Wraz z marcem, który rozpoczął się cieplejszymi dniami, niż zapowiadały to prognozy pogody, ja sama zaczęłam wyraźnie odżywać. Miniona zima była dla mnie niesamowitym czasem, bo mogłam cieszyć się związkiem z Theo i być obdarowana jego miłością, ale to zaczątek zieleni w parkach, na drzewach i skwerach sprawiał, że uśmiechałam się także do nieznajomych osób. Moje myśli płynęły spokojniej, inaczej też pochodziłam do pewnych spraw i sumiennie wykonywałam swoje obowiązki.
Nie zaniedbywałam przy tym Księgarni myśli, wręcz zaczęłam pisać więcej tekstów, by mieć ich zapas, dzięki czemu utrzymanie poziomu dwóch nowości na blogu miesięcznie stało się rutyną. To napawało mnie dumą, a przy tym w dalszym ciągu pozwalało dzielić się tymi przemyśleniami, dla których brakowało miejsca w rubryce gazety – Kącik myśli morza był stworzony pod innego odbiorcę i ściśle monitorowany, to na własnym blogu mogłam pozwolić sobie płynąć z uczuciami i tym, co się aktualnie dzieje.
24.03.202X
Autor: Marut’a
BRAK KOMENTARZY
Bore da! Dzień dobry!
Wiosna to dla mnie przedziwny czas w roku – nic nie budzi mnie bowiem do życia tak, jak słońce przebywające na niebie dłużej z każdym dniem, deszcz wpływający na wzrost roślin i ta zieleń, która stopniowo objawia się w tylu miejscach, czyniąc świat po prostu piękniejszym widokiem dla oczu. Co tam kawa czy pocałunek ukochanego z rana – wybacz, skarbie – to wiosna ładuje mi akumulatory w sposób, który tak trudno ubrać w słowa nawet mnie.
Ale z wiosną nachodzi mnie często także uczucie niepokoju – co, jeżeli w tym zachwycie nad zmianami, które pojawiają się przecież regularnie, nie zauważę innych zmian? Takich, które niestety nie prowadzą do szczęśliwego rezultatu?
Choć wiosnę uznaję za czas niezwykły, to z tyłu głowy mam myśl, że może wydarzyć się także coś niedobrego. Kiedyś podzieliłam się tym odczuciem z przyjaciółką, a ta uznała, że i ją dopada coś podobnego. Możliwe, że wielu z nas tak ma, czy Was także to dotyczy? Dajcie mi znać!
Mimo tego nieco ponurego akcentu, życzę Wam wspaniałości tej wiosny i dni pełnych słońca i uśmiechu!
Theo nie skomentował tego wpisu, kiedy niedługo po jego publikacji podjechał po mnie, byśmy razem ruszyli do redakcji. Wiedziałam, że go przeczytał, bo miał ustawione przypomnienie o nowościach – przyznał mi się do tego całkiem niedawno, wprowadzając mnie w zupełne zdumienie, bo nie sądziłam, że w ogóle w ustawieniach bloga pozwoliłam, by czytelnicy mieli taką opcję – i od razu rzucał się do lektury. Czekałam cierpliwie, aż coś powie, zahaczy o ten temat. Musieliśmy wjechać na parking pod biurowcem, w którym mieściła się redakcja, by o tym wspomniał.
– Naprawdę czujesz wiosną pewnego rodzaju niepokój?
Spojrzałam na niego. Żadne z nas nie opuściło jeszcze samochodu, ale oboje odpięliśmy pasy, bo mieliśmy dość czasu, by móc sobie jeszcze posiedzieć.
– Tak. Nie jest przytłaczający, jednak czai się z tyłu głowy i nie pozwala w pełni cieszyć się pięknem, jakie pojawia się przed oczami wraz z zielenią.
– Od jak dawna tak masz?
Związek powinien opierać się na zaufaniu, przyjaźni, wsparciu i zainteresowaniu drugą osobą. Choć mogłabym powiedzieć, że pół roku to już spory krok w poznawaniu Theo także od strony innej niż ta zawodowa, to nadal nie opowiedziałam mu o sobie wszystkiego. Czasami uważałam, że pewne informacje są nudne, inne natomiast zupełnie go nie dotyczą. Tak jak ta, którą miałam za część swojego życia.
– Odkąd pamiętam. Zaczęło się od wiosny, kiedy zmarł jeden z moich dziadków. Obudziłam się z przeczuciem, że tego dnia umrze, i wszystkim o tym mówiłam. Nikt z dorosłych mi nie uwierzył, inne dzieci, z którymi się bawiłam, dopytywały, czy może jestem jasnowidzem i wiem, jak się to stanie. Wtedy poza niepokojem o jedną z ukochanym osób czułam się także odrzucona, wystawiona na margines, jak ofiara, którą będzie można wskazywać palcami i mówić, że jest dziwakiem. Mój niepokój uznano za znak, dopiero gdy babcia zadzwoniła przerażona i powiedziała, że dziadka zabrało pogotowie. Nim dotarłam wraz z rodzicami i braćmi do szpitala, dziadek już nie żył. To był zawał.
Przez chwilę milczymy, bo takie wyznanie nie było łatwe, nie jest też takim, o którym słyszy się codziennie. Wspomnienie wywołało łzy, które napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im się wydostać. Dość ich już wylałam w tamtym czasie, teraz nie zdołałyby mi przywrócić krewnego, a też nie chciałam chodzić smutna. To dlatego uśmiechnęłam się do Theo, kiedy ten chwycił mnie za rękę i ją ścisnął.
– Jest w porządku – powiedziałam, chcąc go uspokoić. – Zdołałam już przywyknąć, że czasem tak mam.
Nie można mnie było nazwać medium, nie miałam do czynienia z siłami nadprzyrodzonymi – szczerze mówiąc, to nie wierzyłam w istoty z legend i baśni, choć wyobraźni to mi nigdy zbytnio nie brakowało – ani nie doświadczyłam śmierci klinicznej, która miałaby mnie uczynić bardziej wrażliwą na to, co dzieje się wokół mnie. Po prostu od czasu do czasu intuicja błyskała mi czerwienią w głowie i kazała mieć się bardziej na baczności, uważniej obserwować świat. To też zaprowadziło mnie do miejsca, w którym byłam – gdyby nie takie przeczucia i „czujny nos”, raczej nie zostałabym dziennikarką.
Sunbae nieco odwrócił się na swoim miejscu, by móc na mnie patrzeć, lubiłam, kiedy w ten sposób skupiał na mnie uwagę. W takich momentach czułam się ważna i całkowicie widzialna. Zanim poznałam Theo, takie uczucie nie zdarzało się tak często, jak bym sobie życzyła.
– Dzisiaj też towarzyszy ci ten niepokój?
Pozwoliłam sobie na chwilę wsłuchać się w siebie, po czym skinęłam głową. Tak, niepokój nie gościł jednak tylko w mojej głowie, jego korzenie dosięgnęły też okolic serca, jakby miał to być sygnał, że ponownie ktoś mi bliski spotka się dzisiaj z czymś niebezpiecznym. Nie nazywałam tego nadzwyczajną intuicją ani szóstym zmysłem, bo nie chciałam uważać się za jakiegoś dziwaka – medium to już w ogóle byłaby spora przesada, jak wspomniałam – niemniej nie chciałam tego ukrywać.
– Wydaje mi się, że dzisiaj może się coś wydarzyć – odparłam, na co ukochany skinął głową.
– W takim razie będę się miał na baczności – oznajmił, po czym pochylił się, by przycisnąć swoje wargi do moich ust.
Nieco zaskoczył mnie tym pocałunkiem, co musiał zobaczyć na mojej twarzy.
– No co, musiałem skorzystać, zanim wjedziemy do biura, bo tam mi nie pozwolisz.
– Przecież mamy dla siebie całe wieczory – zauważyłam, czując przy tym, że na policzkach wykwita mi rumieniec. To, że nasz związek wszedł na wyższy poziom, było czymś naturalnym, ale że od dawna nikogo nie kochałam w taki sposób i nie byłam w romantycznej relacji, byłam tą sytuacją nieco zawstydzona.
– Myślisz, że jestem w stanie zawsze cierpliwie czekać?
Musiałam ukryć twarz w dłoniach, by nie zakrztusić się śmiechem, mówiąc bowiem te słowa, Theo tak poruszył brwiami, że nie mogłam zareagować inaczej. Sam też się zaśmiał, po czym uniósł moją dłoń do swoich ust i pocałował knykcie.
– Będzie dobrze – zapewnił mnie – bo będę obok.
– Dziękuję.
Teraz to ja pocałowałam go szybko, po czym odpięłam pas i wyszłam z samochodu. Sunbae mógł jedynie pójść w moje ślady, razem ruszyliśmy do redakcji.
Mogłabym powiedzieć, że dzień w gazecie zaczął się jak zwykle, lecz to minęłoby się z prawdą – nie dało się nie zauważyć, że z redaktorem naczelnym jest coś nie tak. Wyglądał na bardziej zmęczonego, a jego entuzjazm był udawany. Choć prowadził poranny meeting według ustalonego porządku, potrzebował zrobić kilkukrotnie przerwę, by zaczerpnąć powietrza. Coś podobnego mu się nie zdarzało.
Musiałam podzielić się tym spostrzeżeniem, a ukochany stał podczas spotkania koło mnie.
– Coś jest z nim nie tak – szepnęłam Theo na ucho, a ten skinął głową.
– Zauważyłem. Będę miał go na oku.
– Dziękuję.
Podejrzenie, że kreowany tego dnia przez naczelnego obraz jest iluzoryczny, pogłębiło się we mnie, kiedy odeszłam od stanowiska, by przygotować sobie kawę. Przechodząc do kącika z czajnikiem, rzuciłam okiem w kierunku otwartych drzwi do gabinetu naczelnego. Właśnie wstawał od biurka i kierował się do drzwi. Zatrzymałam się, bo coś mi znowu nie grało w jego zachowaniu. Krok mężczyzny zdawał się być wolny, nie taki jak zazwyczaj. Zwróciłam na to uwagę, bo obcowałam z naczelnym nieco częściej niż inni dziennikarze, gotowa byłam podejść do przełożonego i zapytać, czy nie mu nie jest, ale właśnie rozdzwonił się jego telefon, więc go odebrał. Nie dał rady zbyt długo prowadzić rozmowy, gdyż po głośnym powitaniu i przedstawieniu się mężczyzna złapał się za klatkę piersiową i upadł na podłogę.
Dźwięk, jaki temu towarzyszył, zwrócił na niego uwagę wszystkich pracowników, z których wielu – w tym ja – rzuciło się, by sprawdzić, co się dzieje. Wśród nich był także sunbae, który przepchał się, by być najbliżej naczelnego i bez zwłoki przeszedł do sprawdzenia jego stanu, gotowy także od razu przejść do udzielenia pierwszej pomocy.
– To może być zawał – ocenił Theo w krótkim czasie i spojrzał na mnie, a ja wiedziałam, co mam zrobić.
Może lata temu nie umiałam zdobyć się na coś podobnego, ale wtedy byłam dzieckiem. Teraz jako osoba dorosła znałam sposób, by choć w niewielkim stopniu przyczynić się do pomocy.
Wyciągnęłam komórkę z kieszeni spodni i wybrałam numer alarmowy. Na takie działanie było mnie stać bez wpadniecie w panikę, samą pierwszą pomocą powinien zająć się ktoś bardziej kompetentny. W tym przypadku mój partner, który bez zwłoki przystąpił do akcji. Obserwowanie go, jak spokojnie stara się przywrócić szefa do stanu świadomości, i na mnie podziałało kojąco. Dzięki niemu nie zwracałam uwagi na płacze i krzyki innych dziennikarzy, którzy spanikowali nie byli pewni, co powinni w tej sytuacji zrobić.
Także karetka pogotowia dotarło dość szybko, dzięki czemu można było udzielić mężczyźnie fachowej pomocy, musiał zostać przewieziony do szpitala. Postanowiono, by nie przerywać pracy, a dokończyć plan na dzisiaj, informacje o ewentualnym dniu wolnym miały nadejść później, kiedy zbiorą się członkowie zarządu i podejmą decyzję. Nikt jednak nie miał za bardzo głowy do tego, by pisać artykuły pełne optymizmu czy samych dobrych treści.
Ze mną było podobnie – choć planowałam skończyć tekst prawiący o uczuciu radości, jakie pojawia się u człowieka od początku jego życia, temat ten nie pasował mi do własnego nastroju i atmosfery panującej w biurze. Z tego względu zamiast uderzać w klawisze, chodziłam po sali dla rozprostowania nóg, zrobienia kolejnej kawy i obserwowania, czy nie nadchodzi ktoś, kto miałby dla nas jakieś wiadomości.
Tuż przed trzecią po południu, kiedy to marcowy dzień zaczynał myśleć o wieczorze, do biura wparował zastępca naczelnego. Zwykł pracować z własnej przestrzeni, a w redakcji zjawiać się na jeden dzień w tygodniu, jednak zdarzenia, które rozegrały się wcześniej, wymagały jego obecności. Przywitał się tylko zdawkowym „cześć wszystkim”, po czym podszedł do biurka Theo. Akurat także przy nim byłam, więc mogłam być świadkiem rozmowy.
Nie było to jednak moją intencją. Chciałam odejść, ale ukochany przytrzymał mnie za rękę, jakby w ten sposób chciał pokazać, że jak najbardziej powinnam być obecna i wysłuchać, co zastępca ma do powiedzenia.
– Nie jest z nim dobrze – wyznał bez ogródek. – Już w poprzednie wakacje nie czuł się zbyt dobrze, lecz ignorował prośby o pójście do lekarza. Wiedziałem, że ma problemy z ciśnieniem, teraz okazuje się, że to jego serce powoli przestaje dawać sobie samodzielnie radę.
Nie sądziłam, że stan zdrowia mężczyzny to taka tajemnica, dopiero teraz, kiedy zastępca pojawił się, by z nami porozmawiać, docierało do mnie, że naczelny wiele ukrywał, nie chcąc nas martwić. Pewnie sądził, że musimy bardziej skupić się na pracy i obchodzeniu okrągłych urodzin gazety niż na jego samopoczuciu. A żadne z nas nie wyprowadziło go z tego przekonania.
Na tę świadomość aż zrobiło się mi za siebie wstyd.
– I co będzie teraz? – zapytałam, a zastępca naczelnego, który bardziej pełnił tę funkcję jedynie z nazwy, pokręcił głową.
– Wygląda na to, że szybko do siebie nie dojdzie, a kiedy to nastąpi, czeka go raczej emerytura niż dalsza praca. Zarząd będzie musiał postanowić, co robimy dalej, na razie chyba ja będę pełnił jego obowiązki. Ale jest też pomysł, by to Theo zajął jego miejsce, w końcu był to tego przygotowany. Będę wam jeszcze dawał znać – powiedział i uniósł rękę w geście pożegnania, po czym ruszył do innych stanowisk, by także pozostali pracownicy nieco odetchnęli z ulgą i wiedzieli, na czym obecnie stoimy.
Spojrzałam na sunbae, który wyglądał na przygnębionego. Nie dziwiło mnie to, w pełni rozumiałam i po części podzielałam jego uczucia.
Wróciliśmy do pracy, ale do końca dnia nikt nie potrafił skupić się na wykonywaniu obowiązków. Gdy można było już wyjść, Theo podszedł do mojego biurka z informacją:
– Mam wiadomość od naczelnego. Napisał, że jest z nim lepiej i nawet wysłał zdjęcie, ale szczerze mówiąc, nie do końca mu wierzę.
Podał mi telefon, a ja przyjęłam go, starając się nie pokazać po sobie paniki, jaka przez ostatnie godziny we mnie narastała – bowiem znowu przeczucie mnie nie omyliło. Nie chciałam nawet patrzeć na to zdjęcie, bo od razu, wystarczył jeden rzut oka, by wezbrała we mnie litość. Naczelny wyglądał po prostu źle, leżąc na szpitalnym łóżku w bladoniebieskiej piżamie i z rurkami doczepionymi do nosa. Był już przytomny, ale przy tym przestraszony i zmęczony. Nie takim zwykliśmy go widzieć.
Theo musiał dostrzec, jakie emocje we mnie wezbrały, bo chwycił mnie za dłoń i splótł nasze palce. Choć byliśmy w pracy, a moja narzucona na początku związku reguła z nieokazywaniem sobie czułości w biurze wciąż obowiązywała, nie cofnęłam ręki, bo taki rodzaj wsparcia był mi w tej chwili jak najbardziej potrzebny.
– Co teraz z nami będzie? – zapytałam, a sunbae nie umiał mi na to odpowiedzieć.
Nad gazetą zawisła jedna ciemna chmura, która albo odejdzie, gdy minie czas, albo da początek burzy, której nigdy się nie spodziewaliśmy i sporo tym samym namiesza. Chciałam całym swoim sercem, by ta sprawa miała szczęśliwy finał, ale niezbadane są ścieżki losu – nadzieja była tą bronią, której w tym momencie najmocniej mogliśmy się wszyscy trzymać.
Ale sie podziało. Tu pięknie kwitnie miłość i nic tylko wypatrywac pierscionka (i te brwi Theo xd o dobry to byl moment, zobaczylam to xd), a tu normalnie się zaczela kroic tragedia. Bardzo ten niepokoj mi sie udzielil, tak zostal cichcem wprowadzony do tekstu i ja sama zaczelam czyc, ze o, jest za pięknie. Ale ze akurat na naczelnego padło? W sumie nigdy nie zastanawialam sie nad jego zdrowiem ani wiekiem, ma taką osobowosc, ze wydaje sie niezniszczalny... a jednak. Oczekuję w napięciu jak sie zakonczy ta sytuacja...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ze dopiero teraz komentuję ;(