Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 1 maja 2023

[145] KaEhl: A imię jej… ~ AnDur

 Z tego samego uniwersum co wszystkie, z wieloma tematami, których wcześniej nie użyłem. Pierwszy z kategorii „człowiek”. Dobrego czytania.


– Niemożliwe! – powiedział nieco dramatycznie głosem mężczyzna, kiedy zobaczył nagłówek porannej gazety. – Kolejna część miasta zniknęła? – zaczął czytać na głos, zwracając na siebie uwagę przechodniów. – Co się dzieje z tym miastem… – Westchnął, a następnie rozejrzał się znad gazety. Dzień jak co dzień, był piękny i rześki, ale słońce już chyliło się ku zachodowi, chmury, wcześniej ledwo widoczne, teraz coraz bardziej przesłaniały niebo. 

– Ciekawe, czy będą następne – znów rzucił do samego siebie, wczytując się w gazetę jeszcze bardziej. Trzymał ją kurczowo, jakby nie chciał, żeby ktoś mu ją zabrał, a zarazem coraz mocniej spinał się i denerwował. Co jakiś czas kątem oka zerkał w prawo, na ciemny, kłębiący się dym, który pochłaniał zachodnią część miasta. Choć wydawał się nieruchomy, to zwiększał się każdego ranka, kiedy też wychodził nowy numer dziennika.

– Ciekawe, czy jeszcze kiedyś przyjdę na tę ławkę. – Z nonszalancją zamknął czytaną gazetę, złożył ją i delikatnie położył. Następnie oparł ręce po bokach i odetchnął głęboko. Przez pewien czas patrzył nieruchomo, bezmyślnie na przesuwające się ciemne chmury. 

– Pewnie będzie deszcz… Eh… A ja nie wziąłem parasolki. – Z powrotem utkwił wzrok w szeregu sklepów i budynków przed sobą. Im bardziej na prawo, tym bardziej budynki stawały się szare, ciemne i zniszczone, aż w końcu kompletnie znikały w nieprzeniknionej czarnej mgle, a im bardziej z lewej, tym bardziej witryny sklepów i tysiące elementów eksplodowały pięknymi, wyrazistymi kolorami, radośnie tańczącymi wśród ostatnich promieni dnia. Mężczyzna popatrzył jeszcze na to przejście barw, aż w końcu skupił wzrok na witrynie sklepu naprzeciwko. 

– Widzę, że panienka i dziś mnie obserwuje. – Zaśmiał się delikatnie na widok małych rączek przyklejonych do szyby i łobuzerskiego uśmiechu dziecka. 

Dziewczynka zaśmiała się i pomachała nieznajomemu mężczyźnie, aż para na szkle całkowicie zasłoniła jej widok. Szybko więc odkleiła się i przeszła dalej, by raz jeszcze spojrzeć na świat zewnętrzny. 

– Mamooo! – krzyknęła dziewczynka, nie odchodząc od szyby. – Ten starszy pan znowu przyszedł i czyta gazetę!

– To może go zaproś, zostało jeszcze trochę ciasteczek – odpowiedziała dźwięcznym głosem kobieta. 

Po chwili można było usłyszeć, jak kolejny raz negocjuje cenę, ale dziewczynka nawet nie zwracała już na to uwagi. Znowu zmieniła miejsce przy szybie, by mieć lepszy widok.

– Chyba już idzie – mruknęła pod nosem. – Szkodaaa… Wyglądał, jakby znał ciekawe historie.

Mężczyzna wstał z ławki i zaczął pakować swoje rzeczy do małej skórzanej aktówki, wyprostował się, powoli założył brązowy frak i kapelusz i odwrócił się do witryny sklepu. Spojrzał na dziewczynkę, podniósł raz jeszcze kapelusik z głowy i w charakterystycznym dżentelmeńskim geście ukłonił się. Dziewczynka natomiast odsunęła się od okna i odpowiedziała swoim pozdrowieniem. On uśmiechnął się, pochyliwszy głowę, pogładził bujną czarną brodę i oddalił się w stronę kolorowej witryny kwiaciarni. Dziewczynka odprowadzała go wzrokiem, wciąż machając. 

Kątem oka obserwowała ostatnich klientów powoli wychodzących ze sklepu. Patrzyła, jak każdy z nich po wyjściu jeszcze raz unosi kapelusz w geście pożegnania, a następnie odchodzi w jedną z dwóch stron. Lubiła, kiedy radośnie zmierzali w kierunku starej kwiaciarni, jednak za każdym razem, gdy skręcali w stronę baszty Marii górującej na wzgórzu, przechodziły ją zimne dreszcze. Tak i teraz jeden z klientów skręcił w prawo, powoli posępniejąc, kiwnął jeszcze tylko głową, po czym zanurzył się w ciemną, coraz to mocniej rozprzestrzeniającą się mgłę. Tam, gdzie kiedyś stała wieża. Teraz widać było tylko tajemnicze obłoki, ponure i nieprzeniknione, powoli zjadające cały okoliczny krajobraz. 

Wraz z ostatnim klientem słońce opuściło miasto, a na dziecięcej twarzyczce zaczęło pojawiać się przerażenie. Jak co dzień, albo lepiej powiedzieć – jak co wieczór, mgła zbliżała się wraz z nowymi „klientami” nadchodzącymi z tej jednej, strasznej strony. Dziewczynka sprawdziła, ile lamp widzi za oknem, żeby móc porównać z tym, ile zobaczy jutro. Liczyła, że jak najwięcej, choć w głębi duszy wiedziała, że może już nie zauważyć żadnej. 

Wnętrze sklepu wyróżniało się olbrzymią różnorodnością przedmiotów i barw. W rzeczywistości pomieszczenie było bardzo duże, ale przez ilość rzeczy rozstawionych na podłodze i meblach oraz rozwieszonych na ścianach obrazów wydawało się, jakby miejsca było zbyt mało. Mimo takiego nagromadzenia obiektów, na żadnym nie było widać ani drobinki kurzu, a wszystkie, od książek po obrazy, były przygotowane w taki sposób, aby zrobić jak najlepsze wrażenie na kupujących. 

Na samym środku stał potężny rzeźbiony, kamienny stół z pozłacanymi nogami i wysadzany drogimi kamieniami szlachetnymi, kierował on uwagę przychodzących gości na olbrzymią piętnastowieczną wazę z dynastii Ming. Choć wielkie szmaragdowe smoki walczyły na jej powierzchni, splecione w tańcu śmierci, to nie dominowały one widoku pozostałych przedmiotów zgromadzonych na stole, wokół niej leżały posążki i inne zachowane cesarskie ozdoby. Nad samym stołem zawieszono żyrandol z ręcznie zapalanymi świecami, królował pośród podwieszonych kolorowych kwiatów jakby rozrastających się po całym suficie. Po prawej od wejścia stało kilka mahoniowych regałów, każdy z nich opisany, z tabliczką informującą, jaki gatunek ksiąg tam przetrzymywano, a sam księgozbiór od dołu do góry, od najstarszych po najmłodsze, świecił zdobieniami i hipnotyzował kolorami, ale też wartością. Zaraz koło nich stała jeszcze olbrzymia podstawa, na której znajdowały się największe i najokazalsze egzemplarze. Matka opowiadała, że jeden z nich był oprawiony w skórę bizona, skarb ze skarbów. Wyżej zawieszono obrazy ukazujące bogato urodzonych ludzi i wyprawy odkrywców do nowego, wspaniałego świata. A na samym końcu pomieszczenia stał wielki drewniany zegar, z mechanizmem tak potężnym, że każdy obrót zębatki słychać było w całym sklepie. Spieszył się o kilka minut i zawsze zapowiadał koniec pięknego dnia, a początek nocy. Zegar znienawidzony przez dziewczynkę tak wielkim uczuciem, że nie chciała nawet patrzeć w jego stronę. Po przeciwnej stronie pokoju natomiast znajdowały się stare maszyny i inne mechanizmy wraz z olbrzymią kolekcją nie spóźnialskich zegarów. Całości dopełniała olbrzymia gablota z drogocenną biżuterią i lada, przy której siedziała młoda kobieta, uśmiechając się znad książki. 

Dziewczynka odwróciła się do wewnątrz, gdy ostatni klient zniknął z jej pola widzenia, i westchnęła, wiedząc, że na dziś koniec zabawy. Ruszyła w stronę matki, jednak stanęła jak wryta, gdy rozbrzmiał donośny dźwięk zegara, jego głuchy głos powoli zapowiadał koszmar. Dziecko natychmiast zobaczyło, że uśmiech na ustach matki nie był już tak naturalny. W czasie, kiedy ona przygotowywała się na „klientów”, dziewczynka schowała się przy zegarze w oczekiwaniu na godziny strachu. 

Siedziała przytulona do zegara, czując jego wibracje na swoim ciele, i patrzyła na to, jak za oknem stopniowo pojawiały się dziwne, humanoidalne opary, ciemne i ciche. Każde z nich wchodziło z cichym dźwiękiem dzwoneczka, przyglądały się one każdej napotkanej rzeczy wewnątrz, a gdy coś im się spodobało, brały to i zawracały w stronę mgły, która wraz z ich przybyciem zwiększała swoją objętość. Dziewczynka tylko obserwowała, modląc się, gdy istoty powoli przemierzały okolice ich sklepu, aż w końcu dzwonek wejściowy zadzwonił, wraz z pierwszym biciem reszty zegarów…

 

***


Póki słońce wschodziło, a wraz z nim nadchodził nowy dzień, można było policzyć, ile czasu minęło… Jednak wraz z dniami przychodziły noce, a po wielu nocach zostawały tylko i wyłącznie noce. Wtedy zostawały jeszcze zegary, ale z upływem czasu i one korodowały po wystawieniu na mgłę i „klientów”. Okolica, niegdyś cicha i piękna, została zmieniona w czarny, nieprzenikalny i posępny widok, gdyby nie kontury okien i drzwi nie dałoby się stwierdzić, czy dalej znajduje się w zamkniętym pomieszczeniu czy na otwartej przestrzeni. Wraz z mijaniem czasu przestali przychodzić klienci, a pojawiali się tylko „klienci”, pojawiali się jak widma i zabierali kolejne przedmioty. 

Ile minęło – nie było wiadomo, został tylko dźwięk starego zegara, który zapowiadał kolejną noc koszmarów. Ile minęło, zapyta ktokolwiek – nie było to tak ważne jak to, ile w tym czasie zostało utracone. Niegdyś kolorowy i barwny pokój został zmieniony w ponure i opuszczone miejsce. Tam, gdzie kiedyś był piękny stół i kolorowa waza, teraz zostały tylko połamane elementy rozrzucone po okolicy, a stół załamał się pod ciężarem swoim i urwanego żyrandola. Tam, skąd piękne postacie patrzyły na pokój, teraz popękane obramowania straszyły odwiedzających, a fragmenty farby poodpadały i pokrywały podłogę. Niegdyś masywne drewniane regały teraz uginały się pod stertą jeszcze względnie zachowanych, choć spleśniałych i zagrzybionych książek tkwiących na wielkich kupach papieru. To, co kiedyś tworzyło pod sufitem tęczowy ogród, teraz wisiało jak martwe, z suchymi liśćmi szeleszczącymi, gdy na nie się weszło. Nic, co było w tym pomieszczeniu, nie przypominało rodzinnego miejsca budowanego wraz z dziadkiem i matką. Fotel, na którym dziewczynka siedziała ze staruszkiem i słuchała bajkowych historii o królach i podróżach, teraz z wystającymi sprężynami zdobił górę poprzewracanych mebli i starych urządzeń. Tam, gdzie wisiały zegary, nie było już niczego, tylko ciemna mgła ogarniająca pomieszczenie. Niczym smog napełniała pokój, wypełniała go, ale nie była jeszcze tak gęsta jak ta na zewnątrz, to miejsce jeszcze broniło się przed przekleństwem, ale na jak długo… ale na jak długo?

Dziewczynka siedziała przy resztkach starego zegara, którego dawniej nienawidziła. Niegdyś piękne rude, długie włosy okalające jej opaloną twarz, teraz wyglądały niczym blada słoma przyklejona do policzków. Dziecko bało się ruszyć, a zarazem bało się zostać w tym miejscu i oczekiwać kolejnych nocy, bo może przyjdzie czas, że i ona zostanie zabrana.

– Mamooo… – zawołało, ale i tym razem nikt mu nie odpowiedział. – Mamuuusiuuu – raz jeszcze powiedziało, wylewając łzy i w strachu obserwując, jak raz jeszcze otwierają się drzwi. To, co weszło, było dziwne, nie miało twarzy, nie miało rąk, ale wydawało się, jakby szukało, jakby sprawdzało, czy coś mu się podoba. Chodziło po pokoju jak koneser i dotykało każdą rzecz po kolei. Za tą istotą wchodziły kolejne, tak samo oglądały z bliska różne przedmioty, aby zdecydować, czy odłożyć je z powrotem, czy zabrać ze sobą i wyjść powolnym, złowieszczym krokiem. Po każdym ich wyjściu część mgły gęstniała. Za każdym razem, gdy coś odkładały, to dotknięte przez nie miejsce bladło i niszczało, jakby traciło wartość, było pokarmem przychodzących widm. A czas mijał i potwory te przychodziły i wychodziły, pozostawiały tylko strach i cierpienie wraz z powoli umierającą nadzieją…

Gdyby cierpienie było wartością, to stanowiłoby lepszy wyznacznik niż czas, bo było go tam bardzo wiele. Dziedzictwo pokoleń dające radość klientom – pokój tak piękny, a zarazem niepozorny – stało się niczym więcej jak jedną wielką plamą. Kontury, niegdyś widoczne, teraz zniknęły całkowicie w otchłani mroku, barwy i radość zmienione w ciemność i cierpienie, rodzina i uśmiech zamienione w samotność i łzy, a to, co pozostało, to tylko pusty pokój, pokój z ostatnia duszą, żywą i marniejącą w kącie. Co jakiś czas jeszcze ukazywali się „klienci”, ale i oni przestali być wyznacznikiem mijanego czasu. Minęły dni? Lata? Wieki? Nie wiadomo. A oni przychodzili, by rozglądać się za czymś, czego jeszcze nie zabrali ich poprzednicy, za czymś jeszcze, co pozwoliłoby im powielić otchłań czerni.

Ona siedziała jednak, co jakiś czas cichym głosem zadając pytania, wołając matkę, wołając kogokolwiek o pomoc, z ciszą obserwując spode łba istoty przychodzące, by szabrować jej rodzinę. Wyglądała inaczej. Czy to strach, czy głód, czy może czas zmienił ją w straszydło, we wrak osoby, którą była. Czarna krew rozlewała się za każdym razem, jak płakała, zamiast łez. Niegdyś promieniejąca skóra teraz popękała, była blada, z widocznymi żyłami, włosy i tak już zniszczone, teraz leżały po kątach, powyrywane, i nawet one powoli znikały pod wpływem gości nawiedzających to miejsce. Ona sama znikała jak życie w jej sercu, powoli zatapiając się w mrok tego miejsca… w mrok domu swego.

     

***


Życie uciekające przez palce, tak nikłe i tak niezauważalne przez czas, którego nie dało się określić nawet światłem. Jak długo to trwało, jak długo trwać miało… Nikt nie miałby czasu liczyć czegoś, czego nie dałoby się liczyć. Póki jeszcze „klienci” przychodzili, można było cokolwiek policzyć, określić w tym niczyim świecie, jednak kiedy zniknęli, cisza zawitała w przestrzeni… Cisza tak okrutna, że powoli i skutecznie unieruchamiała całą psychikę, uszkadzała mięśnie i sprawiała ból samotności nieokreślony przez byt natury ludzkiej. Całe pomieszczenie, które trudno już było nawet określić pomieszczeniem, wypełniała czarna mgła, która kłębiła się niczym tysiące owadów po całej przestrzeni, była tak gęsta, że nie dało się zauważyć okien, była tak ruchliwa, że nie można było znaleźć środka pomieszczenia, była tak bezwładna, że nie trudność sprawiało rozpoznanie, gdzie są ściany, sufit, podłoga. Gdyby nie konkretne, zapisane w pamięci miejsce, w którym ostatni płomień życia jeszcze walczył, aby nie zostać zduszonym, to zagubiłby się on wśród bezdenności sytuacji, w jakiej się znalazł. Dziewczynka, czy to w ramach poddania się, czy inteligencji, nie ruszała się, leżała w kącie pomieszczenia. Jej ubranie od spodu przesiąknęło cieczą wypływającą z ran, skóra bolała przy każdym ruchu, dlatego leżała, wychudzona, by nie poczuć cierpienia na nowo. Wrak pięknego dziecka porzucony wśród zapomnianej ciszy.

Cisza była niezmienna i brutalnie straszna, dusiła każdą myśl, ale w końcu też zamilkła. Cisza, która niszczyła, została przerwana przez coś tak odległego, przez coś tak znajomego i tak dziwnego jednocześnie. Krok za krokiem, choć przerwy były długie, odgłos ruchu rozbrzmiewał w przestrzeni. Dziewczynka ruszyła się lekko, co wywołało jej cichy krzyk, przerywany tylko i wyłącznie zbliżającymi się krokami. Zaczęła się rozglądać. Przed nią ukazał się niewyraźny, ale wyróżniający się głębią kontur postaci, po przymknięciu zmęczonych oczu i skupieniu się na obiekcie ujrzała coś innego w porównaniu z poprzednimi gośćmi. Postać figurą przypominała mężczyznę, szerokie barki wraz z umięśniona sylwetką. Dziecko miało nadzieję, że będzie przypominać kobietę. Przybysz nie posiadał żadnych widocznych cech, jak włosy czy odcień skóry, był niczym manekin przemierzający pokój i szukający czegoś. Dziewczę, powoli się podnosząc, wydało z siebie dźwięk, czym zwróciło uwagę obcego. Jednostka odwróciła się i powoli zaczęła podchodzić do dziecka, które oparłszy się o ścianę, przyjrzało się jej. Postać była bardzo wyraźna, jej kontury nie rozmywały się tak jak tych potworów, które okradły jej rodzinę ze wszystkiego. Jednak tym, co najbardziej wyróżniało się z całości, był jej kolor. Czerń przypominająca głębię kosmosu i choć nie było w niej żadnych światełek, które mogłyby przypomnieć rozgwieżdżone niebo, to lekko połyskiwała w tej przestrzeni bez słońca. Byt uklęknął i przybliżył swoje oblicze bez twarzy do dziecka, złapał jego głowę i począł ruszać nią w każdą stronę, powodując ból.

– Ma… mo – powiedziało cicho dziecko i rozkleiło się, czarne łzy zaczęły spływać po jej twarz, gdzie były pochłaniane przez obcą dłoń. 

Byt, lekko kiwając głową, czy to z zawodu, czy niezrozumienia, odsunął się. Klęczał dalej i obserwował dziewczynkę, gdy za nim pojawiła się lekka poświata zmieniająca atmosferę całego miejsca.

Na samym początku była tylko lekko widoczna, z perspektywy dziewczynki w większości zasłaniał ją byt, ale z czasem nasiliła się do tego stopnia, że aż sam byt zauważył to, stanął na nogi i skierował się w stronę czegoś, co znajdowało się pośrodku pokoju. Dziecko chwilę go obserwowało, po czym też zdecydowało się wstać i podejść do dziwnego obiektu. Istota odwróciła się i patrzyła, jak chuda kukiełka poplamiona ciemną cieczą i z powypadanymi włosami przyklejonymi w różnych miejscach wstała i ruszyła przed siebie. Jej ruchy były niepewne i potykała się co rusz, postać natomiast znów zwróciła się w stronę światła i podeszła do niego. Nie zauważyła, że kiedy z zainteresowaniem obserwowała obiekt, dziewczynka w końcu także dotarła do źródła poświaty i szybko złapała je. Byt jednak także zdążył chwycił i nie zamierzał puścić. Trochę czasu minęło, aż jej oczy przyzwyczaiły się do światła, aby zobaczyć cylindryczny, jaśniejący obiekt, który tak rozświetlał pokój i ku jej zdziwieniu posiadał zdolność unieszkodliwiania na bliskim dystansie dziwnego dymu otaczającego ją już tak długo.

Dziecko pociągneło przedmiot w swoją stronę, postać w swoją. Dziecko raz jeszcze i kolejny raz robiło to samo, jednak postać ani razu nie odpuszczała. Widząc to, przybysz przejął inicjatywę i pociągnął znacznie mocniej, jednak dziewczynka nie dała za wygraną, zaparła się i szarpnęła w swoją stronę, że aż obcy się zachwiał. Podczas tego ruchu uderzyła mocno nogą w podłoże, co spowodowało jakby lekkie trzęsienie ziemi i dziewczynka straciła równowagę. Choć upadła, wciąż trzymała przedmiot, bo czuła, jak bardzo ważny jest dla niej. Postać podeszła więc do dziewczynki, kucnęła raz jeszcze i wyciągnęła worek z czymś ciężkim w stronę dziecka, pokazała mu go i lekko podrzucając, sprawiała wrażenie chęci wymiany źródła światła za to coś, za tę niewiadomą. Dziecko chwilę zastanawiało się, ale kiedy dotknęło worka od dołu, poczuło ciepło, jakiego dawno nie czuło. Spojrzało raz jeszcze w stronę postaci i chwytając za owy worek, puściło cylinder. Postać natomiast jeszcze przez chwilę obserwowała je, wciąż trzymając zarówno cylinder, jak i worek. W końcu jednak puściła przekazywany worek i skupiła się na zdobytym przedmiocie, który w ramach ściskania począł tracić swoją jasność. Wstała, ukłoniła się jeszcze delikatnym ruchem i odeszła, żeby powoli zniknąć w przestrzeni, a dziecko, mocno przytulając worek do siebie, wstało, by podejść do znanego sobie kąta. 


***


 dziewczynka przemieszczała się po całym pomieszczeniu niczym widmo, ścigała się z mgłą w straszeniu siebie nawzajem, cały czas trzymając dziwny, nieznany przedmiot w rękach. Czas leciał dalej, a ona co jakiś czas obijała się o ściany, dalej mrucząc do siebie pod nosem. Nie było pewne, czy to ten przedmiot, czy to ta postać, ale coś pękło w niej, dając wewnętrzną potrzebę wołania o pomoc. Płomyk, który gasł, chciał raz jeszcze zobaczyć noc… Chciał raz jeszcze ujrzeć światło… Chciał. Dziewczynka zaczęła wołać, a wraz z jej głosem cicha rozmowa echem roznosiła się po nieznanej przestrzeni.

– Gdzie jes… cza… u? – wołała, ćwicząc mówienie. – Mam… ma… dzie! – krzyczała ze łzami w oczach. 

Przedmiot, który trzymała blisko serca, z czasem zaczął jej ciążyć, ale nie chciała go puścić, żeby się nie zgubił, więc dalej ciągnęła go ze sobą… przed siebie.

– Czem… ie… ma… ra – raz jeszcze spróbowała, a kiedy wciąż nie usłyszała swoich słów, w gniewie tupnęła nogą, a jej ciało zadrżało i zaczęła się chwiać. Ze strachem i jękiem wydanym drżącym głosem przechyliła się w tył, zamykając oczy.

Kiedy się obudziła, poczuła materiał miększy niż dotychczas, przyjemny i ciepły, otulający jej ciało. Nie ruszyła się zbytnio, tylko sprawdziła, czy dalej trzyma w ręce przedmiot, dopiero wtedy otworzyła oczy i zauważyła, że leży i ktoś na nią patrzy. Po chwili z radością rozpoznała rysy, których szukała, rysy, które kochała…

– Wr… łaś. – Uśmiechnęła się w stronę postaci, teraz pochylającej się nad nią. – …dzi… b… łaś? – dodała ze łzami w oczach. Ból, który powodowały na spękanej skórze, choć był wielki, to wydawał się niewarty uwagi w porównaniu ze szczęściem, jakie odczuwała.

– Cały czas tu byłam – odpowiedziała postać kobiecym głosem, lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy. – Po prostu zapomniałaś o mnie. – Posmutniała.

– Ja n… łam. Nie by… ię! Byli tu stra… dzie byłaś mam… – Rozpłakała się bardziej, a jej niewyraźny głos rozszedł się po całym pokoju. 

Matka natomiast obserwowała swoje odpoczywające na jej kolanach dziecko i pozwalała się mu wypłakać. Nuciła w tym czasie piosenkę. Sekundy zmieniły się w minuty, minuty w godziny, a czas leciał, aż dziewczynka się uspokoiła. Przypomniała sobie o bólu i strachu i zapomniała o tym, co trzyma w ręce.

– Wiem, widziałam je – powiedziała w końcu matka.

–To… czemu…?

– Nie miałam sił – przerwała jej – ale teraz już mam.

– A teraz już?

– Tak. – Uśmiechnęła się, dotykając twarzy dziecka, a jej palce powoli przesunęły się po policzkach i głowie. Odsunęła resztę włosów z czoła, by następnie delikatnie je pocałować. – Jesteś dzielną dziewczynką. Obserwowałam cię i czekałam, aż sobie o mnie przypomnisz… Wiedziałam, że dasz radę. – Kobieta zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. – Widzę, że mamy małe przemeblowanie, ale jakoś to naprawimy, będzie tak pięknie, jak było. – Uśmiechnęła się, a następnie zauważyła, jak kurczowo jej dziecko trzyma jakiś worek. – Co tam masz?

– To przedm… Był tuuu pppan – zaczęła dziewczynka, starając się składać coraz to lepsze odpowiedzi. – Nie patrzyłam, co to, ale… ciepłe jest… przyjemne – powiedziała, uśmiechając się szeroko, a jej skóra raz jeszcze popękała i uwolniła z siebie ciemny, żrący płyn.

– A co jest w środku?

– Nie wiem… Czekałam na ciebieee.

Kobieta i dziecko zabrały się za rozsupłanie węzła, który zamykał worek na szczycie. W środku znalazły kulę, która była taka jak On, głęboko czarna, połyskująca, ogrzewająca po dotknięciu, różnicą jednak było małe światło w samym centrum, jedna zagubiona gwiazda wśród tego, co wygasło. Wyglądało jak nadzieja, która gasła ostatnia.

– Piękne – powiedziała matka. – Nie wypuszczaj tego i pilnuj jak oka w głowie – dodała z uśmiechem, jakby doskonale wiedziała, czym było.

Kobieta, gdy tylko zauważyła potaknięcie dziecka, podniosła jego głowę i wstała, a dziecko razem z nią. Matka rozglądała się, jakby wyczuła coś niebezpiecznego albo może szukała czegoś w tej dziwnej i zdradliwej mgle.

– Co się stało? – spytała dziewczynka.

– Musimy stąd iść, to nie miejsce dla małych dzieci.

– Ale jesli jesteś ze mna, to mogę tu być.

– Nie jest tu zbyt ciekawie, nie uważasz?

– Tu nie ma wyjścia…

– Jak to nie. – Kobieta pokazała palcem miejsce, gdzie majaczył niczym fatamorgana prostokątny kontur.

– Tam nic nie ma… Wydaje ci się. – Dziewczynka usilnie próbowała utrzymać mamę w miejscu swoimi słabymi rękami.

– Nie możemy tu zostać, słoneczko… To nie jest miejsce dla ciebie…

Dziecko opierało się, ale w końcu obie doszły do miejsca, które miało być wyjściem. Kobieta zaczęła sięgać po coś, co przypominało klamkę, gdy została zatrzymana.

– Zostańmy tu! – krzyknęła ze łzami córka. – Tam! Tam postawimy znowu książki… – pokazała, odwracając się. – A tam powiesimy kwiaty…

Kobieta obserwowała swoje córeczkę i gładziła ją delikatnie po głowie. Ze łzami w oczach uklęknęła przy niej, tak by być na jej wysokości.

– Nie możesz tu być… Masz życie, które możesz dalej wieść – powiedziała.

– Teraz, gdy tu jesteś, mogę tu być, teraz będzie lepiej! – krzyczała dziewczynka. 

Kobieta przytuliła się do niej delikatnie i szepnęła na ucho:

– To miejsce kiedyś będzie takie, jak mówisz, pełne kolorów, kwiatów za oknem i z ławką pod drzewem, będzie wielu gości, starych i młodych, a ty z uśmiechem będziesz ich oprowadzać. – Wzięła oddech, odsuwając się. Chwyciła jej twarz w dłonie i się uśmiechnęła. Po chwili miejsca pod jej palcami zaczęły się goić, nabrzmiałe, czarne żyły zmieniać kolor, a tam, gdzie wcześniej pozostała łysa głowa, powoli odrastały włosy. – Obiecuję, tylko chodźmy stąd. – Pocałowała ją raz jeszcze w czoło. – Zawsze będę cię pamiętać i zawsze będe przy tobie, jesteś moim skarbem. – Przytuliła się do niej i kiedy mówiła dalej, poczuła mocniejszy uścisk dziewczynki. Odsunęła się od niej ostatni raz i rzekła: – Nie możesz tu zostać. Ja i ty. Wiesz, że nie możemy tu zostać i że nie jestem prawdziwa… – Uśmiechnęła się. – Będę na ciebie czekać, L…

Wtedy rozpłynęła się do końca, pozostawiając płaczące dziecko, znowu same w nieprzyjaznej przestrzeni. Dziewczynka krzyczała i wołała ją, jednak nikt nie odpowiadał, nikogo nie było. Ona natomiast spojrzała w miejsce, które jej matka chciała chwycić, i znalazła wystający bolec. Lekko go pociągnęła. Nic nie drgnęło, poza cichym skrzypnięciem nie było nic słychać. Dziewczynka raz jeszcze , tym razem mocno. Do środka wdarły się głosy w języku, którego nie znała. Wzięła trzymany od dawna przedmiot do buzi i chwyciwszy klamkę dwiema rękami, otworzyła wrota. Nie zdążyła przyzwyczaić wzroku do jasnej poświaty, wbiegła bez namysłu w pustkę. Usłyszała tylko przez chwilę dźwięczny i bardzo empatyczny głos, który pozostał w jej umyśle do końca.

– Żyj tak, jak chciałabyś żyć i zdobywać ten świat… Moje dziecię…


4 komentarze:

  1. Fajnie, że znowu jesteś ze swoim tekstem:)
    Tajemnicza ta zamglona uliczka, faktycznie może dać ważnienie czegoś niebezpiecznego. Sklep również nie był zwyczajnym ani na pewno jego klienci. Szczególnie te zjawy po biciu pierwszym zegara.

    Bardzo lubię twój styl pisania, świetne opisy tworzysz, które bardzo pomagają wejść w to uniwersum i poczuć je na własnej skórze.

    Jest tutaj mrok i dobre tworzenie napięcia. Powoli, ale znacząco.
    Sterach dziecka da sie odczuć.
    A miejsce, w którym znajduje się dziewczynka, staje się powoli częścią rzeczywistości w naszej wyobraźni.
    Świetny dreszczowiec.

    Ta rozmowa matki z córką już w tym mrocznym miejscu była świetna, jak matka zachęca ją do życia.

    Bardzo dobrze mi się czytało.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałem wrócić z dużą dawka tematów w jednym. Ogólnie jest tu ukryte dno w tym tekście jednak cieszę się że klimat tego się spodobał i właśnie jest odebrany w taki deszczowy. Rzadko pisze takie hmm... "puste" miejsca nie wypełnione kolorem 😅

      Usuń
  2. Cześć :)
    Miło widzieć Cię z powrotem. Do czegoś się przyznam - uważam, że do tej pory jest to najlepszy tekst, jaki stworzyłeś w ramach grupy. Naprawdę. Już na samym początku za sprawą mężczyzny i jego "ciekawe, czy..." wzbudziłeś we mnie niepokój, a potem pojawili się "klienci" i poczułam nie tylko lęk, ale i mrok, zniszczenie, bezradność. Wspaniała mieszanka uczuć ujęta między proste, a przy tym plastyczne opisy. Jestem pod olbrzymim wrażeniem. Pozostawiłeś mnie z myślą, że i ja życzę dziewczynce jak najlepiej.
    Dziękuję!

    Pozdrawiam,
    Miachar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można się domyślić po ostatnich wypowiedziach, że czeka ją teraz przyjemniejszy czas na szczęście. To taka moje autorskie ciche szeptanie jak to mowie innej osobie która to czyta, Każda rzecz w tym tekście ma drugie dno :v. Nie tylko sam tekst ale i jego części :v .Ja takie teksty daje rzadko tylko po to by wypełnić pewne dziury. Ale cieszę się, że się spodobało :)

      Usuń