To było dla mnie zaskakujące, miłe i nieco trudne do zrozumienia – kto chciałby w wolne popołudnie zająć się wypiekami tylko dlatego, że osoba, do której zadzwonił, powiedziała, że będzie to robić? Zachodziłam w głowę, czy to czasem mi się nie śni, i czekałam, aż Theo podjedzie pod supermarket, w którym dokonałam zakupu produktów, które pozwolą mi przygotować smaczne, poniekąd zdrowe, ale i słodkie ciasto marchewkowe z kremem z mascarpone.
Dość powoli docierało do mnie, co miało miejsce niespełna dziesięć minut temu. Właśnie pakowałam do koszyka paczkę mąki, kiedy zadzwoniła moja komórka, a wyświetlacz informował, iż sunbae ma do mnie jakąś sprawę. Zadzwonił niby ot tak, bo to tylko sobota i nie ma planów, a jeżeli ja jakieś mam, to czy może się wtrącić. Bez większego namysłu przystałam na to, po czym mężczyzna stwierdził, że lepsze warunki do pieczenia ma u siebie – moi współlokatorzy mogliby wpaść w każdej chwili do kuchni, to była w końcu wspólna przestrzeń – więc niech poczekam, a się zjawi i zajmiemy się tym razem.
Moje przerażenie brało się z tego, że miał to być pierwszy raz, kiedy go odwiedzę. W żaden sposób nie zdołałam się na to przygotować, nawet mój strój nie był do końca wyjściowy – dżinsy mogły nawet ujść, ale czarna bluzka i szary płaszcz nie czyniły ze mnie piękności. Do tego nie miałam na twarzy ani grama makijażu, bo w weekendy, jeżeli nie byłam z nikim umówiona, całkowicie z niego rezygnowałam. Jednak skoro już się zgodziłam, głupio było zadzwonić i odwołać z tak błahego powodu. Cóż, będzie musiał zadowolić się tym, co zobaczy.
Nie wyglądałam chyba aż tak źle, jak sądziłam, co stwierdziłam, po tym, jaki uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny, gdy zjawił się na przystanku i zmierzał w moją stronę.
– Cześć – powiedział na powitanie, po czym chwycił moją twarz w obie dłonie, a na ustach złożył słodki, krótki pocałunek. – Wyglądasz pięknie.
– Hej, dziękuję.
Bez pytania przejął ode mnie torbę z zakupami, wolną ręką chwycił za moją i pociągnął do samochodu.
– Wybacz, że tak ci się narzuciłem, ale naprawdę nie miałem pomysłu na to, czym się dzisiaj zająć.
– Żadnych tekstów do zmasakrowania? Praktykanci nie wypisują z prośbami o porady starszego kolegi? Rodzice nie przyjeżdżają?
Theo zaśmiał się, słysząc te wszystkie pytania, zerknął na mnie z uśmiechem.
– Zacznę od końca. Z rodzicami widzę się za tydzień w rodzinnym mieście, możesz jechać ze mną. Nikt z praktykantów się nie odezwał, bo mają kategoryczny zakaz czynienia tego po godzinie szóstej w piątkowe popołudnie, i nie, nie mam żadnych tekstów do sprawdzenia i wyżycia się czerwonym kolorem. Za to bardzo chciałem cię zobaczyć, a jeżeli mamy przy tym coś stworzyć i dobrze się bawić, to ja się piszę bez zbędnego wahania.
Miałam prawo wstrzymać oddech, kiedy mężczyzna używał takich słów i pokazywał, jak ważna jest dla niego nasza reakcja. Wzruszenie ścisnęło mnie za gardło, a ja przytuliłam się do mężczyzny, kiedy przystanęliśmy przy jego pojeździe.
– Mar, wszystko w porządku? – zapytał, zupełnie nie rozumiejąc, skąd moje zachowanie.
– Tak, wszystko gra – odparłam, wciąż go obejmując, przez co nie mógł wrzucić zakupów do bagażnika. – Po prostu wciąż mnie zachwycasz, kiedy mówisz podobne rzeczy.
– Jakie? Wciąż nie dociera do ciebie, że cię uwielbiam i wybieram cię ponad wszystko inne? Przecież już mówiłem, że jesteś dla mnie ważna.
Zapatrzyłam się w jego szczere oczy i czułam, jak z każdą chwilą jestem w stanie kochać go mocniej. Jeśli miałabym mu coś zarzucać, to sposób, w jaki mnie traktuje – jakbym była najlepszym, co go w życiu spotkało. Chciałam, by czuł, że także jest dla mnie kimś szczególnym.
– Ja też cię uwielbiam – odparłam i przystanęłam na palcach, by móc dostać się do jego ust i je ucałować.
Nieco go tym zaskoczyłam, jednak ochoczo – jak zwykle zresztą – ruszył z odwzajemnieniem się. Uśmiechnęłam się, bo ta czynność stała się za sprawą Theo jedną z moich ulubionych. On pewnie mógł powiedzieć to samo.
Poczułam malutki zawód, kiedy odsunął się szybciej, niż bym sobie tego życzyła.
– Chciałbym więcej, ale w takim tempie to my się dzisiaj nie zdołamy wziąć za to pieczenie. Pakuj się więc, moja droga, do samochodu i ruszamy.
– Tak jest, kapitanie.
Posłuszna jego słowom zasiadłam na miejscu pasażera, czekałam, aż i Theo się w nim znajdzie, a kiedy zapinał pas, pochyliłam się w jego stronę, czym nieco go zaskoczyłam. Patrzyła na mnie uważnie, bez słowa, a kiedy jego spojrzenie spoczęło na moich ustach, nachyliłam się bardziej, by ponownie je ucałować.
Jeżeli byłam od czegoś uzależniona, to właśnie od tego – całowania go i bycia obok, kiedy tego chciałam. Nawet kiedy nie było to całkiem zaplanowane.
– Jeżeli nadal będziesz to robić, to się nie zdziw, jak z ciasta dzisiaj będą nici – mruknął, wyjeżdżając z parkingu.
– Przecież nie będziesz miał nic przeciwko.
– Ja nie, ale ty się cała spłonisz i tyle mi z tego przyjdzie.
Miał rację – choć uwielbiałam nasze pocałunki, nie byłam jeszcze gotowa na większą bliskość. Theo zdawał się to rozumieć, z całą pewnością to szanował, przez co czułam się w tym związku bardzo komfortowo.
– Dobrze, już nie będę.
– Przynajmniej dopóki sam nie zechcę?
– To się okaże.
Przez resztę drogi milczeliśmy, słuchając składanki Theo, w której był i utwór, który towarzyszył nam podczas wyprawy nad morze. „Beautiful soul” już zawsze miało kojarzyć mi się z jednym z najpiękniejszych dni w moim życiu.
Dopiero na parkingu przed czteropiętrowym budynkiem dotarło do mnie, że to będzie pierwszy raz, kiedy przekroczę próg mieszkania partnera, nieco się zdenerwowałam, tym bardziej że poza produktami spożywczymi potrzebnymi do pieczenia nie miałam żadnego podarunku, z którym powinnam zajść.
Theo zdołał zauważyć niepokój na mojej twarzy, nim wydusiłam z siebie pytanie, powiedział:
– Nie martw się, że nie masz prezentu, ważne, że tu będziesz. I tak, ponownie nie martw się, posprzątałem. Inaczej nikogo bym do siebie nie zapraszał. Proszę, musimy wejść na samą górę, więc możesz później narzekać, że tyle schodów było do przejścia.
Staliśmy już na klatce, nie potrzebowałam słów, a działania.
– To może chodźmy, a nie rozmawiajmy?
Partner poprowadził mnie, na siebie biorąc także niesienie zakupów – dżentelmen w każdym calu – jak i otworzył przede mną drzwi.
– Zapraszam.
Do tej pory nie widziałam czterech kątów zajmowanych jedynie przez mężczyznę, byłam nieco ciekawa, czy takie lokum ma w sobie coś z jaskini. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest tu jasno, ułożono z wyrazem, przy tym z minimalizmem. Podobało mi się, co też było po mnie widać.
– Wow – powiedziałam, wchodząc do korytarza. – Ale masz tu ładnie.
Od razu poczułam się dobrze w tym wnętrzu, przy czym nie omieszkałam skomentować wszystkiego, przez co Theo po prostu się roześmiał.
– Cieszę się, że ci się podoba. Czuj się jak u siebie. Kuchnia jest po prawej.
Podążyłam za jego słowami i weszłam do niezbyt dużego, ale przy tym przyjemnie ciepłego za sprawą kolorów ścian i mebli pomieszczenia. Praktycznie od razu wiedziałam, gdzie będę mogła coś znaleźć, dlatego nie czekałam zbyt długo, by wziąć się za ciasto. Z toreb, które Theo pozostawił na blacie, powyciągałam składniki, dopytałam tylko, w jaki sposób pozbywa się resztek pochodzenia roślinnego, i wzięłam do pracy.
Czułam na sobie wzrok partnera, który przez kilka minut jedynie mi się przyglądał. To musiało być dla niego ciężkie, że nic nie robi, dlatego zgodziłam się, by posiekał orzechy – moim zdaniem nie mogło ich zabraknąć w tym wypieku.
– Naprawdę nie miałeś żadnych planów na dzisiaj?
– Naprawdę – powtórzył, choć już o tym mówił. – Zazwyczaj na weekendy ich nie robię, bo wolę wtedy odpocząć niż biec z miejsca na miejsce, ale akurat trochę mi się za tobą tęskniło, dlatego pomyślałem, że zadzwonię i zapytam, czy możemy spędzić dzisiaj trochę czasu razem.
– Przecież widzieliśmy się wczoraj – zauważyłam.
– Ale jedynie w godzinach pracy, co niekoniecznie mi wystarcza. Najchętniej spędzałbym z tobą każdą wolną chwilę, ale wiem, że to już by była przesada. Chyba nie masz mi za złe, że tak się nieco wprosiłem?
Właściwie to ja byłam gościem w jego mieszkaniu, nie on u mnie, ale rozumiałam, co miał na myśli. Uśmiechnęłam się i pokręciłam przecząco głową.
– Nie. Cieszę się, że możemy coś razem porobić.
– Pogoda nie sprzyja siedzeniu samemu, nie uważasz?
Racja – listopad przypadł w swojej gorszej odsłonie, prezentując wszelkie szarości i zalewając ulice strugami deszczu, który nie ustawał w ciągu dnia, zdarzał się także w nocy – ale dla mnie także i tak prezentująca się jesień miała swój urok.
Dzięki takiej aurze miałam powód, by bez zbędnego tłumaczenia wtulać się w Theo, kiedy byliśmy z dala od cudzych spojrzeń. To uczyniłam, ale tylko na moment, by wreszcie zająć się przekształcaniem chęci na ciasto marchewkowe na jego wykonanie.
Choć to nie było z mojej strony celowe, zaczęłam nieco dyrygować mężczyzną, który chciał pomóc. Rozdzieliłam pomiędzy nas zadania, a podczas pracy dzieliłam się ostatnimi przemyśleniami i zdarzeniami, których Theo nie był świadkiem. Po tym, jak go poznała – co nastąpiło zgodnie z obietnicą w ciągu tygodnia, jak zostaliśmy parą – moja przyjaciółka Asha wyraziła radość, iż od teraz nie będzie jedyną osobą, która musi wysłuchiwać moich wynurzeń czy żalenia się. Sunbae sprawdzał się równie dobrze, co może nawet i lepiej, o czym kobieta nie musiała wiedzieć.
Jako że w ruch szły cztery ręce, a nie tylko dwie, jak zazwyczaj, kiedy coś piekłam, forma z gęstą masą dość szybko mogła zawitać do nagrzanego piekarnika. Oboje z Theo patrzyliśmy przez szybkę do wnętrza, a ciasto rozpoczęło kilkudziesięciominutowe solarium.
– Jak długo powinno się piec? – zapytał, przystając po wyprostowaniu się za moimi plecami i obejmując mnie w talii. Powiedzieć, że w tej chwili serce zaczęło tłuc mi się w klatce, to jak nic nie powiedzieć. Myślałam, że niewiele mi brakuje do omdlenia z powodu tej bliskości, do której nadal nie przywykłam.
– Około pięćdziesięciu minut, trzeba będzie sprawdzić patyczkiem.
– To co będziemy przez ten czas robić?
– Sprzątać?
W zlewie piętrzyło się dość naczyń i garnków, by mieć się czym zająć.
– Myślałem o czymś przyjemniejszym – wymruczał mi do ucha, przez co przeszły mnie i ciarki.
– Ja akurat lubię sprzątać i… – Chciałam powiedzieć coś więcej, ale Theo właśnie obracał mnie w objęciach po to, by móc stać przede mną twarzą w twarz, pochylić się i mnie pocałować.
Przez wiele lat nie czułam na swoich wargach cudzych ust, dlatego za każdym razem – nieważne, czy to on całował mnie, czy też ja decydowałam się na ten krok pierwsza – było to dla mnie przeżycie nietypowe. Minęło kilka tygodni, od kiedy zostaliśmy parą, a mnie wciąż zaskakiwało, że miałam obok kogoś, kto tak chętnie obdarzał mnie pocałunkami i kogo sama mogłam całować, kiedy tylko chciałam.
– Sunbae… – wyszeptałam, kiedy mężczyzna się odsunął, ale nie mogłam powiedzieć nic więcej, bo wrócił do przerwanej czynności.
Do tego położył dłoń na moich plecach i przyciągnął jeszcze bliżej siebie, na co westchnęłam.
– Naprawdę chcesz teraz sprzątać? – dopytywał, na co sama go pocałowałam.
Czułam, że się uśmiecha, ale nie przerwał, a pogłębił pocałunek, po czym przeniósł się z nim na moją szczękę i szyję. Jęknęłam, kiedy ucałował mój obojczyk odkryty przez bluzkę z dekoltem. Chyba przypadkowo ubrałam się dość wygodnie, a przy tym nawet i seksownie, skoro mężczyzna dotarł aż tutaj.
– Theo…
Mogłam śmiało powiedzieć, że w tej chwili chciałam, by jednak wydarzyło się coś więcej. Może niekoniecznie pójście na maksa, ale gotowa byłam przyjąć wszelkie pieszczoty i sama obdarzyć nimi mężczyznę, toteż nieco się zdziwiłam, kiedy ten, zamiast kontynuować, odsunął się nieco. Spojrzałam na jego twarz, oczy błyszczały mu niczym dwie gwiazdy.
– Coś… Coś się stało? – zapytałam, zachodząc przy tym w głowę, czy może nie zrobiłam czasem czegoś, co mogłoby go wystraszyć.
– Tak, stało się. Mogłabyś powtórzyć, co właśnie powiedziałaś?
Nie było to wypowiedziane, raczej bliżej mu było do szeptu, ale zrozumiałam – zwróciłam się do niego imieniem, czego nie robiłam praktycznie wcale od dnia, kiedy pozwolił mi zwracać się do siebie per „sunbae”. Takie okazywanie mu szacunku bardzo weszło mi w krew, imieniem określałam go, kiedy mówiłam o nim komuś innemu. W tej chwili zwróciłam się tak właśnie do niego, a to musiało być dla mężczyzny naprawdę ważne.
– Theo.
Uśmiech, który rozciągał się na jego twarzy, był tak piękny i promienny, że chciałam zachować ten obraz na zawsze w swojej pamięci. Pozwoliłam, by mężczyzna pocałował mnie kolejny raz, zadrżałam, kiedy przytulił mnie, by do ucha posłać krótkie wyznanie:
– Kocham cię, Mar.
Wiedziałam, że nie muszę mu odpowiadać, bo nie oczekuje podobnych wyznań, chciał tylko powiedzieć, co sam czuje. Te piękne słowa sprawiły, że po moich policzkach spłynęły dwie łzy. Wtuliłam się do mężczyzny mocniej, a on trzymał mnie w objęciach przez kilka minut, po czym odsunął się, spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
– Chyba cię nie wystraszyłem?
– Nie. Teraz jeszcze bardziej chcę zostać przy twoim boku tak długo, jak będzie to możliwe. Proszę, nadal tak o mnie dbaj – poprosiłam, a Theo scałował moje policzki.
W tej chwili wypełniało mnie czyste szczęście. Wiedziałam, że nie ma niczego do porównania z tym wspaniałym stanem. Wiedziałam też, że nasze wspólne dni będą wyglądały właśnie tak – będę spędzać je przy boku człowieka, który jest tkliwy i nie boi się okazywać mi uczuć, który akceptuje mnie w całym pakiecie, a przy tym niczego ode mnie nie chce. Za to ja chcę istnieć w jego świecie, dopóki mi na to pozwoli.
Choć listopad za oknem nie wyglądał najlepiej, to w moim sercu, za sprawą odwzajemnionej miłości, kwitła wiosna. Chciałam, by istniała stale, a by to miało miejsce, także musiałam dbać o ten związek. To stało się moją ulubioną i najważniejszą misją w życiu.
Nie mogłam się oprzeć i od razu przeczytałam ;) I.... Nooooo... ;))) No, to jest to! Dzieje się! Jest miłość. Och, ależ czułości mnóstwo! Moment, w którym Mar zwróciła się do niego po imieniu istnie magiczny. I ta satysfakcja, zarowno Theo, ktory kazal jej powtorzyc swoje imie jak i moja, ze to zauwazyl i ze tak to na niego zadziałało! No idealny moment by wyznac milosc! Cudownie, ze tych dwoje zdecydowalo sie wyznac sobie uczucia. Mimo, iz Mar nie odpwoiedziala klasycznie 'ja cb tez' to przeciez wszyscy widza, jak jest ;) Jak to sie mowi" Nie mów, a pokaż. Mar jest w tym dobra ;)
OdpowiedzUsuńCiasto marchewkowe, dobry wybór :)
OdpowiedzUsuńOooo zaproszenie do rodziców? tak mimochodem czy celowo? Widzę, że się zrobiło bardzo poważnie tutaj w relacji.
Bardzo się do siebie zbliżyli i w końcu otworzyli na siebie, aż serce rośnie, jak to czytam.
Jak się zrobiło romantycznie :)
Uwielbiam słuchać muzyki wspólnie w samochodzie podczas przejażdżek.
Theo od początku tej serii był według mnie bardzo szarmancki i nie robił żadnej presji na Mar.
Przyznam, że świetnie wymyśliłaś taką randkę z pieczeniem. Gotowanie razem jest super.
Pięknie opisałaś chwile bliskości między nimi i wyznanie miłości.
Przepraszam za obsuwę z komentarzem trochę miałem roboty.
OdpowiedzUsuńToż to nie można już piec ciasta? :D Chyba dziwny jestem tak samo. Bardzo romantycznie, czasem też tak mam. Widać nieśmiała dziewczyna, rzec można nawet nie wie co z sobą poczuć w kwestii poczucia kogoś. Dobrze, że się otworzyli na siebie. Theo nie jest postacią, która naciska na cokolwiek ale jego ruch podczas pieczenia był zaskakujący. Trochę się gubiłem w tekście z powodu ciągłego zamienia lub tworzenia synonimów. Gdy wspominałaś o "mężczyźnie" to brzmiało trochę obco. Jakby ona go nie znała. Raz czy dwa by pokazać jakaś sytuacje, ale zbyt częste pojawianie się tego powodowało tylko oddalanie tego co próbowałaś zbliżyć. To samo tyczy się dwóch partnerów. Używanie Theo albo On/Jego/Nim nie wyglądałoby znacznie lepiej. Ciekawie opisane reakcje tej wrażliwej kobiety.
Tam nie miało być "nie" po slashach
Usuń