Wielka impreza już się skończyła, dobrze trzymałam kciuki, a Naczelnemu jestem niesamowicie wdzięczna za komentowanie przez komunikator części meczy – dzięki temu czułam, że nie oglądam całkowicie sama.
Powrót do domu przepływał mi znacznie szybciej niż zazwyczaj, ale miałam powód, by gnać do niego niczym wiatr, choć ciężkie torby nie ułatwiały mi sprintu. Mimo to lawirowałam między ludźmi, przepuściłam kilka samochodów, kierując się do parku, byle tylko przebiec jego ścieżką i w rekordowo krótkim czasie znaleźć się pod blokiem. Nie potrzebowałam wpisywać kodu do drzwi, bo ktoś właśnie wychodził z klatki, za co byłam bardzo wdzięczna, bo zyskiwałam kilka sekund, które mogłam wykorzystać, wbiegając na schody.
Dotarcie na czwarte, przedostatnie piętro nigdy nie było łatwym zadaniem, jednak tego późnego popołudnia niczym się nie przejmowałam, chcąc jedynie znaleźć się u siebie i zasiąść przed odbiornikiem, by zająć się oglądaniem i kibicowaniem.
– Już jestem! – zakrzyknęłam sekundę po tym, jak otworzyłam drzwi i przekroczyłam ich próg.
Mój okrzyk wywołał z kuchni jedną ze współlokatorek, która poprosiła, bym – będąc na zakupach – kupiła także coś dla niej. I to właśnie interesowało ją teraz najbardziej.
– Hej! – Podbiegła do mnie,by wziąć jedną z dwóch toreb, w których przyniosłam zakupy. – Udało się nabyć wszystko? – zapytała.
– Na szczęście tak – odparłam, idąc za nią do pomieszczenia, z którego wcześniej wyszła.
Wiedziałam, że planuje coś upiec, na wyjście po potrzebne produkty nie miała czasu, bo dopiero co skończyła pracę wykonywaną zdalnie, a ciasto potrzebne było jeszcze tego wieczoru.
Patrzyłam, jak rozpakowuje zawartość torby, na jej twarzy widać było ulgę, którą jednak szybko zakryła panika.
– A ta żelatyna to gdzie? Bez niej mi nie wyjdzie! – Płaczliwa nuta w jej głosie nakazała m nie zwlekać z odpowiedzią.
– Spokojnie, mam ją w drugiej torbie.
Odetchnęła ukontentowana.
– To dobrze. Podgrzałam zupę, możesz sobie zjeść.
– Dziękuję bardzo.
Lubiłam to, że wynajmowałam mieszkanie z dwiema kobietami, z którymi udało mi się dogadać i z którymi wspólnie mogłyśmy nie tylko spędzać wolny czas, ale też gotować obiady dla całej trójki, bo smaki miałyśmy dokładnie takie same, a to przynosiło mniejsze wydatki i każdej z nas odpowiadało.
Koleżanka wzięła się za pieczenie, a ja nalałam sobie sporą porcję obiadu i z głębokim talerzem udałam do swojego pokoju, by móc wziąć się za to, co tak mnie do domu ciągnęło.
Do oglądania tego pojedynku przysiadłam w umiarkowanie optymistycznym nastroju. Wiedziałam, że oba zespoły są dość silne i trudno jest wskazać, który jest faworytem, ale że do potyczki stawała reprezentacja, której zawsze kibicowałam na każdej możliwej imprezie tego formatu – innej niż własna reprezentacja, bo ta nie zaskakując, dość szybko pożegnała się z całym turniejem – i wobec której zawsze żywiłam spore nadzieje.
Gdy grane były hymny, ja rozpakowałam zakupy przeznaczone tylko dla mnie. Paczka owocowych żelków i solonych chipsów miały być dobrym towarzystwem, bym na dwie godziny zaszyła się z dala od świata.
Wystarczyło pięć minut, bym zniknęła. I to nie tylko dlatego, że zajęłam się jedzeniem, bo ono zeszło na drugi plan w momencie, kiedy padła pierwsza bramka, której w ogóle się nie spodziewałam. Bo to nie była bramka dla mojego zespołu.
– Do boju – mruknęłam pod nosem, wyciągając rękę po pierwszego chipsa z paczki. – Przynajmniej szybką kontaktową proszę.
Ile jednak zdziałać mogą słowa fana, kiedy rozgrywka toczy się setki kilometrów dalej? Mogłam się jeszcze modlić, ale efekt mógłby być taki sam – to nie ode mnie zależał wynik tego spotkania.
Kiedy do gwizdka kończącego pierwszą połowę nie wydarzyło się to, co mogłoby poprawić mi humor, odrobinę podłamana, jednak wciąż z nadzieją w sercu, przeszłam się do kuchni, by zaparzyć sobie melisę dla lepszego zniesienia dalszej części i zobaczyć, jak idzie z ciastem.
Koleżanka uśmiechnęła się do mnie, zauważając moje pojawienie się.
– I jak idzie? – zapytała, bo choć jej to nie interesowało, wiedziała, co zajmuje mi większość wieczorów.
– Nie tak, jakbym chciała, ale może jeszcze się odkują. Wyszło ci? – również zapytałam, spoglądając na spoczywającą na blacie blachę.
– Na szczęście tak – zaśmiała się. – Dziękuję, że zrobiłaś dla mnie zakupy, bez tego by się nie udało.
Uśmiechnęłam się do niej.
– Nie ma sprawy. – Zalałam herbatę ziołową i chwyciłam kubek. – Będę dalej trzymać kciuki, może w końcu się uda.
– Powodzenia!
Jej słowa – jak moja potencjalna modlitwa – również nie mogły dotrzeć do zawodników, mimo to podniosły mnie na duchu i do drugiej połowy zasiadłam, na nowo wierząc.
Jednak moje słowa, moje nadzieje mogły być płonne jak podczas ostatniej imprezy tego typu. Wówczas również jedna czwarta turnieju okazała się być końcem niesamowitej przygody. Mimo dogrywki, jaka miała miejsce, bo moim ulubieńcom udało się wyrównać, nie dali rady wykazać się i pokonać wyraźnie lepszych w tym meczu przeciwników.
Zawód kolejny raz zagościł w moim sercu.
– Nie powinnam już tak w ciebie wierzyć – mruknęłam, przełączając na inny kanał, gdzie jeszcze nie mówiono o zakończonym właśnie meczu. – Ponieważ zostawiasz mi ból za każdym razem, kiedy cię oglądam.
Byłam niemal pewna, że to samo lub coś bardzo podobnego powiedziałam trzy lata temu, kiedy ukochana drużyna odpadła jeszcze szybciej, pewna jednak byłam, że już w następnym roku, przy kolejnej imprezie, znowu będę trzymać kciuki równie mocno. Bo kibic nie przestaje nim być przy pierwszej możliwej porażce, a trwa wiernie, wierzy, że ujrzy dzień chwały, gdy reprezentacja zacznie zwyciężać, co tylko się da.
Kolejna wielka impreza ma nastąpić za kilkanaście miesięcy, do tego czasu jeszcze wiele meczy będzie do obejrzenia, wiele statystyk do przejrzenia, wiele innych emocji, dlatego nie mogłam się załamać. Zamiast tego powinnam była znaleźć sobie na razie inną drużynę, której mogłabym kibicować, nim mistrzostwa dobiegną końca. A swoje serce szykować na nowo dla swojej ulubionej, przyglądać się jej reprezentantom i liczyć na to, że czas zadziała na ich korzyść i niedługo naprawdę dadzą mi radość.
Do następnego meczu tego dnia pozostało jeszcze niecałe pół godziny, dlatego postanowiłam posprzątać naczynia, które zaległy mi w pokoju, i wynieść śmieci z przekąsek. Nie nastawiałam się na wielkie kolejne emocje, ale miło było także odpoczywać, kiedy piłka toczyła się po boisku i miała znaczenie.
Dla mojej drużyny sprawa się zakończyła, ale koniec czegoś oznacza początek czegoś nowego. I to było tym, co najbardziej podobało mi się w tym sportowym świecie.
Zgadzam się, że dziewczynie mieszka sie lepiej z samymi kobietami, chyba łatwiej sie dogadać z płcią żeńską niż męską, jeśli chodzi o współlokatorów. A wygląda na to, że bohaterka ma całkiem fajne towarzystwo na chacie :)
OdpowiedzUsuńPoza tym gotowanie tylko dla siebie nie jest tak fajne, jak wtedy gdy można cieszyć się posiłkiem z innymi, choćby koleżankami, a wspólne gotowanie to kolejny plus tej sytuacji.
To dziwi wiele osób, ale dziewczyny też oglądają piłkę nożną i kibicują, jestem jedną z nich, więc jednoczę się w kibicowaniu z bohaterką.
Fajny tekst - przypomniał mi emocje EURO w tym roku.