Czuła się jak dziecko, które traci rodzinę, po czym trafia do przytułku, w którym szczurom w ścianach powodzi się lepiej niż podopiecznym ośrodka. Nie miała kontaktu z rodziną – nie wiedziała nawet, czy jeszcze ktoś z nich żyje – nie miała domu ani bezpiecznego miejsca, w którym mogłaby szukać ukojenia. Była pozostawiona sama sobie i tylko na siebie mogła liczyć.
Mimo szczerych zapewnień demonów leśnych, żyjących nieopodal jej rodzinnej wioski, nie czuła z nimi ani powinowactwa, ani głębszej więzi. Wiedziała również, że nie może tam zostać, gdyż sama zmiana prezencji stanowiła dla niej zagrożenia, nie wspominając o nad wyraz wielkiej aktywności mocy, której Elissa użyła do wykonania czaru ochronnego. Ta ogromna energia z pewnością została zauważona nie tylko w demonicznym świecie, zapewne i sami bogowie ją spostrzegli, ale największe niebezpieczeństwo stanowili czarni magowie, którzy z łatwością mogli wykorzystać Elissę jako narzędzie, bądź zawłaszczyć tę moc dla siebie.
Względem samej mocy, dziewczyna nie miała pojęcia jak może ją kontrolować. Użyła jej tylko raz, przy wypowiedzeniu starego zaklęcia. Nie miała pewności czy moc kryła się w niej, czy może całe zasługi powinna otrzymać sama księga jej rodziny. Być może ona, przez krew płynąca w jej żyłach, była tylko pionkiem w tej grze, a ruchy wykonywały jej rękami same demony.
Nie wiedziała, komu może ufać, kto tak naprawdę chce jej dobra, więc postanowiła kierować się nieufnością i ostrożnością w każdym następnym kroku.
Nie prosiła o odprawkę ani o wskazanie kierunku, w którym powinna podążać. Nie zabrała nic, żadnego jedzenia, dodatkowych ubrań ani pieniędzy. Pod przykryciem nocy wymknęła się niepostrzeżenie z jaskini. Zachowała się jak uciekinierka. Nie podziękowała za pomoc, nie pożegnała się z tymi, którzy przez ostatnie tygodnie stali u jej boku. Nie podziękowała nawet za uratowanie życia. Nie czuła, że to jej życie, tak jak nie czuła, że to jej ciało. Czuła za to, że z czegoś ją okradziono. Być może ze spokoju ducha, a może z całego jej jestestwa. Czuła się oszukana i wykorzystana, ale przede wszystkim czuła obezwładniający jej serce i umysł strach.
Ruszyła w kierunku najbardziej wyróżniającego się punktu na nieboskłonie. Nie było to słońce, a wysokie góry Hinderlandy. Zarzuciła na ramiona gruby płaszcz jej babki. To okrycie poleciła nałożyć jej starsza kobieta, gdy widziała ją po raz ostatni, w dniu, w którym pierwszy raz wysłała ją do miasteczka Lasos. Z wyjątkiem naszyjnika, który miała zawieszony na szyi, płaszcz stanowił ostatnią pamiątkę po nieżyjącej już rodzinie. Wydawało jej się, że w górach nie powinna spotkać zbyt wiele siedlisk ludzkich, choć nie miała pewności. Godzinna podróż do Lasos była największą wyprawą, jaką dotąd odbyła sama. Do samotności się już przyzwyczaiła, ale do niespodzianek, które stawiało przed nią życie, niekoniecznie.
Tkliwie spojrzała na las, w którym kiedyś stał jej dom rodzinny. Zamiast miłych wspomnień otrzymała dziwne uczucie zawistnych spojrzeń zawieszonym na niej i wrażenie czyjegoś oddechu na karku. Wolała dłużej nie zwlekać. Odwrócił się w stronę gór. I zaczęła iść, nie oglądając się za siebie.
Szła szybko i długo, aż zaczęły boleć ją mięśnie nóg. Dopiero wtedy postanowiła się odwrócić. Las zniknął gdzieś w oddali. Krajobraz wyglądał zupełnie inaczej. Zalesione tereny zamieniły się miejscami z rozległymi polanami, na pierwszy rzut oka, bardzo żyznej gleby. Gdzieniegdzie z daleka było widać pochylone kobiety na polach oraz mężczyzn układających wielkie bele siana. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Byli pochłonięci swoją pracą i swoim życiem. Żadnych wiosek, tylko pojedyncze chaty. Takie same jak ta, w której dorastała.
Oddalając się coraz bardziej od zabudowań, dziewczyna zaczyna odczuwać chłodne powietrze pochodzące od gór. Jej babcia powiedziałaby, że to Chmurnik złośliwie naprowadza na nią zimne powietrze, lecz dziewczyna nie zauważyła żadnych chmur nad głową. Niebo było czyste, a w pobliżu nie stał żaden człowiek czy istota. Sama nie była pewna, jak wygląda ów Chmurnik, ale wyobrażała go sobie jako karła siedzącego na chmurce, albo półprzezroczystego stwora tańczącego między kłębami chmur.
Zapięła płaszcz pod samą szyje. Z niekrytą radością pochwaliła siebie w myślach, gdy zdała sobie sprawę, że zabranie płaszcza było jednym z lepszych wyborów, które dokonała ostatnimi czasy. Nie przemyślała jednak braku jedzenia, uciekając z jaskini Leszego. Teraz żołądek rytmicznie przypominał jej o tym, jak strategicznie ważnym krokiem było zabranie choćby kilku kromek chleba. Z każdą godziną oddalała się od lasu, miast i wiosek. Wpatrywała się w piętrzące się na wiele tysięcy metrów góry. W dolinie zazieleniły się drzewa, różnorodne krzewy i trawy. Turnie skaliste i zimne zdawały się wyciągać łapczywie ręce ku niebu, lecz zatrzymano je w połowie ruchu, zamrażając wierzchołki ich palców. Czubki szczytów pokrywał lód i śnieg, które nigdy nie topniały.
Gdy słońce zaczynało chować się za skalistą ścianą, jej oczom ukazał się niski i długi domek. Stał pośrodku niczego, nie otaczał go ogród ani żadne pola. Był równie samotny, jak ona. W środku nie świeciło się światło. Gdy podeszła bliżej nie usłyszała żywej duszy. Uderzyła kilka razy zamkniętą pięścią w drzwi. Nikt nie odpowiedział. Popchnęła ostrożnie drzwi i zajrzała do środka. Zawartość domu była stara i zakurzona. Nikt od dawna tutaj nie mieszkał ani nie zatrzymywał się w drodze, aby odpocząć. Wydawało jej się bezpiecznym, aby pozostać tutaj na noc, a o świcie ruszyć dalej.
Zrzuciła płachtę z łóżka, pod spodem leżały dość czyste koce i poduszka. Od biedy da radę się tutaj przespać. Kominek wypełniał popiół dawno temu spalony drewien. Obok stołu leżały dwa złamane krzesła i jedno z dobrym stanie. Pod jedną ze ścian stały regały, całe pokryte kurzem i pajęczynami.
– Pora poszukać zapasów na podróż – szepnęła pod nosem. – Jeśli … jeszcze jakieś zostały. – Dokończyła z powątpiewaniem w głosie.
– Być może zostały, a być może nie zostały – piskliwy głosik rozbrzmiał za plecami dziewczyny.
Gdy się odwróciła, nikogo nie było.
– Gdzie jesteś? – miała złe przeczucia.
– Cztery kroki do przodu… Pochyl się i zajrzyj w tą małą dziurę w ścianie.
Elissa spojrzała w kierunku opisanego miejsca, lecz nie ruszyła się o krok.
– To mysia dziura! – Zdenerwowana palnęła. – Gadająca mysz, jeszcze tego mi brakowało!
– Nie jestem myszą – odparł zirytowany głosik. – Poza tym myszy nie gadają.
– Nie bądź tego taki pewien – parsknęła. – Ja widziałam gadające wilki.
– Gadające wilki to co innego. Każdy wie, że wilki mają zdolność porozumiewania się z innymi gatunkami.
– To nie jest jakaś oczywista wiedza.
– Jak ty mało wiesz o świecie.
Po raz kolejny wspominano to Elissie. Wzburzona podbiegła do dziury i zamiatając czarnymi włosami podłogę, przyłożyła oko do wejścia do mysiej kryjówki. To, co tam zobaczyła, wprawiło ją w osłupienie. Mały skrzat, nie większy od myszy stał z ręką założoną na biodro, w drugiej dłoni dzierżył, niczym miecz, mała miotłę. Podarte odzienie ledwo zakrywała jego ciało, na szczęście to, co było nieprzykryte ubraniem, zakrywała długa siwa broda.
– Czym ty jesteś?
– Czym?! Czym?! Jak śmiesz… nie jestem rzeczą. Jestem Chowańcem. Chyba o nas słyszałeś?
– Nie koniecznie.
– Dbamy o domowe zacisze. – Pokazał dłonią na otoczenie.
– Chyba kiepsko ci idzie.
Zlekceważony Chowaniec ze złości aż opluł się cały śliną i w kontrze zaszarżował z tycią miotłą na oko dziewczyny. Ta w ostatnim momencie, gdy włosie miotły dotknęło jej długich rzęs, odsunęła głowę do tyłu.
– Chcesz mi wydłubać oko?! – wrzasnęła, po czym dała pstryczka z palców w kierunku złośliwego skrzata, wytrącając mu miotłę z rączki, która poleciała aż na przeciwległą ścianę i skruszyła się w drobne drzazgi.
– Przynajmniej nie patrzyłabyś na mnie z góry!
Oboje przez chwile trwali w milczeniu. Elissie coraz bardziej burczało w brzuchu, nawet taki malec słyszał to wyraźnie.
– Jakbyś miała swojego Chowańca, Zamiotek Kurzownik do usług, to byś głodna nie chodziła.
– Zamiotek, co? Świetnie pasuje do ciebie to imię. – Elissa zrezygnowana usiadła na podłodze naprzeciwko Chowańca. – Dlaczego zatem nie dbasz o to miejsce? Nie taka twoja rola?
– Poniekąd tak, a poniekąd nie. – Zamiotek zaczął przesuwać stopą po podłodze, wznosząc kurz do góry. – Chowańce dbają o domy i pomagają ludziom w nim żyjącym. Tylko wiesz…
– Nikt tu nie żyje chyba od lat – wysnuła szybko własne wnioski.
– Mój człowiek zmarł wiele wiosen temu, nie wiem już ile. Dawno, bardzo dawno… i nikt nie chciał tutaj zamieszkać, a jak ja, Zamiotek Kurzownik mam dbać o dom niczyj?
Z jednej strony Elissa rozumiała Chowańca.
– Dlaczego nie poszukasz innego domu?
– A nie, to nie dla mnie. – Machnął ręką, a jego twarz ukazała paskudny grymas, coś miedzy płaczący niemowlęciem, a obrażonym dorosłym. – Wszystkie domy takie same. Zostanę w tym.
– Ale nie wszyscy ludzie tacy sami, co? – Dziewczyna dość szybko złapała wspólny punkt widzenia.
– Jak do obcego domu pójdę, to skąd wiem, czy ludzie będą mnie chcieli, czy nie będą tępić jak mysz. Ot co! Jak mysz, ty też myślałaś, że jestem myszą, do tego gadającą!
Wittanka wzruszyła ramionami.
– Ale coś ci powiem – kontynuował Zamiotek. – Jeśli znajdziesz mi dobrego człowieka, co szanuje demony domowe, to ja tobie dam całą torbę zapasów, bo chyba ich szukałaś, ej? No, chyba że…
– Nie zostanę twoim człowiekiem – wyprzedziła jego pytanie. – Wybieram się w długą podróż, przez góry Hinderlandy i nie zostanę tutaj zbyt długo, ale fakt, zapasy mi się przydadzą.
– Dam ci, dam ci je! Tylko dobrego człowieka mi znajdź, co w domu moim będzie mieszkał. – Chowaniec patrzył na dziewczynę z błagającym wzrokiem. – Ja się odwdzięczę. Jedzenie i wody ci dam i ciepłe buty znajdę i rękawiczki i czapkę. – Wymieniał jeszcze przez chwile wszystko, co według niego dziewczyna może potrzebować, wybierając się w mroźne góry.
– Skąd mam wiedzieć, że masz którąkolwiek z tych rzeczy w domu?
– Mam jedzenie w słojach i chleby trzy, niedawno od sąsiadów ukradłem i trochę mleka krowiego, ale mleka ci nie dam. Za to dam ci wody ze studni i bukłak duży z krowiej skóry, nie przerwie się, wody nie wyleje. – Kurzownik wyliczał na placach małych rączek. – A buty i czapkę i rękawice załatwię. A co? Mam swoje sposoby.
– Nie wierzę ci. – Machnęła ręką i już chciała wstać w podłogi, gdy Chowaniec złapał ją za sznurowadła botków.
– Pokaże ci, pokaże! – Wskazał palcem wskazującym na dziurę w ścianie. – Przypatrz się, tam głęboko są schowane. Widać słoje i chleb. Wszystko inne załatwię. Załatwię, obiecuje, tylko sprowadź mi człowieka dobrego.
Elissa pochyliła się ponownie nad wejściem do mysiej kryjówki. Rozejrzała się po dookoła. Wydawało się, że to jakiś ukryty pokoik, ale nie zauważyła do niego drzwi. Może schowek na miotły lub spiżarka. Widziała pułki, a na nich słoje, zakurzone, choć i tak mniej niz reszta domu. Obok w wiklinowym koszu leżały małe bochenki pieczywa, bądź bułki, które Chowańcowi mogły się wydawać wielkimi bochnami chleba. Pod szafkami stały wiaderka, ale nie widziała z tej pozycji czy coś w nich jest. Na ścianie wisiał bukłak. Wszystko sie zgadzało.
Podniosła głowę i spojrzała podejrzliwie na Zamiotka.
– No przecież cię nie kłamie, co ty taka nieufna jesteś? – Domowy demon założył ręce na biodra, oczekując odpowiedzi.
– Zgoda – odparła z niechęcią. Nie miała ochoty na przysługi, ale bardziej niż czegokolwiek potrzebowała teraz zapasów. – Niech ci będzie, znajdę ci człowieka, ale najpierw daj mi coś zjeść.
– Tak, tak. Już biegnę. Już biegnę. Ja się tobą zaopiekuję.
Awww. Jaki slodki ten Zamiotek! (Genialne imie xd) ja bym chyba zostala! I niech sie opiekuje:D Taki maly gośc a tyle umie ogarnac. Tylko skad Elissa mu wezmie tego dobrego człowieka? Jestem ciekaw! A poki co niech chowaniec o nia dba.
OdpowiedzUsuńWyziera z tekstu słowiańskość. Nie ukrywam, ze czytam z duża przyjemnościami i jeszcze sie ucze!
Rozumiem calkowicie Elisse, ze poczula sie ostatecznie okradziona i zagubiona. W innym ciele, noe wiedząc, czy jest tylko pionkiem ani nawet jak duzy udzial w tym co zrobila miala ona sama. No ciezo oczekiwac od leszego wiekszej empatii ale mogl na to wpaść no.
Co Elissa ma teraz w planach? Ta wedrowka wydaje sie ucieczka, tylko dokąd.
Hej :)
OdpowiedzUsuńPodzielam zdanie Wilczej, że imię Chowańca jest świetnie! Zamiotek już podbił moje serce. Ach, ta elokwencja, a jednocześnie podejście do życia. Rozbawił mnie, a jednocześnie sprawił, że z wielką chęcią bym go przygarnęła, choć nie jestem pewna, czy dobry ze mnie człowiek.
Świetne opisy i dialogi, cieszę się też, że wróciłaś choć na moment do tej serii. Czytało się szybko, ale jak najbardziej z przyjemnością, choć ta ucieczka Elissy to moim zdaniem wywoła niezłe kłopoty.
Pozdrawiam,
Miachar
Sorka za opóźnienie deadliny w robocie. Gdy czytałem początek to mi zawiało powieściami Trudi. Jak ja uwielbiam takie fantastyczne opowieści, dawno ich nie czytałem dziękuje c: . Ale ten Zamiotek jaki elokwentny jak się chce podzielić. Dialogi też wyważone miałem wrażenie jakbym sam był tym demonem domowym. Mam wrażenie, że chyba oboje sie dogadają bo szukanie takiego człowieka będzie trudniejsze niż sobie myśli. Biorąc pod wagę jej sytuacje z tego co zrozumiałem. Muszę chyba uzupełnić wiedzę z poprzednich tekstów tej serii o ile są. Bo ciekawi mnie co było przed. A jeśli nie ma to co będzie naprzód. Ciekawe jak dobry jest ten demon jak już ktoś zamieszkuje. Czy faktycznie jest tak jak mówi :?
OdpowiedzUsuń