Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 14 maja 2023

[146] Nado: ...czasami nie rozumiem ludzi ~Miachar

 Między lutym a kwietniem pisałam na swój Wattpad zbiór „Kiedy pogoda jest ładna” dla uczczenia mojego ukochanego koreańskiego serialu (minęły trzy lata od premiery) i dla dwóch tekstów powołałam do życia Luke’a i Bena. Obcując z nimi, zamarzyło mi się stworzenie dla nich serii. Oto są w „Nado” (나도 ; kor. ja też) i będą pojawiać się, kiedy podpasuje temat. 

Ostrzeżenie – seria ta będzie miała w sobie elementy boys love, więc jeżeli komuś to nie odpowiada, może te teksty omijać.


Perspektywa Luke’a

„Siedemnastolatkowie to także ludzie, którzy miewają ciężko”, przemknęło mi przez głowę, kiedy tego poranka parkowałem rower pod przeznaczoną do tego wiatą i widziałem twarze swoich kolegów. Jak ja pod tymi ciężkimi chmurami zmierzali do budynku szkoły, sunąc niczym zombie i marząc o tym, by jak najszybciej zajęcia się skończyły lub by móc z części z nich uciec. 

Takie marzenia rozbijały się jednak o mur z cegieł i o chęci nauczycieli, by jakoś wiedzę wpoić do tych młodych umysłów i ciał, na barkach których już niedługo spocznie ciężar tego świata. To kolejny dzień, kiedy losowy numer pójdzie do odpowiedzi, wygłosi referat czy też będzie próbował lać wodę na tyle skutecznie, by nie skończyć z efem. Sam uczestniczyłem w tym przedstawieniu, choć stałem po stronie tych marzących o wolności lub przynajmniej powrocie do łóżka, by tego dnia podarować sobie wszelką naukę, a regenerować się, spiąć do wieczora.

Gdyby ktoś potrafił wejść do mojej głowy, mógłby się nieco zdziwić, iż czwórkowy, a przy tym mający potencjał uczeń myśli o wagarach. Na swoje wytłumaczenie mogłem rzec jedynie, że też jestem człowiekiem i mnie także należy się chwila na wzięcie oddechu, co powstrzyma choć na moment chęć podpalenia świata i spłonięcia razem z nim.

Nie no, nieco przesadziłem. Nie byłem aż tak dramatyczny, czasami znajdywałem w sobie podobieństwa do postaci Davida Martina i mocniej się z nią identyfikowałem. Tak było właśnie tego poranka, kiedy prawie wbiegł do szkoły, byle tylko zdążyć do klasy, nim nad głową rozbrzmi ostatni dzwonek wzywający na pierwsze tego dnia zajęcia.

Powinienem czuć się w porządku, bo byłem przygotowany na wszelkie niezapowiedziane pytania, kartkówki czy inne próby sprawdzenia wiedzy, a mimo to nosiłem w sobie jakiś niepokój. Nie znałem jego źródła, ale coś wisiało nade mną. To przeczucie nie minęło aż do przerwy obiadowej, kiedy to po raz pierwszy tego dnia zobaczyłem Bena.

Chłopak, zwykle zajęty własną nauką i działaniem w szkolnym samorządzie, nie miał zbyt wiele czasu na towarzyskie pogawędki, toteż nieco się zdziwiłem, kiedy podłapał mój wzrok, stojąc w kolejce po jedzenie, i ruszył ku mnie, kiedy na jego tacy było już coś możliwego do konsumpcji.

Wtedy niepokój wzmógł się jeszcze bardziej, a ja pojąłem, co może być tego przyczyną.

Od jakiegoś czasu wiedziałem, że go lubię. Nie tylko ja swojego najlepszego przyjaciela, którym stał się, kiedy mieliśmy po dziewięć lat i wdaliśmy się ze sobą w bójkę, nabijając sobie niezłe siniaki, ale też jako człowieka. Podobał mi się, a nie umiałem wytłumaczyć, co najbardziej. Jego całokształt sprawiał, że drżało mi serce i miewałem problemy ze skleceniem logicznego zdania. Częściej jednak bywałem sarkastyczny, a to raczej nie stawiało mnie w dobrym świetle.

Jak na dobrego kumpla przystało, nie powiedziałem mu o tym, bo zbyt wiele bym ryzykował. Zamiast tego wolałem być kimś, komu można się wygadać, toteż kiedy Ben zjawił się przy moim stoliku, ściągnąłem z jedynego wolnego do tej pory krzesła plecak i odsunąłem je, by mógł usiąść. 

– Hej – powiedziałem.

– Człowiek myśli, że już coś poznał, że nie da się więcej zaskoczyć, a potem ludzie i los pokazują mu, jak różnie może w życiu bywać – rzekł, przysiadając się, a ja zamknąłem jeszcze podręcznik, bo po takim wstępie zamiast powitania wiedziałem, że przyjaciel chce się podzielić jakimiś przemyśleniami. 

– Co się stało? – zapytałem, patrząc, jak Ben sięga po pierwszą z frytek i zanurza ją w szpinaku ze śmietaną. Próbowałem kiedyś tego połączenia, ale prawie skończyło się wymiotami, postanowiłem więc w tej kwestii nie wspierać przyjaciela. Całkowicie to rozumiał. – Znowu jakieś problemy z organizacją czegoś?

– A jakże mogłoby być inaczej – westchnął i przez chwilę jadł, byle tylko zagłuszyć dźwięki żołądka, które słyszałem ze swojego miejsca. Możliwe było, że to pierwszy posiłek chłopaka, który od rana miał zbyt wiele na głowie, by pochylić się nad tak podstawową czynnością jak jedzenie.

Trwałem w milczeniu i oczekiwaniu, czyszcząc przy tym także swoją tacę, a pozostali zgromadzeni przy naszym stoliku trzecioklasiści albo byli pogrążeni w cichej, szeptanej rozmowie, albo się uczyli. Mimo to na stołówce panował gwar. Ten miał ucichnąć dopiero za kilkadziesiąt minut, liczyłem, że przez ten czas nie zdołam nabawić się bólu głowy, który mógłby zepsuć mi resztę dnia.

– Idzie wiosna, więc chcą zrobić festiwal. Jak to co roku bywa, na pewno będzie musical, bo pani Trelawney nie pozwoli na wygaśnięcie tradycji, ale poza tym ma być jeszcze jakiś konkurs talentów, kiermasz czy coś innego. Rano zrobiliśmy przed zajęciami spotkanie, by coś zacząć tworzyć w tym kierunku, ale jeszcze daleka droga przed nami – pewnie nie zwrócił uwagi, że zacytował generała Shanga, to ja zwracałem uwagę na takie rzeczy – bo szeregowi członkowie, którzy tylko nabijają w samorządzie punkty do rekrutacji na studiach, nie potrafią się dogadać w tak prostej kwestii jak to, czy wykorzystają weekend, kiedy nadejdzie kalendarzowa wiosna.

Dla mnie oczywiste było, że to najlepszy termin, nie widziałem powodu, by się o to kłócić, dlatego zareagowałem uniesioną brwią, na co Ben nieznacznie się uśmiechnął. Pewnie spodziewał się, że tak zrobię.

– No, każdy normalny człowiek też by się dziwił, ale poczekaj, bo to nie wszystko. Tylko najpierw…

– Zjedz frytki, a potem mi opowiesz – wciąłem mu się w zdanie, bo wiedziałem, jak chce je skończyć, na co się uśmiechnął i wykonał polecenie, a ja dziwiłem się, że taka czynność może w czyimś wykonaniu wyglądać tak dobrze.

Konsumpcja nie trwała zbyt długo, po czym Ben wyjaśnił mi, jakie jeszcze problemy miewa samorząd szkolny w związku z zakończonymi wydarzeniami, a ja słuchałem go w skupieniu, by odpowiednio zareagować i okazać wsparcie. Bo choć na to nie wyglądało, chłopak zawsze lubił usłyszeć, że dobrze sobie radzi i będzie lepiej, czasy nie mogą być tylko złe. 

– I tak to właśnie z nimi jest – podsumował, po czym westchnął, a ja słuchałem uważnie. – Możesz godzinami strzępić sobie język, próbując im coś wytłumaczyć, jak na przykład z tą wiosną, a oni i tak stwierdzą, że wiedzą lepiej, po czym wpakują się w kolejne kłopoty lub narobią niepotrzebnej pracy. Czasami mam tego serdecznie dość.

Choć zwykłem zachowywać się taktownie, to podczas rozmów z przyjacielem zdarzało mi się nie powstrzymywać przed wypowiedzeniem pewnych myśli. Tak było i teraz, kiedy nie zdążyłem ugryźć się w porę w język.

– To dlaczego nadal się z nimi zadajesz?

Ben spojrzał na mnie, ale z uśmiechem, nie jak na idiotę, więc mogłem sądzić, że w tej chwili traktuje moje pytanie poważnie.

– Bo wiem, że dostałem od nich kredyt zaufania, by poprowadzić ich na tej drodze pełnej niewiadomych i obcowania z wykładowcami. Dzięki mnie mogą załatwić wiele spraw, nie potrzebują przy tym słyszeć, że brakuje im kompetencji czy zaradności, czasami są zbyt przerażeni, by chociażby zapytać opiekunów roku, co gdzie się znajduje. Wiesz, stanowię dla nich taki drogowskaz, za którym z chęcią podążają.

Sam lubiłem kroczyć za jego krokami, nie szedłem jednak całkowicie po omacku, miałem swój rozum, by we własnym zakresie podejmować decyzje i mierzyć się z konsekwencjami tych błędnych. Chciałem pokazać przyjacielowi, że jestem przy nim i utożsamiam się z tym, co czuje w tym momencie. 

– Wiesz co? – zapytałem, zerkając w sufit, bo w zamkniętym pomieszczeniu niebo było jednak bardziej niedostępne. – Ja też czasami nie rozumiem ludzi i tego, czego ode mnie oczekują. Sami mają problem, by to określić, a ja nie umiem czytać w cudzych myślach, wiem, jakie to frustrujące, więc rozumiem twoją reakcję. Jeżeli kiedyś będziesz potrzebował się wyładować, to wiesz, gdzie mnie znaleźć.

Tak było – nawet gdybym robił coś innego, wystarczyło jedno słowo Bena, bym to porzucił i przybiegł do niego. Czy to czyniło ze mnie głupca? Nie byłem do końca pewien, ale raczej brakowałoby mi siły, by z tym walczyć.

Przyjaciel uśmiechnął się do mnie i na moment oparł głowę o moje ramię – w ten sposób dziękował za obecność i wysłuchanie. Czynił tak, od kiedy się znaliśmy, ale mnie od pewnego czasu to nie odpowiadało, bo serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe, kiedy to robił.

– Dzięki – powiedział. – Ty to naprawdę jesteś najlepszy.

– Nie przesadzajmy tak – mruknąłem, czując palące na policzkach zażenowanie.

Dobrze, że akurat zrobiło się małe zamieszanie przy stoliku, bo ktoś rozlał swój napój, inaczej mógłbym palnąć coś głupiego. Lepiej, by moje zauroczenie pozostało poza wiedzą chłopaka, nie chciałem tracić tej przyjaźni ani podobnych rozmów. Pomogłem uprzątnąć blat, nawet wdałem się w rozmowę ze sprawcą tego bałaganu, a Ben w tym czasie dokończył lunch, po czym zeszliśmy na temat tego, jak w ostatnim czasie idzie nam nauka.

Nim rozstaliśmy się przed lekcją, prawie już nie pamiętałem, z czego wynikało poczucie wstydu, lecz kiedy przyjaciel posłał mi ostatnie spojrzenie i uśmiechnął się, na nowo poczułem, co teraz najbardziej mnie przy nim trzyma.

Czasami nie rozumiałem innych ludzi, to fakt. Ale zaskakiwało mnie i przerażało to, że czasami nie rozumiem i samego siebie. 

q

2 komentarze:

  1. Yo. W sumie mimo że pojawily sie jedynie klucze, to jakos widze tu przestrzen, w ktorej moglby pojawiac sie temat. No bo obnażenie swoich uczuc w tej sytuacji nie byloby łatwe, ale byc moze warte efktu. ;) Osobiscie nie jestem fanką klimatów byos love, ale tez mnie to nie uraża. ani nie przeszkada (no moze poza przypadkami gdy naprawde skrajnie wypacza się charakter jakiejs postaci z kanonu, a wiadomo co potrafio internety xd}. Jesli chodzi o ten vibe tutaj jest to bardzo subtelnie zarysowane uczucie i choc jakas fanka jak mowie nie jestem, to dostrzegan w tym cos uroczego. Niewinnego i wlasnie trudnego. Gdyby seria tu zagoscila na pewno bym od niej nie stronila ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, ten David Martin mnie zastanowił, kto zacz. Bo ja miałam w głowie Davida ale Mrtineza od razu xd

      Usuń