Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 27 kwietnia 2025

[190] Trzeci pomocnik: quatsch ~ Miachar

 Po poprzedniej części zdałam sobie sprawę, że w pierwszych tekstach sama przedstawiałam Gracie jako Grace. Ech, przyjmijmy, że od opowiadania, w którym Hae tłumaczy pochodzenie swojego imienia, jest ona dla nas wszystkich Gracie.

A ja sobie to wbiję do głowy.

_________________

Musiałam przyznać, że jak przyzwyczaiłam się do zadań na nowym stanowisku, jak i czułam z nimi dość dobrze, to nie umiałam przekonać się do pomocnika Hibba. Po prostu nie i już. Z niektórymi ludźmi tak się ma – od początku wiadomo, że nadaje się na innych falach i lepiej nie tracić cennych sił na próbę zaprzyjaźnienia się.

Hibb był dla mnie najczęściej życzliwy i wciąż twierdził, że chętnie będzie mnie wprowadzał w arkana tej pracy, ale szczerze mówiąc, robiło mi się słabo na samą myśl, że miałabym go o cokolwiek prosić. Nawet jeśli chodziło o wymianę tuszu w drukarce czy dorzucenie nowego papieru – wolałam zrobić to sama, najlepiej, gdy nikogo przy tym nie było, ewentualnie zwrócić się do drugiego kolegi.

Myślałam, że pierwszy pomocnik tego nie zauważa, ale któregoś przedpołudnia dotarła do mnie jego rozmowa na korytarzu z kimś z działu administracji. A usłyszałam ją tylko dlatego, że choć działa się na korytarzu, to drzwi do gabinetu stały otworem, a Hibb znajdował się dokładnie naprzeciw i nie dbał o to, by mówić cicho. Pytano go, jak sobie radzę, na co Hibb rzekł, że moja praca to jeszcze nie perfekcja, ale jak tylko przekonam się, że jest moją najlepszą opcją, by do tego dojść, to znajdę się na szczycie. Gdyby mnie ktoś zapytał, to z dumą w głosie powiedziałabym, że radzę sobie lepiej, niż zakładałam. Ale mnie nikt nie pytał, bo przecież lepszą wersję usłyszy się, wypytując mojego współpracownika, prawda?

Starałam się nie myśleć za bardzo o tym, że moja relacja z Hibbem nie zmieni się w inną niż zawodowa i że nic nie sprawi, że bardziej będziemy się dogadywać, ale że czułam na sobie spojrzenie pierwszego pomocnika, wykonywałam swoją pracę wolniej, byle tylko była przynajmniej poprawna w jego mniemaniu.

– Hae? – W którymś momencie dotarł do mnie jego głos, zerknęłam w jego stronę, gotowa nawet wstać, gdyby chciał nagłego okazania szacunku. 

– Tak?

– Jak ci idzie napisanie decyzji?

Tego dnia podczas odprawy sierżant zlecił mi to zadanie, nakazując, by skorzystała z wersji, jakie już wcześniej stworzyli moi starsi stażem koledzy. Właśnie miałam otwarty załącznik, który podesłał mi Daniel w ramach owego wzoru, na dobrą sprawę wystarczyło mi dopisać jedno zdanie i mogłabym podać je do druku i sierżantowi do podpisu.

– Już prawie kończę – oznajmiłam zgodnie z prawdą.

Czułam się pewniej, wypełniając polecenia, bo miałam dostęp do tylu opracowanych materiałów, że pierwsze szkolenie było za mną i nawet sam sierżant zauważył, że rekrutacja wybrała odpowiednią osobę na to stanowisko. Taka pochwała dodała mi nieco pewności, ale Hibb robił, co mógł, by jednak nieco podcinać mi skrzydła. A przynajmniej takie wrażenie odnosiłam.

– To jak będziesz też już miała podpisy sierżanta, to zapakuj je do kopert i idź nadać na pocztę, okej?

W pierwszej chwili myślałam, że coś źle usłyszałam. Nawet zastanawiałam się, czy poprosić go – tego chyba chciał, czyż nie? – by powtórzył, co powiedział, ale mężczyzna nie patrzył w moim kierunku. Czułam za to na sobie spojrzenie Daniela, który właśnie wszedł do gabinetu, prowadząc za sobą gościa, z którym nasz przełożony był umówiony.

Jak my mieliśmy nasze mundury, tak zapowiedziany gość był generałem służb wojskowych naszego hrabstwa. Wszedł do pomieszczenia pewnym krokiem, wyprostowany i z poważnym wyrazem twarzy. Na jego widok i w tym przypadku podskórnie poczułam, że powinnam wstać, by okazać w ten sposób szacunek. Pierwszy pomocnik zrobił to samo, a nawet zasalutował. Ja nie uważałam tego za coś koniecznego, w końcu generał jedynie skinął nam głową na powitanie i wszedł do gabinetu sierżanta. Daniel zapowiedział wizytę, po czym wrócił do nas, zamykając za sobą drzwi. To, co działo się u sierżanta, miało tam pozostać, póki nie zostanie podjęta inna decyzja.

Goodwill zajął miejsce przy swoim biurku, a ja dopisałam ostatnie zdanie i wydrukowałam dokumenty. Oczywistym było, że nie wejdę teraz do przełożonego, decyzje te akurat mogły nieco zaczekać. Hibb jednakże myślał inaczej, czym mnie zdziwił.

– Hae, podpisy od sierżanta same się nie zrobią.

– Przecież ma teraz gościa, a sam mi mówiłeś, pomocniku Hibb, że nigdy nie powinnam przeszkadzam sierżantowi, chyba że dojdzie do alarmu bombowego.

Żaden alarm się nie rozlegał, więc ta jedyna dopuszczalna opcja wtargnięcia do gabinetu nie miałaby uzasadnienia, a mnie czekałaby reprymenda. O tym też powiedział mi pierwszy pomocnik, czyżby już zapomniał, jaką wiedzą się ze mną podzielił? 

– Ale pocztę zamykają o piątej, a zanim tam dojedziesz…

Nie zdołałam powstrzymać się od powiedzenia:

– Co za nonsens

W pomieszczeniu panowała cisza, byłam wiec całkowicie słyszana.

– Słucham? Co powiedziałaś? 

– Że to nonsens – nie miałam problemu z powtórzeniem tego, czego ponoć nie usłyszał. – Godziny działania poczty nie mają ze mną nic wspólnego. Doskonale wiem, że wszelkie dokumenty do wysyłki zanosi się do działu administracji, która się tym zajmuje, a gończy z naszego departamentu wychodzi codziennie przed dziesiątą rano. Dzisiejsze decyzje najwcześniej jutro mogą trafić na pocztę, czego sierżant jest całkowicie świadomy, sam nakazał mi napisać je z jutrzejszą datą. 

Hibb patrzył na mnie uważnie, wyglądając przy tym na wstrząśniętego moim wywodem i nieco wkurzonego. Co, sądził, że świeżak jak ja jeszcze długo mu się nie przeciwstawi? Cóż, nie do końca byłam żółtodziobem w departamencie bezpieczeństwa, chyba mu to jakoś utknęło albo świadomie to wyparł. 

– Czyli co? Nie pójdziesz do niego i na pocztę?

Wydawało mi się, że wyraziłam się dość jasno. Najwidoczniej jednak potrzebne było dodatkowe tłumaczenie, by do niego dotarło.

Kolejny raz powątpiewałam w powołanie go na pierwszego pomocnika, ale nie ja o tym decydowałam. 

– Pójdę do niego, oczywiście, ale jak nie będzie już zajęty gościem, po czym przekażę dokumenty do działu administracji, który zajmuje się u nas także nadawaniem poczty. Właśnie od takiego stanowiska tutaj zaczynałam.

Rozumiałam, że podczas procesu rekrutacji pomocnicy byli tylko wsparciem, nie zaznajamiali się z historią zawodową kandydatów, ale branie za pewnik, że nabiorę się na coś takiego, było naprawdę nieodpowiednie. Nie wiedziałam, jak to zrozumieć – próba powitania nowej osoby na pokładzie w stylu zrobienia jej pranka czy może pokazanie wyższości i tego, kto tu ma władzę? W przypadku drugiej opcji Hibbowi wyraźnie podwinęła się noga, gdyby faktycznie wiedział, jak wygląda w departamencie ten proces, może aż tak by się nie wygłupił.

– Co?

Wstrzymałam westchnięcie, ale złość już zaczęła rozlewać się po moim ciele. Nie sądziłam, że ktoś zdoła mnie denerwować tak szybko, ale koledze się udawało. Musiałam jednak trzymać wszystkie emocje i reakcje na wodzy, w końcu byłam tu najmłodsza stażem, nauczona okazywać szacunek nie mogłam pozwolić sobie na to, by zachować się niczym rozpieszczony bachor. Przecież byliśmy w pracy, a sierżant w swoim gabinecie mógł coś z naszej rozmowy usłyszeć. A przecież właśnie miał gościa.

– Przepraszam – zmieniłam nieco ton – ale w przypadku tego procesu znam doskonale kolejne kroki, jakie należy podjąć. Pozwolisz, pomocniku Hibb, ze postąpię zgodnie z nimi, decyzje zostaną wysłane, tak jak oczekuje tego sierżant. 

Pierwszy pomocnik nic już nie powiedział, za to wyraźnie się napuszył i co rusz rzucał mi złowrogie spojrzenie. Nie reagowałam na to, zajęta dalszym wypełnianiem obowiązków, a trzeci z nas, Daniel, robił wszystko, by się nie wyróżnić i nie dać do zrozumienia, że był świadkiem tej wymiany zdań. Humor mi siadł, ale nakazałam sobie trzymać się, a wszelkie wybuchy czy nieprzyzwoite słowa zostawić do czasu, aż nie znajdę się poza budynkiem departamentu, by wtedy je z siebie wyrzucić.

To musiało poczekać nieco dłużej, niż zakładałam. I to tylko dlatego, że Daniel chciał iść razem ze mną, bo przystanek autobusowy, skąd odjeżdżała komunikacja w stronę mojego mieszkania, był akurat po drodze na parking, gdzie Goodwill zostawił samochód. Ciężko było mi uwierzyć w to, że nie korzysta z miejsc dla pracowników – plac przed budynkiem departamentu z łatwością mieścił z przynajmniej dwieście aut – ale Daniel wyjaśnił, że to dla zdrowotności. Takie kilkuminutowe spacery rani i późnym popołudniem pozwalały mu się dotlenić i jako tako trzymać formę. Nie do końca w to uwierzyłam, ale nie ciągnęłam za język, by poznać prawdziwy powód. Nosiłam w sobie zbyt wiele złości, by skupić się w tej chwili na działaniach drugiego człowieka. 

On natomiast wyłapał, że humor mi nie wrócił, z tego powodu, choć szliśmy jedną ścieżką, nasze ramiona dzieliło dobrych kilkanaście centymetrów, jak nie więcej. Czyżby się bał, że coś mu zrobię? Nie byłam kimś, kto atakował innych, gdy nie radził sobie z emocjami, raczej dałabym ujście przemocy skierowanej wobec siebie samej. Ale tego współpracownik nie musiał jeszcze o mnie wiedzieć.

Co rusz czułam na sobie spojrzenie Daniela, odezwał się, gdy wreszcie je odwzajemniłam. 

– Wyglądasz, jakbyś chciała zaryczeć niczym lew i tym samym dać do zrozumienia innym ludziom, by do ciebie nie podchodzili, jeżeli im życie miłe. Też powinienem się odsunąć?

Spojrzałam na niego, ponownie a mężczyzna uniósł ręce w obronnym geście, jakby naprawdę coś mu groziło z mojej strony. Albo był aż tak ostrożny, albo nadal mi nie ufał. Nie wiedziałam, co powinnam ocenić jako gorsze. 

– Już nic nie mówię, ale jakby co, jeszcze kawałek będę szedł obok ciebie, w porządku?

Westchnęłam.

– Czy ja ci przy tym wyglądam, jakbym miała cię ugryźć?

– To pytanie retoryczne? – Próbował mnie rozbawić, ale że nie zareagowałam, jak się spodziewał, a jedynie posłałam w jego stronę wzrokowe pioruny, zreflektował się. – Okej, w porządku, już się zamykam. Tylko chciałem zapytać, jak się czujesz? Wydaje mi się, że nadal przeżywasz tę potyczkę z Hibbem. Nie martw się, on nie ma w zwyczaju długo nosić w sobie złości, jutro znowu będzie tryskał humorem, sama zobaczysz.

Jakoś nie byłam tego pewna, a jego słowa jakoś mnie nie uspokoiły.

– Przesadziłam, prawda? – zapytałam, gdy przystanęliśmy przy przystanku, a do przyjazdu autobusu pozostawało jeszcze kilka minut.

– Nie powiedziałbym. Zaskoczyłaś nas, to prawda, ale może to nauczy Hibba, by pomyślał dwa razy, zanim zleci ci jakiekolwiek zadanie. Szczerze mówiąc, jesteś o wiele pewniejsza siebie niż ja, gdy zaczynałem tu pracę, a wsparcie mogłem mieć jedynie w Hibbie i sierżancie, który wtedy jeszcze pomagał w przeszkoleniu nowego pracownika.

– Naprawdę to robił?

– Tak. Był świetny w przekazywaniu wiedzy. Te materiały, które ode mnie otrzymałaś, ja dostałem od niego. Możliwe, że i kolejnym osobom, które przyjdą po nas, także się przydadzą.

Skoro już tak sobie rozmawialiśmy, zahaczając przy tym również o przeszłość Goodwilla w departamencie, stwierdziłam, że mogę go zapytać:

– A czym zajmowałeś się, zanim dostałeś powołanie na drugiego pomocnika? Też brałeś udział w rekrutacji wewnętrznej?

Poza nami na autobus czekało zaledwie dwoje ludzi. Oboje zajmowali miejsce na ławeczce pod wiatą, toteż raczej nie słyszeli tego, o czym mówiliśmy. Musiałam to potwierdzić, bo jako pracownik departamentu bezpieczeństwa jedynie część informacji mogłam przekazywać zwykłym obywatelom bez siania paniki. Rozmowa o przeszłości, gdy nie wspominano o żadnym projekcie, zaliczała się do tematów neutralnych, ale i tak wolałam mieć się na baczności.

– Nie, z zewnętrznej. – Daniel nieco się do mnie przysunął i zniżył głos, tak że trzeba by stać krok od nas, by cokolwiek usłyszeć. On też wiedział, że nasze słowa mogą być wykorzystane do złych czynów, jeżeli nie będziemy się pilnować. Najwyraźniej uznał, ze jednak ten temat może dać początek dezinformacji w uszach niepowołanych osób. – Mój dawny współpracownik dał mi znać, że ktoś jest poszukiwany do departamentu, kto wspomagałby pracę sierżanta, jak i po części robił za ochroniarza. Miałem odpowiednie kwalifikacje i przeszkolenie, dlatego się zgłosiłem. Wewnętrzna rekrutacja bowiem nie wyłoniła idealnego kandydata. A trafiłem tutaj z armii. Generał, który był dzisiaj u nas, to mój były dowódca. 

Patrzyłam na niego przez moment uważnie, ale nie dało się po nim poznać, że kłamie. Uznałam wiec, że mówi prawdę, a ta była nieco zaskakująca.

– W armii? Ty?

Parsknął śmiechem, ale zdawał się nieco urażony.

– Tak, Gracie, byłem w armii. Właśnie ci o tym powiedziałem. To takie dziwne?

Teraz to zlustrowałam go wzrokiem z góry na dół. Fakt, nie można mu było odmówić muskulatury i dobrej postawy, ale na pierwszy rzut oka nie powiedziałabym, że kiedykolwiek był czynnym żołnierzem. Wychodzi na to, że naprawdę nie należy oceniać po pozorach ani własną miarą. Powinnam wziąć sobie tę naukę do serca.

– Jestem nieco zaskoczona – przyznałam – bo nie wyglądasz.

– Z tego względu, że nie mam już codziennie musztry i ćwiczę według grafiku z departamentu. Dawny wysiłek fizyczny nie jest mi już aż tak potrzebny, ale nie mogę pozwolić, by moje mięśnie zaniknęły. 

– Rozumiem. A dlaczego pożegnałeś się ze służbą? O ile mogę wiedzieć, oczywiście.

Nieco się zagalopowałam ze swoją ciekawością, a nie chciałam, by czuł, że jest mi winien jakieś wyjaśnienie. To już i tak bardzo dużo, że powiedział mi o swojej przeszłości, gdy pracowaliśmy razem raptem kilka tygodni. 

– To żadna tajemnica. Po prostu podczas jednego ze szkoleń na poligonie spróbowałem powstrzymać kolegę z pułku od popełnienia błędu, w wyniku czego sam zostałem na tyle ranny, że powrót do czynnego wykonywania obowiązków nie był już możliwy. Doszło też do tego, że cierpiałem na zespół stresu pourazowego i lepszym rozwiązaniem było szukać zajęcia gdzieś indziej niż pozostać nawet na cywilnym stanowisku w wojskowych szeregach. Więc oto jestem od jakiś czterech lat, gdzie jestem. I  całkiem mi tu dobrze. 

Mówił to takim lekkim tonem, a ja poczułam ukłucie bólu w okolicy serca. Przecież to nie mogło być dla niego łatwe. Widział już dla siebie ścieżkę, którą chciał kroczyć przez życie, ale los miał inny plan i oto znalazł się w tym miejscu. Mógł podchodzić do tego jak do zmiany, która wydarzyłaby się tak czy siak, ale podskórnie coś mi mówiło, że nadal nie przebolał tego, co się wydarzyło.

Byłam wdzięczna, że aż tak się otworzył, a że nie byłam zbyt dobra w pocieszaniu innych ludzi, uniosłam rękę, by poklepać go po ramieniu, i powiedziałam:

– Świetnie sobie radzisz. Naprawdę cieszę się, że mogę z tobą pracować.

Początkowo Daniel zdawał się myśleć, że mam zamiar się z niego ponabijać, ale nic z tych rzeczy. Nadal klepałam go po ramieniu i uśmiechałam się – miałam nadzieję, że dość przyjaźnie – i musiał przyjąć, że mówię prawdę. 

Odwzajemnił uśmiech.

– Dzięki, Gracie. Ja też się cieszę, że mogę z tobą pracować, bardzo dobrze ci idzie. A teraz pędź, bo to chyba twój autobus przyjechał, nieprawdaż?

Miał rację, pojazd właśnie wjeżdżał na przystanek, a ja niemal to przegapiłam, skupiona w tej chwili na nim.

– Racja! Dzięki za dzisiaj, świetna robota, pa! – krzyknęłam jeszcze, podbiegając do autobusu.

Drzwi zamknęły się tuż za mną, a ja odbiłam kartę i poszukałam sobie siedzącego miejsca. Zerknęłam przy tym przez okno i zobaczyłam, że Goodwill stoi, gdzie staliśmy, i macha mi. Automatycznie zrobiłam to samo i pomyślałam, że nonsensem byłoby poczuć do niego coś więcej niż tylko przyjaźń. 

Ale los miewał własne plany. 


2 komentarze:

  1. Hej. Ciekawy tekst. Pokazuje jak problemy ze złością mogą mieć wpływ na życie codzienne ale również na relacje w pracy. Szczególnie gdy pracuje się w otoczeniu gdzie hierarchia ma duże znaczenie. Zabawne było jak oceniła kolegę słysząc ze był w armii. Bo dokładnie mógł zareagować tak samo w stosunku do niej. Kobieta w armi. Nie ma co oceniać po okładce a być może ta wspola rzecz ich do siebie zbliży. Tak jak napisałaś nigdy nie wiadomo co los przyniesie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hello ;)
    Co mogę rzecz oprocz: wreszcie!! :D Wreszcie ktos utral Hibbowi nosa! Ciekawa jestem tylko jak to wplynie na relacje miedzy nim a Gracie, czy troche autorefleksji bedzie czy stanie sie jeszcze wredniejszy. Ciezko to przewidzieć.
    Dobrze opisane, sama poczulam te zlosc ci Gracie.
    A sprawy z Danielem widze ku dobremu ida ;D
    Czekam na wiecej!!!!

    OdpowiedzUsuń