Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

sobota, 11 września 2021

[107] Truly ~Miachar

 … I wanna know what’s on my mind



Kolejne natrętne myśli panoszyły się po mojej głowie, ale miałem problem, by pochwycić choćby jedną z nich, przyjrzeć się jej, poznać i jakoś odnieść. Niczym potok płynęły wartko, co wywoływało ból, na który na razie nie chciałem reagować tabletkami.
„Prawdziwie chcę wiedzieć, co jest w mojej głowie”, myślałem, ale nie było możliwe poznanie tego, kiedy gonitwa zdawała się nie ustawać, a wręcz przybierać na sile. W takich chwilach wiedziałem, że działa lekkie upojenie alkoholowe, jednak lodówka od razu dała znać, że ni piwa w niej nie znajdę, ni innego trunku z procentami. Nie miałem barku, w którym chomikować by mi przyszło butelki z whisky, na której zupełnie się nie znam, czy innych ginów, szkockich czy bourbonów.
Pozostało więc wyjść na zewnątrz w celach zakupu.
I jakby to siła jakaś – niższa czy wyższa, w co kto wierzy – nakazała jednemu z moich nielicznych znajomych by właśnie teraz się odezwał. Mogłem odrzucić połączenie, mogłem  poczekać, aż telefon przestanie dzwonić, i wtedy napisać esemesa, ale choć byłem introwertykiem, pewnym konfrontacji nie zwykłem odkładać zbytnio w czasie.
– Słucham cię.
– Cześć, nie masz ochoty się napić?

Miałem i to wielką, ale wiedziałem, że on widzi to inaczej – nie jako wypad do sklepu, a całonocną popijawę w jakimś lokalu.
– No, mam – zacząłem powoli, szukając w głowie jakieś wymówki, by jednak mnie z domu nie wyciągnął, ale znajomy był szybszy.

– To super, bo ja też! Stoję właśnie przed twoim blokiem, więc się zbieraj, bo idziemy do „Sfinksa”, mają promkę na szoty!

Czyli ten dziwny wymysł, którego moje ciało nigdy nie akceptowało i zawsze zwracało. Nigdy nie był ze mnie zbyt imprezowy typ, który bawiłby się w towarzystwie kolorowych koktajli i lejącej się strumieniami wódki. Nigdy nie porywały mnie hity, które na każdej dyskotece wybrzmiewały, póki ktoś miał jeszcze siły je puszczać. O wiele łatwiej przychodziło mi ukrywać się w mieszkanku pod kocem i z serialami, ale skoro już znajomy dzwonił – czyli o mnie pomyślał – to mogłem wyjść choćby na godzinę. W końcu wciąż miałem ochotę na alkohol.
„Sfinks” nie był lokalem o najlepszej reputacji, ale że jako jeden z nielicznych w mieście nie stosował na wejściu żadnej selekcji, każdy mógł do niego wejść i nabić kieszeń właściciela choć jedną dychą za drinka, którego zwróci z siebie, nim noc przemieni się w kolejny dzień. Wyjście do podobnego miejsca mogło dać człowiekowi wrażenie, ze jest niczym ptak i może pofrunąć, dokądkolwiek zechce. Dlatego czasami odpowiadało nawet komuś takiemu jak ja, kto do ludzi z własnej, nieprzymuszonej woli wychodził naprawdę rzadko.
Spotkaliśmy się przed moim blokiem, po czym ruszyliśmy w drogę, przed wejściem skinęliśmy jedynie głową bramkarzowi i bez większego, wylewnego powitania weszliśmy do środka, gdzie od razu zaatakowała nas muzyka starająca wwiercić się do mózgu i spróbować rozłupać go na pół niczym orzech kokosa. Znajomy popłynął wśród innych, kierując się prosto do baru, ja jednak poświęciłem chwilę, by zaznajomić się oględnie z otoczeniem. Jak można się było tego spodziewać, wieczór skazał na to miejsce ludzi, którzy albo byli bardzo zdesperowani, by tutaj szukać dla siebie wielkiej miłości, albo zbyt wykluczeni społecznie, by móc bez obaw wejść do innego klubu. Czułem się częścią tego marginesu, dlatego poczułem lepiej i poszedłem za kolegą, który już wlewał w siebie pierwsze piwo. Drugie stało przed nim, ale po nie nie sięgnął – przesunął za to kufel w moją stronę.
– Pij – polecił, a ja nie zamierzałem się stawać, buntować czy robić za świętoszkowatego abstynenta. Potrzebowałem alkoholu, nikt nie musiał mnie do niego nakłaniać.

Jasna ciecz spłynęła w dół spragnionego gardła, a ja aż westchnąłem nad wspaniałością tego jakże prostego, chmielowego trunku. Humor poprawił się mi do tego stopnia, że nawet zdołałem się uśmiechnąć.
Znajomy miał już drugi kufel w ręce.
– Idę na zaloty! – krzyknął, choć mimo głośnej muzyki byłem na tyle blisko, by usłyszeć go bez większych problemów. – Na razie!
Wiedziałem, że nie będzie robił za moją niańkę, sądziłem jednak, że pobędzie obok odrobinę dłużej. Nie zamierzałem iść w jego ślady, bo nie byłem ani typem łowcy, ani kimś, komu marzyłaby się wielka miłość, która swój początek wzięłaby w takim lokalu jak ten. Właściwie to miałem obawy przed zawiązywaniem znajomości w każdym miejscu, jednak bary, kluby i knajpy w szczególności nie zdawały mi się być odpowiednie do rozpoczynania najmniejszych nawet relacji z kimś, do kogo miałbym otworzyć buzię.
Zdecydowanie bardziej wolałem pozostać sam ze swoimi myślami nad kuflem czy kieliszkiem i z pomocą procentów złapać choć jedną, by ją przeanalizować, podzielić na części pierwsze i być może wyciągnąć z niej jakieś wnioski. 

Jednak los w zwyczaju ma brać się za to, co sam uzna za słuszne, nie patrząc przy tym na to, czego człowiek może pragnąć.
To dlatego nakazał zasiąść tuż obok komuś, kto zdawał się być jednocześnie z innej planety, jak i bardzo podobnym do mnie.
– Można się przysiąść?
Nie chciałem zaszczycać kobiety spojrzeniem – bo głos bez wątpienia należał do kobiety – jednak kto by się oparł poczuciu, że musi zobaczyć, kto zacz raczył się odezwać? Gdybym wiedział, że napotkam na ładną, symetryczną twarz kogoś o dużych oczach, ładnie skrojonych ustach i łagodnym uśmiechu, kto prezentował sobą klasę nawet w zwykłej białej koszuli i dżinsach, to może chociaż włosy bym dłonią przygładził, by nie wyglądać na totalnego obdartusa, ale skąd mogłem wiedzieć, że ktoś taki zechce usiąść obok?
– Tak, jasne, proszę.
Z jakiegoś powodu poczułem się nieswojo, że piję piwo, kiedy nieznajoma zamówiła mojito, ale też co mi było do tego? Każdy pił to, na co miał ochotę.
Raczyłem się trunkiem z pianką, nie zwracając uwagi na dziejącą się na parkiecie imprezę, jednak kobieta nie umiała się wyłączyć, by nie odezwać się z uwagą:
– Przepraszam, ale czy to pana kolega tak wywija?
Nawet nie musiałem patrzeć, by wiedzieć, że znajomy właśnie prezentuje swoje „kocie ruchy”, które nawet zdesperowanej staruszki pragnącej ostatniego numerku nie zaprowadziłyby do jego sypialni.
– Tak, to on.
– Podziwiam za odwagę.
– Bo nie pani odprowadzi go do domu wśród oklasków reszty bawiących się.
Nie powinno się zaczynać znajomości od bycia aroganckim czy zbyt sarkastycznym, ale nie posiadłem umiejętności szybkiego dostosowywania się do sytuacji, raczej bliski byłem paniki, kiedy działo się coś, do czego nie przywykłem.
– Rozumiem. Ale może porzucimy tę formalną grzeczność? – zasugerowała i wyciągnęła w moją stronę rękę. – Miło poznać, jestem…
Chwyciłem jej dłoń i lekko uścisnąłem, odpowiedziałem na powitanie i również podałem swoje imię, a atmosfera między nami uległa pewnej zmianie, stała się bardziej przyjazna, choć ja jeszcze się nie rozluźniłem
– Nie kłamałam, mówiąc, że podziwiam twojego kompana za odwagę – powiedziała, wciąż patrząc na parkiet, gdzie znajomy wywijał w najlepsze, rozchlapując przy tym te resztki alkoholu, jakie zachowały mu się w kuflu. – Takie połączenie ruchów breakdance’a z salsą i walcem wiedeńskim to niezła sztuka.
– Poczekaj, aż dojdzie do kankana, bez wiwatów i okrzyków się nie obejdzie.
– A dlaczego ty nie tańczysz?
Wydawała się być tego naprawdę ciekawa.
– Bo zdaje sobie sprawę z tego, że mam dwie lewe nogi i prędzej kogoś skrzywdzę, niż wykonam prawidłowo choć jeden krok.
– Świadomość własnych słabości to też umiejętność ludzi odważnych.
Spojrzałem na nią uważniej, a barman postawił przede mną kolejne naczynie z chmielowym trunkiem.
– Dziękuję. W jaki sposób rozpoznałaś te tańce, o których mówiłaś? Znasz się na tym?
Kobieta upiła łyk drinka.
– Można tak powiedzieć. Pracuję na recepcji w szkole tańca dla dzieci, co nieco zdołałam podpatrzeć.
Jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś jej podobnego. Ale szczerze mówiąc, nie byłem kimś, kto nawiązywał relacje na każdym kroku.
Patrzyła na mnie uważnie, czekając na moją odpowiedź czy też pociągnięcie tematu, ja jednak nie umiałem ubrać myśli w słowa, które mógłbym z łatwością z siebie wyrzucić, wszystkie brzmiały zbyt infantylnie, w dodatku wciąż gnały przez moją głowę niczym jakieś stado przestraszonych ptaków.
Jedyne, co zdołałem z siebie wydukać, brzmiało żałośnie nawet dla mnie.
Niezbyt często mam okazję porozmawiać z kimś takim jak ty.
Co więc o niej sądziłem? „Ktoś taki jak ty” miało być komplementem czy może przyczajoną obelgą? Mogła to zrozumieć w zależności od tego, w jaki sposób do mnie podchodziła.
Głupek ze mnie.
Chyba rzadko wychodzisz do ludzi.
Spojrzałem na nią zdziwiony, a mój mózg trawił jej wypowiedź. Skąd wzięło się jej podejrzenie? Trafne, bo takie było, ale w jaki sposób zdołała mnie ocenić? Byłem tego ciekaw.
– Dlaczego tak myślisz?
Wzruszyła lekko ramionami, a na jej ustach czaił się dość łagodny uśmiech. Coś więcej niż na obrazie Mona Lisy, jednak również zagadkowy. Poczułem, że chcę poznać jej tajemnicę.
– Bo nie prowadzisz szybkiej rozmowy z wieloma pytaniami, by mnie poznać i zakwalifikować jako tylko rozmówcę lub kogoś więcej, ważysz słowa i poświęcasz więcej czasu piwu. To oznacza, że twoim celem nie jest zawieranie znajomości, ale przy tym jesteś zbyt kulturalny, by kazać mi spadać na drzewo. Nie wiesz przez to, jak się zachować, dlatego wciąż tu tkwisz, choć nie masz pojęcia, o czym moglibyśmy rozmawiać.
Mówiąc mi to wszystko, stawiając swoją tezę, patrzyła cały czas na mnie. Muzyka jakoś ucichła w moich ustach, nawet w głowie nieco mi się rozjaśniło, a myśli spowolniły, gdy kobieta wyraziła kilka z nich na głos. Jakby umiała czytać w myślach.
– Nie martw się – powiedziała, schodząc z wysokiego krzesła i zabierając mojito ze sobą – akurat ja mam dość taktu, by odejść, kiedy wyczuwam, że gdzieś się mnie nie chce. – Uśmiechnęła się szerzej, lecz teraz na jej wargach tańczył cień smutku. – Jeszcze raz: miło było cię poznać.
Mogłem patrzeć na jej plecy, gdy oddalała się od baru, omijała parkiet i zmierzała do jednego z boku, ale mogłem też porzucić swoje zwyczaje i jeszcze z nią pobyć.
Moje ciało podjęło decyzję szybciej niż głowa, co uświadomiłem sobie w momencie, gdy moje palce zacisnęły się delikatnie na jej nadgarstku.
– Zaczekaj.
Ten wieczór nie mógł się tak skończyć, bo nagle zapragnąłem czegoś więcej niż tylko się napić.
A ona była mi potrzebna. 


2 komentarze:

  1. Natłok myśli plus alkohol to zabójcza kombinacja, choć wielu szuka w nim wytchnienia, sądząc, że jeśli wypiją go wystarczająco dużo, to problemy zniknął, bądź na chwile ulotnią sie z głowy, która już i tak za ciężką nie zdoła uchwycić ich ciężaru. Choć chyba jest tak ze wszystkimi używkami.
    "Wyjście do podobnego miejsca mogło dać człowiekowi wrażenie, ze jest niczym ptak i może pofrunąć, dokądkolwiek zechce." - złudne poczucie wolności?
    Rozumiem zniechęcenie do tego rodzaju miejsc...też jestem typem introwertyka domownika, niż socjalizującej sie imprezowej bestii (choć i takich ludzi znam - nie dogadujemy sie :D)
    "... komu marzyłaby się wielka miłość, która swój początek wzięłaby w takim lokalu jak ten. " - ojoj chyba nie znam nikogo kto byłby w poważnym zwiazku który zaczął się w klubie :D

    Polubiłam tą dziewynę, inteligentna, zabawna i bynajmniej nie jest typowa klubową lafirynda :P
    Zmiana w osttanim momencie, ciekawe jak to się skończyło i ciekawe czy coś pozostało z tej znajomości.

    Fajny tekst od razu mi się przypomniały lata jak odwiedzałam kluby, w których nie raz przetańczyłam całą noc ( oby lepiej niż jego kolega, ale to oceni historia haha)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze, co rzucilo mi sie w oczy, to taka specyficzna narracja. Bohater uklada sobie myśli w głowie w ciekawym szyku. Przez chwilę podejrzewałam, że znajdziemy sie w innym wieku, ale nic ma to nie wskazuje. Kluby to dosc nowoczesny wymysl. Nie lubię ich. Tak jak telefonów, także dobrze znam zabieg nieodbierania albo odrzucania xd zdarzało mi sie wykręcać tym, ze mam zepsuty mikrofon, byle wymienić rozmowy na smsy. Dlatego poczulam sympatie do bohatera. Szkoda, ze nie uświadczylismy imion, choc musze przyznac, ze przez to tekst staje sie bardziej uniwersalny. Odwazna kobieta, ktora widzi odwagę u innych. Polubiłam ja. Taka nienachalnosc przysporzyć moze w cholere wiecej zainteresowania niz zbytnia natarczywosc, to na pewno. Ciekawe, czy ta relacja wyjdzie poza klub.

    OdpowiedzUsuń