Z piosenki wzięłam jedynie jazdę samochodem.
Tej „przeskakującej”, jeżeli tak można to określić, smugi nie umiałam odzobaczyć. Po raz kolejny serce podeszło mi do gardła, kiedy zdałam sobie sprawę, że tylko ludzie tacy jak ja i David, którzy widzą bóstwa, są w stanie zobaczyć je nie tylko w rzeczywistości, ale też uchwycone na zdjęciach czy nagraniach. To sprawiało, że nawet oglądanie filmów przed telewizorem było bardzo niekomfortowym przeżyciem, nie wspominając o wyjściu do kina.
To chyba tłumaczyło, dlaczego nie miałam żadnego życia towarzyskiego, prawda? Podejrzewałam, że Kaveri ma podobnie.
Zerknęłam na niego, czekając, aż coś powie. Mógłby nawet rzucić kolejnym przekleństwem, byle tylko tak nie milczał ze wzrokiem wlepionym w ekran laptopa. Ta cisza jakoś mi do niego po prostu nie pasowała.
– David? Wszystko gra?
– Nie, nie bardzo. – Moje pytanie chyba zdołało go nieco otrzeźwić. – Wiesz, też widziałem te dwie smugi, ale stwierdziłem, ze przez krople deszczu na kamerze rozprysło się światło i stąd ten drugi ślad. Nie wpadłem na to, że dwa tak samo kolorowe bóstwa mogły się pobić o jedną duszę.
Dla mnie to też nie było coś łatwego do przełknięcia, ale widziałam już kiedyś coś podobnego. Oczywiście z pewnej odległości, ukryta i zachowująca się tak, by bóstwa nie zorientowały się, że ktoś jest w stanie je zobaczyć. Jak i podczas tego wypadku, tak i wtedy to niebieskie weszły ze sobą w szranki. Dla zwykłego śmiertelnika nie wydarzyło się nic takiego: mężczyzna stał przy barierkach oddzielających deptak od piaszczystego wybrzeża i patrzył przed siebie na zachód słońca, ale nad jego lewym ramieniem dosłownie biły się dwa bóstwa. Trudno jest to opisać, bo na dobrą sprawę bóstwa nie mają takiej formy jak ludzie. Wyglądało to raczej jak dwa tańczące ze sobą płomienie, było po prostu bardziej złowieszcze. W tym czasie mężczyzna zdawał się być albo otumaniony lekami, albo całkowicie skamieniały w wyniku czegoś podobnego do szoku. A że znieczulica ludzka jest coraz powszechniejsza, nikt do niego nie podszedł zapytać, czy nic się nie stało. Potyczka trwała kilka minut, młodsze, nieco jaśniejsze bóstwo wygrało i wykopało poprzednika z ramienia. Mężczyzna odszedł po chwili jako żywiciel nowego bóstwa, kiedy stare ledwie czołgało się po podłożu.
Uciekłam, nim to pokonane zdało sobie sprawy, że ktoś je obserwuje.
Teraz mogłabym opowiedzieć Davidowi tę historię, ale zabrzmiałaby jak ciekawostka, nie wskazówka, co powinniśmy zrobić. Poza tym nie czułam się na tyle pewnie w jego towarzystwie, by dzielić się jakimikolwiek zdarzeniami ze swojego życia. Wystarczało, że prywatny detektyw i tak już mnie prześledził, co znaczyło, że znał mnie na ten moment lepiej niż ja jego. A to było nie fair. Z natury też nie byłam zbyt otwarta, musiał nieco się namęczyć, bym mu i zaufała, i zdradziła coś więcej ze swojego życia.
– Takie coś się zdarza – mruknęłam tylko. – Nie wyrzucaj sobie, że tego nie dostrzegłeś, nie możesz być nieomylny.
– W moim fachu to jednak lepiej jest wiedzieć więcej.
Na taki argument nie miałam odpowiedzi, nie ciągnęłam więc tego tematu.
David też chyba nie chciał dłużej o tym mówić, za to odszedł od biurka, chwycił za własny telefon, po czym zerknął na mnie.
– Zbieraj się, Abigail – rzucił do mnie. – Idziemy.
– Dokąd?
– Powiem ci, jak będziemy już w aucie. Musimy się jednak śpieszyć, by nie utknąć w korkach.
Dla mnie to był dzień wolny od głównej pracy, mogłam go sobie spędzić nawet i w największym korku, ale nie powiedziałam tego na głos. Wzrok Kaveriego jasno mówił, że żaden sprzeciw nie wchodzi w tym momencie w grę, że naprawdę czas gra tutaj rolę.
– Dobrze.
Wyszłam za nim z biura, odczekałam, jak zamykał za nami drzwi na klucz, i ruszyłam za nim niczym cień, kiedy kierowaliśmy się do metalowej puszki. Nie zdałam sobie wcześniej sprawy, że pod wieżowcem jest podziemny parking, uświadomiłam to sobie dopiero w windzie, gdy mężczyzna wcisnął przycisk z najniższą wartością, a po zjeździe i przekroczeniu drzwi znaleźliśmy się w czeluści wielu miejsc parkingowych.
Nie lubiłam podobnych przestrzeni. Zawsze wydawało mi się, że skądś z mroku wyłoni się postać pełna złych zamiarów. Nie wiedziałam, skąd mi się to wzięło – nie oglądałam bowiem filmów, które miałyby podobne sceny (nie robiłam tego z wiadomych, wspomnianych wcześniej powodów), ani nie przeżyłam nigdy niczego takiego. Po prostu kiedy tylko się w nich znalazłam, dopadał mnie trudny do wyjaśnienia niepokój, nad którym nie umiałam zapanować. Przez to szłam nawet nieco bliżej Kaveriego, by się nie zgubić i nie poczuć jeszcze bardziej zagrożona.
Sądziłam, że mężczyzna nie dostrzegł mojego zachowania, ale kiedy tylko znaleźliśmy się miedzy zaparkowanymi autami, zerknął na mnie, gdy zapinałam pas, i zapytał:
– Co, podziemne parkingi są aż tak straszne?
W pierwszej chwili nie wiedziałam, co mam mu na to odpowiedzieć. Bo człowiek nie lubi przyznawać się do swoich słabości, czasami nawet stawienie im czoła bywa trudne, ale czy powinnam zawsze kryć się ze swoimi odczuciami i myślami? Na ten moment nie było w moim otoczeniu nikogo poza Davidem, z kim prowadziłabym dłuższe rozmowy – te w pracy były naprawdę błahe, jeżeli tylko nie dotyczyły wykonywania obowiązków.
– Tak, dla mnie są. Trudno ocenić, co może się kryć w ich mroku.
Mężczyzna na moment zamyślił się, prowadząc mnie przy tym do białego SUVa, który pewnie nie należał do tanich – chyba powinnam mu uwierzyć, kiedy wspominał, że stać go i na moje zatrudnienie, i na inne rzeczy – nie odezwał się również, gdy zajęliśmy miejsca. Wydobył z siebie dźwięk dopiero po wyjechaniu na powierzchnię i włączenie do ruchu.
– Dla mnie groźniejsze jest to, co może wydarzyć się w blasku dnia – rzekł tylko, rzucając mi szybkie spojrzenie.
Teraz to ja ucichłam, wyglądając przez okno i starając się dostrzec, dokąd zmierzamy. Jak kilka ulic było mi znanych, bo sama się nimi poruszałam, zmierzając do biura Kaveriego, tak po trzech minutach jazdy nie byłam już taka pewna, jaki jest nasz cel.
– Gdzie jedziemy? – zapytałam, dostrzegając, że mężczyzna na mnie patrzy. Przez myśl przemknęła mi błagalna modlitwa, by Kaveri nie wpakował nas w żadną stłuczkę. Na dobrą sprawę niewiele o nim wiedziałam, a mogło przecież okazać się, że jest fatalnym kierowcą. Na razie to było kilka minut w centrum miasta, niespodzianką mógł się okazać na obrzeżach. – To gdzieś daleko?
– Nie, niedaleko. Jedziemy na komisariat, który zajmuje się wyjaśnieniem tego zdarzenia, tak się składa, że w zespole śledczym jest mój kumpel. To on poprosił o konsultację.
– Rozumiem.
Właściwie to nie do końca wiedziałam, dlaczego prywatny detektyw miałby pomagać jednostce policji i to w dodatku już jakiś czas od zdarzenia – minął przecież ponad tydzień od tamtego samobójstwa – ale z drugiej strony David miał zdolność, która wyróżniała go na tle innych ludzi i może faktycznie okazywała się być wielce przydatna służbom państwowym.
W mieście znajdowały się trzy posterunki, pod jurysdykcję każdej z nich podlegały cztery dzielnice, do dwóch także dwie mniejsze miejscowości zlokalizowane tuż przy granicy. Wiedziałam to, ilu mniej więcej funkcjonariuszy jest zatrudnionych, bo przed kilkoma miesiącami pomagałam przy artykule na temat lokalnych służb, ale nie miałam wśród nich nikogo na tyle znajomego, by znać szczegóły jakiejkolwiek sprawy. Teraz, za sprawą Davida, to mogło ulec zmianie.
Nie rozmawialiśmy więcej podczas drogi, pogrążyłam się we własnych myślach, kiedy mój nowy pracodawca sprawnie, ku mojemu zaskoczeniu, prowadził pojazd, nie stwarzając zagrożenia na drodze. Musiałam przyznać, że wychodzi mu to lepiej niż mnie, która wolała korzystać z transportu publicznego niż denerwować się tym, że wjedzie komuś w zderzak.
Komisariat, na który prowadził detektyw Rey, okazał się być tym położonym na zachód od centrum miasta. Wcześniej rzadko kiedy zdarzało mi się bywać w tej okolicy, większość spraw – zawodowych, urzędowych i nielicznych towarzyskich – załatwiałam w obrębie własnej dzielnicy, toteż z zaciekawieniem wyglądałam przez okno. Przyglądałam się budynkom zlokalizowanym przy posterunku, jemu samemu i ludziom, którzy kierowali się do jego środka lub właśnie go opuszczali. Wyglądało to niemal identycznie do tego, co pokazywano w tych serialach prawniczych i kryminalnych, które udało mi się jeszcze obejrzeć, zanim od widzenia bóstw robiło mi się słabo i porzuciłam to zajęcie. David znalazł miejsce parkingowe, tym razem na powierzchni, bo w pobliżu nie było podziemnego, i na nowo mogliśmy oddychać świeżym powietrzem.
Dlatego wzięłam głęboki wdech, po tym wydech i byłam w stanie uśmiechnąć się z powodu nowej przygody. Nie umiałam powstrzymać się od dreszczu ekscytacji. Po raz pierwszy w życiu mogłam mieć dostęp do danych policji, które dla zwykłego śmiertelnika są niedostępne. Przynajmniej tak mi się wydawało, że będzie.
– Proszę za mną – rzucił mój nowy szef i ruszył w stronę głównego wejścia budynku.
Szłam za nim niczym uczennica za nauczycielem, ale można było powiedzieć, że jest to do siebie bardzo podobne.
W środku było chłodniej niż na zewnątrz, jakby ktoś usilnie dbał, by wentylacja pracowała, zamiast jedynie „zdobić” wnętrze. David skierował się do recepcji, gdzie pokazał coś wyciągniętego z kieszeni – ze swojego kąta nie byłam w stanie zobaczyć, co tam jest – na co przyjmujący nas policjant skinął głową i powiedział, że możemy przejść, tylko dla mnie potrzebna jest przepustka. Dlatego podałam mu swój dowód osobisty, wypełniłam krótki formularz i nawet dałam zrobić sobie zdjęcie, choć byłam pewna, że moje włosy nie prezentują się najlepiej. Ach, trzeba je było związać, a nie pozostawić rozpuszczone. Przygładzenie dłonią chyba niewiele dało, co wnioskowałam po spojrzeniu, jakie posłał mi Kaveri. Ale nic nie powiedział, ja też nie chciałam ciągnąć go za język. Po prostu odebrałam przepustkę i wraz z pracodawcą przeszłam do wielkiego pokoju z licznymi biurkami, za którymi siedzieli detektywi i policjanci.
I właśnie tak wyobrażałam sobie wejście do świata służb mundurowych strzegących prawa.
Okej, może nie aż tak.
Bo chciałam wierzyć, że detektywi to raczej sami prawi ludzie są, jednak liczba zielonych bóstw kazała mi podejrzewać, że co niektórzy dość szybko byliby w stanie przymknąć oczy na jakieś wykroczenie za odpowiednio dobrze wyposażoną kopertę. Do tego dochodziły też niebieskie bóstwa widoczne u tych, którzy właśnie siedzieli i byli wstępnie przesłuchiwani. Nie umiałam powstrzymać się od wzdrygnięcia, kiedy przechodziliśmy obok jednego mężczyzny, który spojrzał na nas, a w jego oczach dało się dojrzeć chęć wyrządzenia komuś krzywdy. David także to wyczuł, bo momentalnie zamienił się ze mną miejscem, jakby nie chciał, by potencjalny atak uderzył we mnie.
Nie rozglądałam się za bardzo, by nie zwrócić na siebie czyjeś uwagi, poza tym Kaveri zdawał się iść przed siebie tylko w jednym celu. Szybko zrozumiałam, dlaczego tak jest – faktycznie prowadził nas ku konkretnej osobie, która zajmowała biurko prawie że na końcu pomieszczenia.
– Ben, jesteśmy! – zakrzyknął, by funkcjonariusz nas dostrzegł. Już po chwili znaleźliśmy się w polu widzenia nieznanego mi jeszcze człowieka.
Zwykle, kiedy poznawałam kogoś nowego, byłam na tyle spięta, że nie zwracałam uwagi na czyjąś aparycję, a skupiałam się na tym, by wywrzeć w miarę dobre wrażenie. Tym razem jednak nie mogłam się powstrzymać, aż przystanęłam w miejscu, widząc tak piękną osobę. Nie chodziło jedynie o twarz o idealnej proporcji, intensywny kolor oczu, ale też o wzrost i samą sylwetkę. Jakby ktoś wyrzeźbił go z marmuru, po czym tchnął w niego życie i nakazał szerzyć dobro na tym podłym i pełnym łez padole.
Detektyw zerknął w naszą stronę i uśmiechnął się na widok Davida. Nawet uśmiech miał piękny. A ja powinnam mimo to zachować się profesjonalnie, bo przecież byliśmy tu w celach zawodowych, nie towarzyskich. Swoje myśli i odczucia mogłam tym razem zachować jedynie dla siebie.
Tym bardziej, że mogłabym wypalić coś głupiego również na temat bóstwa, które siedziało na jego ramieniu. Bo i o nim można było powiedzieć, że jest inne od pozostałych, jakie do tej pory widziałam. Czerwone – czyli Ben musiał być naprawdę dobrym człowiekiem, który rusza z odsieczą, kiedy komuś lub czemuś dzieje się krzywda – ale nie w intensywnie mocnym kolorze, a przełamane nieco bielą. Nie byłam pewna, czy umiałabym nawet stworzyć taką barwę. Kątem oka zerknęłam na Kaveriego, który zdawał się w ogóle nie dziwić takiemu bóstwu. W ogóle nawet nie zerknął w stronę tego ramienia, ja natomiast musiałam się upomnieć, byle tylko nie zdradzić się ze swoim „darem”.
– Dzień dobry – odparł policjant. – Zaczekajcie na mnie na korytarzu, dobrze? Muszę jeszcze coś załatwić u szefa, zaraz do was wyjdę. David, kawa jest na mnie.
– Zrozumiałem.
Nie umiałam określić, co dokładnie kryje się w tej wypowiedzi, czy to jakiś kod, używany przez obu mężczyzn, którego nie dane mi było poznać, ale posłusznie wróciłam się tą samą drogą, drobiąc za Kaverim. Na wspomnianym korytarzu chciałam się po prostu zatrzymać, ale szef ruszył w stronę zlokalizowanego nieopodal automatu z napojami. Właśnie z kawą i herbatą. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wypiliśmy tej, którą przygotował nam w biurze, bo przecież się spieszyliśmy. Pewnie dlatego Kaveri bez wahania przystał na sugestię swojego kumpla.
– Czarną, prawda?
Mężczyzna zdawał się chcieć pokazać, że zdołał się już czegoś o mnie dowiedzieć. Nie potrzebowałam się odzywać, wystarczyło w odpowiedzi skinąć głową, by po chwili rozległ się dźwięk automatu wydającego z siebie kiepskiej jakości rozpuszczalną. Podejrzewałam, że będzie smakować jak w biurze redakcji, gdzie zjawiałam się do dwóch razy w tygodniu, powinnam więc zdołać ją przełknąć zamiast wypluć na podłogę.
David wybrał również napój na siebie, odpowiadając też za płatność – tych kilka dolców mogłam później wcisnąć mu do kieszeni lub powiedzieć, by odciągnął je z mojej pensji – i jakoś nie pałał chęcią prowadzenia dialogu, co było mi na rękę. Potrzebowałam bowiem przestrzeni do tego, by mentalnie przygotować się na możliwy powrót do tamtej sali pełnej ludzi i bóstw. Ne lubiłam podobnych sytuacji, bo nadal nie nauczyłam się skutecznie ignorować istoty nad cudzymi ramionami. Chyba dobrze byłoby podpytać Davida, jak on to robi, że w ogóle zdaje się nie zwracać na nie żadnej uwagi.
– Proszę.
Szef podał mi kubek, a ja przyjęłam go, próbując się przy tym przyjaźnie uśmiechnąć, w końcu to był miły gest, jakby na to nie spojrzeć.
– Dziękuję.
Kaveri nie przysiadł obok mnie na plastikowym krzesełku z obiciem, jakie ustawiono wzdłuż ściany obok automatu, a jedynie obrócił się nieco i spojrzał w stronę pokoju, z którego spodziewaliśmy się nadejścia policjanta.
Na razie jednak, zamiast niego, byliśmy świadkami wprowadzania na komendę wyrywającego się mężczyzny – na oko miał nieco ponad pięćdziesiąt lat, prawie łysą głowę i szaleństwo w oczach – który obracał się za siebie i krzyczał w stronę wchodzącej za nim, wyraźnie przestraszonej kobiet:
– To ją powinniście zamknąć, nie mnie! To ona jest wszystkiemu winna! Szatan w ludzkiej skórze! Ten cygański pomiot na pokuszenie wodzi mnie i dlatego się taki staję! To jej wina, nie moja, nie mój grzech!
Skrzywiłam się, słysząc te wrzaski, do tego obawiałam się o nieznajomą – może i weszła w asyście policjantów, ale ten narwany mężczyzna wyglądał na gotowego, by rzucić jej się do gardła i przegryźć tętnicę. Jego niebieskie bóstwo przybrało barwę prawie że burzowego nieba, przez co przeszły mnie dreszcze. Ten kolor mógł kojarzyć się z nadchodzącą katastrofą.
Ale chyba tylko mnie to ruszyło, bo David odprowadził nowo przybyłych, prowadzonych do tamtego pomieszczenia, wzrokiem i rzucił krótkie:
– Urocze.
Zdębiałam. Dla niego naprawdę było w tym coś uroczego? Bo jakoś tonu ironii w jego wypowiedzi nie dosłyszałam. Ale może tak miał, że nie umiał go nadać w swoich słowach? Chyba trzeba było czasu, bym się tego dowiedziała.
– Przerażające – rzuciłam w odpowiedzi i upiłam łyk kawy, która okazała się być taka, jak podejrzewałam. Paskudna.
David zerknął w moją stronę.
– Z czasem przekonasz się, że w tym fachu, przy tylu możliwych okropieństwach, jakie się mogą wydarzyć, takie przezywanie to naprawdę coś uroczego.
Na usta pchała mi się uwaga, że przecież mogę w każdej chwili zrezygnować z tej współpracy – sam to przecież zaznaczył – ale nie dane mi było wypuścić jej z siebie, bo właśnie z pokoju wszedł mężczyzna, do którego wcześniej zaprowadził nas Kaveri, i ruszył w naszą stronę. Starałam się nie patrzeć na jego bóstwo, ale kiedy próbowałam spojrzeć mu w twarz, czułam się przytłoczona jego pięknem. Jakby ktoś kazał mi obcować ze sztuką, kiedy nie jestem do niej przyzwyczajona, i przy tym nie dawał żadnej możliwej drogi ucieczki.
Detektyw chyba nie wiedział, jak na mnie działa, skupiony na Davidzie, który już wyciągał do niego rękę na powitanie. Uścisnęli je sobie, a mój nowy pracodawca rzucił:
– W twoim ulu to chyba nigdy nie ma spokoju, co?
– Cóż, tak to właśnie wygląda. Dziękuję, że przyjechaliście tak szybko. – Spojrzał na mnie na odrobinę dłużej, bo przecież to było nasze pierwsze spotkanie, należało zachować się kulturalnie. – A to…?
Rey wziął na siebie czynienie honorów.
– To Abigail, obecnie mój pracownik na zlecenie, a w przyszłości żona.
Przez sekundy nie rozumiałam, co takiego powiedział. Jaka niby „przyszła żona”? Znaliśmy się krótko, właściwie można było to zliczyć w godzinach, skąd mu się wzięło podobne przekonanie? Jeżeli wyciągnął taki wniosek ze względu na zbieżność imion jak w Biblii, to chyba znowu powinnam mu nieco przemówić do rozumu.
Ale wpierw na usta pchał mi się sarkazm.
Spojrzałam na niego jak na wariata, do tego wyrwało mi się:
– Znów się prosisz, by oblać cię kawą.
Dla potwierdzenia swoich słów zbliżyłam rękę w jego stronę i nieco ją uniosłam. Infantylne, ale sam się o to prosił. David zmrużył nieco oczy.
– Ale ty jesteś nieczuła – rzucił, widocznie niezadowolony, że nie podzielam jego entuzjazmu co do podobnego planu. – I tak żądna przemocy.
– Bo mnie prowokujesz.
Przyglądający się nam policjant zdawał się nie wiedzieć do końca, jak ma zareagować, dlatego pospieszyłam mu nieco na ratunek. Wyciągnęłam w jego stronę wolną rękę, by przywitać się jak należy.
– Dzień dobry, jestem Abigail Oh, pomagam temu tutaj, bo uznał, że sam nie ze wszystkim daje sobie radę. Miło mi pana poznać.
– Dzień dobry, sierżant Benjamin Jill. Mnie też jest miło. Proszę, mówmy sobie po imieniu, skoro jesteśmy w podobnym wieku i oboje znamy tego tutaj.
„Ten tutaj’ chyba nie był zadowolony, że zaczęliśmy go tak nazywać, wyraźnie się nachmurzył i prawie że piorunował nas wzrokiem. Nic sobie z tego nie zrobiłam, przecież to nie było w żaden sposób obraźliwe.
– Mówiłeś, że coś znaleźliście? – Benjamin od razu przeszedł do sedna, a ja upiłam kolejny łyk kawy, nie będąc pewna, czy mogę włączyć się w tę rozmowę. Tylko zauważyłam próbę walki bóstw, a raczej Jill nie był podobny do mnie i sam ich nie dostrzegał. Lepiej było trzymać język za zębami, zamiast się niepotrzebnie wychylać.
– Tak – odparł David. – choć zgodnie z tym, co sami ustaliliście, to było samobójstwo, nikt go do tego nie nakłaniał, to wydaje nam się, że jeden ze świadków dziwnie się zachował chwilę po zdarzeniu. Z nagrań trudno stwierdzić, co dokładnie, ale było w jego zachowaniu coś, co każe podejrzewać, iż planuje coś niedobrego.
Zabrzmiało to trochę jak w ustach pewnych literackich bohaterów, ale nie o tym powinnam teraz myśleć.
Detektyw Jill zamyślił się na moment, po czym spojrzał na Davida, a potem na mnie.
– Jesteście w stanie wskazać mi moment, z którego wywnioskowaliście taką konkluzję?
David również na mnie spojrzał, a ja skinęłam potakująco głową. To wystarczyło im obu za odpowiedź.
– W takim razie chodźcie – Ben ruszył korytarzem, ale nie zmierzał do tamtego dużego pokoju, a gdzieś dalej. – Musimy sprawdzić, czy uda nam się uzyskać jego dane identyfikujące.
Co było robić? Słuchać się, bo na ten moment byłam jedynie pionkiem w tej grze, której zasad jeszcze do końca nie znałam.
Hej hej :) milo mi, ze powrocilas do tego uniwersum, bo mnie zaintseresowalo ostatnimi czasy.
OdpowiedzUsuńCiekawy opis bostw. Niby maja taka moc i wplyw na ludzi, a jednak niektore wydaja sie tak niepozorne i bezradne.
Tak mi przyszlo do glowy, ze dla bostw, ludzie sa jak simsy, steruja nimi, aby dostac namiastke inne zycia i istnienia jakos cos innego
Poki co wideze je jako energie o rownych kolorach
Odwazna jest wsiadajac do samochodu z obcym czlowiekie, bo przeciez dla niej jest calkiem obcy i troche dziwny swoja droga
Juz widzialam w wyobrazni jak Kaveri przewraca oczami na jej poprawianie wlosow do zdciecia na przepustce :D
Przyznam, ze sama nie potrafie pisac takiech kryminalow , nawet z elementami fantastyki. Dobrze wprowadzasz nas do swiata detektywow, policji i roznych spraw w swoich tekstach.
bardzo intrygujace to, ze dziewczyna moje wiedziec te bustwa i zmieniajace sie ich kolory, przewidujac kolejne zachowanie danego czlowieka.
Z jednej strony wskazuje to na to, ze czlowiek nie powinien brac zadnej odpowiedzialnosci za swoje czyny bo w gruncie rzeczy nie sa jego wina, ale jak sie odciac od takiego bustwa to jest pytanie.
Tak jakby czlowiek byl dla nich tylko naczyniem, cialem ktore mozna sobie pozyczyc.
Fajne uniwersum, pisz w nim dalej :)
Nooo, robi sie coraz ciekawiej! Choc musze przyznac, ze liczylam na wiecej piosenki ;(
OdpowiedzUsuńSpostrzeżenia Abigeil ciekawie się czyta, są dosc humorystyczne miejscami, a miejscami bardzo powazne, jak opisy bostw.
Interesuje mnie tez nowa postac, Ben wydaje sie taki... niesazitelny. Jestem ciekawa, czy to dobre pierwsze wrazenie, hm. Bostwo przemawia zactym, ze tak. Jestem ciekawa.
– To Abigail, obecnie mój pracownik na zlecenie, a w przyszłości żona.
Haha, ze co? To juz sobie niezle dopowiedzial, ale podoba mi sie to! ;D
I to jak okreskali davida tego tu xd wyobrażałam sobie jego zdegustowana mine xd
Natomiast nie jestem pewna zwrotu wnioskować konkluzje... dla mnie to albo "skad ta konkluzja" albo "skad ten ten wniosek " , ale wypowiada to zdanie postac, wiec nie wszystko musi byc poprawnie, wiadomo.
Czekam na ciag dalszy!