Podpierał się coraz bardziej wiotczejącym ramieniem o blat barku. Aż dziw, że jeszcze nie spadł z krzesła po tak dużej dawce alkoholu. Dalia czarowała go swoim urokiem, podstawiając kolejną szklaneczkę Whisky, a William napierał pytaniami o przeszłość Dominique Simons.
– Twierdzisz, że coś łączyło Dominique z Percy Florencem? – Lord chwycił archiwariusza za podbródek, aby choć na chwilę przestał wpatrywać się w oczy Dalii, a na sekundę skupił się na nim i jego pytaniach.
– No muffie przecies. – Język tak mu się plątał, że dziewczyna ledwo go rozumiała. – Percy miał z nio rozmas.
– Co miał? – dopytała Dalia.
– No romans. Wisz w sekrecie przed wyszytkimi. Nie dziwie się we sumie. – wskazał palcem na dziewczynę i zaczął się śmieć.
– Dlaczego cię nie dziwi ukrywanie związku przed ludźmi? – Harborn nie dawał za wygraną, znowu skierował jego głowę w swoją stronę.
– No jak to jak? Preznież ona już męża miała, a brzuszek rosną. I ta sprawa z udawaniem faceta na książki. – Wychylił kolejną szklaneczkę, którą Dalia szybko napełniła. – Dziewczynkę ponoć miała, ale zabronili jej wpisywać nazwisko ojca w papierach. Znaczy sławienna pisarka Mary Shelley zabroniła.
– Jego matka, autorka „Frankensteina”, Mary Shelley zabroniła mojej babci wpisywać swojego syna jako ojca dziecka? – Panna Simons uniosła głos, ale uspokojona gestem przez Williama, zaczęła mówić ciszej. – Więc notatka w książce znaczyła tyle, że Dominique zadedykowała swoją pierwszą książkę Perciemu Florencowi, swojemu kochankowi.
– Co się stało z dzieckiem? – zapytał lord.
– No jak co, co? – Szklaneczka w jego dłoni drżała. – Dziecko urodziła rok po wydaniu książki, choć też nie wsyscy wiedza, że tom łona była autorką, pamiętasz, jak o facecie mówiłem?
– Tak, wiemy, że wydała swoją pierwszą książkę pod fałszywym nazwiskiem, jako mężczyzna. Zakładam, że takie były czasy.
– Czasy były gorsze, niż myślisz, a dziewczynka zapisana była jako dziecko jej męża, nie dowiedział się biedak, nie dowiedział. A jedno dziecko mieli tylko.
Dalia złapała się za usta i odeszła od barku. Widząc to, William był pewien, że zdobyli wystarczająco informacji. To, czego się dowiedzieli, zmieniło wszystko. Matka Dalii, Lidia, była córką Perciego Florenca, a jego przyjaciółka była jego wnuczką.
– Dziękuję za tę niepowtarzalną rozmowę. – Rozległ się dźwięk dzwoneczka zapraszającego gości na kolację. – Lucasie, myślę, że pora coś zjeść.
Mężczyzna odprowadził archiwariusza do jadalni, posadził na krześle, po czym udał się w poszukiwaniu przyjaciółki. Nie zdziwiło go jej zdenerwowanie. Nie każdy jest w stanie poradzić sobie z taką informacją. Przeszukał wszystkie pomieszczenia, w których przyjmowano gości. Nie widziano Dalii w żadnym z nich. Czyżby jego przyjaciółka postanowiła sama wrócić do domu?
Na zewnątrz nadal stała karoca lorda Harborna, co wskazywało, że dziewczyna powinna znajdować się w pobliżu posiadłości. Na wszelki wypadek postanowił porozmawiać z woźnicą, czy przypadkiem Dalia nie chciała wrócić bez niego do domu, ale jej odmówiono. Okazało się, że panna Simons w istocie chciała, aby natychmiast zawieziono ja do miasteczka, ale nie czekawszy na odpowiedź woźnicy, sfrustrowana pobiegła w stronę pobliskiego parku. Nie był to dobry znak. Był środek nocy, park nie był oświetlony, za to mrocznie przyozdobiony w związku z Halloween.
William widział innych ludzi wchodzących do parku, ci natomiast byli zaopatrzeni w oświetlające ich drogę naftowe latarnie. Postanowił pożyczyć jedna od wychodzących z parku osób. Ogród przy posiadłości był naprawdę rozległy. Miał świadomość, że nie będzie łatwo znaleźć w nim Dalie, szczególnie że większość dam była ubrana w czarne suknie, a na twarzach nosiły maski.
Drzewa uginały się nad głowami spacerujących. Przerażające kukły zawieszone w ich koronach i przybite do pni wywoływały przeraźliwy krzyk niejednej z kobiet, zaskoczonych widokiem ozdób. W takich okolicznościach ciężko było nie wzdrygać się Williamowi, gdy za każdym razem sądził, że to krzyk jego przyjaciółki. Na szczęście w parku rozlegało się tyle śmiechu, co okrzyków. Co chwile mijał kobiety w czarnych sukniach, które podparte na ramieniu swojego partnera przemierzały ciemne ścieżki. Nie zauważył żadnej kroczącej samotnie.
Gdy już stracił nadzieję, że uda mu się odnaleźć ja przed świtem, zobaczył kobietę w czarnej sukni, stojącej nad brzegiem jeziora. Rzucała kamieniami w tafle wody. Był pewien, że to ona. Inne kobiety nie znajdowały przyjemności w wygrzebywaniu brudnych od błota kamyczków, aby porzucać sobie nimi w stronę jeziora.
Podszedł powoli, aby jej nie wystraszyć, choć wątpił, aby mimo wszystko był w stanie to zrobić. Dalia była niezwykle odważna i nawet stojąc samotnie w nocy nad brzegiem jeziora, zapewne byłaby większym zagrożeniem dla potencjalnego napastnika, niż ktokolwiek mógł zdawać sobie sprawę.
– Czego chcesz – zapytała, nie odwracając się.
– Skąd wiedziałaś, że to ja?
– Księżyc mi wyszeptał. – Wskazała palcem na srebrny krąg na niebie.
– Przynajmniej ona ma na ciebie oko – odparł.
– Na mnie nie trzeba mieć oka. Dobrze radze sobie sama. – Rzuciła kolejnym kamieniem w tafle wody, licząc na głos ile razy odbije się o jej powierzchnię, zanim zatonie na dobre. – Raz, dwa, trzy.
– Do prawy? A jak sobie radzisz z informacja, ze Percy Florence jest twoim dziadkiem, a Mary Shelley twoja prababka?
– Z precyzja szwajcarskiego zegarka wypieram ten fakt.
– Dalio, wiesz, że będziesz musiała porozmawiać o tym z matka?
– Jak sądzisz, czy ona wie, że jest dzieckiem z nieprawego łoża? Myślisz, że nakazano jej ukrywać informacje o tym, kto jest jej prawdziwym ojcem. Czy dziadek, mąż Dominique wiedział?
Pytania się namnażały, a zegary wybijały kolejne godziny. Było bliżej świtu, niż im się zdawało.
– Jeśli nie chcesz wracać dzisiaj do domu, możemy wrócić do mnie. Dawid przygotuje ci pokój. Będziesz miała czas wszystko przemyśleć i przygotować się na rozmowę z rodzina.
Dalia pokiwała głową. Chwyciła Williama pod ramię. Jednak potrzebowała wsparcia.
– Chce już wracać.
Hej :)
OdpowiedzUsuńNo, no, no. To wielka tajemnica wreszcie wyszła na jaw. Sposób, w jaki uzyskano informacje, może nie jest zbyt moralny, ale dał rezultaty. Nie dziwię się reakcji Dalii, w jakiś sposób poczułam do niej większą sympatię. Mam nadzieję, że szybko zdoła poukładać sobie wszystko w głowie.
Pozdrawiam
Jestem w końcu! Wybacz!
OdpowiedzUsuńTekst czyta sie jednym tchem, intryga jak rodem z powieści romantyczno-kryminalnych. Wyciaganie informacji budzilo jednocześnie napiecie jak i nieco wesolosci, patrzac w jakim stanie znajduje sie archiwariusz (swoja droga, jakie ciekawe slowo!). No tak, takie czasy, nieslubne dzieci, niezamezne matki nie mialy lekko. Nie dziwię się Dalii, że potrzeb7je czasu, aby to wszystko sobie poukładac w głowie. Podobala mi sie koncowka. Cieszę się, że przyjęła pomoc od Williama ;) Ciekawe, czy coś się narodzi z tej relacji!