twój chleb powszedni.

— A nie jest? Aurorzy mają pełne prawo do używania tych zaklęć w walce z czarnoksiężnikami.

— I kim was to czyni? To czarna magia, do cholery!

— Zło zwalczaj złem.

— Tak? Jak myślisz, dokąd nas to zaprowadzi? Zastąpimy jednych czarnoksiężników kolejnymi!

— Jak masz jakieś zażalenia co do wytycznych Ministerstwa, możesz odwiedzić dział skarg i zażaleń.

— Ministerstwo nie zmusza cię do uciekania się do czarnej magii, ty… — Lex zaciąga się powietrzem, rozdyma nozdrza. — Tobie sprawiało to przyjemność. 

Zapada cisza. Nie wiem, co odpowiedzieć, żeby nie skłamać. Ale jeśli sądziłabym, że Lexa zadowoli moje milczenie, to byłabym w błędzie. On jeszcze ze mną nie skończył. 

— Myślisz, że Garrettowi by się to spodobało?

— Nawet nie wspominaj o moim bracie! — krzyczę, czując, jak jakaś ciężka mgła zasnuwa mi umysł. — Nie dowiem się, co by mu się podobało, a co nie i to twoja wina!

— Czyżby? — Lex odsłania w grymasie zdrowe, białe zęby. — Bo stoję tu przed tobą mimo przysięgi, jaką złożyłem. I wiesz co to oznacza. Zrobiłem wszystko, co, kurwa, mogłem, żeby to powstrzymać. Żeby powstrzymać ciebie. — Słowa uderzają we mnie z ciężarem kamieni. — A teraz będę wdzięczny, jeśli zabierzesz różdżkę sprzed mojej twarzy, zanim skrzywdzisz kolejną osobę, której na tobie zależy.

Dopiero gdy to mówi, uświadamiam sobie, że trzymam różdżkę niemal przyciśniętą do jego brody. Odsuwam ją, dysząc. Lex patrzy na mnie tak, jakby zwyciężył w tym słownym pojedynku. Nie mogę znieść jego spojrzenia. I tego, że ma rację.

— Pierdol się — powtarzam, a Lex tylko kpiąco prycha. — Nic nie wiesz — syczę jeszcze i odwracam się napięcie.

 

I see the girls walk by dressed in their summer clothes

 

Zatrzymuję się zaraz po tym, gdy wkraczam w las. Zdaję sobie sprawę, że nie mam pojęcia, jak z niego wyjść.

— Eddie! — krzyczę, zamierzając zażądać, żeby natychmiast mnie stąd wyprowadził i zauważam, że nie ma go w pobliżu. Nie dziwi mnie, że nie miał ochoty wysłuchiwać naszej kłótni, tylko gdzie on się podział? — Eddie?!

Patrzę w stronę klatki z gryfami i moje podejrzenia okazują się słuszne.

— To Lwiobrońca — przedstawia nam zwierzę, prowadząc je do nas, oswobodzone i wciąż roztrzęsione. Nie pytam, skąd wie, jak ma na imię. — Nie możemy go tu zostawić.

— No tak, to oczywiste — odpowiadam, ale powrót do rzeczywistości przytłacza mnie jeszcze bardziej. — A… Co z… — Zerkam na klatki i wracam spojrzeniem do Eddiego. — Co z jego rodziną? — uchodzi ze mnie i sama jestem zdziwiona, że tak to sformułowałam. Eddie chyba też, bo nieco marszczy brwi, bacznie mi się przyglądając. Przez kilka sekund nic nie mówi, jakby się zastanawiał. Nad odpowiedzią albo zmianą, jaka we mnie zaszła.

— Już nic nie możemy dla nich zrobić. Prócz tego. — Odwraca się, puszczając powróz, za który delikatnie prowadził gryfa i wyciąga różdżkę. Przez chwilę obawiam się, ze gryf nas zaatakuje, widząc kolejne czary, ale on tyko patrzy smutnym wzrokiem na jasne, szare światło, które sączy się z różdżki Eddiego i sunie niczym mgła, do ciał martwych zwierząt, otulając klatki. Gdy opada, widzimy dwie mogiły. Dużą i mniejszą. Otacza je drewniana palisada, a krzyże są metalowe. Pojmuję, że Eddie transmutował klatki i w głębi duszy muszę oddać szacunek jego umiejętności. Ja nigdy nie byłam dobra z transmutacji.

— Przykro mi — słyszę gdzieś nad głową zachrypnięty głos Lexa i wzdrygam się. Rzucam mu wściekłe spojrzenie, ale on naprawdę wygląda jakby było mu przykro. Za to jego kompan – nie. Kłusownik patrzy na nas, jakbyśmy postradali zmysły, a potem wybucha ohydnym rechotem.

— Posrało was? Żałujecie tych potworów? Czy was do reszty…

Silencio — cedzę przez zęby, a usta czarnoksiężnika przywierają do siebie, nie mogąc się rozchylić. Wytrzeszcz jego oczu i niezrozumiałe chrząknięcia przez chwilę nawet mnie bawią. Przez głowę przelatuje mi całkiem sporo pomysłów na przesłuchanie takiego zwyrodnialca.

 

I have to turn my head until my darkness goes

 

— Idziemy. — Lex popycha czarnoksiężnika, zmuszając, by podążał za Eddiem, który wraz z gryfem zagłębia się w las.

 

Droga powrotna zdaje się jeszcze dłuższa. Mam wrażenie, że zaczyna świtać, choć równie dobrze może to być przebijająca się przez gęsty las poświata księżyca. Nie mam pojęcia, ile czasu spędziliśmy w obozie kłusowników.

— Idź, kurwiorzu. — Raz po raz następuję kłusownikowi na pięty, idąc tuż za nim i z radością obserwuję jak się potyka i próbuje kląć, spoglądając na mnie przez ramię, przez co potyka się kolejny raz, mamrocząc wściekle i niezrozumiale. Nie udaje mi się ukryć złośliwego uśmiechu, gdy tym razem to podążający obok niego Lex odwraca się, by rzucić mi pełne dezaprobaty spojrzenie.

— Nie zatrzymuj się — warczy na kłusownika, celując różdżką w jego kark, a sam zrównuje ze mną krok. — Trochę mnie poniosło — wyznaje, chrząkając. — Nie chciałem mówić w ten sposób o twoim bracie. Ani o tobie. — Zerka na mnie szybko, jakby próbował ocenić, czy przyjmuję przeprosiny. — Musisz wiedzieć, że...

— Nie mam ochoty rozmawiać — paruję szybko i najchętniej zostawiłabym go w tyle, ale dokąd miałabym pójść, gdy wokół zalegają ciemności lasu. — Ani o Garrettcie, ani o tym, co się wydarzyło. Jeśli dalej zamierzasz prawić mi kazania, to…

— Nie zawsze chodzi wyłącznie o ciebie, wiesz? — mruczy niechętnie Lex. — Owszem, nie podoba mi się to, co dzisiaj widziałem. Rodzaj magii, który prezentowałaś… Ale nie chcę się dłużej kłócić — dodaje prędko, dostrzegając, że już otwieram usta. — Jesteś dorosła i podejmujesz swoje wybory. Nie wszystkim muszą się podobać. Na razie po prostu… Będę miał cię na oku. Dopóki mogę.

— Nie tak łatwo nie spuścić mnie z oka — ostrzegam, próbując przyjrzeć się jego twarzy w ciemnościach.

— Nie oczekuję, że będzie łatwo. — Lex wzrusza ramionami. — Wystarczy, że będzie warto.

Światło, czy to księżyca, czy dźwigającego się w ciemnych szarościach poranka, pada na twarz Lexa i ta twarz wydaje się dużo bardziej posępna, niż powinna. To nie jest Lex, którego znam.

— To… O czym muszę wiedzieć?

 


1 komentarz:

  1. Hej :)
    Och, jak ja dobrze rozumiem obie strony. I Mads, która swoim sposobem chciała dokonać zemsty, i Lexa, który zawsze chce postępować słusznie. Widac, że mają co sobie jeszcze wyjaśnić, ale wiem, że i na to przyjdzie pora.
    Eddie jest tu oderwany w taki sposób, w jaki go zawsze kojarzyłam, dzięki za takie przedstawienie. Mam nadzieję, że teraz kłusownika spotka coś więcej niż zasznurowane usta.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń